czwartek, 29 stycznia 2015

Tom II Rozdział 2.

Miłego czytania!
________________________________________
Rozdział 2. "Harry"
Spotkanie w sprawie Harry’ego miało się odbyć w tydzień po narodzinach Cecy. Ustalili, że spotkanie odbędzie się w Zakonie, ponieważ tam leżał Potter, a przy okazji przyjaciele będą mogli go odwiedzić.
Wybierali się na nie Lucjusz, Snape, Draco i Hermiona. Cyzia także chciała pójść, ale z racji dziecka i słabej kondycji postanowiła zostać w domu. Osoby z bandy miały spędzić ten dzień w Malfoy Manor.
Severus wraz z Lucjuszem i Hermioną czekali na blondyna w salonie, skąd mieli świstoklikiem przenieść się w odpowiednie miejsce. Świstoklik aktywował się za dziesięć minut, a Dracona ciągle nie było.
- Gdzie jest ten narcyz? - warknął Snape i wstał z zamiarem pójścia do jego pokoju, kiedy Malfoy Junior pojawił się w drzwiach.
Miał na sobie garnitur idealnie podkreślający jego atletyczną budowę. Włosy idealnie ułożone nie miały prawa przesunąć się choćby o milimetr. Oczy, jak zwykle w kolorze burzowych chmur, patrzyły z wesołością na zebrane osoby.
- Co tak długo? - spytał Lucjusz podchodząc do Hermiony i pomagając jej wstać.
Dziewczyna była ubrana w bordową sukienkę sięgającą ziemi, w stylu tych z epoki Wiktoriańskiej. Na górze miała gorset przeplatany czarną wstążką, który podkreślał talię, a od pasa w dół była rozkloszowana i układała się w kształt bańki. Suknia miała ozdoby złote, a na szyi Gryfonki zawieszony był złoty łańcuszek. Włosy spięte złotą klamrą dopełniały wytwornego ubioru.
Lucjusz w czarnym garniturze, podobnie Snape wyglądali przy niej dość blado.
Z resztą. Co tu dużo mówić. Hermiona zawsze przyćmiewała wszystkich urodą, strojem, a przede wszystkim wiedzą.
- Wyglądasz… prześlicznie - powiedział Draco podchodząc do przyjaciółki i całując ją w policzek. Ta zarumieniła się lekko, ale bardziej dlatego, że chciała, niż dlatego, że była zawstydzona.
Draco pomyślał, że piękniej wyglądała tylko wtedy w klubie, ale szybko zreflektował się i spróbował o tym nie myśleć. W końcu idzie po swojego narzeczonego i nie może zdradzić się z tym, co zaszło między nim a Hermioną. Byliby skończeni.
- Świstoklik powinien się aktywować… - zaczął Snape, kiedy młodzież złapała kartkę, ale nie zdążył dokończyć, bo znajome szarpnięcie w okolicy pępka odebrało mu głos.
***
Leżał na plecach i zastanawiał się, czy otworzyć oczy.
Dziś, po wielu dniach udręki i chęci, brakowało mu tylko zdecydowania.
Odetchnął trzy razy i powoli uchylił powieki. Delikatnie poruszał głową na boki i z ulgą stwierdził, że nie jest w lochu Voldemorta.
Nad nim był sufit. Co było niezbyt zaskakujące. Po lewej od łóżka stała szafka nocna a na niej jego różdżka i okulary, których nie potrzebował.
W trakcie tamtych wakacji u Severusa, ten pewnego dnia stwierdził, że trzeba coś zrobić z tymi obrzydliwymi okularami. Snape uwarzył eliksir naprawiający wadę wzroku dostosowany do Pottera. Chłopak go wypił i od tamtej pory, do szkoły nosił okulary zerówki, żeby jeszcze bardziej przypominał Jamesa. Podobno miał zbyt intensywny kolor oczu.
Teraz nie musiał ich nosić. Nie miał przed kim udawać. Poza tym, jak wróci do Hogwartu, to ma zamiar przyznać się do Snape’a, zostać jego synem i w ogóle będzie mężem Draco, i jest w ciąży…
Nabrał powietrza i zerknął w dół. Sięgnął ręką, żeby się upewnić, że to nie jest omam wzrokowy. Miał brzuszek! Pogładził się po nim i wypuścił powietrze. Uśmiechnął się szeroko. Przetrwał! Razem z dzieckiem.
Opadł na poduszki przymykając oczy. Poczuł się zmęczony. Nic nawet nie zrobił, ale był taki zmęczony. Obrócił się na bok i oparł głowę na złączonych dłoniach. Teraz mógł iść spokojnie spać.
***
Znaleźli się w małej sali. Na ścianach i pod sufitem zawieszone były świeczki - jedyne źródło światła. Na wszystkich czterech ścianach wisiały portrety albo arrasy. Pod nimi widać było goły kamień. Nagle w jednej ze ścian pojawiły się drzwi, w których w następnej chwili ukazał się mężczyzna w ciemnej szacie. Gestem poprosił, aby poszli za nim. Przeszli do większego pomieszczenia z kanapami, kominkiem, półkami na książki i biurkiem pod oknem.
Postanowili usiąść na kanapie. Gospodarz zajął fotel po prawej.
Hermiona przyglądała się mężczyźnie. Był w wieku między dwadzieścia a trzydzieści lat, miał bladą cerę, ciemne oczy i czarne włosy. Usta krwiście czerwone, a zęby śnieżnobiałe. Ubrany w ciemną, ale nie czarną szatę sprawiał wrażenie władczego i pewnego siebie. Palce długie jak u pianisty miał splecione i opierał je na kolanach.
