czwartek, 11 lutego 2016

Tom II Rozdział 22.

Zaliczyłam sesję, więc wstawiam rozdział ;)
Wiem, że powinien być wcześniej, ale nie byłam w stanie uczyć się i jednocześnie pisać. Mam nadzieję, że długość Wam to wynagrodzi.
Gin - cieszę się, że podoba Ci się, jak piszę. Nigdy nie jestem pewna, czy naturalnie oddaję przemyślenia i wątpliwości bohaterów. Boję się, że coś pominę i akcja będzie niepełna albo niezrozumiana.
Nerra M. - czytałam książki wszystkie, które do tej pory wyszły co najmniej po dwa razy. Serial nie jest idealny, ale jeszcze go do końca nie skreśliłam i z niecierpliwością oczekuje na kolejne odcinki. Poza tym podobają mi się aktorzy i nie patrząc na to, że ma być to na podstawie książki, to serial jest niezły sam w sobie. Co do zachowania Harry'ego. Jest dziecinny, ale czy nie za to go kochamy?
Maniaczka książek - Twoje błagania zostały wysłuchane... Czuję się w tym momencie jak jakieś bóstwo ;p Jak już napisałam wyżej, Harry jest dziecinny. I póki co, nikt tego nie zmieni.


Nutka na dziś:
 Ruelle - Invincible
Ta piosenka także jest z serialu Shadowhunters.

Miłego czytania!
_____________________________________________________
Rozdział 22. "Nicość"
Pływał w nicości. Czuł, jak otula go całego i nie miał najmniejszej ochoty opuszczać tego stanu. Było mu tak wygodnie, ciepło, miło i przyjemnie. Toń wzywała go, nęcąc obietnicą wiecznego spokoju.
Coś jednak mu nie pasowało. Już kiedyś znajdował się w podobnym stanie i wiedział, że wieczny spokój wcale nie jest taki dobry. To bywa zwodnicze.
Mimo, że jego mózg nie pracował jeszcze zbyt dobrze, przetłumaczył sobie, co oznacza wieczny spokój.
Śmierć.
Tylko ona zapewniała brak trosk, cierpienia i bólu, ale także koniec szczęścia i miłości. A czy on tego chciał? Zdecydowanie nie.
Szarpnął się starając wyrwać się ciemności i spokojnej toni. Morze wzburzyło się i fala przykryła jego głowę. Spanikował. Rzucał się, by wypłynąć na powierzchnię, ale coś ciągle trzymało go w miejscu. Słyszał krzyki, ale szum fal zagłuszał wszystko i nie był w stanie rozróżnić słów.
Sam przez chwilę też chciał coś powiedzieć, ale ciemność, zimna i śliska, wlała mu się do gardła. Zaczął się krztusić i pluć, ale ona spływała w dół gardła, wdzierała się do płuc i zabierała możliwość wzięcia oddechu. Zupełnie, jakby ciemność zamroziła mu płuca.
Nagle wszystko ustało. Morze było spokojne jak wcześniej, Harry dryfował jak ponton rozbitków, ale nie był niczego świadomy. A raczej był boleśnie świadomy jednej rzeczy, chociaż nawet ona nie mogła go teraz wytrącić z równowagi. Zupełnie, jakby morze uspokoiło go razem ze sobą i nie pozwalało pomyśleć choćby przez chwilę o czymś innym, czy zaniepokoić się na przykład tym, że w tej chwili nie oddychał.
***
- Tom?
Hermiona widziała, że coś się zaczyna dziać. Bardziej to czuła, ale była tego pewna. Riddle operował właśnie drugą rękę i nie zwracał na nic uwagi.
- Tom?
Granger patrzyła na zoperowaną rękę leżącą wzdłuż ciała Harry’ego. Zaczynała lekko drgać, a palce zaciskały się regularnie.
- Tom? - tym razem odniosła głos i Riddle nie mógł jej dłużej lekceważyć.
- O co ci znowu…
Nie zdążył skończyć. Harry szarpnął się na łóżku i znieruchomiał na dosłownie minutę. Potem jego ciało zaczęło drżeć.
- Spróbuj go unieruchomić - sapnął Tom niemalże kładąc się na lewej stronie Pottera. Hermiona zrobiła to samo po prawej.
Drgawki zelżały, jednak Hermiona zauważyła, że jego klatka piersiowa nie unosi się. Przyłożyła palce na szyję, gdzie powinien być puls, jednak nic nie wyczuła. W tym momencie Potter znieruchomiał. Wszystkie mięśnie rozluźniły się sprawiając, że wyglądał jak odcięta od sznurków lalka.
- On nie oddycha - wyszeptała Hermiona niezdolna do ruchu. Jej ręka wciąż znajdowała się na szyi Harry’ego zupełnie, jakby spodziewała się tam nagle wyczuć puls.
- Wiem, ale musisz się odsunąć - powiedział Tom tonem nie znoszącym sprzeciwu. Hermiona odsunęła się, ale wciąż nie mogła zrozumieć, co się dookoła niej dzieje. Zupełnie, jakby ona była jedynie obserwatorką, a nie uczestniczką.
Tom wskoczył na łóżko i usiadł okrakiem na biodrach chłopaka. Hermiona chciała zaprotestować, powiedzieć coś o Draconie, ale Riddle, jakby wyczuwając to, spojrzał na nią. Od razu odechciało się jej komentować cokolwiek. Wciąż próbowała zrozumieć, co się właściwie przed chwilą stało, jednak jej mózg skutecznie się przed tym bronił.
Usłyszała jakiś hałas i rozejrzała się dookoła nieco zdezorientowana. Zmarszczyła brwi, bo wydawało się jej, że głos dochodzi z miejsca obok niej, ale nie mogła znaleźć jego źródła.
Tom szarpnął nią, a Hermiona spojrzała w górę na zaczerwienioną od wysiłku twarz Lorda.
- Może byś pomogła - wysapał.
