środa, 7 października 2015

Tom II Rozdział 17.

Udało mi się wyrobić troszkę wcześniej.
Uprzedzam, że rozdziały będą pojawiać się bardzo nieregularnie, bo zaczęły mi się zajęcia i niestety nie mam tak dużo wolnego czasu jak bym chciała. Aczkolwiek postaram się ze wszystkich sił, by nie zostawiać Was zbyt długo ze starym rozdziałem.
Przypominam, że komentarze karmią wena i każdy z nich czytam i cenię!
Nerra M. - zobaczymy, zobaczymy. Jeszcze sama nie wiem, czy Harry nie urwie mi się ze smyczy ;)
Avada Kedavra - Bardzo żałuję, że w końcu nie napisałaś tego komentarza jeszcze raz. Mam nadzieję, że tym razem znajdziesz chwilę czasu i Blogger dopuści Twój komentarz ;)
Vixy - Miło mi widzieć, że ludzie z fb także czytają i mają ochotę skomentować. Bardzo mnie to cieszy. Tak dużo wątków w tak krótkim komentarzu, chciałabym tak xd Jeszcze nie wiem, co będzie z moim ukochanym Tomarry. Jak coś, to dam Wam znać, ewentualnie okaże się w rozdziale ;)
Ola Bambynek - (komentarz dodany pod spisem rozdziałów) Mam nadzieję, że spodobało się i zobaczę jeszcze kilka Twoich komentarzy. Chciałabym wiedzieć, czy się spodobało i czy dobrze zrobiłam polecając go ;)
Mikołaj Walijski - (komentarze dodane do pierwszych czterech rozdziałów) Pisałam już w odpowiedzi na Twój ostatni (na razie) komentarz, że biorę sobie do serca Twoje uwagi. Mam nadzieję, że będzie ich więcej, a ja dzięki temu będę mogła się rozwinąć. Dziękuję i mam nadzieję, że nie porzuciłeś mojego opowiadania.

Dużo Was się robi, ale ja się cieszę z tego powodu. Lubię odpowiadać Wam na komentarze, bo czuję się w pewnym sensie, jakbym rozmawiała.
Czekam na komentarze te pozytywne, jak i negatywne. Konstruktywna krytyka dużo wnosi do opowiadania, tak że nie bójcie się pisać, co Wam na sercu leży!
Zaraz okaże się, że wstęp jest dłuższy niż rozdział ;)


Nutka na ten rozdział:
I See Fire - Ed Sheeran

Miłego czytania!
______________________________________________________________________
Rozdział 17. "Niespokojny umysł"
Ostatnio nie sypiał zbyt dobrze. Ciągle męczyły go sny, których nie rozumiał. Po przebudzeniu rzadko który pamiętał, ale wydawało mu się, że skądś zna te obrazy. Nie wiedział jednak, skąd miałby je znać.
Każda myśl o tym, że ma pójść spać była katorgą, kulą u nogi. Bał się tego, co tym razem zobaczy we śnie. Siebie obściskującego się z Potterem, siebie jeżdżącego z Gryfonem na motorze, czy siebie w towarzystwie szlamy i młodej Weasley. Każda z tych opcji go przerażała.
Najczęściej, gdy nie mógł spać, czytał. Pochłaniał jedną książkę za drugą nie zwracając nawet uwagi na tytuły. Liczyło się to, że czytanie odciągało jego myśli od postaci bruneta. Zauważył też, że na zajęciach wie, o czym mówią nauczyciele i gdyby tylko chciał, mógłby się odezwać i coś powiedzieć. Tylko po co?
Jednak w trakcie posiłków nie mógł wyciągnąć książki, bo dbał o reputację. Co by sobie inni pomyśleli, gdyby Draco Malfoy czytał książkę przy jedzeniu?
Jego jedynym zajęciem w Wielkiej Sali było obserwowanie Pottera. Mimo tego, że go wkurzał, to odkrył jakąś dziwną satysfakcję płynącą z przyglądania się poczynaniom Wybrańca. Najczęściej towarzyszył mu jakiś chłopak, lub dziewczyna, która kleiła się do niego. Codziennie inna osoba. Potter poświęcał jej mnóstwo uwagi, ale było w tym coś mechanicznego. Zupełnie, jakby robił to z automatu nie przywiązując do tego zbyt dużo uwagi. Jakby myślami był daleko od Hogwartu.
Draco był chyba jedyną osobą, która zauważyła, że Potter schudł. Musiał przyznać sam przed sobą, że to spostrzeżenie to zła oznaka tego, że się przejmuje i zwraca na Wybrańca więcej uwagi niż by sobie życzył.
Gryfon zdecydowanie schudł, a skóra jego twarzy nieznacznie zbladła. Nie miał sińców pod oczami, które tłumaczyłyby na przykład bezsenne noce.
Zdecydowanie nikt w szkole tego nie zauważył. Ani ojciec chłopaka, ani jego przyjaciele, ani jego kochankowie, którzy powinni trochę przystopować z okazywaniem uczuć w miejscu publicznym.
Czasami Draco czuł dziwny ból w okolicy serca i ukłucia z tyłu głowy, jakby żądliły go osy. Próbował zidentyfikować źródło, lecz jego wysiłki szły na marne.
Tak naprawdę wiedział, że czuje zazdrość o Pottera, ale nie chciał dopuścić do siebie tej myśli.
Obserwował także swoich przyjaciół z domu. Gdy nie patrzył, czuł ich wzrok na swoich plecach i tylko czekał, aż oberwie zaklęciem, ale nigdy to nie nastąpiło. Nie wiedział, czy się cieszyć, czy nie. Ciągle zdawał sobie sprawę z dystansu, jaki do niego mieli, choć dobrze to ukrywali. Czasem, gdy wchodził do Pokoju Wspólnego, rozmowy zamierały na chwilę, a gdy wszyscy  w końcu odwrócili od niego wzrok, wracali do przerwanych wcześniej wątków. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia, że Draco nie wie o wszystkim. Każdy zapraszał go do rozmowy, informował o plotkach i historyjkach, ale nie dziś. Teraz był na uboczu. Był Slytherin i Draco Malfoy. Pansy starała się to zmienić, cały czas przy nim była i starała się wciągać go ponownie w świat Ślizgonów, ale on nie wiedział, czy chciał.
***
- Wiecie co, ja pójdę się położyć. Jutro trzeba wcześnie wstać, a jakoś tak zmęczony jestem - tłumaczył się krzywo i widać było, że ani Hermiona, ani Tom tego nie kupili, ale nie protestowali.
