poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział 14.

Z garścią cukierków, dobrym nastawieniem, słoneczkiem za oknem i myślą, że wszyscy siedzą w szkole lub w pracy, a ja wyleguję się w domku, piszę ten rozdzialik.
Pozdrawiam moją ukochaną szkołę i nauczyciela fizyki, że nie było mnie na jego przewspaniałej lekcji (po moim trupie).
Narieen - też sobie je inaczej wyobrażałam, ale mieli trochę mało możliwości. Przy Severusie... Spokojnie, już mam pewną wizję jak naprawić to niedopatrzenie. Wena jest dzięki Twoim komentarzom, które podnoszą mnie na duchu ;). Czas jakoś się organizuje i nic więcej mi nie potrzeba. No może jeszcze dobra muzyka. I mam komplet.
Wracamy do Severusa, Harry'usia i Dracona!
Miłego czytania!
_______________________
Rozdział 14. "Kocham Cię"
Draco musiał to wszystko dobrze przemyśleć.
Po pierwsze będzie miał dziecko z chłopakiem, którego jeszcze niedawno szczerze nienawidził.
Po drugie musi wziąć z nim ślub. Paradoks. Miał się tylko z nim zakolegować, zaprzyjaźnić, a wyszło jak wyszło. On zawsze musi coś zepsuć. To niedorzeczne. Co on powie rodzicom? Jak spojrzy im w oczy? Oczywiście wieść o ślubie przyjmą chyba dobrze zważywszy na to, jak bardzo lubią Harry’ego i jak Lucjusz nalegał na to, żeby Draco się z nim zaprzyjaźnił. A informacja o dziecku? I to w tak młodym wieku?
Draco rozejrzał się dookoła, kiedy poczuł na twarzy zimny powiew wiatru. Znajdował się na Wieży Astronomicznej. W jedynym miejscu, gdzie czuł się bezpieczny i wolny.
Oczywiście chciał tego dziecka. Marzył o tym, ale nie sądził, że zdarzy się to tak szybko. Trochę za szybko. Widział płomyk szczęścia w oczach swojego ukochanego. Widział tę nadzieję, na normalną rodzinę. Ale Draco nie wiedział, czy będzie potrafił mu to dać. Oczywiście zajmie się dzieckiem i będzie dla niego wsparciem, ale co do ślubu… Nie chciał tak szybko. Chciał jeszcze pozwiedzać świat, zabawić się. A tu taki klops. Zdawał sobie sprawę, że to jego wina. Tylko i wyłącznie. Jednak wydawało się to tak nierealne jak sen.
Teraz Draco uderzyła myśl. Dlaczego uciekł? Przecież kocha Harry’ego i chce dla niego jak najlepiej. Będzie z nim. Zrobi to dla niego i dla siebie. Przecież on nie potrafi bez niego żyć. Już nie widział go zaledwie parę minut i ma wrażenie, że zwariuje. Będzie z nim na zawsze i jeden dzień dłużej. Nigdy go nie zostawi. Zapewni mu rodzinę, której Harry nigdy nie miał. Zapewni dostatek i bezpieczeństwo dziecku. Harry będzie z niego dumny i będzie mógł nazywać go swoim mężem.
***
Harry stał pod klasą eliksirów i czekał na pierwsze osoby. Oczywiście Draco zaginął i nikt nie wiedział, gdzie on jest. Hermiona i Ron pojawili się chwilę przed tym, jak przyszedł Snape i nie miał nawet jak im powiedzieć, co się stało. Chyba z resztą dobrze, bo nie chciałby tłumaczyć nic Ronowi.
Otrząsnął się z myśli i skupił na słowach ojca. Tłumaczył on jakiś eliksir, który mają uwarzyć na lekcji. Chyba jakiś łatwy, kiedy zerknął do podręcznika.
Żałował, że nie ma przy nim Draco. Siedzieli razem na tych zajęciach po tym, jak przyjęli blondyna do bandy. Ślizgon tak zamieszał, że Hermiona wylądowała z Ronem, a on z Harrym. Żadnemu to nie przeszkadzało.
Teraz Harry żałował, że go nie ma. Nie potrafił się skupić i odpowiednio pokroić liści mięty.
To mają być calowe paski, a nie metrowe - usłyszał w głowie głos ojca przepełniony sarkazmem.
Uniósł głowę znad eliksiru i spojrzał w czarne oczy Severusa. Wszystkie osoby w sali były przekonane, że nauczyciel patrzy na niego z pogardą i nienawiścią, ale Harry pod tymi uczuciami odnalazł zakamuflowaną troskę i nieme wsparcie.
- Przepraszam profesorze, ale nie czuję się zbyt dobrze - powiedział cicho i nagle poczuł, jak magia wokół niego faluje i kurczy się. Magia zaczęła mu ciążyć, a jemu zaczęło brakować powietrza. Wyciągnął przed siebie rękę i ostatnim co poczuł były czyjeś ręce łapiące go i ratujące przez upadkiem.
***
- Severusie, co z nim? - spytał Lucjusz siedzący w komnatach Mistrza Eliksirów.
- Nic. Zwykłe zafalowanie magii. Nic poważnego.
- Ale dlaczego ma problemy z magią?
- No właśnie dlatego cię wezwałem - powiedział cicho Severus i usiadł naprzeciwko przyjaciela.
- No wyduś to z siebie. Podejrzewam, że to ma związek z moim i twoim synem, prawda?
- Owszem. Draco jeszcze nic ci nie mówił?
- Nie - przeczył Lucjusz i pochylił się lekko do przodu.
- Świetnie - warknął Severus. - Wszystko na mojej głowie.
- No mów wreszcie.
- Harry jest w ciąży.
- Och - szepnął zaskoczony Lucjusz.
Przez chwilę siedzieli w ciszy.
- To co? Ślub? - spytał Malfoy patrząc na Severusa.
- Twój chłopak uciekł, kiedy o tym powiedziałem.
- Dziwisz mu się? Nagle ma dziecko z chłopakiem, którego przez tyle lat nienawidził, a poza tym, on ma tylko szesnaście lat. I jeszcze do tego ślub.
- Dobra, ale pomyśl jak Harry musiał to odebrać.
- Gdzie on jest?
- Nie wiem. Może na Wieży?
- Idę do niego - stwierdził Lucjusz i szybko wyszedł z komnat przyjaciela.
***
Draco stracił poczucie czasu. Wiedział, że minęła już pora obiadu i teraz są popołudniowe lekcje. Nie przejmował się nimi. Miał ważniejszy problem w postaci dziecka i ślubu.
Podświadomie wyczuł, że ktoś za nim stoi.
- Witaj, Draco - powiedział Lucjusz i podszedł do syna.