- Ja… Jasne - jęknęła, ale nadal stała w miejscu, bo nie potrafiła zrozumieć, na czym ta pomoc miałaby polegać.
- Chodź tu i rób sztuczne oddychanie.
Riddle szarpnął nią i ustawił przy głowie Pottera. Gryfonka nieprzytomnie spojrzała na twarz przyjaciela i nagle uderzyła w nią myśl, że on nie żyje. Oczy przesłoniła jej mgła.
Z drugiej strony przebijała się myśl tak ostra, że przy niej diamentowe ostrze jest jak toporek z epoki kamienia łupanego.
„Mogę go uratować” - kołatało jej się w głowie i raniło wnętrze czaszki. Czuła krew pulsującą w żyłach i szumiącą w uszach. Była boleśnie świadoma każdego swojego ruchu, każdego kawałka swojej skóry. Wiedziała, że potrafi to zrobić i pokaże to wszystkim.
Odetchnęła i zrobiła wdech w usta Harry’ego tak, jak uczyła się w mugolskiej szkole. Po chwili Tom wrócił do uciśnięć, a ona czekała na swoją kolej. Wiedziała, że im się uda. Zawsze się udawało. Właściwie, to zawsze udawało się jemu.
Znów dwa jej wdechy i trzydzieści uciśnięć Toma.
Widziała perlący się na skroniach pot i włosy sklejające się w strąki. W porównaniu z nim, ona miała tą lżejszą część, ale za każdym razem, jak robiła dwa głębokie wdechy, a potem wydechy, to czuła lekkie zawroty głowy. Wiedziała, że to normalne, tak jak to, że Tom w końcu zemdleje z wycieńczenia, a ona nie będzie w stanie zrobić kolejnego dużego wdechu.
Obserwowała Toma, który rytmicznie naciskał klatkę piersiową. Gdyby teraz położyła palce na szyi, wyczułaby krew pulsującą w tym samym rytmie, co Tom. Riddle podniósł ręce i spojrzał na Hermionę.
Gryfonka położyła rękę na szyi i zamarła. Po chwili podniosła dłoń, popatrzyła na nią, a potem znów przyłożyła. Uśmiechnęła się lekko i nachyliła nad ustami Harry’ego.
- Jest puls, co prawda słaby, ale jest. Oddycha samodzielnie.
Tom wypuścił wstrzymywane powietrze i niemal zsunął się z łóżka. Miał ochotę położyć się i spać tydzień. Albo dwa.
- W porządku? - spytała Hermiona spoglądając na niego.
- Oczywiście. Skończmy tą rękę.
Dalej wszystko przebiegło bez problemów. Stan Harry’ego był stabilny, a serce z każdą chwilą pracowało mocniej i bardziej równomiernie. Oddech także wrócił do normy.
Oboje opadli na krzesła stojące pod ścianą zmęczeni. Nie rozmawiali, tylko wpatrywali się w jedyne zajęte w sali łóżko.
Trwali tak bez ruchu do momentu, aż Harry jęknął i poruszył palcami. Pierwsza zerwała się Hermiona i już po chwili stała obok przyjaciela gotowa, by mu pomóc.
- Co u diabła? - spytał rozglądając się po pomieszczeniu. Jego wzrok w końcu padł na dziewczynę, a potem na Toma. - Jest bardzo źle?
- Nie aż tak, choć straciłeś sporo krwi, a twoje serce się zatrzymało.
Potter mrugnął dwa razy i przeniósł wzrok z Riddle’a na przyjaciółkę.
- Czy… czy ktoś jeszcze o tym wie?
- Na razie nie, ale jak ktoś wejdzie do twojej łazienki i zobaczy ogromne kałuże krwi… - zwiesiła głos.
- Mogłabyś nas na chwilę zostawić? - poprosił Tom.
Hermiona spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami, ale skinęła głową i wyszła.
- Dlaczego? Co cię podkusiło, żeby to zrobić?
- Nie wiem. Po prostu… po prostu się stało. Zupełnie, jakbym nie panował nad sobą.
Tom patrzył na niego z niedowierzaniem. Potem bez słowa odwrócił się i wyszedł zostawiając Harry’ego samego z myślami i wyrzutami sumienia.
Jedno pytanie nie dawało Harry’emu spokoju.
Dlaczego ja to zrobiłem? Wiedział, że jest beznadziejny, ale żeby targnąć się na swoje życie? To było bez sensu.
Miał tyle do stracenia. Akurat teraz, jak odzyskał Dracona i matkę, chciał ze sobą skończyć?
To było dla niego zagadką. Poza tym jak chciał sobie przypomnieć ten moment, czy choćby to, jak szedł do łazienki, to widział jedynie ciemność pod powiekami. Nic nie słyszał, zupełnie, jakby ktoś go zaczarował i kazał to zrobić. Ale kto chciałby jego śmierci? W tym momencie w Malfoy Manor nie było Dumbledore’a, a nikt nie wchodził do niego do pokoju. Był tego pewien.
- Harry?
Podniósł wzrok i napotkał spojrzenie brązowych oczu przyjaciółki.
- Przepraszam - mruknął i wyciągnął przed siebie ręce. Od razu podbiegła do niego i wpadła w jego objęcia.
- Nigdy więcej mi tego nie rób. Najpierw Draco, teraz ty…
- Draco? - spytał ostro i odsunął przyjaciółkę od siebie.
- No, kiedy Voldemort cię porwał, to on… Udało nam się go uratować i chyba nawet nie ma po tym blizn. A teraz ty… Jesteście najdziwniejszą parą, jaką kiedykolwiek spotkałam. Jesteście tak w sobie zakochani, że nie potraficie żyć bez siebie choć przez chwilę. Ale jak on cię nienawidził, to ta nienawiść cię napędzała, a teraz nie potrafisz poradzić sobie z tym, że kochasz dwie osoby na raz. To cię przerasta, prawda?
