Tak jak obiecałam.
14.07 wracam i jest rozdzialik ;)
Mam nadzieję, że wynagrodzi czas oczekiwania.
Czekam na chociaż dwa komentarze i wstawię rozdział jeszcze przed wyjazdem do Londynu. Uprzedzam, że wracam 3.08, więc dopiero wtedy pojawi się rozdział!
Miłego czytania!
Draco Dormiens
____________________________________
Rozdział 8. "Niespodzianka"
- Gdzie chcesz
jeździć? - zapytał blondyn za wejściem na Wieżę Gryffindoru.
- Przed szkołą.
Trochę magii i będzie piękny asfalt.
- A dyrektor?
- Zgodził się już w
czwartej klasie. Najpierw na motorynki, a potem na dość spore maszyny. Czasem
sam przychodzi popatrzeć.
- Ciekawe, że nikt w
szkole o tym nie słyszał.
- Ależ słyszeli.
Tylko, że Ślizgoni są zbyt dumni, żeby przychodzić i tylko patrzeć. Wy zawsze
chcecie być w centrum, a nie podziwiać.
- No tak. Faktycznie.
Jak chcecie sprowadzić motory z Pokoju Życzeń?
- One już na nas
czekają, Draco.
Faktycznie. Motocykle
stały w równym rzędzie przed drzwiami szkoły. Było ich tylko dziewięć, bo jak
powiedział Harry, Malfoy najpierw pojeździ z nim. Kiedy podeszli do maszyn
pojawiły się na nich kaski. Pojechali powoli, ze względu na podłoże. Jakiś
kilometr od zamku rozciągały się pola. Były one jeszcze pod polem ochronnym
szkoły, więc nie mieli się o co martwić.
Harry i Hermiona
zajęli się wyczarowaniem toru. Była to wielka elipsa tylko nieco bardziej
prostokątna. Kiedy wprowadzili motocykle na tor, pojawiła się maszyna dla
Dracona. Harry odstawił swój motor na bok i wsiadł z Draconem. Powoli
objaśniał wszystko blondynowi i odpowiadał jak ten zadał pytanie. Po pół
godzinie Malfoy zrozumiał wszystko i szlifował swoje umiejętności. Pozostała
część grupy dołączyła do niego i zaczęli się ścigać. Spędzili tak resztę dnia.
Dzisiaj nikt nie przyszedł popatrzyć, ale to może dlatego, że był poniedziałek
i uczniowie nadrabiali zapomniane zadania domowe. Po skończonej zabawie
wszyscy klepali Dracona po plecach i gratulowali mu takiej szybkiej nauki.
Draco, jak przystało na Malfoy’a, nieskromnie mówił, że ma wrodzony talent do
tego typu rzeczy. Za każdym razem wywoływało to nową salwę śmiechu. Kiedy
dotarli pod drzwi szkoły pożegnali się ze Ślizgonem i zaczęli iść w stronę
Wieży Gryffindoru.
- A nie robimy
dzisiaj imprezy? - zapytał Draco z miną zbitego psa.
- Nie Smoku. My też
musimy się wyspać przed lekcjami. Ale obiecuję, że w weekend zrobię taką
imprezę, o której nigdy nie zapomnisz.
- Dobrze - westchnął
Malfoy i powlókł się do siebie.
- Mógłbyś wziąć go na
noc do nas - skarciła Harry’ego Hermiona.
- Przecież ma swój
pokój.
- A ty jesteś ślepym
ignorantem - warknęła i więcej się do niego nie odezwała.
Harry westchnął i
poszedł do siebie.
***
Przez cały szkolny
tydzień spotykali się na lekcjach, które mieli razem i wieczorami w większej
paczce. Draco czuł się coraz lepiej w towarzystwie Gryfonów, którzy wbrew
obiegowej opinii wcale nie byli odważnymi snobami, którzy nie myślą o niczym
innym, niż jakby tu zarobić punkty na heroicznej walce o przetrwanie szkoły.
