czwartek, 9 lipca 2015

Tom II Rozdział 14.

Hey!
Jest rozdział.
Zaczęłam pracę, dorywczo, więc na razie nie mam dużo czasu na pisanie. Kiedy wracam jestem tak zmęczona, że napiszę dwa zdania i padam. Dziś miałam wolne, więc dokończyłam rozdział i wrzucam go. Mam nadzieję, że jak zwykle się spodoba i będzie pod nim dużo komentarzy.
Nerra M. - Mam nadzieję, że spodoba Ci się w jaki sposób wykorzystałam Twój pomysł. Oczywiście to jeszcze nie koniec, ale ten rozdział w Wordzie miał 10 stron drobną czcionką o wielkości 11.
Nie marudzę dłużej i zapraszam do czytania!
________________________________________
Rozdział 14. „Nowy plan”
Poranek był ciężki. Po korytarzu niósł się płacz dziecka. Ani Dafne ani Rose nie potrafiły go uspokoić. W końcu Dafne pobiegła po Narcyzę, by ta obudziła Harry’ego i Dracona. Cyzia jednak wolała obudzić bruneta, bo jej syn nic nie pamiętał. Harry z potarganymi włosami i zapuchniętymi oczami zwlókł się z łóżka i narzucił na siebie wczorajsze ubranie. Czyste miał w pokoju, w którym aktualnie przebywał Draco.
Szybkim krokiem przebył korytarz i wpadł do pokoju, z którego dobiegał płacz.
Płakała Izzy. Miała zaczerwienione policzki i spuchnięte, zaczerwienione od płaczu oczy. Piąstki trzymała zaciśnięte po bokach twarzy. Harry’emu aż ścisnęło się serce. Wziął ją od Dafne i przytulił do siebie.
Szeptał do niej, aż płacz zaczął cichnąć i przeszedł w łkanie. Odchylił lekko Izzy i zobaczył, że po jej policzkach, co jakiś czas, spływają łzy.
- Była karmiona? - spytał niani.
- Nie. Płakała odkąd się obudziła. Nie dałam rady jej uspokoić.
Harry nic nie odpowiedział, tylko poszedł do kuchni przygotować jej śniadanie.
Kiedy usiadł, by nakarmić córkę, do pomieszczenia wszedł Draco.
Był umyty, uczesany, miał na sobie czyste, wyprasowane ubrania i wyglądał olśniewająco.
Harry natomiast był brudny, nieuczesany, co było raczej normą i w wymiętych ciuchach. Poniekąd sam czuł się wygnieciony.
Zaczął się zastanawiać, co Draco w ogóle w nim zobaczył. Oczywiście nie zawsze chodził brudny i wymiętoszony, ale nie mógł zrozumieć, dlaczego Draco się w nim zakochał.
Draco był idealny. Arystokrata o regularnych rysach twarzy, alabastrowa cera, platynowe włosy. Ruchy dystyngowane, prezencja nienaganna, idealne maniery.
Harry wręcz przeciwnie. Pospolita twarz, oliwkowa cera, czarne włosy. Ani nie był jakiś specjalnie dobrze wychowany ani się nie wyróżniał. Pospolity człowiek.
Pomijając to, że był cholernym Chłopcem-Który-Przeżył. To czyniło z niego okaz nie do podrobienia.
Przypatrywał się Malfoy’owi jak podszedł do blatu, stanął i zaczął się zastanawiać. Zdawał się w ogóle nie zauważyć Harry’ego siedzącego przy stole.
Podszedł do lodówki i ją otworzył. Wyciągnął parę rzeczy i znowu przystanął.
- Musisz się tak na mnie gapić, Potter? - warknął nawet się nie odwracając.
Harry nie odrywając od niego wzroku wzruszył ramionami i westchnął.
- Przyglądam się temu, co moje, Malfoy - powiedział spokojnie wodząc oczami po sylwetce blondyna, najdłużej zatrzymując się na jego pośladkach. Uśmiechnął się do siebie.
Draco za to czuł się, jakby ktoś zimnym palcem przesuwał po całym jego ciele od stóp do głów. Zacisnął mocniej pięści i starał się nie okazywać, jak bardzo go to rusza. Poczuł coś dziwnego. Cholernie mocna chęć, by Potter wziął go tutaj, teraz, na stole kuchennym.
Warknął na siebie w myślach. Wcale nic takiego nie chciał.
Harry przeniósł wzrok na Izzy, a Draco odetchnął z ulgą. Córeczka patrzyła na niego. Po chwili odwróciła główkę i starała się spojrzeć w stronę Draco. Wróciła do poprzedniej pozycji i w jej oczach pojawiły się łzy. Nim Harry zdążył cokolwiek zrobić, Izzy zaczęła płakać. Przytulił ją do siebie, ale nie pomogło. Westchnął.
- Chyba chce do ciebie, Draco - powiedział kładąc nacisk na ostatnie słowo. Blondyn odwrócił się, a jego wzrok padł od razu na córkę. Zrobił dwa niepewne kroki i zatrzymał się.
Harry wstał i nie czekając, aż Draco się rozmyśli, podszedł do niego i podał mu Izzy. Mała niemal od razu się uspokoiła wpatrując się w ojca.
Nie wiadomo skąd, Harry wyjął aparat i zrobił dwa zdjęcia.
Draco miał tak dziwną minę. Coś pomiędzy czułością a niepewnością. Cała jego uwaga była skupiona na córce. Ocknął się dopiero słysząc trzask aparatu, więc na drugim patrzył z wściekłością na Pottera.
- Jak pięknie - zaszczebiotał Harry ewakuując się z kuchni, by Draco go nie zabił.
Pobiegł do ich pokoju, żeby się w końcu umyć i przebrać. Wpadł do środka i zamknął drzwi na klucz. Podszedł spokojnie do szafy i wyjął z niej wszystkie potrzebne rzeczy zważając na to, by były jego, po czym udał się do łazienki. Trzydzieści długich minut później był czysty i zadowolony, w świeżych ubraniach. Był gotowy na konfrontację z mężem.
Aparat wylądował, dzięki zaklęciu, w Snape Manor, w jego pokoju. Bezpieczny.
Otworzył drzwi i wyjrzał na korytarz. Pusto. Skierował się w stronę pokoju Hermiony. Na szczęście zastał ją u niej zwiniętą na łóżku. Wyglądała na chorą.
- Hermiona? - szepnął podchodząc do niej.
- Wyjdź - warknęła nawet na niego nie spoglądając.
- Chciałem… - zaczął i zamilkł, kiedy spotkał się z nią wzrokiem.
To, co tam zobaczył, nie spodobało mu się. W kącikach oczu widać było zły, policzki mokre i niezdrowo czerwone, a powieki napuchnięte. Usta zaciskały się w wąską kreskę.
- Przepraszam - jęknął.
Spuścił głowę, bo nie był w stanie dłużej spoglądać na swoją przyjaciółkę. Za plecami usłyszał pukanie do drzwi. Zignorował je. Po chwili powtórzyło się, a on zacisnął mocno oczy.