Kiwnął głową, choć nie do końca był pewien, czy Hermiona ma rację. Chciał jej powiedzieć o Lasandrze, ale nie potrafił znaleźć słów. Sam nadal nie wiedział, co o niej myśleć. Czy się cieszyć, czy płakać. Coś w tej kobiecie ciągle go niepokoiło i nie do końca wiedział, czy może jej zaufać. Może to, co mu powiedziała, to było kolejne kłamstwo?
- Boisz się go skrzywdzić, dlatego uciekasz. Ty go naprawdę kochasz i zasługujesz chociaż na rozmowę z nim. Jeżeli okaże się, że nadal nie jesteś pewien, to mu to powiesz. Nie możesz siebie ranić. To cię zabije.
Znów kiwnął głową tym razem pewny, że ma racje.
- Możemy wrócić?
- Eliksir już pewnie zadziałał - powiedział Tom wchodząc. - Masz zawroty głowy?
- Nie.
- Mdłości, mroczki przed oczami, osłabienie?
- Wszystko jest w porządku.
- W takim razie możesz iść. Przyjdę za jakąś godzinę. W końcu jutro jest bal.
Harry’ego zatkało. Skakał wzrokiem od Hermiony do Toma i z powrotem nie wiedząc, co powiedzieć.
- To… Bal… Ty…
- Tak, zostałem zaproszony. Stwierdziłem, że skoro nie było mnie na wigilii, to mogę się poświęcić, znaleźć strój i przyjść na bal.
- Czy to jest to, o czym nie chciałaś mi wtedy powiedzieć? - spytał Harry marszcząc gniewnie brwi i wpatrując się w przyjaciółkę.
Hermiona kiwnęła głową z nieśmiałym uśmiechem.
Potter tylko westchnął i wstał z łóżka. Na wszelki wypadek nadal przytrzymywał się go, ale nie poczuł żadnej słabości, nogi go trzymały, nie miał zawrotów głowy ani mdłości. Wyglądało na to, że eliksiry spełniły swoje zadanie.
- Możecie o tym nie wspominać? - spytał Gryfon zerkając na Toma i przyjaciółkę.
Pokiwali głowami zgodnie i niemal w tym samym momencie uśmiechnęli się do niego.
- To idziemy. Do zobaczenia - mruknął Harry zaciskając dłoń na medalionie i już ich nie było.
***
Pierwsze co, to Harry z pomocą Hermiony sprzątnął krew z łazienki, złożył z powrotem lustro, a potem położył się do łóżka. Gdy tylko przykrył się kołdrą rozległo się pukanie do drzwi. Harry niemal mógł zobaczyć rozpaczliwą minę Dracona, kiedy próbuje się dostać do tego pokoju.
Gryfon westchnął i spojrzał na przyjaciółkę, która zamarła z rękami opartymi na bokach fotela. Wyglądała, jakby nie była pewna czy nadal siedzieć, czy wstać i otworzyć drzwi.
- Wpuść go - poprosił.
Hermiona uśmiechnęła się i podeszła otworzyć drzwi.
Draco wszedł niepewnie do pomieszczenia i stanął trzy kroki za progiem. Patrzył w podłogę, a ręce miał splecione z tyłu. Wyglądał, jakby nie chciał tu być, co przeczyło jego zachowaniu sprzed minuty.
- Draco?
Blondyn drgnął, ale nie podniósł głowy. Ciągle wpatrywał się w podłogę.
- Draco?
- Czemu?
Harry zamarł z otwartymi ustami nie będąc w stanie się ruszyć, ani zareagować.
- C-co? - jęknął.
- Czemu uciekłeś? Czemu nie chciałeś ze mną porozmawiać? Czemu mnie unikałeś przez ostatnie dni? Czemu nie potrafiłeś stawić mi czoła jak mężczyzna?
Chyba lepiej było, jak Malfoy trzymał głowę opuszczoną. W jego oczach szalał ogień i wypalał wszystko na czym zatrzymał wzrok. Harry wzdrygnął się i tym razem on uciekł spojrzeniem.
Nie potrafił odpowiedzieć samemu sobie na te pytania, więc tym bardziej nie umiał odpowiedzieć na nie Draconowi. Siedział tak wpatrując się w złączone na pościeli ręce. Wyraźnie drżały, ale nie przeszkadzało mu to teraz. Chciał się skoncentrować i coś wymyślić, ale wszystkie wymówki brzmiały upokarzająco, albo strachliwie. Nie chciał wyjść na mięczaka, ale właśnie nim był. Nic niewartym frajerem, który uciekł od swojego męża akurat wtedy, gdy go odzyskał. Zostawił go samego z wiedzą i wyrzutami sumienia, które normalnego człowieka by zabiły. Na pewno wyglądało to wtedy tak, jakby bał się Dracona i tego, że jego pamięć wróciła. Wyglądał wtedy zapewne na cholernie winnego wszystkiego, co zrobił, choć tak naprawdę nie zrobił nic.
- Ja… ja się bałem. Byłem zagubiony. Nie wiedziałem, czy dam sobie radę. Ale… tobie było pewnie tak samo trudno jak mnie. Nie powinienem… Ja…
- Wyduś to z siebie.
- Ja nie wiem, czy nadal kocham cię tak, jak to pamiętasz - powiedział na wydechu nie podnosząc głowy i wstrzymał oddech.
- To co robiłem jest niewybaczalne. Nie potrafię sobie wyobrazić, że wciąż mnie kochasz po tym, co mówiłem i co robiłem.
- To nie była twoja wina! - zaprotestował i spojrzał w górę.
- Owszem, była. To mnie nie usprawiedliwia. - Draco się uspokoił i patrzył na Harry’ego z mieszaniną smutku i pewnej akceptacji. Jakby był pogodzony z każdym ewentualnym końcem tej rozmowy. - Jeżeli nie będziesz w stanie wybaczyć mi tych rzeczy, zrozumiem. Nie winię cię, ale myślę, że powinieneś coś wiedzieć nim wyjdę. Kocham cię Harry i nic tego nie zmieniło. - Odwrócił się i z pewnym wahaniem ruszył do drzwi. Nim zdążył przekroczyć próg, Potter złapał go za nadgarstek i pociągnął do siebie. Malfoy obrócił się i poleciał na Gryfona, a ten umyślnie zrobił to za mocno, więc gdy blondyn na niego wpadł obaj upadli na ziemię. Harry wykorzystał tę chwilę nieuwagi i obrócił ich tak, że siedział okrakiem na biodrach Dracona.