Harry szybko przedostał się przez zatłoczoną górną salę i schody i wyszedł przed klub. Wyciągnął ostatniego papierosa z paczki i odpalił go pstryknięciem palców. Usiadł na schodkach i wpatrywał się w ulicę naprzeciwko. Była wąska i ciemna. Blask z latarni stojącej przy głównej ulicy oświetlał boczną alejkę zaledwie na dwa metry. Coś jednak błyszczało w głębi zaułka. Wyglądało jak paciorki, jak dwa małe diamenty, które złapały odrobinę światła i mieniły się kolorami tęczy. Czuł się, jakby coś go obserwowało.
Zdecydowanie Harry. Mniej wódki, papierosów i filmów.
Zaśmiał się i pomyślał, że to naprawdę musiało dziwnie wyglądać. Siedzi samotny chłopak na schodach najlepszego klubu w tej dzielnicy, wpatruje się w uliczkę naprzeciwko, a potem zaczyna się chichrać. Zdecydowanie mniej filmów.
Kiedy Harry się nieco uspokoił i ochłonął, poszedł do pokoju, który dziś robił mu za sypialnię. Po lewej były drzwi do pokoju Serpa, a po prawej do pokoju Hermiony. Cieszył się, że nie dobiegały tutaj hałasy z dołu. Czuł się przez to komfortowo.
Zerknął do pokoju Serpa, ale chłopczyk spał na łóżku z pluszakiem po jednej stronie. Uśmiechnął się lekko i poszedł do swojego pokoju. Ledwo zdążył zdjąć z siebie ubrania i walnąć się na łóżko, Morfeusz się o niego upomniał i zabrał go do swojego świata.
***
Obudziło go szarpanie za ramię. Burknął coś niewyraźnie i obrócił się na drugi bok co skończyło się zleceniem z łóżka. Jęknął masując głowę i rozejrzał się dookoła.
Na łóżku siedział Serp uśmiechający się od ucha do ucha.
- Co cię tak śmieszy? - mruknął Harry gramoląc się z podłogi.
- Ty - odparł chłopiec i poszedł usiąść na krześle.
Harry westchnął i udał się do łazienki w celu ogarnięcia się choć trochę. Po drodze zgarnął parę rzeczy do ubrania.
Dwadzieścia minut później był czysty i szczęśliwy. Zapukał do pokoju przyjaciółki. Nie usłyszał odpowiedzi, więc wszedł i stanął jak wryty.
Hermiona leżała na środku łóżka, a po jej bokach leżało czterech mężczyzn. Harry rozpoznał w nich striptizerów pracujących dla niego.
Stał tam nie wiedząc, co zrobić. Prawdopodobnie cała piątka była naga i bał się, żeby Sera tu nie wszedł i tego nie zobaczył. Szybko więc wyszedł zostawiając śpiącą Hermionę wraz z jej adoratorami. Będzie się musiał zapytać, jak jej się to udało.
- Idziemy na śniadanie - zarządził wychylając się przez drzwi swojego pokoju i uśmiechając do Serpa. Chłopiec zeskoczył z krzesła i podbiegł do niego.
- A co z Hermioną?
- Jeszcze śpi. Późno się wczoraj położyła. Zje sobie sama.
Serpens kiwnął głową i chwycił go za rękę.
Na śniadanie poszli do restauracji, która była niedaleko klubu. Tak wcześnie rano na ulicach Londynu był mały ruch. Harry cieszył się spokojem i słońcem.
Serp na śniadanie wybrał sobie jajka sadzone z bekonem, tostami i herbatę. Harry wziął to samo, tylko dużą porcję i mocną kawę.
- To co, Serp, czekamy aż Hermiona wstanie, czy jedziemy sami?
- Czekamy - powiedział chłopiec i obejrzał się za niego. Na jego usta wypłynął uśmiech. - Hermiona! - krzyknął i chciał zeskoczyć z krzesła, ale Harry go powstrzymał.
- Cześć smyku - ucieszyła się Hermiona i usiadła naprzeciwko Pottera. Potargała włosy chłopca. - Już zamówiliście?
Serp przytaknął i spojrzał na Harry’ego.
- Idź do lady, myślę, że jeszcze się załapiesz.
Granger przytaknęła i poszła do kontuaru zamówić śniadanie. Wróciła z filiżanką kawy.
- Jak się bawiłaś wczoraj? - spytał Potter uśmiechając się lekko dwuznacznie. Dziewczyna kopnęła go pod stołem, na co Harry podskoczył na krześle i uderzył się kolanem w stół. Jęknął i ręką zaczął masować kolano.
- Dobrze ci tak - mruknęła wystawiając język.
Gryfon chciał coś odpowiedzieć, ale kelnerka przyniosła ich śniadanie.
- Jedz i jedziemy.
Reszta posiłku minęła w ciszy.
W końcu zapakowali się do samochodu i pojechali do celu ich podróży, którym było wesołe miasteczko.
Harry’emu ścisnęło się serce gdy patrzył na ogromną bramę. W dzieciństwie zawsze chciał wybrać się do takiego miasteczka, ale wujostwo, jeżeli się wybierało, to bralo jedynie Dudley’a, który pewnie i tak nie mieścił się w siedzeniach.
- O, ja chcę na tą karuzelę! Albo nie… Do nawiedzonego domu. Harry, ja chcę na to koło! - Serp obracał się dookoła i gdziekolwiek spojrzał, chciał tam iść.
- Pójdziemy gdzie tylko będziesz chciał - zapewnił go Harry i został pociągnięty przez chłopca na karuzelę.
***
Spędzili świetnie czas. Serp bawił się i śmiał cały czas. Wieczorem, gdy wracali do domu, chłopiec zasnął w foteliku niemal od razu.
- Możesz mi powiedzieć, co się stało w nocy, jak poszedłem?
- Wzięliśmy z Tomem striptizera. Okazało się, że jest biseksualny. Przyszedł chłopak i zaczął robić show na rurze. Wymyśliłam potem, żeby zawołał kolegów. Przyszło jeszcze trzech, a około czwartej-piątej nad ranem wylądowałam z nimi w łóżku. Stwierdzam, że to była najlepsza noc w moim życiu. Nie wiedziałam, że można robić takie rzeczy z ciałem… - westchnęła i spojrzała na przyjaciela, który uśmiechał się lekko.
- Oj, można robić dużo rzeczy… - mruknął, ale nie spojrzał na przyjaciółkę mimo tego iż wiedział, że mu się przygląda. - A Tom? O której poszedł?
- Nie poszedł. Wziął jedną dziewczynę do pokoju. A kiedy wychodziłam, wydawało mi się, że do tego pokoju wszedł jeszcze jeden chłopak i dziewczyna. Ale nie jestem pewna.
