sobota, 19 września 2015

Tom II Rozdział 16.

Przybywam z kolejnym rozdziałem. Szczerze przepraszam za tak długi okres oczekiwania. Nie dałam rady wcześniej mimo tego, że rozdział był w większej części gotów. Jednak mam nadzieję, że długość tego rozdziału przynajmniej w części wynagrodzi wam czas oczekiwania.
Nerra M. - Wiem, że muzyka genialna. Innej bym nie śmiała dawać. Mam nadzieję, że dzisiejsza nutka nieco bardziej będzie pasować do rozdziału ;) Co do Hermiony i nauczyciela się nie wypowiadam. Okaże się później... Niektóre rozdziały muszą też zajmować się wątkami pobocznymi, mi też to nie do końca pasuje, bo ciężko mi się pisze takie ogólne rozdziały bez akcji. Jednak staram się, by przybliżyć też tło. Co do Twojego rozdziału... Ja wciąż czekam, a moja różdżka domaga się użycia...
Zuzanna Heliński - Ogólnie nie za bardzo podoba mi się książkowa Hermiona. Jest zbyt... delikatna? Taka bardzo ułożona, idealna. Według mnie powinna mieć więcej charakteru, dlatego moja Hermiona jest inna. Także nie przepadam za parringami z Hermioną, bo nie pasuje mi ani do Draco, ani do Harry'ego ani do Toma, ani tym bardziej do Rona. Myślę jednak, że jeśli jakikolwiek, podkreślam JEŚLI JAKIKOLWIEK, parring zawiąże się z Hermioną, to nie będzie to wątek główny i przejdzie w tle. Co do trójkącika... Pomyślę, ale nic nie obiecuję ;) Chociaż, zobaczysz w tym rozdziale <śmieje się jak wariatka i nie może przestać>. Dziękuję także, za pierwszy wpis w Księdze Gości, na pewno odwiedzę, jak będę miała odrobinę więcej wolnego czasu.
Basia - też stwierdziłam, że wypada coś napisać, bo długo mnie tu nie było ;) Dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że niedługo znajdziesz czas by przeczytać to, co napiszę.

Z góry uprzedzam, że nie mam zielonego pojęcia kiedy pojawi się rozdział, bo chcę się zająć moim projektem, który zaczęłam dawno temu.

Muzyka w tle: 
Guilty all the same i jak zawsze genialni Linkin Park


Rozdział 16. "Rozum i Ciało"
Było mu błogo. Czuł się, jakby pływał pośród chmur. Nie czuł bólu ani duszności. Mógłby trwać w tym stanie do końca życia.
Został jednak dość brutalnie obudzony. Uchylił powieki z ulgą przyjmując, że za oknami jest ciemno. Postarał się skupić wzrok na postaci stojącej obok łóżka.
- Od kiedy masz takie duszności?
- Pierwszy raz - szepnął czując suchość w gardle i ból.
- Tak? A rana na twojej głowie?
- Po prostu się uderzyłem. Hermiona mi pomogła. - Spróbował odchrząknąć, co spowodowało jeszcze większy ból.
- Nie mdleje się ot tak. Musiałeś mieć poważne niedotlenienie. To może być coś poważnego. W weekend wybierzemy się na badania do szpitala.
Potter chciał zaprotestować, ale uciszył go groźny wzrok Severusa.
- Nie ma dyskusji. Do tego czasu staraj się za bardzo nie przemęczać.
Snape jeszcze przez chwilę przyglądał się synowi, a kiedy nie usłyszał sprzeciwu niemal się uśmiechnął i wyszedł.
Harry czuł się słabo. Jednak zdawał sobie sprawę, że musi się wykąpać. Z westchnięciem i cichym jękiem zwlókł się z posłania. Po drodze zrzucał z siebie ubrania, więc wchodząc do wanny był nagi. Nalał sobie ciepłej wody i pozwolił ciału się zrelaksować.
Myśli pływało wolno i leniwie. Zastanowił się nad tym, gdzie jest pantera, jego magia. Uchylił prawą powiekę i zobaczył, jak kot przechadza się po brzegu wanny. Uniósł kącik ust do góry i ponownie zamknął oczy. Uniósł rękę, a kot niespiesznie podszedł i pozwolił się pogłaskać wydając z siebie cichy pomruk zadowolenia.
Do głowy Harry’ego wpadło pytanie, czy kot mógłby zniknąć. Czy wtedy ta magia na powrót wsiąknie w niego? Czy znowu przy każdym ataku złości będzie chciał wszystkich pozabijać?
Jak na zawołanie ręka, która chwilę wcześniej głaskała kota opadła, a on poczuł przypływ magii. Znów czuł się niepokonany i jakby nabuzowany mocą. Miał ochotę coś zniszczyć, kogoś zabić. Choć w sumie nie był zły, to przeżycia ostatnich dni skumulowały się i napełniały złymi emocjami.
Skupił się, by znów nadmiar magii przelał się w kota. W uśmiechem powitał nieśmiałe liźnięcia na dłoni. Z roztargnieniem położył dłoń na karku pantery i drapał ją za uchem.
Usłyszał pukanie do drzwi. Nie zwrócił na nie uwagi mając nadzieję, że jeżeli nie odpowie, osoba pomyśli, że go nie ma i sobie pójdzie. Jakie było jego zdziwienie, gdy usłyszał wypowiadane zaklęcie, a potem skrzyp drzwi wejściowych a następnie tych od łazienki. Westchnął, otworzył oczy i obrócił się w tył.
Nie mógł powiedzieć, że był zdziwiony. W drzwiach stała Hermiona z różdżką w ręce i wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.
- P-przepraszam - wyjąkała i zakryła oczy ręką.
- Nie szkodzi - mruknął wracając na miejsce.
- Myślałam, że znów coś się stało. Nie odpowiadałeś.
- Bo siedzę w wannie. Jakbym krzyknął, i tak byś nie usłyszała. Coś jeszcze? - spytał czując, że ciągle tam stoi.
- Yyy… Nie.
Hermiona odwróciła się i wyszła zamykając za sobą drzwi.
Z odgłosów dobiegających z pokoju, Harry domyślił się, że zamierzała na niego poczekać. Szybko się umył i odkrył swoje niedopatrzenie. Nie wziął żadnych czystych rzeczy z szafy. W końcu nie spodziewał się, że przyjaciółka wtargnie do niego do pokoju. Z westchnięciem owinął ręcznik wokół bioder i udał się do pokoju powłócząc nogami.
- Czemu nie ubrany?
Hermiona siedziała przy biurku i przyglądała mu się z uśmiechem na ustach.
- Bo nie wziąłem nic ze sobą, poza tym nie sądziłem, że przyjdziesz. Normalnie hasałbym na golasa po moim pokoju i nie przejmowałbym się niczym.
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i powróciła do przeglądania gazety.
Harry z ociąganiem podszedł do szafy i wyciągnął pierwsze lepsze bokserki, skarpety, spodnie i koszulę. Szybko nałożył je na siebie i szczęśliwy obrócił się do przyjaciółki.
- Widzisz? Jestem cały i zdrowy.
- Tak, tak, widzę. Idziesz dziś do Toma?
- Chyba tak, a co?
- Nic, tak się pytam.
- Nie umiesz kłamać - powiedział wyginając usta w pobłażliwym uśmiechu.
- Pomyślałam, że skoro uczy ciebie, to mnie też mógłby trochę podszkolić. - Nieśmiały ton dziewczyny sprawił, że Harry zerknął na nią bez wyższości, lecz z pewnym zaciekawieniem i niedowierzaniem.
- Naprawdę? Nie żartujesz? Bo wiesz, zdawało mi się, że nie przepadasz za Tomem, a kiedy się dowiedziałaś o układzie między nami, to chciałaś wydłubać mi oczy.
- Powiedzmy, że zmieniłam zdanie.
- Nie często to się zdarza. Poza tym, nie masz dziś korepetycji z Moriatem?
- Już miałam. Jakbyś nie wiedział, jest po dwudziestej. Przespałeś obiad i kolację.
- No właśnie poczułem - powiedział kładąc rękę na brzuchu.
