poniedziałek, 27 lipca 2015

Tom II Rozdział 15. cz. 1

Nie wiem, co mogłabym napisać. Chyba tylko to, iż postaram się, by następny rozdział pojawił się najszybciej, jak się da.
Nerra M. - Ty się bałaś? A co ja mam powiedzieć? Oni nie chcą ze mną współpracować. Każdy robi, co mu się żywnie podoba. Jestem przerażona, w którą stronę zmierza to opowiadanie XD Mam nadzieję, że Ty nie ukatrupisz mnie za niego.
Liczę na wasze komentarze i wsparcie! Pamiętajcie, komentarze karmią wena!
Miłego czytania.
________________________________
Rozdział 15. "Kłopoty"
Severus opanowawszy twarz podniósł brew i czekał na wyjaśnienia. Gdy nie nadeszły sfrustrował się.
- Jakiego planu?
- Tajnego. Gdybym ci powiedział nie byłby tajny.
- Nie błaznuj mi tu, tylko mów, o co chodzi z klejącym się do ciebie Krukonem.
Może to groźba w głosie Severusa skłoniła Harry’ego do powiedzenia prawdy bez owijania w bawełnę, albo jego mina, która wyraźnie mówiła, żeby go bardziej nie wkurzał.
- W skrócie chodzi o to, żeby wywołać zazdrość w Draconie.
- Przecież on nie przyjmuje do wiadomości tego, że jesteście małżeństwem, więc co ci da, że na jego oczach będziesz się całował, z kim popadnie?
- Liczę na to, że wspomnienia nie są usunięte, a jedynie dobrze ukryte. Pod wpływem emocji, bariera może pęknąć. W końcu nikt do końca nie wie, jak zbudowany jest umysł i co trafia do świadomości, a co do podświadomości. Zważając jednak na jego reakcję i to, że mnie śledził podejrzewam, że go to dotknęło.
Snape zamyślił się i przeanalizował to, co syn mu powiedział. Po prawdzie, sam nie wpadłby na taki pomysł, ale mogło to się udać. Dawno temu studiował zaklęcie Obliviate i faktycznie można było, poprzez wywołanie silnych emocji, przywrócić utraconą pamięć.
- Zdajesz sobie jednak sprawę, że te wspomnienia mogą być skasowane, a nie tylko schowane?
- Tak. Jednak mam szansę zrobić cokolwiek, a nie tylko siedzieć i patrzeć, jak Draco zakocha się w kimś innym.
Snape nie odpowiedział.
Siedzieli w ciszy, każdy pogrążony w swoich myślach.
Harry widząc, że ojciec nie zbiera się do rozmowy stwierdził, że bez sensu będzie tu siedzieć. Pożegnał się z ojcem i ruszył w stronę swojego pokoju. Coś ukłuło go w serce, kiedy pomyślał, że normalnie poszedłby spać do Dracona. Miał bliżej. Jednak teraz nie mógł tego zrobić chyba, że chciałby zostać potraktowany Avadą.
Nagle coś ścisnęło go w piersi. Zaczął kaszleć przykładając dłoń do ust. Po paru minutach się uspokoił, ale z trudem łapał powietrze. Gardło drapało go niemiłosiernie. Poczuł suchość w ustach. Przyspieszył kroku, by jak najszybciej znaleźć się w pokoju, kiedy jego umysł zaatakowały obce myśli. Były tak głośne i nie wyraźne, że przez chwilę stracił władzę nad swoim ciałem. Osunął się bezwładnie po ścianie.
Wycofał się w głąb swojego umysłu i zobaczył oczami wyobraźni cień kłębiący się po drugiej stronie murów. Powoli cień przekształcił się w postać, która niespiesznie zbliżała się do bramy. Potter chcąc dotrzeć tam szybciej skupił się i już stał za murem w miejscu, do którego zmierzała osoba. Gryfon skupił się i sprawił, że z matowego mur zrobił się przeźroczysty jak szkło, a jednocześnie mocny jak stal. Materiał lekko odbijał światło, przez co powietrze skrzyło się niczym mgła.
Kiedy osoba podeszła bliżej okazało się, że to Tom. Harry momentalnie zapomniał o bólu gardła i o całym świecie.
- To byłeś ty? - spytał z niedowierzaniem Gryfon przechodząc przez mur. W tym miejscu szkło stało się plastyczne i przepuściło go bez problemu, jednak sekundę później znowu było twarde, a gdyby Harry go dotknął, byłoby zimne jak lód.
- Tak. Trochę mi nie wyszło - przyznał się Riddle z krzywym uśmieszkiem.
- Trochę? Miałem wrażenie, że ogłuchnę od środka.
- Zdarza się. Musisz do mnie przyjść. Powinniśmy zacząć trening panowania nad magią.
- Dziś? - jęknął Potter.
- A co? Masz jakąś schadzkę?
- Skąd… - Gryfon patrzył na niego z niedowierzaniem w oczach.
- Pamiętaj, że jesteśmy połączeni. Jeżeli dla ciebie ten mur jest przeźroczysty, to dla mnie też. Jeżeli ty możesz go przeniknąć, cóż… ja też.
Harry zaklął. O tym nie pomyślał.
- Dobra. Daj mi pięć minut.
- Po co? - powiedział Riddle i uśmiechnął się ciepło.
Potter nie mógł oderwać od niego oczu. Twarz Toma zmieniła się z zimnej i niedostępnej za sprawą jedynie tego uśmiechu. Teraz wydawał się nawet przystojny.
To uderzyło go jak obuchem. Voldemort, po przemianie z węża, wyglądał przystojnie jak diabli! Ciemne włosy końcówkami muskały go w szczękę, oczy, koloru turkusowego, a nie czerwonego, hipnotyzowały i zdawały się go prześwietlać na wylot. Umięśnione ciało falowało pod czarną koszulą z jedwabiu i pod spodniami w tym samym kolorze, które podkreślały smukłe nogi. Na palcach nosił pierścienie i sygnety, które oznaczały władzę i siłę. Mieniły się kolorami tęczy w tym delikatnym świetle.
- Nie ufasz mi? - spytał Tom cicho, a Harry, żeby coś usłyszeć, musiał zrobić dwa kroki do przodu. Znaleźli się tak blisko siebie, że wystarczyło, by wyciągnął rękę, by go dotknąć. To właśnie zrobił Lord. Wyciągnął przed siebie rękę tak, że miał parę centymetrów zapasu i czekał. - Chwyć mnie za rękę, a znajdziesz się w moim zamku.
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale żadne słowa nie przychodziły mu na myśl. Po dobrych kilku minutach zdołał skoncentrować się na tyle by wykrztusić:
- To tak można?
- Oczywiście. Gdybyś nie był takim ignorantem względem magii umysłu i tego, czego można dzięki niej osiągnąć, wiedziałbyś to.
- Dzięki - Harry mruknął kwaśno na ten przytyk.
Po kolejnych kilku minutach rozterki położył dłoń na dłoni Toma i poczuł lekkie szarpnięcie. Kiedy otworzył oczy okazało się, że jest w gabinecie Lorda.
- O wstawiłeś nowe okna - powiedział wesoło Harry wskazując na nie ręką.
- Tak. Bo jakiś bachor nie potrafi poskromić swojej magii i mi je rozwalił.
- Nie powinieneś w takim razie wpuszczać do swojego gabinetu ludzi niezrównoważonych psychicznie.
- Naprawdę? - spytał Tom z sarkazmem.
Harry pokiwał głową z miną znawcy i uśmiechnął się głupkowato.
-  Nie szczerz się tak - warknął Voldemort i podszedł do drzwi. - Chodź za mną.
Potter nie miał innego wyjścia, jak podążyć za Tomem.
Po kilku minutach podróży ciemnymi korytarzami, które rozświetlała zaledwie jedna świeca co pięć metrów, dotarli do wielkich drzwi okutych żelazem. Harry z fascynacją przeciągnął po nich dłonią i czerpał przyjemność z łaskotania na opuszkach palców. Czuł, jak stare jest to drewno i wiedział, że wiele przeszło.
- Skończyłeś? - spytał Tom patrząc na Pottera z dziwnym wyrazem twarzy. To było coś pomiędzy rozbawieniem, dyskredytacją, irytacją i fascynacją. Tego ostatniego bał się najbardziej i nie chciał dochodzić przyczyny, dlaczego Tom tak na niego patrzył.
- Tak - odparł buńczucznie zakładając ręce na piersi i wydymając wargi. Zdecydowanie wyglądał jak pięciolatek, któremu coś zakazano.
Riddle pchnął jedno skrzydło drzwi, a Gryfonowi ukazała się sala większa od wszystkich, jakie kiedykolwiek w świecie widział. Była nawet większa niż Wielka Sala.
Zrobił kilka niepewnych kroków do przodu i przystanął rozglądając się dookoła. Najdłużej spoglądał na sufit, który toną w mroku. Tak samo było z tylną ścianą. Była tak daleko, że Harry nie był w stanie dostrzec, czy ona w ogóle się tam znajduje.
Tom pstryknął palcami, a kominki w ścianach, świece pod sufitem i w kandelabrach zapłonęły. Wyglądało to niesamowicie.
I w końcu Harry dostrzegł ścianę naprzeciwko niego. Nie potrafił jednak stwierdzić, jakiego jest ona koloru. Być może biała, szara lub kremowa. Na pewno był w niej ogromny witraż przedstawiający Salazara, obok którego pełzał wąż łudząco podobny do Nagini. Widział także, na tle ściany, czarny tron, prawdopodobnie z bazaltu. Stał na podwyższeniu i prowadziły do niego trzy schodki, które były wzdłuż całego podium.
Harry zerknął pytająco na Toma, a kiedy ten skinął głową, wręcz pobiegł przyjrzeć się tronowi.
Zdecydowanie był z bazaltu. Na krawędzi podłokietników były wyrzeźbione czaszki, które w oczodołach miały osadzone szmaragdy, przez co odnosiło się wrażenie, że cały czas cię obserwują. Pod czaszkami wiły się węże, które również miały zielone oczy. Oparcie było płaskie, jednak po dokładnym obejrzeniu Harry stwierdził, że jest profilowane, zapewne po to, by wygodnie się siedziało.
Potter w zaciekawieniu delikatnie przeciągnął opuszkami po podłokietniku i siedzeniu. Zdziwił się, kiedy kamień okazał się ciepły w dotyku, a nie jak się spodziewał, przeraźliwie zimny. Zaśmiał się i spojrzał na Toma stojącego kilka kroków od niego i bacznie mu się przyglądającego.
- Lubisz ciepło, no nie?
Riddle zmarszczył brwi i spojrzał z niezrozumieniem.
Harry wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem i położył dłoń na siedzeniu.
- Tron. Jest ciepły.
- A co? Kto normalny wytrzymałby na zimnym kamieniu przez kilka godzin?