Potter tylko przytaknął i skupił się na drodze.
***
Pod Malfoy Manor zajechali około północy. Harry zaparkował przed domem i wyjął Serpa z fotelika. Wziął śpiącego wciąż chłopczyka na ręce i cicho, wraz z Hermioną, udał się do domu. Szybko przemknęli po schodach na piętro. Serpa odłożyli, po przebraniu go, do jego łóżeczka. Harry, zbyt zmęczony by myśleć o prysznicu, albo chociażby zdjęciu ubrania, walnął się na łóżko i zasnął w ciągu kilku minut.
Obudził go śmiech i podniesiony głos Serpa. W oddali słyszał też Narcyzę i Hermionę. Podniósł głowę i spojrzał na zegar stojący na szafce nocnej. Była dziesiąta.
Zdecydowanie za wcześnie - pomyślał i obrócił się na plecy.
Wpatrywał się chwilę w baldachim nad jego głową po czym wstał i zmienił ubranie na czyste.
Schodząc ze schodów, kierował się hałasem. Trafił do kuchni, gdzie siedzieli wszyscy domownicy i słuchali z uśmiechami na ustach opowieści Serpa.
- Potem Harry zabrał mnie na karuzelę! Była taka duża, ze smokiem na środku. Kręciła się bardzo szybko i myślałem, że się urwie, ale nic takiego się nie stało. Było super! Najstraszniejszy i w sumie najlepszy był dom strachów. Nawet Harry bał się tam wejść. Ale ja byłem dzielny i pomogłem mu przejść - ucieszył się malec, a Narcyza zaśmiała się i spojrzała na Pottera stojącego w drzwiach.
- Nie sądziłam, że bohater boi się domu strachów.
- Ale to był naprawdę straszny dom strachów. Gdyby nie Serp, to nie wiem, czy bym przeżył - powiedział i mrugnął do Cyzi.
Serp opowiadał dalej, a Harry wziął na ręce córeczkę, która drzemała nie zdając sobie sprawy z tego, jakie opowieści snuje jej wujek.
Sebastian za to wpatrywał się w Serpa, choć pewnie nic z tego nie rozumiał.
Ktoś chrząknął za plecami Harry’ego i do kuchni wszedł Draco.
- Cześć mamo - powiedział sucho i zaglądnął do lodówki zapewne w poszukiwaniu jedzenia.
Serp zamilkł i spojrzał na plecy brata, który nawet nie zaszczycił go spojrzeniem. Chłopiec przeniósł wzrok na Pottera z niemym błaganiem w oczach. Harry machnął w stronę Dracona i Serp zeskoczył z krzesła i podszedł do blondyna i uwiesił mu się na nodze.
- Draco? Gniewasz się na mnie? - spytał tak rozczulającym głosem, że Harry niemal się roztopił. Ślizgon jednak tylko spojrzał na brata obojętnie i wrócił do robienia kanapki.
Serp zacisnął usta i odsunął się od brata. Wyszedł z pomieszczenia z godnością, nie spoglądając na nikogo, ale Potter wiedział, co to oznacza. Oddał w ręce Rose Izzy i wyszedł za swoim szwagrem z pokoju. 
Znalazł chłopca siedzącego przy kominku w bawialni. Pocierał oczy piąstkami, a plecy trzęsły mu się od płaczu.
- Serp?
- On mnie nie kocha - jęknął chłopiec i spojrzał na Pottera.
- Kocha. Jestem pewien, że cię kocha. Jest w końcu twoim bratem.
- Nie kocha.
- Kocha, tylko jest zazdrosny, że spędzasz więcej czasu ze mną.
- Ale ja ciebie też kocham. On jest głupi, jeżeli tego nie rozumie. Ty też jesteś moją rodziną, tak jak mama i Draco i tata i Izzy i Cecy i Sebastian. Wszyscy jesteśmy rodziną.
- Hermiona nie jest rodziną - wtrącił Harry.
- Ale jej nie kocham. Na razie ją lubię.
Harry zaśmiał się i spojrzał w poważne oczy chłopca.
- Draco jest głupi jeśli myśli, że wybiorę między tobą, a nim. Nie da się wybrać - jęknął Serp i kilka łez spłynęło po policzkach.
- Obiecuje ci, że niedługo to się zmieni.
Potter objął Serpa ramieniem i przytulił go do siebie. Zaczął powoli go kołysać póki chłopiec nie usnął zmęczony płaczem. Wtedy wziął go na ręce i zaniósł do jego pokoju, by w spokoju odpoczął.
Nie chciał wracać do kuchni ryzykując, że Draco wciąż tam jest. Nie mógłby się powstrzymać od wszczęcia kłótni. Chciał oszczędzić tego sobie i innym przebywającym w domu.
Hermi, wybrałabyś się ze mną na spacer? - spytał w myślach przyjaciółki i niemal od razu otrzymał odpowiedź twierdzącą.
Weź Izzy i Sebastiana. Spotkamy się w pokoju niań za pięć minut.
Spojrzał jeszcze raz na Serpa śpiącego spokojnie w łóżeczku i wyszedł.
Hermiona przyszła z jego dziećmi do pokoju, który należał do niań. Tutaj było wszystko, czego dzieci potrzebowały. Ubranka, zabawki, łóżeczka, kojce i wózek. Stał w rogu przygotowany do spaceru.
Harry szybko przebrał Izzy i Sebastiana i z pomocą Hermiony wyciągnął wózek na zewnątrz. Przeszli obok samochodu i wyszli na drogę. Harry włożył dzieci do wózka i ruszył nie czekając na Hermionę, która wpatrywała się w dom.
- Właściwie, gdzie idziemy? - spytała doganiając go po chwili.
- Przed siebie. Potrzebuję chwili spokoju.
Przytaknęła.
Wcale mu się nie dziwiła. Draco potrafił zdenerwować każdego. W sumie nawet Cyzi zaczął działać na nerwy swoim zachowaniem.
Harry wpatrywał się przed siebie i mechanicznie stawiał kroki nie przejmując się niczym. Jego myśli błądziły, jednak nie skupiały się na niczym konkretnym.
Zastanawiał się, gdzie i z kim Tom spędził poprzednią noc, myślał nad zadaniami domowymi i powtarzał zaklęcia, których się ostatnio nauczył.
Rozmyślania przerwała mu sowa krążąca nad głową. Podniósł wzrok i wyciągnął przed siebie ramię. Ptak zapikował i osiadł dostojnie na przegubie dłoni. Wystawił nóżkę przed siebie, a Hermiona odczepiła kopertę. Wzrokiem spytała, czy ma otworzyć, a Potter przytaknął. W tym czasie sowa odleciała zostawiając ich samych.