Kiedy je otworzył zobaczył, że nadal siedzi w wannie. Trochę mu się przysnęło. Ktoś dobijał się do drzwi pokoju, a sądząc, po głosie, był to Malfoy.
Harry nie spiesząc się wstał, wytarł się ręcznikiem i ubrał. Brudne rzeczy wrzucił do kosza w rogu pomieszczenia.
Przeszedł do pokoju i usiadł w fotelu przed kominkiem. Machnięciem ręki otworzył drzwi, przez które wpadł Malfoy. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie wściekłości, a na policzkach wykwitły ceglaste rumieńce.
- Wściekły jesteś jeszcze bardziej pociągający - zamruczał Harry lustrując go spojrzeniem.
Draco stanął i szeroko otworzył oczy. Jego policzki zrobiły się, jeżeli to możliwe, jeszcze bardziej czerwone, a na jego alabastrowej cerze były idealnie widoczne. Harry parsknął śmiechem za to Draco jakby obudził się z transu. Zaczął powoli zbliżać się do Pottera, który pokładał się ze śmiechu na fotelu.
Dopiero, kiedy zobaczył pochylonego nad nim blondyna zorientował się, że coś mu grozi. Momentalnie przeszła mu ochota na śmiech. Zdał też sobie sprawę, że dawno nie byli tak blisko siebie. Ich oddechy mieszały się ze sobą, a Harry mógł zobaczyć plamki w oczach męża.
Nie potrafił oderwać od niego oczu i czuł, że Malfoy ma ten sam problem. Powoli wyprostował się, a ich twarze jeszcze bardziej zbliżyły się do siebie. Ich nosy niemal się dotykały.
Harry poczuł, że krew spływa mu w dół brzucha, a spodnie nieprzyjemnie cisną. Pragnął go dotknąć lecz wiedział, że nie może pierwszy wykonać ruchu. Lustrował twarz Dracona. W jego oczach widział niepewność i pożądanie szalejące razem w zwykle spokojnych tęczówkach. Wydało mu się nagle, że odległość między nimi to nie zaledwie milimetry, a całe kilometry, których nigdy nie zdołają pokonać.
Kątem oka widział rumieniec na policzkach Malfoy’a, słyszał przyspieszony oddech i czuł bijące od niego ciepło. Draco mrugnął i pochylił się jeszcze niżej. Został tak przez chwilę, a potem złączył ich usta i przymknął oczy.
Na początku pocałunek był delikatny, ale z każdą chwilą stawał się coraz bardziej brutalny i namiętny. Języki splotły się w tańcu i żaden z nich nie chciał odpuścić. Draco przesunął dłonią po karku Pottera i wplótł dłoń w ciemne włosy. Gwałtownie zacisnął dłoń, przez co Harry jęknął i jeszcze bardziej przycisnął do siebie blondyna.
Całowali się, aż zabrakło im tchu. Malfoy odsunął się i spojrzał na Pottera. Jego oczy rozszerzyły się w szoku. Odskoczył od niego i rozejrzał się dookoła jakby upewniając się, że nikt go nie widział. Nim Harry zdążył powiedzieć choć słowo, Ślizgon wybiegł z pokoju. Było słychać jego kroki na schodach, a potem cisza. Dywany doskonale tłumiły wszelkie kroki.
Potter westchnął i machnięciem ręki zatrzasnął drzwi. Rozsiadł się wygodnie na kanapie, głowę opierając na dłoni. Drugą ręką gładził się po nodze, choć zdawał sobie sprawę, że zbliża się ona coraz bardziej do wybrzuszenia w jego spodniach. Nie mógł jej powstrzymać. Prawda była taka, że wręcz nie chciał choć wolałby, żeby była to ręka pewnego blondyna, który w jego głowie wywoływał zamęt.
***
Przez resztę weekendu unikał Dracona. Mijali się w drzwiach, unikali swojego spojrzenia, a gdy Harry rozmawiał z Narcyzą, a ta niechcący naruszyła jakąś kwestię dotyczącą Dracona, Potter milkł i wpatrywał się w swoje dłonie.
Gryfon przeprosił Hermionę, ale pomimo jej zapewnień, że wszystko już jest w porządku, wiedział, że ją zranił. Czuł się winny, ale nie ważne, co robił, mówił, nie był w stanie jej tego wynagrodzić.
W końcu nadszedł poniedziałek. Malfoy wrócił do szkoły poprzedniego dnia. Za to Harry i Hermiona zjedli śniadanie w Malfoy Manor i dopiero po nim udali się do szkoły na poranne lekcje. Niestety mieli je ze Ślizgonami.
Dzień dłużył się i zdawał się nie kończyć. Harry z utęsknieniem wyglądał piątku, choć wiedział, że weekend dopiero się skończył.
Po zajęciach Harry pobiegł do pokoju i wziął z niego pelerynę. Zostawił książki i zniknął.
Włóczył się po szkole całą noc. Nikt go nie widział, więc nikt nie mógł go złapać. Parę razy mijał woźnego i ojca. Do tego drugiego ani razu się nie odezwał choć wiedział, że nie dostałby szlabanu za włóczenie się po szkole po ciszy nocnej. Raz też minął się z Draconem, który wyraźnie się gdzieś spieszył i oglądał się dookoła sprawdzając, czy nikt za nim nie idzie.
Gdyby Harry miał lepszy humor, pewnie by go śledził, ale nie dziś. Zdecydowanie chciał być sam.
Kiedy noc zaczęła blednąć, skierował się pod Wielką Salę. Wiedział, że drzwi otwierają się wraz z końcem ciszy nocnej, a po wysokości słońca ponad horyzontem wnioskował, że to już niedługo.
Po drodze przysiadł na parapecie i podziwiał wschód słońca. Żałował, że nie wziął ze sobą aparatu. Dzisiejszy wschód słońca był nadzwyczaj piękny.
Uśmiechnął się do siebie, kiedy drzwi uchyliły się na tyle, by mógł bez problemu się prześlizgnąć.
Zajął swoje stałe miejsce tyłem do kominka, w którym wesoło trzaskał ogień. Warknął zdając sobie sprawę, że nawet ogień z niego drwi.
Rozejrzał się po Sali chcąc zając czymś umysł. Zawsze podziwiał to pomieszczenie. Wielka Sala wywoływała w nim mieszane uczucia. Wchodząc tu czuł się mały i jednocześnie najważniejszy na świecie. Przeczesywał wzrokiem salę od wytartych paneli na podłodze, po świeczki zdające się nie mieć końca i palić się zawsze niezależnie od pory dnia.
Witraże w oknach tworzyły kolorowe plamy na podłodze i stołach dzięki promieniom wschodzącego słońca świecącego z drugiej strony murów. Obrazy wiszące z tyłu Sali były puste. Zapewnie właściciele poszli odwiedzić znajomych. Dość często im się to zdarzało. Narzekali, że tu jest za głośno i nie mogą nic zrobić.
