poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Tom II Rozdział 9.

Chciałam was jeszcze przytrzymać, ale nie dałam rady ;p 
Dziękuję za wszystkie komentarze. Mam nadzieję, że niedługo wszystko wam się wyjaśni. Czasem jestem przerażona waszą domyślnością. Już nie ma żadnych niespodzianek... Ale cieszę się, że lubicie czytać moje opowiadanie ;) 
Miłego czytania! 
___________________
Rozdział 9. "Pechowy dzień"
Draco spędził noc u Harry’ego. Jedynie musiał wieczorem pójść po książki na następny dzień i był gotów. Ubrania pożyczył od męża jako, że byli znowu mniej więcej tego samego wzrostu i budowy.
Od rana Hermiona dobijała się do pokoju Harry’ego lecz nie było żadnego odzewu. W końcu postanowiła użyć zaklęcia. Gdy otworzyła drzwi okazało się, że nie ma ich w środku. Warknęła sfrustrowana i ruszyła do Wielkiej Sali na śniadanie.
- Dlaczego na mnie nie zaczekaliście? - spytała dosiadając się do blondyna i swojego przyjaciela.
- Bo Draco był głodny i marudził mi nad uchem - mruknął Harry pochłaniając jajecznicę z keczupem i tosta.
- Kawa - powiedział blondyn ledwo przytomnie i na oślep zaczął szukać dzbanka z czarnym złotem.
- Głodny kofeiny. Rozumiem - przytaknęła i odwróciła się od nich w stronę Ginny by coś się zapytać.
- Nie uważasz, że Severus dziwnie dziś wygląda? - spytał Draco wskazując na nauczyciela eliksirów siedzącego obok profesor transmutacji.
- Jakby był niewyspany i przestraszony. Porozmawiam z nim po lekcji - obiecał Potter posyłając ojcu pytające spojrzenie. Ten tylko zbył go machnięciem ręki i odszedł od stołu zapewne po to, by przygotować salę do lekcji.
- Najpierw dwie lekcje OPCM-u?
- Tak, Draco. Potem jedna Eliksirów, przerwa, Czarna Magia i dwie godziny rozszerzonych Eliksirów.
- Super - mruknął Malfoy podnosząc się z miejsca i zmierzając do sali OPCM-u.
Dotarli tam jako pierwsi. Ślizgoni jak zwykle mieli tę lekcje z Gryfonami. Harry, Hermiona i Draco stali po jednej stronie wraz z kilkoma osobami ze swojego domu, a po drugiej stronie korytarza zbierali się Ślizgoni wpatrując się w blondyna.
- Co oni się tak na ciebie gapią? - spytał Harry nachylając się do ucha męża.
- Nie wiem. Nie obchodzi mnie to - wzruszył ramionami i wszedł do sali zaraz za nauczycielką.
Zajęli miejsca. Oczywiście Gryffindor na prawo, Slytherin na lewo, a po środku wyrzutki  z obu domów. Jedynie Draco usiadł z Harrym w ostatniej ławce w prawym rzędzie.
- Na moich zajęciach nie będziecie potrzebowali książek. Wiem, że kazali je kupić, ponieważ poprzedni nauczyciel tak kazał - mówiąc to Lasandra zerknęła na Harry’ego, po czym kontynuowała przenosząc wzrok na resztę uczniów. - Jak wiecie, nazywam się Lasandra Emet, ale mówcie mi Lasandra. W obecności innych nauczycieli możecie dodać profesorze, ale nie koniecznie. Stawiam na praktykę, więc co kilka lekcji będę robić mały sprawdzian z dotychczasowego materiału. Mam nadzieję na przyjemną atmosferę zajęć i brak nieporozumień pomiędzy domami. Nie uznaję tego, że ćwiczycie jedynie wewnątrz zamkniętej grupy znajomych, bo w walce nie powiecie : „Hej, nie znam cię, więc nie będę z tobą walczyć.” lub „Byłeś w Slytherinie, a ja ze Ślizgonami nie walczę.” Oczywiście mówię to tylko w odniesieniu do tej klasy. Rozumiecie? Dlatego na każdej lekcji oczekuję, że znajdziecie sobie inną osobę do ćwiczeń. Jednak jeśli zobaczę, że zaklęcia używane w pojedynkach przekraczają poziom szkolny i są niebezpieczne, nie zawaham się odejmować punktów i przyznawać szlabanów. To tyle na wstępie, więc do dzieła.
Uczniowie spakowali książkę i zeszyt, wstali od ławek, a te jak na zawołanie odsunęły się pod ścianę robiąc miejsce na środku klasy.
- Zapraszam do pojedynku. Chcę zobaczyć wasz poziom. Kto pierwszy?
Nikt nie kwapił się by wyjść na środek i się zaprezentować. Lasandra uśmiechnęła się i wskazała na Harry’ego.
- Pan Snape-Malfoy z panem Malfoy’em na początek. Zobaczymy, co umiecie.
Uczniowie otworzyli usta ze zdumienia i wpatrywali się w nich niedowierzaniem. Po chwili zaczęli do siebie szeptać i zastanawiać się, o co chodzi z ich nazwiskami. Jedynie osoby z bandy obecne na lekcji stały bez słowa zainteresowane wystrojem klasy bądź własnymi paznokciami.
- Choć, Draco. Pokażemy im co to znaczy dobry pojedynek - zachęcił Harry wychodząc na środek.