Kiedy Draco im to powiedział, przez około dziesięć minut nie mogli się
uspokoić. Niestety pogoda nie ułatwiała im jazdy na motorze, bo coraz częściej
padało. Nawet kiedy wychodzili pojeździć i udawało im się wyczarować dach, to
go po prostu zwiewało i efekt był taki, że wracali cali mokrzy, jakby się wykąpali
w morzu. Dlatego większość czasu spędzali w Pokoju Życzeń, albo u
Harry’ego w dormitorium.
W ciągu tygodnia
Draco też dużo rozmyślał na temat jego stosunków do Pottera. Choć bardzo nie
chciał tego robić, to musiał przyznać, że brakowało mu go nocą, kiedy wracał do
siebie. Czasem tak bardzo chciał go dotknąć, przytulić, że to aż bolało. Zdawał
sobie sprawę z tego jak by to wyglądało po tym, co mu nagadał w tamtej sali.
Tak bardzo się teraz za to nienawidził.
W obecności całej
bandy Harry przytulił się do niego czasem, pocałował lekko. Żeby nie wyglądało
dziwnie. Ale kiedy zostawali sam na sam… Siedzieli w odległości metra i nie
było mowy o przypadkowym dotknięciu czy choćby całusie. Jak on bardzo tego
pragnął.
Raz nawet spróbował.
Całkowicie przypadkiem potknął się o coś i wylądował na Harrym. Ten jednak nic
sobie z tego nie robiąc zrzucił go z siebie, strzepnął ubranie i spojrzał na
niego jak na idiotę. Draconowi wydawało się, że przez chwilę w jego oczach była
radość, nadzieja, ale szybko została zastąpiona niechęcią i dystansem.
To tak bolało.
W końcu jednak nadszedł
upragniony weekend. Malfoy dziękował Merlinowi, że przetrwał ten tydzień bez
zrobienia sobie i innym krzywdy. Energia go rozpierała kiedy myślał o
nadchodzącej imprezie. Jeszcze tylko kilka lekcji i… IMPREZA!
Malfoy’owi zajęcia
dłużyły się niemiłosiernie. Nigdy nie sądził, że jego ulubione eliksiry mogą
trwać aż tyle czasu, i że mogą być tak denerwujące. Swój eliksir skończył w
czasie pierwszej lekcji, a do końca zostało jeszcze pół drugiej. Snape krążył
pomiędzy stolikami oceniając pracę. Przechodząc obok niego mruknął coś, co
brzmiało jak doskonały i poszedł
dalej gnębić gryfonów. Zobaczył, jak profesor pochyla się nad kociołkiem
Granger i jak zwykle niezadowolony, musiał postawić najwyższą ocenę.
Standardowo Potter i Wesley najgorzej, chociaż ten pierwszy ostatnio podniósł
się trochę z tego przedmiotu.
Może powinienem dać mu kroki? - zastanowił się
Draco.
Wzruszył ramionami
zdecydowany zastanowić się nad tym kiedy indziej i skupił się na treści
książki. Prawie podskoczył, kiedy usłyszał dzwonek. Spakował swoje rzeczy,
oddał podpisaną próbkę swojej mikstury na biurko nauczyciela i czym prędzej
udał się do swojego pokoju, żeby się przebrać w wygodniejsze rzeczy, niż szata
uczniowska. Załatwił szybciutko sprawę toalety i poprawienia wyglądu i, co
ostatnio zdarzało się nagminnie, zobaczył Pottera i Hermionę rozwalonych na jego kanapie tuż przed jego kominkiem.
- Ech. I co ja z wami
mam? - zapytał retorycznie, wyciągnął z kieszeni paczkę fajek, wyjął jednego i
rzucił resztę gościom.
- Same korzyści -
uśmiechnęła się promiennie Granger.
- Umiesz już
prowadzić motocykl - ciągnął Harry.
- Zawierasz nowe
znajomości - dodała Hermiona.
- Tak, i cały czas
przychodzicie do mojego pokoju…
- Oj, taka mała niedogodność
w zamian za to, że się z nami zadajesz. No, chyba że bardzo ci to przeszkadza,
to przestaniemy… - powiedział ze smutkiem w głosie Harry, a Hermiona odczytując
zamiar przyjaciela także posmutniała.