Stół prezydialny stał na podwyższeniu, masywny, zrobiony z hebanu. Za nim stały krzesła, oczywiście najwyższe i największe po środku - dla dyrektora.
Harry zacisnął pięści pod stołem i odwrócił wzrok w drugą stronę.
Pomyślał o Draconie i o tym, że pewnie już wrócił ze swojej nocnej schadzki i teraz śpi. Przypomniał sobie, jak blondyn wyglądał śpiąc. Zrelaksowana twarz, bez tego znanego ironicznego uśmieszku. Zwykle wyglądał na młodszego o jakieś pięć lat. Jego włosy żyły własnym życiem, rozrzucone po poduszce. Nie ważne, ile razy Harry zgarniałby je w jedno miejsce, one i tak uciekały. Potrafił godzinami obserwować jego alabastrową skórę i podziwiać kontrast pomiędzy skórą Gryfona, opaloną, a białą Malfoy’a. Po prostu niesamowite. Najbardziej podobało mu się obserwowanie, jak mieni się w promieniach wschodzącego słońca. Bywały noce, że nie mógł spać, więc wodził palcami po gładkim jak jedwab ciele męża dziwiąc się, że pomimo pozorów, nie jest tak twarde jak biały marmur.
Zanim zaczęli się spotykać widział parę razy, jak Malfoy się wścieka, a na jego policzkach pojawiał się ceglasty rumieniec. Wyglądał wtedy, jakby był chory. Zupełnie inaczej wyglądał leżąc pod nim z zamglonymi oczami, łapiąc spazmatycznie powietrze. Na jego policzkach pojawiał się rumieniec ledwo widoczny nadający mu niepowtarzalnego uroku. Uwielbiał wtedy muskać palcem policzek, co powodowało pogłębienie rumieńca, jednak nadal wyglądał uroczo. Kiedyś Potter o tym wspomniał, a Draco niemal go nie zabił. Gryfon zapamiętał lekcję płynącą z tego. Malfoy’owie nigdy nie wyglądają uroczo. Harry nigdy później nie powiedział tego na głos, ale i tak wiedział swoje.
Potter usłyszał zamieszanie przy drzwiach. Otrząsnął się ze wspomnień i skoncentrował na krzykach. Zdecydowanie słyszał Hermionę i Ginny. O co im mogło chodzić? Przekonał się chwilę później, kiedy drzwi się otworzyły i wpadła przez nie starsza Gryfonka od razu lokalizując przyjaciela.
- Harry! Gdzie byłeś całą noc?
- Wszędzie. - Wzruszył ramionami.
- Martwiłam się.
- Niepotrzebnie - odparł spokojnie patrząc, jak dziewczyna zbliża się do niego. Rudowłosa trzymała się z tyłu.
- Ostatnio ciągle znikasz. Co się dzieje?
Jego chłodne opanowanie nagle wyparowało. Magia zebrała się wokół niego, świeczki nad jego głową zgasły z cichym sykiem, a ogień w kominku zafalował i zgasł, jakby ktoś polał go wodą. Zaśmiał się zimno odrzucając głowę do tyłu.
Hermiona wzdrygnęła się i cofnęła o krok.
- Co się dzieje? - pomimo wściekłości jego głos był spokojny. - Śmiesz się pytać, co się dzieje? Akurat ty powinnaś to najlepiej wiedzieć. - Z każdym słowem podnosił głos. - Draco się dzieje. Ot co! - Złość tak szybko jak się pojawiła, tak szybko i niespodziewanie odeszła. Harry wypuścił powietrze z płuc i opadł na krzesło, jakby ktoś przeciął sznurki, które utrzymywały go w górze. Świeczki ponownie się zapaliły, a ogień w kominku zapłonął z podwójną siłą.
- Ale nic nie możesz zrobić.
Czy faktycznie nic nie mógł zrobić? Musiał czekać, aż Tom zrobi eliksir. Podejrzewał, że jego zrobienie nie powinno zająć dłużej niż dwa miesiące, a Riddle po prostu ma interes w tym, by przedłużyć ten czas do czterech. Jednak Harry nie miał wyjścia i musiał tyle odczekać. Sam nie potrafił zrobić antidotum.
Przypomniał sobie, co czytał w bibliotece na temat zaklęcia Obliviate. Czasem wspomnienia mogły przywołać impuls emocjonalny. Tylko skąd miał go wziąć? Draco nie reagował na złość, choć Harry denerwował go cały czas. Namiętność też nie działała. Miłość nie, bo Draco nie potrafił przychylnie chociażby spojrzeć na niego. Może zazdrość? Tylko jak ma wywołać zazdrość w Draconie, który mu niczego nigdy nie zazdrościł?
Harry wyszedł szybkim krokiem z sali zostawiając za sobą Hermionę i Ginny bez słowa wyjaśnienia. Pokonał schody, które jakby wyczuwając jego parszywy nastrój, zostały na miejscu przez całą jego przeprawę. Właśnie miał wejść do Pokoju Życzeń, kiedy usłyszał za sobą chrząkniecie. Odwrócił się i zobaczył opierającego się o ścianę Matta. Matt był Krukonem. Harry kiedyś się z nim umawiał, ale to było na długo przed tym, jak zaczął spotykać się z Draconem.
Potter musiał przyznać sam przed sobą, że Matt się zmienił. Wyprzystojniał, zapuścił włosy i przypakował. Nie był już tak szpakowaty, choć nadal był niższy od Harry'ego.
- Cześć, Harry. Dawno nie rozmawialiśmy, prawda?
- Racja Matt. Czego chciałeś? - Ton Harry'ego sugerował, że nie chce z nim rozmawiać, ale Krukon nie załapał, uśmiechnął się i nie śpiesznie podszedł do bruneta.
- Porozmawiać. - Uśmiech z miłego stał się drapieżny, pełen obietnic i żądz.
Nagle wpadł na genialny pomysł. Uśmiechnął się i zbliżył do chłopaka. Ten jakby wyczuwając nastrój położył ręce na biodrach Pottera i lekko przyciągnął go do siebie.
- Widzę, że stęskniłeś się za mną - wymruczał Krukon do ucha Harry’ego jednocześnie owiewając ciepłym oddechem szyję Gryfona.
Złoty Chłopiec ofuknął się w myślach za swoją reakcję na dotyk i bliskość drugiego ciała. Tak bardzo mu tego brakowało, a aż do teraz nie zdawał sobie z tego sprawy. Poczuł, że krew spływa mu w dół, choć tak bardzo próbował ją powstrzymać. Przeklął w myślach i zaczął szukać ucieczki, zanim Matt poczuje, jak bardzo mu się to podoba. Po następnych słowach poddał się, bo wiedział, że już za późno.
- Widzę, że ktoś tu zdecydowanie za mną tęsknił.
Harry przywołał na twarz uśmiech i odchylił się by spojrzeć w twarz Krukona.
- Jak mógłbym za tobą nie tęsknić - to powiedziawszy złączył ich usta.