- Przegrasz tym razem - zapewnił Draco wyciągając różdżkę.
- Zobaczymy - mruknął brunet i ustawił się w odpowiedniej odległości.
Lasandra jednym ruchem różdżki wyczarowała zaporę, by żadne zbłąkane zaklęcie nie trafiło obserwatorów.
- Zaczynajcie - powiedziała i obserwowała latające w obie strony zaklęcia.
Musiała przyznać, że ich poziom był niezwykle wysoki. Widać było, że Severus i Lucjusz zadbali o ich dodatkowe wykształcenie. Poza tym dało się wyczuć, że walczyli już ze sobą. Wiedzieli do czego zdolna jest druga osoba, jakie zaklęcia lubi, w którą stronę robi uniki i mniej więcej jaką ma moc. A tą było czuć w powietrzu. Powietrze było przesycone mocą i wibrowało od jej nadmiaru.
W pewnym momencie Harry stracił różdżkę, ale nie wydawał się tym zmartwiony. Nie przestał rzucać zaklęć w stronę męża. Lasandra chciała przerwać pojedynek jednak uznała, że jeżeli Potter radzi sobie równie dobrze bez różdżki, to nie warto im przeszkadzać. Po kolejnych dziesięciu minutach uznała, że bez różdżki brunet radzi sobie o wiele lepiej. Łatwiej jest mu kontrolować magię, jej przepływ i ilość, a także jego magia wykonuje dokładnie to, co on chce. Nie musi trzymać się sztywnych reguł i przepisów. Robi co chce.
Było widać, że obaj są zmęczeni. Ich ruchy stały się nieco ociężałe, zaklęcia latały wolniej. W pewnej chwili Draco rzucił dwa zaklęcia jedno po drugim, a Harry wyczarował tarczę i jedno zaklęcie zostało pochłonięte, jednak tarcza nie wytrzymała dostatecznie długo i drugie ugodziło go w nogę. Upadł do tyłu i z uśmiechem na ustach podniósł głowę do góry.
- Wygrałeś, Smoku.
- A nie mówiłem? - spytał Draco i zaśmiał się.
Podszedł do swojego męża i pomógł mu wstać. Założył sobie jego rękę na ramię, ale po namyśle wziął go na ręce i zaniósł do ławki. Tam posadził i nakazał siedzieć.
Harry tylko prychnął, ale ból był na tyle silny, że nie spierał się.
- Piękna walka, chłopaki. Slytherin dostaje trzydzieści punktów za wygraną w pięknym stylu, a Gryffindor piętnaście, za umiejętności ucznia.
- Dziękuję pani prof… Lasandro - poprawił się widząc surowe spojrzenie nauczycielki. - Mógłbym zabrać Harry’ego do Skrzydła Szpitalnego, żeby profesor Pomfrey zobaczyła jego nogę?
- Tak, oczywiście - zapewniła i odwróciła się do reszty klasy. - A wy dobierzcie się w pary i ćwiczcie wszystkie znane wam zaklęcia. Tylko przypominam! Bez zbędnej agresji.
Draco podszedł i ponownie wziął męża na ręce. Ten zaczął protestować, ale szamotanie się w rękach ukochanego jedynie zwiększyło ból w nodze.
- Nie byłbyś w stanie iść sam - powiedział Draco schodząc ze schodów i skręcając w korytarz po lewej.
- Skąd wiesz?
- Wiem jak działa to zaklęcie. Powoli paraliżuje nerwy. Jeżeli siedzisz spokojnie, szybciej puszcza, ale jeżeli szamoczesz się jak przed chwilą, łapie mocniej, przechodzi na mięśnie i nie jesteś w stanie nic zrobić. Oczywiście puszcza po jakimś czasie, ale trwa to dłużej i jest bardziej męczące.
- No dobrze - naburmuszył się Harry i zapatrzył się w drugą stronę.
Malfoy potrząsnął głową z politowaniem i plecami pchnął drzwi dziękując, że otwierają się do środka. Przywołał na twarz uśmiech i położył Harry’ego na pierwszym łóżku z brzegu.
- Dzień Dobry pani Pomfrey - powiedział podchodząc do pomieszczenia pielęgniarki. Szybko wytłumaczył o co chodzi i już po chwili kobieta podeszła do unieruchomionego bruneta z tacą i mnóstwem lekarstw.
- Dam ci kilka eliksirów, ale będziesz tu musiał zostać na resztę lekcji. Dam znać twojemu ojcu…
- Nie trzeba. On już wie - powiedział Harry uśmiechając się przepraszająco.
Jak na zawołanie do pomieszczenia wszedł Severus i od razu skierował się w stronę jedynego zajętego łóżka.
- Cześć ojciec - mruknął Potter unikając spojrzenia mężczyzny.
- Coś se znowu zrobił? - spytał, ale zerkał na Dracona wiedząc, że jak Gryfon się uprze, to nie ma mocnych.
- To tylko zaklęcie paraliżujące. Nic wielkiego - Malfoy machnął zbywająco ręką i uśmiechnął się pocieszająco do męża.
- Lasandra…
- Profesor Emet - upomniał go Snape.
- Kazała mówić do siebie po imieniu, a w obecności innych nauczycieli dodawać profesor, ale nie koniecznie. W każdym razie profesor Emet poprosiła, żebyśmy się pojedynkowali. Mogę dodać, że nie użyła naszych imion tylko wywołała po nazwisku. Wiesz jakie miny mieli wszyscy w sali? Co najmniej głupie. Snape-Malfoy i Malfoy do pojedynku - zaśmiał się Harry, ale widząc wzrok ojca wwiercający się w niego momentalnie przeszła mu ochota na żarty. - No więc pojedynkowaliśmy się, w pewnym momencie straciłem różdżkę… A właśnie, Draco, gdzie ona jest?
- Mam ją przy sobie - zapewnił Malfoy i nakazał gestem by kontynuował.
- Straciłem różdżkę i widziałem, że Lasandra chce przerwać pojedynek, więc pokazałem, że radzę sobie z magią bezróżdżkową. Męczę się jednak szybciej i Draco rzucił dwa zaklęcia po sobie. Jedno zniwelowała tarcza, a drugie trafiło mnie w nogę. Ot i cała historia.
- Sam tu przyszedłeś po oberwaniu takim zaklęciem? - nie dowierzał Snape spoglądając to na syna to na… chrześniaka.
- Sądzisz, że on by mi dał iść samemu? - spytał i wskazał na Dracona, który spoglądał na nich z miną niewiniątka, jakby nie chodziło o niego.
- No tak. Mogłem się domyślić - mruknął Severus i poszedł porozmawiać z pielęgniarką.
- Ja wrócę na lekcję i przyjdę po ciebie wieczorem, okey?
- Jasne.
- Harry, Pomfrey da ci zmodyfikowany eliksir i dasz radę przyjść na pierwsze Eliksiry.
- Dobrze, tato - mruknął Harry.
- Coś ci się nie podoba? - spytał Snape zbliżając się do niego.
- Nie, nie - zapewnił gorąco Harry wyciągając przed siebie ręce.
- Tak myślałem. Draco, co teraz masz?
- Drugą godzinę OPCM.
- Przekaż profesor Emet, że chcę ją widzieć wieczorem u siebie.
- Oczywiście - zapewnił i patrzył jak Snape wychodzi.
- Jak myślisz, o czym będą rozmawiać? - spytał Harry, kiedy drzwi za jego ojcem zamknęły się z głuchym trzaskiem.
- Nie wiem, ale miał taki wyraz twarzy, że mam wrażenie, że to nie będzie miła rozmowa.
***
Rzeczywiście, po zmodyfikowanym eliksirze, mógł znowu poruszać nogą i niestety musiał pójść na nieszczęsne eliksiry. Dotarł tam przed resztą i był zmuszony poczekać na Dracona, który przyniesie ze sobą jego rzeczy. Usiadł pod ścianą opierając się o nią. Przymknął oczy i po raz kolejny zastanowił się nad Lasandrą, nad tym, co ona tu robi i po co go nęka. Miał wrażenie, że cały świat nastawił się przeciwko niemu.
Nie wiedział jak ma się do niej odnosić, jak ją traktować. Czuł się niepewnie. Dodatkowo cały czas miał wrażenie, że go obserwuje. Za każdym razem jednak odwracała wzrok, a kiedy już ich spojrzenia zwarły się, w jej oczach widział niepewność, ból, smutek i tajemnicę.
Bał się tego, co może od niego chcieć i tego, co skrywa.
Rozmyślania jednak przerwało nadejście jego przyjaciół i Dracona, który w ręce niósł jego plecak.
- Lasandra prosiła, żebyś podszedł do niej po lekcjach - powiedziała Hermiona uprzedzając Dracona.
- Powiedziała po co? - spytał wstając i odbierając swoje rzeczy.
- Niestety nie.
Z sali zaczęli wychodzić uczniowie z drugiej klasy. O dziwo w sali nie śmierdziało, nie wydobywał się z niej żadna podejrzana mgła, więc kiedy ostatnia osoba wyszła, zaraz zaczęli wchodzić i zajmować swoje miejsca.
Harry usiadł w ławce z tyłu, a do niego dosiadła się Hermiona piorunowana wzrokiem przez Dracona. Blondyn widząc Neville’a siedzącego samemu pomachał do niego i zaczął się przeciskać w stronę jego ławki.
- No, no… Draco Malfoy siada ze mną w ławce? Robisz to na własną odpowiedzialność - mruknął Gryfon, ale Draco tylko się zaśmiał i uścisnął mu rękę.
- Zapamiętam - powiedział blondyn i odwrócił się w stronę tablicy.
Snape stał na podwyższeniu i czekał aż wszyscy zajmą miejsca.
- Witam na lekcji Eliksirów. Od razu powiem, że przesadzę was, ale to za chwilę. Na początku uprzedzę, że jest to lekcja podstawowa, więc może na nią uczestniczyć każdy, jednak na rozszerzeniu liczę, że pojawią się tylko ci, którzy chcą i mają jakiekolwiek umiejętności. Na rozszerzonych zajęciach będziecie siedzieć pojedynczo, więc liczę na to, że od razu tak usiądziecie, bym nie musiał się z wami użerać. Dobrze, więc zacznijmy od przesadzenia.
Rozejrzał się po sali na chwilę zatrzymując wzrok na każdym z uczniów. Uśmiechnął się lekko widząc Hermionę siedzącą z Harrym i Dracona z Nevillem. Klasa liczyła zaledwie szesnastu uczniów. Jedenastu Ślizgonów i pięciu Gryfonów.
- Pan Snape-Malfoy z panem Malfoy’em. Panna Granger z panem Longbottomem. Pan Zabini z panną Parkinson…
Harry przestał zwracać uwagę na to co mówił jego ojciec, za to spojrzał najpierw na Hermionę, potem na Dracona.
Zawsze mogłaś trafić do Parkinson - powiedział do przyjaciółki i uśmiechnął się.
Tak jak ty mogłeś trafić z Zabinim - mruknęła i odwróciła się do Neville’a.
- Ja idę do Draco, Neville przychodzi do ciebie - powiedział jej na ucho Potter i przekazał to mężowi. Ten jedynie kiwnął lekko głową i poinformował o tym Neville’a.
Gryfoni minęli się w przejściu i dotarli do swoich ławek akurat w momencie, kiedy Snape skończył przesadzać uczniów.
- Dzisiaj uwarzymy niezwykle prosty eliksir, a mianowicie Eliksir Skurczający. Poziom trzeciej klasy. Na tablicy macie składniki. Próbki mają się znaleźć na biurku pod koniec lekcji.
Snape odwrócił się i usiadł za biurkiem, a uczniowie pospiesznie poszli po składniki.
- Draco, idź po składniki - mruknął Harry szturchając chłopaka siedzącego obok niego.
- Czemu ja? Ja nigdy nie chodzę po składniki.
- Bo mnie jeszcze noga boli, a to przecież twoja zasługa - szepnął Potter nachylając się nad mężem.
Malfoy burknął coś pod nosem, ale podniósł się i z godnością przemaszerował przez salę by wziąć wszystkie potrzebne składniki. Był jednym z ostatnich uczniów, więc jakość ingredientów pozostawiała wiele do życzenia. Szybko wrócił na miejsce i położył wszystko na stole zerkając z wyższością na Harry’ego, który rozmawiał z Hermioną.
Draco chrząknął i dźgnął bruneta w żebra.
- Au! - Gryfon podskoczył i zwrócił na siebie uwagę całej klasy. Snape jedynie zerknął na niego i pokiwał z politowaniem głową.
Zaraz po klasie rozeszły się szepty, że Mistrz Eliksirów nigdy nie był tak pobłażliwy w stosunku do Gryfonów, a tym bardziej do Pottera. Najwyraźniej wszyscy zapomnieli, że Snape przyjął go do rodziny pod koniec zeszłego roku.
Po chwili jednak Harry znowu nachylił się do Hermiony i kontynuował przerwaną wcześniej rozmowę.
Draco usiadł, złapał go za koszulkę i przyciągnął do pozycji pionowej. Następnie złapał go pod brodę i siłą zmusił do spojrzenia mu w oczy.
- Eliksiry, teraz - mruknął i puścił go. Podwinął rękawy i sięgnął po pierwszy z brzegu składnik.
Harry z westchnięciem również zakasał rękawy i zerknął na tablicę. Wziął składniki i powoli, z wielką niechęcią zaczął je kroić, rozcierać, rozgniatać i ubijać. Wszystko z aptekarską precyzją. Podpalił ogień pod kociołkiem i zaczął wrzucać po kolei każdy składnik. W odpowiednim czasie mieszał, zwiększał ogień lub go zmniejszał.
Dwadzieścia minut przed końcem lekcji została im już ostatnia faza. Musieli wrzucić ostatni składnik, a tuż przed tym trzeba było go obrać i pokroić. Inaczej by wysechł i byłby nie do użycia.
Składnik leżał na brzegu ławki, a Draco i Harry rozmawiali na temat tego, czego mogą się spodziewać na rozszerzonych Eliksirach. Nagle ktoś wpadł na ich ławkę. Malfoy spojrzał w lewo i zobaczył gramolącego się z ziemi Zabiniego.
- Potknąłeś się o sznurówki? - zakpił blondyn i odruchowo objął ramieniem swojego męża. Gryfon również się uśmiechnął i spojrzał na Blaise’a.
Ten jednak szybko się pozbierał i odszedł. Draco patrzył za nim jeszcze przez chwilę, po czym zerknął do kociołka.
- Ostatnia faza - mruknął do bruneta i sięgnął po składnik. Ze zdziwieniem wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą leżał. Przeniósł wzrok na podłogę. Jest. Zabini musiał go zrzucić jak się potknął.
Draco szybko uporał się z obraniem i pocięciem. Harry wziął dwa kawałki z sześciu i zaczął po kolei wrzucać.
Jeden, dwa. Sięgnął po następne, a wywar przybrał nieco niebieskiego koloru. Draco wstał i spojrzał w kociołek. Potter wrzucił kolejne dwa, a mikstura zmieniła kolor z niebieskiego na czerwony.
- Draco, to chyba nie powinno tak być - powiedział zaniepokojony Harry zerkając na swojego męża.
Wziął do ręki ostatnie dwa kawałki z zamiarem wrzucenia ich do kociołka.
- Zdecydowanie nie - zgodził się Draco i w tym momencie kociołek eksplodował. Siła eksplozji powaliła ich na ziemię. Cali byli w czerwonej mazi.
Malfoy leżał nieprzytomny, a pod jego głową zbierała się kałuża krwi.