- Nie, nie… Nie o to
mi chodzi - zreflektował się Draco. - To jest bardzo miłe… i przyjemne… i nikt
nigdy nie był dla mnie taki… przyjazny. Zawsze ktoś się ze mną przyjaźnił, bo
jestem bogaty, mam wygląd, pochodzenie i w ogóle, a wy… Jesteście po prostu
moimi przyjaciółmi… i… - zaciął się Malfoy.
Teraz zabrakło mu
słów. Nie miał zamiaru powiedzieć tego co wyszło z jego ust, ale było już za
późno. Wiedział jednak, że się opłacało, bo uśmiech jaki zobaczył na twarzach
jego… przyjaciół wynagrodził mu to, że tak się otworzył. Nie bał się, że oni go
zranią, bo nie byliby w stanie.
- No dobra. W końcu
przejrzałeś na oczy. A, i żeby nie było, to ubierz garnitur.
- Dlaczego?
- Żeby nie było, że
ci nie powiedziałem, że masz się jakoś inaczej ubrać.
- Ale przecież idziemy
na imprezę do…
- Do mojego, a
właściwie naszego klubu - przerwał Draconowi. Ten stanął z otwartymi szeroko
oczami i nie potrafił się ruszyć.
- Ty… ty masz klub?
- Owszem. Pośpiesz
się, bo właśnie dzisiaj jest otwarcie, a nieładnie, żeby gospodarz się spóźnił,
prawda? - zapytał Harry, a blondyn skinął głową na potwierdzenie. Rzucił się w
stronę szafy wyciągając pośpiesznie smoking i szybko wrócił do łazienki. Chwilę
później stał odpicowany przy drzwiach.
- Idziemy?
- Owszem - kiwnął
głową i wstał.
Dopiero teraz Draco
zauważył, że Harry był ubrany w elegancki garnitur, który idealnie pasował do
jego sylwetki.
- Hermiono -
powiedział i podał rękę przyjaciółce pomagając jej wstać. Granger była ubrana w
przepiękną, czarną sukienkę do ziemi z koronką na plecach. Wyglądała
olśniewająco.
- Wyglądasz… Wow -
powiedział mało składnie Draco.
- Dziękuję -
uśmiechnęła się i przeszła do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
Potter zatrzymał się
przy drzwiach i czekał, aż Ślizgon się z nim zrówna.
- Uważaj, bo robię
się zazdrosny - szepnął mu do ucha jednocześnie łapiąc za pośladek i ściskając
mocno. Draco pisnął zaskoczony i już chciał coś odpowiedzieć, ale Gryfon szybko
podszedł do Hermiony.
Malfoy westchnął i
poszedł w ślady swoich przyjaciół wychodząc do Pokoju Wspólnego. Siedzące w nim
osoby popatrzyły się na nich, ale nie dostrzegając Harry’ego i Hermiony,
spojrzeli na Dracona.
- Dracuś, a ty gdzie
się wybierasz w takim stroju? - zapytała Pansy podchodząc do niego.
- A gdzie mogę iść w
takim stroju Parkinson?
- No nie wiem.
Ostatnio strasznie dziwnie się zachowujesz praktycznie nigdy nie widuje cię w
naszym gronie, często wychodzisz…
- Bo wiesz Pansy...
Znalazłem sobie przyjaciół lepszych od was. Im na mnie zależy i wiedzą czego
chcę i czego potrzebuję.
- Tak? To może z nimi
zamieszkaj skoro nas nie potrzebujesz? Ale pamiętaj, że Ślizgoni są zawsze górą
- syknęła i wróciła na swoje miejsce obok Blaisa.
- Idziemy - szepną
Draco i poszedł do drzwi. Mruknął hasło i wyszli na korytarz.
- Możecie mi
wytłumaczyć jakim cudem ona was nie widziała? - syknął Draco rozcierając ręką
bolący tyłek i zgarniając zwycięskie spojrzenie Harry’ego i wszechwiedzące
Hermiony.
Harry spojrzał na
Hermionę, a kiedy ta kiwnęła głową, wyjął zza koszuli medalion w kształcie
węża.
- Dlaczego prawie wszystko
co macie wiąże się z wężem? - zapytał zrezygnowany i zobaczył, że po ziemi,
w jego stronę sunie ogromny wąż. Wystraszył się i staną za Harrym robiąc z
niego tarczę.