- To od Keyny.
- Przeczytaj - poprosił i poprawił kocyk dookoła Izzy.

Harry,
Ustaliłam terminy. We wtorek zrobimy przesłuchanie. Zgłosiło się jeszcze kilku chłopaków, więc myślę, że gdyby przyszła Hermiona, byłoby świetnie.
Remont możemy zrobić w środę, najmniejszy ruch jest w ten dzień, więc nikt nam nie będzie zawracał głowy i strajkował, że klub jest zamknięty. Kelnerki, barmani i ochroniarze przyjdą pomóc. Sami się zgłosili, jak usłyszeli, że będziemy coś takiego robić.
Daj znać, czy pasuje i o której godzinie możesz najszybciej być.
Całuję,
Keyna.

- A w ogóle czytałeś Proroka?
- Nie - mruknął myślami będąc daleko od Hermiony.
- Wiedziałeś, że w piątek w klubie był gość z Międzynarodowego Magicznego Zrzeszenia Klubów i Barów? Przyjechał ocenić twój klub. W gazecie jest dziś artykuł. Ja już go czytałam i myślę, że ty też powinieneś - zakończyła dość koślawo i niepewną miną trzymając przed sobą Proroka.
- Czemu mi nie powiedziałaś? - spytał spoglądając na nią podejrzliwie.
- Bo zapomniałam?
Harry burknął coś i chwycił łapczywie gazetę. Szybko ją przewertował szukając właściwego artykułu. Na zdjęciu były drzwi i ogromny neonowy napis z nazwą. Nad nim był nagłówek. „Kit czy Hit? Tajemnice Londyńskich Klubów cz.2”
Potter szybko przebiegł wzrokiem tekst i uśmiechnął się półgębkiem. Nie było żadnych obraźliwych określeń. Był dobrej myśli.

W piątek wieczór dane mi było odwiedzić nowy klub o jakże wdzięcznej nazwie „Under Big Black Ass*”. Spodziewałem się zapleśniałego klubu z nieciekawą ochroną, pomarszczonymi, wrednymi kelnerkami oraz barmanem wziętym z domu spokojnej starości. Nie wróżyłem nowemu klubowi takiej renomy i tłumu jaki zobaczyłem.
Ale zacznijmy od początku.
Od wejścia zostałem powitany przez krzepkich mężczyzn, na pewno czarodziei, choć po ubraniu nie sposób było poznać. Za kontuarem siedziała zgrabna i kompetentna kobieta. Od razu zostałem dodany do stałych gości i otrzymałem kartę, bym mógł wejść bez problemu następnym razem. Po krótkiej drodze przez magiczny korytarz dotarłem na małą antresolę i zobaczyłem najbardziej urokliwe miejsce na świecie.
Sala była magicznie powiększona. Z lewej znajdowała się scena, na której instalował się zespół. Ludzi było tyle, że musiałem przetrzeć oczy trzy razy, żeby uwierzyć, że nie śnię. Schody póki co były puste, więc czym prędzej zszedłem na dół i udałem się do baru. Tam obsłużył mnie najmilszy i najbardziej doświadczony barman z jakim miałem do czynienia. Spotkałem tam też właściciela lokalu Pana Snape-Malfoy’a w towarzystwie przystojnego mężczyzny, który na pewno nie był jego mężem. Zamieniłem kilka słów i byłem pewien, że właściciel nie zorientował się z kim ma do czynienia. Z jego zachowania wywnioskowałem, że spodziewa się mojej wizyty i uśmiechnąłem się do siebie z wyższością.
Kolejnym plusem były kelnerki, które non-stop kręciły się po sali zbierając puste butelki i szklanki nim te zdążyły spaść ze stołów. Były wszędzie i było ich pełno. Poza tym wyglądały na młode, pełne wigoru i szczęśliwe. Dostawały dużo napiwków, które w magiczny sposób znikały. To zapewne pomysł Pana Snape-Malfoy’a.
Byłem bardzo ciekaw sali na dole, o której dużo mi opowiadano. Udałem się tam bezzwłocznie. Jedynym minusem są schody, na których łatwo się zabić wpatrując się w kelnerki i kelnerów krążących po sali nago. Ich jedynymi ubraniami były muszki i mankiety dla mężczyzn oraz muszki, królicze ogonki i uszy dla kelnerek. Osobiście chciałbym wiedzieć, jak ogonki zostały przymocowane, jednak nie starczyło mi odwagi, by zapytać.
Usiadłem do stolika, a przy mnie od razu pojawiła się kelnerka proponując coś do picia, bądź pooglądania. Byłem szczerze wdzięczny i zadowolony, gdy pomogła mi w wyborze. Ja byłem zbyt zdezorientowany.
Wieczór uważam za udany. Z przyjemnością ogłaszam, że klub Pana Harry’ego Snape-Malfoy’a otrzymuje pięć gwiazdek Międzynarodowego Magicznego Zrzeszenia Klubów i Barów, oraz od tej pory może te gwiazdki umieścić w szyldzie. Jesteśmy również szczęśliwi mogąc przyjąć ów klub do naszego Zrzeszenia.
Dean Stedman, dyrektor MMZKiB

Harry w trakcie czytania gazety przystanął. Teraz wpatrywał się rozszerzonymi w szoku oczami w artykuł. Nie mógł uwierzyć w to, co przeczytał. Dostał pięć gwiazdek! Całe pięć! I został przyjęty to Zrzeszenia. To było dla niego niewiarygodne.
- Żyjesz? - spytała Hermiona wpatrując się nieufnie w przyjaciela.
Harry podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się, po czym mocno przytulił.
- Żartujesz?! Czuję się świetnie. To chyba najszczęśliwszy dzień w moim… życiu - powiedział z mniejszym zapałem gdy z powrotem dopadł go smutek po tym, co stracił.
Gdyby miał zrobić listę dziesięciu najlepszych dni, to zdecydowanie na pierwszym byłby dzień, w którym wyszedł za mąż za Dracona. Drugi, kiedy Draco mu się oświadczył, a trzeci pewnie dzień, gdy zobaczył swoje dzieci po raz pierwszy i kiedy trzymał je na rękach. Ten dzień mógłby się najwyżej znaleźć na czwartym miejscu, ale musiałby się jeszcze zastanowić nad kilkoma pozycjami.
- Proszę cię. Przestań choć na chwilę o nim myśleć. To cię zabija! - krzyknęła sfrustrowana. - Prawie nic nie jesz, z nikim się nie spotykasz nie licząc tych udawanych spotkań, by wzbudzić zazdrość. Ale chyba zauważyłeś, że to nie działa. Gdyby to cokolwiek dawało, to widzielibyśmy efekty. Wiem, że ciężko sypiasz i palisz papierosa papierosem. Wykończysz się. Myślę, że właśnie o to Dumbledore’owi chodzi. Żebyś się wykończył i nie sprawiał problemów.
- To nie tak - mruknął, ale jakoś bez przekonania.
Kurde, wiedział, że Hermiona ma rację. Doskonale i tym wiedział, jednak nie mógł tego zmienić. Nie potrafił wymazać z pamięci swoich wspomnień. Nie potrafił tak o zapomnieć o najszczęśliwszych dniach w jego życiu, gdy kochał i był kochany. Nie oddałby tego nigdy i nikomu za nic.
- Idziemy dalej? - Nie czekając na odpowiedź ruszył przed siebie.
Pogrążył się w swoich myślach stawiając krok za krokiem. Wiedział, że Hermiona idzie obok niego. Na szczęście nie odzywała się. Nie chciał się z nią znów kłócić. Stracił za dużo osób, by mógł sobie pozwolić jeszcze na stratę Hermiony.
Reszta spaceru minęła w ciszy, jednak do domu wrócili dopiero po trzech godzinach.
- Długo was nie było - powiedziała Narcyza na wejściu.
- Trzeba korzystać z ostatnich ciepłych dni. - Cyzia kiwnęła głową i wróciła do kuchni, skąd dobiegały głosy.
Harry wziął na ręce Izzy, a Hermiona Sebastiana i zostawiwszy wózek w holu, poszli w ślady Narcyzy.
W pomieszczeniu siedziała Dafne, Rose, Lucjusz i Narcyza. Na stole między nimi stały dwie butelki wina, jedna pusta, a druga ledwo co napoczęta. W kieliszkach było trochę alkoholu.
- Widzę, że dobrze się tu bawicie - mruknął.
- Całkiem dobrze. - Lucjusz uśmiechnął się i objął Cyzię ramieniem.
- A czemu nie siedzicie w salonie? Nie byłoby wam wygodniej?
- Draco zajął pokój i bawi się z Cecy.
- Nagle taki z niego kochany brat? A Serp wcześniej przez niego płakał. - Harry był oburzony i gdyby nie Hermiona, która złapała go za ramię, pobiegłby do salonu i wszczął kłótnie. - A właśnie. Gdzie jest Serp?
Lucjusz i Narcyza spojrzeli po sobie nagle całkowicie trzeźwi i poważni. Wstali niemal równocześnie i pobiegli do pokoju syna. Harry nie musiał biec za nimi by wiedzieć, że chłopca nie ma już w jego pokoju.
Cyzia schodząc po schodach wyglądała na nieobecną. Miała bladą twarz i mocno zaciśnięte usta. W ręce trzymała małą kartkę.
Harry podszedł do niej wcześniej przekładając Izzy na drugie ramię. Wziął świstek od Narcyzy i przeczytał na głos.
- Mamo, tato, Harry. Nie mogę dłużej tu zostać. Wiem, że mnie kochacie, ale jest ktoś, kto niestety mnie nie kocha. Nie chcę, żebyście się przeze mnie kłócili, a ja też nie chcę między kimś wybierać. Wasz ukochany Serp.
Harry powstrzymywał łzy, jednak nie dał rady. Kilka z nich spłynęło po policzku. Nie wierzył, że napisał to pięcioletni chłopiec. Szybko oddał córkę w ręce Dafne i wybiegł przez salon do ogrodu. Biegł przed siebie domyślając się, gdzie chłopiec mógł się schować.
Zastanawiał się ile czasu Serp spędził na dworze sam i bał się, żeby nic mu się nie stało.
Gdy wbiegł pomiędzy równo przycięte krzaki, grządki róż i astr usłyszał cichy płacz. Zwolnił i uspokoił nieco oddech po czym skierował się w tamtą stronę. Po kilku minutach dotarł do źródła dźwięku.
Serp siedział skulony między krzakami. Miał czerwoną buzię usmarowaną ziemią, zmierzwione włosy i podarte ubranie. Obok niego leżała mała torba.
- Ja nie… nie chcę ta-am wra-acać - udało mu się powiedzieć między napadami płaczu.
- Ale nie możesz tu zostać. - Harry starał się mówić miękko i jednocześnie wyciągnąć chłopca.
- On mnie nie-nienawidzi - jęknął i odsunął się jeszcze bardziej od Harry’ego.
- Wcale, że nie.
W końcu złapał Serpa i przyciągnął go do siebie. Wstał chwytając w rękę torbę i ruszył ku domowi. Na tle świateł widział trzy postacie stojące na trawniku. Nie był w stanie powiedzieć, jakie mieli miny, ale podejrzewał, że ulgę i radość.
Harry wiedział, że będzie musiał odbyć rozmowę z Draconem, która będzie raczej kłótnią, ale musiał. Było parę rzeczy, które trzeba wyjaśnić, jak a przykład kwestia Serpa. To tylko pięcioletni chłopiec, który niesłusznie obrywał rykoszetem wojny między Draconem a Harrym.
Na przód tej małej grupy wysunęła się Narcyza. Jako pierwsza dopadła ich i wzięła na ręce swojego synka. Mówiła do niego dużo różnych, bezsensownych rzeczy, ale ani ona, ani tym bardziej Serp nie przykładali wagi do tych słów.
Głaskała go po policzkach i przytulała ciągle powtarzając swoją litanię.
Harry za to szedł niepowstrzymany przez nikogo. Draco, jakby wyczuwając, że to o niego chodzi, stał na środku pokoju czekając na Pottera.
- Musimy porozmawiać.
- Tak? A niby o czym?
- O Serpie. To tylko dziecko. On niczym nie zawinił.
- Och, naprawdę?
- Zamknij się i słuchaj. On ma pięć lat. Potrzebuje miłości i łaknie jej od każdego. Niesłusznie obrywa od ciebie za coś, czego nie zrobił. To twój brat, a mój szwagier. Jesteśmy rodziną, więc miałem prawo zabrać go do wesołego miasteczka. Powinieneś się cieszyć razem z nim - syknął i zacisnął pięści.
- Cieszyć się, że braciszek mnie zdradził?
- On cię nie zdradził! To nie jego wina. Traktuję go jak młodszego brata. Należy mu się trochę szczęścia, nie uważasz? Przecież go kochasz, tak? On cię potrzebuje. Jesteś dla niego wzorem.