- Wszyscy wyjść. Koniec lekcji! - ryknął Severus i po chwili w sali nie było żywego ducha. Oczywiście oprócz Hermiony, Harry’ego, Dracona i Snape’a.
- Pomóż mu - jęknął Gryfon przez łzy, widząc stan męża.
Severus pochylił się nad chrześniakiem i kilkoma ruchami różdżki powstrzymał krwawienie.
- Trzeba go zabrać do Skrzydła Szpitalnego. Może mieć wstrząśnienie mózgu.
Harry poderwał się na nogi i w ostatniej chwili Hermiona uratowała go przed upadkiem.
- Powoli - mruknął i usiadł na jednym z krzeseł.
- Ja go wezmę, a ty powoli dojdź z Hermioną - powiedział Severus lewitując przed sobą nieprzytomnego chłopaka.
- To nie nasz dzień - mruknął Harry i położył głowę na stole.
***
Voldemort wszedł do gabinetu i spojrzał na piętrzące się na stole papiery. Westchnął, ale cieszył się, że Śmierciożercy wzięli sobie do serca to, jak potraktował Yaxley’a. Oczywiście nikt nadal nie wiedział, co się tak naprawdę stało, ale to nie miało najmniejszego znaczenia. Każdy dopowiedział sobie historię, która mu pasowała, a morał ich był z grubsza taki sam. Nie podpadać Czarnemu Panu, bo skończysz z mieczem wbitym w pierś.
Wystarczyło.
Miał wrażenie, że zaczęli oni pracować jeszcze lepiej, jest mniej zaskarżeń, choć nigdy nie było ich jakoś bardzo dużo. Każdy garnął się do pracy. Cieszyło go to, bo teraz jak odzyskał dużą część swojej duszy, to nie był w stanie być tak bezwzględnym, jak był do tej pory. Powróciła do niego ta ludzka część człowieka.
Znów odczuwał piękno, nie tylko piękno tortur. Teraz zwykle zlecał sługom tortury, a sam wychodził nie mogąc na to patrzeć. Nikt jednak nie komentował, bo myśleli, że ma po prostu ważniejsze sprawy, niż jakieś tam tortury podrzędnego człowieka.
Często przechadzał się po zamku, a Śmierciożercom zdawało się to nie przeszkadzać, póki nie rzucał zaklęciami na lewo i prawo. Odetchnęli trochę z ulgą i nabrali jeszcze większego zapału, by sprawić, by nie stracił dobrego humoru. W końcu jeżeli miało się to równać nieobrywaniem zaklęciami, to dla nich w porządku.
Tom usiadł za biurkiem i sięgnął po pierwszą z brzegu teczkę. Gdy ją otworzył okazało się, że dotyczy ona Jamesa Pottera. Przeglądał ją szukając jakiś słów znaczących. Dotarł do przodków i natknął się na imię jego dziadka, który podobno zaczarował posadę nauczyciela OPCM, dlatego po nim żaden nauczyciel nie zagrzał tam miejsca dłużej niż rok. Większość z nich ginęła w dziwnych okolicznościach.
Nic innego ciekawego nie znalazł, więc sięgnął po następną teczkę opatrzoną nazwiskiem Snape.
Większość z tego Tom wiedział, bo Snape’owie byli jego sługami od dość dawna. I okazało się, że nie było w niej nic więcej.
Reszta teczek dotyczyła Lily. Oprócz jednej, która leżała z boku i na niej widniało imię Harry’ego. Nazwisko Potter było przekreślone, pod nim było napisane Snape, a innym kolorem dopisane Malfoy.
No tak. Byli przecież małżeństwem.
Postanowił zająć się tą jedną teczką. Pozostałe zostawi sobie na później. Będzie mógł im poświęcić dużo czasu.
Rozczarował się trochę, bo w teczce Pottera też nie znalazł nic nowego.
Były w niej papiery dotyczące dzieci, przejęcia nazwiska, małżeństwa. Zdziwił się trochę, że zawarli związek tylko na papierze, ale przypomniał sobie, że Potter był wtedy w ciąży i tak silne zachwianie magii mogło zaszkodzić dzieciom. Ale że nie zrobili tego zaraz po tym, jak Gryfon był do tego zdolny.
Z westchnięciem odłożył na bok papiery i sięgnął po pierwszą teczkę Lily. Otworzył ją podnosząc lekko krawędź dalszą od siebie i z wnętrza wypadła jedna kartka. Schylił się, żeby ją podnieść. Popatrzył na nią i zaśmiał się.
Kartka okazała się być drzewem genealogicznym. Chwycił ją, palcem przytrzymując na imieniu Lily. Podświetliły się linie odchodzące od jej imienia. Jedna w dół, do Harry’ego i dwie w górę, jedna do Stefanii Evans, a druga do Edvarda Evans. Dalej były cztery, ale zainteresowała go ta odchodząca od Edvarda i poprzez jego ojca i łącząca się z dziadkiem Toma. Nie było podanego nazwiska matki dziadka Lily, ale to nie było ważne.
Wpatrywał się w ten kawałek materiału jak zaklęty.
Był spokrewniony z Lily i to bliżej niż sądził. W końcu wszystkie rody magiczne są ze sobą spokrewnione. Spojrzał na daty. Dziadek Lily urodził się w 1912, pięć lat po jego mamie. Edvard w 1938, a Lily w 1960. Z tego by wychodziło, że był ”wujkiem” Harry’ego.
Tego się nie spodziewał.
Przeglądał dalej papiery, ale w pewnym monecie coś kazało mu wrócić do pergaminu. Chwycił go i odszukał to imię. Czegoś tu brakowało. Kiedy się zorientował, wypuścił kartkę z ręki i nie był w stanie ruszyć się z zaskoczenia. Zamurowało go. To było nie możliwe. Absolutnie niewykonalne. Przecież…
Wyczarował kieliszek wina i wypił na raz. Nie pomogło. Wypił kolejny, znowu nic. Westchnął i spojrzał za siebie na krajobraz rozciągający się za oknem.
To było po prostu nie możliwe.
***
Dopiero pół godziny później Harry wraz z Hermioną opuścili klasę i udali się do Skrzydła Szpitalnego. Droga niemiłosiernie im się dłużyła, ale Potter nie mógł iść szybciej. Bolały go plecy i głowa. Na szczęście nie rozbił jej sobie tak jak Draco.
Kiedy w końcu dotarli od razu podążyli do zajętego przez blondyna łóżka.
- Panie Potter, muszę pana zbadać - zarządziła pielęgniarka i wbrew protestom poprowadziła go do łóżka i kazała się położyć. Następnie przeprowadziła wywiad co boli, a co nie i odeszła w poszukiwaniu eliksirów.
Wróciła po paru minutach z tacą pełną eliksirów i połowę z nich kazała mu wypić. Resztę zaniosła do Dracona i z pomocą Hermiony podały mu wszystkie lekarstwa.
Gryfon poczuł jak ból w plecach i głowie zelżał, więc mógł wstać i podejść do łóżka męża.
- Pani Pomfrey, co mu jest? 
- Wstrząśnienie mózgu, rozciął sobie skórę i ma parę siniaków, ale to nic poważnego. Na razie jest nieprzytomny i nie wiem jak długo będzie się budził.
- A czy po wstrząśnieniu nie powinno się go obudzić siłą. Może wymiotować i zadławić się. - Hermiona jak zwykle była praktyczna.
- Owszem, ale po odpowiednim eliksirze mu to nie grozi. Harry, proszę byś został u mnie do jutra. Możesz czuć zawroty głowy, nudności, ból, więc zostawię cię na obserwacji. Hermiona, możesz wracać na lekcje.
- Wrócę wieczorem - szepnęła Gryfonka i pocałowała w czoło blondyna i Harry’ego w policzek, po czym wyszła.
Harry usiadł na krześle i wziął w dłonie rękę Dracona. Delikatnie zaczął ją głaskać. Spojrzał na spokojną twarz męża. Żadnej zmarszczki, krzywego uśmieszku, ironicznego spojrzenia. Żadnych zmartwień i trosk. Jak bardzo by chciał, żeby tak zostało już zawsze. Żeby na jego obliczu pojawiał się jedynie uśmiech, w którym się zakochał i za który oddałby życie.
Harry miał nadzieję, że nic mu nie będzie, że to nic poważnego. Spojrzał na ubranie Ślizgona i parsknął śmiechem.
Gdybyś się widział - pomyślał, gdy się trochę uspokoił.
Szata Dracona była poplamiona w kilku miejscach czerwoną mazią. Zwykle idealnie biała koszula była brudna od popiołu i podarta. Spodnie nie były w lepszym stanie i miały dziury. Włosy w nieładzie rozrzucone po poduszce też były poplamione tym czymś czerwonym i sadzą. Zdecydowanie nie wyglądał jak Malfoy. Policzki też miał brudne. Wyglądał strasznie… śmiesznie. Zwykle idealny Ślizgon… Jego idealny Ślizgon.
Po krótkim namyśle stwierdził, że chce się przespać. Nie kłopocząc się powrotem na swoje łóżko odrobinę powiększył to Dracona i położył się obok niego kładąc mu głowę na klatce tak jak zawsze lubił i oplatając go ręką w tali. Ukołysany spokojnym biciem serca i oddechem ukochanego zasnął.
***
Wielka Sala jak zwykle pod czas obiadu była głośna. Nieznośnie głośna. Gorącym tematem był wybuchający kociołek na lekcji siódmoklasistów. Oczywiście każdy już o wszystkim wiedział i każdy uczeń zdawał sobie sprawę z tego, że Draco leży w szpitalu, a Potter wylądował tam już drugi raz tego samego dnia. Niektórzy dodawali „jak za dawnych czasów”.
Hermiona zerkała niespokojnie na wszystkie strony. Czuła się niepewnie, zupełnie jakby ktoś ją obserwował. Niestety wszyscy byli pogrążeni w rozmowie i nikt jej się nie przyglądał. Jedyne miejsce gdzie nie sprawdzała, to stół prezydialny. Ale który z nauczycieli miałby się jej przyglądać?
Szybko zjadła i udała się na lekcje nie chcąc przebywać dłużej w tym zgiełku. Teraz miała Czarną Magię. Zdecydowała się uczestniczyć w tych zajęciach dopiero w tym roku wiedząc, że nadciąga wojna. Wszyscy czuli to w powietrzu, a ona chciałaby się na coś w niej przydać.
Kiedy dotarła pod salę usiadła pod ścianą i otworzyła książkę. Aktualnie czytała taką o Czarnej Magii, o jej tajemnicach i sztuczkach. Chciała się jak najlepiej przygotować do lekcji.
Pół godziny później zerknęła w górę ponad książką i zorientowała się, że wszyscy czekają na nauczyciela. Szybko pozbierała się z podłogi i schowała książkę do torby. Rozejrzała się po uczniach, ale z Gryffindoru była tylko ona. No i Harry, ale on leżał w Skrzydle Szpitalnym. Pośród uczniów dojrzała jednak Lunę. Blondynka stała na uboczu i łatwo było do niej dojść. Uzgodniły, że będą razem siedzieć. Eliminowało to kłopot, że będzie musiała usiąść koło nieznajomego, a Harry będzie mógł siedzieć z Draco.
Gdy tylko zajęli miejsca, profesor zaczął lekcje. Hermiona czuła się lekko zdezorientowana, ale wszystko skrupulatnie notowała obiecując sobie w duchu, że nadrobi.
Lekcja przebiegła spokojnie, dzisiaj mieli tylko teorię, ale profesor zapewnił, że od następnej lekcji zaczną ćwiczenia praktyczne.
Gryfonka nawet się nie spostrzegła, że minęła godzina. Zaczęła zbierać książki do torby, kiedy usłyszała, że nauczyciel prosi ją do siebie. Spojrzała na Lunę, która też wpatrywała się w nią z zaskoczeniem. Głową dała znak, żeby poszła i spakowała do końca swoje rzeczy i spakowała za Hermionę resztę jej. Ta się uśmiechnęła i podeszła do biurka nauczyciela.
Musiała przyznać przed samą sobą, że nauczyciel od razu przypadł jej do gustu. Mroczny, z odpowiednimi kwalifikacjami i uwielbiał czytać. Było to widać w wystroju sali, w której każdą niemal powierzchnie zajmowały książki. Mimo tego było na tyle miejsca w sali, by odsunąć ławki pod ścianę i w razie czego urządzić mały pojedynek.
Gryfonka wymawiała sobie, że nie dała się namówić na ten przedmiot w zeszłym roku. Oczywiście była w stanie to nadrobić bez większego problemu, jednak żałowała, że opuściła tyle wspaniałych i ciekawych lekcji.
- Witam Hermiono - odezwał się profesor spoglądając z zaciekawieniem na dziewczynę.
- Dzień Dobry.
- Zauważyłem, że też nie przepadasz za siedzeniem w Wielkiej Sali podczas obiadu?
- Strasznie głośno - powiedziała i uśmiechnęła się.
Powiedzenie, że profesor Moriat jest bezpośredni, to mało. Nienawidził tych sztywnych regułek „Panna Granger”. Wolał zwracać się po imieniu. Głupio by wtedy brzmiało „Panna Hermiona”. Absurdalnie. Jednak dało się wyczuć w tym jak mówił, czy szanuje kogoś, czy nie.
- A więc Hermiono. Chciałbym zaproponować ci dodatkowe lekcje. Opuściłaś pierwszy rok i uważam, że najlepiej by było, gdybyś to nadrobiła. Mógłbym ci w tym pomóc. Oczywiście wierzę, że poradziłabyś sobie z materiałem. Jednak lekcje praktyczne trochę trudno odrobić samemu, prawda?
Hermiona tylko przytaknęła wpatrując się w nauczyciela.
- Co byś powiedziała na wtorki i czwartki o siedemnastej? To chyba zaraz po twoich lekcjach.
- Tak. Pasuje.
- To do zobaczenia jutro.
- Do widzenia.
Na miękkich nogach podeszła do swojej ławki, zgarnęła swoją torbę i wyszła z sali. Dopiero tam pozwoliła sobie na szeroki uśmiech i westchnięcie. Zapowiadał się szczęśliwy rok.
***
Rozszerzone eliksiry obyły się bez żadnych wybuchów. Snape był z tego niezwykle zadowolony. Zaraz po skończeniu lekcji udał się wraz z Hermioną do Skrzydła Szpitalnego. Oboje prychnęli przekraczając próg i widząc Harry’ego śpiącego w jednym łóżku z Draconem. Ale czego innego mogliby się spodziewać.
Dziewczyna od razu skierowała się w stronę przyjaciół, a Snape udał się do Madame Pomfrey. Po chwili dołączył do swojej uczennicy i usiadł po drugiej stronie łóżka.
- Harry - potrząsnął swojego syna za ramię, a ten usiadł z niezadowoloną miną mrużąc oczy.
- Czego? - burknął i ziewną.
- Zostało może ci jeszcze trochę tego korzenia, który wrzucałeś, kiedy kociołek wybuchł?
- Nie wiem. Mógł zostać w sali… A nie, to były ostatnie dwa kawałki. A co?
- Eliksir nie powinien tak się zachować. Nigdy. Chyba, że ktoś specjalnie spreparował składnik. Musiałbym więc zobaczyć choć kawałek.
- Nie pamiętam. Wiem, że trzymałem je w ręce i kociołek wybuchł… Czekaj, podaj mi moją szatę - poprosił Hermionę, która sięgnęła na łóżko obok i podała mu szatę. - Mogłem z tego wszystkiego odruchowo włożyć do kieszeni.
Pogrzebał we wszystkich dostępnych zakamarkach szaty i gdy już tracił nadzieję, uśmiechnął się tryumfalnie wyciągając z szaty kawałki korzenia.
- Oto on. Wygląda tak jak powinien.