- Severusie, to niegrzeczne z twojej strony, że nie przedstawiłeś mi swoich przyjaciół, choć jeżeli się nie mylę, to Lucjusz i Draco Malfoy’owie - wskazał na blondwłosych mężczyzn.
- Owszem, a to panna Hermiona Granger - powiedział Snape wskazując na Gryfonkę. Ta uśmiechnęła się skromnie i kiwnęła głową. - A to, jak się pewnie domyśliliście jest Jonathan Veniger.
- Przepraszam za śmiałość, ale gdzie zgubiłeś małżonkę, Lucjuszu?
- Została w domu. Właśnie urodziła nam się córka i żona musi odpoczywać - odparł Malfoy skrywając niechęć.
- Możemy zobaczyć Harry’ego? - spytał Draco, który tracił cierpliwość.
- Myślę, że tak - odparł mężczyzna.
Wstał z fotela i ruszył do drzwi. Stanął na chwilę i obejrzał się przez ramię. Podniósł brew w geście zdumienia, że nie idą za nim, ale szybko zerwali się na nogi i podążyli za swym gospodarzem.
- Jonathanie, rozmawialiście z nim? - spytał Snape doganiając mężczyznę.
- Nie, ponieważ utrzymywał się w śpiączce. Sam - dodał ostatnie słowo widząc, że Severus chce coś dodać.
- Jak to sam?
- Nie wiem, ale myślę, że ma to związek z chęcią ochrony dziecka.
Po paru minutach drogi dotarli pod drzwi niewyróżniające się niczym spośród innych mijanych wcześniej. Jonathan złapał za klamkę i uchylił je wpuszczając swoich gości do pomieszczenia.
Pod ścianami ciągnął się rząd łóżek okrytych nieskazitelną pościelą. Tylko jedno było zajęte.
Draco skierował swoje kroki w to miejsce i już po chwili pochylał się nad swoim narzeczonym.
Nie mógł oderwać wzroku od jego spokojnej twarzy, od włosów, jak zwykle rozrzuconych w nieładzie po poduszce, od rąk przytulających kołdrę, od odznaczającego się brzucha. Harry był nadzwyczaj chudy, co Draco nie raz mu wypominał, ale teraz było widać brzuszek.
To już czwarty miesiąc - pomyślał Draco i pogłaskał narzeczonego po głowie. Złożył na jego czole delikatny pocałunek i odsunął się, by reszta mogła go zobaczyć.
Hermiona skorzystała z okazji i lekko przytuliła śpiącego chłopaka szepcząc mu coś do ucha.
Snape stał parę kroków od łóżka wraz z Lucjuszem i nie podszedł. Wydawał się nawet odetchnąć z ulgą, kiedy wyszli na korytarz.
- Możemy teraz pójść na kolację i omówić interesy?
***
Leniwie przeciągnął się i ziewnął. Przetarł oczy, potargał włosy i usiadł. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Dostrzegł na lewej ścianie okno, za którym ukazywał się księżyc w pełni i to on był jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Widział łóżka po swojej prawej i lewej stronie, oraz te stojące pod przeciwną ścianą. Widział także ciemny prostokąt drzwi odznaczający się na jasnej ścianie.
Przypomniał sobie, że ostatnią pełnię widział u Voldemorta, jak był zamknięty w celi. Czyli od tamtego czasu minął miesiąc. Musiał być już marzec, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Pogłaskał się po brzuchu i głęboko wciągnął powietrze. Trzymał je przez chwilę w płucach mocno się nad czymś zastanawiając. Wypuścił je ustami i ponownie zaciągnął się nosem. Powietrze nie było sterylnie czyste jak wcześniej. Unosiła się w nim delikatna nutka pewnego zapachu, który znał. Coś na kształt cytrusów i malin…?
Smakował powietrze jeszcze przez chwilę i opadł na poduszki nagle porażony odkryciem. Jedno słowo, jedno imię kołatało mu się w umyśle. Draco. Jego narzeczony, jego kochanek, jego miłość, jego serce tu było. Jest uratowany, jeżeli jest jeszcze z czego go ratować.
Szeroki uśmiech wypłynął na jego twarz, a on sam zatopił się w poduszkach. Było dobrze, a nawet lepiej niż sobie wyobrażał.
Jeżeli był tu Draco, to musiał tu być również Lucjusz, a w takim razie był tu także jego ojciec. Cała wesoła gromadka.
Odetchnął jeszcze kilka razy, ale z bólem w sercu zauważył, że powietrze znowu stało się jałowe i bez zapachu.  Wzruszył ramionami i usiadł ponownie. Wpadł mu do głowy pomysł, że może poszukać Dracona.
Spuścił nogi po lewej stronie łóżka i szybko zsunął się na podłogę. Wyprostował się, lecz pożałował tego w następnej sekundzie. Nogi, zbyt słabe, by utrzymać jego ciężar, zgięły się w kolanach. Zdołał jednak podtrzymać się łóżka. Sprawnie usiadł i odetchnął.
To jednak było za szybko.
Zaśmiał się ze swojej słabości. Jak ma utrzymać ciążę, skoro nie jest w stanie utrzymać się na nogach?
Śmiejąc się w duchu położył się z powrotem i przymknął oczy. Szybko odpłynął w świat marzeń i snów.
***
- Co więc proponujesz? - spytał Snape po zjedzonej kolacji.
Skrzaty szybko uprzątnęły brudne naczynia ze stołu i podały pysznie pachnące ciasto z jabłkami.
- Harry na pewno wróci do szkoły. Postawimy straże dookoła i nałożymy dodatkowe zaklęcia. Dopilnujemy, żeby Harry wrócił do zdrowia i pełnej sprawności. Oczywiście ślub odbędzie się w najbliższym dogodnym terminie, ale zważając na to, że jest już marzec, myślę, że najlepiej odłożyć to na koniec roku szkolnego, czyli do czerwca, może początku lipca.
