poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Tom II Rozdział 10.

Jako, że w weekend pękła magiczna dla mnie bariera 10000 wyświetleń, wstawiam nowy rozdzialik ;) 
Nerra Malfoy - Mam nadzieję, że tyle akcji na na razie wystarczy ;)
Gdyby ktoś chciał być powiadamiany o kolejnych rozdziałach, proszę o kontakt na gg (11941873)
Miłego czytania!
________________________________________
Rozdział 10. "Pamięć"
Czuł się, jakby dostał kijem do Quiddicha w głowę. Myśli były jak wata i nie chciały z nim współpracować. Były różowe, puszyste, niewyraźne, rozmazane, a ich ilość przyprawiała o ból głowy. Jęknął, a po chwili wzdłuż jego gardła spłynął kwaśny eliksir, dzięki któremu odzyskał władzę nad myślami i trochę z nich przegonił. Ucieszył się, kiedy zaczął jasno myśleć i skupił się na otwarciu oczu. Okazało się to nie lada wyzwaniem. Zupełnie jakby powieki miał sklejone, albo siłą ktoś je zaciskał. Dopiero przy czwartej próbie udało mu się rozchylić je na tyle, że zobaczył pod przeciwną ścianą rząd łóżek zasłanych białą pościelą, a każde z nich było oddzielone parawanem. Powinien skądś to kojarzyć, ale nagle wszystkie myśli wypadły mu z głowy. Zupełnie jakby miał w niej dziurę. Rozejrzał się na boki. Po prawej stał parawan, a po lewej był on odsunięty i widział stojące niedaleko łóżko. Na tym łóżku ktoś leżał. Miał ciemne włosy, ale reszta ukryła się pod kołdrą. Postanowił odwrócić się plecami do obcego i pójść dalej spać.
- Panie Malfoy, muszę dać panu eliksiry.
Racja. To było jego nazwisko. Teraz wystarczyło się dowiedzieć, jak ma na imię. Coś kołatało mu się po głowie. Miał to na końcu języka.
Nie zdążył jednak sobie przypomnieć, bo kobieta w białym uniformie zaczęła poić go eliksirami, a po ostatnim od razu zasnął.
Kiedy obudził się kilka godzin później, czuł się lepiej. Głowa go nie bolała, myśli nie kłębiły się i powoli pływały swoimi torami. Przypomniał sobie nawet, że nazywa się Draco Malfoy, co według niego było sporym osiągnięciem. Otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Dziś łóżko po lewej było wolne, ale parawan stał tam, gdzie wczoraj. Usiadł i rozpoznał miejsce. Skrzydło Szpitalne w Hogwarcie. Tylko jak on się tu znalazł? Ostatnie, co pamiętał to nocny spacer na Wieżę Astronomiczną, powrót do pokoju i… Panią Pomfrey dającą mu eliksiry. Ale to nie miało żadnego sensu. Przecież wrócił do pokoju, nic sobie nie zrobił i nie potrzebował leżeć w szpitalnym łóżku. Co się działo?
- Hej, Draco. W końcu się obudziłeś, śpiochu.
Malfoy na dźwięk tego głosu zmrużył oczy i spojrzał w bok. Na krześle stojącym obok jego łóżka siedział Harry Potter i bezczelnie się uśmiechał.
- Co ty tu robisz, Potter? - warknął blondyn patrząc na swojego wroga. Uśmiech zamarł na twarzy Gryfona i zmienił się w wyraz niedowierzania. W jego oczach widać było ból i cierpienie tak głębokie i silne, że Draco mógłby przysiąc, że też go doświadczył. Potrząsnął jednak głową, by pozbyć się głupich myśli i skupił się na Potterze.
- Ogłuchłeś? Co ty tu robisz?
- Ja… Draco? - jęknął Harry i wyciągnął przed siebie rękę. Draco odruchowo się cofnął i spojrzał na nią jak na wybitnie obleśnego robaka.
- Jak zwykle elokwentny - sarknął pomijając to, że Gryfon mówi do niego po imieniu zupełnie, jakby się znali.
- Nic nie pamiętasz? - głos bruneta się załamał, a on sam odwrócił twarz.
- Co mam niby pamiętać. Nadal nie wiem, co ty tu robisz i co ja tu robię. Wiem, że byłem w pokoju i nagle obudziłem się tutaj.
- Mieliśmy wypadek na eliksirach. Nasz kociołek wybuchł, a ty przy upadku rozciąłeś sobie głowę. Severus zabrał cię do Skrzydła Szpitalnego. - Potter mówił nie odwracając twarzy w stronę Ślizgona, więc ten nie mógł zobaczyć łez spływających po jego policzkach.
- Severus? Dla ciebie profesor Snape - warknął Draco.
- Nie byłbym taki pewien - powiedział Mistrz Eliksirów wchodząc do Skrzydła Szpitalnego.
Spojrzał na swojego syna, który siedział przodem do łóżka męża, ale jego twarz zwrócona była w stronę drzwi, więc profesor widział, co się z nim dzieje. Kiedy zauważył łzy płynące po policzkach bruneta nie dał po sobie poznać, że ten widok go poruszył. Zachował swoją maskę i podszedł do Dracona.
On mnie nie pamięta. On myśli, że jestem Potterem - myśli Harry’ego miały taką siłę, że przedarły się nawet przez mury Severusa, a on niemal nie upadł pod naporem tak silnego bólu i cierpienia.
- Jak się czujesz, Draco? - spytał stając obok jego łóżka.
- Co się dzieje? - odparł pytaniem na pytanie.
- O to samo chciałem spytać. Wiesz, który dzisiaj mamy?
- Owszem. Trzeci października.
Harry zbladł i zdecydował się spojrzeć na twarz swojego… męża. Nie było widać na niej żadnej emocji. Oczy zimne jak lód patrzyły wprost na nauczyciela.
- Która klasa?
- Szósta.
Za to na twarzy Harry’ego szalał sztorm. Jego oczy były epicentrum cyklonu emocji. Niedowierzanie, ból, cierpienie, smutek, strata, złość, furia, zdrada. Cały wachlarz emocji, zupełnie jakby nie mógł się zdecydować na jedną.