- No, ale ty nie jesteś normalny - wykrztusił Potter starając się odzyskać oddech.
- Odezwał się - mruknął Tom i odwrócił się plecami.
Harry, który już się względnie opanował, znowu wybuchł śmiechem i opadł na kolana. Oparł głowę o ręce, które złożył na tronie.
Riddle nadal stał tyłem, kręcił głową i coś mamrotał do siebie.
- Ej, do kogo ty mówisz?
- Czasem lubię porozmawiać z kimś inteligentnym.
- Ale nie ma tu nikogo innego oprócz mnie. A stojąc tyłem, to raczej kiepska rozmowa. A rozmowa z samym sobą, to choroba psychiczna. Przynajmniej tak słyszałem.
Lord nie wytrzymał, odwrócił się i zamarł. Wyglądał komicznie. Ręce miał wyciągnięte przed siebie, a dłonie ułożone tak, jakby chciał kogoś udusić. Jednak nie był w stanie ruszyć się z miejsca. Wpatrywał się w Gryfona, który bezczelnie rozsiadł się na JEGO tronie i patrzył na niego z drwiną i zaczepką w oczach.
- Normalnie ręce mi opadły - skomentował Tom opuszczając je po bokach.
- To je podnieś.
Wystarczyło machnięcie ręki, a Potter lewitował trzy metry nad ziemią. Szamotał się, krzyczał, jednak Lord oglądał swoje paznokcie nieczuły na prośby i błagania.
Powoli skierował się w stronę swojego tronu i rozsiadł się na nim wygodnie.
- Powiedz mi Harry - powiedział na tyle cicho, że Gryfon musiał zamilknąć, by go usłyszeć. - Dlaczego miałbym teraz nie wezwać moich ludzi i pozwolić, by cię torturowali?
- Bo ci zaufałem? - Potter uśmiechnął się słodko.
- Nie. Jeszcze mi nie zaufałeś, więc mógłbym to zrobić.
- Ale nie zrobisz. Dałeś słowo.
- Owszem, ale zawsze znalazłby się kruczek, który mówi, że za znieważenie Voldemorta należy się kara.
- Tak? Nie przypominam sobie.
- A ja tak - mruknął Tom i machnął ręką.
Rozległo się głuche uderzenie, a potem jęk.
- To bolało.
- Nie marudź. Musisz ćwiczyć swoją magię.
- Jak?
- Wypadałoby, żebyś nauczył się nad sobą panować. Medytacja powinna pomóc.
- Medytacja? To nudne.
- Wolisz każdego atakować, kiedy tylko krzywo na ciebie spojrzy? Masz w sobie ogromne pokłady magii. Będziesz musiał stopniowo ją okiełznać. Starać się przekształcić w coś, co łatwo jest kontrolować. Jaka jest twoja postać animagiczna?
Harry zamiast odpowiadać, uśmiechnął się i skupił. Wyobraził sobie panterę, w którą chciał się zmienić. Poczuł, jak rośnie mu ogon, a on sam zmniejsza się i deformuje. Wyrosły mu szpiczaste uszy, a ciało pokryło się sierścią.
Kiedy podłoga przestała się zbliżać, machnął ogonem i spojrzał na Toma, którego twarz nie zmieniła się, ale w oczach było widać podziw.
Miauknął i przeciągnął się, po czym na powrót zmienił w człowieka.
Riddle wyglądał na zadowolonego.
- To już coś. Pierwszy krok mamy za sobą.
- A jaki jest krok drugi?
- Właśnie do tego zmierzam…
***
Był w jakimś pokoju. Rozejrzał się i poznał kominek oraz kanapę. Siedział na niej Lucjusz, ale nie zwracał na niego uwagi. Patrzył się w kominek, jakby ktoś miał przez niego zaraz przejść. I owszem. Chwilę później kominek rozjarzył się, a przez niego wszedł on. Zakrztusił się lekko.
Draco ocenił się. Wyglądał jak zwykle niesamowicie. Idealnie dobrane ubrania w kolorze czarnym podkreślały biel włosów i nieskazitelną skórę. Uśmiechał się lekko, ironicznie.
- Dobry Wieczór, ojcze.
- Witaj, Draco.
Draco zorientował się, że to sen, kiedy usiadł na fotelu naprzeciwko ojca, a ten nawet nie zwrócił na niego uwagi. Oczywiście było ich w pokoju dwóch, co normalnie się nie zdarza.
Drugi Draco stał przed kominkiem i wpatrywał się w ojca.
- O czym chciałeś porozmawiać?
- Otóż, mam dla ciebie zadanie. Masz zbliżyć się do Harry’ego Pottera. Nie obchodzi mnie, w jaki sposób to zrobisz. Masz się z nim pogodzić.
- Ojcze, nie mówisz poważnie - jęknął blondyn. Stał z głową lekko zwieszoną i oczami wpatrującymi się we wzory na dywanie.
- Owszem. Ja zawsze jestem poważny - odparł Lucjusz.
- Ale to nie możliwe! - krzyknął blondyn.
- Nie dyskutuj ze mną. Mówię i tak ma być. Zrozumiałeś?
- Ale to jest wbrew mojej naturze - jęknął ponownie Ślizgon.
- Nie obchodzi mnie to! Masz to zrobić. Koniec, kropka. Nie chcę słyszeć więcej twoich jęków. Jesteś Malfoy’em do cholery! - warknął Lucjusz, na co Draco aż się wzdrygnął.
- Dobrze, ojcze. Jak sobie życzysz. Ale jak mam to zrobić. Jak mam się do niego zbliżyć. Przecież on ma ciągle wokół siebie obstawę.
- Nie wiem. Wymyśl coś. Nie zależy ci na tym, byśmy się wzbogacili? To będzie prestiż dla naszego rodu. Oczyścimy swe nazwisko. Wrócimy do łask! Nie wiesz o tym, że odziedziczył znaczą sumę po swych rodzicach i ojcu chrzestnym? Niedługo będzie miał do nich dostęp, a wtedy, kto wie…
- Dobrze, ojcze - mruknął Draco.
- Nie słyszałem - powiedział Lucjusz.
- Oczywiście, ojcze. Zrobię, co zechcesz - powiedział głośno wyraźnie pokonany blondyn.
- I tak ma być. Możesz wracać do szkoły - rzekł Lucjusz i na jego usta wypłynął uśmieszek, którego jego syn, odwrócony do niego plecami, nie mógł już zobaczyć.
Draco wszedł do kominka, a sen rozmył się.
Blondyn usiadł na łóżku i rozejrzał się dookoła. Zaczął się zastanawiać, co to mogło być? Urojenie? A może ukryte wspomnienie? Bardziej skłaniał się ku temu drugiemu. Ręka zapiekła go, więc spojrzał na nią i ujrzał małego tygrysa, który drapał go pazurami.
- To ty - stwierdził Draco, kiedy dotarła do niego prawda.
Może.
Tygrys zbladł i zniknął.
Blondyn jęknął z frustracji i zastanowił się, dlaczego wyśnił akurat to.
Czuł się zdradzony. Jeżeli to ojciec spowodował, że zaprzyjaźnił się z Potterem, to także ojciec jest winny temu, że wyszedł za Gryfona. Jak Lucjusz mógł mu to zrobić? Pewnie, gdyby nie to zadanie, to nigdy nie zakochałby się w Potterze, nie doszło by do tego… do czego doszło, nie było by dzieci i ślubu.
Draco nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo się mylił jednak nie miał nikogo, kto wyprowadziłby go z błędu.
***
- Mam zamknąć swoją magię pod postacią kota?! To wariactwo!
- Nie. Chociaż, jeżeli wolisz, możesz medytować.
Harry naburmuszył się i usiadł na schodach. Podciągnął kolana pod brodę i oplótł je ramionami.
- Chyba wolę.
- To ja cię pokieruję. Zamknij oczy i rozluźnij się. Pomyśl o czymś miłym. Co lubisz robić?
- Jeździć na motorze.
- To wyobraź sobie, że jedziesz gdzieś daleko. Tylko ty i maszyna. Nic innego się nie liczy. Krajobraz rozmywa cię się przed oczami i tworzy jednolitą plamę zieleni. Niebo jest niebieskie niczym spokojne morze. Nie zakłóca je żadna chmurka.
Harry przestał słuchać i skupił się na chmurach. Przypomniał sobie, jaki kolor mają burzowe chmury. Nie celowo, ale jego podświadomość właśnie to chciała zrobić. Przed oczami zobaczył oczy w takim kolorze i nie potrafił się już skupić na niczym innym. Poddał się i pozwolił myślom płynąć swoim torem.
Do głowy napłynęło mu wspomnienie ze szpitala, kiedy dowiedział się, że Draco stracił pamięć. Wtedy zastanawiał się, czemu po prostu dyrektor nie wymazał pamięci o Harrym. Chyba byłoby łatwiej usunąć wspomnienia związane z jedną osobą, a nie tworzyć lukę w postaci całego roku. Teraz jednak wpadł na rozwiązanie.
Jeżeli Draco by go nie pamiętał, to zapomniałby też, że się nienawidzili i łatwiej byłoby im się znowu zaprzyjaźnić. W ten sposób, w pewnym sensie, Dumbledore wyświadczyłby mu przysługę. Zniknęłaby nienawiść, która im zagrażała.
Dyrektor okazał się bardziej przebiegły, niż wszyscy sądzili.
Harry skupił się na twarzy starca i w myślach zaczął poddawać jego ciało wymyślnym torturom. Magia zawrzała dookoła niego.
Voldemort poczuł, że w pomieszczeniu zrobiło się chłodniej. Rzucił zaklęcie i okazało się, że temperatura spadła o dobre pięć stopni. Wokół Harry’ego jednak powietrze falowało jak nad autem w gorący dzień. Tom rozszerzył oczy w zaskoczeniu, kiedy zorientował się, że magia Pottera się materializuje. Nigdy czegoś takiego nie widział. Jedynie czytał o tym w starych księgach, które pamiętają czasy Merlina. Jak dotąd odnotowano zaledwie trzy lub cztery przypadki materializacji magii. Jedynie bardzo silni magicznie czarodzieje są w stanie to zrobić. Muszą mieć oni także ogromną władzę nad umysłem i dobrą koncentrację.
W pokoju pojawiła się mała pantera. Miała czarne futro i zielone oczy. Tom mógłby powiedzieć, z ręką na sercu, że ten kot jest tu naprawdę. Jednak, kiedy zbliżył rękę, by go pogłaskać, nastroszył futro, rozmył się na chwilę, a potem wrócił dwa razy większy i mocno wkurzony. Prychał i syczał na zmianę.
Tom odsunął się i zastanowił, jak może wytrącić Pottera z transu. Chyba najlepiej będzie wejść do jego umysłu i zobaczyć, co spowodowało takie postępy.
Zobaczywszy Harry’ego pastwiącego się na Dumbledore’em w jego własnym umyśle, szybko postanowił działać.