- Ale pamiętaj, że Harry ma jeszcze jeden rok nauki - przypomniał Severus popijając wino.
- Miałem nadzieję, że na ten ostatni rok przeniesie się tutaj i będzie pobierał nauki ode mnie.
- Nie - odparł prosto Snape nawet nie patrząc na rozmówcę.
- Ja także uważam, że Harry powinien skończyć szkołę całą, poza tym, będzie miał dziecko do wychowania - przypomniał Lucjusz zerkając na niespokojnego syna.
- A gdzie on będzie dziecko wychowywał w Hogwarcie? - zaśmiał się Jonathan.
- Będę w stanie załatwić im obojgu osobny pokój z całym potrzebnym asortymentem. Poza tym, to tylko rok, a właściwie dziesięć miesięcy.
- Termin ma na sierpień, tak? Mniej więcej w połowie? Jeżeli się trochę przeciągnie i urodzi pod koniec sierpnia, to i tak do szkoły pójdzie później. Będzie miał noworodka w szkole. Nie uważasz, że to trochę bez sensu? - zaśmiał się mężczyzna opadając na oparcie.
- To co według ciebie będzie lepsze, Jonathanie? - spytał Snape dolewając sobie wina.
- No nie wiem. Może, żeby ktoś przez ten rok zajął się dzieckiem, w domu, a on będzie wpadał na weekendy, skoro nie chcesz się zgodzić na to, by tutaj zamieszkał, miał tu dziecko i je wychowywał.
- Też chyba mam coś do powiedzenia - zauważył Draco i wyprostował się na krześle. - To mój narzeczony, wkrótce mąż, a także moje dziecko. Uważam, że pomysł trzymania noworodka w Hogwarcie, podczas gdy my będziemy na lekcjach jest głupi. - Draco odetchnął głęboko nie wierząc, że proponuje to po tym, jak sam został tak wychowany i nienawidził za to rodziców. - Dobrym pomysłem jest danie dziecka pod opiekę mamki na te dziesięć miesięcy, ale będziemy się z nim widywać co weekend, chyba że coś nam wyskoczy. To przecież szkoła i musimy ją zdać - powiedział na jednym wydechu i rozejrzał się po zgromadzonych.
Hermiona patrzyła na niego trudnym do zdefiniowania wzrokiem, ale kryło się tam zrozumienie i cień poparcia. Lucjusz siedział w zamyśleniu analizując słowa syna. W jego oczach błysnął szok i niedowierzanie zapewne kiedy zrozumiał, że ta propozycja dla Dracona źle się kojarzy i musi decydować o losach własnego dziecka. Malfoy Senior widział jednak znaczące różnice tych dwóch sytuacji, choć podjęta decyzja była niemal taka sama.
Lucjusz z Narcyzą chcieli mieć idealnego potomka, zdolnego odczuwać, ale kryjącego emocje, prawdziwego Malfoy’a i wierzyli, że ich uczucia go skrzywią, wypaczą. Dlatego oddali go pod opiekę mamki, która wychowała go w dystansie do uczuć. Dostali jednak zimnego, bezwzględnego okrutnika, który nie wiedział co to miłość. Widział tylko korzyści płynące z pieniędzy i pozycji. Dlatego kiedy urodził im się Serp, zdecydowali się wychować go sami, a Draco, pomimo wcześniejszych reakcji, pokochał brata i złamał się. Dało się go jeszcze naprawić.
A teraz Draco mając przed sobą wizję noworodka w Hogwarcie, własną naukę, przyszłość siebie, Harry’ego i tegoż właśnie dziecka, podejmuje tę samą decyzję. Tylko on to robi po to, by dziecko miało odpowiednie warunki do wychowywania się. Będą je odwiedzać w każdy weekend, spędzać z nim czas, a mamka będzie ich zastępować w resztę dni, ale będą rodziną i będą kochać. Draco nie popełni tego błędu co Lucjusz i Narcyza, a jeżeli będzie chciał lub robił to przypadkiem, Harry mu na to nie pozwoli.
Snape sączył wino i spoglądał na chrześniaka. Chciał dla nich dobrze, nie chciał rozdzielać ich z dzieckiem. Jednak to, co powiedział Draco, było całkowitą prawdą. Wiedział jakie to było dla niego trudne, ale całkowicie się ze Ślizgonem zgadzał.
- To postanowione. Harry wraca do Hogwartu na resztę roku i potem na następny rok.
- A ty bierzesz go na naukę po drugich urodzinach dziecka. Pod warunkiem, że przychodzi do ciebie tylko na lekcje, a mieszka z rodziną - zastrzegł Snape kończąc wino.
Jonathan zastanawiał się przez chwilę, ale widząc minę Mistrza Eliksirów niechętnie skinął głową.
- Kiedy będziemy mogli go zabrać? - spytał Draco cicho.
- Myślę, że już. Jeżeli się obudzi i będzie normalnie funkcjonował, nie widzę powodów, by trzymać go tu dłużej. Tylko Severusie będziesz musiał dopilnować diety i eliksirów, z resztą sam wiesz.
- Wiem - odparł Snape i wstał od stołu. - Jeżeli tak, to nie widzę powodów, abyśmy dłużej tu zostali.
Lucjusz skinął głową i także wstał, podobnie jak młodzież. Prowadzeni przez Jonathana, ponownie udali się do sali, w której leżał Harry.
Draco wyszedł na przód i gdy tylko weszli do sali, dopadł łóżka narzeczonego i lekko potrząsnął go za ramię.
- Harry - szepnął. - Harry - spróbował głośniej i mocniej potrząsnął śpiącym chłopakiem. Ten niechętnie uchylił powieki mrucząc coś, ale po chwili skupił wzrok na blondynie wiszącym nad nim i porwał go w ramiona.
- Draco - szepnął nie mogąc powiedzieć nic głośniej. Gardło go drapało i było nieznośnie suche.
- Nie próbuj mówić nic głośniej. Najlepiej się w ogóle nie odzywaj - poradził Jonathan podając mu szklankę wody. - Miałeś poważnie uszkodzone struny głosowe. Eliksiry zdołały je naprawić, ale nadwyrężanie ich, to nie jest dobry pomysł.
Harry skinął głową z roztargnieniem wpatrując się w Dracona i nie mogąc oderwać od niego oczu. Malfoy także stał jak urzeczony.
Snape odchrząknął, a chłopcy podskoczyli jak oparzeni. Draco zaśmiał się i złapał Harry’ego za rękę stając obok niego.
- Dasz radę iść? - spytał Snape.
Potrząśnięcie głową.
- Mógłbyś wyczarować Świstoklik bezpośrednio do Malfoy Manor? - spytał Lucjusz Jonathana.
- Jeżeli jesteś w stanie wyczarować hasło, żeby przedostać się przez bariery, to czemu by nie - powiedział wzruszając ramionami.
Mężczyźni zajęli się organizacją transportu, a Harry zdał się dopiero teraz zauważyć Hermionę stojącą obok Snape’a, parę metrów od łóżka.
Z wyrazem niedowierzania na twarzy puścił dłoń chłopaka i rozłożył ręce.
Chodź - przekazał jej telepatycznie, a dziewczyna chwilę później była w jego ramionach i szlochała.
- Hermi - szepnął, choć nie był pewien, czy powiedział to sam, ustami, czy w myślach.
- Harry - powiedziała jakby w tym jednym słowie zawarte były wszystkie jej uczucia, myśli i słowa, które chciała przekazać.
Nagle, w przebłysku, pojawiła jej się twarz Dracona w tym feralnym dniu. Jego zamroczone pożądaniem oczy, w których zdawała się widzieć, gdzieś na dnie, głęboko poczucie winy. Przypomniała sobie, jak się po tym czuła, jakie miała wyrzuty sumienia. Pomyślała jaką przykrość sprawiłaby Harry'emu gdyby się dowiedział. Co stałoby się z jej przyjacielem. Nigdy by jej tego nie wybaczył. Zostawiłby Dracona, zamknął się w sobie. Poczułby się zdradzony przez przyjaciółkę i swojego narzeczonego, w którego nie wątpił nigdy. W którym się zakochał jak w nikim innym przedtem. Poczuła łzy winy spływające po policzkach. Zerknęła na blondyna i w myślach przesłała mu swoje wątpliwości. W zamian otrzymała rozgoryczenie i nakaz zapomnienia. Jednak wiedziała, że on też przeżywa to samo. Czuła to cąłym sercem. Jego rozdarcie pomiędzy powiedzeniem prawdy i zmierzeniem się ze złością bruneta lub przeczekanie i posiadanie nadziei na to, że się nigdy nie wyda. Gryfonka jednak wiedziała, że to się nie uda. Są rzeczy, które się po prostu czuje. To nie była zdrada z premedytacją, lecz błąd. Lecz czy da się coś takiego tłumaczyć w ten sposób. Wątpiła. Rozmyślania trwały zaledwie ułamek sekundy, lecz dla niej była to wieczność niezdecydowania, poczucia winy i goryczy porażki.
Harry nie zdając sobie sprawy z uczuć targających jego przyjaciółką odsunął ją od siebie i ręką wytarł jej łzy. Uśmiechnął się lekko i ręką przejechał po brzuchu. Dziewczyna patrzyła przez chwilę i także się uśmiechnęła, szeroko, z serca. 
To jedyne co mogę mu dać - pomyślała.
- Możemy iść - odezwał się Lucjusz podchodząc do nich z kawałkiem drewna.
Hermiona wyprostowała się i wygładziła suknię. Snape i Draco pomogli wstać Harry’emu i przytrzymując go z dwóch stron trzymali go w pionie. Severus, Malfoy’owie, Hermiona i Harry chwycili kawałek drewna i po wypowiedzeniu kilku słów przez Lucjusza zniknęli z Zakonu pozostawiając po sobie jedynie zapach w sterylizowanej sali i rozkopane łóżko. Na szczęście Harry zabrał wszystkie swoje rzeczy z szafki łącznie z okularami. Postanowił jeszcze raz przemyśleć wprowadzenie tak nagłych zmian.

czwartek, 15 stycznia 2015

Tom II Rozdział 1.

To w związku z bardzo ważnym dla mnie wydarzeniem, czyli moimi 18. urodzinami wstawiam pierwszy rozdział drugiego tomu!!!
Wiem, że szybko, nie zdążyliście się stęsknić i w ogóle, ale jestem taka szczęśliwa i podjarana... 

Tom II
Rozdział 1. „Szpital”
Poczuł ręce podnoszące jego głowę. Nie miał siły zaprotestować ani otworzyć oczu. Czuł w gardle wielką gulę i mimo tego, że próbował przełknąć, nie udawało mu się jej pozbyć.
Czuł się tak strasznie bezsilny. Czuł tylko głowę i twarz. Zdawał sobie sprawę, że ktoś przytyka mu zimną fiolkę do buzi i wlewa eliksir. Ze zdziwieniem zauważył, że gula zmniejsza się by mógł przełknąć płyn, po czym ponownie rośnie utrudniając oddychanie.
W następnej sekundzie poczuł, że opada bariera dookoła jego umysłu, a on słyszy rozmowę. Skupił się na słowach.