- To ty stałeś się dla niego wzorem. Ja jestem już tylko wrednym bratem, który nie pamięta swojego męża, dzieci i wyładowuje to na młodszym bracie, który chce się tylko bawić i nie rozumie, że takie jest życie.
- Nie każ mu wybierać - poprosił Harry. Zniżył głos i wpatrywał się w Dracona, który widocznie zaczął się łamać. - Jeżeli nie potrafisz, to najlepiej będzie, jeżeli nie będziesz się tu pokazywał - powiedział to tak cicho, że jedynie Draco, stojący naprzeciwko niego był w stanie to usłyszeć w przeciwieństwie do Lucjusza, Narcyzy i Hermiony wchodzących do salonu.
- Chyba faktycznie tak będzie lepiej - syknął blondyn i wskoczył do kominka znikając w zielonych płomieniach.
Narcyza chciała coś powiedzieć, ale gdy zobaczyła twarz Harry’ego, który odwrócił się do nich, zamilkła.
Serp nadal był brudny i smutny, ale już nie płakał. Zaczął się wiercić u Narcyzy na rękach, więc go postawiła, a on od razu pobiegł do Harry’ego i objął rączkami jego nogi. Potter ukląkł i przytulił się do niego.
- Kocham cię - szepnął Serp cichutko wprost do jego ucha.
- Ja ciebie też - odszepnął Harry i uśmiechnął się lekko, lecz w jego oczach był smutek i melancholia.
***
Draco już nie wrócił. Harry nie chciał wiedzieć, gdzie się przeniósł, bo bał się, że mógłby za nim pójść i znowu się kłócić.
Starał się spędzać jak najwięcej czasu ze swoimi dziećmi i z Serpem. Jednak w momentach, gdy zostawał sam smutniał i markotniał. Brakowało mu Dracona. Zdecydowanie nie mógł bez niego żyć.
W końcu weekend się skończył i Harry wraz z Hermioną musieli wracać do szkoły. Serp przez dobre półgodziny wisiał na Potterze i nie chciał puścić. Uparł się, że pójdzie z nim do szkoły. Nawet wymyślił, że Harry mógłby przemycić go jako pluszaka bez którego nie może żyć. Pomysł spotkał się ze śmiechem, a Serp się obraził, że nie traktują go poważnie.
Narcyza w końcu odczepiła syna od Gryfona i uśmiechnęła się smutno.
- Do piątku.
Harry przytaknął i już ich nie było.
***
Poniedziałek był nudny. Draco ciągle obrażał Gryfonów, a Pottera w szczególności, chociaż Harry miał wrażenie, że obrazy nabrały bardziej prywatnego podtekstu.
Ale w końcu przyszedł wtorek.
Śniadanie w Wielkiej Sali to był najlepszy czas na dzielenie się ploteczkami i wiadomościami usłyszanymi w nocy z łóżka obok. Każdy miał coś do powiedzenia. Oczywiście kilkoro osób zawsze dosypiało przy stole, część odrabiała zapomniane prace domowe, a część, tylko dziewczyny, poprawiała wygląd.
W Wielkiej Sali zawsze było gwarno i tłoczno. Rzadko kiedy rozmowy cichły. Jeżeli już, to tylko po to, by po sekundzie rozpocząć się z nową mocą i energią. Było zupełnie tak, jakby to była jedna wielka rozmowa i każdy chciał wtrącić do niej coś swojego.
Harry opierał brodę na ręce i wpatrywał się w owsiankę zmęczonym wzrokiem.
- Nie jestem głodny.
- Słyszałam to już pięć razy - warknęła Hermiona i odwróciła się do Ginny, by o coś zapytać.
Potter odsunął od siebie talerz i rozglądnął się w poszukiwaniu jakiejś sałatki z kurczakiem. Zobaczył ją niedaleko Neville’a.
- Neville, mógłbyś mi podać tę sałatkę? - spytał wskazując ręką na miskę.
Kolega kiwnął głową i podał naczynie, a Harry nie kłopocząc się przekładaniem jedzenia na talerz, zaczął jeść wprost z miski.
- Harry! - krzyknęła oburzona Hermiona widząc, co robi jej przyjaciel.
Chłopak tylko wzruszył ramionami i powrócił do zajadania się sałatką.
Gryfonka z jednej strony była oburzona jego zachowaniem, ale z drugiej cieszyła się, że Harry w ogóle je. Wydawało jej się, że nikt poza nią nie zauważył, że Gryfon schudł. Ubrania, które kupił ostatnio, wisiały na nim jak na wieszaku, a gdy się przebierał przy niej w pokoju, to mogła z ręką na sercu przyznać, że wystawały my żebra.
Martwiła się o niego. Zamęczał się, by tylko przypodobać Tomowi. Ciągle u niego przesiadywał, zarywał noce ucząc się zaklęć, miał napady kaszlu i jadł coraz mniej tłumacząc się brakiem apetytu.
Postanowiła wziąć sprawy we własne ręce, nim przyjaciel przesadzi i nie będzie już kogo ratować.
- Musisz iść do Snape’a, żeby cię zbadał.
- Nic mi nie jest - powiedział beztrosko wstając.
- Nic? Po południu pokażę ci, że coś ci jest - warknęła i wybiegła z sali.
Potter wzruszył ramionami i poszedł pod salę, gdzie miał mieć zajęcia Transmutacji. Już się nie mógł doczekać.
***
Hermiona szła po schodach i pluła sobie w brodę, że uniosła się w Wielkiej Sali. Nie powinna wyładowywać swojej frustracji na przyjacielu nawet, jeżeli on był jej powodem. Może powinna najpierw porozmawiać z Severusem i poprosić go o pomoc. W końcu to jego syn.
Cieszyła się, że był wtorek. Musiała tylko przetrzymać zajęcia i wieczorem pójdzie na korepetycje z Czarnej Magii. Na tych zajęciach mogła być sobą. Nauczyciel bardzo chętnie wdawał się w dyskusje, na różne, fascynujące tematy.
Dużo ćwiczyli, a Hermiona odniosła wrażenie, że dogaduje się z nauczycielem lepiej niż z kimkolwiek innym. Oboje uwielbiali czytać książki i wymieniali się doświadczeniami.
Te zajęcia to była miła odskocznia do nudnych lekcji i ciągłego zajmowania się Potterem. Wiedziała, że nie musi tego robić, lecz obwiniałaby się, gdyby coś mu się stało.
Dotarła na Transmutację jako ostatnia, ale się nie spóźniła. Minerva weszła do sali zaraz po niej.
Gryfonka szybko zajęła swoje miejsce nawet nie spoglądając na Harry’ego siedzącego obok. Obróciła się w stronę sali, by Pottera mieć nieco za plecami i nawet przez przypadek na niego nie zerknąć.
Przez dwie lekcje nie zamienili ze sobą słowa.
W sali, nawet Ślizgoni tego nie skomentowali. Albo nie zauważyli, albo byli tak bardzo w szoku, że nie zdołali nic wymyśleć.
Podwójne eliksiry ciągnęły się niemiłosiernie. Draco ciągle dogadywał Potterowi, ale robił to na tyle cicho i sprytnie, że jak Snape spoglądał na ich stolik, to Malfoy milkł i odwracał głowę, tak że wyglądało, jakby nic nie robił poza swoim zadaniem.
Harry nie odpowiadał. Bo co miał odpowiedzieć? Najpewniej akurat wtedy Severus by na nich spojrzał, albo przeszedł koło stolika i dostałby karę. No i po co? Po prostu starał się ignorować wszystko i nie dawać po sobie poznać jak bardzo go to raniło.
Czuł, jakby jego serce miało eksplodować. Nie chciał tam być. Dałby wszystko, by się przenieść. Nawet do lochu Toma, gdzie nie musiałby wysłuchiwać tego, co Draco, w swej uprzejmości, miał mu do powiedzenia.
Na kolejnych dwóch godzinach Czarnej Magii, Draco kontynuował to, co zaczął na eliksirach. Chyba naprawdę wziął sobie za punkt honoru doprowadzić Harry’ego na skraj wytrzymałości psychicznej.
Profesor Moriat dwa razy zwrócił uwagę blondynowi, żeby siedział cicho, jeżeli nie chce podzielić się z klasą swoimi przemyśleniami. Wtedy Ślizgon milkł na minutę i znów wznawiał swój monolog.
Skończył dopiero z dzwonkiem ogłaszającym koniec zajęć Czarnej Magii.
Zaklęcia Gryffindor miał sam, a na ONMS stanie tak daleko niego, jak to tylko możliwe.
Na tej ostatniej lekcji Harry myślał tylko i wyłącznie o przesłuchaniu w klubie. Chciał zaprosić Hermionę, ale po tej kłótni, która w sumie kłótnią nie była, nie wiedział, czy będzie chciała przyjść. No i oczywiście pod znakiem zapytania stawał środowy remont. Sam nie da rady wszystkiego ogarnąć nawet jak w kwestii praktycznej będzie miał pomoc kilkunastu osób.
- Hermiona, przyszłabyś na przesłuchanie? - zagadnął ją, gdy przechodziła przez Pokój Wspólny.
- Mam dziś korki z Czarnej Magii. - Pomimo tego, że jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, w głosie było słychać przepraszające nuty.
Harry pokiwał głową i poszedł do swojego pokoju. Miał zamiar przesiedzieć tam jak najdłużej się da, a potem od razu przenieść się do klubu.
Hermiona obserwowała jak jej przyjaciel snuje się do swojego dormitorium. Było jej przykro, jednak nie mogła odwołać zajęć. Za bardzo jej zależało.
Szybko pokonała schody i dosłownie parę minut później szła już korytarzem ku sali profesora Moriata.
Na każdych zajęciach nauczyciel ją zaskakiwał. Czasem przynosił ciekawe, stare książki, a raz przyniósł czarno-magiczny przedmiot i kazał jej go odczarować przy użyciu kilku zaklęć, których się uczyła.
Z każdymi zajęciami była mądrzejsza i bardziej pewna siebie. Miała wrażenie, że nauczyciel adoruje ją i za każdym razem chce ją czymś zaskoczyć, zaszokować i zainteresować. Podobało jej się to. Coraz bardziej czuła, że pociąga ją ten mężczyzna. Taki tajemniczy, mądry i utalentowany. Roztaczał wokół siebie aurę, która sprawiała, że chciało się go słuchać.
Granger stanęła pod drzwiami i potrząsnęła głową. Zapukała trzy razy. Gdy usłyszała ciche zaproszenie, weszła.
- Dzień Dobry - przywitała się i położyła plecak na pierwszej z brzegu ławce. Rozglądnęła się dookoła, lecz nie widziała nigdzie nauczyciela.
- Witaj, Hermiono. - Łagodny baryton rozlał się po pomieszczeniu jednocześnie sprawiając, że ramiona dziewczyny pokryły się gęsią skórką.
- Mam te zioła, o które pan prosił. Z ciekawości sprawdziłam, do czego się je wykorzystuje, ale nie znalazłam o nich wzmianki w żadnym podręczniku do eliksirów, ani zielarstwa. Jednak nie było większych problemów w ich dostaniu.
- Ponieważ są niezwykle popularne, każdy je zna, ale nie każdy wie, jak bardzo są użyteczne.
- Do czego służą?
Moriat wyłonił się zza schodów z tyłu pomieszczenia spoglądając na nią. Uważnie studiował jej twarz, po czym odwrócił się na chwilę i ściągnął coś z półki.
- Najczęściej, do uzdrawiania umysłu i ciała. Czasem do lokalizacji choroby. Rzadko do uśmiercania.
Granger mimowolnie jęknęła i ścisnęła ręką plecak.
- Nie bój się. Nie mam zamiaru wykorzystać ich do tej trzeciej opcji. - Uśmiechnął się drapieżnie i usiadł za biurkiem. Przed sobą położył gruby, zakurzony tom. Tytuł wytarł się z czasem, a okładka popękała.
- To po co one panu?
- Bardziej przydadzą się tobie. Zauważyłem, że twój przyjaciel schudł. Możesz dosypać sproszkowane w odpowiednich proporcjach zioła i dowiesz się, co mu jest.
- Ja… Ja nie mogę.
- Owszem, możesz. Widzę, że cię to męczy. - Hermiona mimowolnie kiwnęła głową. - Daj te zioła.
Gryfonka szybko wyciągnęła je z torby i podała profesorowi, który przez chwilę na nie popatrzył, a potem w zamyśleniu kiwnął głową.
- Zdolna dziewczyna - pochwalił ją. Granger spąsowiała i odwróciła wzrok od wprawnych rąk nauczyciela, który zaczął odrywać liście i kwiaty, usypując z nich mały kopczyk na okładce książki.
W ciągu dwudziestu minut uporał się z oskubaniem wszystkich ziół i utarciem ich na delikatny proszek, który przypominał popiół.
- Dosyp mu to do picia lub jedzenia. - Mówiąc podał jej pergamin z dziwnymi znakami i rysunkami, który na drugiej stronie był pusty. - Na tym pergaminie pojawi się, co dolega twojemu przyjacielowi. Nie możesz jednak nikomu o tym powiedzieć. Kiedy się dowiesz, sama musisz zdecydować, co z tą wiedzą zrobisz.
Hermiona kiwnęła głową i w końcu usiadła na krześle naprzeciwko nauczyciela.
- Czego chcesz się dziś nauczyć? - spytał aksamitnym głosem uśmiechając się lekko.
Przyglądała się jego przystojnej twarzy ukrytej nieco w cieniu. Jej wzrok spoczął na jego ustach tak kusząco rozchylonych i pomyślała leniwie, że chciałaby nauczyć się go całować.
Szybko jednak oprzytomniała i potrząsnęła głową.
- Czytałam w książce coś o zaklęciu Kensoterma.
- Ciekawe zaklęcie. Ofiara zaklęcia czuje, jakby gotowała się od środka, jednak zaklęcie nie wyrządza jej fizycznie żadnych obrażeń. Najczęściej ofiara wariuje przez odczuwanie wciąż i wciąż tego samego bólu, który w normalnych okolicznościach dawno by ją zabił.
Granger pomyślała, że chyba wie, jak można się czuć, gdy od środka zżera cię ogień, a tak naprawdę nic ci się fizycznie nie dzieje.
Czuła, jak gorąco rozlewa jej się po żołądku, jak pnie się do płuc, wiąże oddech, a następnie dotyka serca, które bije nienaturalnie szybko, jakby chciało wyrwać się z piersi.
Moriat obserwował spod przymrużonych powiek swoją uczennicę i zastanawiał się, jak tak krucha i delikatna osoba może tak bardzo zniewalać i przyciągać. Jak w tak małym ciele tyle siły i mocy.
Obserwował ją od zeszłego roku i bardzo żałował, że nie przyszła na jego zajęcia. Cały rok spędził na oglądaniu jej w Wielkiej Sali tak, by nikt tego nie zauważył.
W tym roku jego ciche życzenie się spełniło. Dodatkowo dała się namówić na korki. Nie sądził, że dziewczyna zgodzi się, by na nie uczęszczać. A jednak, działo się. Przychodziła, zadawała pytania, chłonęła wiedzę i coraz bardziej pociągała nauczyciela nie zdając sobie z tego sprawy.
Było w niej tyle niewinnej gracji, tyle niewymuszonego uroku, który hipnotyzował.
Widział ogień w brązowych tęczówkach, który przyciągał. Czuł, jak pod wpływem tego spojrzenia sam topnieje, rozpływa się na krześle. Z trudem opanował się, żeby nie rzucić się na uczennicę.
Gdzieś z tyłu głowy rozsądek krzyczał, że to zabronione, i że mogą go za to wywalić. Nie obchodziło go to. Dla niego nie liczyło się nic innego, jak tylko dziewczyna siedząca przed nim.
Hermiona rozchyliła usta, by coś powiedzieć, ale zdążyła jedynie nabrać powietrza zanim poczuła usta na swoich własnych. Zamknęła oczy, ale była tak zaskoczona, że nie była w stanie się ruszyć. Moriat powoli przejechał językiem po jej wardze i pogłębił pocałunek. Jego dłoń wślizgnęła się pod jej włosy na kark i palcami delikatnie kreślił kółka. Hermiona uległa i poddała się działaniom mężczyzny.
W tamtym momencie nie liczyło się dla niej to, że to nauczyciel, że mogą ich za to wywalić. Nic nie było ważne prócz tych ust i dłoni błądzącej w jej włosach.
Hermiona nie mogła się powstrzymać i jednym ruchem zrzuciła wszystko z biurka. Moriat warknął, ale nie odsunął się od niej. Zacisnął palce na jej włosach i pociągnął ją zdecydowanym ruchem do siebie. Jedynym wyjściem było, żeby Hermiona weszła na biurko. Nie tracąc czasu zrobiła to i dla wygody usiadł na skraju zwieszając nogi po jego stronie.
Moriat szybko zsunął usta na szyję dziewczyny obdarzając ją tysiącem drobnych pocałunków.
Hermiona uśmiechnęła się odchylając głowę do tyłu i przymknęła oczy.
Nauczyciel powoli i jakby z rozmysłem odpinał kolejne guziki koszuli. Obserwował dziewczynę, czy nie oprzytomnieje i nie zacznie krzyczeć. Ta jednak ciągle miała odchyloną głowę eksponując szyję i wydawała pozwalać mu na wszystko, na co miał ochotę.
Uśmiechnął się i najpierw zsunął szatę z ramion Hermiony, a potem w jej ślady poszła koszula.
Moriat podziwiał ciało Gryfonki, a rękami głaskał plecy i badał wszelkie niedoskonałości. Jego dłonie powoli zbliżały się do zapięcia stanika, kiedy usłyszeli pukanie do drzwi. Moriat zamarł, z szoku niezdolny się poruszyć. Granger także zastygła i zacisnęła mocniej oczy, jakby mogło to spowodować jej zniknięcie.
Pukanie powtórzyło się, tym razem bardziej natarczywe. Jednak żadne z nich nie poruszyło się choćby o milimetr. Odetchnęli dopiero, kiedy usłyszeli oddalające się kroki.
Hermiona spojrzała na nauczyciela siedzącego przed nią. Nie patrzył na nią, tylko na swoje ręce, które splótł na piersi.
Otworzył usta, po czym je zamknął. Po chwili spróbował ponownie, z takim samym skutkiem. Dopiero za trzecim razem udało mu się coś powiedzieć.
- Nie wiem, jak do tego doszło. Nie wiem, co mnie napadło. Nie powinienem. - Głos brzmiał pewnie. Mówił płynnie nie zająknąwszy się.
- Nie winię pana. Sama zachowywałam się niestosownie - mruknęła jednocześnie sięgając za siebie po koszulę.
- Ale ja siebie winię. Jestem dorosły i powinienem…
- Proszę tego nie robić. Do niczego nie doszło. - Niestety - dodała w myślach i założyła szatę. Lekko zeskoczyła z biurka i podeszła po plecaka. - Następne zajęcia w czwartek? - spytała i wyszła nie oczekując potwierdzenia.
Moriat jeszcze długo siedział przed biurkiem wpatrując się w swoje ręce i zastanawiając się, co on zrobił i dlaczego. Przecież to była uczennica. Bardzo ładna, ale uczennica. Przecież mógł za to wylecieć. Już powinien się pakować i iść do Dumbledore’a składać rezygnację. Coś mu jednak podpowiadało, żeby został i zobaczył, jak rozwinie się sytuacja. Najwyżej przygotuje sobie pergamin z wypowiedzeniem i w razie czego wyśle go sową. Będzie przygotowany.