- Cześć - mruknął młodszy czarodziej.
- Słyszałem o Harrym.
- Po co przyszedłeś, skoro już wiesz?
- Namówić cię na ślub.
- Ale ja chce wziąć z nim ślub! - krzyknął sfrustrowany Draco.
- To dlaczego uciekłeś?
- Bo… Nie wiem - wzruszył ramionami.
- On cię potrzebuje. Ty go potrzebujesz.
- Wiem - warknął.
- Idź do niego. Leży u Severusa. Zasłabł na eliksirach.
- Nic mu nie jest? - zmartwił się młody Malfoy.
- Nie, dziecku też nic nie jest - powiedział, ale Draco już zbiegał po schodach.
Lucjusz potrząsnął z politowaniem głową, ale także podążył w stronę lochów.
***
Draco siedział przy łóżku, na którym leżał Harry i trzymał go za rękę. Dobry obserwator mógłby zauważyć lekki, rozmarzony uśmiech na zwykle obojętnym obliczu. W oczach widać było wesołe płomyki, ale także zmartwienie. Gryfon spał już trzecią godzinę i nie zapowiadało się na to, żeby obudził się w najbliższym czasie.
Severus uspokajał blondyna, że Potter potrzebuje chwili spokoju i odpoczynku, ale Malfoy nie był co do tego przekonany. Opuszczał lekcje, ale był pewny, że Snape coś wymyśli. Spojrzał na zegarek i ze zdziwieniem stwierdził, że opuścił obiad i jedną godzinę zajęć popołudniowych czyli czarną magię. Nie był z tego zadowolony, ale Harry bardziej go potrzebował.
Niedługo później przyszedł Snape i sprawdził stan bruneta.
- Jeżeli nie obudzi się w ciągu godziny, trzeba będzie wziąć go na poważniejsze badania. Magia się ustatkowała, więc powinien się obudzić.
- To dobrze - mruknął Draco i zmienił pozycję.
- Powinieneś coś zjeść i odrobić lekcje. Nie byłeś na żadnych zajęciach - zwrócił mu uwagę Snape.
- Dobrze, wujku. - Przytaknął jednak dalej siedząc na swoim miejscu.
- Co ja z wami mam? - jęknął Severus i wyszedł z pokoju zostawiając Draco pogrążonego w myślach przy łóżku syna.
- Harry - szepnął Draco łamiącym się głosem. - Powiem to tylko raz i mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiał. - Odetchnął głęboko i mocniej chwycił rękę nieprzytomnego chłopaka. Zapatrzył się w dal i zaczął mówić. - Pamiętasz kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy? Bardzo chciałem poznać chłopaka, o którym wszyscy mówili. Chciałem zostać jego przyjacielem - zaśmiał się cicho. - A on bezczelnie odrzucił moją przyjaźń, bo wcześniej ode mnie spotkał rudzielca. Miałem ochotę zabić. Nie dlatego, że nie zakolegowałeś się ze mną, ale że pokazałeś, że na czymś mi zależało i marzyłem o tym, ale tego nie dostałem. Że okazałem się słaby. To chyba dlatego zawsze się z tobą kłóciłem. Coś nas zawsze do siebie ciągnęło. Skoro nie mogliśmy być razem jako przyjaciele, to byliśmy jako wrogowie. Śmieszne, nie? - zapytał Draco, choć było mu daleko do wesołego nastroju. - Nigdy mi to nie przeszkadzało. Stwierdziłem, że jeżeli ty nie potrzebujesz mnie, to ja nie potrzebuję ciebie. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo się okłamuję. Nagle mój ojciec wymyślił sobie, że mam się z tobą zaprzyjaźnić. Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie wiedziałem, jak mam do tego dojść. Ciągle obok ciebie kręcili się twoi przyjaciele, a ja miałem pustkę w głowie. W końcu to nad jeziorem, to było jak cud. Jak dar od Merlina. Miałem szansę i jej nie wykorzystałem. Oczywiście byłem zbyt dumny, żeby podziękować. Zaślepiała mnie nienawiść, że uratowałeś mi życie. I oczywiście nienawiść na Voldemorta. Nie potrafiłem tego ogarnąć. Potem nagle sytuacja się odwróciła, a ty byłeś u mnie w pokoju i wyłączyłem wszelkie hamulce. Pozwoliłem losowi bawić się nami. Co ma być to będzie. Nie sądziłem, że wyjdzie to tak dobrze. Tylko ten Zabini się nawinął… Działałem całkowicie podświadomie. Ślizgońska część mojego mózgu wykorzystała sytuacje. Kiedy na następny dzień wytrzeźwiałem, to nie mogłem znieść myśli, że w ogóle cię pocałowałem, że jesteś moim chłopakiem, ale przypomniałem sobie o obietnicy danej ojcu. No i musiałem grać przez Zabinim. Tam nad jeziorem tego dnia po prostu zapomniałem. Zapomniałem kim jestem, kim jesteśmy dla siebie… Nie obchodziło mnie to. To nie było ważne. Poczułem się wtedy bezpiecznie i pierwszy raz dobrze. Byłem na odpowiednim miejscu. - Na chwile ucichł pozwalając wybrzmieć tym słowom do końca. - Tego dnia rozmawiałem z ojcem. Dlatego mi tak długo zeszło. Był niezwykle zadowolony z tego, że się pogodziliśmy, ale nie powiedziałem mu, na czym ta przyjaźń jest oparta. Żyliśmy sobie spokojnie, a tu nagle wyskoczyłeś z tym w opuszczonej klasie. Stwierdziłem wtedy, że muszę zareagować tak, jak każdy Malfoy. Odepchnąłem cię, bo sam bałem się odrzucenia. Poza tym nie wiedziałem na czym stoimy. Żebyś wiedział jak bardzo później chciałem odwołać te słowa. Zauważyłem, że bez twojego dotyku, spojrzenia umieram. Zacząłem pragnąć czegokolwiek, a ty tak idealny unikałeś choć lekkiego muśnięcia. Nie wiedziałem, czy robisz to specjalnie, czy podświadomie, ale robiłeś to. A ja umierałem. I jeszcze twoi przyjaciele… Nie sądziłem, że przyjmą mnie tak ciepło. Mimo lat upokorzeń z mojej strony. Potem była jeszcze inicjacja. Czułem się wyróżniony i uważałem, że na to nie zasłużyłem. Ja Śmierciożerca, śmieć dostąpiłem zaszczytu bycia w twojej grupie, zostałem obdarzony twoim zaufaniem… Te lekcje jazdy na motorze, ubrania. To było coś, czego nigdy nie doświadczyłem. Wiesz, że wychowywała mnie niania, bo rodzice nie mieli czasu? Kochali mnie tak jak