- Powoli dochodzi do siebie. Jego magia jest w strzępach po klątwach, ale także w związku z ciążą.
Harry gdyby mógł, odetchnąłby z ulgą. Czyli nie stracił dziecka. Kamień spadł mu z serca.
- Nie obchodzi mnie to - warknął ktoś z prawej strony Pottera. - Ma wyzdrowieć.
- Dobrze Mistrzu. Co później?
- Jeszcze nie wiem. Może puszczę go z powrotem do szkoły. W końcu musi skończyć naukę - mruknęła osoba z wyraźnym niezadowoleniem w głosie.
Harry chciał krzyknąć, zapewnić, że on musi wrócić do szkoły, że musi zobaczyć się z Draco, z ojcem i Hermioną. Chciał wstać, chciał się ruszyć, albo chociaż otworzyć oczy, ale pomimo wielkiego wysiłku nie dał rady. Przez chwilę bał się, że może on już nie żyje i lewituje tylko dookoła swojego ciała, ale szybko odrzucił tę absurdalną myśl, bo ten mężczyzna nie mówiłby o puszczeniu go do szkoły gdyby był martwy. Chciał zaśmiać się z własnej głupoty, ale ku swojej irytacji nie był w stanie. Westchnął mentalnie i skupił się ponownie na rozmowie.
- A co z Voldemortem. Będzie chciał go znowu porwać.
- Owszem. Obstawimy Hogwart, nałożymy dodatkowe zaklęcia, skontaktujemy się z jego ojcem i Malfoy’ami.
- A co Lucjusz ma wspólnego z Potterem?
- Jeżeli się nie mylę, to są całkiem dobrymi znajomymi i prowadzą wspólne interesy. A teraz koniec pogaduszek. Lecz go.
Gryfon usłyszał oddalające się kroki i ponownie ktoś uniósł mu głowę. Tym razem eliksir był niemożliwie słodki i Harry chciał kaszlnąć, ale oczywiście jego ciało nie zareagowało.
Nagle pod powiekami wybuchła mu fontanna barw. Próbował skupić się na jednym kolorze, ale zakręciło mu się w głowie i wycofał się w głąb umysłu. Po kilku próbach udało mu się. Został sam w ciszy i pustce.
***
- Co to było?!
- Nie wiem. Miałem wrażenie, że leci do nas, że wiedział co planujemy, a potem ktoś go chwycił i zniknął!
- Ale gdzie on teraz jest? Skoro to nikt z nas…
Draco wraz z Lucjuszem, Severusem i Hermioną siedzieli w salonie Malfoy Manor i zgadywali, co mogło się stać w Czarnym Dworze. Kim był ten mężczyzna, albo kobieta, gdzie zabrał Harry’ego, a przede wszystkim skąd wiedział, że to dziś po niego przyjdą i co zrobi, lub spróbuje zrobić Harry. Tak na marginesie Potter ogromnie ryzykował, że Voldemort szybko zorientuje się w sytuacji i zabije kogoś.
- Ale jak to tak? - nie dowierzał Lucjusz. - Skąd ten ktoś wiedział, że zabezpieczenia puściły. Nawet… nawet Tom nie wiedział.
- To na pewno nikt z nas. Wszyscy wrócili tutaj.
- Mam pewne podejrzenia, ale obym się mylił - mruknął Snape rozlewając do kieliszków alkoholu.
- O kim mówisz Severusie?
- Mówię o… - nie dane było mu skończyć, bo w szybę zastukała mała, czarna sówka z przyczepionym do łapki pergaminem zwiniętym w rulonik.
- Zobaczymy któż to o tej porze pisze.
Racja, było już dobrze, po drugiej w nocy, ale oni nie byli w stanie zasnąć. Nie po tym co zobaczyli.
Draco szybko podszedł do okna, uchylił je lekko i sięgnął do wyciągniętej przez sówkę łapki. Zwierzę nie czekając na nic, odleciało wolne od ciężaru.
- Czemu ja? - jęknął Severus, kiedy chrześniak podał mu list.

Drogi Severusie
Mam Twojego syna. Wiem, że byliście po niego na Czarnym Dworze. Zdajesz sobie sprawę z tego, kim On jest. Należy do nas. Jednak będę tak wspaniałomyślny, że jak wyzdrowieje, to odeślę go do Hogwartu. Podniosę bariery dookoła zamku i postawie straż. Będzie dobrze chroniony. Nie pozwolę, żeby znowu coś się stało. Myślę, że masz coś do powiedzenia w tej sprawie tak samo z resztą jak panowie Lucjusz i Draco Malfoy’owie, ponieważ, jak mi wiadomo, Harry miał wstąpić do ich rodziny.
Zatem zapraszam Cię i Twoich przyjaciół na obiad. Porozmawiamy o interesach Twojego syna.
Z poważaniem
Mistrz Zakonu Mrocznego Ciernia
Jonathan Veniger

- Zakon Mrocznego Ciernia? Z choinki się urwali? - zakpił Malfoy, jednak widząc miny pozostałych, przeszła mu ochota na żarty. - O co tu chodzi? To żart, prawda?
- Obawiam się, że nie, Draco - powiedziała smutno Hermiona i przysunęła się do blondyna na kanapie obejmując go ramionami. - Natknęłam się kiedyś w książce na ten Zakon. Zajmują się eliksirami oraz zaklęciami używanymi do ich ważenia. Nic dziwnego, że Mistrz cię zna, Severusie.
- Zna, ale on się zwracał do ciebie, jak do starego przyjaciela! - oburzył się Draco.
- Bo można powiedzieć, że jesteśmy starymi znajomymi. Znał moich pradziadków, dziadków, rodziców no i mnie.
- Twoich… pradziadków? - krzyknęła zaskoczona Hermiona.