- To chodź do kuchni coś zjeść, a potem…
- Potem pójdziemy do Toma.
***
Na kolację skrzaty zrobiły Harry’emu tosty i jajecznicę. Dodatkowo wypił ciepłą herbatę, co wywołało uśmiech na jego twarzy. Hermiona uśmiechała się pobłażliwie, ale w głębi serca cieszyła się, że Harry choć przez chwilę nie myśli o Draconie. Miała dość widoku jego smutnej miny. Ciągle przyłapywała go na tym, że obserwował blondyna nawet wtedy, gdy nie zdawał sobie z tego sprawy. Śledził go wzrokiem chłonąc każde wypowiedziane przez niego słowo nawet, jeżeli było obelgą. Zupełnie, jakby żył właśnie dla tych małych konfliktów.
Zarzekał się, że go to nie rusza, że podchodzi do tego obojętnie, jednak w jego oczach widziała ból i nadzieję.
By dotrzeć do Toma, Harry musiałby użyć Świstoklika. Był jednak problem z Hermioną. Osłony nie chciałyby jej wpuścić i mogłoby się to skończyć tragicznie.
Mieli więc dwa wyjścia. Albo Harry przeniesie się do zamku Lorda i poprosi go, by przeniósł Hermionę jak wcześniej, lub pojadą motorami.
Zdecydowanie bardziej podobała im się ta druga opcja.
Udali się więc do Pokoju Życzeń. Tam czekały na nich odpowiednie ubrania. Te, które zdjęli zapakowali do sakiew, by na miejscu się przebrać.
Harry jechał pierwszy. Kierował się wskazówkami przekazywanymi przez Toma, który uparł się, że go poprowadzi.
Drogę, która samochodem zajmowała zwykle trzy godziny, pokonali w godzinę. Motory zostawili na podjeździe. Szybko, dzięki zaklęciu, zmienili ubrania i weszli do środka. Tom już na nich czekał.
- Szybciej działa świstoklik.
- Mi też miło cię widzieć - odparł Harry. - Poza tym, użylibyśmy świstoklika, gdyby nie to, że Hermiona go nie ma. Najprawdopodobniej twoje zaklęcia ochronne nie chciałyby jej wpuścić. Mogłoby się to skończyć tragicznie.
Tom popatrzył na niego w zamyśleniu i postukał się palcem w brodę.
- Nie wziąłem pod uwagę tego, że będzie chciała przyjść. Istotnie masz rację. Chodźcie, wymyślę coś po drodze.
Przeszli do sali tronowej. Oczywiście po drodze nie minęli żadnych Śmierciożerców.
- Dlaczego nikogo tu nie ma?
- A kto ma tu być? - spytał Tom marszcząc brwi.
- No… wszyscy? Twoje sługi, jak mniemam.
- Och, mają wolne.
- Codziennie? - zdziwił się i spojrzał podejrzliwie na Riddle’a.
- Nie, tylko zawsze jak przychodzisz. Czyli… tak, codziennie.
- To na wypadek, gdyby któryś z nich chciał mnie zabić? - zamrugał i uśmiechnął się.
- Nie. To na wypadek, gdyby chcieli cię złapać i przynieść do mnie, a ja miałbym cię zabić.
Harry przytaknął.
- To czego chciałbyś się dziś nauczyć?
- Nie wiem - wzruszył ramionami i spojrzał na Hermionę. - Powiedz mi coś więcej na temat tej magii umysłu.
Tom westchnął i usiadł na schodach. Spojrzał z wyczekiwaniem na Gryfonów, a gdy zajęli miejsca obok niego zaczął mówić.
- Jak już wcześniej ci mówiłem, magia umysłu to bardzo szeroka dziedzina. Oczywiście bardzo trudna, czasochłonna i wymagająca niezwykłej mocy, ale do opanowania. Część z niej już znacie. To między innymi telepatia i animagia. Najczęściej jednak ludzie kojarzą ją z transmutacją niewykorzystującą formułek, a także wykorzystywanie magii do najprostszych czynności typu otwarcie czegoś, wyczyszczenie ubrań i tak dalej.
- To ja to umiem. Myślę, że chcę coś otworzyć, zmienić ubranie i to się dzieje.
- To właśnie coś takiego, co może opanować każdy, powiedzmy, że to wierzchołek góry lodowej, który widać nad powierzchnią wody. Niżej jest ona ogromna i najczęściej niedostępna dla zwykłych czarodziejów.
- Ale ty nas tego nauczysz?
- Nie. Musicie sami dojść do tego, co możecie dzięki niej osiągnąć i na co was stać. Ostatnio próbowałeś transmutacji. Tego się nie da ot tak nauczyć. Kwestia praktyki i doskonalenia się.
- To możemy poćwiczyć - ucieszył się Harry zrywając się na równe nogi.
Hermiona siedziała nieco speszona i wpatrywała się w Toma.
- Harry, a gdzie jest twoja magia? - spytał Marvolo przeczesując wzrokiem pomieszczenie.
- Tutaj - powiedział zdziwiony i wskazał ręką okolice swojej prawej nogi. Po chwili mała pantera zmaterializowała się w tym miejscu i miauknęła.
- Teraz ją widzę. Udało ci się z nią porozumieć?
- Jeszcze nie, ale nad tym pracuję.
- To dobrze.
- Hermiona, chodź do mnie, urządzimy sobie pojedynek - zawołał Potter odchodząc kawałek tyłem i uśmiechając się do przyjaciółki.
Dziewczyna była wciąż nieco spięta w obecności Toma. Wydawało jej się, że mimo tego, iż się na nią nie patrzy, to wciąż ją obserwuje i ocenia. Nie czuła się komfortowo. Postanowiła jednak zgodzić się na walkę. Może wtedy Lord zobaczy, że do czegoś się nadaje i nie tylko ma wiedzę teoretyczną, ale także praktyczną.
Ustawiła się w odpowiedniej odległości od bruneta i uśmiechnęła zaczepnie. Ten odpowiedział szerokim uśmiechem i wyciągnął różdżkę.
Ustawili się w pozycji i ukłonili. Tom stanął w równej odległości od nich i wyczarował migoczącą barierę. Nie odezwał się, tylko przyglądał im na zmianę.
Harry kiwnął głową i z różdżki wypłynął czerwony promień. Hermiona uskoczyła w bok odpowiadając zaklęciem łaskoczącym, które rozbiło się na tarczy Gryfona.
Zaklęcia śmigały między nimi z zawrotną szybkością. Trudno było zorientować się, kto rzucił konkretny czar, bo zlewały się ze sobą niemalże tworząc migotliwą tęczę.
W pewnym momencie, co było skutkiem nieuwagi Harry’ego, stracił on różdżkę. Nie przestał jednak walczyć pokazując, na co go stać. Zaklęcia, o ile to możliwe, nasiliły się. Było ich więcej i poziom zaklęć podskoczył. Nie były to już zwykłe zaklęcia, których uczy się w szkole. Zarówno Hermiona jak i Harry używali zaklęć z pogranicza Czarnej Magii.
Tom uśmiechnął się lekko, machnął ręką, a w dłoni pojawił się kieliszek wina. Patrząc na walkę był niemal pewien, że wygra Hermiona. Z drugiej jednak strony, serce krzyczało, że wygra Harry. Nie potrafił jednoznacznie określić, które z nich jest lepsze. Liczył się spryt, a nie umiejętności czy znajomość zaklęć.
Po kilku minutach zaciekłej walki, wygrał Harry. Hermiona leżała na zimnej podłodze i dogorywała. Dyszała ciężko, a pot przykleił jej kosmyki włosów do czoła.
Potter usiadł po turecku tam gdzie stał i uśmiechnął się do Toma.
- I jak?
- Świetnie, choć mamy jeszcze sporo rzeczy do nauczenia. Macie solidne podstawy, teraz wystarczy to uporządkować i zacząć działać.
- No to działajmy.
Hermiona w między czasie się pozbierała i podeszła do nich. Krzywiła się lekko i trzymała za prawy bok.
- Nic ci nie jest? - spytał Harry patrząc na nią uważnie.