Matt pogłębił pocałunek i przesunął ręce z bioder na tyłek Harry’ego. Ten spróbował coś powiedzieć, ale wyszedł z tego gniewny pomruk, który Krukon wziął za dobrą monetę i ścisnął jego pośladki. Potterowi się to nie spodobało, a najbardziej nie spodobała mu się reakcja jego ciała na tę pieszczotę. Wybrzuszenie w spodniach mówiło samo za siebie. Zaraz ręka Matta wylądowała pomiędzy ich ciałami z przodu spodni Harry’ego, który przerwał pocałunek i spojrzał w zamglone z pożądania oczy.
W rozpaczy pomyślał, że nie poradzi sobie z tym chłopakiem i znowu został przyciągnięty do pocałunku.
- Może powinniśmy przenieść się do Pokoju Życzeń, a nie odstawiać przedstawienie na środku korytarza? - spytał, kiedy odzyskał na chwilę oddech.
Matt przytaknął zajmując się jego szyją, a ręką uciskając wybrzuszenie jego spodni. Ostatkiem sił Harry powstrzymywał się od jęczenia prosto do ucha Krukona.
Kiedy drzwi zamknęły się za nimi Potter odepchnął od siebie Matta, który potknął się i wylądował na dywanie.
W pokoju znajdowało się duże łóżko, szafka nocna, na której stała fiolka z lekko różowym płynem i lampa. Trochę dalej stał stolik, a na nim szampan, dwa wysokie kieliszki i miseczka truskawek oblanych czekoladą. W ścianie obok łóżka były drzwi zapewne prowadzące do łazienki.
- Widzę, że zmieniłeś się i lubisz na ostro - powiedział Matt i obrócił się na brzuch. W jego zamierzeniu ruch, który wykonał miał być ponętny, jednak nie za bardzo mu wyszło. Otóż podparł się na łokciach i biodrami przejechał po dywanie.
Harry miał ochotę parsknąć i zaproponować, by kiedyś przejechał się do jego klubu i zobaczył, jak tańczą zawodowcy. Jednak ugryzł się w język, bo nie chciał, żeby taka hołota kręciła się u niego w barze. Już i tak pewnie połowa szkoły odwiedzała jego klub wieczorami, ale przecież nie mógł im zabronić. To było w jego interesie, żeby zapraszać jak najwięcej gości, którzy powiedzą następnym i następnym. W końcu to jego pieniądze.
Harry nie bawił się w wyciąganie różdżki tylko machnął ręką, a Matt zamarł na dywanie wpatrzony maślanym wzrokiem w ścianę naprzeciw niego. Gryfon udał się za to do łazienki. Nie kłopocząc się ściąganiem ubrania wszedł pod strumień zimnej wody. Oparł się głową o kafelki i pozwolił, by woda spływała po jego plecach mocząc całe jego ubranie.
Było mu tak dobrze, że nie ruszałby się stąd nigdzie. Wiedział jednak, że musiał coś zrobić z Mattem leżącym w drugim pomieszczeniu, a także musiał wykonać plan.
Westchnął znowu i ociekający wodą wyszedł spod prysznica. Machnięciem ręki wysuszył się i zmienił ubranie. Na nie założył szatę, którą sprowadził dla niego Pokój z jego dormitorium i z miną cierpiętnika przeszedł do drugiego pokoju. Matt leżał na dywanie tak, jak go zostawił. Po chwili zastanowienia przeniósł go na łóżko, zdjął ubranie i położył pod kołdrą. Sam położył się na narzucie w ubraniu i obrócił na lewy bok. Przyłożył palce do skroni i skupił się na zmianie wspomnień. Według Matta właśnie przeżył najlepszy w swoim życiu sex. Szkoda, że to nie prawda, ale on się o tym nigdy nie dowie.
Potter położył się z powrotem na plecach i pstryknął palcami.
- Wow, Harry. To było… - zabrakło mu słowa. Nigdy nie był do końca rozgarnięty.
- Wiem Matt. Zbieraj się. Musimy iść przecież na śniadanie - mruknął Harry ledwo powstrzymując się by nie warczeć.
- Dobrze, kochanie - wyszeptał i wyskoczył spod narzuty. Bez skrępowania przeszedł przez pokój i zniknął za drzwiami łazienki. Dźwięk prysznica upewnił go, że chłopak nie ociąga się.
Musiał teraz wszystko sobie ułożyć.
Wywoła w Draconie zazdrość, jakiej nigdy nie czuł. Nawet w stosunku do Hermiony, kiedy jeszcze nie był pewien, co do siebie czują i co dla siebie znaczą. Wystarczy, że będzie się pojawiał ze swoimi byłymi kochankami w całej szkole i będzie się upewniał, że Malfoy albo go widział, albo ktoś mu doniósł, co się dzieje.
Po dziesięciu minutach Matt wyszedł ubrany z łazienki. Włosy miał jeszcze lekko wilgotne i układały się lokami wokół twarzy. Gdyby były jaśniejsze można byłoby się pokusić o porównanie, że wygląda jak aniołek.
Harry przesunął po nim wzrokiem i wstał. Wyciągnął do niego rękę. Wyszli ramię w ramię. Matt szczęśliwy, a Harry zafrasowany. Jego twarz jednak była spokojna i nie wyrażała żadnych uczuć, bo nie mógł się zdradzić. Wiedział, że Matt co jakiś czas zerka na niego. Starał się wtedy uśmiechać. Chyba mu wychodziło, bo Matt nic nie mówił.
Dotarli do Wielkiej Sali, a on właśnie zorientował się, że nie ma pojęcia, jak wytłumaczyć to Hermionie. I wcale nie chciał jej tego tłumaczyć. W udawanym porywie namiętności przycisnął Krukona do ściany obok drzwi i pocałował.
- Zobaczymy się później? - spytał nim Matt zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Mhmm… - tylko tyle zdołał wykrztusić zaskoczony porywczością Gryfona, który zawsze wydawał się taki powściągliwy. Chyba, że byli sami. Wtedy zmieniał się nie do poznania, a wszelkie delikatne i ostrożne ruchy odchodziły w niepamięć.
Potter uśmiechnął się i ruszył w stronę swojego stołu, jakby nic się nie stało. Nie obejrzał się ani razu. Dopiero, kiedy usiadł upewnił się, że Matt dotarł na swoje miejsce.
- Gdzie ty byłeś? - syknęła mu do ucha Hermiona.
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedział i sięgnął po maślane bułeczki.
- Teraz?
- Tak, teraz.
- Jesteś pewien, że tutaj?
- Czemu nie? Nikt nie zwraca na nas uwagi.
- Na ciebie zawsze ktoś zwraca uwagę - syknęła znowu i upiła łyk herbaty.
- Dobrze, to zjedz i pójdziemy na lekcję. Po drodze ci powiem.
- Jak chcesz.
Byli już pod klasą, kiedy Harry zdecydował powiedzieć jej, na jaki pomysł wpadł. Potrzebował jej wsparcia i pomocy. Nie mogło to przecież wyglądać tak, że on przyprowadzi jednego ze swoich byłych kochanków, a Hermiona zrobi wielkie oczy i zacznie kłótnię.