- Harry, wiesz, co zrobiłeś?
- No, torturuje wymyślonego Dyrka?
- Nie. Zmaterializowałeś magię.
- Jak? - Harry rozejrzał się i zdekoncentrował. Dyrektor zniknął razem z plamami krwi, które pozostawił na podłodze i ścianach.
- Obudź się.
Po paru minutach Potter otworzył oczy i spojrzał na panterę siedzącą u jego stóp. Pogłaskał ją po grzbiecie, na co miauknęła a potem zamruczała.
- Chciała mnie pogryźć - powiedział Tom siadając obok Gryfona.
- Najwidoczniej wie, że jesteś zły. Jak to możliwe? I o co w ogóle chodzi? A kiedy wcześniej mówiłeś, że chcesz, bym zamknął magię pod postacią kota, to nie o to ci chodziło?
- Nie o to mi chodziło. 
- A o co?
- Chciałem, byś mógł w swoim umyśle zebrać magię i nauczył się ją kontrolować. Było by to łatwiejsze, gdyby przybrała kształt na przykład kota a nie czegoś, co nawet trudno jest wytłumaczyć.
- Zacznij od początku - zaproponował Harry i uśmiechnął się biorąc kota na kolana. Ten umościł się wygodnie i zasnął z łepkiem na jego kolanach.
- Wiesz, czym jest magia? - Harry pokręcił głową skupiając całą uwagę na Tomie. - To zacznijmy od drugiej strony. Każdy czarodziej posiada rdzeń magiczny. Coś jak w różdżce rdzeń z magicznego zwierzęcia. Tutaj jednak jest on bardziej delikatny, a w przeciągu kilku tysięcy lat od Merlina, znacznie się osłabił. Merlin opanował wszelkie dziedziny magii, zaczynając od magii z użyciem różdżki, a na magii umysłu kończąc. Na początku różdżka nie była powszechnie stosowana, a moc magiczna bardzo szybko się wyczerpywała. Wtedy, Merlin postanowił wynaleźć coś, dzięki czemu jego pobratymcom łatwiej będzie posługiwać się magią. Połączył kawałek drewna z piórem feniksa i stwierdził, że to działa. Jemu to nie pasowało, bo wystarczająco dobrze radził sobie bez. Jednak ludziom to podpasowało. Potrzebowali jednak różnych rdzeni, bo do różnych ludzi pasują różne zwierzęta. Różdżka to przedłużenie dłoni i wzmocnienie magicznej mocy. Powiedzmy wzmocnienie. Każdy ma tyle magicznej mocy, ile dostał w spadku po przodkach. Nie można jej zwiększyć. To jak… limit płynu w butelce. Jeżeli butelka ma pojemność pół litra, to jakkolwiek byś nie próbował, nie wciśniesz do niej litra, bo się wyleje. Różdżka sprawia tyle, że przy rzucaniu zaklęcia nie potrzeba aż tyle mocy. Więc odpowiednio starcza jej na więcej zaklęć. Wróćmy do podstawowego problemu. Magia jest to coś, czego w sumie nie można opisać. Ona jest, otacza nas i wypełnia. Mugole są jej pozbawieni, nie są wrażliwi na świat, który w ich rozumieniu jest nadprzyrodzony. Czasem jednak, w rodzinie czarodziejów trafia się charłak. Jest to osoba widząca świat takim, jakim my go widzimy, ale nie może czarować. Jest to spowodowane uszkodzeniem rdzenia lub jego brakiem. Czasem po prostu się zdarza. Tak samo, jak w rodzinie mugoli trafia się czarodziej. Wtedy jednak, należy przypuszczać, że kiedyś, dana osoba miała w rodzinie czarodzieja, a pod natłokiem genów mugoli, rdzeń został uśpiony. Tak było z twoją mamą. Urodziła się jako czarodziejka w mugolskiej rodzinie. A tobie, trafiła się cała pula magii, która była niewykorzystana przez tyle lat. Dodatkowo dostałeś dopalacz od strony ojca. To dopiero połączenie.
- A o co z tym kotem dokładnie chodzi? - spytał Harry, kiedy Tom zamilkł na kilka minut. - Nadal nie do końca rozumiem.
- To twoja magia. Było tylko kilka osób, które potrafiły zmaterializować magię do tego stopnia. Czy kiedykolwiek ci się to zdarzyło?
- Chyba tak, ale wtedy widziałem je tylko ja.
- Byłeś wtedy wściekły?
Harry przytaknął nie patrząc na Riddle’a.
- Raniły osobę, na którą byłeś wściekły?
Kolejne potaknięcie.
- Najwyraźniej magia, która była przed tobą schowana nadal się uwalnia. Możliwe, że to już jest jej apogeum, skoro możesz spokojnie zmaterializować swoją magię i nad nią zapanować w takim stopniu.
- Tak mam nad nią panować? Za każdym razem, kiedy się wścieknę mam wyobrazić sobie słodką panterę? To bez sensu. Wtedy ona zaatakuję tę osobę.
- Nie, dopóki jej nie rozkażesz lub nie poczujesz się zagrożony. Ten kot na mnie syczał, kiedy chciałem do ciebie podejść.
- Wyczuł, że masz nieczyste zamiary. - Harry uśmiechnął się i podniósł wzrok. - Opowiedz mi o magii umysłu.
***
Hermiona była wściekła. Siedziała w pokoju Harry’ego z mapą Huncwotów na kolanach i nie mogła nigdzie znaleźć swojego przyjaciela. Widziała Dracona, którego znacznik nie ruszał się z miejsca od kilku godzin. Czyli spał. Ona też by chciała, ale bała się o przyjaciela. Nie wiedziała, co zrobić. Nie chciała iść do Snape’a, bo on zaraz wszcząłby alarm, obudził wszystkich i zarządził ogólne poszukiwania nawet na zamku Vol… Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Mogła iść do Lasandry, ale co ona mogłaby pomóc? Też powiedziałaby, by poszła do Severusa. Dyrektor odpadał, jeżeli to, co mówił Harry było prawdą. Mimo tego, że nie za bardzo w to wierzyła, to postanowiła zaufać Harry’emu.
Położyła się na skraju łóżka mówiąc sobie, że na pewno nie zaśnie. Będzie czekać, aż Harry wróci.
Nie minęło nawet pięć minut, a Morfeusz zagarnął ją do swojego królestwa.
Przeniosła się wprost do ciemności. Nie było wokół niej nic, a jednak nie spadała. Rozejrzała się dookoła, by znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia. Nic. Idealna ciemność pochłaniała ją. Żadnego dźwięku, światła, zarysu czegokolwiek. Tylko czerń.
Ruszyła przed siebie z nadzieją, że prędzej czy później na coś trafi. Szczerze mówiąc liczyła, że raczej wcześniej.
W miarę jak poruszała się przed siebie, to czerń zdawała się ustępować miejsca szarości. Delikatna poświata rozszczepiała mrok i Hermiona mogła dostrzec ściany i podłogę. Sufit był tak wysoko, że tonął w mroku, którego nic nie było w stanie rozjaśnić.
Po kolejnych kilkudziesięciu krokach widziała już wyraźnie wszystko. Znajdowała się w ogromnej sali, która prawdopodobnie była większa niż Wielka Sala. Na ścianach wisiały jedynie kandelabry z czarnymi świeczkami. Niektóre z nich paliły się, a inne czekały na swą kolej. Ogień w kominkach skakał z polana na polano.
Hermiona nie zatrzymywała się na dłużej i ciągle parła do przodu, ku postaciom, które siedziały na schodkach w tyle pomieszczenia. Za nimi wznosił się czarny tron z obsydianu. Dopiero on zrobił na dziewczynie wrażenie.
Kiedy zbliżała się do postaci rozpoznała w jednej z nich Harry’ego. Uśmiechał się i ewidentnie o coś spierał z rozmówcą. Jako, że ten siedział bokiem, Granger nie potrafiła powiedzieć, kto to. Wiedziała kilka rzeczy. Mężczyzna starszy od Harry’ego był przystojny. Przynajmniej ten jeden profil. Miał włosy do ramion spięte na karku czarną wstążką. Dzięki temu dziewczyna widziała zarys szczęki, wydatne kości policzkowe, lekko zadarty podbródek i kształt nosa. Oczy miał chyba turkusowe, albo zielone, ale z tej odległości trudno było jednoznacznie określić. Na sobie miał czarną koszulę lekko połyskującą przy świetle świec. Spodnie pasowały na niego jak druga skóra, a drogie buty dopełniały wyglądu.
Usłyszała śmiech Harry’ego, który odrzucił głowę do tyłu i nie mógł przestać chichotać.
Z podziwem zauważyła, że dogadują się. Potter jest na tyle trudny, że dogadać się z nim jest problem. Jej się udało. I Draconowi. Nic dziwnego, że szuka sobie towarzystwa, z którym może się odstresować i które nie przypomina mu o mężu. Każdy czasem potrzebuje się oderwać.
Mężczyzna powiedział coś do Harry’ego, który momentalnie spoważniał i rozejrzał się dookoła. Hermiona stanęła, ale rozluźniła się, kiedy wzrok Gryfona prześlizgnął się po niej. Chłopak pokręcił głową i powiedział coś machając lekceważąco ręką.
Mężczyzna jednak nie odpuszczał. Hermiona odniosła wrażenie, że specjalnie nie odwraca się w jej stronę, by go nie poznała. Ale dlaczego?
Postanowiła dowiedzieć się tego za wszelką cenę.
Znów ruszyła w stronę Harry’ego. Dopiero teraz dojrzała, że coś leży na kolanach jej przyjaciela. Wcześniej wzięła to za bluzę, ale gdy przyjrzała się bardzie zobaczyła, że to mała pantera o zielonych oczach, która jej się przyglądała. Z zaciekawieniem podniosła pyszczek i zaczęła wąchać, po czym zerwała się z kolan i podbiegła do Gryfonki.
Harry z niepokojem spoglądał w stronę kota i zastanawiał się, dlaczego jego magia interesuje się akurat tym miejscem, skoro nic tam nie ma. Postanowił jednak zaufać jej i wsłuchać się w to, co ma do powiedzenia. Zrobił dokładnie to, że Tom opowiadał mu przez ostatnie kilka minut.
Pomimo prób, nie potrafił dogadać się, w sumie, sam ze sobą. Wymyślił za to lepszy sposób. Skoncentrował się i zmienił w panterę nieco większą niż ta, w którą zmieniła się jego magia. Szybko, z gracją podbiegł w to miejsce i zaczął węszyć. Faktycznie coś wyczuł, ale nie potrafił stwierdzić, co. Spróbował jeszcze raz dogadać się z magią. Usiadł i spojrzał w oczy swojemu odpowiednikowi. Wtedy stało się dla niego jasne, co próbował mu przekazać. Tuż obok niego stała Hermiona. Nie zdawała sobie jednak sprawy z tego, że śni.

czwartek, 9 lipca 2015

Tom II Rozdział 14.

Hey!
Jest rozdział.
Zaczęłam pracę, dorywczo, więc na razie nie mam dużo czasu na pisanie. Kiedy wracam jestem tak zmęczona, że napiszę dwa zdania i padam. Dziś miałam wolne, więc dokończyłam rozdział i wrzucam go. Mam nadzieję, że jak zwykle się spodoba i będzie pod nim dużo komentarzy.
Nerra M. - Mam nadzieję, że spodoba Ci się w jaki sposób wykorzystałam Twój pomysł. Oczywiście to jeszcze nie koniec, ale ten rozdział w Wordzie miał 10 stron drobną czcionką o wielkości 11.
Nie marudzę dłużej i zapraszam do czytania!
________________________________________
Rozdział 14. „Nowy plan”
Poranek był ciężki. Po korytarzu niósł się płacz dziecka. Ani Dafne ani Rose nie potrafiły go uspokoić. W końcu Dafne pobiegła po Narcyzę, by ta obudziła Harry’ego i Dracona. Cyzia jednak wolała obudzić bruneta, bo jej syn nic nie pamiętał. Harry z potarganymi włosami i zapuchniętymi oczami zwlókł się z łóżka i narzucił na siebie wczorajsze ubranie. Czyste miał w pokoju, w którym aktualnie przebywał Draco.
Szybkim krokiem przebył korytarz i wpadł do pokoju, z którego dobiegał płacz.
Płakała Izzy. Miała zaczerwienione policzki i spuchnięte, zaczerwienione od płaczu oczy. Piąstki trzymała zaciśnięte po bokach twarzy. Harry’emu aż ścisnęło się serce. Wziął ją od Dafne i przytulił do siebie.
Szeptał do niej, aż płacz zaczął cichnąć i przeszedł w łkanie. Odchylił lekko Izzy i zobaczył, że po jej policzkach, co jakiś czas, spływają łzy.
- Była karmiona? - spytał niani.
- Nie. Płakała odkąd się obudziła. Nie dałam rady jej uspokoić.
Harry nic nie odpowiedział, tylko poszedł do kuchni przygotować jej śniadanie.
Kiedy usiadł, by nakarmić córkę, do pomieszczenia wszedł Draco.
Był umyty, uczesany, miał na sobie czyste, wyprasowane ubrania i wyglądał olśniewająco.
Harry natomiast był brudny, nieuczesany, co było raczej normą i w wymiętych ciuchach. Poniekąd sam czuł się wygnieciony.
Zaczął się zastanawiać, co Draco w ogóle w nim zobaczył. Oczywiście nie zawsze chodził brudny i wymiętoszony, ale nie mógł zrozumieć, dlaczego Draco się w nim zakochał.
Draco był idealny. Arystokrata o regularnych rysach twarzy, alabastrowa cera, platynowe włosy. Ruchy dystyngowane, prezencja nienaganna, idealne maniery.
Harry wręcz przeciwnie. Pospolita twarz, oliwkowa cera, czarne włosy. Ani nie był jakiś specjalnie dobrze wychowany ani się nie wyróżniał. Pospolity człowiek.
Pomijając to, że był cholernym Chłopcem-Który-Przeżył. To czyniło z niego okaz nie do podrobienia.
Przypatrywał się Malfoy’owi jak podszedł do blatu, stanął i zaczął się zastanawiać. Zdawał się w ogóle nie zauważyć Harry’ego siedzącego przy stole.
Podszedł do lodówki i ją otworzył. Wyciągnął parę rzeczy i znowu przystanął.
- Musisz się tak na mnie gapić, Potter? - warknął nawet się nie odwracając.
Harry nie odrywając od niego wzroku wzruszył ramionami i westchnął.
- Przyglądam się temu, co moje, Malfoy - powiedział spokojnie wodząc oczami po sylwetce blondyna, najdłużej zatrzymując się na jego pośladkach. Uśmiechnął się do siebie.
Draco za to czuł się, jakby ktoś zimnym palcem przesuwał po całym jego ciele od stóp do głów. Zacisnął mocniej pięści i starał się nie okazywać, jak bardzo go to rusza. Poczuł coś dziwnego. Cholernie mocna chęć, by Potter wziął go tutaj, teraz, na stole kuchennym.
Warknął na siebie w myślach. Wcale nic takiego nie chciał.
Harry przeniósł wzrok na Izzy, a Draco odetchnął z ulgą. Córeczka patrzyła na niego. Po chwili odwróciła główkę i starała się spojrzeć w stronę Draco. Wróciła do poprzedniej pozycji i w jej oczach pojawiły się łzy. Nim Harry zdążył cokolwiek zrobić, Izzy zaczęła płakać. Przytulił ją do siebie, ale nie pomogło. Westchnął.
- Chyba chce do ciebie, Draco - powiedział kładąc nacisk na ostatnie słowo. Blondyn odwrócił się, a jego wzrok padł od razu na córkę. Zrobił dwa niepewne kroki i zatrzymał się.
Harry wstał i nie czekając, aż Draco się rozmyśli, podszedł do niego i podał mu Izzy. Mała niemal od razu się uspokoiła wpatrując się w ojca.
Nie wiadomo skąd, Harry wyjął aparat i zrobił dwa zdjęcia.
Draco miał tak dziwną minę. Coś pomiędzy czułością a niepewnością. Cała jego uwaga była skupiona na córce. Ocknął się dopiero słysząc trzask aparatu, więc na drugim patrzył z wściekłością na Pottera.
- Jak pięknie - zaszczebiotał Harry ewakuując się z kuchni, by Draco go nie zabił.
Pobiegł do ich pokoju, żeby się w końcu umyć i przebrać. Wpadł do środka i zamknął drzwi na klucz. Podszedł spokojnie do szafy i wyjął z niej wszystkie potrzebne rzeczy zważając na to, by były jego, po czym udał się do łazienki. Trzydzieści długich minut później był czysty i zadowolony, w świeżych ubraniach. Był gotowy na konfrontację z mężem.
Aparat wylądował, dzięki zaklęciu, w Snape Manor, w jego pokoju. Bezpieczny.
Otworzył drzwi i wyjrzał na korytarz. Pusto. Skierował się w stronę pokoju Hermiony. Na szczęście zastał ją u niej zwiniętą na łóżku. Wyglądała na chorą.
- Hermiona? - szepnął podchodząc do niej.
- Wyjdź - warknęła nawet na niego nie spoglądając.
- Chciałem… - zaczął i zamilkł, kiedy spotkał się z nią wzrokiem.
To, co tam zobaczył, nie spodobało mu się. W kącikach oczu widać było zły, policzki mokre i niezdrowo czerwone, a powieki napuchnięte. Usta zaciskały się w wąską kreskę.
- Przepraszam - jęknął.
Spuścił głowę, bo nie był w stanie dłużej spoglądać na swoją przyjaciółkę. Za plecami usłyszał pukanie do drzwi. Zignorował je. Po chwili powtórzyło się, a on zacisnął mocno oczy.
Kiedy je otworzył zobaczył, że nadal siedzi w wannie. Trochę mu się przysnęło. Ktoś dobijał się do drzwi pokoju, a sądząc, po głosie, był to Malfoy.
Harry nie spiesząc się wstał, wytarł się ręcznikiem i ubrał. Brudne rzeczy wrzucił do kosza w rogu pomieszczenia.
Przeszedł do pokoju i usiadł w fotelu przed kominkiem. Machnięciem ręki otworzył drzwi, przez które wpadł Malfoy. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie wściekłości, a na policzkach wykwitły ceglaste rumieńce.
- Wściekły jesteś jeszcze bardziej pociągający - zamruczał Harry lustrując go spojrzeniem.
Draco stanął i szeroko otworzył oczy. Jego policzki zrobiły się, jeżeli to możliwe, jeszcze bardziej czerwone, a na jego alabastrowej cerze były idealnie widoczne. Harry parsknął śmiechem za to Draco jakby obudził się z transu. Zaczął powoli zbliżać się do Pottera, który pokładał się ze śmiechu na fotelu.
Dopiero, kiedy zobaczył pochylonego nad nim blondyna zorientował się, że coś mu grozi. Momentalnie przeszła mu ochota na śmiech. Zdał też sobie sprawę, że dawno nie byli tak blisko siebie. Ich oddechy mieszały się ze sobą, a Harry mógł zobaczyć plamki w oczach męża.
Nie potrafił oderwać od niego oczu i czuł, że Malfoy ma ten sam problem. Powoli wyprostował się, a ich twarze jeszcze bardziej zbliżyły się do siebie. Ich nosy niemal się dotykały.
Harry poczuł, że krew spływa mu w dół brzucha, a spodnie nieprzyjemnie cisną. Pragnął go dotknąć lecz wiedział, że nie może pierwszy wykonać ruchu. Lustrował twarz Dracona. W jego oczach widział niepewność i pożądanie szalejące razem w zwykle spokojnych tęczówkach. Wydało mu się nagle, że odległość między nimi to nie zaledwie milimetry, a całe kilometry, których nigdy nie zdołają pokonać.
Kątem oka widział rumieniec na policzkach Malfoy’a, słyszał przyspieszony oddech i czuł bijące od niego ciepło. Draco mrugnął i pochylił się jeszcze niżej. Został tak przez chwilę, a potem złączył ich usta i przymknął oczy.
Na początku pocałunek był delikatny, ale z każdą chwilą stawał się coraz bardziej brutalny i namiętny. Języki splotły się w tańcu i żaden z nich nie chciał odpuścić. Draco przesunął dłonią po karku Pottera i wplótł dłoń w ciemne włosy. Gwałtownie zacisnął dłoń, przez co Harry jęknął i jeszcze bardziej przycisnął do siebie blondyna.
Całowali się, aż zabrakło im tchu. Malfoy odsunął się i spojrzał na Pottera. Jego oczy rozszerzyły się w szoku. Odskoczył od niego i rozejrzał się dookoła jakby upewniając się, że nikt go nie widział. Nim Harry zdążył powiedzieć choć słowo, Ślizgon wybiegł z pokoju. Było słychać jego kroki na schodach, a potem cisza. Dywany doskonale tłumiły wszelkie kroki.
Potter westchnął i machnięciem ręki zatrzasnął drzwi. Rozsiadł się wygodnie na kanapie, głowę opierając na dłoni. Drugą ręką gładził się po nodze, choć zdawał sobie sprawę, że zbliża się ona coraz bardziej do wybrzuszenia w jego spodniach. Nie mógł jej powstrzymać. Prawda była taka, że wręcz nie chciał choć wolałby, żeby była to ręka pewnego blondyna, który w jego głowie wywoływał zamęt.
***
Przez resztę weekendu unikał Dracona. Mijali się w drzwiach, unikali swojego spojrzenia, a gdy Harry rozmawiał z Narcyzą, a ta niechcący naruszyła jakąś kwestię dotyczącą Dracona, Potter milkł i wpatrywał się w swoje dłonie.
Gryfon przeprosił Hermionę, ale pomimo jej zapewnień, że wszystko już jest w porządku, wiedział, że ją zranił. Czuł się winny, ale nie ważne, co robił, mówił, nie był w stanie jej tego wynagrodzić.
W końcu nadszedł poniedziałek. Malfoy wrócił do szkoły poprzedniego dnia. Za to Harry i Hermiona zjedli śniadanie w Malfoy Manor i dopiero po nim udali się do szkoły na poranne lekcje. Niestety mieli je ze Ślizgonami.
Dzień dłużył się i zdawał się nie kończyć. Harry z utęsknieniem wyglądał piątku, choć wiedział, że weekend dopiero się skończył.
Po zajęciach Harry pobiegł do pokoju i wziął z niego pelerynę. Zostawił książki i zniknął.
Włóczył się po szkole całą noc. Nikt go nie widział, więc nikt nie mógł go złapać. Parę razy mijał woźnego i ojca. Do tego drugiego ani razu się nie odezwał choć wiedział, że nie dostałby szlabanu za włóczenie się po szkole po ciszy nocnej. Raz też minął się z Draconem, który wyraźnie się gdzieś spieszył i oglądał się dookoła sprawdzając, czy nikt za nim nie idzie.
Gdyby Harry miał lepszy humor, pewnie by go śledził, ale nie dziś. Zdecydowanie chciał być sam.
Kiedy noc zaczęła blednąć, skierował się pod Wielką Salę. Wiedział, że drzwi otwierają się wraz z końcem ciszy nocnej, a po wysokości słońca ponad horyzontem wnioskował, że to już niedługo.
Po drodze przysiadł na parapecie i podziwiał wschód słońca. Żałował, że nie wziął ze sobą aparatu. Dzisiejszy wschód słońca był nadzwyczaj piękny.
Uśmiechnął się do siebie, kiedy drzwi uchyliły się na tyle, by mógł bez problemu się prześlizgnąć.
Zajął swoje stałe miejsce tyłem do kominka, w którym wesoło trzaskał ogień. Warknął zdając sobie sprawę, że nawet ogień z niego drwi.
Rozejrzał się po Sali chcąc zając czymś umysł. Zawsze podziwiał to pomieszczenie. Wielka Sala wywoływała w nim mieszane uczucia. Wchodząc tu czuł się mały i jednocześnie najważniejszy na świecie. Przeczesywał wzrokiem salę od wytartych paneli na podłodze, po świeczki zdające się nie mieć końca i palić się zawsze niezależnie od pory dnia.
Witraże w oknach tworzyły kolorowe plamy na podłodze i stołach dzięki promieniom wschodzącego słońca świecącego z drugiej strony murów. Obrazy wiszące z tyłu Sali były puste. Zapewnie właściciele poszli odwiedzić znajomych. Dość często im się to zdarzało. Narzekali, że tu jest za głośno i nie mogą nic zrobić.
Stół prezydialny stał na podwyższeniu, masywny, zrobiony z hebanu. Za nim stały krzesła, oczywiście najwyższe i największe po środku - dla dyrektora.
Harry zacisnął pięści pod stołem i odwrócił wzrok w drugą stronę.
Pomyślał o Draconie i o tym, że pewnie już wrócił ze swojej nocnej schadzki i teraz śpi. Przypomniał sobie, jak blondyn wyglądał śpiąc. Zrelaksowana twarz, bez tego znanego ironicznego uśmieszku. Zwykle wyglądał na młodszego o jakieś pięć lat. Jego włosy żyły własnym życiem, rozrzucone po poduszce. Nie ważne, ile razy Harry zgarniałby je w jedno miejsce, one i tak uciekały. Potrafił godzinami obserwować jego alabastrową skórę i podziwiać kontrast pomiędzy skórą Gryfona, opaloną, a białą Malfoy’a. Po prostu niesamowite. Najbardziej podobało mu się obserwowanie, jak mieni się w promieniach wschodzącego słońca. Bywały noce, że nie mógł spać, więc wodził palcami po gładkim jak jedwab ciele męża dziwiąc się, że pomimo pozorów, nie jest tak twarde jak biały marmur.
Zanim zaczęli się spotykać widział parę razy, jak Malfoy się wścieka, a na jego policzkach pojawiał się ceglasty rumieniec. Wyglądał wtedy, jakby był chory. Zupełnie inaczej wyglądał leżąc pod nim z zamglonymi oczami, łapiąc spazmatycznie powietrze. Na jego policzkach pojawiał się rumieniec ledwo widoczny nadający mu niepowtarzalnego uroku. Uwielbiał wtedy muskać palcem policzek, co powodowało pogłębienie rumieńca, jednak nadal wyglądał uroczo. Kiedyś Potter o tym wspomniał, a Draco niemal go nie zabił. Gryfon zapamiętał lekcję płynącą z tego. Malfoy’owie nigdy nie wyglądają uroczo. Harry nigdy później nie powiedział tego na głos, ale i tak wiedział swoje.
Potter usłyszał zamieszanie przy drzwiach. Otrząsnął się ze wspomnień i skoncentrował na krzykach. Zdecydowanie słyszał Hermionę i Ginny. O co im mogło chodzić? Przekonał się chwilę później, kiedy drzwi się otworzyły i wpadła przez nie starsza Gryfonka od razu lokalizując przyjaciela.
- Harry! Gdzie byłeś całą noc?
- Wszędzie. - Wzruszył ramionami.
- Martwiłam się.
- Niepotrzebnie - odparł spokojnie patrząc, jak dziewczyna zbliża się do niego. Rudowłosa trzymała się z tyłu.
- Ostatnio ciągle znikasz. Co się dzieje?
Jego chłodne opanowanie nagle wyparowało. Magia zebrała się wokół niego, świeczki nad jego głową zgasły z cichym sykiem, a ogień w kominku zafalował i zgasł, jakby ktoś polał go wodą. Zaśmiał się zimno odrzucając głowę do tyłu.
Hermiona wzdrygnęła się i cofnęła o krok.
- Co się dzieje? - pomimo wściekłości jego głos był spokojny. - Śmiesz się pytać, co się dzieje? Akurat ty powinnaś to najlepiej wiedzieć. - Z każdym słowem podnosił głos. - Draco się dzieje. Ot co! - Złość tak szybko jak się pojawiła, tak szybko i niespodziewanie odeszła. Harry wypuścił powietrze z płuc i opadł na krzesło, jakby ktoś przeciął sznurki, które utrzymywały go w górze. Świeczki ponownie się zapaliły, a ogień w kominku zapłonął z podwójną siłą.
- Ale nic nie możesz zrobić.
Czy faktycznie nic nie mógł zrobić? Musiał czekać, aż Tom zrobi eliksir. Podejrzewał, że jego zrobienie nie powinno zająć dłużej niż dwa miesiące, a Riddle po prostu ma interes w tym, by przedłużyć ten czas do czterech. Jednak Harry nie miał wyjścia i musiał tyle odczekać. Sam nie potrafił zrobić antidotum.
Przypomniał sobie, co czytał w bibliotece na temat zaklęcia Obliviate. Czasem wspomnienia mogły przywołać impuls emocjonalny. Tylko skąd miał go wziąć? Draco nie reagował na złość, choć Harry denerwował go cały czas. Namiętność też nie działała. Miłość nie, bo Draco nie potrafił przychylnie chociażby spojrzeć na niego. Może zazdrość? Tylko jak ma wywołać zazdrość w Draconie, który mu niczego nigdy nie zazdrościł?
Harry wyszedł szybkim krokiem z sali zostawiając za sobą Hermionę i Ginny bez słowa wyjaśnienia. Pokonał schody, które jakby wyczuwając jego parszywy nastrój, zostały na miejscu przez całą jego przeprawę. Właśnie miał wejść do Pokoju Życzeń, kiedy usłyszał za sobą chrząkniecie. Odwrócił się i zobaczył opierającego się o ścianę Matta. Matt był Krukonem. Harry kiedyś się z nim umawiał, ale to było na długo przed tym, jak zaczął spotykać się z Draconem.
Potter musiał przyznać sam przed sobą, że Matt się zmienił. Wyprzystojniał, zapuścił włosy i przypakował. Nie był już tak szpakowaty, choć nadal był niższy od Harry'ego.
- Cześć, Harry. Dawno nie rozmawialiśmy, prawda?
- Racja Matt. Czego chciałeś? - Ton Harry'ego sugerował, że nie chce z nim rozmawiać, ale Krukon nie załapał, uśmiechnął się i nie śpiesznie podszedł do bruneta.
- Porozmawiać. - Uśmiech z miłego stał się drapieżny, pełen obietnic i żądz.
Nagle wpadł na genialny pomysł. Uśmiechnął się i zbliżył do chłopaka. Ten jakby wyczuwając nastrój położył ręce na biodrach Pottera i lekko przyciągnął go do siebie.
- Widzę, że stęskniłeś się za mną - wymruczał Krukon do ucha Harry’ego jednocześnie owiewając ciepłym oddechem szyję Gryfona.
Złoty Chłopiec ofuknął się w myślach za swoją reakcję na dotyk i bliskość drugiego ciała. Tak bardzo mu tego brakowało, a aż do teraz nie zdawał sobie z tego sprawy. Poczuł, że krew spływa mu w dół, choć tak bardzo próbował ją powstrzymać. Przeklął w myślach i zaczął szukać ucieczki, zanim Matt poczuje, jak bardzo mu się to podoba. Po następnych słowach poddał się, bo wiedział, że już za późno.
- Widzę, że ktoś tu zdecydowanie za mną tęsknił.
Harry przywołał na twarz uśmiech i odchylił się by spojrzeć w twarz Krukona.
- Jak mógłbym za tobą nie tęsknić - to powiedziawszy złączył ich usta.
Matt pogłębił pocałunek i przesunął ręce z bioder na tyłek Harry’ego. Ten spróbował coś powiedzieć, ale wyszedł z tego gniewny pomruk, który Krukon wziął za dobrą monetę i ścisnął jego pośladki. Potterowi się to nie spodobało, a najbardziej nie spodobała mu się reakcja jego ciała na tę pieszczotę. Wybrzuszenie w spodniach mówiło samo za siebie. Zaraz ręka Matta wylądowała pomiędzy ich ciałami z przodu spodni Harry’ego, który przerwał pocałunek i spojrzał w zamglone z pożądania oczy.
W rozpaczy pomyślał, że nie poradzi sobie z tym chłopakiem i znowu został przyciągnięty do pocałunku.
- Może powinniśmy przenieść się do Pokoju Życzeń, a nie odstawiać przedstawienie na środku korytarza? - spytał, kiedy odzyskał na chwilę oddech.
Matt przytaknął zajmując się jego szyją, a ręką uciskając wybrzuszenie jego spodni. Ostatkiem sił Harry powstrzymywał się od jęczenia prosto do ucha Krukona.
Kiedy drzwi zamknęły się za nimi Potter odepchnął od siebie Matta, który potknął się i wylądował na dywanie.
W pokoju znajdowało się duże łóżko, szafka nocna, na której stała fiolka z lekko różowym płynem i lampa. Trochę dalej stał stolik, a na nim szampan, dwa wysokie kieliszki i miseczka truskawek oblanych czekoladą. W ścianie obok łóżka były drzwi zapewne prowadzące do łazienki.
- Widzę, że zmieniłeś się i lubisz na ostro - powiedział Matt i obrócił się na brzuch. W jego zamierzeniu ruch, który wykonał miał być ponętny, jednak nie za bardzo mu wyszło. Otóż podparł się na łokciach i biodrami przejechał po dywanie.
Harry miał ochotę parsknąć i zaproponować, by kiedyś przejechał się do jego klubu i zobaczył, jak tańczą zawodowcy. Jednak ugryzł się w język, bo nie chciał, żeby taka hołota kręciła się u niego w barze. Już i tak pewnie połowa szkoły odwiedzała jego klub wieczorami, ale przecież nie mógł im zabronić. To było w jego interesie, żeby zapraszać jak najwięcej gości, którzy powiedzą następnym i następnym. W końcu to jego pieniądze.
Harry nie bawił się w wyciąganie różdżki tylko machnął ręką, a Matt zamarł na dywanie wpatrzony maślanym wzrokiem w ścianę naprzeciw niego. Gryfon udał się za to do łazienki. Nie kłopocząc się ściąganiem ubrania wszedł pod strumień zimnej wody. Oparł się głową o kafelki i pozwolił, by woda spływała po jego plecach mocząc całe jego ubranie.
Było mu tak dobrze, że nie ruszałby się stąd nigdzie. Wiedział jednak, że musiał coś zrobić z Mattem leżącym w drugim pomieszczeniu, a także musiał wykonać plan.
Westchnął znowu i ociekający wodą wyszedł spod prysznica. Machnięciem ręki wysuszył się i zmienił ubranie. Na nie założył szatę, którą sprowadził dla niego Pokój z jego dormitorium i z miną cierpiętnika przeszedł do drugiego pokoju. Matt leżał na dywanie tak, jak go zostawił. Po chwili zastanowienia przeniósł go na łóżko, zdjął ubranie i położył pod kołdrą. Sam położył się na narzucie w ubraniu i obrócił na lewy bok. Przyłożył palce do skroni i skupił się na zmianie wspomnień. Według Matta właśnie przeżył najlepszy w swoim życiu sex. Szkoda, że to nie prawda, ale on się o tym nigdy nie dowie.
Potter położył się z powrotem na plecach i pstryknął palcami.
- Wow, Harry. To było… - zabrakło mu słowa. Nigdy nie był do końca rozgarnięty.
- Wiem Matt. Zbieraj się. Musimy iść przecież na śniadanie - mruknął Harry ledwo powstrzymując się by nie warczeć.
- Dobrze, kochanie - wyszeptał i wyskoczył spod narzuty. Bez skrępowania przeszedł przez pokój i zniknął za drzwiami łazienki. Dźwięk prysznica upewnił go, że chłopak nie ociąga się.
Musiał teraz wszystko sobie ułożyć.
Wywoła w Draconie zazdrość, jakiej nigdy nie czuł. Nawet w stosunku do Hermiony, kiedy jeszcze nie był pewien, co do siebie czują i co dla siebie znaczą. Wystarczy, że będzie się pojawiał ze swoimi byłymi kochankami w całej szkole i będzie się upewniał, że Malfoy albo go widział, albo ktoś mu doniósł, co się dzieje.
Po dziesięciu minutach Matt wyszedł ubrany z łazienki. Włosy miał jeszcze lekko wilgotne i układały się lokami wokół twarzy. Gdyby były jaśniejsze można byłoby się pokusić o porównanie, że wygląda jak aniołek.
Harry przesunął po nim wzrokiem i wstał. Wyciągnął do niego rękę. Wyszli ramię w ramię. Matt szczęśliwy, a Harry zafrasowany. Jego twarz jednak była spokojna i nie wyrażała żadnych uczuć, bo nie mógł się zdradzić. Wiedział, że Matt co jakiś czas zerka na niego. Starał się wtedy uśmiechać. Chyba mu wychodziło, bo Matt nic nie mówił.
Dotarli do Wielkiej Sali, a on właśnie zorientował się, że nie ma pojęcia, jak wytłumaczyć to Hermionie. I wcale nie chciał jej tego tłumaczyć. W udawanym porywie namiętności przycisnął Krukona do ściany obok drzwi i pocałował.
- Zobaczymy się później? - spytał nim Matt zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Mhmm… - tylko tyle zdołał wykrztusić zaskoczony porywczością Gryfona, który zawsze wydawał się taki powściągliwy. Chyba, że byli sami. Wtedy zmieniał się nie do poznania, a wszelkie delikatne i ostrożne ruchy odchodziły w niepamięć.
Potter uśmiechnął się i ruszył w stronę swojego stołu, jakby nic się nie stało. Nie obejrzał się ani razu. Dopiero, kiedy usiadł upewnił się, że Matt dotarł na swoje miejsce.
- Gdzie ty byłeś? - syknęła mu do ucha Hermiona.
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedział i sięgnął po maślane bułeczki.
- Teraz?
- Tak, teraz.
- Jesteś pewien, że tutaj?
- Czemu nie? Nikt nie zwraca na nas uwagi.
- Na ciebie zawsze ktoś zwraca uwagę - syknęła znowu i upiła łyk herbaty.
- Dobrze, to zjedz i pójdziemy na lekcję. Po drodze ci powiem.
- Jak chcesz.
Byli już pod klasą, kiedy Harry zdecydował powiedzieć jej, na jaki pomysł wpadł. Potrzebował jej wsparcia i pomocy. Nie mogło to przecież wyglądać tak, że on przyprowadzi jednego ze swoich byłych kochanków, a Hermiona zrobi wielkie oczy i zacznie kłótnię.
- Mam pomysł, jak mogę przywrócić Draconowi pamięć, a przynajmniej część.
- Słucham.
- Będę potrzebował twojej pomocy i wsparcia - uprzedził i uśmiechnął się niepewnie.
- Zobaczymy, co wymyśliłeś.
- Pamiętasz Matta?
- Tego Krukona? - Potwierdził skinieniem głowy. - Był w tobie po uszy zakochany, a ty go rzuciłeś po dwóch tygodniach. Wiem, że bywałeś wybredny, ale to było okrutne.
- Większość osób w szkole jest we mnie zakochana! Mam się z każdym przespać, pochodzić dwa miesiące, może się mną znudzą jak zobaczą, jaki jestem naprawdę, a jeżeli nie, to delikatnie wytłumaczyć, że ich nie kocham. Jasne. To nie twój problem, więc tobie łatwo się mówi. Z Mattem było inaczej. Po pierwszym dniu powiedział mi, że kocha się we mnie odkąd mnie zobaczył w pierwszej klasie. Trochę mnie to przeraziło. Uprzedził, że wie, jak postępuję z kochankami i że nie pozwoli mi na to. Że jestem jego. Przywiązał mnie do łóżka i nie chciał wypuścić nawet do toalety. Nigdy ci o tym mówiłem, bo powiedziałabyś, że zasłużyłem. Kiedy w końcu udało mi się go udobruchać wypuścił mnie, a potem śledził. Mam wrażenie, że do dziś mnie śledzi i obserwuje. Nadal nie wiem, dlaczego pozwolił mi odejść. Może uroił sobie, że kiedyś do niego wrócę. Potem przypałętał się Draco, a ja zakochałem się jak głupi. Już wiedziałem, co trafiło Matta i jak musiał się czuć. Siłą powstrzymywałem się, żeby nie wisieć cały czas na Malfoy’u. A teraz on stracił pamięć, a Matt w końcu wyczekał idealny moment, żeby mnie dopaść. Czekał na mnie pod Pokojem Życzeń. Wiedział, jak mnie podejść. Do niczego nie doszło - uprzedził niezadane przez przyjaciółkę pytanie.
- To w takim razie, jak wygląda twój plan?
- Chcę wykorzystać Matta, do wywołania zazdrości w Draconie. Matt będzie się do mnie kleił lepiej, niż gdybym go o to poprosił, bo on nie udaje. Będę potrzebował twojej pomocy, żebyś uznała Matta, jako mojego chłopaka i nie wydarła się na całą Salę, jak będę z nim szedł, że co ja sobie myślę.
- Mam być twoją wspólniczką? - spytała z powątpiewaniem chcąc się upewnić.
- Nie. Masz tylko nie wypominać głośno, że zdradzam swojego męża. Obiecuję, że do niczego nie dojdzie.
- No nie wiem.
Jednak Harry dobrze wiedział, że Hermiona się zgodzi. Nigdy nie potrafiła mu niczego odmówić. Szczególnie, jeżeli chodziło o jego szczęście. Pomogłaby mu nawet, jeżeli miałby iść do samego diabła.
Przypomniał sobie jednak, że nie wtajemniczył jej, że poszedł do Voldemorta. W tym nie mogła mu pomóc. Tutaj musiał poradzić sobie sam. Bał się, że by go zostawiła, wyrzekła się go. Na zawsze. Nie ważne, jakie miał pobudki. Nie mogłaby tego znieść. Nie po tym, jak Tom próbował tyle razy go zabić.
- No dobrze - powiedziała w końcu.
- Super. Dzięki Hermiona.
- A jak zamierzasz powiedzieć to reszcie Bandy?
- Krótko i wyraźnie.
- Musisz pamiętać, że oni wszyscy kochają Dracona jak brata i nie pozwolą, żebyś bezcześcił jego imię nawet, jeżeli on nic nie pamięta.
- Dam radę.
***
Każda osoba z Bandy jeszcze ucząca się w Hogwarcie dostała wiadomość, że mają zebrać się w Pokoju Życzeń zaraz po lekcjach. Do tego czasu Harry unikał Matta. Na szczęście nie mieli wspólnych lekcji, więc było łatwo. Na obiad poszedł do kuchni i poprosił o niego Skrzaty. Bardzo chętnie go obsłużyły. Szczególnie Zgredek ucieszył się na widok Pottera.
Kiedy w końcu dotarł na siódme piętro, drzwi już na niego czekały. Były elegancko ozdobione wzorem kwiatowym. Mógłby przysiąc, że widział tam nawet winogrona, ale nie miał czasu bliżej się przyglądać, bo jedno skrzydło otworzyło się, a on wszedł do środka. Usłyszał za sobą cichy trzask i domyślił się, że drzwi zamknęły się oraz znikły.
Pokój wyglądał przyjemnie. Ściany w kolorach zielonym, srebrnym i niebieskim. Jego ulubione kolory. Musiał przyznać, że zawsze drażnił go czerwony i złoty kolor Gryffindoru. Był zbyt krzykliwy i wyzywający. Zupełnie, jakby krzyczał: „Patrz, jestem Gryfonem, najodważniejszym człowiekiem w tej szkole.”
Na środku stał stolik sięgający mu zaledwie do kolan, cały ze szkła barwionego na zielono, jakby zrobiono go z butelek po piwie. Dookoła niego stały dwie kanapy mieszczące trzy osoby i fotele. Największy, zielony ze srebrnym obszyciem, był wolny i zdawał się go przyciągać.
Powiódł po twarzach przyjaciół i uśmiechnął się. Zatrzymał się najdłużej na Hermionie, która już nie mogła wysiedzieć. Widocznie nic im nie powiedziała, ale ją korciło.
Zasiadł na swoim miejscu, a przed nim na stole pojawiło się piwo kremowe.
- Zebraliśmy się tu dziś… - zaczął, ale przerwał mu śmiech ze strony Ginny. - Co cię tak rozśmieszyło Ginevro?
Momentalnie przestała się śmiać i wyprostowała się na kanapie, kiedy wszyscy na nią spojrzeli.
- Nic - mruknęła wpatrując się z podłogę.
- No więc, zebraliśmy się tutaj, bo mam wam coś ważnego do powiedzenia. Może to być dla was szokujące, ale wysłuchajcie mnie do końca.
Znowu przebiegł wzrokiem po twarzach przyjaciół, a na końcu zatrzymał się na Hermionie. Kiwnęła lekko głową i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Zaczął mówić.
Kiedy skończył dziesięć minut później, nikt się nie odezwał. Od tej ciszy zaczęło dzwonić mu w uszach. Na twarzach zgromadzonych było widać różne emocje. Od zaskoczenia, po niezdecydowanie poprzez niedowierzanie i lekki uśmiech.
- Jeżeli czujesz, że tak możesz przywrócić pamięć Draconowi, to ja w to wchodzę - powiedziała Ginny i uśmiechnęła się. Splotła swoje palce z palcami Luny i popatrzyła jej w oczy. - Zrobiłabym to samo, gdybym była w takiej sytuacji i wierzyła, że to może pomóc.
Luna także się uśmiechnęła i skinęła głową nie odrywając oczu od swojej dziewczyny.
Neville, Seamus i Dean także wyrazili swoje poparcie skinieniem głowy lub krótkim „zgadzam się”.
Nagle w tylnej ścianie pojawił się kominek, przez który wypadły dwie osoby o rudych włosach.
- Co to za tajne zebranie bez nas? - powiedzieli zgodnie i otrzepawszy się z kurzu usiedli na kanapie pomiędzy Ginny i Luną. Rudowłosa popatrzyła na nich wilkiem i przeniosła się na fotel, który pojawił się na jej życzenie.
- Miło was widzieć - powiedział Harry i umościł się wygodniej w fotelu. - Nie zapraszałem was, bo nie chodzicie już do Hogwartu, więc…
- Co z tego? Informacje bardzo szybko się rozchodzą - powiedział George i mrugnął do Pottera.
- To, że będąc poza szkołą nie pomożecie.
- Skąd wiesz?
- Bo wiem. A właściwie skąd wiedzieliście, że spotykamy się dzisiaj o tej godzinie?
- Dostaliśmy anonimowy liścik. - Fred wyszczerzył się.
- Anonimowy?
Skinięcie głową.
Harry westchnął i powiedział im w skrócie, o co chodzi. Siedzieli przez chwilę w zadumie, po czym spojrzeli na siebie i przytaknęli.
- Jeżeli byś czegokolwiek potrzebował, wiesz gdzie nas znaleźć. - I rozpłynęli się w powietrzu.
Harry pomyślał, że o dziwo bardzo łatwo mu poszło. Spodziewał się oporu i sprzeciwu. Najwyraźniej zależało im na Draconie o wiele bardziej niż mu się wydawało. Chyba, że po prostu nie chcieli lub nie mogli patrzeć na jego cierpienie. Cokolwiek za tym stało, cieszył się, że tam było.
Z rozmyślań wyrwało go pukanie. W ścianie naprzeciwko niego nadal nie było drzwi, ale osobie po drugiej stronie nie przeszkadzało w nie pukać. Westchnął i przygotował się mentalnie na spotkanie ze swoim planem.
Machnął ręką, a drzwi najpierw pokazały się, a potem uchyliły. Do środka wślizgnął się Matt, ale zatrzymał się w połowie niepewny, czy wejść dalej, czy się cofnąć.
- Chodź - powiedział ciepło Harry i zachęcił go uśmiechem.
Matt odzyskał rezon i wszedł spoglądając na osoby siedzące w Pokoju.
Ginny zdążyła się przesiąść do Luny i teraz zajmowały się sobą nie zwracając na nikogo uwagi. Oczywiście reszcie to nie przeszkadzało. Byli przyzwyczajeni do tego, jak w ich towarzystwie zachowywali się Draco i Harry. Zupełnie, jakby nie mieli wstydu i zapominali, że są w towarzystwie.
- Matt, to jest Hermiona, Ginny, Luna, Seamus, Dean i Neville. Kochani, to jest Matt.
Przedstawienie było oczywiście niepotrzebne, ale czuł, że tak będzie łatwiej. Rudowłosa spojrzała na niego przelotnie i wróciła do całowania Luny. Seamus wstał i uścisnął wyciągniętą rękę jednocześnie uśmiechając się lekko. Neville skinął ku niemu głową, a Dean go olał.
Harry machnięciem ręki zmienił fotel w kanapę i poklepał miejsce obok siebie. Matt uśmiechnął się zwycięsko i niemal w podskokach zajął wskazane miejsce.
Potter musiał przyznać przed samym sobą, że rozmowa się nie kleiła. Krukon ciągle się wiercił pod naporem spojrzeń Bandy. Wybawiła ich kolacja, na którą zeszli razem. Matt, pomimo zaproszenia, poszedł zjeść do swojego stołu.
- Chyba się zniechęcił - mruknęła Hermiona, kiedy usiedli, a na stołach pojawiło się jedzenie.
- Uwierz, że zaraz znajdzie się ktoś następny. - Harry pomimo pewności w głosie wydawał się nieobecny.
Jego myśli pochłaniał Matt oraz inni jego byli kochankowie. Czy naprawdę, kiedyś jego związki ograniczały się tylko do seksu? Czy nie rozmawiał o zainteresowaniach? Chyba nie.
Przeraziło go, że był aż tak… jednokierunkowy. Nie zwracał uwagi na nic innego, byle by zaspokoić swoją żądzę. Choć z drugiej strony nie przypominał sobie, żeby ktokolwiek uskarżał się na brak rozmowy. Westchnął.
Dopiero Draco wyzwolił jego uczucia, ujarzmił pożądanie i temperament. Tylko Malfoy wiedział, o czym z nim rozmawiać, jakich tematów nie poruszać. Rozumieli się bez słów. Mogli sobie dogryzać i żartować, razem stawiali czoła problemom.
Nagle Harry poczuł, że ktoś za nim stoi. Obrócił się gwałtownie z ręką podniesioną i gotową do obrony, kiedy został zaatakowany w inny sposób niż się spodziewał. Osoba ta pochyliła się i pocałowała go. Harry był tak zaskoczony, że nie był w stanie się ruszyć. Osoba wzięła to za zaproszenie i bezceremonialnie wepchnęła mu język do ust.
Potter nie będąc pewnym, czy to Matt, najpierw wolał osobę zobaczyć, a potem może rozpęta się piekło. Delikatnie odchylił się do tyłu jednocześnie kładąc ręce na barkach, jak się okazało, chłopaka. Tak, to był Matt.
Gryfon w głowie usłyszał głos i zerknął ponad ramieniem Krukona na swojego ojca, który ledwie powstrzymywał się od krzyku. Jego policzki były niezdrowo czerwone, a pięści leżały zaciśnięte na stole. Harry mentalnie westchnął i skupił swój wzrok na powrót na Krukonie.
- Przepraszam cię Matt, ale muszę zamienić słówko z profesorem Snape’em. - Wolał powiedzieć oficjalnie, bo nie był pewien, czy Matt zdaje sobie sprawę, że to jego ojciec. To zaskakujące jak dużej ilości osób mogło to umknąć mimo tego, że dyrektor ogłosił to w czerwcu przy wszystkich.
Gryfon wstał i udał się do wyjścia jednocześnie dając znak ojcu, że spotkają się w jego gabinecie. W głowie pojawiły mu się dwa słowa. „Pospiesz się”.
Okey. Severus był wściekły. To wiedział na pewno. Zdecydowanie powinien mu to wyjaśnić przed kolacją. Domyślał się, że może wydarzyć się coś takiego. Sądził jednak, że będzie to albo później i Snape zdąży opuścić salę, albo wcześniej i Snape jeszcze do niej nie dotrze.
Harry przeszedł przez korytarz w lochach i już miał zapukać, kiedy zobaczył, że drzwi są uchylone. Usłyszał ze środka podniesione głosy. Jeden ewidentnie należał do Severusa, a drugi do kobiety, ale Harry go nie kojarzył.
- Severusie, on jest dorosły! Nie traktuj go jak pięciolatka.
- Widziałaś, co on zrobił? Całował się z tym podrzędnym Krukonem. Na oczach całej szkoły. Jak myślisz, co sobie inni pomyślą? Sławny Harry Potter po tym, jak załamał się po stracie pamięci przez jego męża, szuka pocieszenia u dawnych kochanków. Chyba bardziej ugodziło mnie to, że podejrzewałbym o coś takiego Dracona, a nie Harry’ego mimo tego iż wiem, że przed Draconem miał wiele kochanek i kochanków w większości na jedną lub dwie noce. Nikt dłużej nie zabawił w jego życiu. Ale to mój syn. Draco z kolei, z tego co mi wiadomo, przed Harrym nie miał nikogo. To wszystko było dla niego nowe, a Harry nie jest łatwy we współżyciu. Ale Draco dał radę. Zmienili się nawzajem.
Harry słuchał i nie mógł uwierzyć. Snape o wszystkim wiedział i nigdy nie odezwał się choćby słowem, choć, jako jego ojciec, miał do tego pełne prawo. Można powiedzieć, że Potter się wzruszył.
Gryfon ominął parę zdań, a jego uwagę przykuło jedno słowo powiedziane przez Severusa.
- Lily…
Wciągnął powietrze. Co do tego wszystkiego miała jego zmarła matka? Przez to, że znowu zatopił się w myślach umknął mu kolejny fragment, bez którego nie mógł wywnioskować, o co chodziło.
- Myślę, że musisz mu dać szansę wytłumaczenia się. On może mieć plan. Pamiętaj też, że siedział przy stole Gryffindoru otoczony osobami z Bandy. Gdyby nie byli wtajemniczeni w jego ewentualny plan, to prędzej oni by zabili tego Krukona niż ty wstał od stołu i zdążył wyciągnąć różdżkę. A w ogóle, to Harry by zareagował. Czy on nie ma do perfekcji opanowanej magii bezróżdżkowej?
Harry nic nie usłyszał, więc domyślił się, że Snape przytaknął.
Gryfon spróbował zobaczyć coś przez szparę. Dostrzegł zafrasowanego Snape’a siedzącego za biurkiem, a nad nim pochylała się bez wątpienia kobieta o średniej długości włosach w kolorze rudym. Miała na sobie szatę nauczycielską, ale głos zdecydowanie nie pasował do Lasandry, a to była jedyna nauczycielka o rudych włosach i zbliżonej do tej kobiety posturze. Nie widział jej profilu, bo zasłaniały go włosy. Coś jednak kazało mu sądzić, że nie była to Lasandra. Zapragnął dowiedzieć się, kim jest ta kobieta.
Zrobił krok do tyłu i odetchnął głęboko. Chciał zrobić krok, ale się zawahał. Nie wiedział, czy ma zapukać, czy może wejść jak do siebie. Zdecydował, że żeby nie było widać, że podsłuchiwał, to powinien wejść bez pukania.
Wyprostował się i podniósł głowę wysoko. Zrobił krok i pchnął drzwi.
Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, co właśnie zobaczył. Kobieta siedziała na kolanach Severusa, który jedną ręką obejmował ją w talii, a drugą trzymał na jej plecach. Jej ręce za to były dookoła jego szyi. Byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli go.
Harry nie mógł zobaczyć twarzy kobiety, bo siedziała tyłem do wejścia. Widział jedynie tył jej głowy.
Zamurowało go. Potrafił tylko stać i patrzeć na to, co rozgrywało się na jego oczach.
Po kilku chwilach jakoś doszedł do siebie i chrząknął znacząco. Snape odsunął się i spojrzał na niego ponad ramieniem kobiety. Jego oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu, a rumieniec szybko znikł z twarzy. Potter uśmiechnął się znacząco i wsparł się pod boki.
Kobieta nadal nie odwróciła się do niego przodem, przez co Harry nabrał podejrzeń, że to nie jest Lasandra. Ona by się tak nie kryła. Co ta kobieta ma do ukrycia?
- Mieliśmy porozmawiać, prawda? - spytał Harry z uśmieszkiem oglądając zaskoczenie zmieniające się w zażenowanie.
- Owszem - odparł Snape starając się opanować.
- Ale widzę, że jesteś bardzo zajęty, więc może wpadnę później. - Potter zaczął się wycofywać. Severus chciał coś powiedzieć, ale po zerknięciu na swoją towarzyszkę, która nadal siedziała mu na kolanach, kiwnął głową.
Gryfon opuścił pomieszczenie, ale nie zamknął za sobą drzwi. Przyłożył ucho do szpary.
- Nie wiele brakowało - powiedziała kobieta. Potter nie mógł tego zobaczyć, ale podejrzewał, że się uśmiechała.
- Ciebie to bawi? - syknął Snape potwierdzając podejrzenia chłopaka. - Kiedy zamierzasz mu powiedzieć?
To pytanie przykuło uwagę Harry’ego. Skoncentrował się, by nie uronić ani jednego słowa.
- Nie jest jeszcze gotów. - Gryfon miał ochotę wpaść do pokoju i krzyknąć, że jest gotowy. Powstrzymał się jednak, bo zdawał sobie sprawę, że nie dowiedziałby się nic więcej.
- On ma już siedemnaście lat. Nie jest dzieckiem. Poza tym, w świetle jakiegokolwiek prawa, jest dorosły, bo ma męża i dzieci.
- Wiem, ale nadal mam wrażenie, że jest małym chłopcem, którym trzeba się opiekować.
- Też czasem o tym zapominam. Mam wrażenie, że Hermiona opiekowała się nim najlepiej ze wszystkich.
- Chyba tak.
- Nadal uważam, że powinnaś mu to powiedzieć teraz. Z każdym dniem będzie ci trudniej. I nie tylko tobie. Jemu też. Najgorzej będzie, jak dowie się od kogoś innego. Znienawidzi cię mimo tego, że cię nie zna.
Kobieta nic nie odpowiedziała, a po pięciu minutach Harry usłyszał trzask kominka. Nie zdołał jednak dosłyszeć, gdzie kobieta się transportowała.
Potter zrobił pięć kroków do tyłu i oparł się plecami o ścianę. Starał się przetrawić to, co usłyszał. Kim była ta kobieta tak bardzo podobna do Lasandry? Co ukrywała? Czemu nie mogła mu powiedzieć? Od kogo mógł się dowiedzieć jej tożsamości? Kto to może być? Znienawidzi ją za tajemnicę, którą ukrywa mimo tego, że jej nie zna. Nie mieściło mu się to w głowie. Zdecydowanie chciał z kimś porozmawiać. Nie z ojcem, bo ten mu nic nie powie, a w dodatku nie wiedział, że Harry podsłuchiwał. Hermiona? Pewnie powie, że to Lasandra, a rozmowę opatrznie zrozumiał. Najlepiej byłoby z Draconem. Znowu warknął w myślach, bo przecież nie może iść do Dracona i powiedzieć: „Hej Draco, mam problem. Mógłbyś mi pomóc?” To było frustrujące.
- Zamierzasz długo jeszcze tak stać?
W drzwiach pojawił się Snape. Na sobie miał tylko koszulę i czarne, materiałowe spodnie. Szata pewnie wisiała na wieszaku przy drzwiach, lecz Harry był poprzednim razem bardzo zajęty i tego nie zauważył.
- Nie. Właściwie, to chciałbym usiąść. - Uśmiechnął się krzywo i wyminął Snape’a w drzwiach. Ten zamknął za nimi drzwi i podążył na fotel obok kominka. Potter usadowił się na kanapie i położył nogi na stole. Severus mruknął coś pod nosem, ale nie skomentował.
- Co to było? - spytał bezpośrednio.
Harry doskonale wiedział, o co mu chodziło, ale miał ochotę się z nim podroczyć.
- Ale co?
- Wiesz dobrze, co.
- Miałem się spotkać z tobą tutaj, więc gdy przyszedłem zobaczyłem, że drzwi są uchylone. Nie zadawałem sobie trudu, by zapukać, tylko wszedłem i zobaczyłem cię obściskującego się z kobietą. Byłem zaskoczony.
- Nie o to mi chodzi!
- Aa… - Harry uśmiechnął się zwycięsko widząc, jak rumieniec powraca na policzki Snape’a. - Część mojego planu.
Severus podniósł brew opanowawszy twarz i czekał na wyjaśnienia. Gdy nie nadeszły sfrustrował się.
- Jakiego planu?
***
Draco obserwował Pottera jak zwykle. Miał takie miejsce przy stole Ślizgonów, że widział każdy najmniejszy jego ruch. Nie zwracał na nic innego uwagi, więc Krukona dojrzał dopiero wtedy, kiedy Harry się odwrócił, a ten go pocałował. Nieznane uczucie ścisnęło jego serce i żołądek. Przez chwilę miał wrażenie, że wymiotuje kurczaka, którego przed chwilą zjadł. Zacisnął pięść zapominając, że trzyma w niej kubek. Usłyszał trzask i poczuł ból w dłoni. Pansy krzyknęła widząc rozpryskujące się szkło i krew kapiącą z ręki Malfoy’a. Starała się rozprostować jego palce, ale nie dała rady.
Draco stwierdził, że ból choć trochę go otrzeźwił i bał się, że kiedy puści kawałki szkła, to nieznane uczucie na powrót zawładnie jego sercem i umysłem.
Nagle w jego głowie pojawił się obraz. Był razem z Potterem w jego pokoju w Malfoy Manor. Gryfon siedział na łóżku i patrzył na niego, a on sam klęczał nagi na dywanie, a po policzkach spływały mu łzy. Wtedy też miał pokaleczoną dłoń. Do jego serca napłynęły emocje. Smutek, ból i żałość.
Po chwili obraz zniknął, a Draco nie był w stanie sobie przypomnieć, o co wtedy chodziło. Był pewien, że on coś zrobił. Coś, za co Harry go wtedy nienawidził.
Pomimo tego, że siedział w Wielkiej Sali, wszystkie okna były pozamykane, a za nim w kominku wesoło trzaskał ogień, Malfoy poczuł powiew ziemnego powietrza. Wzdrygnął się. W jego sercu zagościła pustka, której nie potrafił niczym wypełnić.
Słyszał, że Parkinson mówiła do niego, ale nie potrafił rozróżnić słów. Liczył się tylko Potter, który właśnie odsuwał od siebie Krukona i zerkał ponad nim. Draco bardzo chciał zobaczyć, na co lub na kogo patrzy, ale nie mógł oderwać od niego oczu. Wtedy Harry wstał powiedziawszy coś do Krukona i wyszedł szybkim krokiem z Wielkiej Sali.
Pustka w sercu Dracona zmniejszyła się, ale nadal pozostawała na swoim miejscu. Wtedy Malfoy poją, że jest ona związana z Gryfonem.
Ślizgon poderwał się na nogi i wybiegł z sali. Pansy krzyczała za nim, ale nie zwrócił na to uwagi. Zatrzymał się nie wiedząc, w którą stronę pobiec. Zdecydował się na lochy. Intuicja go nie zawiodła, bo gdy dotarł tam zobaczył Pottera przed drzwiami do gabinetu Snape’a. Tylko dlaczego on nie wchodzi? Wyglądało to tak, jakby Gryfon podsłuchiwał. Malfoy nie był w stanie powiedzieć, kogo, bo stał za daleko.
Przez twarz Harry’ego przemykało tysiące emocji. Za szybko, by Draco był w stanie zdefiniować poprawnie choć jedną. Przez myśl przeszło mu, że kiedyś potrafił czytać z tej twarzy bez problemu. Nie miał czasu się nad tym zastanawiać, bo Harry wszedł do środka, a po zaledwie minucie wyszedł i znowu zaczął podsłuchiwać.
Minęło kolejnych dziesięć długich minut, pod czas których Harry wyglądał, jakby ktoś uderzył go obuchem. Wydawał się nie wiedzieć, co się dookoła niego dzieje. W końcu Snape pojawił się w drzwiach i wpuścił Pottera do środka.
Teraz Draco nie wiedział, co myśleć. Powlókł się do swojego dormitorium i położył się na łóżku. Tknięty nagłym przeczuciem spojrzał w róg pokoju jakby spodziewając się, że kogoś tam zobaczy. Następnie rzucił poduszką, która odbiła się od ściany i spadła na dywan. Malfoy nie potrafił wyjaśnić samemu sobie, dlaczego to zrobił.