Nie zwracał uwagi na to, co mówił dalej Severus. Chyba wyjaśniał Draconowi, że dzisiaj jest trzeci września i że właśnie zaczęli siódmą klasę. Nie chciał tego słuchać, a w jego głowie nagle zapanował spokój. Nawet nie zarejestrował kiedy wstał i zaczął kierować się w stronę drzwi. W jego umyśle pojawiła się tylko jedna emocja. Złość. Narastała z każdą sekundą, by po chwili przerodzić się we wściekłość. Przed sobą miał jeden cel, a w jego głowie pojawiło się jedno słowo.
Zabić.
Był pewien, że to sprawka Blaise’a. Nie ważne, czy to on przygotował roślinę. Jedyne, co się liczyło to to, że tylko na nim mógł wyładować swoją złość, swoją furię, swoją magię. Czuł, jak wibruje dookoła niego, jak trzeszczy i materializuje się wokół niego. Zobaczył pumę biegającą wokół. Dalej biegał tygrys, a wąż sunął sycząc co chwilę. Przed sobą miał drzwi, które otwarły się na oścież, gdy tylko o tym pomyślał. Na skraju zdrowego rozsądku, który został zepchnięty w głąb wraz z sumieniem wiedział, że Snape próbuje go powstrzymać, ale magia Gryfona trzymała go na dystans. Posuwał się na przód tak szybko jak Potter.
Severus coś krzyczał, ale nie docierało do niego nic prócz złości. Czerpał z tego przyjemność.
Sunął przez Hogwart jak duch. Otoczony magią czuł się niezwyciężony. Każdy, kogo spotkał, chował się w korytarzach i spoglądał na niego z lękiem. W końcu dotarł pod przejście do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Słyszał, że Snape próbuje zaczarować przejście, ale na próżno. Harry tylko pomyślał, że chce przejść, a zaraz pojawiła się dziura. Spokojnie przez nią przeszedł i rozejrzał się dookoła. Na jego ustach zagościł zwycięski uśmieszek, kiedy zobaczył Zabiniego chowającego się za kanapą.
- Nie zdołasz się ukryć - zanucił Harry i stanął na środku pomieszczenia.
Ślizgoni przypatrywali mu się ze złością, ale on zaśmiał się, bo nie dorównywała ona jego furii. Było to jak porównywanie małej myszki do słonia. Zupełnie nie ten rozmiar.
- Wiem, że tam jesteś. Wstań tchórzu - warknął i wyciągnął przed siebie rękę. Zobaczył jak magia sunie po ziemi w postaci węża i zaśmiał się. W końcu był w Gnieździe Węży.
Zabini wstał zza kanapy i stanął naprzeciwko Pottera. Ten zerknął na jego ręce, które były pofarbowane na zielono.
- Byłeś tylko doręczycielem - stwierdził Harry i uśmiechnął się zimno.
- Czego?
- Korzenia. Nie wpadłbyś na coś takiego. Zbyt skomplikowane i wyrafinowane. Usunąć wszystkie wspomnienia z ostatnich jedenastu miesięcy. Mimo wszystko za długo cię tolerowałem, więc żegnaj. - Harry wzruszył ramionami, odwrócił się i ledwo zauważalnie machnął ręką. Puma, tygrys i wąż rzuciły się na Zabiniego. Niestety nikt prócz Gryfona ich nie widział, więc nikt nie był w stanie mu pomóc.
Harry zrobił krok do przodu i runął na ziemię, a zwierzęta znikły. Blaise ledwo żywy leżał na ziemi w kałuży swojej krwi. Pansy rzuciła się do niego, ale została odtrącona przez profesora. Snape zatamował krwawienie i przelewitował obu chłopaków do Skrzydła Szpitalnego. Ślizgonem od razu zajęła się Madame Pomfrey, a Harry’ego położył do łóżka i przestawił na miejsce parawan oddzielający Malfoy’a i Pottera.
Pomimo tego, że Gryfon leżał nieprzytomny, Snape wciąż czuł promieniującą z niego wściekłość. Przez ich połączenie mógł wyczuć zadowolenie i jedno słowo tłukące o mur.
Zabić.
***
Snape postanowił odwołać wszystkie lekcje w tym dniu, więc wśród uczniów zapanował chaos. Wszyscy cieszyli się, że nie będzie Eliksirów. Po prostu święto. W zamian Severus siedział przy łóżku syna w Skrzydle Szpitalnym i czekał aż ten się obudzi. Hermiona dołączyła do niego po porannych lekcjach i siedziała tam też w trakcie obiadu. Profesor na szczęście miał znajomości i załatwił im dostawę na miejsce, więc nie byli głodni.
W trakcie czekania Hermiona zauważyła, że Pomfrey ciągle chodzi do jednego łóżka w końcu sali. Zaciekawiona spytała Severusa, czy coś o tym wie. Nauczyciel westchnął i opowiedział Hermionie, co się stało rano. Dziewczyna nie była zbytnio zaskoczona i mruknęła coś w stylu: „Mogłam się tego spodziewać”. Jednak, kiedy dowiedziała się, że Draco stracił pamięć jej spojrzenie stwardniało i Snape miał wrażenie, że sama chciałaby dokonać mordu na Zabinim. Na szczęście nie była ona tak silna magicznie, więc Mistrz Eliksirów spokojnie by sobie z nią poradził.
Hermiona musiała znaleźć profesora Moriata i powiedzieć, że nie może przyjść ze względu na Pottera. Na pewno zrozumie.
Gryfonka w końcu musiała wracać na lekcje, więc Severus znowu został sam. Niedługo później Harry otworzył oczy i rozejrzał się niespokojnie po pomieszczeniu.
- Jeszcze mnie nie wydalili ze szkoły? - mruknął nieco zdziwiony i spojrzał z obawą na ojca.
- Nie i raczej ci to nie grozi. Masz szczęście, że nie opanowałeś do końca swojej magii i jej ilości. Wyczerpało cię to magicznie i zemdlałeś zanim twoja magia dokończyła dzieła.
- Szkoda - westchnął i spojrzał w prawo na parawan oddzielający go od Malfoy’a. - Należało mu się.
- Wiem, co nie oznacza, że zasługiwał na śmierć. Zostanie wydalony ze szkoły. Już ja się o to postaram. - Błysk w oku Snape'a upewnił Harry’ego, że jego ojciec nie żartuje i dopilnuje, by Zabini nigdy więcej nie wrócił do Hogwartu.
- Dzięki. A właściwie dlaczego tu siedzisz? Nie masz przypadkiem lekcji?
- Odwołałem. Stwierdziłem, że możesz mnie dziś potrzebować. Nie często zdarza się, że twój mąż traci pamięć i wraca do momentu, gdy jest twoim największym wrogiem i wszystko, o czym myśli, to jak cię obrazić.
- Aha - mruknął i zakopał się głębiej pod kołdrą.
- A tak poza tym, mam jedno pytanie. Co to dzisiaj właściwie było?
- Nie wiem. Magia dostosowywała się do mnie według mojej woli. Robiła, co chciałem i była tam, gdzie chciałem.
- Żadnych konkretnych zaklęć?
- Żadnych - potwierdził Harry.
- Pójdę zobaczyć, co z Zabinim i Malfoy’em.
Snape wstał i poszedł do łóżka po drugiej stronie sali, które zasłaniał mu parawan, jednak nie było to łóżko jego męża. Usłyszał przytłumione głosy, ewidentnie Snape’a i Pomfrey. Potem znowu kroki i jego ojciec zatrzymał się przy łóżku Dracona. Cicha rozmowa i po kilku minutach znów siedział obok niego.
- Właściwie, to dlaczego nadal tu siedzisz? Nie pasuje mi do ciebie obraz ojca siedzącego przy łóżku syna i czekającego aż ten się obudzi.
- A szkoda, bo właśnie tak było - westchnął Snape i spojrzał na zaskoczoną minę Harry’ego.
- Nie czuj się urażony, ale możesz już iść. Nie czuję się komfortowo - mruknął Potter i uśmiechnął się lekko.
- Następnym razem po prostu cię oleję. Pasuje?
- Nie obrażaj się ojciec - zaśmiał się Harry. - Wracaj do swoich lochów, bo uczniowie zaczną gadać.
- Zaczęli już pod koniec tamtego roku. Z resztą nie obchodzi mnie, co o mnie pomyślą.
Wstał z krzesła i nie oglądając się za siebie opuścił pomieszczenie.
Obaj jednak nie zdawali sobie sprawy, że Draco przysłuchiwał się ich rozmowie, która nie była w cale tak cicha jak im się zdawało.
Przez to Malfoy miał mętlik w głowie. Na początku Potter odzywał się do Snape’a bez nienawiści i na luzie, tak samo jak Severus do Gryfona. Wcale mu nie przeszkadzało, że zwraca się do niego na „ty”. Jakby było to dla nich normalne, codzienne. A potem ten tekst o ojcu i synu. Czyli wychodzi na to, że są rodziną. Ale w takim razie, dlaczego Snape traktował Pottera tak… źle. Z nienawiścią. Już nic nie rozumiał. A to, że stracił rok… Było to dla niego nie do pomyślenia. Jak ktoś mógł mu wykasować wspomnienia, a on nawet o tym nie wiedział. Nie czuł żadnej pustki, dziur. Może dlatego, że wykasowała się cała, a nie tylko fragmenty. Czytał kiedyś o zaklęciu Obliviate. Kasowało ono wspomnienia dotyczące na przykład jednej osoby, bądź konkretne wydarzenie, którego chciało się pozbyć. Jednak potem czuło się pewnego rodzaju dziury niepasujące do całości, lub nawet ból przy próbie przypomnienia sobie. Natomiast on był święcie przekonany, że jest w szóstej klasie. Nie pamiętał całego roku. Nie czuł bólu, ani pustki. Nawet nie odczuwał smutku, że stracił te wspomnienia. Nic. Tylko chłodna obojętność wobec wyciętych wspomnień.
Co on robił przez cały rok, że ktoś zadał sobie tyle trudu, by wykasować te wspomnienia? Z kim się zadawał?
Jego rozmyślania przerwała tak prozaiczna potrzeba, że niemal się roześmiał. Tutaj próbował przypomnieć sobie cały rok, zastanawiał się, o co chodziło, a nagle stwierdził, że musi iść siku.
Odrzucił na bok kołdrę i nagle coś zalśniło w świetle słońca wpadającego przez okna. Spojrzał na swoją lewą rękę i z okrzykiem zaskoczenia oglądał złotą obrączkę na serdecznym palcu. Skąd ona się tam wzięła? Momentalnie zapomniał o potrzebie i siedział bez ruchu wpatrując się w swój palec tak, jakby od tego zależało jego życie. Chyba bał się, że jak odwróci wzrok, obrączka zniknie i będzie musiał przyznać, że zwariował. Do głowy przychodził mu tylko jeden pomysł. Spytać Pottera. Tylko on ze wszystkich obecnych w pomieszczeniu może coś wiedzieć. W końcu zwracał się do niego po imieniu z takim uczuciem w oczach, od którego Draconowi zacisnęło się serce.
Spuścił nogi z łóżka i powoli na nich stanął. Sukces. Nie będąc pewnym swoich kroków okrążył łóżko i podszedł do parawanu. Odetchnął kilka razy i już miał wyjść zza przegrody, kiedy usłyszał ciche szlochanie, które według Dracona dochodziło właśnie od strony Pottera. Powoli wychylił się i spojrzał na łóżko swojego wroga. Ten leżał na boku w pozycji embrionalnej kurczowo zaciskając ręce na kołdrze w taki sposób, że Malfoy idealnie widział jego twarz. Na szczęście Potter miał zamknięte oczy i chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest obserwowany. Spomiędzy jego zaciśniętych powiek wyciekały łzy znacząc mokrą plamą poduszkę. Widział już na niej ciemniejszy ślad. Oddech Pottera był urywany, niespokojny.
Malfoy poczuł się jak podglądacz. Zupełnie jakby trafił na jakąś intymną scenę, której nie powinien zobaczyć nikt postronny. To było załamanie się jego odwiecznego wroga. Kogoś, kogo nie powinno się widzieć w tym stanie. Draco poczuł się do głębi poruszony. Coś w jego wnętrzu zadrgało. Po cichu się wycofał i usiadł z powrotem na swoim łóżku. Nie wiedział, co o tym myśleć. Nie zdając sobie z tego sprawy zaczął obracać obrączką na palcu. W końcu ją zdjął i położył na szafce obok łóżka. Tajemnicę pierścionka będzie rozwiązywał później, a teraz musiał pójść do toalety. I to natychmiast.
Idąc w tamtą stronę nie zwracał uwagi na nic dookoła. Jednak wracając czuł się o niebo lepiej i był w stanie koncentrować się nie tylko na tym, by nie upaść, ale także na tym, co go otaczało. Na pierwszym łóżku po prawej zobaczył Zabiniego. Przypomniał sobie, co Snape i Potter o nim mówili. Jego gardło było zabandażowane, a na szafce stało kilkanaście fiolek z różnymi eliksirami. Draco rozpoznał przeciwkrwotoczny, zabliźniający, wzmacniający, odkażający. Reszta była tajemnicza i miała dziwne kolory. Postanowił się nad tym nie zastanawiać i wrócił do swojego łóżka. Miał ochotę wrócić już do swojego pokoju w lochach, żeby się umyć i przebrać. Wiedział jednak, że pielęgniarka nie puści go tak szybko. Będzie musiał uprosić Snape’a, by pozwolił mu wrócić do siebie.
Spojrzał znowu na szafkę obok łóżka i dostrzegł mieniący się w promieniach słońca, złoty krążek. Wziął go w ręce i spróbował sobie przypomnieć z kim, gdzie i kiedy wziął ślub. Nic nie przychodziło mu do głowy. Nawet nazwisko nic mu nie pomogło, bo wszyscy zwracali się do niego per Malfoy. Był sfrustrowany. Nie wiedział, co o tym myśleć.
Nagle usłyszał skrzypienie łóżka po lewej. Zamknął dłoń wokół obrączki, rękę schował pod kołdrę i udawał, że śpi. Spod przymkniętych powiek obserwował jak Potter przeszedł obok jego łóżka, a po paru minutach wracał. Na jego lewej ręce w zbłąkanym promieniu słońca coś zabłyszczało. Zupełnie tak, jak obrączka Dracona. Ten nieomal krzyknął, ale w ostatniej chwili zdołał się opanować. Stwierdził, że to nie może być zbieg okoliczności. Nie mógł jednak uwierzyć, że wziął ślub z… Potterem! Nie potrafił sobie wytłumaczyć, jak to się mogło stać. W jaki sposób? To było dla niego niewiarygodne. Przecież on go nienawidził z całego serca. Wyzywali się, byli wrogami. Więc jak?
Przypomniał sobie, że czarodzieje mają w zwyczaju grawerować napis po wewnętrznej stronie obrączki. Otworzył dłoń, a na niej leżała obrączka. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, jak bardzo drżą mu ręce. Chwycił ją w palce i przysunął bliżej do oczu.
- Amor vincit omnia - przeczytał po cichu i przymknął oczy.
Miłość zwycięży wszystko.
Coś zakłuło go w tyłu głowy. Jakby jakieś zbłąkane wspomnienie. Spróbował się na nim skupić, ale uciekło jak wystraszone zwierzę.
Z pomiędzy zaciśniętych powiek pociekły łzy. Sam nie wiedział dlaczego, bo przecież nie był smutny. To było poza jego zasięgiem. Jakieś uczucie związane ze wspomnieniem. Na tyle silne, by wywołało taką reakcję.
Był też pewien jednego. Musi porozmawiać z Potterem. I to najlepiej teraz.
Jak pomyślał tak zrobił. Wstał i pewnym krokiem poszedł do łóżka Gryfona. Tym razem brunet siedział na łóżku i przeglądał zeszyty.
- Potter.
Gryfon drgnął, jednak nie podniósł głowy i udawał, że to nie o niego chodzi.
- Mówię do ciebie, Potter.
- O, Malfoy. Domyślam się, że mówisz do mnie, jednak ja nie nazywam się Potter.
- Jak to nie. Przecież to twoje nazwisko - powiedział zaskoczony Draco.
- Nie, nazywam się Harry Snape-Malfoy. Jestem synem Severusa Snape’a i Lily Evans, mężem Dracona Malfoy’a i ojcem bliźniaków, Isabelli Clarissy Snape-Malfoy oraz Sebastiana Aleksandra Snape-Malfoy’a. Nazwisko Potter dostałem, ponieważ moja matka wyszła za Pottera, ale nie powiedziała mu, że nie jest moim ojcem.
Draco stał oniemiały i oczami rozszerzonymi z zaskoczenia wpatrywał się w Pottera.
- To nie… To nie może być prawda. Ja nigdy…
- Owszem. Dzieci się nie wyprzesz. Nikt nie miałby problemu z przyznaniem, że są twoje.
- Ja nic nie pamiętam. Gdyby to były moje dzieci, na pewno…
- Nie, ponieważ ktoś bardzo się postarał, żebyś nie pamiętał nic z ostatnich jedenastu miesięcy. Ani jednego słowa. Mogę jednak to udowodnić. Na obrączce masz napis wygrawerowany przeze mnie. Amor vincit omnia. Miłość zwycięży wszystko. A teraz zastanów się, Malfoy, co byś wygrawerował na obrączce.
Draco stał skołowany i nie wiedział, co ze sobą zrobić. Zaciskał dłoń na obrączce jakby to była ostatnia deska ratunku. Chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział za bardzo co. Spróbował przywołać na twarz maskę obojętności i wzgardy, ale nie udawało mu się to. Był zbyt poruszony tym, co usłyszał. Wyrzucał sobie też, że rozmowa zdecydowanie poszła nie po jego myśli. Nie tak to miało wyglądać. To on miał zadawać pytania i oczekiwać odpowiedzi. To on miał wydawać polecenia. Jednak wszystko obróciło się do góry nogami i nic nie mógł na to poradzić. Był bezsilny wobec spokoju Pottera.
Wbrew sobie zastanowił się nad tym, co by wygrawerował. Na pewno nic banalnego. Kołatało mu się po głowie jedno zdanie. Przez chwilę miał wrażenie deja vu. Już coś takiego kiedyś robił, ale kiedy?
- Atque in perpetuum - wyszeptał patrząc w podłogę.
- To teraz zobacz, co jest na mojej obrączce.
Draco jednak nie mógł zmusić się, by zrobić krok do przodu. Ciągle stał w tym samym miejscu i wpatrywał się w jeden punkt.
Harry widząc to westchnął, wstał i podszedł do blondyna zsuwając z palca obrączkę. Wystawił ją na otwartej ręce i czekał. Malfoy w końcu zebrał się w sobie i sięgnął po złoty krążek. Obejrzał go od środka i zobaczył ten sam napis, co przed chwilą powiedział.
- Nadal nie wierzysz?
- To kłamstwo - powiedział cicho i podniósł głowę do góry. Harry zrobił kilka kroków do tyłu, kiedy zobaczył wyraz oczu Ślizgona. Nie było w nich już zaskoczenia, niedowierzania, tylko czysta nienawiść. Rysy twarzy stwardniały, a usta zacisnęły się w wąską kreskę. - To nie może być prawda - dodał dobitniej i wypuścił z rąk obie obrączki. Upadły na ziemię z cichym brzdękiem i potoczyły się każda w inną stronę. Draco natomiast odwrócił się i wybiegł ze Skrzydła Szpitalnego nawet nie patrząc za siebie.
Harry opadł na kolana i schował twarz w dłoniach. Czuł łzy ponownie spływające po jego policzkach. Niewidzialna ręka zacisnęła się na jego sercu, a oddech uwiązł w gardle. Starał się uspokoić, lecz na próżno.
W takiej pozycji zastała go Hermiona wchodząc do pomieszczenia. Nie zwracając na nic innego uwagi podbiegła do przyjaciela, usiadła obok niego i przytuliła go do siebie.
Zaczęła go uspokajać i szeptać nic niewarte słowa pocieszenia. W normalnych okolicznościach parsknąłby śmiechem, ale teraz nie miał na to siły. Miał wszystkiego dość. Chciał tylko wrócić do swojego pokoju i nigdy z niego nie wychodzić.
- On… on mnie nie pamięta - powiedział cicho pomiędzy napadami płaczu.
- Wiem. Na pewno da się to jakoś odwrócić - odparła Hermiona łagodnie głaszcząc go po głowie.
- Chyba wszystko zniszczyłem, wiesz? - spytał i odchylił się, by spojrzeć w oczy przyjaciółce. Opuścił swoje bariery i pokazał swoje wspomnienia. Wraz z nimi do umysłu Hermiony wlały się tony cierpienia i smutku, od których parę łez spłynęło po jej policzkach. Jednak szybko się opanowała i uśmiechnęła się przez łzy.
- Na pewno wszystko się ułoży - szepnęła i z powrotem przytuliła go do siebie.
***
Draco dotarł do swojego pokoju na kilka sekund przed tym jak z klas zaczęli wychodzić uczniowie. Od razu zrzucił z siebie ubranie i wszedł pod prysznic. Obawiał się, że niedługo Pomrey zorientuje się, że uciekł i da znać Snape’owi, z kolei ten przyjdzie tutaj i pewnie każe mu wrócić do Skrzydła Szpitalnego. ale jeszcze przez chwilę miał spokój.
Stał pod strumieniem ciepłej wody i zmywał z siebie cały brud, niepokój i zagubienie, które przylgnęło do niego w ostatnich dwóch dniach. Wszelkie emocje opuściły go wraz z wodą obmywającą jego ciało. Pozostała tylko obojętność i względne opanowanie. Przynajmniej tyle chciał zachować przy sobie.
Po zbawiennych trzydziestu minutach kąpieli wyszedł ociekający wodą i sięgnął po ręcznik. Odwrócił się, kiedy usłyszał gwizdnięcie.
- Draco, jak zwykle idealny. A gdzie twój przystojniak?
- Jaki przystojniak? - warknął Draco spoglądając spomiędzy blond włosów, które miał na twarzy.
- Twój mąż. Jego oliwkowa cera tak pięknie kontrastuje z twoją mleczną karnacją… Dawno go tu nie było.
Draco bez słowa wyszedł z łazienki i podszedł do szafy. Po drodze zerknął na kanapę, jakby spodziewał się, że ktoś tam będzie siedział. Tylko dlaczego? Potrząsnął głową i odgonił niechciane myśli. Z tyłu głowy coś kłuło go niemiłosiernie, a w sercu królował smutek i żal.
Malfoy westchnął i otworzył drzwi szafy. Oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, bo połowa ubrań zdecydowanie nie była jego. Wziął pierwszą z brzegu koszulę i odrzucił ją za siebie. Podobnie postąpił z dziesięcioma kolejnymi, aż w końcu natrafił na znajomy materiał. Ze spodniami poszło szybciej, bo trzecia para okazała się jego. W szufladzie z bielizną widział tylko swoje rzeczy, ale kiedy otworzył tą obok, zorientował się, że ani jedna rzecz nie jest jego. Wziął pierwsze lepsze swoje bokserki i skarpetki, założył na siebie i zaczął przeszukiwać szaty. Trzy miały naszyty emblemat Domu Gryffindora i Draco domyślił się, że wszystkie te rzeczy muszą należeć do Pottera. Wyszukał swoją szatę i krawat i nawet nie patrząc, co robi, założył ją na siebie. Ogarnął wzrokiem pokój. Koszule walające się po ziemi wraz ze spodniami postanowił zignorować. Będzie to idealny dodatkowy dywan. Nim zdążył jednak zrobić krok, w jego pokoju pojawił się Skrzat, a kiedy znikał, wraz z nim zniknęły wszystkie koszule i spodnie leżące na ziemi. Draco rzucił się do szafy, a tam nagle pojawiło się więcej jego koszul, spodni i szat. Otworzył nie swoją szufladę i z westchnięciem ulgi zanotował, że jest pusta.
Poszedł usiąść na kanapę, bo nie za bardzo wiedział, co ma ze sobą zrobić. Nawet nie znał swojego tegorocznego planu.
Wędrował wzrokiem po pokoju, aż natrafił na fotografie stojące nad kominkiem. Z wahaniem podszedł do nich i zaczął je oglądać.
On i Potter na motorach. Ubrani w skóry z czegoś się śmiali. Słońce odbijało się w kaskach i chromowanych częściach motocykli. Drugie zdjęcie przedstawiało Dracona. Uśmiechał się, nawet jego oczy się uśmiechały, na policzkach miał lekki rumieniec, a włosy, nie jak zwykle ułożone, tylko sterczące w każdą stronę. Na innym całował się z Potterem. Wzdrygnął się i chwycił zdjęcie z zamiarem wrzucenia go do kominka. W ostatniej chwili się powstrzymał i rzucił ramkę na łóżko. Zajmie się tym później. Kolejne zdjęcie przedstawiało leżącego na łóżku Pottera w rozpiętej koszuli, bokserkach, z papierosem w jednej ręce, szklanką z bursztynowym płynem w drugiej i miną typu „Jestem panem świata” na twarzy. Ślizgon nieświadomie podniósł rękę i palcami przebiegł po zdjęciu. Musiał przyznać przed samym sobą, że Potter jest niezłym ciachem, z ciałem wyrzeźbionym przez Quiddicha i twarzą tak klasycznie przystojną, że stawała się wręcz niepospolita i idealna.
Warknął i wymierzył sobie mentalny policzek. Potter wcale nie jest przystojny. Totalne bezguście. Włosy sterczące na wszystkie strony jakby jastrząb wił sobie tam gniazdo, okulary zdeptane pewnie setki razy i w dodatku niepasujące do jego twarzy, workowate ubrania i oczywiście przyjaciele. Szlama Granger i Wiewiór Weasley. Jak kogoś takiego można uważać za przyjaciela? Rudy żerujący na sławie Pottera.
Pukanie do drzwi odciągnęło jego uwagę od studiowania zdjęć. Niechętnie przeszedł przez pokój i otworzył drzwi. Tak jak się spodziewał po drugiej stronie stał Snape trzymając w ręku kartkę.
- Dlaczego uciekłeś ze Skrzydła Szpitalnego?
- Znudziło mi się leżenie w łóżku. Poza tym, już się dobrze czuję. Nie mógłby mnie pan zwolnić? Równie dobrze mógłbym leżeć w swoim pokoju.
- Niech ci będzie. Tu masz plan, bo zakładam, że swój poprzedni gdzieś zgubiłeś.
- Pewnie tak.
- Dziś masz się nie ruszać z pokoju, a jutro idziesz na lekcje.
- Oczywiście, profesorze.
Snape westchnął.
- Chciałbyś może o coś zapytać?
- Na razie nie. Pański syn - położył nacisk na to słowo - powiedział dość sporo i muszę się z tym oswoić. Gdybym chciał coś wiedzieć, wiem gdzie pana znaleźć - powiedział, zamknął drzwi i oparł się o nie. Wypuścił głośno powietrze i zerknął na plan w rękach. Większość przedmiotów ma z Gryfonami. Albo nawet wszystkie. Jak zwykle z resztą. Jutro ma tuż przed obiadem godzinę OPCM, a potem Czarną Magię i dwie godziny Eliksirów. Będzie ciężko.
***
Kiedy Harry się uspokoił i był w stanie normalnie rozmawiać, poprosił panią Pomrey, czy może już wyjść. Następnie wraz z Hermioną udał się do Wieży Gryffindoru. Tam się umył, przebrał i zebrał myśli. Potrzebował chwili na osobności. Jednak, kiedy poczuł łzy znowu napływające do oczu, postanowił pójść do Snape’a i poprosić o zwolnienie z jutrzejszych lekcji. Potrzebował oderwać się od Dracona, a wiedział, że jeżeli jutro pójdzie na lekcje, to mu się to nie uda.
Hermiona nalegała na to, by pójść z nim, więc nie miał jak jej odmówić. Stanął przed drzwiami do gabinetu ojca, odetchnął kilka razy i wszedł bez pukania. Rozejrzał się, jednak nigdzie nie widział Severusa.
- Mnie szukasz? - spytał Snape wychodząc z magazynu.
- Nie, Świętego Mikołaja - sarknął wywracając oczami. - A kogo innego mogę szukać w twoim gabinecie?
- No nie wiem. Na przykład Świętego Mikołaja - odparł Snape i usiadł za biurkiem. Harry podszedł do niego z Hermioną za plecami i oparł się o blat. - Więc, co cię do mnie sprowadza?
- Prośba.
- Odpowiedź brzmi: nie.
- Ale jeszcze nie wiesz, o co chcę zapytać! - krzyknął i odwrócił się sfrustrowany tyłem do ojca.
Cała trójka poczuła delikatne wyładowania magii, a powietrze wokół nich się naelektryzowało.
- Dobra, tylko spokojnie - powiedział Severus kładąc rękę na ramieniu syna. Momentalnie napięcie opadło i znów można było spokojnie oddychać bez obawy o wybuch.
- Przepraszam. Cały czas jestem wściekły i mam rozstrojone nerwy.
- To o co chodziło? - westchnął Snape spoglądając z wyczekiwaniem na syna.
- Zwolnij mnie z jutrzejszych lekcji. Ja nie wytrzymam z nim w jednej sali. Albo zrobię coś sobie, albo jemu, albo wszystkim obecnym w sali. Najbardziej obawiam się, że jednak to trzecie - powiedział sceptycznie.
- Będziesz siedzieć w pokoju przez cały dzień?
- Nie. Pojadę do domu. Zobaczę się z Narcyzą, Izzy i Sebastianem. Po prostu wydłużę sobie weekend o jeden dzień.
- Ale w poniedziałek idziesz normalnie.
- Oczywiście.
- Ja przyjadę do ciebie jutro i przywiozę ci zeszyty, żebyś mógł nadrobić - zaoferowała się Hermiona.
- No to jedź. Chcesz jeszcze dziś, czy jutro z rana?
- Pojadę dzisiaj i prześpię się w swoim łóżku z Mess i Semanthielem - zaśmiał się gorzko na myśl, że w normalnych okolicznościach jechałby tam dopiero jutro po lekcjach wraz z Draconem i spałby z nim w łóżku. Co prawda codziennie śpią razem, ale to trochę co innego.
- Jak widzę już grzebałeś w szafie - Snape wskazał na jego ubrania. - Kazałem Skrzatom odnieść rzeczy Dracona do niego i twoje do ciebie, bo pomyślałem, że Malfoy jest w stanie zrobić z nimi wszystko włącznie ze spaleniem, a pewnie byś tego nie chciał.
- Dzięki ojciec. Do zobaczenia - mruknął i wyszedł z gabinetu z Hermioną.
Severus patrzył na plecy wychodzącego syna. Garbił się. Zupełnie jakby nosił na plecach wielki ciężar. Nie wyglądał na wesołego nastolatka, który powinien szaleć i bawić się. Wyglądał na dorosłego mężczyznę zmęczonego życiem, który widział więcej niż ktokolwiek inny na ziemi mógłby sobie wyobrazić. Zwykle dobrze to maskował. Swój strach i obawy maskował śmiechem i żartami; zmęczenie obracał w nieskończone zapasy energii. Potrafił zrobić coś z niczego. Każdą sytuację obracał na swoją korzyść. Nigdy nie uciekał tylko starał się walczyć z tym, co przynosi los. Severus zawsze mu tego zazdrościł. Pierwszy raz widział Harry’ego cofającego się przed problemem. Przed problemem, który stanowił jego własny mąż. Jednak Malfoy nie jest w stanie tym razem mu pomóc, bo nic nie pamięta. Nie pamięta najwspanialszego roku w jego życiu.
A Severus na razie nie miał dobrych wieści. Obawiał się, że nic nie jest w stanie przywołać tych wspomnień z powrotem. Jedynym sposobem jest, by Draco na nowo zakochał się w Harrym i dokonać może tego tylko Potter. Jednak nie może uciekać i zaszywać się w Malfoy Manor. To jest jedyne miejsce na ziemi, gdzie Draco może go bez problemu znaleźć. Na razie, póki tego nie wie, nie będzie go tam szukał. Wydawało się to dobrym rozwiązaniem. Harry wyciszy się, ustatkuje emocje, doprowadzi magię do względnego spokoju i będzie mógł wrócić do Hogwartu, by walczyć o swoją miłość. Przynajmniej Snape miał nadzieję, że tak będzie.
***
Motor czekał na Harry’ego przed szkołą. Słońce chyliło się ku zachodowi odbijając się w chromowanym baku. Potter założył kask i uśmiechnął się smutno do Hermiony.
- Do zobaczenia jutro - mruknął i nie czekając na odpowiedź wsiadł na motocykl i pojechał przed siebie.
Podróż przebiegła spokojnie. Zatrzymał się tylko raz, by odetchnąć. Drogę pokonał w trzy godziny, ale to dlatego, że nie spieszył się zbytnio. Myśli w jego głowie urządzały sobie ranking na najgorszą i najbardziej denerwującą. Wspomnienia zmieniały się jak w kalejdoskopie i przed oczami przelatywały mu wszystkie z ostatniego roku. Serce biło nierównomiernie, oddech się urywał, a on starał się skupić na drodze przed sobą.
Ten jeden raz jak się zatrzymał. Wtedy emocje wzięły górę i przez łzy obraz mu się rozmazywał, a nie miał ochoty spowodować wypadku. 
Kiedy dojechał pod rezydencję, na schodach zobaczył Narcyzę z Sebastianem na rękach. Uśmiechnął się bardziej do siebie niż do niej, bo przecież miał na głowie kask. Cyzia pomachała mu i weszła do środka zostawiając za sobą otwarte drzwi. Nie kłopocząc się odstawianiem motocykla do garażu, postawił go przed wejściem, a kask położył na baku. Podążył śladami Cyzi, jednak zamknął za sobą drzwi. Poszedł za smakowitym zapachem i dopiero teraz uzmysłowił sobie, jaki był głodny. Wchodząc do kuchni zdjął kurtkę i powiesił ją na oparciu krzesła. W pomieszczeniu była tylko Narcyza, na co Harry odetchnął z ulgą. Jakoś nie miał ochoty rozmawiać, a tym bardziej patrzeć na Lucjusza. Draco jest tak do niego podobny… W sumie nie zastanowił się nad tym, ale jak spojrzy na córkę? Tak podobną do jego męża.
- Snape powiedział, że do nas jedziesz i wspomniał, że możesz być głodny - mówiąc to postawiła przed nim talerz zupy.
Harry bez słowa zjadł i chwilę później dostał drugie danie. Nie ociągając się wciągnął wszystko. Z rozmarzonym uśmiechem siedział i czekał aż Narcyza zajmie miejsca naprzeciwko niego.
- Jak dobrze jest być twoim synem - powiedział i został obdarowany jednym z najpiękniejszych uśmiechów.
- To teraz powiedz mi, w czym rzecz. Jest dopiero czwartek, a ty już tu jesteś. I to w dodatku bez Dracona i na motorze. O co chodzi.
Harry chwilę się zastanawiał wodząc wzrokiem po pomieszczeniu. Natknął się na zegar, który wskazywał dwudziestą.
- Podejrzewam, że jeszcze nie był kąpany - powiedział wskazując na syna.
- Nie, ale…
- To jak już tu jestem, to mogę to zrobić - przerwał Narcyzie, skoczył na nogi i delikatnie wziął od niej Sebastiana. - Zaraz wracam.
Cyzia westchnęła, ale nie ruszyła się z miejsca wiedząc, że Harry tu wróci prędzej czy później, a ona wyciągnie z niego prawdę.
Harry poszedł do pokoju jego i Dracona i spotkał tam Dafne.
- Dobry Wieczór, panie Malfoy.
- Dafne, ile razy prosiłem, żebyś mówiła mi po imieniu? Z resztą jestem młodszy od ciebie.
- Dobrze, Harry - powiedziała i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Lepiej. Jak tam Izzy?
- Bez problemów. Czasem mam wrażenie, że połknęła zegarek.
- Tak, wiem coś o tym - mruknął i położył syna na chwilę w łóżeczku i poszedł do łazienki, żeby nalać wodę do wanienki. Izzy już była wykąpana i Dafne chodziła z nią po pokoju, żeby ją uśpić.
Harry szybko uporał się z umyciem synka i także próbował sprawić, by malec poszedł spać, ale marnie mu to szło. Draco radził sobie z nim o wiele lepiej. On za to miał smykałkę do Izzy. Przeciwieństwa się przyciągają. Izzy tak podobna do Dracona woli Harry’ego natomiast Sebastian preferuje Malfoy’a.
Potter w końcu się poddał i położył Sebastiana obok Izzy, a on prawie natychmiast zasnął.
- Nigdy nie zrozumiem jak to działa - szepnął i uśmiechnął się do Dafne. Ona go odwzajemniła i razem wyszli na korytarz. Po drodze Harry zgasił światło i cicho zamknął za sobą drzwi.
- Dobranoc - powiedziała Dafne i udała się w głąb korytarza do swojego pokoju.
Gryfonowi nie pozostało więc nic innego, jak wrócić do kuchni i stawić czoła Narcyzie. W bojowym nastroju zszedł po schodach.
Zajrzał do kuchni, ale nie było jej przy stole. Usłyszał za to wołanie z pokoju obok. Zastał Narcyzę siedzącą na kanapie naprzeciwko kominka z herbatą w ręce. Poklepała zachęcająco miejsce obok siebie i obróciła się do niego przodem, gdy zajął wskazane miejsce.
- Co się takiego stało, że nie wytrzymałeś w szkole?
- Był mały wypadek w szkole i… - zawiesił głos nie wiedząc, jak Narcyza zareaguje na to, co zamierza powiedzieć.
- I?
- I Draco stracił pamięć - powiedział jednym tchem i zerknął niepewnie na teściową.
Narcyza zamarła z ustami rozchylonymi i oczami rozszerzonymi z zaskoczenia.
- Stracił pamięć? Czego nie pamięta?
- Całego ostatniego roku. Dla niego jest początek października, a on jest w szóstej klasie. Nic między nami się nie wydarzyło. - Ostatnie zdanie powiedział tak cicho, że Narcyza musiała się pochylić, żeby cokolwiek usłyszeć.
- A jak on się zachowuje?
- Tak jak zawsze względem mnie. Znaczy… przed tym wszystkim. Oschły, ironiczny, wyniosły.
- Jak to się stało? Co to był za wypadek?
Harry powiedział jej wszystko, nawet to, jak prawie zabił Zabiniego.
Narcyza siedziała wpatrując się w swojego przybranego syna ze smutkiem w oczach. Mogła się jednak tylko domyślać, jakie to dla niego ciężkie.
- Wiesz, że zawsze możesz zrezygnować ze szkoły.
- Nie. Nie mogę się wiecznie ukrywać przed własnym mężem. To, że mnie nie pamięta i traktuje jak… jak gówno nie oznacza, że nie mam obowiązku choć spróbować przywrócić mu pamięć bądź sprawić, by zakochał się we mnie ponownie. Już raz mi się udało - powiedział z lekkim uśmiechem na ustach przypominając sobie, że ostatnio nie była to do końca jego zasługa.
Przed oczami pojawiło się wspomnienie, gdzie rozmawiał z Lucjuszem.
- Musisz mi pomóc. Pamiętasz jak bardzo chciałeś przyprowadzić go ze sobą do Snape Manor? Dlaczego teraz nie chcesz tego zrobić?
- Bo obawiam się twoich intencji. Nie wiem, dlaczego chcesz tego tak bardzo. - Lucjusz z politowaniem pokręcił głową.
- Już ci mówiłem, że im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Moja sprawa. Na pewno nie pożałujesz - zapewnił go Potter z błyskiem w oku.
- Jak ja mam niby mu to powiedzieć? Muszę mieć jakiś argument. Bez tego się nie da.
- Powiedz, że… że musicie odzyskać pozycję, a ja jestem do tego idealny. Że musi się ze mną zaprzyjaźnić.
- On się nie zgodzi. To szaleństwo.
- Zgodzi się, bo nie będzie miał wyboru. Jesteś jego ojcem, prawda?
- Jestem - westchnął Lucjusz i spojrzał w oczy Pottera. - I tak uważam, że to szaleństwo, ale zrobię to. Dla ciebie.
- Dziękuję, Lucjuszu. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze - powiedział i uśmiechnął się na odchodnym.
Harry wrócił myślami do teraźniejszości i potrząsnął głową. Spojrzał na Narcyzę.
- Gdyby to wszystko było takie łatwe… Ja nawet nie wiem, od czego zacząć. Jak się do niego zbliżyć. On traktuje mnie z nienawiścią i sarkazmem. Stwarza wokół siebie barierę, której nie jestem w stanie zburzyć.
- Jak powiedziałeś, już raz ci się udało.
- Tak, ale z pomocą Lucjusza, a obawiam się, że drugi raz nie mogę tego zrobić w ten sposób. Podejrzewam, że w jego umyśle powstała blokada, która hamuje wspomnienia. Jeżeli teraz zrobię to tak samo jak wtedy, jego umysł będzie się bronił i Draco nie będzie mógł tego wykonać nie robiąc sobie krzywdy. Istnieje jednak druga możliwość, że te wspomnienia zostały usunięte i nie da się ich nijak odzyskać. Jeżeli tak, to jedynym sposobem jest zmuszenie Dracona do ponownego zaprzyjaźnienia się ze mną.
- Co nie będzie łatwe zważywszy na to, że powiedziałeś mu wszystko o sobie i dzieciach.
- Nie pomyślałem! - jęknął sfrustrowany i schował twarz w dłoniach.
Jego ciałem wstrząsnął szloch, którego nie był w stanie powstrzymać. Poczuł na plecach rękę Narcyzy głaszczącą go uspokajająco. Gdy to nie pomogło, przygarnęła go do siebie i zaczęła śpiewać.
Trochę zajęło mu uspokojenie się, a zważywszy, że był wykończony, zasnął w ramionach Narcyzy. Kiedy się zorientowała, że Harry już nie płacze i oddycha miarowo i spokojnie domyśliła się, że zasnął. Z pomocą zaklęcia lewitującego przeniosła go do jego pokoju, położyła na łóżku i przykryła kołdrą. Ucałowała go w czoło i wyszła z pokoju najciszej jak mogła nie chcąc obudzić dzieci i Harry’ego.
Potter nie mógł jednak przespać spokojnie nocy i musiał wstawać do dzieci. Jednak jakby wyczuwając jego nastrój szybko się uspokajały i zasypiały ponownie.
Rano obudziło go szturchanie w bok. Jęknął coś niezrozumiale, przeciągnął się nawet nie otwierając oczu i obrócił się na drugi bok. Szturchanie powtórzyło się, tym razem bardziej natarczywe.
Harry z niezadowoleniem otworzył jedno oko i zobaczył siedzącą na skraju łóżka Narcyzę. Uśmiechała się, a obok niej na tacy leżało śniadanie. Kanapki, jajecznica, jakaś sałatka i herbata oraz sok dyniowy do popicia.
- Dziękuję - powiedział i odwzajemnił uśmiech.
Z ociąganiem podniósł się i sięgnął po talerzyk z jajkami i jedną z kanapek. Zjadł z apetytem wywołując śmiech u swojej przybranej matki.
- Cieszę się, że ci smakuje. Sebastian i Izzy są już po śniadaniu. Nie chciałam cię wcześniej budzić zważając na to, że pewnie dzieci nie pozwoliły ci przespać całej nocy.
Potter przytaknął pijąc herbatę.
Był wdzięczny i względnie spokojny. Starał się nie myśleć o Draconie i o jego braku.
Skupił się na zegarku wiszącym nad biurkiem. Szybko obliczył, że zostało jakieś siedem-osiem godzin do przyjazdu Hermiony. Co on miał robić w tym czasie?
- Mogę skorzystać z biblioteki?