Pokręciła głową i skrzywiła się lekko. Odwróciła wzrok wypuszczając głośno powietrze. Po chwili zbladła i zatoczyła się do tyłu.
Nim Harry zdążył mrugnąć i zarejestrować jakikolwiek swój ruch, wyciągnął przed siebie rękę, a promień magii z jego ręki złapał Hermionę nim uderzyła w ziemię. Mógłby nawet przysiąc, że o tym nie pomyślał, tylko zrobił.
Tom wpatrywał się w niego głęboko się nad czymś zastanawiając. Przytaknął samemu sobie i odwrócił się ku Hermionie. Dziewczyna leżała z zamkniętymi oczami, oddychała płytko i dość nierówno, a serce biło głośno, jakby chciało wyrwać jej się z piersi. Tom podszedł do niej i delikatnie uwolnił z zaklęcia Harry’ego. Położył ją na ziemi pochylając się nad nią i obserwując uważnie.
- Enervate - mruknął dotykając lewą ręką skroni brunetki.
Gryfonka tylko jęknęła i obróciła się na bok z cichym sykiem. Riddle obrócił ją ponownie na plecy, dłoń podłożył pod policzek i przekrzywił twarz w swoją stronę.
Harry nadal siedział na swoim miejscu i przyglądał się temu, co Tom robił z jego przyjaciółką. Nie potrafił się poruszyć nadal zbyt zszokowany swoim wyczynem. Co kilka sekund oglądał swoją rękę z nadzieją, że znajdzie ślady od linki lub magnes, który po włączeniu przyciągnął jego rękę. Nie dopuszczał do siebie myśli, że potrafi tak szybko zareagować, że właściwie zrobił to nawet nie wiedząc, że to zrobił. Trochę go to przerażało. W tej sytuacji to akurat dobrze, ale gdyby chciał kogoś skrzywdzić? Gdyby zabił kogoś nawet nie zdając sobie z tego sprawy? Gdyby zranił drugą osobę bez udziału woli, jedynie pod wpływem impulsu? Niepokoiła go ta myśl. Bał się jej, a także zaczynał bać się siebie.
***
Okazało się, że Hermionie nic nie było. Po prostu była magicznie wycieńczona walką. Szybko doszła do siebie, ale nie było mowy o jakichkolwiek ćwiczeniach, więc pojechali do domu. Tym razem droga zajęła im prawie trzy godziny, bo nie chcieli się spieszyć, w razie czego, gdyby Hermiona źle się poczuła.
Harry’ego nie opuściły złe przeczucia. Nie czuł się za dobrze, ale nic nie powiedział, bo nie chciał, żeby przyjaciółka się o niego martwiła.
Gdy dojechali pod szkołę, czekał na nich Snape. Ręce miał założone na piersi, a minę srogą. Przyglądał się synowi próbując wyczytać coś z jego twarzy.
- Cześć ojciec - powiedział uśmiechając się, jednak gdy Severus nie odpowiedział wciąż wpatrując się w niego, zrzedła mu mina. - Coś się stało?
- Tak. Gdzieś ty znowu był? I nie mów, że w klubie, bo sprawdziłem. Keyna, ani nikt inny cię nie widzieli. Ani dzisiaj, ani wczoraj. Myślałem, że odpoczniesz po tym, co się dzisiaj stało, ale widzę, że nic do ciebie nie dociera. Jeszcze dodatkowo wciągasz w to Hermionę. Co masz na swoje wytłumaczenie?
- Po prostu chcieliśmy się przejechać - mruknął cicho.
- Tyle czasu? Wiem, że nie ma cię w szkole od trzech godzin. Jak długo was nie było?
Harry nie odpowiedział patrząc się wszędzie, tylko nie na ojca.
Coś zadrapało go w gardle. Spróbował odchrząknąć, co przerodziło się w kaszel. Złapał się za gardło, a drugą ręką uderzał się w pierś. W końcu udało mu się odzyskać oddech, a w kącikach zebrały się łzy.
- Już nie wnikam, gdzie byłeś wczoraj. Czuję się oszukany, ale to małe piwo. Pytam jeszcze raz, gdzie dzisiaj byłeś?
Najchętniej Harry schowałby się pod ziemię, lub zniknął. Czuł na sobie ciężar spojrzenia Severusa, a sam nie potrafił spojrzeć mu w oczy. Sądził, że ojciec odpuści, ale tym razem się przeliczył.
- A co cię to obchodzi? - odparował odzyskując hart ducha i podnosząc wzrok. Napotkał czarne, bezdenne spojrzenie Mistrza Eliksirów.
- Jestem twoim ojcem…
- Który odnalazł się po czternastu latach. Nie ma co. Tak się teraz przejmujesz rolą ojca? Trzeba było mnie wcześniej zabrać od Dursley’ów, albo w ogóle im nie oddawać. Mogłeś nie pozwolić im na to!
- Nie mogłem! - krzyknął, ale po chwili się zreflektował, odetchnął i kontynuował ściszonym głosem - Wiesz, że nie mogłem. Dumbledore wymusił na mnie przysięgę. Nie mogłem jej złamać - niemal jęknął wpatrując się w Harry’ego, który stał mrużąc oczy. - Gdyby coś ci się stało…
- Ale nic mi nie jest. Jestem cały i zdrowy. Poza tym, co mogłoby mi się stać na motorze? Przecież nie jechałem pierwszy raz.
- A Sam-wiesz-kto to nie jest żadne zagrożenie?
Harry otworzył usta by zaprzeczyć, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie, że nie może nic na ten temat powiedzieć.
- Podobno nie chce mnie już zabić, tylko przeciągnąć na swoją stronę, tak? To znaczy, że jestem względnie bezpieczny, podobnie jak moi przyjaciele i rodzina. Przynajmniej na jego miejscu tak bym zrobił.
Snape niedowierzał wlepiając wzrok w swojego syna. Nie mógł uwierzyć, że ten tak podchodzi do sprawy Czarnego Pana, jakby był niegroźnym politykiem, który jedynie może namieszać w prawie.
- On może cię zabić!
- Jakoś ostatnio próbował i mu się to nie udało. Coś ma z tym pecha - mruknął Harry i zaczął kierować się do drzwi. Gdy minął Snape’a, ten otrząsnął się z letargu i wyciągnął rękę łapiąc syna za łokieć.
- A ty gdzie? Nie powiedziałeś mi, gdzie byłeś.
- Nie chcesz wiedzieć. Przyjmij, że byliśmy się przejechać. Hermi, idziesz? - spytał odwracając głowę ku przyjaciółce, która spojrzała przepraszająco na nauczyciela i dołączyła do Pottera. Ten wyciągnął rękę z uścisku mężczyzny i nie odwracając się za siebie wszedł do szkoły. Chwile później motory zniknęły sprzed szkoły, a jedynym dowodem na to, że tam stały były ślady na żwirze.
***
Snape nie drążył więcej tematu jego zniknięć ze szkoły. Przyjął zasadę: im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Jednak ich relacje się pogorszyły. Na lekcjach było tak samo, bo nigdy nie okazywali sobie jakieś większej sympatii, ale poza zajęciami prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Czasem w przelocie, lecz Harry musiał się bardzo pilnować w obecności ojca, co doprowadzało do tego, że zwykle siedział wyprostowany i spięty nie mówiąc prawie nic, by przypadkiem nie chlapnąć słowa za dużo.
Dni mijały powoli, na dworze robiło się coraz chłodniej, słońca było coraz mniej, a chmury jakby na stałe wykupiły sobie miejsce na niebie.
Codziennie padało, błonia spływały wodą, a poziom jeziora podniósł się o dobre pół metra. Nikt nie potrafił powiedzieć, czy długo to jeszcze potrwa.
Harry weekendy spędzał w Malfoy Manor, z którego jechał na jakiś czas do klubu. Musiał w końcu zająć się swoją inwestycją. W piątki i soboty klub był pełen, bo organizowane były koncerty. Pewnego dnia występował Hozier. Harry miał wrażenie, że w lokalu było dwa razy więcej ludzi niż powinno być. Jednak nikt się nie skarżył na brak miejsca. Wszyscy byli zachwyceni.
Był to ich drugi występ w klubie. Pierwszy był na imprezie Ginny i Luny, którą zorganizowały na początku września. Wtedy jednak klub był zamknięty dla zwykłych gości, wejść mogli jedynie ci z zaproszeniami. Podobno pojawiło się pół Hogwartu.
Do Toma chodził dwa-trzy razy w tygodniu. Lord chwalił go, że robi duże postępy, choć on sam ich nie widział. Magia pod postacią pantery towarzyszyła mu cały czas, jednak nikt prócz niego jej nie widział. Być może nie chciał, by tak było i magia przynajmniej to robiła.
Odkąd zmaterializował magię nie czuł w sobie jej nadmiaru jak wcześniej. Kiedy się denerwował, nie miał ochoty niczego wysadzić, moc nie zbierała się wokół niego. Czuł się wolny.
Z drugiej jednak strony brakowało mu tego. Teraz był zwyczajny. Nie wyróżniał się niczym pośród innych uczniów. Trochę mu to przeszkadzało, a jednocześnie cieszyło. Zawsze chciał być taki jak inni, choć nigdy nie było mu to dane.
Pomimo codziennych ćwiczeń, nadal nie był w stanie porozumieć się ze swoją magią.
Na lekcjach radził sobie dobrze, na czas oddawał prace.
Hermiona chyba wybaczyła mu zatajenie prawdy, bo cały czas była przy nim. Nie odstępowała go na krok i jedyne sytuacje, kiedy był sam to toaleta i sen. Choć, gdyby mogła, szła by tam z nim. Ciągle go obserwowała i była na każde zawołanie. Zupełnie, jakby nie mógł już zadbać sam o siebie. Najprawdopodobniej, gdyby zaciął się pergaminem, byłaby pierwsza z plastrem.
Napady kaszlu nasiliły się, choć już ani razu nie stracił przytomności. Chodził z chrypką, którą próbował zwalczać domowymi sposobami, czyli sokiem z cebuli. Jednak jak na złość nie pomagał.
Przez pogorszenie stosunków z ojcem nie poszli na badania do szpitala. Tak po prawdzie, to oczywiście poszliby, gdyby Harry mu o tym przypomniał, ale sam nie chciał. Bał się tego, co może wyjść. Jeśli się okaże, że jest chory, to czy będzie musiał przesiedzieć w pokoju dwa-trzy tygodnie, czy będzie mógł chodzić do Toma, czy będzie mógł się widywać z dziećmi? Lepiej było nie wiedzieć.
***
Był koniec października. Wielkimi krokami zbliżało się Halloween i noc duchów.
Harry co rusz pokazywał się z innymi swoimi byłymi kochankami. Nie ograniczał się oczywiście tylko do chłopaków. Kilkoro dziewcząt także wyraziło ochotę odnowienia znajomości.
Banda, zgodnie z zaleceniami Pottera przyjmowała każdego delikwenta z otwartymi ramionami, by za dzień lub dwa odrzucić go ze swoich szeregów i przyjąć następnego. Znalazło się też parę osób, które zechciały nawiązać całkiem nową znajomość, którą Harry nie gardził.
Jednak smutniał z każdym dniem i tracił zapał, bo Draco nie wykazywał żadnego zainteresowania jego poczynaniami. Zupełnie jakby podświadomie także mu na nim nie zależało. Gdyby tylko wiedział, jak bardzo się mylił.
Nawet nie zauważył, jak zaczął palić paczkę dziennie. Gdy tylko miał chwilę wolnego, sięgał po papierosa. Odczuwał po nim chwilę ulgi. Chyba bardziej uzależnił się od tego, co papierosy mu dawały niż od samego palenia. Nie trwało długo, nim zaczął palić dwie paczki dziennie. Nie zwracał na to uwagi, tylko mechanicznie sięgał po następnego papierosa. Nie zdawał sobie także sprawy, ile pieniędzy na to wydaje. W końcu doszło do tego, że jedynie nie palił na lekcjach i u Toma, ale zapalił przed przyjściem i zaraz po wyjściu.
Schadzki Pottera doprowadzały Dracona do białej gorączki. Czuł się cholernie zazdrosny, ale nie potrafił tego logicznie wyjaśnić. W końcu nic nie czuł do Pottera, jego postępowanie nic go nie obchodziło, ale jak tylko widział jakąś pannę kręcącą się koło wybrańca, to niemal toczył pianę z ust. Biada temu, kto znalazł się w zasięgu jego różdżki. Na zewnątrz jednak nie dał po sobie nic poznać, bo wiedział, że Harry wciąż go obserwuje i sprawdza. Nie potrafił tego usprawiedliwić. Bał się, że to jego wspomnienia. I teraz nie mógł do końca określić, czy bał się tych wspomnień, czy tego, co ze sobą niosły. Nie wyobrażał sobie, że mógłby wrócić do Pottera w tej chwili. To było dla niego nie do pomyślenia.
Zadawał sobie pytanie, co będzie jak odzyska pamięć. Czy zapomni to, co teraz robi? Czy będzie pamiętał, a może nie będzie w stanie wrócić do Gryfona? Może go to przerośnie i stwierdzi, że go nie kocha? Jeżeli w ogóle go kiedykolwiek kochał.
Bał się tego co nadejdzie. Bał się tej lawiny, która spadnie na niego, gdy odzyska pamięć. Czy da radę ogarnąć samego siebie? Czy będzie potrafił zdecydować, co zrobić?
***
Harry leżał w łóżku i próbował spać. Jęknął cicho i obrócił się na bok. Objął się ramionami, a nogi podciągnął do piersi. Ciężko mu się oddychało, głowa pulsowała tępym bólem. Odwrócił głowę do poduszki i krzyknął. Pierze trochę zagłuszyło dźwięk, ale nie wiele. Cieszył się, że rzucił wcześniej zaklęcie wyciszające, bo Hermiona już dobijałaby się do drzwi.
Zaczęło mu brakować powietrza, więc wrócił głową na poprzednie miejsce i zaczął kaszleć. Gardło drapało przy każdym oddechu, nie mógł się uspokoić.
Uchylił powieki, które nieświadomie zamknął i na poduszce przed sobą zobaczył czerwone plamki. Był tak zaskoczony, że zapomniał o bólu i dusznościach. Dłonią przejechał po kropkach. Były wilgotne. Wiedziony instynktem przyłożył palce do ust. Kiedy je odsunął, opuszki były poplamione tą samą czerwoną substancją. Oblizał je, a na języku poczuł metaliczny posmak i wzdrygnął się. Krew.
Nie mógł dłużej się zastanawiać, bo znów zaczął kaszleć. Tym razem przyłożył pięść do ust, a kiedy nieco się uspokoił, na dłoni miał krew.
Nie wiedział, co o tym myśleć. To na pewno nie przeziębienie. Będzie musiał jednak iść na badania, bo to mogło być coś poważnego, a swoją głupotą tylko by sobie zaszkodził. Liczył jednak na to, że to po prostu jakieś naczynko pękło przy tak intensywnym kaszlu i to nic poważnego.
W końcu zdołał zasnąć, choć przez całą noc męczyły go koszmary. Budził się co dwie godziny.
O czwartej stwierdził, że to bez sensu i poszedł do łazienki. Spędził tam półtorej godziny i wyszedł niemal zrelaksowany. Spróbował sobie przypominać, o czym śnił, ale bez skutku. Doszedł jednak do wniosku, iż cieszy się, że nie pamięta.
Automatycznie sięgnął po paczkę leżącą na stoliku nocnym i nie kłopocząc się wstawaniem do okna, zapalił. Zaciągnął się dymem krzywiąc się, kiedy dym zadrapał w podrażnione gardło. Nie przeszkadzało mu to jednak dokończyć palić.
Do końca ciszy zostało mu pół godziny, które spędził rozmawiając z Semanthielem. Mess była w Zakazanym Lesie na polowaniu. Była już długa na dwa metry i niestety nie mogła zawijać mu się na nadgarstku. Dużo czasu spędzała właśnie w lesie, gdzie poznała inne węże. Przynajmniej nie była samotna.
Nim się obejrzał dochodziła siódma trzydzieści i czas by zebrać się na śniadanie. W Pokoju Wspólnym czekała na niego Hermiona.
- Wyglądasz okropnie - powiedziała przyglądając mu się spod przymrużonych powiek.
- Cześć? - powiedział zaczepnie z uśmiechem.
- Cześć, cześć - mruknęła i ruszyła do drzwi. Na schodach podjęła przerwany wątek. - Nie mogłeś spać? Masz podkrążone oczy i jesteś bardzo blady.
- U mnie też wszystko super. Zrobiłaś zadania na OPCM?
- Ja się o ciebie martwię, Harry. A co do zadania… Też miałeś problemy ze znalezieniem czegokolwiek o Senterenie Balkanskiej?
- Nie. Jest w książce, którą ostatnio pożyczył mi Tom. Z resztą mam wrażenie, że on zawsze podrzuca mi to, co może mi się przydać w szkole. Ostatnio dał mi coś o składnikach eliksirów i kazał przeczytać. Potem Snape się pytał o jakiś składnik, który był dokładnie opisany w tej książce.
- On jest po prostu bystry. Wie, co przerabiamy i gdzie, co możesz znaleźć. To nic niezwykłego.
- Jassssne - syknął Harry, a Hermiona aż się na niego obejrzała.
Dochodząc do Wielkiej Sali, Potter zobaczył Dracona zmierzającego w ich stronę. Spiął się w sobie lecz na zewnątrz próbował sprawiać wrażenie zrelaksowanego.
- Oo… Zbawiciel Potter i szlama Granger. A gdzie wasz przyjaciel ognisty wiewiór? - Zebrani dookoła nich uczniowie zachichotali.
- Witam naczelną fretkę Hogwartu - odparł Harry i z wrednym uśmiechem ukłonił się niemal zamiatając włosami podłogę. Malfoy zazgrzytał zębami, a przez uczniów przetoczyła się głośniejsza salwa śmiechu.
- Widzę, że humorek się ciebie trzyma.
- Zawsze jak cię widzę, to myślę sobie, że to żal trzymać zwierzątko w szkole. Fretki powinny żyć na wolności. Co o tym myślisz, Malfoy?
- Myślę, że powinieneś zważać na słowa - warknął i wyciągnął różdżkę.
Harry stał znudzony i z politowaniem wpatrywał się z blondyna chowającego się za kawałkiem drewna.
Draco zaatakował pierwszy.
Potter bronił się wręcz od niechcenia. Blondyn za to walczył, jakby od tego zależało jego życie.
W końcu Harry się znudził i rzucił zaklęcie, które ugodziło Ślizgona w nogę. Upadł na posadzkę i jęknął łapiąc się za mięsień. Brunet niespiesznie do niego podszedł mając na uwadze, że wszyscy mu się przypatrują.
- Nie będziesz w stanie sam iść - powiedział, gdy był na tyle blisko by mówić szeptem, by nikt inny go nie usłyszał.
- Skąd wiesz? - mruknął ledwo dosłyszalnie blondyn wpatrując się szeroko otwartymi oczami swojego wroga.
- Wiem jak działa to zaklęcie. Powoli paraliżuje nerwy. Jeżeli siedzisz spokojnie, szybciej puszcza, ale jeżeli…
- …szamoczesz się jak przed chwilą, łapie mocniej, przechodzi na mięśnie i nie jesteś w stanie nic zrobić. Oczywiście puszcza po jakimś czasie, ale trwa to dłużej i jest bardziej męczące - dopowiedział Draco, przełknął głośno ślinę i spojrzał na nogę. - Skąd ja to wiem?
- Bo kiedyś mi to mówiłeś.
Niedowierzanie, szok, złość i rozgoryczenie mieszały się w oczach Ślizgona. Chciał coś zrobić, krzyknąć, zapaść się pod ziemię, albo po prostu zabić Pottera, ale było za dużo świadków. Po prostu odwrócił wzrok i zacisnął zęby.
Harry westchnął i wyprostował się. Odszedł w stronę Wielkiej Sali, a uczniowie powoli zaczęli się rozchodzić szepcząc między sobą. O dziwo żaden z Prefektów nie skomentował tego na głos, nie odebrał punktów, ani nie poleciał na skargę do nauczyciela. Wszyscy przeszli nad tym do porządku dziennego.
Potter spokojnie usiadł przy stole i zjadł śniadanie. Nikt go nie niepokoił, nikt mu się nie przyglądał, nikt nie obgadywał. Mógłby tak żyć zawsze.
Gdy podniósł wzrok napotkał spojrzenie szarych oczu przy stole Ślizgonów. Wpatrywały się w niego z niechęcią. Harry tylko wzruszył ramionami i wrócił do sałatki.
- Harry, zaraz mamy lekcję - mruknęła Hermiona wstając i podnosząc swój plecak.
- Oczywiście. - Uśmiechnął się szeroko i mrugnął do przyjaciółki. Spróbował sobie przypomnieć jaką mają pierwszą lekcję, ale nie mógł. Najwidoczniej nie było to nic ciekawego. Przypomniał sobie dopiero, gdy dziewczyna skierowała swoje kroki na błonia. Dziś był piątek i jako pierwsze mieli ONMS.
Harry myślami był jednak daleko od szkoły. Planował, gdzie zabierze Serpa. Obiecał mu wycieczkę, jednak nie przemyślał tego, gdzie go zabierze. Może do wesołego miasteczka, które rozłożyło się obok Londynu… Może Hermiona wybierze się z nimi? Kiedyś być może uda mu się zabrać też Dracona…
Potrząsnął głową i skupił się na lekcji.
***
Zajęcia minęły bez jakichkolwiek wpadek. Kaszlał tylko dwa razy, co według niego dobrze wróżyło.
Na eliksirach nie mógł wysiedzieć. Co chwilę zerkał na zegarek ile zostało do końca lekcji. W pokoju miał już spakowaną torbę. Wystarczyło, żeby szybko pobiegł po nią do dormitorium, chwycił ją, zaczekał chwilę na Hermionę i wraz z nią teleportował się do Malfoy Manor. Już tak niewiele brakowało.
Draco zerkał na niego, ale nic nie mówił przez całą lekcję. Nie skomentował nawet tego, że większość rzeczy musi robić sam. To była nowość. Jednak Potter był tak bardzo zaabsorbowany tym, że zaczyna się weekend, że tego nie zauważył.
Pięć minut przed końcem lekcji niemal wstawał z krzesła. Przesuwał je wciąż parę milimetrów bliżej drzwi. Zdawał sobie sprawę, że gdy wszyscy uczniowie wyjdą z sal, to nie przebije się przez nich.
W końcu Snape ogłosił koniec lekcji i powiedział zdanie, które zatrzymało Harry’ego cal od drzwi.
- Panie Snape-Malfoy, proszę zostać.
Brunetowi oklapły uszka, ale odwrócił się do ojca. Niechętnie podszedł do biurka i czekał, aż wszyscy opuszczą salę. Oczywiście Hermiona była ostatnia.
- Chciałbym z tobą porozmawiać. Doszedłem do wniosku, że jeżeli nie chcesz mi mówić, gdzie jedziesz, ok. Tylko nie kłam, bo tego nie zniosę. Będziesz chciał, ja będę czekał, przyjdź i powiedz. Wiesz, że możesz na mnie polegać.
Harry’ego zatkało. Po tylu dniach względnej ciszy, Snape przeprosił. Oczywiście nie były to zwykłe przeprosiny, raczej takie zawoalowane, ale były.
- Dobrze. Zapamiętam. Ja też przepraszam za to, co wtedy powiedziałem. Wiem, że nie mogłeś mi nic powiedzieć. Wybacz.
Severus uniósł kącik ust i machnął ręką.
- Leć, bo wiem, ze Serp na ciebie czeka. Od poniedziałku wyczekuje wycieczki, którą dla niego zaplanowałeś.
Gryfon uśmiechnął się w odpowiedzi i wybiegł z gabinetu. Szybko pokonał osiem pięter i chwycił plecak z rzeczami. Hermiona czekała na niego na błoniach. Szybko do niej dołączył, a gdy otworzyła usta, zbył ją machnięciem ręki.
Wylądowali na trawie w ogrodzie. Serp już na nich czekał.
- Cześć Serp - przywitał się Harry podnosząc malca na ręce.
- Cześć Harry. To gdzie mnie zabierasz? Mama nic nie chciała powiedzieć, ale po prostu wydaje mi się, że nic nie wie. Nie powiedziałeś jej, prawda?
Brunet zaśmiał się i zmierzwił chłopczykowi włosy.
- Tak, to prawda. W sumie to sami nie wiedziałem, gdzie chcę cie zabrać, ale znalazłem takie super miejsce, które na pewno ci się spodoba.
- Wiesz, chciałbym odwiedzić to wesołe miasteczko niedaleko Londynu, ale mama nie chce mnie tam zabrać. Mówi, że jest niebezpiecznie, a poza tym nie może zostawić mojej siostry samej w domu. I boi się trochę zostawić w domu te dwie opiekunki same.
- Nie dziwię się jej - mruknął Potter i wszedł do salonu. Cyzia siedziała na kanapie, na kocu przed nią leżała Cecy na brzuchu, a na kanapach siedziały Dafne i Rose. Każda z nich trzymała jedno dziecko, które karmiła.
- Cześć - Harry przywitał się ze wszystkimi, a do Cyzi wysłał buziaka. Kobieta uśmiechnęła się i mrugnęła do niego.
- A co powiesz na to, żebym to ja cię zabrał na wycieczkę?
- Przecież obiecałeś. Chciałeś się wymigać? - Chłopczyk spojrzał na niego poważnie z lekkim oskarżeniem w spojrzeniu.
- Oczywiście, że nie. Właśnie tak się zastanawiałem, czy byś chciał się tam wybrać, ale nie byłem pewien.
- Naprawdę mnie tam zabierzesz? - Serp uśmiechnął się anielsko i niemal udusił ściskając za szyję.
- Tak Serp. Naprawdę. Ale wiesz, że jak mnie udusisz, to nie dam rady?
Chłopczyk momentalnie odpuścił nadal się uśmiechając.
- Idź się spakować. Niedługo ruszamy.
Serpens pobiegł do swojego pokoju jak na skrzydłach.
- Harry, to dobry pomysł? - spytała zaniepokojona Cyzia odwracając się do niego na kanapie.
- Spokojnie. Będzie z nami Hermiona, nic nam nie grozi. Voldemort - wszyscy siedzący w pokoju wzdrygnęli się na dźwięk tego imienia - nie zaatakuje w tak publicznym miejscu.
- Ale wiesz, że gdybyś tylko coś podejrzewał, to masz wracać?
- Oczywiście, mamo. - Przytulił ją mocno i pocałował w policzek. - Będę bardzo ostrożny.
Potter szybko się spakował i czekał na swojego szwagra na dole w kuchni. Chłopiec wszedł do pomieszczenia taszcząc ze sobą ogromną torbę. Była niemal tak duża jak on sam.
- Serp, co ty tam nabrałeś?
- Kilka najpotrzebniejszych rzeczy - powiedział i uśmiechnął się słodko.
- Ale jedziemy tam tylko na jeden dzień.
- Wiem, ale gdyby było zimno, to mam długie spodnie, koszulę, bluzę i kurtkę. Gdyby było ciepło, spodnie i koszulę. Oczywiście odpowiednie buty do odpowiednich rzeczy…
- To już chyba wiem, po kim to masz - mruknął Harry i wstał z jękiem. Wtem do pomieszczenia weszła Hermiona na ramieniu niosąc małą torebkę. Jednak była to magicznie powiększona torebka zdolna pomieścić nawet regały na książki wraz z zawartością.
- Hermi, mogłabyś przechować torbę Serpa w swojej torebce?
Kiwnęła głową i przejęła torbę od chłopca.
Razem wyszli i skierowali się ku miejsca, z którego wygodnie, bezpiecznie i szybko mieli się teleportować na miejsce.
Nocować będą w klubie. Harry przy okazji uzupełni parę papierów. Całe szczęście, że pomyślał o tym w fazie projektowania klubu. Zarezerwował trochę miejsca za gabinetem, które przeznaczył na pokoje, w których można było się zdrzemnąć. Oczywiście żadne hałasy nie przeszkadzały, bo pokoje były całkowicie dźwiękoszczelne.
Dziś będą w nich spać Harry, Hermiona i Serp.
- Chcesz zostać w pokoju, czy iść zobaczyć co zbudowałem?
- Sam w pokoju? - spytał.
- Sam. Możesz być pewien, że nikt oprócz mnie i Hermiony tu nie wejdzie.
- Wolę iść z tobą - zapewnił malec i przysunął się do niego.
Hermiona skoczyła tylko do pokoju odłożyć rzeczy i ruszyli do klubu. Harry wziął Serpa na ręce, żeby nikt go nie zdeptał. Chłopiec zafascynowany przypatrywał się wszystkiemu. Bardzo często odwracał się do tyłu, żeby na coś spojrzeć, a Harry’emu niemal wypadał z rąk. Dotarli jednak do baru na dole bez żadnych większych problemów.
- Tu jest super - powiedział chłopiec uśmiechając się szeroko.
- Wiem. Jeżeli ci się tu podoba, to mama lub tata będą zabierać cię tu częściej. Ja też się ucieszę.
- To ty mnie możesz zabierać.
- W sumie tak. Tylko ja najczęściej muszę siedzieć w biurze. Może ciocia Hermiona będzie cię zabierać?
Serp nieco nieufnie spojrzał na dziewczynę, ale uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Chcesz coś pić?
- Sok dyniowy.
Harry zamówił dla siebie i Gryfonki drinki z palemką, a dla Serpa sok dyniowy z dodatkiem lodu.
Było dość wcześnie i klub był jeszcze wyludniony. Harry mógł się przyglądać, jak kelnerki przygotowują salę do napływu gości.
Sprzątaczki myły podłogi, krzesła i stoły, a dziewczyny na stołach rozkładały mini menu z drinkami i przekąskami, uzupełniały serwetki i stojaki na rurki. Dziś nie było zaplanowanego koncertu, ale muzyka będzie lecieć komputera. Szykowała się impreza w stylu lat osiemdziesiątych.
- Serp, zostań na chwilę z Hermioną, ja muszę coś załatwić.
Chłopiec wahał się przez chwilę, ale przytaknął.
Potter zsunął się ze stołka i szybkim krokiem skierował się w stronę drzwi i schodów prowadzących w dół do jego małego królestwa.
- Keyna! - Nimfa jak zwykle leżała na barze i flirtowała z barmanem.
- Och, Harry - ucieszyła się i spłynęła z baru. podbiegła do niego i uściskała.
- Coś nowego?
- Nie. Powoli się rozkręca. Ten zakątek cieszy się ogromną popularnością. Chyba każdy z twoich stałych gości był tu chodź raz. Naprawdę klimatyczne miejsce. Choć powiem ci, że pokojom potrzebne byłby malowanie.
- Już?
- Niestety. Jak się domyślasz, są dość często używane. Myślałeś o tym, żeby zrobić ich więcej? Zdarza się, że pary zabawiają się pod ścianami, w lożach lub w kolejce, bo nie mogą się doczekać. Gorszy to innych klientów.
- Zastanowię się nad tym.
- Ostatnio odeszły trzy tancerki i dwie kelnerki. Dałam ogłoszenie do gazety i w Internecie, że poszukujemy dziewczyn na te stanowiska. Dostałam chyba z setkę CV. Poprosiłam też o wysłanie zdjęć, wymiarów i w ogóle wszystkiego.
- A po co mi to mówisz? - spytał rozglądając się po sali.
- Bo będziemy musieli przeprowadzić casting. Jako właściciel, powinieneś być nawet jeśli nie w jury, to przy ustalaniu umów i całej papierkowej roboty.
Przytaknął wciąż skanując pomieszczenie.
- Kogo tak szukasz? Może łatwiej byłoby zapytać się mnie?
- Z tego co wiem, to ma być tu dziś bardzo ważny biznesmen. Tak jak hotele dostają gwiazdki, to kluby, takie jak ten, również takowe otrzymują jednak się nimi zbytnio nie chwaląc, bo niewiele ludzi o nich wie.
- Czyli dziś obsługa ma być niesamowita, dziewczyny jeszcze piękniejsze, ochrona niemożliwie poprawna i przygotowana?
- Tak - mruknął.
- To ja pójdę rozpuścić wici. Idź zajmij się przyjaciółką i szwagrem.
- Skąd?
- Ja wiem wszystko. Aha. I casting będzie w tygodniu. Jakoś wtorek-środa. - Rzuciła na odchodnym. - Wyślę ci sowę.
Potter skinął głową, choć Keyna odwrócona tyłem do niego tego nie zobaczyła.
Harry rozglądając się na boki wrócił do Hermiony. Na głównej sali zaczynało się robić tłoczno. Wszystkie stoliki były zajęte, a loże pod ścianami powoli wypełniały się ludźmi. Zawsze były rezerwowane wcześniej, a obsługa miała obowiązek napisać kartkę z informacją, że jest rezerwacja i nikt inny nie miał prawa tam usiąść.
Była jedna loża, która miała rezerwacją permanentną dla Harry’ego i jego bandy.
Potter dyskretnie rozglądał się po stolikach i lożach szukając mężczyzny bądź kobiety siedzącej samotnie, z kartką i długopisem. Niestety nikogo takiego nie zobaczył.
- Dużo dziś ludzi.
- Tak. Ale podobno ostatnio jest tak tu co weekend. Będę musiał odwiedzić klub w tygodniu i załatwić parę spraw remontowych. Pomożesz?
- Oczywiście. Kiedy tylko chcesz.
- Myślę, że w środę ewentualnie we wtorek.
- Wtorek nie za bardzo, ale środa bardzo chętnie.
Harry przytaknął.
- Serp, wszystko w porządku?
- Tak. Mogę jeszcze soku?
- Zamów sobie. Jesteś duży chłopiec.
Serpens spojrzał na niego, potem na barmana, który kręcił się na drugim końcu baru, a potem znowu na Harry’ego. Westchnął, a Potter zaśmiał się.
- Dobrze, już dobrze.
Gryfon zawołał barmana i zamówił sok, wódkę, colę i drink dla Hermiony.
- Może przeniesiemy się do loży? - spytał wypijając wódkę na raz i popijając ją colą.
Dziewczyna przytaknęła i wzięła Serpa na ręce.
Dla wygody Harry szedł pierwszy. Miał taką moc, że wszyscy rozstępowali się gdy go widzieli. Nie obyło się bez uścisków dłoni i przyjaznych uśmiechów.
W końcu zasiedli w loży zadowoleni. Mieli z tego miejsca idealny widok na scenę.
- Tak myślałem, żeby zrobić tutaj drugie piętro. Albo raczej taką galerię. Będzie się wchodziło po paru schodkach od wejścia, będzie się ciągnęła pod dwoma ścianami. Będą tam tylko i wyłącznie loże, żadnych luźnych stolików.
- To może być dobry pomysł.
- Będzie widok na scenę, ludzie będą się zabijać o te miejsca.
- Podejrzewam, że tak.
- To możemy to zrobić w środę. Tylko po szkole trzeba będzie wstąpić do jakiegoś sklepu, a jeszcze wcześniej zadzwonić po jakiegoś speca, który nam to zrobi.
- Harry, trochę magii i będzie po sprawie - mruknęła Hermiona patrząc na niego sceptycznie.
Potter zmieszany opuścił głowę i zainteresował się serwetkami leżącymi na stole.
Kapela zaczęła grać. Pomimo tłumów, większość osób była zainteresowana sobą niż występem. Najwyraźniej nie byłą to zbyt znana grupa, choć było kilka osób podśpiewujących ich kawałki. Harry musiał przyznać, że grali nieźle.
Serp koło dziewiątej zasnął, więc Harry zaniósł go do pokoju. Szybko przebrał i ułożył w łóżku. Wyszedł szybko zamykając drzwi, by hałas nie obudził chłopca.
Przechodząc koło wejścia zobaczył Toma, który stał z boku wejścia jakby na coś czekał.
- Tom?
- Nie chcieli mnie wpuścić - warknął Riddle wskazując na ochroniarzy. Ci spojrzeli na szefa czekając na jego pochwałę, że dobrze zrobili.
Harry zaskoczył nie tylko ochroniarzy, ale i Lorda.
- Mają rację. Bez karty nie wejdziesz. Dlatego mam tu takową dla ciebie. A wy, jak jest taka sytuacja, to macie natychmiast po mnie posłać. - Kiwnęli głowami i wrócili na miejsca.
- Chodź. Mój szwagier akurat poszedł spać, będziemy tylko my i Hermiona.
- Świetnie.
Przeszli przez zatłoczone schody i na chwilę usiedli przy barze.
- Chcesz coś? - spytał przekrzykując hałas.
- A co polecasz?
- Zależy na co barman ma humor.
Przywołał do siebie barmana.
- Coś specjalnego dla tego pana. - Wskazał na Lorda, który uśmiechnął się i kiwnął głową.
Barman odwzajemnił uśmiech i zniknął na zapleczu. Wrócił po chwili niosąc kilka likierów, soków i alkoholi w ciemnych kolorach podobnych do whisky.
Pięć minut później stały przed nimi dwa drinki w wysokich szklankach o dość dziwnych kolorach. Coś pomiędzy czerwonym, fioletowym, niebieskim i różowym.
- Moja specjalność - powiedział barman stawiając je przed szefem i jego kolegą.
Harry niepewnie pociągnął łyk przez słomkę i aż zamruczał nie mogąc się powstrzymać.
Tom parsknął śmiechem patrząc na minę Pottera, jego przymknięte oczy i błogi uśmiech. Po chwili jednak przyjrzał się uważnie twarzy Gryfona i stwierdził, że wygląda on diabelnie przystojnie w tym świetle. Cienie układały się na policzkach podkreślając kości policzkowe, niebieskie światło diod, które oświetlały bar, nadawały niesamowity efekt czarnym włosom Pottera, a zielone oczy świeciły jakby wewnętrznym blaskiem, a teraz wpatrywały się w Toma.
Riddle chrząknął zakłopotany i położył rękę na kark.
- Dobry drink? - spytał chcąc odwrócić uwagę od siebie. Harry skanował jego twarz z uwagą, a chwilę później spojrzał w dół na szklankę w ręce.
- Zabójczy.
Lord przytaknął i wziął duży łyk. Już po chwili wiedział, o co Harry’emu chodziło. Faktycznie drink smakował wybornie, ale nie dało się go porównać do żadnego znanego smaku. To było coś pomiędzy wszystkim, a jednocześnie nie podobne do niczego i tak niesamowicie smaczne…
Potter odwrócił się tyłem do baru i położył na nim łokcie. Zapatrzył się na scenę, gdzie wokalista wypluwał płuca starając się przekrzyczeć gitarę.
Tom nie przejmował się niczym, tylko studiował profil chłopaka. Tym razem cienie układały się zupełnie inaczej pozostawiając w świetle policzki i kości policzkowe, ale za to ukrywając w cieniu oczy i szyję. Na czole było widać delikatny zarys blizny. Tom zapragnął jej dotknąć, lecz w ostatniej chwili się powstrzymał.
Poczuł jak po kręgosłupie przechodzi mu dreszcz. Nie wiedział do końca o co chodzi, ale podobało mu się to.
- Chodźmy do Hermiony - rzucił Harry i zeskoczył ze stołka uniemożliwiając Tomowi dalsze podziwianie jego profilu.
Riddle wziął swojego drinka i poszedł za gospodarzem.
- Patrz, Hermiona, kto zaszczycił nas swoją obecnością - rzucił Harry siadając na przeciwko przyjaciółki.
- Witaj, Tom - przywitała się i skinęła głową.
- A tak w ogóle, co cię tu sprowadza? Chyba nie zamierzasz urządzić rzezi w moim klubie, co?
- Nie można się czasem zabawić?
- Można, aczkolwiek, jak wygląda zabawa w twoim wykonaniu?
- Trochę Cruciatusa, parę Avad i mamy idealny podkład. Potem trochę krwi, tak dla koloru i można balować.
- Aha - mruknął Harry obniżając się na siedzeniu. Kiedy zrównał się twarzą ze stołem trafił kolanami na czyjeś kolana i mina Hermiony mówiła, że to nie były jej kolana. Od razu poczerwieniał i poprawił się na kanapie. Potem unikał spojrzenia Toma, który ponownie studiował jego twarz.
- Harry, może pokazałbyś Tomowi dolne piętro.
- Oczywiście.
Szybko wstał z miejsca i ruszył przed siebie mając nadzieję, że Tom i Hermiona podążają za nim. Kiedy był przy drzwiach odwrócił się by to sprawdzić i stanął twarzą w twarz z Tomem, który uśmiechnął się i oblizał wargi. Potter poczuł jego oddech na szyi i czym prędzej otworzył drzwi za plecami i zrobił krok do tyłu. Zapomniał jednak, że pierwszy stopień zaczyna się zaraz za drzwiami i runąłby do tyłu, gdyby nie ręka Toma, który złapał go w ostatniej chwili.
- Nie tak szybko - wymruczał i pomógł Harry’emu wrócić do pionu.
- Dzięki - wydyszał, odwrócił się i niemal zbiegł po schodach byle oddalić się na chwilę od Riddle’a.
- Harry, ten sam stolik co zwykle? - spytała Keyna schodząc z baru i zmierzając w jego stronę.
Kiwnął głową i zniknął w łazience w końcu pomieszczenia.
Szybko schował się do kabiny i oparł się czołem o zimne kafelki. Nie wziął pod uwagę tego, że Tom też może tu wejść. Po chwili usłyszał, że hałasy z zewnątrz nasilają się, a potem cichnął wraz z głośnym trzaśnięciem drzwi.
- Harry - głos zza drzwi od kabiny jest łagodny, uwodzący i obiecujący. Potter niemal się dał nabrać, ale umysł w ostatniej chwili powstrzymał ciało przed rzuceniem się w ramiona mężczyzny czekającego po drugiej stronie.
- Wyjdź, proszę - głos zamienił się w szept, który roznosi się po małym pomieszczeniu. Potter przymknął powieki i delektował się tymi kilkoma sylabami.
Umysł ponownie powstrzymał ciało przed zrobieniem kroku i zatopieniu się w przyjemności.
Każda komórka jego ciała pragnęła wyjść, zaznać bliskości drugiego ciała, ręce świerzbiły i były ciekawe nowych doznań, lecz rozum starał się utrzymać emocje na wodzy wprowadzając do tego wszystkiego chłodne rozumowanie.
To nie jest Draco. To Voldemort. To nie mój mąż, To nie Draco. Voldemort. On jest zły, Draco dobry. Voldemort. Draco. Voldemort. Draco.
Jednak z drugiej strony ciało nie widziało różnicy w tym, jak człowiek ma na imię. Przecież człowiek, to człowiek. Żywe, ciepłe ciało, które pragnie go tak samo jak ono pragnie jego.
To tylko skóra, krew i kości.
Skóra, która pod wpływem emocji i gorącej krwi płynącej w żyłach jest ciepła, miękka w dotyku. Która drży przy najdelikatniejszym muśnięciu, na której pojawia się gęsia skórka, a włoski stają dęba.
Tylko skóra, krew i kości - umysł nie dawał za wygraną.
Dotyk skóry na skórze to najwspanialsze doświadczenie. Krew krzycząca spod powierzchni i rozgrzewająca jeszcze bardziej wrażliwą skórę. Każda komórka, każdy nerw czeka ze zniecierpliwieniem na dotyk, muśnięcie dłoni czy oddechu.
Oczekiwanie było jak tortura. Jednak Harry zauważył, że im dłużej stoi pod ścianą, tym mu lepiej. Umysł już całkowicie przejął kontrolę nad ciałem.
W końcu uspokoił się na tyle, by wyjść z kabiny i stanąć twarzą w twarz z Lordem.
- Lepiej? - Głos rozszedł się w małym pomieszczeniu. Harry odczuł to jak wibracje na skórze. Oddech uwiązł mu w gardle.
Kiwnął głową, bo nie był w stanie wykrztusić z siebie słowa. Starał się nie patrzeć na mężczyznę, bo pomimo tego, że odzyskał władzę nad ciałem, to nie był pewien, czy znowu jej nie straci.
Z głową opuszczoną wyszedł z toalety. Czuł na plecach wzrok Toma, który podążał za nim. Szybko dotarł do swojego stolika, przy którym siedziała Hermiona i delektowała się drinkiem.
- Zamówiłam wam jeszcze jednego drinka.
Harry bez słowa usiadł nadal wpatrując się w ziemię.
- Wszystko w porządku? - spytała spoglądając na przyjaciela ze zmartwieniem. Ten tylko kiwnął głową i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni paczkę papierosów. Poczęstował Hermionę i zapalił. Zaciągnął się głęboko, wstrzymał dym w płucach i powoli wypuścił. Po czym się zakrztusił. Kaszlał przez kilka minut, a Hermiona nie wiedziała, co zrobić. Chciała pomóc, ale bała się, ze zaszkodzi. Potter przykładał do ust dłoń, na której, kiedy się uspokoił, zobaczył kilka kropli krwi. Szybko, nim Hermiona zdołała je zobaczyć, wytarł rękę w ciemne spodnie.
- Może faktycznie daj się zbadać? Przestaniesz się tak męczyć.
- Tak? A co samo badanie mi da?
- No nie samo badanie. Lekarz przypisze ci jakieś leki, od razu ci się polepszy.
Harry kiwnął głową z miną mówiącą, że on nie wierzy w to, że mu się od razu polepszy.
Tom się nie odzywał przyglądając się raz Hermionie raz Harry’emu, który chyba zapomniał, że miał być zawstydzony.
Kelnerka przyniosła napoje. Harry szepnął jej na ucho, na co ta się zaśmiała i kiwnęła głową z uśmiechem. Po paru minutach przyszedł do nich młody chłopak. Pracował w klubie od początku. Skończył szkołę Pole Dance i był naprawdę niesamowity. Harry’emu, gdy go oglądał, opadła szczęka. A Draco omal go nie zabił. Harry’ego oczywiście, bo blondyn sam ledwo mógł powstrzymać się od ulegnięcia wdziękom chłopaka.
Tancerz wskoczył sprawnie na rurę ciągnącą się od podłogi do sufitu i zaczął show. Hermionie od razu zaświeciły się oczy i Potter wiedział, że chłopak szybko nie skończy pracy. Tom przyglądał się z chłodną obojętnością na prężącego się tancerza. Co jakiś czas zerkał na Gryfona, który próbował nie dać po sobie poznać, że zauważał te spojrzenia. Sam starał się wciągnąć w show, jednak z obserwującym go Lordem nie było to łatwe. W końcu nie wytrzymał i wstał.
- Wiecie co, ja pójdę się położyć. Jutro trzeba wcześnie wstać, a jakoś tak zmęczony jestem - tłumaczył się krzywo i widać było, że ani Hermiona, ani Tom tego nie kupili, ale nie protestowali.
Harry szybko przedostał się przez zatłoczoną górną salę i schody i wyszedł przed klub na schody. Wyciągnął ostatniego papierosa z paczki i odpalił go pstryknięciem palców. Usiadł na schodkach i wpatrywał się w ulicę naprzeciwko. Była wąska i ciemna. Blask z latarni stojącej przy głównej ulicy oświetlał boczną alejkę zaledwie na dwa metry. Coś jednak błyszczało w głębi zaułka. Wyglądało jak paciorki, jak dwa małe diamenty, które złapały odrobinę światła i mieniły się kolorami tęczy. Czuł się, jakby coś go obserwowało.
Zdecydowanie Harry. Mniej wódki, papierosów i filmów.
Zaśmiał się i pomyślał, że to naprawdę musiało dziwnie wyglądać. Siedzi samotny chłopak na schodach najlepszego klubu w tej dzielnicy, wpatruje się w uliczkę naprzeciwko, a potem zaczyna się chichrać. Zdecydowanie mniej filmów.