- Też cię kocham, głupku i nic na niebie i ziemi nie jest w stanie tego zmienić. - Pochylił się i mocno wpił w usta męża. Tan zamruczał i zarzucił mu ręce na szyję przyciągając go jeszcze mocniej do siebie. Potter położył się na nim, by jeszcze bardziej zbliżyć się do niego.
***
Leżeli przytuleni do siebie. Harry na plecach, Draco na boku z nogą przerzuconą przez biodra drugiego chłopaka i ręką oplatającą pierś. Nie spali, bo nie mogli. Harry’ego dręczyły wyrzuty sumienia, że okłamuje samego siebie, ale także Malfoya. Cały czas miał wątpliwości, czy powinien powiedzieć mężowi o swoim układzie z Riddlem czy nie. Z jednej strony nie musiałby tego ukrywać, chować się i tłumaczyć zniknięć, a z drugiej obawiał się, że Draco odejdzie od niego, bo przecież obiecał, że nie zbrata się z Tomem.
- Nie miałem czasu wcześniej zapytać... - zaczął Draco z zadziornym uśmieszkiem. - Dlaczego masz bandaże na nadgarstkach?
- Głupi wypadek - mruknął chowając ręce pod narzutę.
- Wypadek? Mam iść porozmawiać z Hermioną?
- Szantażujesz mnie? To może ja też powinienem? - spytał Harry i wstał. Chwycił dłonie blondyna i obrócił je wierzchem do dołu. Przyjrzał się nadgarstkom, na których było widać cieniutkie blizny wzdłuż zgięć. - Może powinienem spytać się jej, skąd ty masz te blizny?
Malfoy wyrwał ręce z uścisku i schował je za plecami.
- Głupi wypadek - burknął nie patrząc na Harry'ego, który uśmiechnął się z wyższością. - Podejrzewam, że ty przynajmniej wiesz, dlaczego to zrobiłem. Skoro wiesz, gdzie są...
- Hermiona mi powiedziała. Wymsknęło jej się. A ja... Nie wiem, dlaczego. Jeżeli miałbym być szczery, to tak na prawdę nie pamiętam, żebym w ogóle to zrobił. Mam pustkę, lukę w pamięci - mruknął. - Zupełnie, jakby ktoś wyciął mi wspomnienia, albo zaczarował, żebym to zrobił - dodał zmęczonym głosem.
Malfoy podniósł lekko głowę i przyjrzał się twarzy męża.
- Wierzę ci - powiedział.
Nie dodał nic więcej. Nie musiał. To jedno zdanie wystarczyło. Harry nie potrzebował zapewnień, że wszystko będzie dobrze, że się ułoży, bo póki żyje Dumbledore, nie mogą być tego pewni.
Potter położył się, a Malfoy powrócił na swoje miejsce.
- Jak to się stało, że odzyskałeś pamięć? - spytał po chwili spoglądając na zamknięte oczy Dracona.
- Nie wiem. Spałem, a gdy się obudziłem przypomniałem sobie ostatnie cztery miesiące. Wszystko jest jakby spowite mgłą. Ostatnie wyraźne wspomnienie to wybuchający kociołek. Wiem, że zachowywałem się jak ostatni burak i cham, ale nie znam powodu.
- Dumbledore spreparował składnik eliksiru. Podczas wybuchu twoje wspomnienia zostały usunięte. Nie pamiętałeś całego roku. Nienawidziłeś mnie - jego głos się załamał. Mimo tego, że od tamtego dnia minęły cztery miesiące, to nadal bolało. Pamiętał to jak dziś, gdy Draco spoglądał na niego z nienawiścią w szarych oczach i jak nie chciał go słuchać.
- Przepraszam - szepnął Malfoy.
- To nie twoja wina. To dyrek do tego doprowadził.
- Wiem, ale to, co ci robiłem, to moja wina.
- Nie miałeś na to wpływu. Po prostu mnie nie pamiętałeś.
- Nie pozwolę, żeby coś takiego znowu się zdarzyło. A w ogóle, skąd wiesz, że to nie Voldemort? Przecież Dumbledore nie miałby po co tego robić.
- Blaise się powiedział - powiedział wymyślając na szybko odpowiedź.
- A co ma do tego Zabini?
- Pamiętasz, jak potrącił nasz stolik? To on zamienił korzeń dobry na ten spreparowany. Dostał go od dyrektora.
- Przyznał się?
Harry się zawahał. Nie chciał go okłamywać, ale w tym momencie miał wrażenie, że naciągnięcie prawdy będzie lepsze.
- Tak.
- Podejrzewam, że został wydalony ze szkoły?
Potter ponownie się zawahał. Blaise jeszcze nie wydobrzał po jego ataku. Przebywał w Mungu, jego stan był stabilny, ale potrzebował całodobowej opieki Magomedyków.
- Tak. Został wydalony.
Draco otworzył oczy i spojrzał na niego.
- Czegoś mi nie mówisz - mruknął taksując go wzrokiem.
Gryfon odetchnął i starał się kontrolować swoją twarz. Nie chciał, żeby coś go zdradziło.
- Blaise został wydalony ze szkoły. O to pytałeś - odparł ważąc każde słowo.
- Ale…
- Ale jest w Mungu.
Draco podniósł się, wyprostował i spojrzał na niego wyczekująco.
- Nie pamiętasz? - jęknął Gryfon i westchnął. - Czyli nie - powiedział widząc zmarszczone brwi męża. - Po tym, jak dowiedziałem się, że nic nie pamiętasz, poszedłem do niego. Moja magia mną kierowała. Prawie go zabiłem. - Harry zaśmiał się smutno. - Po prostu jak pomyślałem, że gdyby on nie istniał… W każdym razie… Żyje, ale nadal mu daleko do odzyskania pełnej sprawności.
Draco milczał uparcie wpatrując się w męża. Trudno było określić, o czym myśli i co czuje, jego twarz była obojętna, umysł zamknięty, a oczy zimne, bez wyrazu.
- Nie chciałem tego. Nie myślałem racjonalnie. To było silniejsze ode mnie. Moja magia…
- Nie jestem zły na ciebie. Jestem zły na Zabiniego. To on do tego doprowadził. Uważam, że należała mu się kara, ale myślę, że wydalenie ze szkoły by wystarczyło.
- To nie ja. To ona - powiedział i machnął ręką. Na łóżko wskoczyła pantera i otarła się o jego wyciągniętą rękę.
Draco wpatrywał się zaskoczony w kota wędrującego po pościeli.
- Ale… - Draco pokręcił głową i uśmiechnął się. - Przecież materializacja magii… Tylko nieliczni…
- Wiem. W historii było tyle przypadków, że można by było je policzyć na palcach jednej ręki.
- Kto…? Przecież, skąd mogłeś o tym wiedzieć?
- Hermiona poszperała i zaproponowała to jako wyjście do zabrania nadmiaru magii. Nie była pewna, czy się uda, ale warto było spróbować.
- Udało się.
- Przynajmniej teraz mam nad nią kontrolę. Nadal nie mogę się z nią porozumieć, ale pracuję nad tym. Ostatnio nie miałem za bardzo czasu… - zwiesił głos przypominając sobie szpital.
Draco ponownie się położył powracając do swojej poprzedniej pozycji. Ułożył głowę w zagłębieniu szyi Harry’ego.
- Już jestem - szepnął i pocałował go w obojczyk.
- Cieszę się - odpowiedział Potter zamykając oczy i wsłuchując się w ciszę. Zasnął ukołysany szmerem oddechu i równomiernym biciem serca ukochanego.
***
- Martwisz się czymś - powiedziała Hermiona, kiedy po śniadaniu usiedli w salonie przy kawie i ciastku.
Serp biegał dookoła, a za nim latał Semanthiel. Mess zwinęła się na dywaniku przed kominkiem.
- Dziwisz mi się. Odzyskałem męża, prawie popełniłem samobójstwo, a teraz siedzę sobie wśród przyjaciół, piję kawę i czekam na bal. To nie jest normalne. Dodatkowo nie mam przebrania.
- Słyszałam, że Tom ma zamiar przebrać się za siebie - zaśmiała się.
- Za Voldemorta? Niezbyt oryginalne.
- Czemu? Myślisz, że ktokolwiek inny by się na to porwał? On jest jedyny, bo nie boi się swojego gniewu.
Potter wzruszył ramionami i przesunął wzrokiem po siedzących w salonie osobach. Byli wszyscy z Bandy, Lucjusz, Cyzia, Serp, Draco, Snape, Tom i Lasandra. Ta ostatnia ciągle wpatrywała się w niego, jakby chciała przewiercić go wzrokiem na wylot. Czuł się niekomfortowo i ciągle się wiercił. Draco siedzący obok niego z Izzy na rękach zauważył, że ich nauczycielka ciągle przygląda się brunetowi, ale stwierdził, że jeżeli Harry będzie chciał mu powiedzieć, to to zrobi. Nie ma co na siłę się wpychać.
Za to Hermiona była zupełnym przeciwieństwem i zapytała Harry’ego prosto z mostu:
- Dlaczego Lasandra ciągle się na ciebie patrzy?
Potter zamarł i spojrzał na przyjaciółkę.
- Możemy porozmawiać na osobności?
Wstał i oddał Sebastiana niani.
Idąc po schodach nie był pewien, czy powiedzieć Hermionie prawdę. Nie wiedział, jak ona zareaguje i po czyjej stanie stronie.
Chwilę po tym, jak drzwi zamknęły się za nimi ponownie się otworzyły i do pokoju wślizgnął się Draco.
- Nie będziesz musiał dwa razy powtarzać - powiedział z chytrym uśmiechem.
Harry kiwnął głową i opadł na fotel przed kominkiem. Przywołał sobie Ognistą i trzy szklanki, nalał do nich bursztynowego płynu i swoją porcję wypił od razu.
Jego wzrok wędrował od Hermiony do Dracona i z powrotem. Nie mógł przyzwyczaić się do myśli, że może Draconowi wszystko powiedzieć, a ten go nie wyśmieje i nie zwymyśla.
Siedział przez chwilę zastanawiając się jak ubrać w słowa swoje myśli.
- Nie wiem, jak wam to powiedzieć i w ogóle od czego zacząć.
- Od początku i jak najprościej.
- Jak najprościej to… Lasandra jest moją matką. A właściwie… Lasandra to Lily.
W pokoju zapadła cisza przerywana jedynie trzaskaniem ognia w kominku.
- Może od początku? - zasugerowała Hermiona słabym głosem.
Harry westchnął i opowiedział im to, czego dowiedział się od Lasandry.
- Upozorowała własną śmierć?
- Dumbledore się nabrał?
- Mieszkała w Ameryce?
- Dumbledore nie wie?
Mówili na zmianę, a Harry przeskakiwał wzrokiem od jednego do drugiego.
- Tak, tak, tak, tak. Coś jeszcze chcecie wiedzieć?
- Nie jesteś już nawet pół sierotą. Masz matkę i ojca - powiedziała Hermiona uśmiechając się.
- Nie pomyślałem o tym w ogóle - stwierdził zamyślony Potter. - Wygląda na to, że tak.
- Tom… - zaczęła Hermiona, ale ugryzła się w język. Draco spojrzał na nią pytająco i zmarszczył brwi.
- Tom? Ten wasz kolega? On mi kogoś przypomina, ale nie jestem w stanie sobie przypomnieć kogo - mruknął Malfoy i zasępił się.
- Ma taką pospolitą urodę - przytaknęła Hermiona.
- Pewnie i tak mi się wydawało. Nie ważne - uśmiechnął się do Harry’ego.
- A co ty o niej myślisz, Harry?
- Sam nie wiem. Jestem na nią zły. Mogła mi to powiedzieć chociażby na naszym ślubie - powiedział wskazując ręką na siebie i Dracona. - Dała mi wtedy list, a ja się nie zorientowałem, że to ona. Pamiętasz Draco, kiedy mówiłem ci pod koniec roku, że wydawało mi się, że widziałem mamę?
- Oczywiście. Sam powiedziałem, że pewnie ci się przywidziało, bo stała w cieniu. Potem okazało się, że Lasandra jest podobna do Lily i łatwo można było powiedzieć, że w półmroku zobaczyłeś Lasandrę.
- Dziwię się tylko, że Snape ci nie powiedział. Musiał wiedzieć.
- Wiedział, ale obiecał jej, że będzie mogła sama mi powiedzieć.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - Draco przyglądał mu się ciekawością.
- Sam nie wiem.
- Wierzysz jej? - spytała Hermiona.
- A czemu mam nie wierzyć? Myślisz, że ktoś mógłby coś takiego wymyślić? I niby po co? - prychnął.
- Żeby się do ciebie zbliżyć - syknęła. - Nie pomyślałeś, że może służyć dyrektorowi?
- Kolejny podwójny agent? - parsknął i spojrzał na Dracona, który siedział zmieszany. - Lasandra służy Voldemortowi - wyjaśnił, a Malfoy wzdrygnął się.
- Ktoś o tym wie?
- Ja i Hermiona. Podejrzewamy, że Dumbledore też, ale skoro pozwolił jej pracować, to jej ufa.
- Czemu nikomu o tym nie powiedzieliście? - spytał.
- Bo… właściwie…
- A jak się dowiedzieliście? - W jego oczach widział rosnącą złość.
- Tak jakby zabrała nas na spotkanie z Riddlem - powiedział szybko Harry i zasłonił się rękami. Spoglądał pomiędzy palcami na męża i oczekiwał jego reakcji.
- Was? Ciebie i Hermionę? A ktoś wiedział, że tam idziecie?
Harry potrząsnął głową.
Draco odetchnął i zacisnął pięści.
- Dlaczego?
- Bo myśleliśmy, że może znać sposób na przywrócenie ci pamięci.
- Że może znać? Czyli nie znał?
- Nie chciał się tego podjąć. Stwierdził, że to za trudne i zbyt niebezpieczne. Mógłbyś umrzeć.
- I ty mu uwierzyłeś. Pewnie cię okłamał. To cud, że nic wam się nie stało. Przecież mogłeś zginąć. Poszedłeś do jego zamku sam z siebie…
- Właściwie, to dopiero na miejscu okazało się, że Lasandra zabrała nas do Vol… Sami-Wiecie-Kogo - powiedział i westchnął.
- Nie pomyślałeś, że gdybyś się zgodził, to oczekiwałby od ciebie zapłaty. Zapewne w postaci przyłączenia się do niego. Przecież tego właśnie ostatnio chciał. A może Zabini cię okłamał. Może to Czarny Pan wszystko ukartował, spreparował korzeń, a potem tylko czekał na to, aż się u niego pokażesz, a on będzie mógł zaproponować ratunek w zamian za przymierze. Nie sądzisz, że to brzmi logicznie.
- Brzmi, ale Riddle nie znał bezpiecznej metody na odzyskanie twoich wspomnień.
- Możemy wrócić do Lasandry? - spytała Hermiona.
- Nie mam pojęcia, co z nią zrobić. Nie mogę tak po prostu rzucić jej się na szyję i zapłakać. Sama musi ogłosić, kim jest naprawdę, bo ja za nią tego nie zrobię. Niech nawet o tym nie myśli.
- Możesz z nią rozmawiać.
- Nigdy nie rozmawiałem z Lasandrą, nigdy nawet za nią nie przepadałem. Nagle mam zacząć z nią rozmawiać i się zwierzać? To będzie wyglądać co najmniej dziwnie. Nawet Snape’owi się nie zwierzam, a znam go trochę dłużej.
- Rób jak uważasz, ale według mnie, powinieneś dać jej szansę i zobaczyć, jak się wszystko potoczy - powiedziała i wstała. Rozejrzała się po pokoju, a potem spojrzała na przyjaciela. - Wiem, że wszystko będzie dobrze. Musisz tylko w to uwierzyć. - Wyszła nie oglądając się za siebie.
- Ona ma rację - powiedział Draco po chwili ciszy. - Wiesz, jak bardzo nie lubię tego mówić, ale faktycznie ma rację.
- Wiem i to mnie dobija - mruknął Harry odchylając głowę na oparcie.
Draco wślizgnął mu się na kolana i objął za szyję. Harry podniósł głowę i spojrzał głęboko w szare oczy męża. Były teraz takie spokojne i ciepłe, co nie zdarzało się zbyt często.
- I tak uważam, że postąpiłeś głupio idąc do zamku Lorda z Hermioną i Lasandrą bez powiedzenia komukolwiek dokąd się wybierasz. Teraz wiem, że ona nie pozwoliłaby cię skrzywdzić, ale wtedy…
- Robiłem to tylko po to, żeby cię odzyskać. Zrobiłbym wszystko…
- Nawet sprzedał swoją duszę diabłu?
- Nawet - szepnął i uśmiechnął się szeroko. Draco też się uśmiechnął i przyciągnął bruneta mocno do siebie.
***
- Idziecie na dół, bo zaraz… - Hermiona zatrzymała się i zakryła oczy ręką. - Przepraszam, nie chciałam tak wpaść, ale… Możecie się ubrać, albo chociaż zakryć?
Harry zachichotał i machnął ręką, a narzuta z łóżka przyleciała do nich na fotel.
- Już - powiedział Draco rozbawiony.
- Wiecie, że za pół godziny zaczyna się bal?
- Tak. Jednak nie wiemy, w co się ubrać. Zaraz zejdziemy na dół, nie martw się.
Hermiona odetchnęła, spróbowała się uśmiechnąć, ale z nerwów jej się nie udało i wyszła zamykając za sobą drzwi.
- Chyba faktycznie przydałoby się ubrać i ogarnąć - mruknął Draco odwracając się do Pottera. Ich twarze znajdowały się kilka centymetrów od siebie.
- Niee - mruknął Harry i przysunął się jeszcze bliżej.
- Wiesz, że jak teraz nie wstanę, to spóźnimy się na bal i to pewnie z godzinę albo dwie?
- Wiem.
- Dlatego będę tym bardziej ogarniętym i wstanę.
Malfoy podniósł się zabierając ze sobą narzutę, a Harry warknął, a po chwili jęknął, gdy zrobiło mu się zimno.
- Jak się ubierzesz, to będzie ci cieplej - powiedział i z uśmiechem zniknął w łazience.
Gryfon usłyszał szum wody i niechętnie podniósł się z fotela. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej parę bokserek i jakieś skarpetki. Co do reszty stroju nie miał pomysłu. Mógłby przebrać się za księżniczkę, siebie albo… Dracona. Uśmiechnął się do siebie i stwierdził, że to będzie świetny pomysł.
Czekał aż Draco wyjdzie z łazienki. Jego włosy były jeszcze wilgotne, a po piersi spływały kropelki wody. Miał na sobie jedynie majtki i skarpetki, bo najwyraźniej też nie miał pomysłu, w co się ubrać.
- Możemy przebrać się za siebie - powiedział Harry mijając się z nim w drzwiach.
- Ja za ciebie, a ty za mnie?
Harry przytaknął i zamknął drzwi. Szybko wziął prysznic i wyszedł wycierając włosy.
- Znasz jakieś zaklęcia? Nie mamy eliksiru wielosokowego, poza tym jest nielegalny i trzyma tylko godzinę. - Draco siedział na łóżku, na sobie miał rozpiętą koszulę i spodnie od smokingu.
- Wiem, że eliksir można jakoś podkręcić. Chyba dodając krwi, a nie tylko włosów, ale niewiele to pomaga. Myślę, że moja magia może nam pomóc. Właściwie potrzebujemy tylko zmiany koloru włosów, skóry i oczu i tonu głosu. Reszty nie da się przekazać.
- A posturę? Jesteś bardzo chudy. Chudszy ode mnie i chudszy niż kiedykolwiek byłeś.
- Ostatnio jakoś nie miałem ochoty na spożywanie posiłków - mruknął wymijająco Harry i przywołał panterę, która położyła się na łóżku obok blondyna. - To co najpierw?
- Włosy - zdecydował Draco po chwili namysłu.
Harry machnął ręką, a pantera wygięła grzbiet i Draco był brunetem, a Harry blondynem. Po chwili zmieniły się oczy, kolor skóry, Harry przytył, a Draco schudł tak, że było mu widać żebra.
- O Merlinie - wykrztusił Harry spoglądając na męża. Malfoy wstał, a spodnie zsunęły mu się z bioder.
Gryfon podszedł i jak zahipnotyzowany zaczął błądzić palcami po ciele męża. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że jego palce były bardzo blade, jakby nigdy nie widziały słońca.
- Ja… ja tak wyglądam? - spytał wpatrując się w zielone oczy.
Draco przytaknął.
Harry zamknął oczy i odsunął się.
- Nie wiedziałem… nie sądziłem, że jest aż tak źle.
- Nadal cię kocham Harry. To tylko wygląd. Wszystko wróci do normy, zaczniesz jeść i będzie dobrze. Miałeś ciężki okres. To nic.
Potter potrząsnął głową, a jasne kosmyki opadły mu na oczy.
- Trzeba się ubrać - powiedział, ale jego głos nadal był lekko zachrypnięty.
Draco zaklęciem przywołał swoje szaty z pokoju, a Harry podał mu swoje, które były magicznie dostosowane do jego rozmiaru.
- Wiesz, jak długo utrzymają się te zmiany?
- Powinny całą noc. Moja magia będzie ich pilnować, więc nie muszę się na nich skupiać.
- Wygodne - mruknął Malfoy wiążąc krawat.
- Wiem, co jeszcze - krzyknął Harry i dotknął swojego czoła. - Mam tu bliznę?
Draco przytaknął, a po chwili taką bliznę miał u siebie na czole.
Malfoy poszedł jeszcze na chwilę do łazienki i wrócił wpatrując się w swoje przedramię.
- A Znak?
Harry podszedł do niego i spojrzał na lewą rękę. Czarny Znak wyglądał, jakby zrobiono go wczoraj. Gryfon mógłby przysiąc, że się porusza.
- Nie możesz go mieć u siebie. Postaramy się go jakoś zamaskować.
Przysiedli na krawędzi łóżka, a pantera pochyliła się nad przedramieniem Draco. Jej widmowy język przejechał po Znaku, a ten w tym miejscu wyblakł, a potem zupełnie zniknął. W miarę, jak u Malofya znaku ubywało, u Harry’ego się pojawiał.
- To niesamowite - mruknął blondyn wpatrując się w swoje czyste przedramię.
- On tam nadal jest - powiedział Harry przesuwając dłonią tam, gdzie powinien być Znak. - Tylko go nie widać.
- To i tak jest niesamowite.
Rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili do pokoju weszła Narcyza w bladoniebieskiej sukni, która omiatała ziemię wokoło jej stóp. Na górze była idealnie dopasowana do właścicielki, a na dole spływała łagodną falą. Do pleców miała przyczepione skrzydła, która poruszały się lekko do przodu i do tyłu. Były tak duże, że niemal sięgały ziemi.
- Jesteście gotowi? - spytała.
- Prawie - powiedział Harry uśmiechając się szeroko.
- Dobrze wiedzieć, że masz taki dobry humor, Draco - odparła i także się uśmiechnęła.
Oboje parsknęli śmiechem, a Narcyza przeskakiwała wzrokiem od jednego do drugiego nie wiedząc z czego się śmieją.
- Jak już się uspokoicie, to zejdźcie na dół. Wszyscy na was czekają.
- Moja własna matka się pomyliła - mruknął Draco, kiedy uspokoiwszy się, zapiął mankiety z zawiązał buty.
- To znaczy, że dobrze to zrobiliśmy.
- Ciekawe, kto jeszcze się nabierze. Musisz się zachowywać jak ja, mówić jak ja i chodzić jak ja.
- Ty też musisz to robić.
- Udawanie mnie jest trudniejsze niż udawanie ciebie - prychnął Malfoy wychodząc z pokoju.
- Wcale, że nie. Muszę tylko patrzeć na wszystkich z góry, chodzić z wysoko uniesioną głową i przeciągać samogłoski, co wychodzi mi znakomicie - powiedział udając ton Dracona.
- Ja tak nie mówię - obruszył się Malfoy schodząc po schodach.
- Owszem, mówisz.
Blondyn nie odpowiedział, za to zaczął się głupkowato uśmiechać.
- Co ty robisz - syknął mu do ucha Gryfon.
- Udaję ciebie - mruknął Draco i stanął obok Hermiony przed wejściem do sali balowej.
- Jesteście wreszcie. Co robiliście tyle czasu?
- Musieliśmy się odpowiednio przygotować - powiedział Harry tak, jak zrobiłby to Draco.
- Ja już wiem, jak to przygotowanie wyglądało, Malfoy.
- Co tak ostro, Hermiono - powiedział Draco i zaśmiał się.
- Po prostu nie lubię, jak ktoś się spóźnia, Harry.
Draco ponownie się zaśmiał, a Gryfon do niego dołączył.
- Widzę, że ktoś tu ma dobry humor. - Tom podszedł do nich.
Malfoy momentalnie przestał się śmiać i wyciągnął różdżkę. Stanął gotowy do walki.
Tom rzeczywiście nie wyglądał jak on. Faktycznie przebrał się za Voldemorta. Nie miał włosów, a kolor skóry był chorobliwie blady. Oczy jarzyły mu się na czerwono jak dwa rubiny, a nos był płaski i składały się na niego jedynie dwie wąskie dziurki, które były niczym rozcięcie nożem w skórze. Ubrany był w tak czarne szaty, że ubranie Snape było przy nich szare. Długie palce z ostro zakończonymi pazurami zaciśnięte były na różdżce.
 - Chyba nie zostaliśmy sobie odpowiednio przedstawieni - powiedział mierząc Dracona spojrzeniem, który zamarł z wyrazem szoku na twarzy. - Wiem, że nie jesteś Harrym pomimo świetnej charakteryzacji. Jestem pod wrażeniem tego, czego można dokonać z odrobiną magii. Nazywam się Thomas Venger i jestem przyjacielem Harry’ego.
- Nawet moja matka się nie zorientowała, a ty tak? - prychnął, ale opuścił różdżkę.
- Jestem bardzo wrażliwy na punkcie magii - mruknął Tom i uśmiechnął się. - Wyczuwam, że nie jesteś Harrym, przynajmniej nie naprawdę.
Draco kiwnął głową.
- Jestem Draco Malfoy - powiedział blondyn i wyciągnął przed siebie rękę.
Tom uścisnął zaoferowaną dłoń i odwzajemnił uśmiech.
- Poznałem Harry’ego w jego klubie parę miesięcy temu. Jednak ciebie tam nigdy nie widziałem.
- Tak. Byliśmy… pokłóceni - mruknął wymijająco Draco zezując na Pottera, jednak ten zdawał się nie zwracać uwagi na męża pochłonięty rozmową z Hermioną.
- Wnioskując z nazwiska, jesteście małżeństwem, prawda?
Malfoy przytaknął ostrożnie nie wiedząc, czego może się spodziewać.
- Szkoda - wyznał Tom i zaśmiał się z miny Dracona. - Twój mąż to gorący towar. Nie dziw się, że nie jesteś jedyny, któremu się podoba.
Ślizgon parsknął nerwowo i odetchnął z ulgą gdy pojawił się Snape i poprosił go na chwilę na rozmowę.
Severus poprowadził go w kąt i otworzył usta, jednak zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Draco się odezwał:
- Nie jestem Harrym. To ja, Draco.
Snape wpatrywał się w niego zmrużonymi oczami, a po chwili kiwnął i odprawił go machnięciem ręki.
Chwilę później Harry stał z boku z ojcem i słuchał, co ten ma mu do powiedzenia.
- Słyszałem, że Lasandra powiedziała ci, kim jest.
- Owszem.
- Odkąd się dowiedziałem namawiałem ją, by ci powiedziała. Sam chciałem to zrobić, ale uparła się i wymusiła na mnie wieczystą przysięgę. Co zamierzasz teraz zrobić?
- Nie wiem. Mam opory przed podejściem do niej i przytuleniem się. Dodatkowo nadal wygląda jak Lasandra.
- Wiem - mruknął Snape. - Myślisz, że jesteś w stanie jej wybaczyć i zaakceptować?
- Jeżeli udało mi się zaakceptować ciebie, to czemu nie. Ona nie może być aż tak zła - parsknął.
- Dzięki - burknął Severus, ale uśmiechnął się lekko.
- W końcu ty mnie nienawidziłeś, a ja nie pozostawałem ci dłużny. Lasandra nic mi nie zrobiła, więc właściwie… Zobaczymy. Na pewno nie rzucę jej się od razu w ramiona i nie zacznę płakać. Po prostu będę z nią normalnie rozmawiał i się zobaczy. - Mistrz Eliksirów przytaknął bez słowa. - Poza tym, za kogo ty się przebrałeś?
- Za nietoperza.
Harry parsknął śmiechem i nie zdołał się opanować przez dobrych kilka minut. Snape naburmuszony odszedł zostawiając za sobą duszącego się syna.