powinni syna, spadkobiercę tytułu i majątku, ale nic więcej. Zmieniło się to dopiero, kiedy urodził się Serp. Zaczęli mnie dostrzegać, a Serpa wychowywała już Narcyza. Po tym, jak zobaczyli jaki jestem zimny stwierdzili, że nie popełnią ponownie tego samego błędu. Zazdrościłem mu i na początku nie chciałem zaakceptować. Prawie go wtedy zabiłem, wiesz? Byłem tak zaślepiony zazdrością i nienawiścią. A potem wszystko się zmieniło. Nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego. Po prostu zakochałem się w nim i nie potrafiłem niczego odmówić. On jest taki inteligentny. Mam wrażenie, że potrafi mi czytać w myślach. Jest idealny. Cały czas czeka na mnie i ma nadzieję, że pewnego dnia wrócę na zawsze. Ale tak nie będzie. Mam wojnę do wygrania, ale boję się, że zginę. Nie, ja się nie boję. Ja to wiem. I nie mam serca mówić mu o tym. Zmieniam się przy nim. Zdejmuję swoją maskę i jestem sobą. Czasem kiedy mnie zdenerwuje ukrywam się za maską obojętności, a wtedy on płacze, bo boi się, że ten zły Draco zostanie na zawsze. Zawsze się w tedy łamię. To moje oczko w głowie - zwiesił głos, pochylił głowę i spojrzał na ich złączone ręce. Lekko głaskał wierzch dłoni Harry’ego kciukiem i uśmiechnął się. - Wiesz, że jak pierwszy raz spotkałem Hermionę, to groziła mi, że jak cię zranię, to mnie zabije? Dziwię się, że nie zrobiła tego wtedy, kiedy powiedziałem to o Snape’ie. Oczywiście to mój ojciec chrzestny, ale Malfoy’owie nie wiedzą, co to wyrzuty sumienia, a przynajmniej nie zawracamy na nie uwagi. Jeżeli chcemy dostać odpowiedź, to po prostu ją dostajemy. Nawet kosztem czyjegoś życia. Dopiero wtedy zrozumiałem, jak ważny dla mnie jesteś. A jeszcze to w klubie. Ja po prostu nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nagle obudziła się we mnie zapomniana natura Malfoy’a i wredny Ślizgon. Tak bardzo było mi wstyd. I ta twoja historia. Czułem się źle. Jak szmata niewarta nawet najmniejszego spojrzenia. Chciałem wtedy umrzeć. Ale jak obudziłem się rano i zobaczyłem ciebie obok, to byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Nie potrafię pojąć, jak ktoś może być tak dobry i wybaczać komuś takiemu jak ja… - powiedział szeptem i spojrzał na twarz chłopaka. Była tak spokojna. Usta wykrzywione w lekkim, jakby smutnym uśmiechu, twarz odprężona, bez zmartwienia i stresu. - A i uczenie animagii. Nikt nie potrafi mną zmanipulować, tak jak ty. Ale to ze związkiem Blaisa i Rona, to musisz przyznać, że to był genialny pomysł. Przez te kilka tygodni nauczyłem się żyć z tobą i twoimi przyjaciółmi, zakochałem się w tobie i nie potrafię już bez ciebie żyć. A potem moje urodziny. Wiesz, że na każde dostawałem kartkę od rodziców i jakiś mały upominek, zazwyczaj książki, od niani kartkę, a jak byłem w Hogwarcie, to zdarzało się, że od kolegów ze Slytherinu coś dostałem, ale zazwyczaj było to coś co już miałem. Ty jednak zrobiłeś mi imprezę urodzinową, choć na nią nie zasłużyłem. Nigdy nie przypuszczałem, że dostanę taki prezent. To było… nie potrafię tego opisać nawet. Jednak Voldemort zawsze wszystko popsuje. Ale ty utarłeś mu nosa. Ze wszystkiego jednak, największym zaskoczeniem jest to, że jesteś w ciąży i że zostaniemy ojcami. Severus nie wygląda na złego, tak jak mój ojciec. Choć tak naprawdę może to być tylko powierzchownie, żebym się nie denerwował. Co do tego ślubu… - Przerwał i spuścił ponownie głowę. - Przepraszam, że tak zareagowałem. Nie wiem, co mnie napadło. Chyba się wystraszyłem, choć wiem, jak bardzo tego pragnę. Nie potrafię bez ciebie żyć. Kocham cię, Harry - wyszeptał tak cicho, że sam nie był pewien, czy to powiedział.
- Też cię kocham, Draco - powiedział Potter cicho, ale wyraźnie wprawiając w osłupienie blondyna siedzącego obok niego na łóżku.
***
- Widzę, że ktoś raczył się obudzić - mruknął Severus wchodząc do pokoju i przerywając ciszę zaległą między wpatrującymi się w siebie chłopakami.
- Tak. I to jakąś chwilę temu - powiedział spokojnie Harry spoglądając na ojca.
- A jak się czujesz młody?
- Dobrze. Trochę słaby, ale okey.
- To zostawię was - westchnął Snape widząc, że nikt już na niego nie zwraca uwagi i ewakuował się z pokoju cicho zamykając drzwi.
Zaległa krępująca cisza, którą zdecydował się przerwać Draco.
- Ile słyszałeś? - spytał nie patrząc na Gryfona.
- Chyba wszystko. Obudziłem się jak wspominałeś to, że odrzuciłem twoją przyjaźń.
- No to faktycznie sam początek - westchnął blondyn i w końcu spojrzał w zieleń tęczówek swojego chłopaka. - Ale dlaczego nic nie powiedziałeś?
- Bo chciałem usłyszeć co masz do powiedzenia. Wiem, że nie miał bym okazji usłyszeć tego drugi raz - powiedział krzyżując swoje spojrzenie ze spojrzeniem Ślizgona.
- Aha - tylko tyle był w stanie powiedzieć.
Przez chwilę wpatrywali się w siebie, po czym Harry wyciągnął przed siebie ręce, w które po chwili wpadł Draco. Blondyn ułożył się w ramionach ukochanego i wdychał jego zapach.
- Kocham cię Draco - wyszeptał brunet we włosy chłopaka.

- Kocham cię Harry - odparł blondyn i zamilkli, bo słowa stały się zbędne.
***
- Harry! - krzyknęło kilka głosów, kiedy przekroczył próg Pokoju Wspólnego.
Pomimo eliksirów, które dostał od ojca, Potter był bardzo zmęczony, słaby i głodny, więc nie miał ochoty użerać się z przyjaciółmi, którzy będą żądali wyjaśnień.
Hermiona jako pierwsza znalazła się przy przyjacielu.
- Harry? Co się stało? - spytała cicho.
- Nie tutaj - powiedział i poszedł do swojego pokoju odprowadzany zmartwionymi spojrzeniami osób z bandy.
- No więc? - spytała dziewczyna rozsiadając się w fotelu na przeciwko kominka.
- Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz - jęknął Gryfon siadając na kanapie, a właściwie się na niej kładąc.
- No wiesz co? Za kogo ty mnie masz? - oburzyła się Hermiona.
- Chciałem tylko mieć pewność, że nie dostanie się to do niepowołanych osób zbyt szybko. Bo to, że się dostanie to jest nieuniknione, ale możemy to bardzo długo utrzymać w tajemnicy - mruknął zgarniając zaskoczone i zdezorientowane spojrzenie przyjaciółki.
Trochę niechętnie, ale kiwnęła głową na znak zgody.
- Od czego by tu zacząć? - zamyślił się Gryfon.
- Może od początku. Wiesz już dlaczego wymiotowałeś?
- Zauważyłaś - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Oczywiście.
- No to rusz głową. Powiem ci tylko tyle. Poranne nudności. - Harry postanowił przetestować swoją przyjaciółkę.
- Poranne nudności? - zdziwiła się. Nie potrafiła wymyślić nic, co mogłoby jej się kojarzyć z tymi słowami. No może oprócz ciąży. No ale chłopacy nie mogą zajść w ciążę.
- Nie prawda Hermiono. Czarodzieje mogą zajść w ciążę - powiedział po przeczytaniu jej myśli. - Zapomniałaś zamknąć umysł - powiedział na swoje usprawiedliwienie.
- Ale to niemożliwe! - krzyknęła.
- Możliwe, jeżeli inny czarodziej zapomni zaklęcia antykoncepcyjnego…
- Czyli z Draco? - spytała cicho i jakby niepewnie.
- Tak. Ale Hermiono, ja go kocham i on mnie.
- Jesteś pewien, że on cię na pewno kocha?
- O tak. Jestem pewny - powiedział cicho, ale pewnie, po czym został przytulony przez przyjaciółkę.
- To dobrze, Harry, to dobrze. Pamiętaj, że zawsze będę z tobą, cokolwiek by się nie działo - szepnęła mu do ucha.
- Pamiętam - odszepnął i mocniej wtulił twarz w zagłębienie jej szyi.

środa, 17 września 2014

Rozdział 13.

Narieen - To masz jeszcze jeden rozdział do czytania ;) Dziękuję za Twoje komentarze. Dzięki nim publikuję ten rozdział szybciej niż miałam zamiar. Co do tamtego opowiadania, najprawdopodobniej ściągnę je ze strony i zaktualizuję i trochę pozmieniam, ale trudno jest mi powiedzieć kiedy. Klasa maturalna wcale nie należy do najlżejszych... Pisałam je, ale w pewnym momencie przestało mi się podobać. Tak po prostu. Czekam na powrót chęci i czasu ;)

No to jest i nowy rozdział ;p
Mam nadzieję, że nie będzie pechowy. Tylko nie zabijcie mnie po przeczytaniu go, proszę!
_____________________________________________________________________
Rozdział 13. "Wiadomość"
- Na razie, póki pole ochronne trzyma, jesteśmy bezpieczni. Te wstrząsy informują, że ktoś atakuje, ale nic się budynkowi nie dzieje. Gorzej będzie, jeżeli się przedrze, zanim się z nim dogadamy - mówił Potter w drodze do wyjścia. - Pole jest aż do końca schodów, więc tak daleko możemy zejść. Trzymajcie się za mną, ewentualnie obok, ale nie wchodźcie przede mnie.
- A co będzie jak zaprosimy go do środka?
- Śmieciojadki zostaną na zewnątrz, a tylko on wejdzie do środka. Nie wyciągajcie różdżek póki nie będzie to bezwzględnie konieczne. Najlepiej trzymajcie ją schowaną w pogotowiu w rękawie szaty. Zawsze najlepiej działa.
Stanęli w końcu za drzwiami i poczekali aż ostatnie osoby dojdą. Dopiero w tedy otworzyli drzwi i wyszli przywitać Lorda Voldemorta we własnej osobie.
- Witam, witam. Któż to nas zaszczycił swoją obecnością… - Harry, w przeciwieństwie do pozostałych osób z bandy, bawił się znakomicie.
- Witam Harry. Jak widzę nie jesteś zaskoczony moim wyglądem, w przeciwieństwie do twoich przyjaciół.
- Zostałem poinformowany przez jedną z moich pracownic, że ktoś taki stoi przed mym lokalem i chce ze mną rozmawiać. Trochę się zdziwiłem, bo długie włosy i turkusowe oczy nie pasowały mi do reszty obrazka, ale szybko włączyłem potrzebny program do obróbki zdjęć i naprawiłem niedociągnięcia. Nie spodziewałem się, że zaszczycisz tę imprezę swą obecnością. Słyszałem bowiem, że rzadko opuszczasz mury swego zamku.
- Tak. To prawda. Na świecie jest tyle zła i przemocy. Obawiam się, że pewnego razu ktoś mógłby chcieć mnie zabić - powiedział Tom teatralnym szeptem tak, żeby jednak wszyscy słyszeli. Nawet się przy tym, w miarę normalnie, uśmiechnął.
- Tak. W tym jednym punkcie się zgadzamy - potwierdził Potter i zszedł schodek niżej a wraz z nim Severus i Lucjusz stojący po jego bokach. Od razu poczuł też Dracona i Hermionę, którzy lekko dotykali go w plecy, żeby wiedział, że nadal tam są. - Wejdziesz na kawę i ciastko, czy będziemy rozmawiać na schodach?
- Twoje, nie powiem, genialne pole ochronne nie chciało mnie wpuścić. Na szczęście, chociaż nie wiem dla kogo, mnie nie spaliło. Byłoby śmiesznie, prawda?
- Wątpię. Posłałbyś przodem swoje pieski, żeby to sprawdziły.
- No tak. Cóż, bywa - wzruszył ramionami i zrobił niepewny krok w przód, ale nie napotkał oporu i już śmielej wszedł na pierwszy schodek.
- No dobrze. To idziemy, ale twoje Śmieciojadki zostają.
- Dwóch idzie ze mną. Podejrzewam, że Severus i Lucjusz nie odstąpią cię nawet na krok, więc musimy mieć równe siły. Dwóch idzie, reszta zostanie.
Harry zastanawiał się chwilę.
Zgódź się - usłyszał w głowie głos Hermiony.
Tak właśnie myślę… To z moim ojcem i Malfoy’em to prawda. Dobra.
- Ok. - powiedział, odwrócił się i wymijając Snape’a i Lucjusza, wszedł do lokalu.
Jego obstawa poczekała na Lorda i dopiero za nim weszli do klubu. Potter prowadził ich do swojego gabinetu położonego niedaleko wejścia. Otworzył drzwi i przepuścił w nich swoich gości, Lucjusza i Severusa, następnie sam wszedł zamykając drzwi. W ostatniej chwili popatrzył na swoich przyjaciół, którzy mieli zdecydowane miny i byli gotowi na wszystko. Kiwną głową i zamknął drzwi. Przeszedł za biurko.
- Proszę, Tom. Siadaj - zachęcił po czym zajął swoje stałe miejsce po drugiej stronie biurka.
Pieski stanęły po bokach Lorda, a ojciec jego i Dracona, lekko za Harrym.
- Ładnie się tu urządziłeś - komplementował Czarny Pan. - Mam nadzieję, że mnie kiedyś zaprosisz na jedną z imprez. Czuję się skrzywdzony, że nie zaprosiłeś mnie na tę dzisiejszą. Z jakiej to okazji się dzisiaj bawisz?
- Urodziny mojego chłopaka - odparł zwięźle i opadł na oparcie krzesła. - Ale nie o tym chcieliśmy rozmawiać, czyż nie?
- Owszem. Ponawiam swoją propozycję.
- Powiedziałem ci już, że nie. Zachowujesz się jak dziecko. Będziesz mi wiercić dziurę w brzuchu aż się nie zgodzę. Muszę cię zmartwić. Nie masz szans, żeby mnie przekonać.
- Na pewno? - zapytał Lord z uśmieszkiem, który nie wróżył nic dobrego.
- Owszem. Myślałem, że zrozumiałeś, ale najwidoczniej brałem cię za mądrzejszego niż jesteś.
- Jakże mi przykro, że cię rozczarowałem - powiedział i rozłożył ręce w geście bezradności, a na jego ustach pojawił się rażący fałszywością przepraszający uśmieszek. - A gdzie obiecana kawa i ciastka?
- Co ze mnie za gospodarz… Już podaję.
Machnął różdżką a na stole pojawiła się Ognista, dwie szklanki, dwa kieliszki i ciastka.
- A więc za co pijemy? - zapytał Tom chwytając kieliszek?
- Może za zdrowie solenizanta?
- Niech będzie.
I stuknęli się kieliszkami.
***
- Właśnie wypili pierwszy kieliszek Ognistej - relacjonowała Hermiona.
Banda razem z Narcyzą, która dołączyła do nich chwilę po tym, jak Harry zniknął za drzwiami, słuchała uważnie tego, co Gryfonka mówi. A mówiła o wszystkim co działo się w środku. Dzięki telepatii dokładnie wiedziała co mówią Harry i Tom, oraz co myśli Potter. Czasami uśmiechała się do siebie, ale stała skupiona, z zamkniętymi oczami i mówiła.
- Wypili twoje zdrowie, Draco - dodała i otworzyła na chwilę oczy.
- Jak to moje? - zdziwił się.
- Zdrowie solenizanta.
- Och - tylko tyle zdołał powiedzieć.
- Harry mówi mi, że Severus nie jest zadowolony z tego, że pije i to w dodatku w Voldemortem.
- Też byłbym… Skąd wiesz, co czuje Snape?! - krzyknął George.
- Bo on potrafi rozmawiać z Harrym i Harry mi powiedział. Wiecie. Taka sieć - zrobiła nieokreślony ruch ręką i skupiła się ponownie.
- Coś ciekawego? - zapytał Draco po dziesięciu minutach ciszy.
- Niestety nie. Rozmawiają na nieważne tematy. Zupełnie niezwiązane z nimi i wojną. Nic ciekawego.
***
- A więc Harry, komu kibicujesz w trakcie tegorocznych Mistrzostw Quiddicha?
- Niestety nie miałem czasu za bardzo zainteresować się grą. Wiesz, prowadzenie takiego - machnął rękami, żeby zaznaczyć, o co mu chodzi - interesu wymaga dużo poświęcenia i uwagi. Nie mam za bardzo czasu na śledzenie meczy Quiddicha.
- No tak. Faktycznie. Sprawy papierkowe bardzo pochłaniają uwagę i czas…
- Nie chciałbym cię urazić, ale jeżeli nie masz ochoty mnie namawiać do zmiany decyzji lub czegokolwiek w tej sprawie, to muszę cię pożegnać.
- Jaka szkoda. Myślałem, że jesteś bardziej gościnny.
- Tak. Też tak kiedyś myślałem. Więc?
- Dobrze, pójdę już, ale zastanów się, co cenisz bardziej. Siebie i swoją cnotę Złotego Chłopca, czy życie przyjaciół i rodziny. Uważaj, bo możesz żałować - powiedział Lord nie odrywając oczu od Harry’ego.
Wstał powoli, kiwną głową lekko ochroniarzom Pottera, który nie raczył się podnieść i odprowadzony jego wściekłym spojrzeniem skierował się do drzwi. Zatrzymał się kilka kroków od nich i jakby w zamyśleniu odwrócił się z powrotem.
- Myślałem, że jesteś mądrzejszy. No nic. Czasem można się pomylić - wzruszył ramionami.
W jednej chwili wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę Pottera, który… nie siedział już na krześle za biurkiem. Lucjusza i Severusa także tam nie było. Voldemort rozejrzał się z wyrazem zagubienia i wściekłości na twarzy. Te dwa uczucia dopełniały się wzajemnie na jego obliczu. Kilka chwil później w jego stronę poleciało kilkanaście zaklęć, które z łatwością odbił. To jednak przywróciło go do rzeczywistości i odpowiedział klątwami w stronę atakujących go czarodziejów. Nie mógł ich zobaczyć, ale posyłał swoje zaklęcia w stronę, z której nadlatywały atakujące go. Zmrużył oczy, ale drzwi były zamknięte, a na krześle naprawdę nikogo nie było. Szybko ruszył w stronę okna, które na szczęście wychodziło na ulicę. Widział tam swoich Śmierciożerców, którzy wpatrywali się w drzwi za którymi zniknął ich Pan. Popatrzył na dwie sługi, którzy wyglądali na równie zagubionych jak on. Szybko otworzył okno i wyskoczył przez nie. Odwrócił się i zobaczył zaklęcia ponownie lecące w jego stronę. Uchylił się przed dwoma, a resztę zatrzymał tarczą. W odpowiedzi rzucił Avadę, jednak wiedział, że nikogo nie trafił. Wydostał się poza pole ochronne i powiedział coś szybko do swoich ludzi. Po chwili na ulicy nie było żywego ducha.