- Tak. On jest wampirem.
***
Świadomość bawiła się z nim w kotka i myszkę.
Czasem miał wrażenie, że już za chwilę otworzy oczy, wstanie z łóżka i będzie normalnie funkcjonował, a czasem nie miał nawet siły i ochoty myśleć, czy choć starać się utrzymać świadomość przy sobie. Raz udało mu się poruszyć ręką, czy nogą, ale ani razu nie otworzył oczu.
Tłumaczył to sobie brakiem sił, ale tak na prawdę, w głębi serca się bał. Tak cholernie był przerażony, że znowu obudzi się w celi u Voldemorta, że to, że zobaczył tam Severusa i Draco to był tylko sen. Że wcale nie było próby ucieczki, a on jest tylko głupim, naiwnym dzieciakiem, który wierzył, że należy mu się odrobina szczęścia. Nie dla Wybrańca radość i szczęśliwe życie. Nie chciał się rozczarować.
Poza tym, gdyby był w Malfoy Manor, na pewno choć raz odzyskałby świadomość przy Severusie. Czułby obecność Draco obok siebie, bo był pewny, że chłopak nie zostawiłby go samego. Tak samo jak Hermiona.
Przypominał sobie mgliście rozmowę obcych mu osób. Czuł wtedy dookoła nich moc i jakąś nieznaną aurę. Wiedział jednak, że nie chcą mu zrobić krzywdy, bo karmili go wzmacniającymi i leczniczymi eliksirami.
Trudno było mu powiedzieć ile czasu tak trwał. Zgadywał, że mogło to być kilka tygodni. Nie miał żadnych wiadomości od Hermiony i ojca. Czuł się pusty. Zniknęła ich obecność, którą czuł na skraju umysłu zawsze, poza tymi paroma tygodniami w Czarnym Dworze.
Skąd oni mieli wiedzieć gdzie jest, skoro nie mógł im tego powiedzieć. Ale sam w końcu nie wiedział, prawda? Postanowił czekać. Było to najlepsze wyjście biorąc pod uwagę to, że nie torturują go, ma spokój, nikt go nie nęka.
Najbardziej tęsknił za Draconem. Tęsknił oczywiście za ojcem, Hermioną i przyjaciółmi. Musiał przyznać, że trochę nawet brakowało mu Lucjusza.
Jego myśli błądziły jeszcze przez jakiś czas póki znużony się odpłynął w krainę ciemności, smutku, samotności i bezwzględnej ciszy.
***
- Tak, on jest wampirem.
- Co? - zaskoczona Hermiona zaniemówiła.
- No, tak jakoś - wzruszył ramionami Snape.
- Ale po co byłby im Harry? - zapytał Draco obejmując mocniej Gryfonkę siedzącą obok siebie.
- Istnieje proroctwo - zaczął Severus, ale krzyk Hermiony skutecznie go uciszył.
- Czemu zawsze jest jakaś przepowiednia albo proroctwo!
- Nie wiem. No więc, istnieje proroctwo, że z końcem siódmego miesiąca przyjdzie na świat dziecko potężnej czarownicy mugolskiego pochodzenia i czarodzieja ze starego rodu, które poprowadzi Zakon Mrocznego Ciernia oraz inne wampiry do zwycięstwa nad Czarnym Panem, oraz do prawowitej władzy nad światem.
- I znowu Voldemort. On zawsze wkręci się w największą imprezę - sarknął Draco i zaczął chodzić dookoła pokoju.
- Nie jest powiedziane, że to o niego chodzi - powiedział spokojnie Lucjusz patrząc na swojego zdenerwowanego syna.
- Faktycznie. Mamy na świecie tylu Mrocznych Lordów…
- Akurat tylko jednego, jednak Lucjusz ma rację, Draco - zwrócił się do blondyna Snape. - To proroctwo ma już z kilka tysięcy lat, a po drodze paru Czarnych Lordów odwiedziło ten padołek.
- A ten tekst o władzy nad światem?
- Związane jest to z legendą z początków świata. Na ziemi żyli ludzie, czarodzieje i wampiry. Ci ostatni, jako, że byli nieśmiertelni, przejęli władzę nad światem. Wszystko było dobrze, ludzie czarodzieje i wampiry żyli w zgodzie do czasu, kiedy pojawił się Merlin wyróżniający się poziomem magicznej mocy. Wampiry wystraszyły się, że będzie chciał ich pozbawić władzy i ogłosiły go wrogiem publicznym, że niby trudzi się zakazaną magią. Ludzie zamiast się wystraszyć ruszyli na niego i uwięzili go. Jakiś czas później wampiry popadły w paranoję i każdego, kto wykazywał się choć odrobiną magii ponad poziom, lądował w więzieniu. Czarodzieje w końcu zorientowali się, o co chodzi i wznieśli bunt. Sprowadzili ich do podziemia i tam trzymali. Ludzie objęli władzę, czarodzieje także zaczęli się ukrywać, a wampiry czekały na dzień zemsty.
- Ale czemu na Czarnym Panu, a nie na czarodziejach?
- Poza tym powinni być sami sobie winni. Gdyby nie ruszyli Merlina, rządziliby światem, a to czarodzieje ich sprowadzili do podziemia.
- Owszem, ale bez czarodziei nic nie zdziałają. Wiedzą, że popełnili błąd, a teraz to Czarny Pan rządzi światem, więc to na nim chcą się odegrać - wytłumaczył Snape. - Niedługo później usłyszeli proroctwo i trzymają się go.
- Więc uważają, że to Harry jest tym dzieckiem - podsumował Draco.
- Obawiam się też, że to może być prawda.
W pokoju zapanowała cisza. Nikt nie miał nic więcej do powiedzenia. Wszyscy jednak pomyśleli to samo.
Znowu Harry. Jak nie Voldemort, to wampiry. Nie może być zwykłym nastolatkiem. Nigdy nie będzie mu to dane.
Draco zastanowił się nad ich pierwszą rozmową i jak do tego doszło. Spojrzał na ojca, który był sprawcą tego, że teraz są zaręczeni. To on kazał im się pogodzić. Zawsze zastanawiało go, jaki miał w tym cel starszy Malfoy. Co go do tego skłoniło. Może to, że znał on Harry’ego i prowadził z nim wspólne interesy. Bo w to, co powiedział wtedy Lucjusz nie za bardzo chciał wierzyć. Że niby Potter jest bogaty i jego status pomoże Malfoy’om powrócić do społeczeństwa. Bzdury. Już dawno wyszli na prostą opowiadając się po stronie Dumbledore’a i zdradzając sekrety Czarnego Pana. Więc o co chodziło? Dlaczego on to zrobił. Jaki miał w tym cel?
Draconowi przebiegło przez myśl, że może Snape, albo sam Harry go do tego nakłonił, ale szybko odrzucił ten pomysł, bo niby jaki oni mieliby w tym cel.
Gdyby to był pomysł Harry’ego, to Gryfon przez tamten tydzień porozmawiałby z nim sam, a nie unikał, włóczył się z przyjaciółmi. Sam miałby w tym interes.
A w Snape’a nie wierzył. On sam by z nim porozmawiał, a nie przekazywał przez ojca.
Po prostu będzie się musiał dowiedzieć po wszystkim, jeżeli nie zapomni.
Bo teraz najważniejsze to było odzyskanie Pottera całego i zdrowego.
Nagle Draco krzyknął zwracając na siebie uwagę wszystkich w pokoju.
- Co się stało?
- A co z… - zaciął się i poczuł łzy spływające po policzkach.
Poczuł gulę rosnącą mu w gardle. Nie był w stanie wypowiedzieć słowa, a przerażenie ściskało mu płuca.
Co jeśli Harry stracił dziecko?
Nie pomyślał o tym wcześniej, a w trakcie akcji ratunkowej był zbyt skupiony na niezdemaskowaniu się, żeby spojrzeć na brzuch Harry’ego.
Hermiona jakby domyślając się o co chodzi, mocniej wtuliła się w blondyna i szeptała jakieś nic niewarte pocieszenie.
- Nie wiem - przyznał Snape wyczytując z myśli Hermiony o co chodzi.
Całą posiadłość przeszył krzyk bólu. Wszyscy zerwali się na nogi, a Lucjusz poprowadził ich przez dwór.
W końcu po kilku minutach biegu stanęli w otwartych drzwiach i zobaczyli Narcyzę siedzącą na krześle z szeroko rozstawionymi nogami i rękami obejmującymi brzuch. Pierwszy otrząsnął się Snape i szturchnął Lucjusza, który zdawała się nie zauważać nic oprócz żony.
- Co…?
- Ona rodzi. Trzeba ją zabrać do szpitala.
- A, tak - mruknął.
Podbiegł szybko do Cyzi i wziął ją na ręce. Snape aportował się z nimi zostawiając wstrząśniętych Dracona i Hermionę.
- Draco! Żyjesz? - Granger potrząsnęła zaskoczonym chłopakiem.
- Co? Tak - mruknął.
Gryfonka szybko przepytała go, na jakiej ulicy jest szpital i teleportowała się razem z Malfoy’em. Wylądowali w holu, a Draco ruszył do recepcji poprawiając szatę na sobie i układając na szybko włosy. Przetarł zmęczone oczy i uśmiechnął się swoim najlepszym uśmiechem.
Pomimo tego, że miał wygniecione ubranie, twarz lekko poszarzała od zmartwienia i braku snu, oczy zaczerwienione i zapuchnięte od płaczu, to kobieta w wieku około dwudziestu pięciu lat siedząca za kontuarem z zadowolonym uśmiechem wskazała mu salę, do której zaniesiono jego matkę.
- Wyglądasz jak byś nie spał i pił od dwóch tygodni, a mimo wszystko kobiety cię uwielbiają - powiedziała mu do ucha Hermiona idąc za nim korytarzami.
- Malfoy’owie mają w sobie to coś - powiedział skromnie i strzepnął niewidoczny kurz z rękawa szaty.
W końcu dotarli pod salę. Usiedli na malutkich krzesełkach pod przeciwległą ścianą i pozostało im tylko czekać.
Po dwóch godzinach siedzenia usłyszeli płacz dziecka, z pokoju wyszedł zmęczony Severus prowadząc Lucjusza za sobą.
- Córeczka - powiedział Malfoy siadając na krzesło obok syna.
- Przecież miał być chłopiec - przypomniał Draco.
- Ale jest dziewczynka. Malutka Cyzia - powiedział Lucjusz i zdawał się odpłynąć do innego świata.
- No to masz siostrę - Hermiona uśmiechnęła się klepiąc Dracona przyjacielsko po plecach.
- W tym przypadku imiona Jonathan Scorpius nie pasują.
- Raczej nie - zgodził się Snape.
- Kiedy będzie można odwiedzić Narcyzę? - zapytała Hermiona.
- Myślę, że niedługo - powiedział Snape i zamyślił się. - Czy Serpens został sam w domu?
Draco zaklął pod nosem i z błagalnym wyrazem twarzy razem z Hermioną teleportował się z powrotem do Malfoy Manor.
- Serp! - krzyknął. Odpowiedziała mu cisza.
Poszedł do jego pokoju - pusto.
Zajrzał do swojego pokoju - także nic.
Wpadł na pomysł poszukania go w jego kryjówce, ale ku jego wielkiemu zdziwieniu, nikogo tam nie było.
- Płomyk! - zawołał Skrzata, który pojawił się z cichym pop.
- Pan wzywał?
- Tak, znajdź Serpa.
- Dobrze - powiedział Skrzat i zniknął.
- Nie domyślasz się, gdzie mógł się schować? - spytała Hermiona.
- Nie. Gdybym wiedział, nie prosiłbym Skrzata.
- Ale to twój brat, no nie?
- Owszem, ale spędzam z nim jedynie wakacje i święta. Kiedy się urodził, byłem już w Hogwarcie. Kiedy miałem go poznać?
Hermiona przyznała mu rację i nie powiedziała nic więcej. Z resztą nie musiała, bo po chwili pojawił się Płomyk z zapłakanym chłopcem.
Gryfonka stwierdziła, że jest to mniejsza kopia Draco. Takie same jasne włoski, twarz o arystokratycznych rysach lekko jednak zniekształconych przez pyzowatość dziecka, wyprostowana, dumna postawa i te same niebiesko-szare oczy, teraz zapłakane. Oczywiście odcień skóry też mieli ten sam, tyle że chłopiec miał teraz rumieńce na policzkach i lekko zaczerwieniony nos od płaczu.
Draco nie zwracając uwagi na taksujące spojrzenie dziewczyny wziął brata na ręce, a ten nie tracąc czasu owinął mu drobne rączki wokół szyi i oparł główkę na ramieniu. Blondyn szybko wszedł do pokoju malca, a Hermiona poszła za nimi.
- Co się stało? - spytał Draco sadzając chłopca na łóżku.
- Bo mama tak krzyknęła. Myślałem, że na mnie, bo chwilę wcześniej rozbiłem wazon - pociągnął noskiem. - Uciekłem i schowałem się. Nie chciałem, żeby mama była zła - powiedział i z oczu pociekły mu świeże łzy.
Chłopczyk podniósł głowę i spojrzał z ciekawością na Hermionę.
- Pamiętasz mnie? - spytała podchodząc do łóżka i siadając na ziemi.
- Tak. Byłaś u nas w święta - powiedział chłopiec i uśmiechnął się lekko. - Jesteś przyjaciółką Dracona i Harry’ego. A wiesz, że Harry będzie moją rodziną? - spytał malec z taką powagą, że Hermionie z trudem udało się nie roześmiać.
- Tak, wiem. Będę druhną na ich ślubie - powiedziała i pogłaskała chłopca po policzku.
Draco odchrząknął zwracając na siebie uwagę obojga.
- To nie twoja wina Serpens. Nasza mama nosiła naszą siostrę w brzuchu i ona chciała już wyjść. Taki zbieg okoliczności.
- Myślałem, że naszego brata - powiedział Serp z niezrozumieniem w oczach.
- Też tak myśleliśmy, ale okazało się, że to dziewczynka i że mamy siostrę. Cieszysz się?
- Tak - zapewnił i znowu przytulił się do brata.
- No już. Mam cię przebrać i pójdziemy do niej.
- Dobrze - zgodził się Serp, pociągnął nosem, zeskoczył z łóżka i zdecydowanym krokiem poszedł do szafy w poszukiwaniu ubrań.
***
Okazało się, że Serp sam się ubiera i nie potrzebuje pomocy, więc Draco zorganizował coś do jedzenia i przed wyjściem zjedli jeszcze po kanapce.
Teleportowali się znowu do holu, a stamtąd do sali wskazanej przez panią w recepcji.
- Gdzie ojciec? - spytał Draco Severusa siedzącego na krzesełkach naprzeciwko sali.
- Prosił, żebyście weszli jak przyjdziecie.
Hermiona usiadła obok Mistrza Eliksirów dając głową znak, żeby Draco wziął Serpa i weszli do środka.
Narcyza leżała na łóżku pośród białej pościeli. Wydawała się niezwykle drobna i krucha w objęcia tego łoża.
Na twarzy była bledsza niż zwykle, przez co jej włosy były jeszcze bardziej czarne. Na jej piersi leżało różowe zawiniątko. Lucjusz siedział na skraju łóżka tyłem do drzwi. Jedną rękę trzymał na ręce żony, drugą zaś głaskał zawiniątko. Żadne z nich się nie odzywało, jakby zauroczeni zawartością kocyka.
Dracona i Serpa zobaczyli dopiero, kiedy usiadli na krześle obok łóżka.
Narcyza przechyliła się nieznacznie w stronę synów, by mogli obejrzeć siostrę. Draco nie potrafił wykrztusić choćby słowa. Serp nieśmiało wyciągnął rękę i dotknął palcem wystającej z zawiniątka dłoni. Dziewczynka poruszyła się lekko, ale nic więcej się nie stało. Serp wyszczerzył zęby w uśmiechu i wgramolił się na łóżko obok Cyci. Ukrył twarz w jej włosach obejmując rączą za szyję.
Draco w końcu zebrał się na tyle, żeby być w stanie coś powiedzieć.
- Jest… śliczna.
- Prawda - przytaknął Lucjusz.
- Już wiecie jak dacie jej na imię?
- Jeszcze nie. Ale czy to ważne? - spytał Lucjusz zapatrzony w córkę.
- Wiesz, Lucjuszu, miło by było zwracać się do niej po imieniu, a nie „Ej ty!” - zaśmiała się Cyzia.
- Owszem, ale wydaje się to takie mało ważne - westchnął Lucjusz.
- Może Cecily?
- Ładnie - powiedział Malfoy Senior. - A na drugie?
- Sophie - zaproponowała Narcyza i pocałowała córkę w główkę.
- Podoba mi się. Cecily Sophie Malfoy.