- Nie. Jest ciemniejszy i ma włókna, których normalny korzeń mieć nie powinien - odparł Snape spoglądając na niego z pobłażaniem. - Myślałem, że już nauczyłem cię eliksirów.
- Draco wziął składniki z półki. Więc to twoja wina, że znalazł się tam jakiś trefny egzemplarz.
- Nie. Jestem pewien, że go tam nie było. Nie mógł tam być, bo tego korzenia nie ma w całym Hogwarcie. Jest trujący, niezwykle niebezpieczny, a odpowiednio spreparowany i dodany do eliksiru może doprowadzić do wybuchu i poważnych konsekwencji.
- Czyli mówisz, że ktoś go tam podłożył? Ale jak? Każdy mógł się natknąć na ten korzeń. Dlaczego akurat my?
- Może ktoś grzebał przy waszych składnikach? Pamiętasz, czy rozmawiałeś z kimś na lekcji? Ktoś podchodził do waszego stolika?
- Ojciec, za dużo pytań - warknął Harry i oparł się o poduszki. - Wszystko jest zamazane. Trudno mi się skupić. Rozmawiałem tylko z Hermioną, ale to zanim Draco przyniósł składniki. Potem przygotowywaliśmy wszystko i nikt nie przychodził. Nie. Przepraszam. Blaise wpadł na nasz stolik.
- Ale chyba zauważylibyście jakby wam podmienił składnik ze stołu - podsunęła Hermiona spoglądając z nadzieją na przyjaciela.
- Nie koniecznie. Korzeń leżał na krawędzi. A potem Draco podniósł go z ziemi.
- Więc to Blaise. To pewne - powiedziała Hermiona.
- Nie, dopóki mu tego nie udowodnimy. Za to może zostać wyrzucony ze szkoły. Musimy być pewni.
- Co więc proponujesz? - spytał Harry spoglądając na ojca z zaciekawieniem.
- Zabini ma szlaban z Filchem, który powinien zacząć dziś. Podrzucę woźnemu pewien specyfik, który doskonale umyje cokolwiek zechce. Poproszę go, by dał to Blaise’owi podczas szlabanu. Płyn wejdzie w reakcję z substancją, która wydziela się z tego korzenia podczas preparowania go. Jeżeli jego ręce zmienią kolor na zielony, to znaczy, że jest winny i możemy go wyrzucić ze szkoły. Jeżeli nie… nic wtedy nie mamy.
- A jeśli Blaise był tylko doręczycielem? Co jeśli to nie on preparował, ale zgodził się dostarczyć gotowy produkt? - spytał Harry spoglądając na ojca.
- Zastanów się, kto by chciał coś takiego zrobić.
- Ale jeszcze nie wiemy co. I to jest cały problem. Nie wiemy, co się stało Draconowi. I dopóki się nie obudzi, nie będziemy wiedzieć.
- Mimo wszystko, jeżeli Blaise był tylko doręczycielem, to i tak będzie mieć na rękach resztkę tej substancji. Przecież ona osadza się na korzeniu. Jeżeli go dotykał, będzie dowód.
Snape był nieustępliwy. Niedługo później zebrał się, by dostarczyć Filchowi płyn.
- Przyniosłam ci, co robiliśmy. Pomyślałam, że może będziesz chciał to przejrzeć.
- Dzięki.
Hermiona posiedziała kilka godzin i zwinęła się tuż przed ciszą nocną, by zdążyć do Wieży. Harry nie zamierzał się ruszyć z łóżka męża, jednak pani Pomfrey była nieugięta i prawie go z niego zrzuciła. Wtedy niepocieszony przeniósł się na swoje łóżko i po podaniu Eliksiru Słodkiego Snu zasnął niemal od razu.

4 komentarze:

  1. Uuuuu czyżby szykował się romansik miedzy Hermioną a nauczycielem? Ciekawe , ciekawe.
    Ciekawa również jestem co tam nasz kochany Voldek znowu kombinuje. Akcja rozkręca się pełną parą.
    Hmm Lasandra ma ciekawe metody nauczania , tylko żeby się tam nie pozabijali. Ah ten Zabini , nie może dać za wygraną co ? aaaa pielęgniarka chyba się pomyliła, przecież Harry jest Snape - Malfoy , a nie Potter .. chociaż możne z przyzwyczajenia xd Nie ważne xd

    Rozdział jak zawsze genialny, akcja się rozkręca, co mnie bardzo cieszy. Czekam z niecierpliwością na następny .
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. HA HA Tom wujkiem Herrego super ciekawe o czym będą rozmawiać Sewerus i Lasandra nawet nie wiesz jak czekam na romans Hermiony z nauczycielem może wtedy odczepi się od Draco biedny Draco a zabiniego niech czeka dotkliwa kara mam madzieję,że z Draco będzie wszystko dobrze ciekawe co zrobi Tom w tej sytłacij pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    fantastyczny czyli Tom jest spokrewniony z Harrym, ciekawe co takiego jeszcze odkrył, że aż go zamurowało, Blaise zaczął w tym palce, ale co chciał tym osiągnąć, wciąż mam mieszane uczucia co do Lasandry…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    fantastyczny rozdział, czyli co? Tom jest spokrewniony z Harrym? co odkrył, że aż go aż tak go zamurowało, mam mieszane uczucia co do Lasandry…
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń