środa, 27 maja 2015

Tom II Rozdział 12.

Minęły dwa tygodnie to i rozdział należy wstawić.
Jestem już po maturkach i mam chyba aż za dużo czasu. Cieszę się, że miałam rozdział napisany na zapas, bo mam lekki zastój. Wena pojechała na wakacje ;/
Nerra M. - Dumbledore jeszcze się doigra. Obiecuję ;)
Kate - Cieszę się, że podobała ci się rozmowa Toma i Harry'ego, bo będzie ich dużo więcej ;p
Nox - Na pewno nie za szybko. Nie byłoby o czym pisać ;D
Miłego czytania i zachęcam do zostawiania komentarzy!
_______________________________________________
Rozdział 12. "Tatuaż"
Weekend to dwa ulubione dni Dracona. Wolne od szkoły i od tych idiotycznych Gryfonów, przemądrzałych Krukonów i strachliwych Puchonów. Mógł poleżeć w łóżku, poczytać książkę. Po prostu pobyć sam ze swoją nienaganną idealnością. Czasem lubił rozmawiać z inteligentną osobą. Czyli mówił sam do siebie.
Zastanawiał się, dlaczego Pottera nie było na lekcjach w piątek. Po namyśle uznał, że pewnie Snape go zwolnił. Tyle mu wystarczyło. Przecież nie będzie rozmyślał o Potterze w swój wolny od niego dzień!
Wstał z łóżka i powoli rozebrał się i poszedł pod prysznic.
Pod ciepłą wodą mógłby stać godzinami. Uwielbiał jak obmywała jego ciało i rozluźniała mięśnie. Takie relaksujące.
Nagle poczuł się samotny. Pustka rozszerzała się w jego sercu tworząc dziurę, której pochodzenia nie mógł zrozumieć. Rozejrzał się dokoła, jakby gdzieś widniało rozwiązanie zagadki. Jednak był sam ze sobą.
Oparł się rękami o kafelki i pochylił głowę. Odetchnął kilka razy, a dziwne uczucie odeszło. Wyprostował się i prawą ręką sięgnął po cytrusowy płyn do mycia.
Gdy go otwierał, jego wzrok spoczął na przedramieniu, na którym był mały tygrys. Wytrzeszczył oczy, a butelka wypadła mu z ręki. Podniósł ją, a tygrys zniknął.
Potrząsnął głową. Najwidoczniej coś mu się przewidziało.
Nalał sobie trochę płynu na rękę i powoli, z rozmysłem, masował mięśnie i delektował się zapachem.
Kiedy opłukał ręce i sięgał po szampon, tygrys pojawił się na jego nadgarstku. Dosłownie się pojawił. Wyszedł jakby z jego skóry. Był biały, z lekko posrebrzanym futrem. Miał niebieskie oczy. I on się poruszał. Machał ogonem i przyglądał mu się.
Nie, to nie możliwe. Tatuaże nie przyglądają się właścicielom, nie poruszają się i nie pojawiają się nagle na ciele i to w dwóch różnych miejscach.
Bo ja nie jestem tatuażem - rozległo się w jego głowie. Z wrażenia aż podskoczył, po czym się poślizgnął i upadł na tyłek z cichym plask. W dodatku walną się głową w kafelki. Zaklął głośno.
Wstał powoli masując głowę, po czym przeniósł rękę na tyłek. Super. Obił sobie kość ogonową.
- Tatuaże nie mówią - powiedział na głos, a tygrys przespacerował się z jego nadgarstka na przedramię machając ogonem i… mrucząc?
Owszem, magiczne mówią. No może nie mówią, ale porozumiewają się w nosicielem.
Tygrys poszedł dalej aż dotarł na klatkę piersiową i powiększył się. Zajmował teraz cały jego przód od miednicy do szyi.
Chociaż im mocniejszy magicznie właściciel, tym tatuaż ma więcej mocy. Ten Harry’ego porozumiewa się z nim na głos językiem węży. Nie masz jeszcze tyle magii w sobie bym mógł miauczeć a i tak tylko ty mógłbyś mnie zrozumieć.
- To Potter też ma taki? - jęknął. Pięknie. Nie dość, że Potter okazał się jego mężem, z którym ma dzieci, to jeszcze mają taki sam tatuaż. Nie mógł znieść, że spał, a co dopiero dotykał z własnej woli Gryfona, to jeszcze zrobił mu tatuaż.
Tak właściwie moim twórcą była Hermiona. Każdy z członków bandy dał mi cząstkę siebie, więc mam ich wiedzę mimo tego, że ty nic nie pamiętasz.
­- To nie możesz mi wszystkiego powiedzieć? - zdziwił się Draco zapominając o swojej wściekłości i niedowierzaniu.
Nie. Mogło by się to zakończyć twoją śmiercią. I tak powiedziałem za dużo.
Tygrys zaczął znikać.
- Czekaj! Nie możesz tak po prostu odejść!
Ja nie odchodzę. Po prostu mogę stać się niewidoczny, ale cały czas tu będę. Jakby co, to po prostu pomyśl, a się pojawię.
Draco był skonsternowany. Nie wiedział, co ma o tym myśleć. Dowiedział się właśnie, że ma tatuaż, który może mówić, zmieniać wielkość, przemieszczać się i stawać się niewidzialnym. Do tego zrobiła mu go szlama i dała mu cząstkę siebie.
Malfoy się wzdrygnął.
Potter maczał w tym palce i nie raczył mu o tym wspomnieć, kiedy wyjawiał wszelkie inne nowości.
Jak on go nienawidził.
Skończył się myć, obwinął się ręcznikiem i poszedł do szafy szukać bokserek. Stwierdził, że zdecydowanie czas spać. Może jutro nad tym pomyśli.
A może nie?
***
W poniedziałek, Harry wraz z Hermioną musieli wrócić do szkoły. Nie mógł się ukrywać bez końca w domu. Musiał stawić czoła Draconowi.
Po głowie ciągle chodziła mu rozmowa z Tomem i to, czego się dowiedział. Nie mógł się tym pochwalić z przyjaciółką, bo ona była przekonana, że spalił list, a nie, że odpisał na niego i wybrał się na spotkanie z Voldemortem i to jeszcze ze swoją córką! Zabiłaby go. Musiał się pilnować, żeby nie opuszczać przy niej muru i żeby żadna najmniejsza informacja nie przedostała się przez szczeliny.
Wczoraj, gdy wrócił ze spotkania przypomniał sobie, że zapomniał zapytać się o jego matkę i ich pokrewieństwo. Obiecał sobie, że zrobi to, gdy tylko rozwiążą problem Dracona i będą mieli względny spokój.
Wszedł wraz z Hermioną do Wielkiej Sali. Powitała go cisza, kiedy cała szkoła przypatrywała mu się z zaciekawieniem. Nie przejmując się nimi poszedł na swoje miejsce, Obok niego siadła Hermiona, a on tak gwałtownie i nieoczekiwanie warknął, że aż podskoczyła na miejscu omal nie wylewając soku, który trzymała w dłoni.
Idealnie naprzeciwko niego, przy stole Ślizgonów siedział Draco Malfoy i bezczelnie się w niego wpatrywał. Nagle Harry poczuł się niezręcznie, obrócił się w lewo i oparł rękę na stole zasłaniając się nią. Ciągle czuł na sobie palący wzrok swojego męża i nie zdołał nic zjeść. Zaraz mieli trzy godziny OPCM. Na szczęście już walczył z Draconem, więc wręcz nie mógł dobrać się z nim w parę. Westchnął z ulgi.
Kiedy zobaczył, że Hermiona się zbiera też się podniósł z miejsca i wyszedł z Sali. Za drzwiami przypomniał sobie, że nie wziął swoich książek z Malfoy Manor. Skierował się w stronę swojego pokoju, w którym trzymał zapasowe świstokliki.
Szybko się z tym uporał i zaledwie dziesięć minut później stał w swoim pokoju w Hogwarcie trzymając w lewej ręce świstoklik a w prawej torbę z książkami.
Rozejrzał się po pokoju. Jego wzrok padł na zdjęcia nad kominkiem. Ścisnęło go w gardle, a w kącikach oczu poczuł łzy.
Potrząsnął zdecydowanie głową i w przypływie wściekłości zamachnął się ręką i strącił wszystkie zdjęcia z półki na ziemię. Szkło rozsypało się wokoło jego nóg, a on bezwzględnie zrobił krok i z całą siłą, na jaką było go stać, stanął na ramkach i podskoczył kilka razy. Trzask gniecionego szkła i ramek był muzyką dla jego uszu. W miarę uspokojony, z uśmiechem na ustach wyszedł z pokoju i skierował się pod salę OPCM.
Wszyscy czekali. Ślizgoni zbili się w grupkę pod ścianą niedaleko drzwi. Rozmawiali przyciszonymi głosami co chwilę się rozglądając. Gdy jeden z nich dostrzegł Pottera, rozmowa stała się głośniejsza, a on sam wyłapał kilka słów. W śród niech było imię jego męża, nazwisko Severusa i parę innych, które najwyraźniej były wyrwane z kontekstu. Nie zwrócił na nich uwagi i skierował się do Hermiony stojącej pod ścianą po drugiej stronie korytarza. Uśmiechała się pokrzepiająco.
Po spędzeniu weekendu z dziećmi i kojącym wpływem Narcyzy był niemal pewien, że gdy zobaczy Dracona nie wpadnie w złość, nie załamie się, nie rzuci się na niego, nie padnie na kolana i nie zacznie błagać.
Mylił się.
Jego blond włosy anioł wyszedł zza rogu i odruchowo odrzucił włosy do tyłu. Były na tyle długie, że wpadały mu w oczy, a końcówki łaskotały w szczękę. Harry przypomniał sobie, że mieli się wybrać do fryzjera.
Gardło zacisnęło mu się znowu ze smutku i niemal jęknął z fizycznego bólu niemożności dotknięcia go. Zwinął dłonie w pięści i wcisnął je do kieszeni, żeby nie było widać, jak bardzo drżą.
Obojętne spojrzenie Ślizgona prześlizgnęło się po nim, a na ustach błąkał się ironiczny uśmieszek. Podszedł do swoich znajomych patrząc na Pottera z wyzwaniem.
Brunet odetchnął kilka razy i poczuł jak magia wręcz krystalizuje się dookoła niego. Trzeszczała wokoło i napierała na okna. Szyby drżały, a na jednej pojawiła się z jękiem ogromna rysa.
Hermiona w ostatniej chwili odciągnęła Harry’ego za róg i przycisnęła do ściany.
Poczuł jak złość opuszcza go, magia zwija się i wraca do niego teraz posłuszna jego woli. Oparł czoło o jej ramię i odetchnął.
- Lepiej?
- Tak.
- No, no. Kogo ja widzę? Złoty Chłopiec i jego ukochana szlama. Brakuje tylko Wieprzleja i byłaby cała szczęśliwa rodzinka.
Harry zacisnął dłonie z powrotem w pięści i zazgrzytał zębami. Magia napłynęła do niego jakby biorąc się wprost z powietrza.
Przez myśl mu przeszło, jakby to było, gdyby nie Zabini, gdyby nie Dumbledore. Draco stałby z nimi, rozmawiał, śmiał się, spędziliby z nim weekend, Tom by do niego nie napisał, nie spotkałby się z nim. W sumie, to nawet dobrze się stało. Poznał tę drugą, ludzką stronę Riddle’a. Właśnie. Miał się też zapytać, jak to się stało. Co takiego zrobił, że stał się z powrotem człowiekiem.
Jego złość skierowała się na dyrektora i zaczęła pełznąć po podłodze. Niemal był w stanie zobaczyć jej macki. Zacisnął mocniej pięści, paznokcie wbiły mu się w dłoń, a ból go otrzeźwił. Wytężył swoją wolę, by zapanowała nad wściekłością, która napędzała magię.
- Nie - powiedział twardo i odsunął się o Hermiony, która spoglądała na niego niepewnie. - To nie jesteś ty - warknął Potter.
Malfoy zaśmiał się zimno i spojrzał na niego jak na wariata.
- Ja nie wiem, Potter, co bierzesz, ale bierz pół - powiedział i odszedł.
Harry już niemal całkowicie się uspokoił, kiedy usłyszał głos Lasandry zapraszający wszystkich do klasy. Nagle zapragnął znaleźć się gdziekolwiek indziej, tylko nie w jednej klasie z Lasandrą i Draconem.
Zebrał się jednak w sobie i wszedł do sali z podniesioną głową i pewnością siebie.
Dobrał się w parę z Hermioną. Lasandra wodziła wzrokiem od niego do Dracona. Na jej twarzy widać było smutek, a w spojrzeniu współczucie. Czyli już wszyscy wiedzieli.
Harry z Draconem nie zamienili ani jednego słowa. Obrzucali się tylko z pozoru obojętnymi spojrzeniami, bo wprawny obserwator mógł zauważyć, że w spojrzeniu Pottera było widać smutek, rozgoryczenie i ból, a u Dracona nienawiść i obrzydzenie.
Walka z Hermioną, podczas której mieli ćwiczyć pokazywane na początku lekcji tarcze, w miarę skutecznie odciągała jego uwagę od Ślizgona. Kiedy obejrzał się za siebie zobaczył, jak blondyn okręca się, podnosi rękę, migoczącą bariera odbija zaklęcie, które miało go dosięgnąć, włosy falują dookoła niego, a następnie opadają,  gdy Ślizgon się zatrzymał, na lekko zarumienione policzki. Ręka opadła, a z różdżki wydobył się czerwony promień oświetlając jego twarz i odbijając się w oczach. Jego spojrzenie było spokojne, a na ustach błąkał się ironiczny uśmieszek.
Potter poczuł ukłucie zazdrości w sercu, a następnie ból w boku, kiedy Hermiona się zirytowała. Obejrzał się na nią, a ona z miną niewiniątka wzruszyła ramionami.
Harry westchnął i chciał jej oddać, ale zablokowała wszystkie zaklęcia, które posłał w jej stronę. Spróbował po chwili ponownie, ale znowu mu nie wyszło. Wtedy Hermiona zaczęła atakować. Wytrąciła mu różdżkę, jednak on się tym nie przejął i walczył dalej. Nie sprawiało mu żadnych trudności posługiwanie się magią bez tego kawałka drewna. Tym bardziej, że teraz magia robiła to, co chciał.
Lasandra przestała tłumaczyć coś innej uczennicy, by popatrzeć na tę wyrównaną walkę. Wiedziała, że Snape na pewno wziął się za edukację syna, a Hermiona była tak zdolną uczennicą, że albo uczyła się sama, albo pomógł jej w tym Harry. Mimo wszystko była niezmiernie zadowolona z efektów. Powoli inni uczniowie przestawali walczyć, by popatrzeć na ten taniec.
Hermiona atakowała i chwilę później już musiała się bronić. Podobnie Potter, choć wydawało się, że kiedy Hermiona najpierw musi zrobić jedną rzecz, a dopiero po chwili inną, to Harry wykonuje dwie rzeczy jednocześnie. Zupełnie, jakby magia miała podzielność uwagi.
Uczniowie przestawali walczyć, żeby popatrzeć na zaklęcia błyskające na chwilę, by po chwili zgasnąć pochłonięte, bądź odbite przez tarczę. Byli zafascynowani umiejętnościami dwójki uczniów.
Tylko Draco z Pansy stali z boku z pogardliwą miną obserwując pojedynek.
- Przecież to żałosne - skomentował Draco odgarniając do tyłu grzywkę.
- Oczywiście, Dracusiu - zgodziła się Parkinson wieszając się na jego ramieniu. - Nadal nie wiem, co ty w nim widziałeś - dodała po chwili przyglądając się Potterowi.
- Przypominam ci, że nic z tego nie pamiętam - warknął Draco odsuwając się od niej.
- Odtrąciłeś nas na rzecz Pottera i tej szlamy. Przesiadywałeś z Gryfonami i prawie w ogóle nie widziałam cię w towarzystwie Ślizgonów. Jak dobrze, że zdarzył się ten wypadek i wróciłeś do siebie!
- Tak… Dobrze… - mruknął Malfoy pogrążając się w rozmyślaniach.
Minęły trzy godziny OPCM. Teraz mieli wolne, a po obiedzie trzy godziny zajęć i wolne. Do jutra.
Kiedy prawie wszyscy uczniowie opuścili klasę, Lasandra podeszła do Harry’ego.
- Mogę cię prosić?
- Oczywiście, pani profesor.
Lasandra przeszła przez drzwi z tyłu klasy. Potter po zabraniu swoich rzeczy dołączył do niej w jej gabinecie. Na stoliku przed kominkiem stał już dzbanek z parującą herbatą. Dwie filiżanki czekały na napełnienie. Lasandra siedziała w fotelu i obserwowała go, gdy zamykał drzwi i siadał na kanapie.
- Jak sobie radzisz? - spytała nalewając gorącej cieczy do filiżanek. Odstawiła dzbanek i wzięła do ręki piersiówkę, z której przelała parę kropel szarej cieczy do filiżanki. Uśmiechnęła się przy tym przepraszająco.
- Wybacz, ale muszę o określonych godzinach brać lekarstwo.
- Na co jesteś chora?
- Serce. Nic poważnego. Na razie.
Wypiła herbatę i wzdrygnęła się ledwo dostrzegalnie.
- Gorzkie.
- Współczuję. Nie da się tego wyleczyć? - Nie musiał dodawać, że chodzi mu o magię. To było oczywiste.
- Niestety, ale obrażenia wywołane magią nie chcą zazwyczaj dać się nią wyleczyć.
- Rozumiem - powiedział i przypomniał sobie Zabiniego w Skrzydle Szpitalnym. Pomfrey musiała codziennie smarować mu szyję kremem zamiast machnąć różdżką i mieć z głowy.
- Więc, jak sobie radzisz? - spytała ponownie.
- Kiepsko. On nic nie pamięta - jęknął Harry. Nie wiedząc czemu chciał jej wszystko powiedzieć. Może dlatego, że wszyscy najbliżsi już o tym wiedzieli, a on nadal potrzebował się wygadać. Mimo tego, że nie był jej pewien, czuł, że może jej w tej chwili zaufać. Więc mówił. O swoich uczuciach, goryczy, wściekłości, smutku. O obawach. Parę razy niemal powiedział o Tomie, ale w ostatnim momencie gryzł się w język i gładko przechodził do innej kwestii. Nie mógł jej powiedzieć, jeżeli chciał zachować to w tajemnicy przed ojcem i dyrektorem. Był niemal pewien, że jeżeli jej powie, to ona przekaże to dalej i nim się obejrzy, zostanie nazwany zdrajcą.
- Rozumiem - powiedziała w końcu, kiedy Harry zamilkł na dłuższą chwilę. - Czuję jednak, że czegoś mi nie mówisz.
- Powiedziałem ci wszystko
- Nie, ale cię nie zmuszam. Człowiek nie byłby człowiekiem, gdyby nie miał tajemnic przed innymi.
- Naprawdę powiedziałem wszystko.
- I tak wiem swoje - powiedziała tonem, który sugerował koniec dyskusji i to, że ona ma rację - Jak zamierzasz przywrócić Draconowi pamięć?
- Nie wiem, Severus mówi, że jest bardzo mała szansa. Pomfrey natomiast stwierdziła, że to niemożliwe.
- Na pewno jest jakiś sposób.
- Może ktoś go zna - powiedział mając na myśli Toma, który czekał na kawałek korzenia.
- A Dumbledore? - spytała Lasandra jednak, kiedy zobaczyła wzrok Pottera skuliła się w fotelu. - Rozumiem.
- Nie chcę o nim rozmawiać.
- Myślę że znam kogoś, kto może ci pomóc.
- Naprawdę? - udawał zaskoczonego i entuzjastycznego, ale w środku nie dowierzał.
- Tak. Myślę, że mogę cię do niego zabrać w weekend.
- A może być piątek? - spytał.
- Zapomniałam, że w weekend jesteś zajęty. Tak, może być piątek po lekcjach.
- Super.
- Idź na obiad. Musisz coś zjeść.
- Dziękuję za rozmowę - powiedział przed wyjściem.
- Też dziękuję - odparła Lasandra po chwili, kiedy Harry był już za drzwiami.
***
Harry po obiedzie miał godzinę Zaklęć, Czarnej Magii i ONMS. Najbardziej cieszył się na lekcję z Hagridem. Oczywiście dwa ostatnie zajęcia miał ze Slytherinem, ale da radę.
Zapomniał jednak o jednej ważnej rzeczy. Na Czarnej Magii siedział z Draconem. Znając nauczyciela, nie pozwoli im się przesiąść. Nawet jeśli mają się pozabijać. Będzie to dla niego rozrywką patrzeć, jak skaczą sobie do gardeł.
Zaklęcia minęły spokojnie, bez większych problemów. Flitwick zadał im referat na temat zaklęć, których nauczyli się przez wakacje.
Przed salą do Czarnej Magii oczywiście utworzyły się trzy grupy. Gryfoni i Ślizgoni po dwóch stronach korytarza, a kilku Krukonów i Puchonów razem z boku.
Potter przypatrywał się Draconowi i w drugą stronę. Żaden nie chciał odpuścić.
- Co, Potter? Chcesz w końcu popatrzeć na coś ładnego? - spytał Draco przeciągając głoski i uśmiechając się ironicznie.
- Zastanawiam się tylko, dlaczego twoje włosy są pod światło różowe. To ten nowy szampon?
- Nie są różowe! - warknął Malfoy i sięgnął do swoich włosów. Złapał kosmyki palcami i odciągnął od głowy jednocześnie zerkając w górę.
Potter pstryknął palcami, a włosy z koloru platynowego zmieniły się we wściekły róż. Malfoy krzyknął i rzucił się na Gryfona, jednak ten uniósł tylko rękę. Ślizgon trafił na barierę, której nie był w stanie sforsować.
- Co tu się dzieje? - Bastien Moriat zamajaczył za blondynem i spoglądał na niego zaciekawiony. - Draco, widzę, że zrobiłeś coś z włosami. Nowy kolor? Powiem, że do twarzy ci w nim. Powinieneś przefarbować się tak na stałe - dodał ostatnie zdanie, kiedy Harry machnięciem ręki spowodował, że włosy powróciły do swojego dawnego koloru.
Malfoy opuścił głowę i zacisnął dłonie w pięści.
Moriat zerknął na Gryfona i puścił mu oczko tak, żeby blondyn nie mógł tego zobaczyć.
Jeżeli nauczyciel wiedział, co się stało ze Ślizgonem, to popierał to, jak Harry go traktował w zamian za to, jak nieświadomy niczego Draco traktował jego. Było to jednak nieco niesprawiedliwe. Przecież Malfoy nie ze swojej winy stracił wspomnienia.
- Zapraszam do sali.
Harry wszedł do klasy w drzwiach mijając z wściekłym Draconem. Posyłali sobie zabójcze spojrzenia.
Potter zajął swoje miejsce, a Malfoy zatrzymał się w przejściu.
- Co, Draco? Zapomniałeś, gdzie siedzisz? - spytał nauczyciel podchodząc do biurka. - Siedzisz koło Pott… Przepraszam. Jeszcze się nie przestawiłem. koło pana Snape-Malfoy’a. - Profesor uśmiechnął się jeszcze szerzej i jeszcze bardziej wrednie, gdy zobaczył minę swojego ucznia na nazwisko Harry’ego.
- Tak jest - mruknął Draco wściekły i zajął swoje miejsce.
Potter uśmiechnął się zwycięsko. Przewidział reakcję nauczyciela.
Przez całą lekcję Draco zdawał się go nie zauważać. Biła od niego nienawiść i niechęć.
ONMS była na dworze. Jak zawsze z resztą. Harry wystawiał twarz do słońca i słuchał wykładu Hagrida na temat jakiś stworzeń. Draco miał w tym czasie numerologią, więc nie musiał wytrzymywać jego obecności.
Nie wiedział jak człowiek może mieć w sobie tyle nienawiści.
Jego myśli błądziły. Zastanawiał się, jak zdobędzie korzeń. Będzie musiał pójść do Severusa, kiedy ten będzie miał lekcje. Ciekawe, ile Tom potrzebuje tego korzenia. Nie wiele tego zostało, a nie mógł ryzykować, że Snape się zorientuje. Mógł zabrać kawałek i wyczarować jakiś zamiennik. Nie był pewien, czy się uda, ale póki nie spróbuje, nie będzie wiedział.
Z rozmyślań wyrwał go donośny głos Hagrida, który krzyczał na stwory, które rozbiegły się wszędzie i nie chciały go słuchać. Tak zwykle kończyły się lekcje Hagrida.
- Koniec lekcji - ogłosił i rzucił się łapać potwory.
Harry uśmiechnął się. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.
Poszedł pod wierzbę. Usiadł z westchnięciem i oparł się o pień. Zapatrzył się w dal.
Słońce chyliło się ku zachodowi rozpościerając wokół siebie czerwone, pomarańczowe i złote promienie. Oświetlało od tyłu Zakazany Las, który kładł się cieniem na błoniach. Drzewa bujały się na boki poruszane wiatrem, który jednak nie docierał poza las.
Na horyzoncie Potter dostrzegł Hermionę, Ginny i Lunę zmierzające w jego stronę. Nie miał ochoty z nimi rozmawiać.
Usiadły przy nim i wyciągnęły kilka pergaminów.
- Harry, bo my chciałyśmy zrobić imprezę w klubie i zaprosić kilku znajomych ze szkoły. Tak na początek roku - powiedziała Ginny.
- Po co wam ja? Hermiona może pomóc wam przygotować wszystko.
- Ale potrzeba twojej zgody. Jesteś właścicielem.
- Podpis Hermiony wystarczy. Czego tak naprawdę chcecie?
Ginny westchnęła.
- Załatw nam Hoziera i Green Day’a. Ty ich znasz, a Hermiona nie ma aż takiej władzy.
- No dobra. Załatwię wam, a przynajmniej się postaram, bo nie wiem, czy będą mieli wolny termin. A w ogóle, to kiedy chcecie to zrobić?
- Może być ten weekend?
- Jak zdążycie…
Luna podniosła się pociągając za sobą Ginny.
- Chodź, trzeba rozesłać zaproszenia.
Hermiona została z przyjacielem. Oparła się plecami o jego zgięte kolana. Harry westchnął i wczepił palce w jej włosy.
- Nie wiem, co mam zrobić, Hermiona - powiedział, ale dopiero gdy skończył, przypomniał sobie, że ona o niczym nie wie.
- Poczekaj. Może sobie sam przypomni. Może znajdziesz sposób na to, by go do siebie przekonać znowu?
- Nie. Nienawidzi mnie bardziej niż kiedyś.
Odetchnął z ulgą, że Hermiona pomyślała, że chodzi mu o Dracona, a nie o Toma.
- A co chciała od ciebie Lasandra?
- Porozmawiać. Potem stwierdziła, że zna kogoś, kto może przywrócić mu pamięć.
Hermiona odwróciła się i spojrzała z radością na Harry’ego.
- To świetnie!.
- Idę z nią w piątek.
Entuzjazm Hermiony nieco osłabł.
- To niebezpieczne. Nie znasz tej osoby, a przecież nie do końca ufasz Lasandrze. Co jeśli jest na usługach Toma? Co jeśli cię do niego zabierze?
- Uważam, że dla niego warto zaryzykować. Z resztą, po tonie ostatniego listu od Toma, sądzę, że jeżeli Lasandra mnie do niego zabierze, to nie skończę trafiony Avadą.
- Żebyś się nie zdziwił - mruknęła i wróciła do poprzedniej pozycji.
Siedzieli tak dopóki nie zrobiło się całkiem ciemno i dość chłodno. Zebrali wtedy swoje rzeczy i poszli do kuchni, bo ominęła ich kolacja.
Posmyrali gruszkę z obrazu i gdy tylko przestąpili próg, skrzaty zgromadziły się przed nimi i zaoferowały naleśniki z czekoladą i truskawkowym sosem. Przytaknęli ochoczo głowami i usiedli przy stole w rogu pomieszczenia.
Nie odzywali się do siebie pogrążeni we własnych myślach.
Hermiona zastanawiała się jak powstrzymać Harry’ego przed podróżą z Lasandrą choć zdawała sobie sprawę, że gdy coś postanowi, to wybicie mu pomysłu z głowy jest arcytrudne. Jeżeli w tym pomyśle jest jeszcze uwzględniony Draco, to już jest na 120 procent pewne, że Harry nie zrezygnuje nawet, jeżeli to zasadzka i ma zginąć. Będzie próbował odzyskać swoją miłość, swojego Dracona.
Mała część Hermiony uważała, że jednak Harry ma rację i że Tom nie chce go zabić. Była to jednak bardzo, bardzo mała część. Tak mała, że nie było jej prawie widać. Mogła więc ją zignorować.
Harry nie pozwoli jej ze sobą iść w obawie, że to jednak będzie zasadzka i Hermiona zginie. Tego by sobie nie wybaczył.
Równie dobrze mogłaby porozmawiać z Lasandrą, żeby ją wzięła i nic wcześniej nie mówiła Harry’emu. Zrobią mu taką niespodziankę. Chociaż z drugiej strony, Harry byłby bardzo niezadowolony z takiego prezentu. A gdyby Lasandra zabierała go do Voldemorta, to nie chciałaby brać ze sobą Hermiony. To by sposób, żeby sprawdzić jakie ma intencje.
Harry natomiast ubolewał, że nie ma z kim porozmawiać o swoich problemach i obawach. Hermiona nie wiedziała o Tomie, Lasandra także, podobnie Snape. Draco go nienawidził, a dzieci były jeszcze za małe. Z resztą chodziło mu o rozmowę, a nie o monolog. Westchnął.
Przed nimi pojawiły się dwa talerze ze smakowicie wyglądającymi naleśnikami.
Pochłonęli swoje porcje nie oglądając się na nic.
Zadowoleni wrócili do Wieży. Hermiona poszła do swojego pokoju mówiąc, że musi jeszcze coś doczytać, a Harry miał opory przed wejściem do swojego. Kiedy w końcu to zrobił, jego wzrok padł na rozbite szkło i połamane ramki.
Gula urosła w jego gardle i opadł na kolana. Podparł się rękami i zapłakał.
Tak bardzo brakowało mu Dracona. Starał się o tym nie myśleć, ale nic tak bardzo nie przypominało mu o jego braku, jak właśnie ten pokój wypełniony wspomnieniami i zdjęciami. Spojrzał na łóżko, które rozmazywało mu się przed oczami. Pamiętał, jak spali w nim razem. Niemal czuł teraz dotyk tych delikatnych, wypielęgnowanych rąk na swojej skórze. Zawsze zafascynowany patrzył na kontrast pomiędzy ich karnacjami. Draco z alabastrową cerą i Harry ze swoją oliwkową. Dotarło do niego, że różnili się niemal we wszystkim. Draco blond włosy, Harry ciemny. Niebieskie i zielone oczy. Idealne rysy Malfoy’a i pospolita szczęka Pottera. Gryffindor i Slytherin. Mania na punkcie czystości krwi i przyjaciółka z nie magicznej rodziny. Draco proporcjonalnie zbudowany, Harry lekko wychudzony, ale z mięśniami, które wyglądały wręcz karykaturalnie na jego ciele. Draco miał wszystko, Harry nie miał nic.
Z drugiej jednak strony obaj zostali wychowani z daleka od uczuć. Z daleka od rodziców. Jednak Draco ich miał, a Harry przez większość życia nie.
Malfoy wyrastał na potomka rodu i spadkobiercę fortuny, Potter jako nic niewarta szmata, zbędny balast. Dziwił się, że Dursley’owie nie wyrzucili go, gdy był mały.
Gryfon zdawał sobie sprawę, że gdyby wtedy nie poprosił Lucjusza o pomoc, jego związek z Malfoy’em nigdy by nie zaistniał. Może tak miało być? Może to nie było ich przeznaczeniem?
Otrząsnął się i usiadł.
Co jeśli los właśnie wrócił na odpowiednie tory? Co jeśli nigdy nie mieli być razem, a ten rok był… przypadkiem?
Draco nigdy nie spojrzałby na niego przychylnym wzrokiem, gdyby nie dostał rozkazu od ojca. Nic z tego by się nie wydarzyło. Może tak miało być?
Tylko dlaczego to on zawsze musi cierpieć. Dlaczego zawsze musi się wyrzekać wszystkiego. Najpierw na rzecz zabicia Voldemorta, teraz na rzecz losu.
Czemu chodź raz nie może zrobić czegoś dla siebie?
A właśnie, że może. Pokaże, że potrafi pisać przeznaczenie według siebie i swoich potrzeb. Chciał mieć z powrotem Dracona przy sobie i zrobi to wbrew wszelkiemu przeznaczeniu, losowi i innym ludziom. Zrobi to by być szczęśliwym. I nie obchodziło go to, co stanie się za rok, dwa, trzy. Będzie to robił tyle razy ile będzie potrzeba.
Wstał z podłogi i zaklęciem naprawił zdjęcia.
Będzie walczył. Dla siebie, dla Dracona, dla dzieci.

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział.Szkoda mi Harry'ego. Nie będę Dracona winić, bo w końcu to nie jego wina, ale to zachowanie .. to już lekka przesada... cóż.. mam nadzieję, że Dropsiarz dostanie to na co zasłużył... życzę weny oraz czasu
    Pozdrawiam Nerra M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna sprawa z mówiącym tygrysem niech Herry idzie z Lasandrą zachowanie Draco równiesz mnie wkurza zastanawiam się czemu Draco mugłby umrzeć gdyby dowiedzał się wiencej fajny fragment zróżowymi włosami Dracona cieszę się,że nauczyciel od czarnej magi sprzyja Heremu pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    ciekawe do kogo Lasaandra chce zabrać Harrego, zachowanie tego nauczyciela mi się podobało, ciekawe jak by było na eliksirach, jakoś musi skombinować kawałek tego korzenia, a może w jakimś stopniu zacznie coś sobie przypominać jakieś przebłyski...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniały rozdział, zastanawiam się do kogo to Lasaandra chce zabrać Harrego... zachowanie nauczyciela mi się spodobało, musi skombinować jakoś kawałek tego korzenia, a może w jakimś stopniu zacznie coś sobie przypominać jakieś przebłyski...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń