czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 11.

No i jest!
Dwa tygodnie minęły, więc wstawiam.
Całkowicie zapomniałam o blogu, ale na szczęście napisałam go wcześniej i nie będziecie musieli czekać ;p Poza tym, ostatnio mnie w ogóle w domu nie było... Ale wakacje. Następny pojawi się w drugim tygodniu września, tak myślę...
No, ale już nie marudzę ;)
Miłego czytania!
__________________________________________________
Rozdział 11. "Ron"
Draco dotarł do końca strony i zabrakło mu siły do przewrócenia kartki. Odchylił się na krześle i popatrzył na łóżko. Otworzył ze zdziwienia oczy i uznał, że lewitująca poduszka, to nie jest normalny widok. Powoli wstał i podszedł do łóżka. W ostatniej chwili złapał lecącą w jego stronę poduszkę. Złapał ją za koniec i uderzył w powietrze. Nie napotkała oporu. Draco za to został popchnięty i poleciał na łóżko. Momentalnie się odwrócił i zobaczył nad sobą twarz Harry’ego.
- Hej - powiedział i uśmiechnął się do zaskoczonego blondyna.
- Hej - odparł i także się uśmiechnął. - Czy mi się tylko wydaje, czy my byliśmy umówieni na jutro…
- Byliśmy… Ale nie mogłem wytrzymać i przyszedłem. Chociaż jeżeli nie chcesz, to mogę sobie pójść - powiedział Harry i odsunął się od Dracona.
- Nie. Ja też nie mogłem spokojnie myśleć. Nawet nie potrafiłem się skupić na zadaniu z Czarnej Magii.
- O czym piszesz? - zapytał od niechcenia brunet.
- O Klątwie Dusz…
- Wybrałem ten sam temat, ale napisałem referat dwa tygodnie temu, więc mam z nim spokój. Ja za to pisałem z eliksirów i pięć razy musiałem brać nowy pergamin, bo kleks sam pchał się na papier.
- Uuu… A ty o czym piszesz?
- O Dokenie.
- Jest wspomniana w podręczniku do Czarnej Magii w rozdziale o Klątwie Dusz. Możesz to wykorzystać.
- Faktycznie. Nie skojarzyłem. Dzięki za podpowiedź - uśmiechnął się i pocałował blondyna.
- Mógłbyś zawsze mi tak dziękować…
- Nie mogę cię za bardzo rozpuścić. A teraz zbieraj się, wychodzimy.
- Gdzie?
- Musisz nauczyć się animagii…
- Trudne to? - zapytał kiedy byli już na korytarzu przed Pokojem Życzeń.
- Tak. U ciebie będzie o tyle łatwiej, że wiesz czym jest twoja dusza.
- Aha. Ile zajęło ci nauczenie się zmiany?
- Jakieś dwa miesiące. Z pomocą Hermiony, Severusa i oczywiście zaklęcia.
- No tak - mruknął Draco.
Weszli do pomieszczenia i ich oczom ukazał się pokój wyłożony materacami.
- Po co ich tyle? - zapytał Malfoy.
- Jakbyś chciał mdleć - uśmiechnął się Harry i poszedł na środek sali. - Dobra, zaczynamy. Chodź do mnie bliżej i zdejmij koszulkę. Pozwolę ci zostać w samych spodniach - powiedział łaskawie i stanął za blondynem. - Rozluźnij się. Pomyśl o swoim zwierzęciu. Wyobraź sobie jak wygląda, jest duże czy małe, jakie ma futro, jaki kolor, czy jest miękkie, puszyste, przyjemne… Dotknij go. Pogłaszcz po pysku, przejedź ręką przez grzbiet. Wczuj się w niego, usłysz jego tętno, oddech, spójrz mu w oczy… Zgraj się z nim. Złącz się. Jakbyś był tym tygrysem… - Harry mówił cicho, ale stanowczo. Jego głos płyną i docierał w każde zakamarki umysłu i ciała.
Nagle Draco stracił przytomność i upadł na podłogę, na szczęście, wyłożoną materacami. Potter klęknął koło niego i położył sobie jego głowę na swoich nogach. Głaskał go po głowie czekając, aż blondyn odzyska przytomność.
Po około pięciu minutach Malfoy otworzył oczy i popatrzył na niego nieprzytomnie. Poruszył się lekko i skrzywił.
- Niewygodnie tutaj - mruknął, a Harry uśmiechnął się.
- No co ty nie powiesz...
- No.
- Jak się czujesz? - zapytał brunet.
- Źle. Kręci mi się w głowie… Zanim zemdlałem, to miałem wrażenie, że się zmieniam.
- Nic nie zauważyłem. Stałeś sobie przede mną, a chwilę potem leżałeś na ziemi. Nie zmieniłeś się. Najwidoczniej rdzeń się powoli przyzwyczaja.
Powtórzyli to jeszcze kilkanaście razy z różnym skutkiem. Kilka razy Draco zemdlał, dwa razy wyrósł mu ogon na chwilę, ale zaraz zniknął.
Koło godziny dziewiątej Harry zawołał Zgredka i poprosił, żeby przyniósł im coś do jedzenia. Skrzat z ochotą się zgodził i po chwili wrócił z tacą kanapek i dzbanem soku dyniowego. Po zjedzeniu kolacji Gryfon wysłał telepatyczną wiadomość do Hermiony, że siedzi w Pokoju Życzeń i jeżeli chce to może przyjść. Natychmiast otrzymał odpowiedź, że już idzie.
- Hermi zaraz tu będzie - oznajmił Draconowi, który aktualnie leżał oparty o jego klatkę piersiową, a Gryfon opierał się o ścianę z papierosem w ręce.
- Tylko ona? - Odwrócił głowę blondyn.
- Znając życie nie - odparł uśmiechnięty Harry.
Kilka chwil później do pomieszczenia wpadła wkurzona Hermiona. Włosy były w idealnym nieładzie, którego nie powstydziłby się nawet Gryfon, sukienka założona była na lewą stronę, ale wcale na tym nie traciła, buty niosła w ręce, za to makijaż był zrobiony idealnie w każdym calu.
- Harry Potterze! Oficjalnie obiecuję, że teraz zabiję cię… tym butem - wskazała na trampka, którego trzymała w lewej ręce.
- O nie! - przestraszył się Złoty Chłopiec i próbował się ochronić Draconem. Ten ze zbolałą miną podniósł ręce do góry i krzyczał.
- Nie po twarzy, nie po twarzy, byle nie w twarz - powtarzał zawzięcie, a ponad rękami widział zbliżającą się powoli do niech Hermionę. - To ja się zwijam - odwrócił się do Harry’ego i pocałował go na pożegnanie. - Zrobię ci taki pogrzeb, którego na pewno nie zapomnisz. Trumna czarna z… czaszkami… Tak, idealny pomysł - mówił oddalając się od zagrożenia. Kiedy był w bezpiecznej, bezhermionowej strefie kontynuował. - Jeszcze w środku wyłożę ją różowym pluszem, żeby było ci miękko, dobrze? Żebyś do niej pasował, ubiorę cię w odblaskowy, żółty garnitur…
Harry wyglądał jakby się dusił Hermiona stanęła na chwilę i popatrzyła się na przyjaciela. Powoli się uspokajał, więc Granger znowu zaczęła iść w jego stronę z zamiarem zabójstwa.
- Hermi, a kto ci będzie pomagał z motorem jak się zepsuje? Kto będzie odganiał od ciebie natrętów? Kto ci załatwi najlepszych chłopaków w klubie? No nie powiesz chyba, że ten wczoraj był zły - uśmiechnął się triumfalnie na widok rumieńców wypływających na twarz Hermiony.
- No powiedzmy… - zlitowała się nad brunetem. Ten odprężył się i wyprostował. - Ale jeżeli jeszcze raz uciekniesz mi z pokoju bez zrobionych zadań… To pożałujesz.
- Zapamiętam! - zasalutował i przywołał do siebie Dracona. Ten z niepewną miną przeszedł obok Hermiony i dostał od niej w pośladek.
- Au! - krzyknął. - Harry, ona mnie bije - poskarżył się na Gryfonkę. Ta zrobiła minę niewiniątka i udawała, że nie wie o co chodzi.
- Co? Ja? Nie… - potrząsnęła głową i wyciągnęła paczkę papierosów. - Ktoś chętny?
- A właściwie dlaczego jesteś sama? - zapytał Harry kiedy siedzieli we trójkę pod ścianą, a Hermiona spięła włosy poprawiła sukienkę i założyła buty.
- Reszta też chciała iść, nawet Ron, ale kiedy zobaczyli mnie pędzącą przez Pokój Wspólny w rozwianych włosach, sukience ubranej w pośpiechu i w dodatku bez butów przestraszyli się, że postradałam zmysły. Dopiero Ginny uspokoiła ich, że mam makijaż, więc nie może być tak źle. Chociaż wydaje mi się, że zaraz przyjdą, żeby posprzątać to, co z ciebie zostało.
- No to się lekko rozczarują - podsumował Malfoy i przytulił się do chłopaka.
- A Ron też przyjdzie? - spytał Harry niepewnie.
- Raczej tak. Jeżeli w końcu może, to nie przegapi takiej okazji.
- Ale ostatnio podobno coś krzyczał o szumowinach - przypomniał Harry.
- On nie jest w naszej grupie, prawda? - zapytał Draco w tym samym momencie.
- Nie, nie jest. Na szczęście. Tak, krzyczał, ale najwidoczniej zapomniał. W dodatku nie może cię dotknąć, chociaż może cię obrazić słownie.
- Nie martwi mnie to. Bardziej właśnie bałem się tego, że się na mnie rzuci - mruknął Ślizgon.
- O to się nie musisz martwić.
W czasie kiedy czekali na resztę wypili na trójkę jedną Ognistą. Trochę się rozluźnili i rozmawiali o wszystkim. Chwilę przed tym jak do pokoju weszła reszta, Harry wstał i pociągnął na nogi Hermionę i Dracona.
- Witam panie - przywitał się z Ginny i Luną całując je w policzek i przytulając. - Witam panów. - Z męską częścią przybyłego grona uścisnął sobie ręce. Widział kątem oka, jak Hermiona wita się z wszystkimi całusem w policzek, a z Ronem podała sobie ręce. Draco powoli witał się z Nevillem, Georgem, Luną, Ginny, Fredem, Seamusem, Deanem i… Wystawił rękę do Rona z wymuszonym uśmiechem na ustach.
- Co ty tu robisz, Malfoy? - warknął Wesley i stanął naprzeciwko blondyna w wojowniczej pozie.
- Aktualnie? Stoję i się na ciebie patrzę, a co? - odparł zaczepnie Draco.
- Nie waż się do mnie odzywać! - krzyknął Ron robiąc się czerwonym na twarzy.
- To po co się pytasz?
- Draco, Ron - wtrącił się Harry i stanął pomiędzy nimi.
- Co, Dra… Harry! Przecież to Śmierciożerca! Syn Śmierciożercy… Wredna fretka… Dlaczego… Jak… - dyszał Ron.
- Normalnie, ja…
- Ja wiem, że to jest kolejny podstęp Ślizgonów. Oni to wszystko ukartowali i chcą cię zaciągnąć do Sami-Wiecie-Kogo! - darł się bez przerwy Wesley. Hermiona, podobnie jak Ginny i Luna zasłoniły sobie uszy dłońmi i poszły na drugi koniec pokoju. Chłopacy zostali, żeby popatrzeć, czy za chwilę się nie pobiją. Wiedzieli, że Malfoy z tego wyrósł, ale nadzieja zawsze była.
- Ron! - wydarł się Harry uciszając na chwilkę rudzielca. - On nic…
- Pewnie cię zaczarował, albo podał jakiś eliksir! To musiało być coś takiego! Przecież ty nigdy… - Twarz Rona w tej chwili przybrała bardziej czerwony kolor, niż ktokolwiek podejrzewałby za możliwe.
- Tak Ron. Jesteśmy razem, bo się K-O-C-H-A-M-Y - powiedział wręcz drukowanymi literami Harry. - Nikt mnie nie zaczarował, ani nie podał eliksiru. Prędzej ja bym kogoś zaczarował - uśmiechnął się i mrugnął do Dracona. Ten odwzajemnił uśmiech i także puścił mu oczko.
Blondyn odwrócił się, kiedy za swoimi plecami usłyszał jęk zawodu.
- O co chodzi? - zapytał zdezorientowany.
- Mieliśmy nadzieję, że się pobijecie - westchnął Fred.
- Zaczęliśmy robić zakłady - dodał George.
- Oczywiście ja jestem faworytem - zaśmiał się Draco, odwrócił się i klepnął chłopaków po plecach.
- Fred, George? - spytał zdezorientowany Ron.
- Wybacz Roniaczku. Jest lepszy od ciebie - zabrzmiało to dość dwuznacznie i kiedy bliźniacy zorientowali się, że ich brat im się przypatruje z niedowierzaniem, postanowili pocałować Dracona w policzki.
- Och, nie trzeba było - powiedział stojąc tyłem do rudzielca i nie zdając sobie sprawy z tego, po co bliźniacy to zrobili.
- Trzeba, trzeba. Za to w nocy…
- …byłeś boski - wyszeptał George na tyle głośno, żeby Ron także usłyszał. Chwilę później wisiał na plecach Dracona i okładał go pięściami.
- Auu - wrzeszczał Draco próbując uwolnić się od rozszalałego Gryfona. W końcu wylądował na ziemi. Szybko przetoczył się na plecy i z satysfakcją stwierdził, że jest sam. Szybko zaatakował przeciwnika i usiadł na nim.
- I co. Teraz też będziesz taki odważny? - zapytał i uderzył go w nos. Ron zajęczał, ale próbował trafić na oślep. Krew ze złamanego nosa brudziła podłogę i ubranie. - Uuu… Słaby cel… - syknął z zadowoleniem Malfoy i uderzył znowu. Chciał uderzyć trzeci, ale dopiero teraz dotarły do niego krzyki Harry’ego. Po chwili został ściągnięty z Wesley’a i przytrzymany przy ziemi. Nie stawiał oporu i uścisk na jego ramionach zelżał, ale nie na tyle, żeby mógł się wyrwać. Otworzył oczy i zobaczył nad sobą wściekłego Pottera.
- Kotku, wyglądasz o wiele przystojniej niż zwykle - wymruczał, ale przyniosło to efekt odwrotny do zamierzonego. Z powrotem brunet przycisnął Dracona do podłogi i dodatkowo zacisnął palce na jego ramionach.
Będą ślady - przeleciało mu przez myśl, ale jakoś się tym za bardzo nie przejął. Bardziej skupił uwagę na brunecie, który wydawał się uspokajać.
- Dlaczego? - Jedno słowo wypowiedziane przez Gryfona ukazywało jak bardzo czuł się w tej chwili bezradny.
- To on zaczął - bronił się Draco zupełnie jak pięcioletnie dziecko.
- Ale dlaczego? Wydawało mi się, że jesteś mądrzejszy.
- Jestem, ale obrażał mojego ojca, po części twojego i Slytherin, a jako Prefekt mam prawo bronić honoru domu. Nie zapominajmy, że urażona duma u Ślizgonów to za dużo.
- Faktycznie, zapomniałem - westchnął Harry i odsunął się od Dracona. Ten usiadł i rozmasował miejsca, w których jeszcze przed chwilą ściskał go Gryfon.
- Co mu? - zapytał od niechcenia.
- Złamany nos. Nic poważnego. Hermiona już go poskładała i wyczyściła.
- Draco! Wygrałem! - usłyszał krzyk jednego z bliźniaków i w zasięgu wzroku pojawiły się dwie takie same twarze z burzą rudych włosów.
- Cieszę, się. Poza tym, musieliście go tak podpuszczać? O mało mi głowy nie odrąbał, a ten - wskazał głową na bruneta - zabił mnie samym wzrokiem.
- Wiesz, czasem trzeba się przysłużyć wyższym celom.
- Takim jak spranie waszego brata? - wtrącił się Harry z lekkim uśmiechem na ustach.
- Na przykład.
- Jeżeli ty jedyny wygrałeś - zwrócił się do Freda - to znaczy, że reszta głosowała na Roniaczka. Możecie mi wytłumaczyć, dlaczego nie wierzyliście w moje zwycięstwo? - zapytał Draco udając, że chlipie.
- To proste. Nigdy nie widzieliśmy jak się bijesz, a u Rona jest to normalne. Poza tym jest dość dobry - skomentował Seamus.
- No tak. Wybaczam wam - uśmiechnął się Ślizgon i wstał.
- Dziękujemy łaskawco - pozostali też się podnieśli i ukłonili przed Draconem.
- Dobra ludzie - powiedział Harry uciszając wszelkie rozmowy. - Za jakąś minutę aktywuje się świstoklik. Zapraszam wszystkich. Każdy się zmieści.
Wyciągnął rękę w której trzymał swoją kurtkę. Była dostatecznie duża, żeby jedenaście osób znalazło skrawek, za który mogliby złapać. Harry wypowiedział hasło i czekali. Po kilku sekundach poczuli szarpnięcie w okolicy pępka, a świat zawirował i zwinął się.
***
Wylądowali dwie przecznice od klubu.
- Nie rozłaźcie się, bo policja lubi się czepiać! - krzyknął Potter i ruszył przed siebie. Po jego prawej stronie momentalnie zjawił się Draco, a po lewej Hermiona. Po dziesięciu minutach dotarli przed drzwi klubu. Harry otworzył drzwi i przepuścił kobiety i Dracona i wszedł do środka. Przywitał się z ochroniarzem i poszedł w stronę recepcji.
- Dobry Wieczór, Margaret. Czy są już wyrobione karty dla Severusa Snape’a i Lucjusza Malfoy’a?
- Oczywiście, ale panowie są w środku i czekają na pana.
- Miło wiedzieć - mruknął do siebie, a na głos powiedział - Dziękuję bardzo Margaret. A i jeszcze jedno. Mogłabyś mi podać karty, które leżą tam na szafce?
- Proszę - powiedziała podając mu wskazane wcześniej karty.
- Dziękuję - uśmiechnął się do niej i wrócił do grupy. - Proszę, o to wasze karty wstępu. Możecie przychodzić tutaj kiedy chcecie. - Rozdał wszystkie i skierował się do wejścia. - Severus i Lucjusz tutaj są - poinformował szeptem Dracona i Hermionę. Oboje zrozumieli, że jest tutaj także niewtajemniczony Ron. - Zachowujcie się względem Snape’a jak do profesora, a do Lucjusza na per pan - z tym ostatnim zwrócił się do Hermiony.
- Oczywiście - potwierdzili i odsunęli się od niego, żeby poinformować resztę.
Dotarli w tym czasie na balkon i Harry zobaczył jaką sławą cieszy się dopiero co otwarty klub.
***
- Jeny, Harry, to jest coś! - powiedział zafascynowany Ron.
- No. Pracowałem na to przez cały rok. Coś mi się od życia należy… Zaszalejmy! - krzyknął i zszedł na dół do baru. Kiedy wszyscy zajęli się zamawianiem drinków, poinformował Dracona, że idzie na dół. Ten kiwną ręką i odwrócił się do baru, żeby powiedzieć to Hermionie.
Harry tym czasem schodził po schodach do zatłoczonego klubu ze striptizem. Na każdym podwyższeniu tańczyła tancerka, nimfa albo wila. Pieniądze, które klienci wciskali jej za majtki od razu znikały i pojawiały się w skarbcu podzielonym na każdą dziewczynę. To co zarobi z napiwków jest jej. Harry skierował się w stronę dwóch mężczyzn siedzących w końcu sali. Przy ich stoliku kręciła się Keyna.
- Jak leci? - zapytał się nimfy, kiedy przepchał się przez zatłoczoną salę.
- Dobrze Harry. Klienci są bardzo hojni - odwróciła się i puściła oczko do Lucjusza.
- Witaj ojcze - Harry zwrócił się do Severusa. - Witam Lucjuszu - kiwną głową drugiemu mężczyźnie.
- Odebraliśmy karty - powiedział Snape.
- Wiem. Zdążyłem się dowiedzieć - burknął i opadł obok ojca.
- Co ty taki nie w sosie. Jakbym ja widział, że moja knajpa tak dobrze prosperuje, to skakał bym z radości - uśmiechnął się Lucjusz.
- Ale jakbyś miał na głowie Dracona i Rona razem, plus niezapowiedzianych gości to też nie byłbyś tryskający optymizmem. Zaraz tu przyjdą, więc nie zdziwcie się, jak będziemy bardzo oficjalni - poinformował ich Harry i wstał, kiedy dostał telepatyczny sygnał od Hermi, że schodzą po schodach. Podniósł rękę, żeby mogli go zobaczyć i zwrócił się do Lucjusza.
- Nawet o tym nie śnij - mruknął ostrzegawczo widząc uśmiech na twarzy mężczyzny.
- Ale przecież ja nic nie robię. - Lucjusz udawał niewiniątko.
- Ale chcesz.
- Gdzie? Ja… Severusie, wytłumacz swojemu synowi, że ja nigdy…
- Nie pogrążaj się - przerwał mu Snape i wypił do końca swojego drinka. - Harry machnij na kelnerkę, żeby tu przyszła.
Potter zawołał Keynę i poprosił, żeby przyniosła wodę z lodem razy dwa i dużą Ognistą. Kiwnęła głową i poszła do baru. W tym czasie grupa z Hermioną na czele przedostała się do Gryfona.
- Dzień Dobry - przywitała się z mężczyznami jak na dobrze wychowaną dziewczynę przystało. Uśmiechnęła się do mężczyzn pocieszająco i odsunęła się na bok robiąc miejsce reszcie grupy. Draco podszedł jako drugi i uśmiechnął się promiennie.
- Ojcze - powiedział i ukłonił się lekko. - Profesorze - także skłonił głowę i odsunął się do Hermiony i Harry’ego. Następne przywitały się Luna i Ginny, potem podszedł Neville, Seamus i Dean, którzy nadal nie czuli się, w przeciwieństwie do dziewczyn, zbyt swobodnie w obecności mężczyzn. Na samym końcu szli bliźniacy, którzy ciągnęli za sobą śliniącego się Rona.
- Roniaczek trochę za bardzo… - zaczął George.
- …zapatrzył się na pewną panią… - dokończył Fred.
- Musieliśmy go siłą odciągać - mówili z uśmiechem bliźniacy. - Dzień Dobry - dodali, kiedy zobaczyli profesora i Lucjusza siedzących przy stole.
- Dobry, dobry - mruknął Severus patrząc znacząco na Rona. Ten zaczynał odzyskiwać panowanie nad sobą i stanął o własnych siłach. Popatrzył się dookoła i zobaczył Mistrza Eliksirów i starego Malfoy’a.
- Harry, co tu robi Snape?
- Profesor Snape - syknął nietoperz.
- Nie denerwuj się Severusie. Widzisz w jakim stanie był pan Wesley chwilę temu. Może jeszcze nie wszystko wróciło na swoje miejsce…
- Obawiam się, że tego w ogóle tam nigdy nie było - mruknął Snape do Lucjusza i wybuchli śmiechem. Banda próbowała się nie roześmiać, co było niezwykle trudne zważając na to, jaki kolor przybrała twarz rudzielca.
- Śmierciożercy, mordercy! - zaczął krzyczeć Ron.
- Draco, mógłbyś mi wytłumaczyć, dlaczego on jeszcze żyje? - zwrócił się Senior do Juniora.
- Owszem ojcze. Żyje, ponieważ w Hogwarcie nie pozwalają zabić z tak błahego powodu, a po drugie jest to przyjaciel mojego chłopaka.
- Och. Może mógłby zrobić choć raz wyjątek?
- Porozmawiaj z nim… - zaproponował Draco, ale wtrącił się Severus.
- Ja z nim pogadam. To nie dorzeczne, że mój syn zadaje się z takimi ludźmi…
- Ekhem - chrząknął Harry.
- Siedź cicho. On i tak krzyczy, więc nas nie słucha - uciszył go Lucjusz i powrócił do cichej rozmowy ze Snape’em.
- Myślisz, że przydałoby się go uciszyć? - zapytał się Harry Dracona.
- Tak. Wydaje mi się, że już wszyscy na niego spojrzeli, wystarczająco zwrócił na siebie uwagę. Na dziś wystarczy - odpowiedział Draco i krótkie Silencio zakończyło sprawę. Zaklęcie krępujące pomogło im powstrzymać szamotanie się rudzielca, a lewitujące pozwoliło znieść go do jednego z pokoi.
- Fred, która dziewczyna tak bardzo mu się spodobała? - zapytał z chytrym uśmieszkiem brunet.
- Ta pierwsza. Blond włosy i różowy kostium.
- Dzięki - odparł i skierował się do baru. Po krótkiej rozmowie z Keyną wrócił do swojego towarzystwa. Wszyscy patrzyli na niego i czekali co powie.
- No co? Załatwiłem mu towarzystwo na całą noc. Ta dziewczyna to jedna z nimf, które tu pracują. Stu procentowa nimfa. Keyna właśnie zastępuje ją inną tancerką. Zaraz zaprowadzi ją do Rona.
- Ale przecież nimfy… - przeraziła się Hermiona.
- Nie bój się moja droga. Ona mu nic nie zrobi. Może co najwyżej lekko pogryzie, ale go nie zje, ani nie zaczaruje. Każda z tych dziewczyn podpisała magiczny kontrakt, którego złamanie grozi śmiercią. W jednym z punktów zawarte było, że nie mogą zjadać, ani zabić naumyślnie klienta. W obronie własnej mogą go ogłuszyć, ale nic więcej.
- Sprytne - skomentował Draco.
- Wiem.
- Ale skromny - wtrącił się Lucjusz.
- Uczyłem się od twojego syna. On opanował tę sztukę do perfekcji.
- Szkoda, że tylko tego… - mruknął Draco, za co dostał w głowę.  - Ej, co ja takiego zrobiłem?!
Harry profilaktycznie nie odpowiedział. Posiedzieli jeszcze jakiś czas z Lucjuszem i Severusem przy magicznie powiększonym stole i pili drinki. Dzisiaj mogli sobie na to pozwolić. Rozmawiali o perspektywach lokalu i możliwościach przebudowy, w razie przyszłego remontu.
Koło godziny piątej nad ranem lokal zaczął pustoszeć, a blondynka wyszła z pokoju Rona.
- Panie Potter - zwróciła się do niego, kiedy podeszła do stołu.
- Tak Kassandro?
- Pański kolega śpi.
- Dobrze, dziękuję. A, czy mogłabyś tego pana wziąć do jednego z pokoi? - zapytał i wskazał na Severusa, który spoglądał na nimfę.
- Oczywiście - uśmiechnęła się drapieżnie i pociągnęła za sobą zadowolonego Snape’a.
- Coś mu się chyba należy, jeżeli ma takiego syna, no nie? - mruknął, kiedy wszystkie oczy zwróciły się na niego.
- W sumie tak - odparł Lucjusz, który był niezadowolony, że jego przyjaciel coś dostał a on nie.
- Nie przejmuj się Lucjuszu - pocieszyła go Hermiona siedząca obok niego. - Myślę, że ty dostaniesz następnym razem - powiedziała i popatrzyła znacząco w stronę Dracona, który na szczęście zajęty był Harrym.
- No tak… - uśmiechnął się Lucjusz.
- Myślę, że…
- …trzeba by było…
- …zobaczyć co u Roniaczka.
- Mhmm - westchnął Harry i wstał od stołu. Poszli do pokoju opatrzonego liczbą trzynaście.
- Ciekawe, czy miał pecha - zaśmiał się Draco.
- Pewnie tak - skwitowała Hermiona i otworzyła drzwi.
Ron leżał na łóżku w samych bokserkach. Ręce miał związane nad głową i przyczepione do łóżka. Rzeczy walały się po całej powierzchni pomieszczenia. Najprawdopodobniej nie będą nadawały się do ponownego założenia.
Nad ich głowami błysnął flesz. To Fred trzymał w rękach aparat i bawił się w fotoreportera.
- No co. Będzie do albumu.
- Tak, tak, jeżeli albumem nazywasz całą szkołę - mruknął Harry, ale uśmiechnął się do siebie.
- Trzeba by było go zabrać - opanowała się Hermiona.
- No - zgodziła się większość osób.
- Zostawcie to mnie - usłyszeli głos Dracona zobaczyli jego uśmiech nie wróżący nic dobrego.

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 10.

Heyo ;)
Co tam u was? Jak wam mijają wakacje?
Mi całkiem dobrze. 
Napisałam dla was rozdział. Cieszycie się?
Miłego czytania!
_________________________________________________________________________________________
Rozdział 10. "Kłopoty w raju"
Granger bez ostrzeżenia uderzyła go w tył głowy.
- Auu - syknął z bólu.
- Należało ci się. A teraz idź i go ładnie przeproś - powiedziała i Draco chciał oponować, ale kiedy zobaczył błysk w jej oku wiedział, że nie powinien ryzykować swoim życiem.
Podniósł się z podłogi i podszedł do Harry’ego nadal będąc jedynie w bokserkach i koszuli.
- Harry - mruknął podchodząc do niego. - Przepraszam - wyszeptał i przygryzł jego ucho.
Brunet jednak nie zareagował i nadal pił Ognistą.
- No Harry - spróbował ponownie blondyn. - Przepraszam.
Polizał go po szyi zostawiając mokry ślad od ucha aż po kołnierz marynarki.
- Proszę, wybacz mi, bo Hermiona mnie zabije - jęknął z desperacji.
Gryfon nadal sączył drinka nie przejmując się Ślizgonem.
- Nie - odpowiedział kiedy odstawił szklankę na barze tylko po to, żeby znowu ją napełnić. - Mój instynkt mylił się. Nie pasujesz do mnie - powiedział zmęczonym głosem i wypił zawartość szklanki na raz.
Napełnił ją ponownie odstawiając z frustracją pustą butelkę na blat. Po chwili zastanowienia chwycił ją i rzucił o ścianę. Tam rozprysła się na tysiące kawałków, a Hermiona momentalnie pojawiła się przy przyjacielu i spojrzała ze złością na Dracona, jakby oskarżała go o całe zło świata.
- Harry? - zapytała z troską spoglądając na bruneta.
Gryfon siedział z nieobecnym wzrokiem wpatrując się w resztkę alkoholu, z rozbitej butelki, spływającą po ścianie.
- Jesteś tylko Ślizgonem, którego nie obchodzą inni. Nawet ja, a myślałem, że jest inaczej. Że w końcu znalazłem kogoś kto mnie wesprze, kto będzie mnie kochał, a ja jego pokocham, ale jak zwykle się myliłem. Nie Hermiona… - powiedział kiedy zobaczył, że przyjaciółka chce się odezwać. - Ja doceniam to, że mam was. Jesteście moimi przyjaciółmi i bardzo wam za to dziękuję, ale mi chodziło o kogoś takiego, kto będzie moim chłopakiem, potem narzeczonym, a następnie mężem. Z kim będę mógł mieszkać, kłócić się i godzić, u którego w spojrzeniu będę widział wsparcie i chęć ofiarowania pomocy. Bezgraniczne zaufanie. Śledziłem cię Malfoy od piątej klasy. Nawet nie zdawałeś sobie sprawy ile razy uratowałem ci tyłek, kiedy chodziłeś sobie korytarzami w nocy, albo urządzałeś eskapady do Zakazanego Lasu. Wiem o tobie więcej, niż ty sam. Wiem, że czasem w nocy śnią ci się koszmary, a czasem mamroczesz imię swojej matki. Wiem, że cenisz sobie Ślizgonów, ale zawsze zazdrościłeś mi przyjaciół. Wiem, że jesteś bardzo zapatrzony w siebie. Wiem, że twoje ulubione miejsca to jezioro i Wieża Astronomiczna nocą. Wiem, że masz Mroczny Znak na lewym przedramieniu. Wiem, że przypatrywałeś mi się. Wiem wiele rzeczy. Zdaję sobie sprawę, że na pierwszy rzut oka może się wydawać, że Severus mnie nienawidzi… Ale tak jest tylko na lekcjach. O tym, że jest moim ojcem dowiedziałem się w dwa lata temu na początku wakacji. Spędziłem u niego dwa miesiące szkoląc się i ucząc ciekawych dziedzin magii takich jak telepatia, teleportacja, animagia, eliksiry, magia niewerbalna, bezróżdżkowa... Zaprosiłem Hermionę do Snape Manor na drugą połowę wakacji i jej pierwszej to powiedziałem, bo wiedziałem, że mogę jej zaufać. Postanowiła dać drugą szansę znienawidzonemu nauczycielowi i opłaciło się to. Dziś umiemy legilimencję, oklumencję i telepatycznie porozumiewamy się na znaczne odległości. Razem uczyliśmy się odkrywać nasze zwierzęce ja i zrobiliśmy sobie tatuaż. Snape nam w tym pomógł mówiąc, że to doskonały pomysł. Ronowi nadal nie zdradziłem kim dla mnie jest Mistrz Eliksirów. Wiem jakby zareagował. Reszcie bandy powiedziałem na początku tego roku szkolnego. Byli nieźle zdziwieni - usłyszał pomruk zgody, podniósł wzrok i zobaczył, że wszyscy stoją dookoła niego i Dracona. Wstał i usiadł w kole zapraszając resztę, żeby usiedli, po czym kontynuował. - Jesteś jedynym, który dowiedział się po tak krótkim okresie znajomości ze mną. Zwykle nie dopuszczam do siebie nikogo aż tak blisko, jak wpuściłem ciebie. Myślałem… Sądziłem… Kurcze. Ja wiedziałem, że mogę ci zaufać, bo bardzo chciałem to zrobić. Jednak myliłem się. Teraz żałuję - przerwał na chwilę jakby się zastanawiając, co teraz powiedzieć i czy w ogóle kontynuować. Odezwał się po dłuższej chwili, a jego głos był wyprany ze wszelkich emocji. Draco widział na twarzach jego przyjaciół, że słyszą tę historię nie po raz pierwszy, ale za każdym razem robi na nich wrażenie, i że lubią go słuchać. - Wracając do historii… w czasie tamtych wakacji poznałem twojego ojca. Przybył raz do rezydencji, kiedy akurat miałem trening z moim ojcem i się trochę z nim pożarłem. Stare sprawy. Jednak w tamtym dniu zaintrygował mnie. Zaprosiłem go po kilku dniach na rozmowę. Wyjaśniliśmy sobie wszystko dowiedziałem się, że inwestuje w lokale, magiczne kluby i pomaga w zdobyciu uprawnień i pozwoleń. Już w tedy planowałem coś takiego, a twój ojciec mi to umożliwił. Podpisaliśmy kontrakt i zaczęliśmy prace. W tamtym czasie powstało większość planów, a my pracowaliśmy całymi dniami. Mój ojciec się wściekał, ale kiedy wyjaśniłem mu, o co chodzi, z ochotą przystał na tą propozycję. On także wykupił akcje powstającej firmy i tym samym umocnił ją na rynku. Pomagał nam, aż w końcu musiałem wyłożyć pieniądze na zakup lokalu. Niestety nie miałem jeszcze wtedy dostępu do całego swojego konta po rodzicach i pożyczył mi je. Oddałem mu zaraz jak miałem z czego. Taka była nasza umowa. W czasie prac z Lucjuszem dużo mi opowiadał o tobie i jakoś tak obudził we mnie ciekawość i głód wiedzy na temat twojej osoby. Z czasem nauczyłem się zadawać mu pytania w taki sposób, żeby nie zorientował się, że wręcz wyciągam z niego tę wiedzę. A wiesz pewnie, że nie jest to łatwe. Wiele razy pytał się mnie, czy może cię wziąć ze sobą, ale za każdym razem uprzejmie odmawiałem. W końcu powiedziałem mu jak wygląda sprawa pomiędzy nami, ale nie wydawał się zdziwiony. Domyśliłem się, że musiałeś o tym wspomnieć. Zastanawiało mnie tylko w jakim celu… Po tamtej rozmowie Lucjusz ani razu nie zaproponował przyprowadzenia cię, ale jakby posmutniał lekko. Chyba miał nadzieję, że się pogodzimy i zostaniemy przyjaciółmi. Wiesz. Dwa stare rody razem… Coś w tym stylu. Pewnego dnia jednak podsłuchałem rozmowę mojego ojca z twoim. Gadali o małżeństwie i w tedy dowiedziałem się, że jesteś gejem. Lucjusz przekonywał Severusa, że powinien mnie nakierować na jego syna, że dwaj tak utalentowani czarodzieje ze starych rodów, to będzie dobre połączenie, ale Snape nie wydawał się zadowolony. Wiedział, że oficjalnie spotykałem się z Ginny, ale nie wiedział, że była to tylko przykrywka dla przelotnych romansów. Sama z resztą się zgodziła - uśmiechnął się do Ginny i Luny. - Ona miała w tedy sposobność spotykania się z Luną bez problemów, że ktoś je będzie podejrzewał. O to moja historia z Severusem Snape’em w roli głównej. Jakieś pytania?
- Dlaczego Snape traktuje cię tak… źle.
- No cóż. To raczej proste. Nikt, oprócz was nie wie, że on jest moim ojcem. Od pierwszej klasy pałał do mnie ogromną nienawiścią i nagle miałby to zmienić na uwielbienie i przymilanie się? Dlatego razem uzgodniliśmy, że będziemy zachowywać się jak zwykle.
- Jak się dowiedziałeś, że on jest twoim ojcem?
- Na początku wakacji po czwartej klasie dostałem list. Po przeczytaniu dowiedziałem się paru ciekawych rzeczy na temat dyrektora i jego przekrętów. Od dawna nie byłem mu posłuszny, więc jeszcze bardziej utwierdziło mnie to w przekonaniu, że postąpiłem dobrze. Potem dostałem list od ojca, w którym prosił o spotkanie. Z braku innych możliwości przystałem na taką propozycję i znalazłem się w Snape Manor. On mi wszystko wytłumaczył i powiedział, że był związany przysięgą wobec dyrektora, że nie mógł mi nic powiedzieć. Albus nie miał jednak wpływu na to, że moja ukochana, zapobiegawcza matka zostawiła dla mnie list, który trafił do mnie właśnie wtedy. Snape został zwolniony z przysięgi, bo ja się dowiedziałem i mógł mi zapewnić opiekę. Dyrektor się trochę wkurzył, jak się dowiedział, ale nie mógł nic zrobić. Ja oczywiście nie zaufałem Snape’owi tak od razu. Mieliśmy parę większych i mniejszych kłótni, ale w końcu doszliśmy do porozumienia.
- Dlaczego wyglądasz jak James Potter?
- Zaklęcie Adopcyjne - odparł Harry. - Wszyscy myślą, że on był moim ojcem, więc powinienem wyglądać jak on.
- Jak stworzyłeś ten gang, klub czy jak to nazwać…
- W czasie wakacji pomiędzy trzecią a czwartą klasą przechadzając się po osiedlu spotkałem Hermionę jeżdżącą na motorynce. Bardzo mi się spodobała i zaimponowała mi. Z pieniędzy, którymi dysponowałem, kupiłem motorynkę i jeździłem z nią. Nawet przez jakiś czas była moją dziewczyną… - zamyślił się Harry. - W czasie szkoły jeździliśmy w Pokoju Życzeń, a z czasem kupiliśmy sobie większe motocykle, a następne były te co mamy teraz. Było to gdzieś pod koniec czwartej klasy. Ci wszyscy - potoczył ręką po przysłuchujących się osobach zatrzymując się na bliźniakach - oprócz tych dwóch, dołączali do nas w trakcie czwartego roku. Każdy słuchał mojej historii i nie chciał uwierzyć. Opowiedziałem im wszystko to, co tobie oprócz Snape’a, o którym nie wiedziałem i Lucjuszu, z którym się jeszcze w tedy nie spotkałem. Po tych wakacjach zaprosiłem wszystkich, przyjąłem bliźniaków i dopowiedziałem do swojej historii Snape’a oraz Lucjusza.
- Ostatnie. Dlaczego tak ostro zareagowałeś po tym moim pytaniu? - zapytał niepewnie Draco nie wiedząc, czy chce znać odpowiedź.
- To raczej proste. Jest moim ojcem. Po drugie jest to dla mnie najważniejsza osoba pomimo tego, że tak krótko go znam. Moje dzieciństwo u wujostwa to bicie, popychanie, wyżywanie się, głodówka, ciężka praca, a życie w magicznym świecie, to sława, bogactwo i znowu sława. Nikt nie wie i nikt nie chce wiedzieć jak się miewa ich wybawca… - wypluł to słowo jakby było esencją jadu. - …w czasie wakacji. Ważne, żeby dał się zabić i pokonał Voldemorta… Nic innego się nie liczy. Snape pokazał mi, że życie poza Hogwartem w cale nie musi być ciężkie, a może… przyjemne. Dał mi odczuć jak to jest mieć rodzinę, kogoś kto się martwi i troszczy.
Draco poczuł się jak idiota. Koszmarny, bezdenny debil, który zniszczył wszystko co miał.
Bo najlepsze rzeczy docenia się dopiero po stracie, czy jakoś tak - pomyślał ponuro. - Pięknie. Straciłem jego zaufanie. Pięknie, po prostu zajebiście!
Ślizgon ukrył twarz w dłoniach i westchnął.
- Przepraszam - wyszeptał. Na nic więcej nie było go stać. Nagle stał się słaby i jakby ważył z tonę. Ciężko mu było poruszać choćby ręką, a co dopiero oddychać lub mówić. Usłyszał jak Harry wstaje i wychodzi. Zarejestrował też kilka szumów i trzaskanie drzwiami, co znaczyło, że został sam.
Stalowa obręcz zacisnęła się na żebrach i zabierała oddech. Szloch wstrząsnął jego ciałem, a łzy pociekły po policzkach. Czuł każdą kolejną kroplę wypływającą spod jego powiek niczym z dziurawego kubka. Każda zaznaczała ślad nie do starcia. Wiedział, że ma całe czerwone i zapuchnięte oczy, ale nie obchodziło go to jak wygląda. Chciał tylko, żeby Harry był przy nim. Żeby wybaczył.
Słone krople paliły policzki i wwiercały się w duszę. Każda pojedyncza zostawiła szramę na jego duszy, na jego ciele. Chciał przestać, ale nie potrafił. Przywołał sobie nawet obraz ojca przed oczami, ale nie pomogło. Płakał jak małe dziecko. 
Próbował uspokoić oddech. 
Wdech, wydech, wdech, wydech - nakazywał sobie jednak z miernym skutkiem.
Czuł, że ma morką koszulkę, tak jak czuł, że od jakiegoś czasu obejmują go ramiona, ale ignorował je. Nie potrzebował litości. Czuł kobiece perfumy i domyślił się, że to Hermiona. Nikt inny by z nim nie został.
- Przepraszam. - Jego szept nie był głośniejszy od tchnienia wiatru. Żadnej reakcji ze strony dziewczyny. - Przepraszam - powtórzył trochę głośniej, ale nadal był to ledwo słyszalny szept. Przemógł się i powtórzył głośniej - Przepraszam, przepraszam - zaczął powtarzać w kółko jak mantrę. Modlitwę do nieznanego boga, który zwróci mu miłość jego życia.
W końcu nawet Hermiona poszła do siebie, a on został sam w koszuli i bokserkach. Trząsł się z zimna, ale nie chciał litości i nie poprosił pokoju o jakieś okrycie. Siedział na zimnej podłodze i myślał. O tym kim jest, kim chce być i przede wszystkim, kim dla niego jest Harry.
Doszedł do jednego wniosku. Jest skończonym kretynem, a Harry całym jego światem. Jest tlenem bez którego nie może oddychać, wodą, bez której umrze z odwodnienia, posiłkiem, który doda energii i snem, który zregeneruje siły po ciężkim dniu. Wiedział, że bez niego nie istnieje. Wiedział to odkąd się spotkali po raz pierwszy w pociągu, lecz tego nie zauważał. Byli jak Niebo i Ziemia, Bóg i Diabeł. Nie mogli bez siebie nawzajem funkcjonować. Po co się cały czas sprzeczali, kłócili, bili? Tylko po to, żeby mieć ze sobą kontakt. Skoro nie byli przyjaciółmi, to byli wrogami. Cienka granica jest pomiędzy nienawiścią a miłością i on, Draco Malfoy, bezpowrotnie ją przekroczył.
Ślizgon zmęczony w końcu zasnął. Śnił o ojcu. Nic więcej z tego snu nie zapamiętał. Tylko groźna postać ojca prosząca go o coś, ale o co?
Obudził się, powoli usiadł i rozejrzał się dookoła. Natknął się na zegar stojący obok łóżka (zaraz, obok łóżka?!) na którym się znajdował. Wskazywał on dokładnie szóstą zero dwie.
Czyli spałem ze dwie godziny - przeleciało mu przez myśl i rozglądał się dalej.
Na pewno był w Pokoju Życzeń. Bar stał tam gdzie wcześniej, a krąg z poduszek przypominał księżyc w pełni. Powiódł wzrokiem dalej i zobaczył plamę na ścianie. Wspomnienia uderzyły w niego ze zdwojoną siłą. Opadł na poduszki i spojrzał w lewą stronę. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Obok niego leżał Harry i po prostu spał. Ślizgon był w niebo wzięty. Mógłby skakać z radości, ale nie chciał obudzić Harry’ego. Zamiast tego ułożył się tak jak wcześniej i spróbował zasnąć. Nie było to takie ciężkie zważając na to, że był bardzo zmęczony przeżyciami dnia wczorajszego. Po zamknięciu oczu od razu zasnął.
Tym razem obudził go zapach jajecznicy. Wiedziony zapachem, z półotwartymi oczami powlókł się do stołu. Usiadł i po omacku znalazł talerz ze śniadaniem i zaczął jeść nie zważając na nic. Dopiero głośnie prychnięcie sprowadziło go na ziemię i zmusiło do otwarcia oczu. Przez Draconem, w całej okazałości siedział on. Bóg, ucieleśnienie wszystkich pragnień, marzeń i życzeń Ślizgona.
- Myślałem, że Malofy’owie mają chociaż tyle przyzwoitości, żeby się ubrać przed śniadaniem - powiedział Gryfon i znacząco spojrzał na ubiór Dracona. Ten miał na sobie jedynie bokserki. Chcąc wybadać grunt po jakim może się poruszać odpowiedział:
- Czyżby ci ten widok przeszkadzał?
Harry zarumienił się lekko, co według blondyna, wyglądało uroczo.
- Oczywiście, że nie… - przeciągnął sylaby w parodii Malfoy’a.
- To dobrze. A, Harry. Ja naprawdę przepraszam. Jestem tylko głupim Ślizgonem, który jest zbyt ciekawy i zbyt głupi, żeby zrozumieć niektóre rzeczy. Wybaczysz mi? - Zrobił słodkie oczka, na co Harry wzdrygnął się z obrzydzeniem.
- Nie rób tak, bo zejdę na zawał i będziesz miał mnie na sumieniu - zaśmiał się Potter.
- A więc mi wybaczysz? - zapytał z nadzieją blondyn.
- No raczej tak. Po tym jak Hermiona przyszła do Wieży Gryffindoru roztrzęsiona i opowiedziała nam o tobie… Przyszedłem tu później i zobaczyłem cię leżącego na tej zimnej podłodze w samej koszuli i bokserkach… Nie mogłeś zażyczyć sobie czegoś ciepłego do okrycia?!
- Nie chciałem. Uznałem, że nie zasługuję…
- Dobra, dobra. Zapomnijmy, dobrze?
- Dobrze - kiwną głową i usiadł okrakiem na Harrym. Ten złapał go za biodra i przyciągnął do siebie. Draco uśmiechnął się i zatoną w kształtnych ustach Pottera.
***
Jakiś czas później leżeli w łóżku przytuleni do siebie.
- Tak nie powinno być - mruknął Potter odsuwając się lekko, żeby zobaczyć twarz swojego chłopaka.
- Jak? - zapytał blondyn leniwie.
- No, że ja ci od razu wybaczam. Powinieneś się wykazać. Jakaś gitara, śpiewanie pod oknem, ballady, serenady i inne bzdety.
- Mogę ci zaśpiewać, ale nie umiem grać na gitarze, choć nie mówię, że nie mogę się nauczyć - uśmiechnął się i usiadł. Przeszukał w głowie katalog piosenek i zaczął nucić. Spojrzał w oczy Pottera, tak niesamowicie zielone i utoną bez reszty.

„Take me down to the river bend
Take me down to the fighting end
Wash the poison from off my skin
Show me how to be whole again

Fly me up on a silver wing
Past the black where the sirens sing
Warm me up in the nova's glow
And drop me down to the dream below

'Cause I’m only a crack
In this castle of glass
Hardly anything there
For you to see
For you to see

Bring me home in a blinding dream
Through the secrets that I have seen
Wash the sorrow from off my skin
And show me how to be whole again

'Cause I’m only a crack
In this castle of glass
Hardly anything there
For you to see
For you to see

'Cause I’m only a crack
In this castle of glass
Hardly anything else
I need to be

'Cause I’m only a crack
In this castle of glass
Hardly anything there
For you to see
For you to see
For you to see”*

Kiedy skończył jego głos jeszcze długo unosił się w powietrzu. Harry nie chciał mącić tego dźwięku więc cierpliwie czekał. Kiedy Draco otworzył oczy i zobaczył to, co chciał. Już wiedział.
Harry podniósł się powoli i niespiesznie całował szyję Malfoy’a nagradzany cichymi westchnieniami. Zbliżył się w końcu do ust i złączył je w najdelikatniejszym z pocałunków. Sekunda po sekundzie napierał jednak oraz bardziej, aż w końcu ostrożność ulotniła się zastępowana zaborczością i pożądaniem. Wiedzieli czego chcą i mieli to w zasięgu ręki. Wodzili rękami po drugim ciele odnajdując tyle samo podobieństw co różnic. Obaj mieli nadzieję, że tak już będzie zawsze. Że na wieczność będą razem. Takie było ich życzenie.
***
Rozstali się pod przejściem do Wieży Gryffindoru koło godziny dwunastej. Umówili się na następny dzień. Każdy z nich miał zadania i musiał je niestety wykonać na najbliższy tydzień. Sekundy zamieniały się w minuty, a minuty w godziny. Czas rozwlekał się, a oni wyczekiwali godziny spotkania.
- Harry! - zganiła go Hermiona. - Po raz piąty robisz kleksa na wypracowaniu z eliksirów! To że on jest twoim ojcem, nie znaczy, że da ci fory - syknęła mu do ucha.
- Wiem Hermiono, wiem - westchnął i sięgnął po kolejny pergamin. Skupił się na tyle na ile był w stanie i zaczął czytać.
„Liść Dokeny jest niezwykle rzadkim ziołem używanym w eliksirach przy antidotach na przykład na Veritaserum lub Amortencję (patrz rozdział 10 i 30). Jednak ze względu na swoje występowanie, antidota te uważa się za niemożliwe to uwarzenia. Dokena spotykana jest jedynie daleko na północy, przez trzy dni w ciągu całego roku. Inne zastosowanie, to jako lekarstwo na Czarodziejską Śpiączkę. (patrz rozdział 20 i 25) Wysuszoną roślinę kruszy się i obsypuje głowę pacjenta. Uzyskuje się w tedy obraz jego umysłu i można z łatwością wyprowadzić czarodzieja…” - słowa zlewały się w jednolitą papkę, mieszały się ze sobą i bawiły w kotka i myszkę. Złośliwie przeskakiwały na inne wersy umykając całości. Westchnął i mruknął do Hermiony, że źle się czuje i powlókł się do dormitorium.
***
Draco siedział przy biurku i smętnie wpatrywał się w swój pergamin. Kiedy dostał wyniki SUM-ów i dowiedział się, że będzie w tym roku taki przedmiot jak Czarna Magia, cieszył się niesamowicie. Wyobrażał sobie jak mogłyby one wyglądać. Nauczyciel Bastien Moriat przerósł jego najśmielsze oczekiwania. Był tajemniczy, ciekawie przedstawiał tajniki tej strony magii i już na pierwszych zajęciach obalił pogląd, który mówił, że magia dzieli się na białą i czarną. Pokazywał ciekawe ćwiczenia… Po prostu potrafił uczyć. Miał w sobie to coś co Lupin. No może nie był wilkołakiem, ale miał do tego dryg. Zadania domowe też były nadzwyczaj ciekawe i można powiedzieć, że wręcz same się robiły, ale dzisiaj Draco nie miał ochoty ślęczeć nad książkami. Z dwóch tematów wybrał sobie, według niego, ten ciekawszy o Klątwie Dusz.
„Klątwa Dusz, jak donoszą źródła, powstała już w średniowieczu. Używana była przy egzekucjach lub masowych morderstwach. Jest to zaklęcie bardzo silne i bardzo czarno magiczne. Nie wiadomo dlaczego nie jest ono niewybaczalne, ale podejrzewa się, że jeszcze niedawno Ministerstwo stosowało tę klątwę do egzekucji.
Działanie jest bardzo proste i zwykle nieszkodliwe dla stosującej je osoby, ale jeżeli czarodziej jest zbyt słaby magicznie, klątwa może wymknąć się spod kontroli.
Zaklęcie polega na tym, że wysysa duszę ofiary. Jest to bardzo ciekawa magia, ponieważ zaklęcia nie da się przerwać. Ofiara chodzi, myśli, żyje, pracuje normalnie mimo tego, że umiera. Zaklęcie działa, powoli wwiercając się w duszę oraz magiczny rdzeń. Trwa to około tydzień, a po upływie tego czasu idzie spać i się nigdy nie budzi. Nadal trwają prace nad próbą odwrócenia lub przerwania tej klątwy, ale jak na razie nie dają rezultatu.
Klątwę można wzmocnić poprzez podanie Eliksiru Dusz, który działa w podobny sposób, ale ofiara zapada w magiczną śpiączkę, z której nigdy się nie budzi. Na ten eliksir znaleziono antidotum. Żeby je uwarzyć trzeba jednak znaleźć Liście Dokeny, co jest dość trudnym zadaniem, ponieważ spotykana jest tylko daleko na północy i to w dodatku trzy dni w ciągu całego roku.”
Draco dotarł do końca strony i zabrakło mu siły do przewrócenia kartki. Odchylił się na krześle i popatrzył na łóżko. Otworzył ze zdziwienia oczy i uznał, że lewitująca poduszka, to nie jest normalny widok. Powoli wstał i podszedł do łóżka. W ostatniej chwili złapał lecącą w jego stronę poduszkę. 
___________________________________________________________________________________________________
* ” Zabierz mnie nad zakręt rzeki
Zabierz mnie tam, gdzie kończy się walka
Zmyj truciznę z mojej skóry
Pokaż mi, jak być znów kompletnym

Wznieś mnie na srebrnym skrzydle
Zabierz mnie z ciemności,
W której śpiewają syreny
Ogrzej mnie w blasku supernowej
I upuść mnie
Do snu poniżej

Bo jestem tylko pęknięciem
W tym zamku ze szkła
Zaledwie czymś, co
Trudno jest Ci zobaczyć
Trudno jest Ci zobaczyć

Zabierz mnie do domu w oślepiającym śnie
Przez sekrety, które widziałem
Zmyj smutek z mojej skóry
I pokaż mi, jak być znów kompletnym

Bo jestem tylko pęknięciem
W tym zamku ze szkła
Zaledwie czymś, co
Trudno jest Ci zobaczyć
Trudno jest Ci zobaczyć

Bo jestem tylko pęknięciem
W tym zamku ze szkła
Trudno jest być czymś więcej,
Czym potrzebuję być

Bo jestem tylko pęknięciem
W tym zamku ze szkła
Zaledwie czymś, co
Trudno jest Ci zobaczyć
Trudno jest Ci zobaczyć
Trudno jest Ci zobaczyć”

Linkin Park „Castle of Glass”