- To Hermiona -
odpowiedział Harry, a jak na zawołanie wąż zmienił się w Gryfonkę.
- Aha. Już rozumiem.
- Poza tym, Harry
umie się z nimi porozumiewać.
- A wracając do
medalionu. Mają go wszyscy należący do ”gangu”. Działa on na tej zasadzie, że
jeżeli mamy go na sobie, to jeżeli chcemy, to widzą nas tylko osoby należące do
naszej grupy. To kolejny z uroków tatuażu.
- Dostaniesz taki,
jeżeli zdasz prawo jazdy - zapewniła go Granger i ruszyła do drzwi wyjściowych.
Za drzwiami czekała reszta, także ubrana w stroje wyjściowe. Każdy stał przy
swoim motocyklu, a w ręku trzymał kask.
- I ja mam w smokingu
jechać motorem? - przeraził się Draco jakby zobaczył Puszka.
- No tak, a jak
inaczej wyobrażasz sobie, żeby tam dojechać?
- No, może się
teleportujemy… - padła propozycja Malfoy’a
- O tej godzinie jest
tam pełno mugoli - odpowiedział Harry wsiadając na motor.
- Dlaczego? - wyrwało
się Malfoy’owi chociaż znał odpowiedź.
- Bo klub jest w
mugolskiej części Londynu - wtrąciła Ginny także dosiadając maszyny.
- Ale przecież wy
jesteście w sukienkach i szpilkach - jęknął Malfoy.
- Przeszkadza ci to?
- zapytała Luna.
- Oczywiście, że nie
- odarł Draco.
- Nie ma czasu.
Jedziemy - zakomenderował Potter i nikt więcej się nie odezwał.
Jechali dość szybko,
ale musieli uważać na mokrą nawierzchnię. Pierwszy jechał Harry, potem Draco w
parze z Hermioną, następnie Ginny i Luna, dalej Seamus i Dean, bliźniaki,
a pochód zamykał Neville. Droga zajęła im koło dwóch godzin. Kiedy dotarli na
miejsce odstawili motocykle na parkingu należącym do klubu i weszli do środka
sprawdzić, jak idą prace wykończeniowe. Ku uldze Dracona można było używać
tutaj czarów i obsługa chętnie to wykorzystywała.
Malfoy rozejrzał się
i stwierdził, że Harry ma gust. Klub wykończony był w kolorach czarnym i
czerwonym, ale nie był ciemny, ani przytłaczający. Sprawiał wrażenie
przytulnego i miłego. Przy wejściu stał ochroniarz, który powitał ich z
uśmiechem. Kawałek dalej była szatnia, w której obsługiwał skrzat.
- Sam się zgłosił -
bronił się Harry przed Hermioną.
Dalej szło się
korytarzem i wchodziło na balkon, z którego widać było całą salę. Wielkością
dorównywała boisku do quidditcha.
Stanęli przy barierce
i obserwowali jak na dole krzątała się obsługa. Po lewej stronie była scena
przystosowana do występów różnych kapel. Przed nią był parkiet, a dookoła niego
poustawiane stoliki. Pod balkonami były boksy skryte w cieniu. Cała sala
podświetlona była neonami i halogenami w różnych kolorach. Ponad parkietem
wisiały lampy i ogromna kula dyskotekowa.
Chwilę później poszli
do baru, który znajdował się bezpośrednio pod nimi.
- Witam pana, panie
Potter - przywitał ich barman. - Co podać?
- Dla mnie wodę z
lodem - poprosił Harry.
- Dla mnie to samo -
rozległo się dziewięć głosów.
- A więc wodę z lodem
razy dziesięć - uśmiechnął się barman i zniknął na zapleczu.
- Ładnie tu -
rozmarzył się Draco.
- Nom. Gdyby nie oni
- wskazał na zgromadzonych przy barze przyjaciół - byłaby to malutka klitka
mieszcząca zaledwie piętnaście osób, a tak mieści co najmniej tysiąc -
uśmiechnął się na widok niedowierzania Draco. - To magicznie powiększony klub.
W planach ma tu powstać jeszcze jedna sala mniej więcej tak samo duża jak ta.
- No chyba, że tak -
wyszczerzył się jak wariat. - A co jest tam? - kiwną głową w stronę drzwi po
drugiej stronie parkietu, dokładnie naprzeciwko baru.
- To jest część ze
striptizem. Nie tylko damskim, ale też i męskim. To jest akurat mój pomysł.
Jakbyś chciał, to możemy się tam wybrać - mruknął mu do ucha.
- Może kiedyś -
zgodził się Draco.
Brunet spojrzał na
zegarek. Było dwadzieścia minut do oficjalnego otwarcia. Zagonił wszystkich na
zewnątrz i powiedział barmanowi, że przyjdą za jakąś godzinę z powrotem.
Ten tylko uśmiechnął się i kiwną głową.
Potter poszedł za
przyjaciółmi i stanęli przed wejściem, gdzie zgromadziło się już sporo ludzi.
- Skąd oni się
wszyscy wzięli? - szepnął brunetowi na ucho Draco.
- Reklama robi swoje
- opowiedział z uśmiechem i przywitał zebranych.
Błysnęło kilka
fleszy, a dziennikarze notowali wszystko, co powiedział Harry. Po skończonej
przemowie Hermiona podała mu nożyczki, a gryfon przeciął wstęgę rozwieszoną
przed drzwiami. Rozległy się oklaski, a Potter jako gospodarz otworzył drzwi i
wpuścił zebranych do środka. Przy wejściu kierowano ich do recepcji, tam
zapisywano nazwiska, żeby wyrobić później kartę członkowską. Goście byli częstowani
szampanem i wprowadzani w głąb lokalu. Harry witał każdego i wymieniał
uprzejmości w czasie, kiedy reszta przyjaciół prowadziła nadzór nad przepływem
gości. Kiedy wszyscy zebrani weszli, oni także udali się do sali. Zeszli na dół
i podeszli do baru, po odbiór wcześniejszego zamówienia. Pomiędzy stolikami,
które powoli zapełniały się gośćmi lawirowały skąpo ubrane kelnerki i kelnerzy
w slipach i z muszką na szyi.
- Idziemy do drugiej
sali. Ktoś chętny? - zapytał Harry i pociągnął za sobą Dracona.
Blondyn zobaczył jak
Hermiona rusza za nimi i odwrócił się do bruneta.
- Hermiona nas śledzi
- wyszeptał mu do ucha.
- Wiem. Nie przegapi
okazji, żeby popatrzeć się na gołych facetów - zachichotał i otworzył drzwi.
Znaleźli się na górze schodów, które ostro prowadziły w dół. O mało co się nie
zabili schodząc z nich. Na dole przywitała ich jedna z kelnerek i wskazała
stolik ukryty w cieniu. Ta część klubu urządzona została specjalnie na klub
nocny. Rury od sufitu do ziemi, tańczące na podwyższeniach striptizerki i
całkowicie rozebrane kelnerki robiły wrażenie. Gdzieniegdzie z sufitu zwisały
łańcuchy lub kajdanki. Na barze leżała nimfa, flirtująca z barmanem.
- Keyna! - krzyknął
Potter, a kobieta podniosła głowę i spojrzała na niego.
- Harry! -
uśmiechnęła się nimfa i podbiegła do niego się przywitać. Wyściskała go i
spojrzała w końcu na jego towarzyszy. - A któż to? - zapytała wskazując na
Dracona.
- To mój chłopak.
Draco Malfoy. Draco to jest Keyna - przedstawił ich sobie, a Ślizgon, jak
nakazywał mu kodeks Malfoy’ów, pocałował ją w rękę i obdarzył najpiękniejszym
uśmiechem.
- Chłopak? - zapytała
z nieszczęśliwą miną. Najwidoczniej miała na niego ochotę.
- Owszem - uśmiechnął
się z rozbawieniem Potter.
- W takim razie miło
mi poznać.
Nimfa zwróciła w
stronę Gryfonki.
- Keyna - powiedziała
z uśmiechem i wyciągnęła do niej rękę.
- Hermiona, ale
możesz mi mówić Hermi - odparła i także wyciągnęła rękę.
- My pójdziemy
usiąść, jakby co, będziemy wołać.
- Dobrze -
uśmiechnęła się Keyna i wróciła do barmana.
Przyjaciele poszli
usiąść przy wcześniej wskazanym stoliku.
- Jak się tu podoba?
- zwrócił się Harry do przyjaciół, jednocześnie obejmując Draco ręką i
przyciągając go do siebie tak, że ten opierał się teraz plecami o jego klatkę
piersiową.
- Sam to wszystko
urządziłeś? - zapytał z podziwem Malfoy.
- Owszem. Przez ten
czas nie wpuszczałem ich tutaj. Grozili mi nawet, ale się za bardzo nie
przejąłem. Inaczej mieli by problemy z usprawiedliwieniami w szkole. W końcu,
musieliśmy jakoś dopilnować inwestycji, więc często wybywaliśmy na cały
weekend.
- Jak to robiliście,
że dyrektor się nie czepiał.
- Ma się te kontakty
- zaśmiał się Harry i machnął na kelnerkę, żeby przyniosła coś mocniejszego.
Po jakimś czasie
przyszła z powrotem na tacy niosąc trzy drinki.
- Panie Potter, ktoś
o pana pyta.
- A kto?
- Mówi, że jak nie
ruszy pan tyłka, to sam tu przyjdzie - powiedziała próbując ukryć rozbawienie.
- A gdzie jest? -
mruknął wiedząc już o kogo chodzi.
- Przy wejściu. Nie
miał karty członkowskiej ani zaproszenia, więc ochroniarz nie mógł go wpuścić.
- Dobrze, już idę -
westchnął i odsunął od siebie blondyna. - Zaraz wrócę - powiedział.
- Czekam - oświadczył
blondyn.
Draco zobaczył
jeszcze jak Harry podchodzi do baru i rozmawia przez chwilę z Keyną, która
uśmiecha się porozumiewawczo i znika na zapleczu. Chwilę później wyszła ciągnąc
za sobą przystojnego i umięśnionego mężczyznę. Ubrany był tylko w bokserki
ściśle przylegające do jego nóg i muszkę. Wyglądał olśniewająco. Ciemne, prawie
czarne włosy idealnie pasowały do brązowych oczu i ciemnej karnacji. Uśmiech od
ucha do ucha oślepiał. Przyprowadziła go do ich stolika i powiedziała z
uśmiechem:
- Prezent od
Harry’ego dla jego najlepszej przyjaciółki. Prosił, abyście zajęli jeden z
gościnnych pokoi, gdzie nikt nie będzie wam przeszkadzał - wskazała na rząd
drzwi pod przeciwległą ścianą.
Hermiona siedziała
zaskoczona, ale kiedy mężczyzna wystawił do niej rękę, obudziła się z letargu i
chwyciła ją. Szła jak we śnie prowadzona ku jednym z tuzina drzwi.
Trzeba przyznać, że
Harry ma gust. - pomyślał Draco i wypił zawartość szklanki jednym łykiem. Nie
wiedział kogo może się spodziewać, a na pewno nie podejrzewał właśnie tych
osób.
***
- Witaj ojcze. Witaj
Lucjuszu - powiedział i ukłonił się lekko mężczyznom.
- Witaj Harry -
powiedział blond włosy mężczyzna. - Jak tam u ciebie?
- Jak widać dobrze -
powiedział i potoczył ręką po zatłoczonym wejściu. - Kręci się. A jak twoje
interesy Lucjuszu?
- Też nie najgorzej.
Odkąd pozwoliłeś mi sprawować pieczę nad swoimi interesami, zainteresowanie
moją firmą wzrosło o pięćdziesiąt procent - uśmiechnął się.
- Winszuję.
- Harry, możesz mi
wyjaśnić, dlaczego nas nie wpuszczono? - zapytał surowo mężczyzna, którego
Harry nazwał ojcem.
- No bo nie
podejrzewałem, że wpadniecie akurat dzisiaj i nie zdążyłem wyrobić dla was kart
- uśmiechnął się przepraszająco.
- A ci ludzie? -
wskazał ręką na tłum.
- Oni weszli tuż po
otwarciu, poza tym dostali wcześniej zaproszenie, bo się zapowiedzieli i teraz
wyrabiają kartę. Dla was jednak jest specjalna, złota. Obiecuję, że przygotuję
ją na jutro i przekażę w wasze ręce. Dobrze?
- Oczywiście -
uśmiechnął się Lucjusz.
- Powiedzmy -
skrzywił się ojciec Harry’ego.
- Bodygardzie -
zwrócił się do ochroniarza. - Ci panowie są ode mnie. Mają być traktowani na
równo ze mną, zrozumiałeś?
- Oczywiście, panie
Potter.
Harry uśmiechnął się
i wrócił do swoich gości.
- A więc zapraszam
was do mojego świata - powiedział i poszedł przodem prowadząc mężczyzn na salę.
- To jest główna sala - wskazał na widok roztaczający się z balkonu. - Ja
jednak zapraszam was dalej, do mojego królestwa. To jak… wisienka na torcie -
uśmiechnął się do siebie. Przeszedł przez środek sali i otworzył drzwi
prowadzące do podziemi. Mężczyźni przeszli przez nie i zeszli schodami w dół.
- Milusio tu -
skomentował wystrój Lucjusz.
- Sam o to zadbałem.
- Keyna? - zdziwił
się Malfoy widząc nimfę leżącą na barze.
- Lucjusz? Kopę lat!
- krzyknęła i podbiegła się przywitać. Ojciec Harry’ego widząc jej strój, a
właściwie jego brak podniósł brew, ale nie skomentował. - A twój towarzysz to…
- Severus Snape.
Ojciec tego tu mistrza zamieszania - uśmiechnął się i rozczochrał misternie
ułożone włosy Harry’ego.
- Dzięki - burknął
niezadowolony i spojrzał w stronę swojego stolika. Draco siedział tyłem do nich
nieświadomy niczego. - Wybaczcie, ale muszę po kogoś pójść - powiedział i
poszedł do Dracona. Kazał mu zamknąć oczy i poprowadził za sobą. - Okey.
Otwórz.
Draco stał jak
skamieniały nie wiedząc co powiedzieć.
- Ojcze?
- Draco? Co ty tu
robisz? Powinieneś być w szkole! - Lucjusz chyba nagle przypomniał sobie, że
jest ojcem i upomniał swojego syna.
- Ale jak tu jestem z
Harrym - bronił się Malfoy junior.
- No, chyba że tak.
- A dlaczego ty tu jesteś? - zapytał podejrzliwie
Draco przypominając sobie, że musi wiedzieć wszystko o wszystkim.
- Muszę dopilnować
swojej inwestycji, co nie?
- No tak. Interesy. Zawsze
interesy… Jak się czuje matka?
- Dobrze. Ale twój
brat daje jej nieźle w kość.
- Kiedy rodzi?
- Za jakieś cztery
miesiące.
- No to jeszcze
trochę - skomentował Draco.
- Ty… ty będziesz
miał brata? - zapytał Harry.
- No, drugiego, a co?
- Nic. Nie
wspomniałeś nawet słówkiem. A skoro jestem twoim chłopakiem… - Harry przerwał
kiedy usłyszał, że Snape i Lucjusz zakrztusili się drinkiem, który przed chwilą
dostali.
- To wy… No tak.
Mogłem się domyślić, że nie istnieje coś takiego, jak cud pojednania się domów
- mruknął Snape.
- A właściwie, to co
tutaj robi nasz Mistrz Eliksirów? - zwrócił się Draco do bruneta.
- Aktualnie stoję,
jeżeli nie zauważyłeś, Draco. A tak ogólnie to sprawdzam jak się miewa klub, na
który mój syn wydał tyle pieniędzy.
- Twój… syn? -
zapytał z głupkowatą miną Ślizgon. - I ty się denerwujesz o to, że nie
powiedziałem ci, że mam braci… Ty nie powiedziałeś mi, że twoim ojcem jest
Severus Snape… Ba, nawet nie wspomniałeś o tym, że w ogóle masz ojca! -
krzyknął Malfoy.
- Jakoś tak wyszło -
pisnął Harry.
- Jakoś tak?
- No… zapomniałem?
Obiecuję, że wytłumaczę ci wszystko jak wrócimy do zamku, ok.? Nie psujmy sobie
zabawy - poprosił Harry i nie zastanawiając się nad tym co robi, pocałował
Dracona w usta.
- Ekhem… Może idźcie
gdzieś indziej. Nie chcę tego oglądać - burknął Snape, a Lucjusz zaśmiał się ze
swojego przyjaciela.
- A któż to do nas
idzie? - zapytał Lucjusz i ukłonił się Hermionie.
- Witaj Lucjuszu. Jak
zwykle czarujący - uśmiechnęła się kokieteryjnie. - Och i nasz drogi Severus -
podeszła i przywitała się z profesorem. Nawet ten, z pozoru zimny drań, nie był
wstanie oprzeć się urokowi Hermiony.
- Witam, panno
Granger. - Ukłonił się lekko.
- Harry, macie tu
jakieś piękne panie? - zapytał dyskretnie Lucjusz.
- Oczywiście. -
odparł starszemu Malfoy’owi i podszedł do baru. Szepnął coś na ucho do Keyny, a
ta poszła na zaplecze.
- Zapraszam -
poprowadził gości do stolika i obiecał, że ktoś się nimi za chwilę zajmie.
Podszedł do Hermiony
i powiedział jej coś na ucho. Odpowiedziała kiwnięciem głowy, a na jej
policzkach wykwitł rumieniec. Szybko ulotniła się mówiąc, że idzie poszukać
Ginny.
- Więc, zostaliśmy
sami - powiedział Harry i przyciągnął Dracona do siebie. - Pozwolisz mi cię
dotknąć?
- Tak jakby moja
odmowa dała radę cię powstrzymać - powiedział zamyślony skupiając się na rękach
Pottera wślizgujących się pod jego koszulkę.
- Ostatnim razem
prawie mnie pobiłeś, kiedy chciałem cię pocałować, więc nie wiem, co byś
zrobił, gdybym chciał posunąć się dalej - powiedział odchylając się lekko i
spoglądając głęboko w oczy koloru burzowych chmur.
- Zabiję cię, jeżeli
będziesz tyle gadał i nie zrobisz nic - warknął i mocno wpił się usta
Harry’ego.
Brunet przez chwilę
stał zaskoczony, a Draco bał się, że ten go odtrąci. Jakież było jego
zdziwienie, kiedy Potter odwzajemnił pocałunek i zaczął ciągnąć ich w stronę
drzwi.
- A to co? - zapytał
blondyn.
- Zrobiłem na
wypadek, gdyby ktoś się zrobił senny - wymamrotał zagłębiając swoje usta w
ustach Malfoy’a.
- Mhmm… rozumiem.
- A teraz ja jestem
bardzo senny - powiedział, kiedy oderwali się od siebie. - Mam nadzieję, że ty
też.
- Z tobą? Zawsze -
zapewnił blondyn.
W tym momencie było
mu wszystko jedno. W niepamięć poszły słowa wypowiedziane w tamtej klasie,
wszystko wyblakło w obliczu tego spojrzenia koloru Avady. Tylko to się liczyło.
Voldemort mógł teraz zamordować wszystkich obecnych w klubie, ale ich by to nie
dotyczyło. Draco chciał i zatonął w tym spojrzeniu oddając się Potterowi bez
reszty. Tak bardzo pragnął go dotknąć, poznać każdy skrawek tego oliwkowego
ciała i w końcu miał okazję.
Harry jednym
machnięciem różdżki wyciszył pokój, drugim zamknął drzwi na klucz, żeby nikt im
nie przeszkadzał, a następnie zajął się Draconem, który bardzo tego
potrzebował.
Powoli pochylił się
nad leżącym chłopakiem i uśmiechnął się drapieżnie. Zniżył się jeszcze trochę i
szepnął mu do ucha:
- Draco… ja…
- Ciii, Harry. Nie
mów nic - poprosił Ślizgon i wplótł ręce we włosy kochanka.
Obrócił jego i swoją
głowę tak, by spotkali się ustami. Nie potrzebowali słów, głupich zapewnień.
Liczyło się tylko tu i teraz. Tylko ich rozgrzane ciała i niespokojne oddechy.
Jedyne zapewnienie, że zawsze będą razem, będą się wspierać i jeden drugiego
nie opuści. To była jedyna dobra rzecz, jaka ich spotkała. Najwspanialsza rzecz
na świecie. Przyjaźń i bezgraniczne zaufanie.