***
- Harry? Jak ty to zrobiłeś?! - krzyczało na raz sześć głosów. Każdy chciał wiedzieć, o co chodzi i prawie siedzieli na Potterze i próbowali się tego dowiedzieć.
- Hej! Odsuńcie się, bo nie mam jak oddychać! - krzyknął w końcu Gryfon i odepchnął od siebie swoich przyjaciół.
- Dobra, ale teraz nam wytłumacz! - zażądała Hermiona siadając obok niego.
- To proste. Wkradłem się do jego głowy w trakcie naszej rozmowy. Nie spodziewał się tego, więc miałem trochę luzu. Musiałem bardzo uważać, bo jakikolwiek nacisk wszystko by zepsuł. W końcu udało mi się dotrzeć do tych najświeższych wspomnień i tego jak ja wyglądam w jego oczach. Jak wygląda pokój, jak jest ustawione krzesło. W końcu kiedy się podniósł wiedziałem, że jak się odwróci, to to stracę, ale udało mi się jakoś utrzymać to połączenie. To chyba dlatego, że mnie kiedyś nie zabił. Taka wiecie. Podświadoma nić. No i kiedy odwrócił się do mnie i skierował wzrok w dół na wyciąganą różdżkę to tak jakby wymazałem nas z jego wspomnienia i wstawiłem jako to co teraz widzi. Najgorsze było, że właśnie w tedy wy musieliście otworzyć drzwi i się wychylić. Ale udało mi się znowu to zrobić, tyle że z obrazem zamkniętych drzwi. Nie sądziłem, że da się go aż tak zaskoczyć. Nawet nie wiecie jakie miał myśli. Naprawdę był przerażony, że zaraz wyskoczę skądś i go zabiję. Przez chwilę miałem ochotę się roześmiać, ale usłyszałby gdzie jestem. Potem udał się do okna i po prostu przez nie wyskoczył. Później krzyknął coś do swoich piesków i się teleportował.
- A co z jego sługami? Przecież oni wszystko widzieli.
- Może i tak, ale są tak zapatrzeni w swojego Pana, że nie odważą się powiedzieć, że widzieli coś, czego on nie widział prawda? Szczególnie, że obliviate, które na nich rzuciłem wymazało im wspomnienia do pewnego momentu, że wydaje im się, że cały czas siedzieli na dworze jak reszta i czekali na powrót Voldemorta. Nie będzie w stanie przełamać tej bariery. Prędzej ich zabije.
- Musze przyznać, Potter, że jesteś mądrzejszy niż przypuszczałem - mruknął niechętnie Snape.
- Hej, ojciec! Właśnie mnie pochwaliłeś, na głos, przy wszystkich, bez sarkazmu i ironii… Nie jesteś aby chory? - zapytał się Harry z zabawną miną przekręcając na bok głowę.
- Nie - burknął tamten i zwrócił się do Lucjusza.
- No nic - Harry wzruszył ramionami i wstał. - Idziemy na dół - rzucił do dorosłych i nie czekając na odpowiedź pociągnął za sobą Dracona i Hermionę.
Reszta bandy poszła z nimi, a Narcyza odprowadziła ich zaciekawionym spojrzeniem, jednak o nic nie zapytała.
***
Całą resztę wieczoru i całą noc bawili się znakomicie. Cyzia zwinęła się po dziewiątej ze względu na dziecko w brzuchu i dziecko w domu. Zaraz po jej wyjściu Lucjusz i Severus dołączyli do bandy na dole. Siedzieli, pili i oglądali pokazy striptizu. Każdy oglądał co chciał. Harry i Draco ulotnili się po drugim, Hermiona po trzecim wręcz zaciągnęła modela do jednego z pokoi i nie wychodziła z niego przez co najmniej dwie godziny, Ginny i Luna oglądały pokazy pań. Do nich dosiedli się bliźniacy, Neville, a potem Snape i Malfoy Senior. Seamus i Dean jakby rozpłynęli się w powietrzu.
Każdemu podobała się taka impreza i dziękowali Harry’emu za ten pomysł ze stworzeniem klubu.
Jako, że następnego dnia była niedziela, to odpuścili sobie powrót do zamku. Z resztą, nikt nie byłby w stanie iść o własnych siłach.
***
Obudziło go ciche i nieśmiałe pukanie w drzwi, które on odebrał jako natarczywe i zbyt głośne walenie w jego zmaltretowane ciało. W głowie mu huczało, a on nie był w stanie uchylić powiek. W końcu zrezygnował i machnięciem ręki otworzył drzwi. W nich pojawiła się niewyraźna twarz Hermiony, która nie wyglądała lepiej od niego.
- Harry - wychrypiała.
- Hermi, proszę, daj spokój - mruknął i z powrotem opadł na łóżko i położył rękę na talii Dracona. Ten tylko coś mruknął i wtulił się bardziej w bruneta.
- Dobra - powiedziała, bez pozwolenia zamknęła za sobą drzwi i walnęła się do nich na łóżko.
Harry miał coś powiedzieć, ale zabrakło mu siły. Westchnął tylko i zasnął.
***
Zdecydowanie była dość późna godzina, kiedy zebrali się przy barze. Na każdego czekał kubek pełen kawy. Każdy kto doczłapał się w końcu do upragnionego wodopoju, siadał na krześle i tępo wpatrywał się w ofiarowane dobro. Sączył ją najciszej jak potrafił wiedząc, że każdy powinien w tej sytuacji być empatyczny, skoro wszyscy czuli się tak samo. Jakby ktoś wrzucił ich do miksera i zmielił. Powoli dochodzili do siebie. Zajęło im to koło trzech godzin. Po tym czasie byli w miarę gotowi, żeby wrócić do szkoły, a tam znowu się położyć i zasnąć. Wiedzieli, że jutro jest szkoła i musieli jakoś wyglądać. Tak więc koło godziny ósmej wieczorem złapali za świstoklik i znaleźli się w Pokoju Życzeń.
- Draco? - mruknął wtulony w blondyna Gryfon.
- Hmmm…
- Twój, czy mój?
- Twój jest bliżej - mruknął Ślizgon i powoli zaczęli kierować się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
Kiedy dotarli do pokoju Harry’ego, walnęli się na łóżko i nie zwracając na nic uwagi, zasnęli.
***
- Harry. Harry.
- Hmm…
- Harry… Wstawaj. Jest siódma - łagodny głos przemawiał do prawie martwego Gryfona.
Było by wszystko idealnie, gdyby do tego głosu nie dołączyły ręce, które nie były już takie delikatne. Barwa głosu także zmieniła się nie do poznania. Nagle była natarczywa i jakby osoba wypowiadająca te słowa była wściekła.
- Harry! No, Harry! Wstawaj!
- Draco! - warknął Potter, który otworzył oczy i zobaczył nad sobą twarz swojego chłopaka.
- Wstawaj. Musimy iść na śniadanie.
- Naprawdę? - mruknął Harry i wyciągnął się jak kociak na łóżku.
- Tak. Jestem głodny - burknął blondyn.
- To idź. Ja chce jeszcze pospać.
- Nie - zaoponował Draco i ściągnął kołdrę z bruneta.
- Hej! - krzyknął Gryfon, ale w końcu zwlekł się z łóżka.
Z nieszczęśliwą miną poszedł do łazienki i stanął pod strumieniem ciepłej wody. Harry próbował sobie przypomnieć coś z imprezy, ale bezskutecznie. Jego ostatnie wspomnienie, to wejście do pokoju, a potem nic. Dopiero Hermi, która weszła do nich i poszła spać. No cóż. Najlepsze imprezy to takie, których się nie pamięta. Miał tylko nadzieje, że nie zrobił czegoś głupiego.
Po odświeżającym prysznicu, ubrany i uczesany wyszedł z łazienki. Draco czekał na niego przy drzwiach.
- No, w końcu wyglądasz jak człowiek - skomentował po czym odwrócił się i otworzył drzwi.
***
Wielka Sala pełna była ludzi, którzy rozmawiali. Rozmawiali o wszystkim. O pogodzie, o polityce, o Voldemorcie, ale najbardziej wszyscy lubili rozmawiać o innych. Kochali wyznawać cudze sekrety, które ktoś usłyszał… Uwielbiali tworzyć historie na podstawie jednego zdania usłyszanego gdzieś przez przypadek w korytarzu. Przekręcali wiadomości z Proroka na swoją korzyść. Wielka Sala zawsze huczała od historyjek, a każdy miał odpowiedź na pytanie kogoś innego. Szczególnie, jeżeli na dany temat nie miał zielonego pojęcia. Po prostu zmyślał.
Tak samo było tego dnia, kiedy Harry z przyjaciółmi weszli do Wielkiej Sali. Wszyscy spojrzeli na nich, a oni, mimo swojej liczebności, poczuli się malutcy wśród ogromu spojrzeń. Każdy spoglądał na nich jak szli przez salę. Mówili do siebie ściszonymi głosami tak, żeby banda nie słyszała. Parę osób nie zwróciło uwagi na wchodzące osoby i rozmawiali dość głośno.
- Ale to Sam-Wiesz-Kto! Jak on mógł się dogadać z Potter’em? - zapytała jedna z Krukonek siedząca tyłem do wejścia.
- Nie wiem. Mówię tylko co usłyszałem. Wiesz, może tak faktycznie to Potter nigdy z nim nie walczył - domyślał się jej kolega. - Był zawsze sam. Nikt tego nie widział…
- To nie możliwe - wtrąciła się do ich rozmowy Puchonka.
- Tak? A masz dowody? - odparł Krukon. - Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać był w tym samym klubie, co Potter w piątek. Podobno Harry sam po niego wyszedł i zaprosił go do środka na rozmowę. Chodzą plotki, że to on jest właścicielem lokalu i dlatego znika w weekendy. Poza tym stali obok niego Śmierciożercy, Malfoy i Snape. Ciekawe co Stary Nietoperz tam robił, no nie? Może on też ma jakieś konszachty z Potter’em.
- Wiesz, uważam, że mówienie o kimś, kiedy nie ma go w pobliżu, jest niezwykle niegrzeczne - powiedział Harry, który jakby wyrósł z ziemi tuż za Krukonem. Ten zesztywniał i odwrócił się powoli do Pottera. - Słyszę, że wiesz więcej o mnie niż ja sam. Proszę, kontynuuj. Miałeś tyle do powiedzenia, to ja chętnie posłucham - ciągnął Potter choć wiedział, że teraz przygląda mu się cała Wielka Sala łącznie z nauczycielami.
Uczniowie czekali, czy zdradzi coś, co mogło by napędzić kolejną falę plotek i domysłów na temat klubu, znikania w weekendy i dziwnej zmiany z wrogości na przyjaźń z Malfoy’em. Byli też ciekawi, czy dowiedzą się czegoś o Snape’ie.
Krukon nie odpowiedział, tylko oblał się rumieńcem i opuścił głowę.
- Tak myślałem - powiedział na odchodnym Potter odwracając się i kierując do swojego stołu.
Kiedy usiadł na miejscu wszyscy w Wielkiej Sali odzyskali głos i wymieniali uwagi, spostrzeżenia i nowe plotki mimo tego, że Harry nic nie powiedział. Nie zaprzeczył przecież niczemu.
- Hej - odezwała się po chwili Hermiona. - Myślicie, że Tom coś planuje?
- Nie wiem - odparł Harry i ugryzł jabłko.
- Ja myślę, że tak. Po tym jak go urządziłeś… - powiedział Draco i ściszył głos. - Nikt nigdy go tak nie wyśmiał i nie upokorzył. Voldemort uciekający przez okno przed niewidzialną siłą. Tego jeszcze nie było. - Wybuchli  śmiechem i od razu zwrócili na siebie uwagę.
- Ups - skomentował to Potter i spojrzał na ojca.
Zdecydował w końcu, że pójdzie do Severusa dziś przed lekcjami się zbadać. Na szczęście miał dopiero na drugą lekcję, tak jak Snape, więc nie było problemu.
Spotkajmy się u ciebie w komnatach za dwadzieścia minut  - wysłał mu telepatyczną wiadomość i dostrzegł lekkie skinienie głową na znak zgody.
Chwilę jeszcze pogadał z przyjaciółmi i razem z Draconem, który się uparł, że musi iść, skierował się do lochów.
Po dotarciu pod wejście, Harry wypowiedział hasło i weszli oboje do dużego salonu urządzonego w ciemnych kolorach. Na jednej ze ścian był kominek, naprzeciwko którego była spora, niezwykle wygodna kanapa. Przed nią stał ulubiony stolik Herry’ego, na którym zwykł trzymać nogi. I tym razem nie omieszkał tego zrobić.
- Zdejmij nogi ze stołu - warknął Severus wchodząc do pomieszczenia i zauważając swojego syna i Dracona siedzących na kanapie.
- Dobrze, tato - powiedział potulnie Harry i uśmiechnął się szelmowsko.
- To czego chciałeś? - spytał siadając na fotelu obok.
- Zbadaj mnie. Ostatnio często jest mi niedobrze i mam wrażenie, jakby moja magia nieco się burzyła. Jakieś zakłócenia, albo co…
- Dobra. Draco wstań na chwilę. A ty, Harry, połóż się.
Obaj chłopacy wykonali polecenie i chwilę później Snape pochylił się nad nim z różdżką w ręce i zaczął nucić jakieś inkantacje. Kiedy skończył opadł na swój fotel i przez długi czas siedział patrząc w dal i nic nie mówiąc.
- Ojcze? - spróbował Harry, jednak bezskutecznie. - Tato? - spróbował ponownie, lecz z podobnym skutkiem. - Severusie? - spróbował z innej strony, ale efekt był cały czas taki sam.
Kiedy stracili już nadzieję, Snape wstał bez słowa, podszedł do barku i wyciągnął flaszkę Ognistej. Harry przeraził się.
- Ale… Ojcze, przecież zaraz masz lekcje! - krzyknął, ale równie dobrze mógłby mówić do ściany.
Severus nic sobie nie robiąc przywołał dwie szklanki i nalał do nich bursztynowego płynu do połowy. Jedną wziął w rękę, a drugą podał Malfoy’owi.
- Ejj,,, A ja? - oburzył się Harry, ale kiedy zobaczył wzrok ojca, przeszła mu ochota na kłótnie. - Powiesz w końcu, o co chodzi?
- Jeżeli przyrzekniesz, że to co jest pomiędzy tobą a Draco, to nie kolejny przelotny romans.
- Oczywiście, że nie! - krzyknął, ale dopiero po chwili zorientował się, że blondyn też tu siedzi. - No bo ja… Ja cię…
- Nie musisz kończyć - powiedział Draco przyciągając Harry’ego do pocałunku. Szybko jednak oderwali się od siebie słysząc chrząknięcie profesora.
- Skoro to już mamy ustalone, to teraz przygotujcie się na dość ciężką wiadomość.
- Jestem nieuleczalnie chory i zostało mi parę dni życia?
- Gorzej. Jesteś w ciąży - powiedział jednym tchem Snape tak, jakby od tej wiadomości miał zawalić się świat.
- Och - wyszeptał Harry patrząc się na swój brzuch.
- A który to tydzień? - spytał Draco ostatkiem tchu.
- Trzeci, prawie czwarty.
- Miesiąc? - spytał zszokowany Harry.
- Nie jesteś zdziwiony? - spytał Severus patrząc podejrzliwie na syna. Spodziewał się wszystkiego. Krzyków, niedowierzania, płaczu, a nie lekkiego zaskoczenia, że to już miesiąc.
- Jestem.
- Chodzi mi, że nie jesteś zdziwiony, że mężczyźni mogą rodzić dzieci.
- Aa… Nie, kiedyś przez przypadek natknąłem się na książkę w bibliotece w Snape Manor. Zaciekawiła mnie, więc ją przeczytałem. Były tam wyjaśnione męskie ciąże u czarodziei, oraz parę przydatnych zaklęć, o których Draco chyba nie wiedziałeś? - spojrzał na czerwieniącego się blondyna.
- Coś słyszałem o męskiej ciąży, ale nie sądziłem, że coś takiego istnieje.
- No i nasz ukochany Ślizgon zapomniał zaklęcia i teraz klops.
- A skąd mogłem wiedzieć, że ty go nie rzucisz? Skoro tak dobrze je znasz?
- Uważam, że ten kto na górze, powinien zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Chcę przez to powiedzieć, że ja o nim pamiętałem, jak byłem na górze - syknął Harry.
- Stop! - krzyknął Snape przypominając o swojej obecności. - Nie chcę tego słuchać - warknął.
- Przepraszam - powiedział skruszony Gryfon.
- Choć muszę ci przyznać rację. Ten kto na górze, powinien pamiętać o zaklęciu - westchnął i spojrzał na Dracona.
- Dobra, już wiem, że to moja wina… - mruknął z opuszczoną głową.
- Nie zaprzeczam, ale teraz przydałby się ślub.
- Teraz? - zapytali obaj.
- No a kiedy? Póki jeszcze nie widać brzucha, będzie łatwiej wcisnąć kit o wielkiej miłości.
- Tylko, że ja… - zaciął się Harry. - Ja chciałem tak z połączeniem magii - powiedział nie patrząc na Dracona.
- Ja też - przyznał cicho blondyn.
- O to nawet dobrze się składa. Tylko musimy z tym poczekać, aż dziecko się urodzi, bo tak duże zachwianie magii może mu wyrządzić krzywdę - odparł Severus w zamyśleniu.
- Dobrze. Poczekamy - zgodził się Harry. - Teraz możemy zorganizować zwyczajny ślub. Żeby dziecko miało obje rodziców - dodał po namyśle.
- Ja… - zaciął się Draco i nie patrząc na nikogo wyszedł z pokoju.
Harry chciał za nim pobiec, ale powstrzymany przez ojca został na kanapie.
- Daj mu chwilę. To dla niego trudne.
- Dla niego trudne?! - krzyknął Harry nieco histerycznie. - To nie on będzie chodził z brzuchem.
- To prawda. Na szczęście niedługo skończą się nudności, ale będziesz miał zmiany nastrojów i dość długo trwające wahania magii. W tym okresie najlepiej będzie, jak zaprzestaniesz czarowania. W piątym miesiącu będzie widoczny brzuszek. Urodzisz cesarką.
- Dobrze - przytaknął automatycznie.
- Możesz chcieć jakieś dziwne rzeczy o nie do końca normalnych porach. Pamiętaj, że jestem z tobą i w każdej chwili możesz do mnie przyjść. Piersi ci na szczęście nie urosną - wyszczerzył się Snape w krzywym uśmieszku.
- Ale pocieszenie ojciec. Nie ma co - burknął i wstał. - Przepraszam, ale mam teraz eliksiry i nie chciałbym się spóźnić.
- Dlaczego? - Snape udał zdziwienie.
- Bo wiesz. Mam te zajęcia z postrachem Hogwartu i boję się, że może zechcieć mi odebrać punkty za spóźnienie, albo dać szlaban. On mnie tak nienawidzi… - powiedział z westchnięciem i oberwał w głowę. - Ejj… Nie bije się ciężarnych! - krzyknął z udawanym oburzeniem, ale przysunął się i objął swojego ojca.
- Draco w końcu się oswoi z tą myślą i będzie cię wspierał - wyszeptał w głowę syna.
- Ale kiedy to będzie. Bardziej boję się, że on tak zareagował na ślub.
- Chyba tak. No już zmykaj.
- Dobrze, dobrze. Wcale nie jesteś taki straszny - wyszczerzył się Potter i uciekł nie oglądając się za siebie, więc nie mógł zobaczyć uśmiechu pojawiającego się na ustach Severusa.