- Mam pomysł, jak mogę przywrócić Draconowi pamięć, a przynajmniej część.
- Słucham.
- Będę potrzebował twojej pomocy i wsparcia - uprzedził i uśmiechnął się niepewnie.
- Zobaczymy, co wymyśliłeś.
- Pamiętasz Matta?
- Tego Krukona? - Potwierdził skinieniem głowy. - Był w tobie po uszy zakochany, a ty go rzuciłeś po dwóch tygodniach. Wiem, że bywałeś wybredny, ale to było okrutne.
- Większość osób w szkole jest we mnie zakochana! Mam się z każdym przespać, pochodzić dwa miesiące, może się mną znudzą jak zobaczą, jaki jestem naprawdę, a jeżeli nie, to delikatnie wytłumaczyć, że ich nie kocham. Jasne. To nie twój problem, więc tobie łatwo się mówi. Z Mattem było inaczej. Po pierwszym dniu powiedział mi, że kocha się we mnie odkąd mnie zobaczył w pierwszej klasie. Trochę mnie to przeraziło. Uprzedził, że wie, jak postępuję z kochankami i że nie pozwoli mi na to. Że jestem jego. Przywiązał mnie do łóżka i nie chciał wypuścić nawet do toalety. Nigdy ci o tym mówiłem, bo powiedziałabyś, że zasłużyłem. Kiedy w końcu udało mi się go udobruchać wypuścił mnie, a potem śledził. Mam wrażenie, że do dziś mnie śledzi i obserwuje. Nadal nie wiem, dlaczego pozwolił mi odejść. Może uroił sobie, że kiedyś do niego wrócę. Potem przypałętał się Draco, a ja zakochałem się jak głupi. Już wiedziałem, co trafiło Matta i jak musiał się czuć. Siłą powstrzymywałem się, żeby nie wisieć cały czas na Malfoy’u. A teraz on stracił pamięć, a Matt w końcu wyczekał idealny moment, żeby mnie dopaść. Czekał na mnie pod Pokojem Życzeń. Wiedział, jak mnie podejść. Do niczego nie doszło - uprzedził niezadane przez przyjaciółkę pytanie.
- To w takim razie, jak wygląda twój plan?
- Chcę wykorzystać Matta, do wywołania zazdrości w Draconie. Matt będzie się do mnie kleił lepiej, niż gdybym go o to poprosił, bo on nie udaje. Będę potrzebował twojej pomocy, żebyś uznała Matta, jako mojego chłopaka i nie wydarła się na całą Salę, jak będę z nim szedł, że co ja sobie myślę.
- Mam być twoją wspólniczką? - spytała z powątpiewaniem chcąc się upewnić.
- Nie. Masz tylko nie wypominać głośno, że zdradzam swojego męża. Obiecuję, że do niczego nie dojdzie.
- No nie wiem.
Jednak Harry dobrze wiedział, że Hermiona się zgodzi. Nigdy nie potrafiła mu niczego odmówić. Szczególnie, jeżeli chodziło o jego szczęście. Pomogłaby mu nawet, jeżeli miałby iść do samego diabła.
Przypomniał sobie jednak, że nie wtajemniczył jej, że poszedł do Voldemorta. W tym nie mogła mu pomóc. Tutaj musiał poradzić sobie sam. Bał się, że by go zostawiła, wyrzekła się go. Na zawsze. Nie ważne, jakie miał pobudki. Nie mogłaby tego znieść. Nie po tym, jak Tom próbował tyle razy go zabić.
- No dobrze - powiedziała w końcu.
- Super. Dzięki Hermiona.
- A jak zamierzasz powiedzieć to reszcie Bandy?
- Krótko i wyraźnie.
- Musisz pamiętać, że oni wszyscy kochają Dracona jak brata i nie pozwolą, żebyś bezcześcił jego imię nawet, jeżeli on nic nie pamięta.
- Dam radę.
***
Każda osoba z Bandy jeszcze ucząca się w Hogwarcie dostała wiadomość, że mają zebrać się w Pokoju Życzeń zaraz po lekcjach. Do tego czasu Harry unikał Matta. Na szczęście nie mieli wspólnych lekcji, więc było łatwo. Na obiad poszedł do kuchni i poprosił o niego Skrzaty. Bardzo chętnie go obsłużyły. Szczególnie Zgredek ucieszył się na widok Pottera.
Kiedy w końcu dotarł na siódme piętro, drzwi już na niego czekały. Były elegancko ozdobione wzorem kwiatowym. Mógłby przysiąc, że widział tam nawet winogrona, ale nie miał czasu bliżej się przyglądać, bo jedno skrzydło otworzyło się, a on wszedł do środka. Usłyszał za sobą cichy trzask i domyślił się, że drzwi zamknęły się oraz znikły.
Pokój wyglądał przyjemnie. Ściany w kolorach zielonym, srebrnym i niebieskim. Jego ulubione kolory. Musiał przyznać, że zawsze drażnił go czerwony i złoty kolor Gryffindoru. Był zbyt krzykliwy i wyzywający. Zupełnie, jakby krzyczał: „Patrz, jestem Gryfonem, najodważniejszym człowiekiem w tej szkole.”
Na środku stał stolik sięgający mu zaledwie do kolan, cały ze szkła barwionego na zielono, jakby zrobiono go z butelek po piwie. Dookoła niego stały dwie kanapy mieszczące trzy osoby i fotele. Największy, zielony ze srebrnym obszyciem, był wolny i zdawał się go przyciągać.
Powiódł po twarzach przyjaciół i uśmiechnął się. Zatrzymał się najdłużej na Hermionie, która już nie mogła wysiedzieć. Widocznie nic im nie powiedziała, ale ją korciło.
Zasiadł na swoim miejscu, a przed nim na stole pojawiło się piwo kremowe.
- Zebraliśmy się tu dziś… - zaczął, ale przerwał mu śmiech ze strony Ginny. - Co cię tak rozśmieszyło Ginevro?
Momentalnie przestała się śmiać i wyprostowała się na kanapie, kiedy wszyscy na nią spojrzeli.
- Nic - mruknęła wpatrując się z podłogę.
- No więc, zebraliśmy się tutaj, bo mam wam coś ważnego do powiedzenia. Może to być dla was szokujące, ale wysłuchajcie mnie do końca.
Znowu przebiegł wzrokiem po twarzach przyjaciół, a na końcu zatrzymał się na Hermionie. Kiwnęła lekko głową i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Zaczął mówić.
Kiedy skończył dziesięć minut później, nikt się nie odezwał. Od tej ciszy zaczęło dzwonić mu w uszach. Na twarzach zgromadzonych było widać różne emocje. Od zaskoczenia, po niezdecydowanie poprzez niedowierzanie i lekki uśmiech.
- Jeżeli czujesz, że tak możesz przywrócić pamięć Draconowi, to ja w to wchodzę - powiedziała Ginny i uśmiechnęła się. Splotła swoje palce z palcami Luny i popatrzyła jej w oczy. - Zrobiłabym to samo, gdybym była w takiej sytuacji i wierzyła, że to może pomóc.
Luna także się uśmiechnęła i skinęła głową nie odrywając oczu od swojej dziewczyny.
Neville, Seamus i Dean także wyrazili swoje poparcie skinieniem głowy lub krótkim „zgadzam się”.
Nagle w tylnej ścianie pojawił się kominek, przez który wypadły dwie osoby o rudych włosach.
- Co to za tajne zebranie bez nas? - powiedzieli zgodnie i otrzepawszy się z kurzu usiedli na kanapie pomiędzy Ginny i Luną. Rudowłosa popatrzyła na nich wilkiem i przeniosła się na fotel, który pojawił się na jej życzenie.
- Miło was widzieć - powiedział Harry i umościł się wygodniej w fotelu. - Nie zapraszałem was, bo nie chodzicie już do Hogwartu, więc…
- Co z tego? Informacje bardzo szybko się rozchodzą - powiedział George i mrugnął do Pottera.
- To, że będąc poza szkołą nie pomożecie.
- Skąd wiesz?
- Bo wiem. A właściwie skąd wiedzieliście, że spotykamy się dzisiaj o tej godzinie?
- Dostaliśmy anonimowy liścik. - Fred wyszczerzył się.
- Anonimowy?
Skinięcie głową.
Harry westchnął i powiedział im w skrócie, o co chodzi. Siedzieli przez chwilę w zadumie, po czym spojrzeli na siebie i przytaknęli.
- Jeżeli byś czegokolwiek potrzebował, wiesz gdzie nas znaleźć. - I rozpłynęli się w powietrzu.
Harry pomyślał, że o dziwo bardzo łatwo mu poszło. Spodziewał się oporu i sprzeciwu. Najwyraźniej zależało im na Draconie o wiele bardziej niż mu się wydawało. Chyba, że po prostu nie chcieli lub nie mogli patrzeć na jego cierpienie. Cokolwiek za tym stało, cieszył się, że tam było.
Z rozmyślań wyrwało go pukanie. W ścianie naprzeciwko niego nadal nie było drzwi, ale osobie po drugiej stronie nie przeszkadzało w nie pukać. Westchnął i przygotował się mentalnie na spotkanie ze swoim planem.
Machnął ręką, a drzwi najpierw pokazały się, a potem uchyliły. Do środka wślizgnął się Matt, ale zatrzymał się w połowie niepewny, czy wejść dalej, czy się cofnąć.
- Chodź - powiedział ciepło Harry i zachęcił go uśmiechem.
Matt odzyskał rezon i wszedł spoglądając na osoby siedzące w Pokoju.
Ginny zdążyła się przesiąść do Luny i teraz zajmowały się sobą nie zwracając na nikogo uwagi. Oczywiście reszcie to nie przeszkadzało. Byli przyzwyczajeni do tego, jak w ich towarzystwie zachowywali się Draco i Harry. Zupełnie, jakby nie mieli wstydu i zapominali, że są w towarzystwie.
- Matt, to jest Hermiona, Ginny, Luna, Seamus, Dean i Neville. Kochani, to jest Matt.
Przedstawienie było oczywiście niepotrzebne, ale czuł, że tak będzie łatwiej. Rudowłosa spojrzała na niego przelotnie i wróciła do całowania Luny. Seamus wstał i uścisnął wyciągniętą rękę jednocześnie uśmiechając się lekko. Neville skinął ku niemu głową, a Dean go olał.
Harry machnięciem ręki zmienił fotel w kanapę i poklepał miejsce obok siebie. Matt uśmiechnął się zwycięsko i niemal w podskokach zajął wskazane miejsce.
Potter musiał przyznać przed samym sobą, że rozmowa się nie kleiła. Krukon ciągle się wiercił pod naporem spojrzeń Bandy. Wybawiła ich kolacja, na którą zeszli razem. Matt, pomimo zaproszenia, poszedł zjeść do swojego stołu.
- Chyba się zniechęcił - mruknęła Hermiona, kiedy usiedli, a na stołach pojawiło się jedzenie.
- Uwierz, że zaraz znajdzie się ktoś następny. - Harry pomimo pewności w głosie wydawał się nieobecny.
Jego myśli pochłaniał Matt oraz inni jego byli kochankowie. Czy naprawdę, kiedyś jego związki ograniczały się tylko do seksu? Czy nie rozmawiał o zainteresowaniach? Chyba nie.
Przeraziło go, że był aż tak… jednokierunkowy. Nie zwracał uwagi na nic innego, byle by zaspokoić swoją żądzę. Choć z drugiej strony nie przypominał sobie, żeby ktokolwiek uskarżał się na brak rozmowy. Westchnął.
Dopiero Draco wyzwolił jego uczucia, ujarzmił pożądanie i temperament. Tylko Malfoy wiedział, o czym z nim rozmawiać, jakich tematów nie poruszać. Rozumieli się bez słów. Mogli sobie dogryzać i żartować, razem stawiali czoła problemom.
Nagle Harry poczuł, że ktoś za nim stoi. Obrócił się gwałtownie z ręką podniesioną i gotową do obrony, kiedy został zaatakowany w inny sposób niż się spodziewał. Osoba ta pochyliła się i pocałowała go. Harry był tak zaskoczony, że nie był w stanie się ruszyć. Osoba wzięła to za zaproszenie i bezceremonialnie wepchnęła mu język do ust.
Potter nie będąc pewnym, czy to Matt, najpierw wolał osobę zobaczyć, a potem może rozpęta się piekło. Delikatnie odchylił się do tyłu jednocześnie kładąc ręce na barkach, jak się okazało, chłopaka. Tak, to był Matt.
Gryfon w głowie usłyszał głos i zerknął ponad ramieniem Krukona na swojego ojca, który ledwie powstrzymywał się od krzyku. Jego policzki były niezdrowo czerwone, a pięści leżały zaciśnięte na stole. Harry mentalnie westchnął i skupił swój wzrok na powrót na Krukonie.
- Przepraszam cię Matt, ale muszę zamienić słówko z profesorem Snape’em. - Wolał powiedzieć oficjalnie, bo nie był pewien, czy Matt zdaje sobie sprawę, że to jego ojciec. To zaskakujące jak dużej ilości osób mogło to umknąć mimo tego, że dyrektor ogłosił to w czerwcu przy wszystkich.
Gryfon wstał i udał się do wyjścia jednocześnie dając znak ojcu, że spotkają się w jego gabinecie. W głowie pojawiły mu się dwa słowa. „Pospiesz się”.
Okey. Severus był wściekły. To wiedział na pewno. Zdecydowanie powinien mu to wyjaśnić przed kolacją. Domyślał się, że może wydarzyć się coś takiego. Sądził jednak, że będzie to albo później i Snape zdąży opuścić salę, albo wcześniej i Snape jeszcze do niej nie dotrze.
Harry przeszedł przez korytarz w lochach i już miał zapukać, kiedy zobaczył, że drzwi są uchylone. Usłyszał ze środka podniesione głosy. Jeden ewidentnie należał do Severusa, a drugi do kobiety, ale Harry go nie kojarzył.
- Severusie, on jest dorosły! Nie traktuj go jak pięciolatka.
- Widziałaś, co on zrobił? Całował się z tym podrzędnym Krukonem. Na oczach całej szkoły. Jak myślisz, co sobie inni pomyślą? Sławny Harry Potter po tym, jak załamał się po stracie pamięci przez jego męża, szuka pocieszenia u dawnych kochanków. Chyba bardziej ugodziło mnie to, że podejrzewałbym o coś takiego Dracona, a nie Harry’ego mimo tego iż wiem, że przed Draconem miał wiele kochanek i kochanków w większości na jedną lub dwie noce. Nikt dłużej nie zabawił w jego życiu. Ale to mój syn. Draco z kolei, z tego co mi wiadomo, przed Harrym nie miał nikogo. To wszystko było dla niego nowe, a Harry nie jest łatwy we współżyciu. Ale Draco dał radę. Zmienili się nawzajem.
Harry słuchał i nie mógł uwierzyć. Snape o wszystkim wiedział i nigdy nie odezwał się choćby słowem, choć, jako jego ojciec, miał do tego pełne prawo. Można powiedzieć, że Potter się wzruszył.
Gryfon ominął parę zdań, a jego uwagę przykuło jedno słowo powiedziane przez Severusa.
- Lily…
Wciągnął powietrze. Co do tego wszystkiego miała jego zmarła matka? Przez to, że znowu zatopił się w myślach umknął mu kolejny fragment, bez którego nie mógł wywnioskować, o co chodziło.
- Myślę, że musisz mu dać szansę wytłumaczenia się. On może mieć plan. Pamiętaj też, że siedział przy stole Gryffindoru otoczony osobami z Bandy. Gdyby nie byli wtajemniczeni w jego ewentualny plan, to prędzej oni by zabili tego Krukona niż ty wstał od stołu i zdążył wyciągnąć różdżkę. A w ogóle, to Harry by zareagował. Czy on nie ma do perfekcji opanowanej magii bezróżdżkowej?
Harry nic nie usłyszał, więc domyślił się, że Snape przytaknął.
Gryfon spróbował zobaczyć coś przez szparę. Dostrzegł zafrasowanego Snape’a siedzącego za biurkiem, a nad nim pochylała się bez wątpienia kobieta o średniej długości włosach w kolorze rudym. Miała na sobie szatę nauczycielską, ale głos zdecydowanie nie pasował do Lasandry, a to była jedyna nauczycielka o rudych włosach i zbliżonej do tej kobiety posturze. Nie widział jej profilu, bo zasłaniały go włosy. Coś jednak kazało mu sądzić, że nie była to Lasandra. Zapragnął dowiedzieć się, kim jest ta kobieta.
Zrobił krok do tyłu i odetchnął głęboko. Chciał zrobić krok, ale się zawahał. Nie wiedział, czy ma zapukać, czy może wejść jak do siebie. Zdecydował, że żeby nie było widać, że podsłuchiwał, to powinien wejść bez pukania.
Wyprostował się i podniósł głowę wysoko. Zrobił krok i pchnął drzwi.
Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, co właśnie zobaczył. Kobieta siedziała na kolanach Severusa, który jedną ręką obejmował ją w talii, a drugą trzymał na jej plecach. Jej ręce za to były dookoła jego szyi. Byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli go.
Harry nie mógł zobaczyć twarzy kobiety, bo siedziała tyłem do wejścia. Widział jedynie tył jej głowy.
Zamurowało go. Potrafił tylko stać i patrzeć na to, co rozgrywało się na jego oczach.
Po kilku chwilach jakoś doszedł do siebie i chrząknął znacząco. Snape odsunął się i spojrzał na niego ponad ramieniem kobiety. Jego oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu, a rumieniec szybko znikł z twarzy. Potter uśmiechnął się znacząco i wsparł się pod boki.
Kobieta nadal nie odwróciła się do niego przodem, przez co Harry nabrał podejrzeń, że to nie jest Lasandra. Ona by się tak nie kryła. Co ta kobieta ma do ukrycia?
- Mieliśmy porozmawiać, prawda? - spytał Harry z uśmieszkiem oglądając zaskoczenie zmieniające się w zażenowanie.
- Owszem - odparł Snape starając się opanować.
- Ale widzę, że jesteś bardzo zajęty, więc może wpadnę później. - Potter zaczął się wycofywać. Severus chciał coś powiedzieć, ale po zerknięciu na swoją towarzyszkę, która nadal siedziała mu na kolanach, kiwnął głową.
Gryfon opuścił pomieszczenie, ale nie zamknął za sobą drzwi. Przyłożył ucho do szpary.
- Nie wiele brakowało - powiedziała kobieta. Potter nie mógł tego zobaczyć, ale podejrzewał, że się uśmiechała.
- Ciebie to bawi? - syknął Snape potwierdzając podejrzenia chłopaka. - Kiedy zamierzasz mu powiedzieć?
To pytanie przykuło uwagę Harry’ego. Skoncentrował się, by nie uronić ani jednego słowa.
- Nie jest jeszcze gotów. - Gryfon miał ochotę wpaść do pokoju i krzyknąć, że jest gotowy. Powstrzymał się jednak, bo zdawał sobie sprawę, że nie dowiedziałby się nic więcej.
- On ma już siedemnaście lat. Nie jest dzieckiem. Poza tym, w świetle jakiegokolwiek prawa, jest dorosły, bo ma męża i dzieci.
- Wiem, ale nadal mam wrażenie, że jest małym chłopcem, którym trzeba się opiekować.
- Też czasem o tym zapominam. Mam wrażenie, że Hermiona opiekowała się nim najlepiej ze wszystkich.
- Chyba tak.
- Nadal uważam, że powinnaś mu to powiedzieć teraz. Z każdym dniem będzie ci trudniej. I nie tylko tobie. Jemu też. Najgorzej będzie, jak dowie się od kogoś innego. Znienawidzi cię mimo tego, że cię nie zna.
Kobieta nic nie odpowiedziała, a po pięciu minutach Harry usłyszał trzask kominka. Nie zdołał jednak dosłyszeć, gdzie kobieta się transportowała.
Potter zrobił pięć kroków do tyłu i oparł się plecami o ścianę. Starał się przetrawić to, co usłyszał. Kim była ta kobieta tak bardzo podobna do Lasandry? Co ukrywała? Czemu nie mogła mu powiedzieć? Od kogo mógł się dowiedzieć jej tożsamości? Kto to może być? Znienawidzi ją za tajemnicę, którą ukrywa mimo tego, że jej nie zna. Nie mieściło mu się to w głowie. Zdecydowanie chciał z kimś porozmawiać. Nie z ojcem, bo ten mu nic nie powie, a w dodatku nie wiedział, że Harry podsłuchiwał. Hermiona? Pewnie powie, że to Lasandra, a rozmowę opatrznie zrozumiał. Najlepiej byłoby z Draconem. Znowu warknął w myślach, bo przecież nie może iść do Dracona i powiedzieć: „Hej Draco, mam problem. Mógłbyś mi pomóc?” To było frustrujące.
- Zamierzasz długo jeszcze tak stać?
W drzwiach pojawił się Snape. Na sobie miał tylko koszulę i czarne, materiałowe spodnie. Szata pewnie wisiała na wieszaku przy drzwiach, lecz Harry był poprzednim razem bardzo zajęty i tego nie zauważył.
- Nie. Właściwie, to chciałbym usiąść. - Uśmiechnął się krzywo i wyminął Snape’a w drzwiach. Ten zamknął za nimi drzwi i podążył na fotel obok kominka. Potter usadowił się na kanapie i położył nogi na stole. Severus mruknął coś pod nosem, ale nie skomentował.
- Co to było? - spytał bezpośrednio.
Harry doskonale wiedział, o co mu chodziło, ale miał ochotę się z nim podroczyć.
- Ale co?
- Wiesz dobrze, co.
- Miałem się spotkać z tobą tutaj, więc gdy przyszedłem zobaczyłem, że drzwi są uchylone. Nie zadawałem sobie trudu, by zapukać, tylko wszedłem i zobaczyłem cię obściskującego się z kobietą. Byłem zaskoczony.
- Nie o to mi chodzi!
- Aa… - Harry uśmiechnął się zwycięsko widząc, jak rumieniec powraca na policzki Snape’a. - Część mojego planu.
Severus podniósł brew opanowawszy twarz i czekał na wyjaśnienia. Gdy nie nadeszły sfrustrował się.
- Jakiego planu?
***
Draco obserwował Pottera jak zwykle. Miał takie miejsce przy stole Ślizgonów, że widział każdy najmniejszy jego ruch. Nie zwracał na nic innego uwagi, więc Krukona dojrzał dopiero wtedy, kiedy Harry się odwrócił, a ten go pocałował. Nieznane uczucie ścisnęło jego serce i żołądek. Przez chwilę miał wrażenie, że wymiotuje kurczaka, którego przed chwilą zjadł. Zacisnął pięść zapominając, że trzyma w niej kubek. Usłyszał trzask i poczuł ból w dłoni. Pansy krzyknęła widząc rozpryskujące się szkło i krew kapiącą z ręki Malfoy’a. Starała się rozprostować jego palce, ale nie dała rady.
Draco stwierdził, że ból choć trochę go otrzeźwił i bał się, że kiedy puści kawałki szkła, to nieznane uczucie na powrót zawładnie jego sercem i umysłem.
Nagle w jego głowie pojawił się obraz. Był razem z Potterem w jego pokoju w Malfoy Manor. Gryfon siedział na łóżku i patrzył na niego, a on sam klęczał nagi na dywanie, a po policzkach spływały mu łzy. Wtedy też miał pokaleczoną dłoń. Do jego serca napłynęły emocje. Smutek, ból i żałość.
Po chwili obraz zniknął, a Draco nie był w stanie sobie przypomnieć, o co wtedy chodziło. Był pewien, że on coś zrobił. Coś, za co Harry go wtedy nienawidził.
Pomimo tego, że siedział w Wielkiej Sali, wszystkie okna były pozamykane, a za nim w kominku wesoło trzaskał ogień, Malfoy poczuł powiew ziemnego powietrza. Wzdrygnął się. W jego sercu zagościła pustka, której nie potrafił niczym wypełnić.
Słyszał, że Parkinson mówiła do niego, ale nie potrafił rozróżnić słów. Liczył się tylko Potter, który właśnie odsuwał od siebie Krukona i zerkał ponad nim. Draco bardzo chciał zobaczyć, na co lub na kogo patrzy, ale nie mógł oderwać od niego oczu. Wtedy Harry wstał powiedziawszy coś do Krukona i wyszedł szybkim krokiem z Wielkiej Sali.
Pustka w sercu Dracona zmniejszyła się, ale nadal pozostawała na swoim miejscu. Wtedy Malfoy poją, że jest ona związana z Gryfonem.
Ślizgon poderwał się na nogi i wybiegł z sali. Pansy krzyczała za nim, ale nie zwrócił na to uwagi. Zatrzymał się nie wiedząc, w którą stronę pobiec. Zdecydował się na lochy. Intuicja go nie zawiodła, bo gdy dotarł tam zobaczył Pottera przed drzwiami do gabinetu Snape’a. Tylko dlaczego on nie wchodzi? Wyglądało to tak, jakby Gryfon podsłuchiwał. Malfoy nie był w stanie powiedzieć, kogo, bo stał za daleko.
Przez twarz Harry’ego przemykało tysiące emocji. Za szybko, by Draco był w stanie zdefiniować poprawnie choć jedną. Przez myśl przeszło mu, że kiedyś potrafił czytać z tej twarzy bez problemu. Nie miał czasu się nad tym zastanawiać, bo Harry wszedł do środka, a po zaledwie minucie wyszedł i znowu zaczął podsłuchiwać.
Minęło kolejnych dziesięć długich minut, pod czas których Harry wyglądał, jakby ktoś uderzył go obuchem. Wydawał się nie wiedzieć, co się dookoła niego dzieje. W końcu Snape pojawił się w drzwiach i wpuścił Pottera do środka.
Teraz Draco nie wiedział, co myśleć. Powlókł się do swojego dormitorium i położył się na łóżku. Tknięty nagłym przeczuciem spojrzał w róg pokoju jakby spodziewając się, że kogoś tam zobaczy. Następnie rzucił poduszką, która odbiła się od ściany i spadła na dywan. Malfoy nie potrafił wyjaśnić samemu sobie, dlaczego to zrobił.

4 komentarze:

  1. Rozdział Genialny. Świetnie wykorzystałaś moją podpowiedź.
    Ha! Lili żyje! a co najzabawniejsze wszyscy mieli rację Lasandra i Lili to jedna i ta sama osoba( tak myślę xd)
    Nareszcie Draco poszedł po rozum do głowy, akcja z pocałunkiem ( ta na początku) - świetna!
    Szczerze mówiąc już się bałam, że Harry na serio zdradzi Dracona, a tu taki myk :3
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, a w miedzy czasie mój rozdział się pisze i coś czuje, że mnie ukatrupisz za niego xd
    Pozdrawiam Nerra M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedzałam też się cieszę,że Herry nie zdradził Draco wzruszła mnie troska Severusa wspomnienia wracają super Lili żyje hura pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    Harry ma plan, czy skuteczny to się okaże, ale jak się okazuje Draco cuje jakąś dziwną pustkę, kim była ta kobieta, może to Lilly, jrgo marka, w szkole jest Lasanda, ale to nie tłumaczy, bo zabrała go do Voldemorta, Snape zdenerwowany, rozczarowany...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniale, Potter ma plan, ale czy skuteczny? to się jeszcze okaże, Draco czuje jakąś dziwną pustkę, ale kim była ta kobieta? może to Lily, ale zabrała go do Voldemorta, och Snape zdenerwowany, rozczarowany...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń