wtorek, 30 czerwca 2015

Mini opowiadanko konkursowe

Opowiadanko powstało na konkurs organizowany na FB przez stronkę "1001 ciekawostek o Harrym Potterze". Krótkie, bo miało zawierać max 2 strony czcionką 12. Mam nadzieję, że się spodoba ;) To tak w przerwie oczekiwania na rozdział.
Miłego czytania!
_____________________________________
"Bajki i Draco Malfoy"
Siedzę sobie w kuchni i jem śniadanie. Nagle do pokoju wpada Draco w samych bokserkach i krzyczy, że trzeba dzwonić na policję, bo zaginąłem. Marszczę brwi i wzdycham.
Byłem wczoraj na imprezie i dopiero wróciłem. Głowa mnie boli, pić mi się chce, a ten krzyczy i nie daje sobie wytłumaczyć, że siedzę przy stole.
W końcu jego wzrok skupia się na mnie, a jego twarz rozświetla się w uśmiechu.
- Harry!
- Nie, kurde, Gargamel. - Wzdycham i dopijam kawę. Nie zdaję sobie jeszcze sprawy z tego, że wywołałem lawinę.
Podnoszę wzrok i widzę jego skonsternowane spojrzenie, kiedy próbuje przetworzyć to, co powiedziałem. Przez jego twarz przelatuje tysiące myśli i emocji, aż w końcu wygrywa zmieszanie.
- Kto? - pyta cicho i siada na krześle przygotowując się, że będę coś długo tłumaczył.
- Otóż, mój kochany, Gargamel to jest taki zły gość ze Smerfów.
- Z czego? - Draco wybałusza oczy i opiera łokcie na stole.
- Jakby ci to wytłumaczyć… Powiedzmy, że ten Gargamel to Voldemort. A my, ludzie, jesteśmy Smerfami. Pomijając, że nie jesteśmy niebiescy, to prawie wszystko się zgadza.
- Niebiescy?
- No, bo Smerfy z dobranocki są niebieskie.
- Jakiś wariat wymyślił bajkę (zdążyłem wytłumaczyć kiedyś mojemu ukochanemu, co to jest dobranocka), w której chodzą niebiescy ludzie i jakiś zły gość Gargamel - tyle na razie ogarnął.
- No nie do końca ludzie. Gargamel jest człowiekiem.
- A Smerfy?
- Są małe i niebieskie. Mają domki w grzybach w lesie. A Gargamel chce je złapać.
- Po co?
Już nie pyta mnie, jak ktoś czy coś może mieszkać w grzybach. Trochę trwało nim wytłumaczyłem, że bywają w bajkach rzeczy niespodziewane i dziwne. Na przykład, że misie, tygryski, prosiaczki, sowy, kangury mogą mówić.
- Bo znalazł zaklęcie, dzięki któremu może w rydzynie przetopić Smerfy na kamień filozoficzny. Widzisz, jak to ładnie do Voldzia pasuje?
- Nie do końca, bo Sam-wiesz-kto, nie chce złapać ludzi i przetopić ich na kamień filozoficzny.
- No tak. On od razu nas zabija.
- A są tam jakieś dziewczyny?
- A co cię to interesuje? - pytam i ujmuję się pod boki. Jako, że siedzę, ta poza nie wygląda zbyt władczo. Draco parska śmiechem i nachyla się nad stołem. Zbliżam się do niego, a kiedy chce złożyć pocałunek na moich ustach odsuwam się, a on traci równowagę i ląduje na stole.
Nie mogę przestać się śmiać. Widząc naburmuszoną minę Malfoy’a wybucham jeszcze głośniejszym śmiechem i wiem, że muszę uciekać.
Wpadam do salonu i już za sobą słyszę jego kroki. Dopadam do włączonego laptopa i wklepuję pierwsze, co przyjdzie mi na myśl. Od razu pokazuje się to na ekranie telewizora i Draco na chwilę dekoncentruje się próbując odczytać napis.
- Smerfy?
- Chcesz oglądać? Skoro już wiesz, co to jest, może chciałbyś poznać to lepiej?
Muszę chyba wspomnieć, że mamy już za sobą takie bajki jak: Reksio, Lampa Alladyna, Ali-Baba i 40 rozbójników, Mulan, Pocahontas, 101 dalamtyńczyków, Kubuś Puchatek, Gumisie, Bolek i Lolek, Przygody Koziołka Matołka i jeszcze kilka, których nie pamiętam. Za każdym razem, gdy coś chlapnę, muszę mu wszystko tłumaczyć. Nie daje się zbyć takimi słowami jak: „Później ci wyjaśnię.”, albo „Jestem zmęczony, chodźmy spać.” Próbowałem. Po prostu on nie spał całą noc zastanawiając się, o co może chodzić.
Sam nie pójdzie do komputera i nie sprawdzi.
I chyba jedynym sposobem, żeby go udobruchać, kiedy się pokłócimy, jest puszczenie bajki i zaciągnięcie go na kanapę. Zapomina o całym świecie, a kiedy się skończy, nie pamięta już o kłótni.
Draco jest jak duże dziecko. Cieszy się z każdej małej rzeczy, z każdej obejrzanej bajki. Jedyne czego żałuje to to, że nikomu oprócz mnie nie może się pochwalić, jaką to bajkę ostatnio oglądał.
***
Dwa tygodnie i kilka bajek później.
Jesteśmy na urodzinach Rona. Jest dużo ludzi z Ministerstwa. Jestem z Draconem. Wydaje się trochę spięty. Nie dziwię się. Gdyby wszyscy co chwilę na mnie zerkali, też nie czułbym się komfortowo.
Ciągle donoszę mu alkohol i wydaje się nieco rozluźnić.
Koło drugiej dużo osób się ewakuowało. Zostali tylko ci najwytrwalsi oraz ci, którzy nie są w stanie utrzymać się na nogach. Między innymi Draco. Pierwszy raz udało mi się go spić. Zawsze chwalił się mocną głową. Ja też nie jestem do końca trzeźwy, więc postanawiam, że zostajemy do rana.
Gdy dosiadam się do Dracona on łapie mnie za rękę i patrzy mi w oczy tymi magnetyzującymi oczami koloru burzowych chmur. Jest całkowicie poważny, uścisk pewny i gdyby nie to, że lekko się kołysze powiedziałbym, że jest całkowicie trzeźwy. Wtedy pada pytanie, przez które omal nie wybucham śmiechem:
- Co to była za bajka z tymi małymi, fioletowymi misiami mieszkającymi w lesie?
Reflektuję się jednak i zaczynam zastanawiać, czy niczym się nie naćpał.
- Chodzi ci o Gumisie? - odpowiadam i udaje mi się zachować powagę, choć w środku jestem w rozsypce.
- Tak. - Jego twarz rozjaśnia się w uśmiechu ulgi jakbym uratował mu życie, albo przyniósł papier do toalety po tym, jak się skończył. - Potrzebuję początek piosenki.
- Jesteś pewien?
Wzdycha, przymyka na chwilę powieki, a kiedy otwiera oczy widzę w nich zdecydowanie.
- Tak.
Nucę i cicho śpiewam. On podchwytuje i na cały głos zaczyna śpiewać.
Na chwilę wstaję, idę do drugiego stolika i wypijam duszkiem alkohol z butelki. Po paru minutach jest mi wszystko jedno. Drugą butelkę biorę do naszego stołu i pijemy powoli śpiewając piosenki z bajek.
Budzę się następnego dnia pod stołem z głową na kolanach Dracona. O dziwo, jesteśmy w domu, w kuchni. Nie mam pojęcia, jak się tu znaleźliśmy. Idziemy od razu do wanny, razem, żeby nie marnować wody i kładziemy się spać dalej. Obowiązkowo na stoliku nocnym ląduje butelka wody.
Budzi mnie stukanie w okno. Sowa przyniosła nowe wydanie Proroka codziennego. Według zegarka jest dziesiąta.
Rozwijam gazetę z butelką wody w dłoni i widzę na pierwszej stronie nasze zdjęcie, a do tego nagłówek: „Złoty Chłopiec jak z bajki.”
Obszerny artykuł głosi o tym, że spacerowaliśmy głównymi ulicami Londynu śpiewając piosenki z bajek, pijani.
Dobre jest to, że nie byliśmy nadzy. Chyba pomyślałem to za szybko, bo kiedy przewróciłem na następną stronę omal nie zakrztusiłem się wodą. Otóż stałem w samych bokserkach na Trafalgar Square i coś krzyczałem, a Draco kąpał się w fontannie. Nago.
Jestem wstrząśnięty.
Przyrzekam sobie, że nigdy więcej nie oglądniemy ani jednej bajki.
Już nigdy. Nie ważne, jak bardzo się pokłócimy i jak Draco będzie smutny. Już nigdy nie obejrzę bajki. 
I on też.

piątek, 26 czerwca 2015

Tom II Rozdział 13.

W końcu udało mi się coś sklecić ;) Dziękuję za te komentarze, co się pojawiły. Na prawdę poprawiły mi humor i pogoniły do pisania. Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się wcześniej niż za dwa tygodnie.
Nerra M. - Twój pomysł natchnął mnie na pisanie, a wyszło tego tyle, że pojawi się w następnym rozdziale, ale będzie, bo bardzo mi to przypadło do gustu ;)
Dagna Płecha - Muszę znaleźć czas, by je ściągnąć z bloga, przejrzeć, poprawić i wstawić znowu. Za każdym razem, kiedy znajduję chwilę, wena odwraca się tyłkiem i nie pozwala się skupić. Sama jestem ciekawa, co mogłoby się zdarzyć w tych opowiadaniach xd.
Zapraszam do zostawiania komentarzy. Chociażby jedno słowo. Wam to zajmie parę chwil, a dla mnie jest to bardzo ważne i motywujące. Z góry dziękuję!
Już nie marudzę więcej i zapraszam do czytania!
_________________________________________________________________
Rozdział 13. "Nieoczekiwany rozwój zdarzeń"
Tydzień minął Harry’emu spokojnie. Odzyskał spokój. W miarę.
Za każdym razem jak widział Dracona, w środku mu się gotowało. Malfoy posyłał mu wściekłe spojrzenia lub ironiczne uśmieszki. Sam nie wiedział, co jest gorsze.
We wtorek poszedł do prywatnej pracowni Snape’a i zabrał kawałek korzenia. Zawinął go w materiał i schował głęboko do torby.
Będzie musiał tylko pamiętać, żeby zabrać go w piątek do Malfoy Manor, a potem do Toma - pomyślał wychodząc z lochów.
Z każdym dniem coraz bardziej nie mógł się doczekać spotkania z tajemniczym przyjacielem Lasandry. Nie, żeby był ciekawy. Wiedział, że to nie może być nikt, kto by znał antidotum.
Nie wiedział, że Hermiona rozmawiała z Lasandrą i także wybiera się na spotkanie.
W piątek na Eliksirach nie mógł wysiedzieć. Co chwilę spoglądał na zegarek. Snape kilka razy upominał go w myślach, a w końcu nie wytrzymał i rzucił uwagę na głos. Wtedy Harry zareagował i się nieco uspokoił.
Kiedy trzecia godzina Eliksirów minęła, wręcz wystrzelił z sali i pobiegł do pokoju po przygotowany wcześniej plecak z rzeczami. Na jego dnie leżał spokojnie zawinięty korzeń.
Bez zastanawiania się poszedł do gabinetu Lasandry, gdzie umówili się dwa dni wcześniej. Zapukał do drzwi i czekał.
Otworzyła mu chwilę później. Ubierała właśnie płaszcz.
- Gotowy? - spytała z uśmiechem.
- Zawsze - odparł również się uśmiechając.
W tym momencie dołączyła do nich Hermiona.
- Zdążyłam?
- Na co? - Harry był zdezorientowany i spoglądał to na Hermionę to na Lasandrę.
- Hermiona chce się wybrać z nami. Skoro to także jej przyjaciel, uważam, że powinna iść.
- Ale ja uważam, że nie powinna - odparł Harry patrząc twardo na przyjaciółkę.
- Nie marudź. Idę i już. Nie zmienię swojej decyzji. Cokolwiek powiesz - dodała widząc, że Harry otwiera usta.
Warknął wściekły i powlókł się za nauczycielką i Gryfonką, które rozmawiały o czymś niezwiązanym ze szkołą. Chyba o torebkach.
Dotarli do punktu aportacyjnego i teleportowali się.
Pojawili się na polanie pośród drzew. W jednym miejscu drzewa były rzadsze i ustawione po bokach alejki. Ruszyli w tamtą stronę. Najpierw Lasandra, potem Hermiona, a na końcu Harry. Gdy wyszli z lasu ich oczom ukazał się zamek. (Chociaż powinnam napisać Zamek.)
W czterech rogach fortecy zbudowane były wieże ze strzelistymi dachami. Na czubku każdego z nich powiewała flaga z symbolem węża. Skojarzył mu się ze Slytherinem.
Dookoła Zamku była fosa wypełniona bagnistą wodą. Do bramy zrobionej z kutego żelaza prowadził most zwodzony, który aktualnie był opuszczony. Jednak, gdy tylko znaleźli się po drugiej stronie, most podniósł się odcinając im drogę ucieczki.
Wrota otworzyły się ukazując im plac z fontanną. Wokół krużganku były drzwi do różnych pomieszczeń, a jedne z nich były otwarte i to właśnie tam skierowała się Lasandra. Harry wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale była ubrana w czarną szatę, którą skądś kojarzył.
Zeszli po schodach. Co dziesięć metrów, na ścianie, zatknięta była pochodnia. Gdy zeszli ze schodów, mijali drzwi, raz po lewej, raz po prawej stronie. Korytarz był na tyle wąski, że musieli iść gęsiego. Ozdobne arrasy ozdabiały przejście, a zielony dywan na kamiennej podłodze wygłuszał kroki. W oddali było słychać rozmowę, lecz byli za daleko by rozróżnić słowa lub choćby rozpoznać głos.
Korytarz skręcał w lewo, potem w prawo i znowu w lewo, a głosy stawały się głośniejsze. W końcu arrasy zostały zastąpione przez obrazy, a Harry stanął przy jednym z nich.
Salazar Slytherin we własnej osobie. Dość postawny mężczyzna z czarnymi, długimi włosami zaczesanymi do tyłu i przenikliwymi, zielonymi oczami spoglądał na obserwatora. Opierał dłoń o laskę, która była rzeźbiona w kształt węża, który zdawał się poruszać.
Hermiona zawołała go, a on niechętnie oderwał oczy od obrazu i ruszył dalej.
Gorączkowo zastanawiał się, kto z potomków, oprócz Toma, może jeszcze żyć i mieć taki zamek. Wydawało mu się, że on i Lord są jedynymi żyjącymi potomkami, ale może się mylił.
Zamyślił się tak bardzo, że dopiero, gdy wszedł do pomieszczenia, a Hermiona głośno wciągnęła powietrze, spojrzał przed siebie i wzrokiem spotkał się z Tomem.
Wydawał się on niemal tak bardzo zaskoczony jak Harry, jednak starał się nie dać po sobie tego poznać, co nie udało się jednak Gryfonowi.
- Lasandro, nie wiedziałem, że będziesz tak wcześnie - powiedział Tom do pochylonej w ukłonie kobiety. - Wydaje mi się także, że mówiłaś o jednym gościu.
- Wybacz, panie, ale dziewczyna bardzo chciała dołączyć do przyjaciela. Nalegała. Nie miałam serca jej odmówić.
- Zostaw nas samych - powiedział i machnął ręką.
Harry w końcu się opanował i spojrzał na nauczycielkę tak potulną i posłuszną, że zrobiło mu się niedobrze. Zaraz jednak przypomniał sobie, że ona nie wie o tym, jaki jest teraz Tom i że nadal myśli, że jest bezwzględny.
Mężczyzna, z którym rozmawiał Riddle, był wysoki, miał ciemne włosy i niemal czarne oczy. Uśmiechał się lekko i wyszedł, gdy tylko Tom machnął ręką.
Harry wykorzystał połączenie między nim a Riddle’em, by przekazać mu, że ona nic nie wie i tak ma zostać.
- W końcu do mnie przyszedłeś.
- Nie zamierzenie. Lasandra miała nas zabrać do kogoś, kto zna sposób na przywrócenie pamięci Draconowi.
- Nie pomyślałeś, że jestem jedynym, który może znać antidotum?
- Nie. Miałem nadzieję, że będzie to jednak ktoś inny. Chcesz, to mnie zabij. Nie przyłączę się do ciebie.
Mam korzeń - powiedział w myślach do Toma, na co ten ledwo dostrzegalnie kiwnął głową.
Uważaj, zaraz rzucę w ciebie zaklęcie. Coś prostego na początek. - Albo się Potterowi wydawało, albo Tom na chwilę się uśmiechnął. Niedane było mu jednak się zastanawiać, bo musiał się bronić przed nadlatującymi zaklęciami. Odbijał wszystkie, ale nie miał czasu na atak. Hermiona próbowała mu pomóc, ale zaklęcie ogłuszające pozbawiło ją przytomności. Tom wtedy przestał atakować i wygładził szatę.
- Daj korzeń - powiedział spoglądając na dziewczynę.
Potter ściągnął plecak i pogrzebał w nim chwilę. Wyciągnął szmatkę i podał ją Lordowi.
- Dobrze. Zobaczymy dokładnie, czego potrzeba. Sporządzenie antidotum może potrwać około trzech, czterech miesięcy, zależy od potrzebnych składników i stopnia zaawansowania. Obawiam się jednak, że Dumbledore nie zrobił nic prostego i będzie to bliżej czterech miesięcy. Wytrzymasz?
Harry pomyślał chwilę i wyszło mu, że to będzie w styczniu. Skinął głową.
- Będę musiał - mruknął i podszedł do przyjaciółki.
- Kiedy dojdzie do siebie?
- Na pewno nie szybciej niż ty.
- O co chodzi? - spytał, kiedy Tom wymierzył w niego różdżką.
- Chyba nie uwierzy, że tak o cię puściłem. Powiesz jej, że istotnie znam sposób, ale jest skomplikowany, a ryzyko niepowodzenia jest zbyt duże. Z resztą, powiesz jej, co będziesz chciał. Jesteś twórczy. Obudzicie się za jakieś pół godziny. Lasandra zabierze was do punktu aportacyjnego. Wykorzystaj naszyjnik.
Ostatnie, co Harry zobaczył, to czerwony promień lecący w jego stronę.
***
Obudził go ból głowy i jęk koło ucha.
- Harry, Harry obudź się. - Hermiona potrząsała go za ramiona i próbowała podnieść.
Powoli otworzył oczy i nad sobą zobaczył korony drzew, a potem twarz Gryfonki.
Usiadł i od razu tego pożałował. Położył się z powrotem. Zawroty głowy zelżały. Spróbował ponownie usiąść, tym razem wolniej. Poskutkowało. To samo zrobił ze wstaniem.
Kiedy był już pewien, że się nie przewróci, doskoczył do stojącej pod drzewem Lasandry. Różdżkę trzymał na jej gardle i spokojnie zapytał:
- Dlaczego mi to zrobiłaś?
- Chciałeś, żeby Draco odzyskał pamięć. Lord Voldemort to jedyna osoba, która może znać remedium.
- Niestety go nie zna. Albo inaczej. Zna, ale ryzyko jest zbyt duże.
- Warto było spróbować.
- Warto? Warto było ryzykować życiem, żeby się dowiedzieć, że nie ma sposobu. Nie wiem, czy wiesz, ale Riddle chce mnie zabić odkąd się urodziłem. Zauważyłaś? Nie? Szkoda. W ogóle, dlaczego przyłączyłaś się do niego? Przecież zabił ci dziecko.
- Nie mówiłam, że on to zrobił. Zabili go aurorzy. Byłam w złym czasie w złym miejscu. Czarny Pan pomógł mi się pozbierać i przysięgłam zemstę. Znasz kogoś takiego jak Alastor Moody?
- Owszem.
- Zginął z mojej ręki rok temu.
- Zemsta. Wiem, jakie to uczucie. Omal nie zabiłem Zabiniego, choć to nie on był winien wypadku na Eliksirach. Był jedynie doręczycielem. Wiesz, kto to zrobił? Dyrektor.
Hermiona wciągnęła powietrze, a Harry przypomniał sobie o jej obecności. Tak, nie powiedział jej, bo skąd niby miał to wiedzieć?
- Jak możesz tak mówić?! - krzyknęła Hermiona.
- Wszystko składa się w logiczną całość. Jaki przywódca Jasnej Strony mógłby tolerować związek swojego rycerza z byłym Śmierciożercą? W dodatku mających dzieci. Najłatwiej pozbyć się problemu. Zabini też mnie nienawidził, więc dyrektor go wykorzystał. Dumbledore ani razu nie przyszedł do mnie do szpitala. Do Dracona też nie, a wiesz, jaki on jest troskliwy.
- To nie ma sensu. Przecież dyrektor ci gratulował.
- A sądzisz, że robił to szczerze? Może planował to od dawna, ale nie wziął pod uwagę, że ja już nie jestem mu tak posłuszny i że nie odpuszczę Dracona.
- Mógłbyś mnie puścić? - jęknęła Lasandra, która nadal była przyciskana do drzewa.
- Nie. Miałem przeczucie, co do ciebie. I sprawdziło się. Nie była to pułapka i nadal żyjemy, więc nie mam powodu cię zabijać. Jednak uważaj, bo jeden zły ruch i może mi się wymsknąć to i owo. Będę cię obserwował - ostrzegł i odsunął się.
Lasandra kiwnęła głową i rozmasowała miejsce, w którym Harry przyciskał ją do drzewa.
- Do zobaczenia w szkole - powiedział i chwycił Hermionę jedną ręką, a drugą sięgnął do kieszeni, gdzie spoczywał naszyjnik. Pomyślał o miejscu, w którym chciał się znaleźć, a następnie hasło, by bariery go przepuściły.
Poczuli szarpnięcie i chwilę później stali na trawniku pod Malfoy Manor.
- Dlaczego ją puściłeś?
- Nie zależy nam na tym, żeby ją demaskować. Uwierz mi. Może jest szpiegiem Dumbledore’a u Voldemorta?
- Ale niemal nie zginęliśmy!
- Ciszej - mruknął spoglądając na nią. - Tom nie chce nas zabić. Gdyby tak było, nie cackałby się w walkę, tylko już leżelibyśmy pod ziemią.
- Nie można tego tak zostawić. Trzeba komuś powiedzieć.
- Komu? Jeżeli jest szpiegiem, dyrektor o tym wie. Snape’owi nie można powiedzieć, bo będzie chciał ją wydać. Draco… - zwiesił głos. - Tylko my możemy coś z tym zrobić, albo zachować to w tajemnicy. Obstawiam przy tym drugim. Możemy ją obserwować i w razie, gdyby coś niepokojącego się działo, możemy ją zdemaskować. Ale dopiero wtedy.
Hermiona była niezadowolona, ale trafiały do niej argumenty Harry’ego.
- A z Draconem naprawdę nic się nie da zrobić? - spytała Gryfonka.
- Jak mówiłem. Jest zbyt duże prawdopodobieństwo uszkodzenia mózgu lub nawet śmierci. Nie opłaca się. Nawet Riddle nie może tego zrobić.
- Współczuję.
- Nadal mam nadzieję, że samo przejdzie, albo, że zacznie odzyskiwać pamięć po trochu.
- Byłoby wspaniale.
- Chodźmy do środka, bo zrobiło się nieco zimno.
Ruszyli ku budynkowi. Przywitali się z Narcyzą, która siedziała w salonie i oglądała telewizję. Przed nią, na kocu leżała Cecy i bawiła się misiem.
Hermiona została z chrześnicą, a Harry czym prędzej chciał zobaczyć swoje dzieci. Biegiem pokonał schody i wpadł do swojego pokoju, w którym zastał Malfoy’a leżącego na łóżku. Potter rozejrzał się po pokoju, ale nie było w nim dzieci.
- Tak myślałem, że się zjawisz. Miałem tylko nadzieję, że przyjedziesz wcześniej - powiedział Draco uśmiechając się ironicznie.
- Mógłbym się zapytać, co tu robisz, ale myślę, że byłoby to idiotyczne pytanie zważając na to, że jesteśmy w twoim domu.
Malfoy usiadł, sięgnął po marynarkę wiszącą na krześle i wstał. Założył ją na siebie i zaczął zapinać guziki. Mówił cichym i spokojnym głosem.
- Przyszedłem zobaczyć Narcyzę. Pamiętam, że była w ciąży i miała urodzić mi brata. Okazało się, że to jednak siostra, która ma już siedem miesięcy. Dowiedziałem się też bardzo ciekawej rzeczy. Jej rodzicami chrzestnymi są szlama i Złoty Chłopiec.
- Nie nazywaj Hermiony szlamą - warknął Harry i poczuł gromadzącą się wokół niego magię.
Nie chciał tego, ale ona była silniejsza. Nie mógł nic z tym zrobić. Czuł ją pełznącą po nim i przejmującą kontrolę. Na szybach za łóżkiem pojawiły się pęknięcia. Lustro wiszące na ścianie koło drzwi do łazienki rozbiło się w drobny mak i rozsypało po podłodze. Draco spoglądał na to oczami rozszerzonymi w strachu i niedowierzaniu. Nagle podniósł się na metr do góry i krzyknął, a raczej próbował, bo głos uwiązł mu w gardle. Szamotał się, ale nie był w stanie nic zrobić.
Harry zwiesił głowę i łzy bezsilności pociekły mu po policzkach.
Usłyszał ciche uderzenie, a potem jęk. Uniósł głowę i spojrzał na Malfoy’a leżącego na ziemi. Oddychał, więc pewnie nic mu nie będzie.
Magia skurczyła się i wróciła w bezpieczny obszar. Dowodami na to, co się przed chwilą stało było roztrzaskane lustro, pajęczyna pęknięć na szybach i leżący na ziemi Draco.
Blondyn po chwili się podniósł zerkając z wściekłością na Pottera.
- Zwariowałeś - powiedział i wrócił na łóżko. Nim zdążył powiedzieć coś więcej, Harry wybiegł z pokoju. W biegu wyciągnął z kieszeni naszyjnik od Toma i już go nie było.
Pojawił się w korytarzu. Nie wiedział, gdzie się znajduje, więc skierował się w prawo. Z końca korytarza dochodziły głosy, więc pomyślał, że może trafi tak na Riddle’a. Kiedy skręcił w prawo, zobaczył stojących dwóch Śmierciożerców. Rozmawiali ze sobą, a Harry zdążył wrócić za róg nim go zobaczyli. Byłby niezły ubaw, gdyby wykryli jego obecność i zabrali do Voldemorta. Chociaż wtedy by go znalazł.
Przysłuchał się rozmowie.
- Rozmawiałeś z nim ostatnio?
- Nie. Cały czas jest ktoś przy nim.
- Ale musimy wiedzieć, czy mamy się wycofać, czy nie!
- Ciszej. Jak ktoś nas podsłucha, to jesteśmy skończeni.
- Dumbledore by nas uratował, no nie?
- Ma ważniejsze rzeczy, niż ratowanie spalonych szpiegów. Chodź, musimy pójść na patrol.
Kroki zbliżały się do Pottera, który spanikował. Rzucił się przed siebie starając się iść bezszelestnie.
Otworzył pierwsze z brzegu drzwi i wślizgnął się do pomieszczenia. Zostawił uchylone drzwi, by móc dokładnie obejrzeć twarze mężczyzn. Jeden był wysoki, prawie dwa metry i chudy, a drugi był niski, przy kości. Wysoki był blondynem z niebieskimi oczami, a niski szatynem o ciemnych oczach. Wysoki utykał na lewą nogę, a szatyn miał bliznę przy lewym oku.
Będzie mógł ich bez problemu rozpoznać. Schował się głębiej. Kiedy mężczyźni minęli jego drzwi, zrobił krok do przodu i strącił coś, co z hukiem spadło na podłogę. Narobił tyle hałasu, że słyszeli go pewnie w promieniu kilku kilometrów, a na pewno słyszeli go Śmierciożercy, których rozmowę podsłuchał. Nie mylił się. Chwilę później drzwi otworzyły się, a blondyn zdjął ze ściany pochodnię i oświetlił pomieszczenie. Harry zmrużył oczy i rozejrzał się. Trafił do składziku. Super. Zawsze o tym marzył.
- No proszę, kogo my tu mamy. Harry Potter we własnej osobie.
Gryfon nie miał zamiaru grać uległego i wystraszonego. Wyprostował się i wysunął podbródek.
- Masz nieaktualne informacje. Nazywam się Snape-Malfoy.
- Nie ważne. Wyłaź stąd. Nasz Pan się ucieszy, kiedy cię do niego przyprowadzimy. - Wysoki był niecierpliwy.
- Właśnie go szukałem. Powiedzcie mi, gdzie on jest, to sam go znajdę i go od was pozdrowię. Powiedzcie, jak macie na imię. Będzie mu łatwiej was rozpoznać. - Ewidentnie Harry’emu humor dopisywał.
- Nie gadaj tyle. Jesteś strasznie irytujący.
Potter wyszedł z pomieszczenia i został popchnięty w przeciwną stronę niż szedł najpierw. Po dziesięciu minutach stał przed drzwiami gabinetu.
Nigdy nie nauczę się tych korytarzy - westchnął w myślach i zanotował sobie, że musi poprosić Riddle’a o mapę ze wskaźnikiem „Tutaj jesteś”.
Wysoki zapukał i po krótkim proszę, otworzyli drzwi, weszli i od razu padli na kolana.
Tom siedział przy biurku i czytał coś. Nawet nie zaszczycił podwładnych spojrzeniem.
- Czego? - warknął nadal nie odrywając spojrzenia od trzymanego w rękach papieru.
- Mówiłem im, żeby wskazali mi drogę do ciebie i się nie fatygowali - powiedział Harry siadając na kanapie.
Śmierciożercy zerkali to na niego, to na Voldemorta oczekując od niego odpowiedniej reakcji.
- Harry, spodziewałem się ciebie jutro lub po jutrze. - Tom w końcu podniósł głowę i zmierzył go wzrokiem.
- No widzisz. Jestem taki nieprzewidywalny - westchnął Gryfon i spojrzał mu w oczy.
To szpiedzy Dumbledore’a. Podsłuchałem ich rozmowę - pomyślał do Toma, który ledwo zauważalnie kiwnął głową. Potter dodatkowo przypomniał sobie ich rozmowę i przekazał to Riddle’owi.
- Możecie wstać - Lord powiedział do sług. - Źle was traktuję?
- Nie, Panie - powiedzieli obaj.
- Wiecie, co grozi za zdradę?
- Śmierć.
- A jednak zaryzykowaliście i właśnie zostaliście zdemaskowani.
- Ale my nigdy… - zaczął blondyn, lecz po chwili złapał się za gardło. Twarz mu zsiniała, a ręce zaczęły bić powietrze.
Tom oglądał paznokcie. Pstryknął palcami i sługa przestał się dusić.
Pstryknął drugi raz, a oni zniknęli.
- Trafili do lochu - wyjaśnił Tom zaskoczonemu Harry’emu. - A przy okazji spowodowałem, że nie będą mogli mówić. W razie, gdyby przyszło im do głowy chwalić się, że przyprowadzili cię do mnie, a ja nic nie zrobiłem. Tobie oczywiście - Riddle uśmiechnął się i usiadł obok Pottera. - A teraz powiedz, co cię dręczy.
***
Draco zszedł na dół do salonu i stanął jak wryty. Na dywanie, przed kominkiem leżała jego siostra, a obok niej siedziała szlama Granger. Narcyza na kanapie czytała książkę.
Draco warknął i wycofał się nie mogąc znieść tego widoku.
Przypomniał sobie, po co tak faktycznie tu przyszedł. Chciał zobaczyć swoje dzieci. Musiał się dowiedzieć, czy są prawdziwe.
W kuchni spotkał jedną z niań. Dafne. Siedziała i jadła kolację. Widząc go wchodzącego do kuchni uśmiechnęła się i skinęła głową.
- Panie Malfoy - powiedziała z szacunkiem.
Draco nie chciał dać poznać po sobie, że kompletnie jej nie pamięta, więc uśmiechnął się.
- Gdzie Isabella i Sebastian? - spytał wytężając mózg, by przypomnieć sobie, co mówił Potter w Skrzydle Szpitalnym.
- Są z Rose w jej pokoju.
- Dziękuję - powiedział wychodząc.
Za cholerę nie wiedział, gdzie ta Rose ma pokój. Zawołał Skrzata, który wskazał mu odpowiednie pomieszczenie.
Zapukał i wszedł nie czekając na zaproszenie. Dziewczyna siedziała na łóżku i na rękach trzymała niebieskie zawiniątko. Draco domyślił się, że to musi być Sebastian. W takim razie, Izzy leżała w łóżeczku i wpatrywała się w sufit.
- Dobry wieczór Panie Malfoy - powiedziała dziewczyna uśmiechając się do niego.
Ślizgon kiwnął głową zbliżając się do łóżeczka. Wpatrywał się w niemowlaka jak urzeczony. Faktycznie, Izzy była niezwykle do niego podobna. Miała jasne włoski, bladą skórę i jedno oko takiego koloru jak jego. Drugie miała zielone. Kiedy nachylił się nad nią, skupiła na nim wzrok i uśmiechnęła się wyginając swoje usteczka. Malfoy wbrew sobie wygiął usta i wziął ją na ręce. Położyła swoją piąstkę na jego policzku.
- Tęskniła za panem - powiedziała Rose przyglądając mu się. Stała zaledwie dwa metry od niego z Sebastianem na rękach. - Pana mąż też przyjechał? - spytała.
- Pott… Harry przyjedzie później. Musiał jeszcze coś załatwić.
Przeklął się w myślach, a dla niepoznaki uśmiechnął się smutno niby, że mu szkoda. Miał tylko nadzieję, że Potter wróci.
Co on w ogóle mówił. Nie chciał, żeby Gryfon tu wracał. To był jego dom, jego matka, jego ojciec, jego siostra, jego brat, jego dzieci, jego pokój, jego świat. Jak on mógł do niego wejść i zawładnąć wszystkim? Splugawić wszystko, co Draco uważał za tak bliskie jego sercu.
Właśnie dotarło do niego, że nie ma już nic swojego, czego Gryfon by nie miał. Nie istniała taka rzecz na niebie i ziemi. To było okrutne.
Będzie musiał z tym żyć. Żyć z ciężarem tego, czego nie pamięta. Na ustach będzie nosił niewypowiedziane słowa, w głowie niepomyślane myśli, w oczach nieujrzane rzeczy, w uszach nieusłyszane dźwięki.
W sercu będą chowały się emocje, których nie pamięta. Będą go rozsadzać, choć on nie będzie zdawał sobie z tego sprawy. Przegra, choć nie będzie tego świadom. Bo jak można przegrać z czymś, co się nigdy nie wydarzyło?
A jednak, on będzie pierwszy. Pokaże, że można.
***
Harry siedział ze spuszczoną głową i patrzył na swoje dłonie. Zastanawiał się, co przemawia przez Voldemorta. Chęć poznania jego sekretów, pośmiania się z jego słabości, a może faktycznie tylko chce, by Potter się wyżalił w jego rękaw.
- Przerasta mnie to. Draco mnie nienawidzi, okłamuję przyjaciółkę i ojca. Wszyscy patrzą na mnie ze współczuciem. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Czasem mam ochotę usiąść gdzieś, zapić się i zasnąć. Najlepiej na zawsze. Sprzymierzyłem się z tobą, w sumie nadal nie wiem, dlaczego. Draco, jak już odzyska pamięć, nie będzie chciał mnie znać. To będzie chyba nawet gorsze od tego, co jest teraz. Po co to wszystko? Żebym poczuł się lepiej? Nie będzie lepiej i ja o tym wiem. Lasandra okazała się twoim sługą. A dobrze myślałem, że nie można jej ufać. Miałem przeczucie i sprawdziło się. Właściwie, to od kiedy ona jest po twojej stronie?
- Kto? - spytał zdezorientowany Tom.
- No, Lasandra Emet. Szczupła, średniego wzrostu, ruda, przyprowadziła mnie i Hermionę.
- Z kilka lat. Powiem ci, że kiedy przyszła do mnie z wiadomością, że przyprowadzi kogoś ważnego nie wiedziałem, że chodzi jej o ciebie. Zaskoczyła mnie.
- To pomyśl, jak ja się czułem. Kobieta, która pojawia się w dzień mojego ślubu z zaproszeniem, które rzekomo dostała od dyrka, podaje się za zaginioną przyjaciółkę mojej matki. Cały czas kręci się wokół mnie, daje mi list od Lily, zostaje nauczycielką przedmiotu, który dostać miał Snape. Potem okazuje się Śmierciożercą i zabiera mnie do ciebie.
- Faktycznie słabo - mruknął Tom.
- Nie wiem, co mam zrobić. Hermiona chciała powiedzieć o niej Dumbledore'owi. Zaraz Snape dowiedziałby się, że poszedłem gdzieś z nią bez jego wiedzy. Miałbym przekichane.
Tom siedział z kieliszkiem w ręce i wpatrywał się w Harry’ego. Trawił to, czego dowiedział się o Lasandrze. Coś mu tu nie pasowało, ale postanowił zatrzymać to dla siebie.
Nagle przypomniało mu się, że miał sprawdzić, co się dzieje z Potterem, kiedy się zdenerwuje. Uśmiechnął się smutno.
- Patrzyłem na ten korzeń, co mi dałeś. Obawiam się, że niemożliwe jest przygotowanie antidotum. Zbyt skomplikowane, a jeden mały błąd może kosztować życie.
Oczy Harry’ego zmrużyły się niebezpiecznie.
- Mówiłeś, że na pewno ci się uda - warknął. Zacisnął dłonie w pięści.
- Owszem. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, jaki dyrektor jest przebiegły i co zrobił, by zabezpieczyć swoje dzieło przed odwróceniem.
- Kłamca - warknął Potter wstając.
- Biedny, mały Złoty Chłopiec czuje się oszukany - zacmokał Tom z satysfakcją czując wzrost magii w pomieszczeniu. - A co, gdybym spróbował cię teraz zabić? Nikt nie wie, że tu jesteś. Znajdą twoje ciało gdzieś wyrzucone jak szmatę.
Moc trzaskała napierając na ściany. Szyby drżały pod jej naporem. Na szkle pojawiła się siatka pęknięć, która coraz szybciej rozprzestrzeniała się po szybie.
Tom poczuł powiew magii i uśmiechnął się zadowolony.
- Tylko na tyle cię stać? - syknął. - Nic dziwnego, że Draco tak cię nienawidzi. Jesteś żałosny. Zlitowałem się nad tobą.
Riddle chciał powiedzieć coś jeszcze, ale odebrało mu głos. Niewidzialna siła zacisnęła mu się na gardle i nie mógł złapać oddechu. Spojrzał na Pottera, który w oczach miał huragan i stał z ręką wyciągniętą przed siebie. Tom zamknął oczy i spróbował się rozluźnić. Uwolnił moc, którą zawsze ukrywał i pozwolił jej rozwinąć się. Odzyskał oddech i otworzył oczy. Niemal mógł zobaczyć dwie ścierające się ze sobą siły. Harry zacisnął zęby czując, że jego moc cofa się. Przed oczami pojawiły mu się wspomnienia. Emocje, które tłumił w sobie przez ostatnie kilka dni opuściły jego serce i złączyły się z magią.
Uśmiechnął się zwycięsko i z dziecięcą lekkością rozwalił mur Voldemorta. Zobaczył jego rozszerzone z zaskoczenia oczy, usłyszał huk i pociemniało mu przed oczami. Opadł na ziemię bez sił, po czym zemdlał.
Tom spróbował się pozbierać. Nie mógł ruszyć ręką ani nogą. Nie był w stanie nawet myśleć. Nadal czuł na skórze ukłucia bólu po tym, jak magia Harry’ego staranowała go. Wiedział, że chłopak jest silny, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo. Poczuł zimny powiew, a na skórze pojawiła się gęsia skórka. Szyby zostały wybite. Tom westchnął, ale nie żałował. Teraz będzie wiedział, jak kształtować magię Harry’ego, czego go uczyć i jak do niego podejść. Zdecydowanie się opłacało.
Spróbował ruszyć nadgarstkiem i poczuł prąd przeszywający jego ramię. Może jeszcze trochę poczeka. Był wyczerpany psychicznie, fizycznie i magicznie.
Nagle usłyszał walenie do drzwi. Warknął, ale miał nadzieję, że osoba sobie pójdzie.
- Panie? - zaniepokojony głos przedarł się przez drewno.
Zaklął pod nosem, jednak nie mógł się ruszyć. Śmierciożerca złapał za klamkę, ale drzwi nie otworzyły się. Voldemort wypuścił powietrze, które nieświadomie wstrzymywał. Śmierciożerca chyba sobie odpuścił, bo więcej nie walił w drzwi, ani nie próbował ich otworzyć.
Tom musiał się teraz zastanowić, co ze sobą zrobić. Postanowił, że trochę posiedzi i odpocznie. Tak na dobry początek.
Minęło parę godzin nim był w stanie ruszyć ręką. Potem poszło z górki. Głowa, tułów, biodra, nogi. Powoli odzyskiwał nad wszystkim panowanie.
Potter nadal leżał na ziemi i się nie ruszał. Jedyną oznaką tego, że żyje było to, że poruszała mu się klatka piersiowa.
Tom z jękiem wstał z fotela i przez chwilę walczył z zawrotami głowy. Poszedł do biurka i skrzywił się, kiedy usłyszał chrzęst gniecionych odłamków szkła.
Z okolicy kanapy dobiegł go głośny jęk. Harry się obudził.
Voldemort z mściwą satysfakcją oglądał, stojąc za biurkiem, próby podniesienia się Pottera.
- Na twoim miejscu robiłbym to bardzo powoli - powiedział z uśmiechem na ustach.
- Zamorduję cię, Voldemort - syknął Gryfon siadając na kanapie.
- Zobaczymy, zobaczymy. Najpierw pozbieraj się do kupy.
Harry przeklął pod nosem i przyłożył dłonie do skroni.
- A to wszystko, co mówiłem, to miałeś rację. To było kłamstwo. Sporządzenie eliksiru powinno zająć mi około czterech miesięcy. Chciałem cię po prostu sprowokować i zobaczyć, jak zareagujesz. Nie sądziłem jednak, ze masz w sobie aż tyle magii.
- Zadowolony? - warknął Potter masując skronie. - Teraz wiesz, że nie panuję nad sobą, kiedy jestem wściekły.
- Do wszystkiego dojdziemy. Nauczę cię, jak nad nią panować, uwalniać, kiedy jest potrzebna i ukrywać, kiedy okoliczności tego wymagają. Przecież nie chcesz zrobić nikomu krzywdy.
Harry przytaknął. Nie był w stanie skupić się na niczym. Był zły na Voldemorta, ale nie miał siły wydrzeć się na niego. Podniósł wzrok i spojrzał na okna.
- Chyba będziesz musiał wymienić szyby - mruknął niepewnie z przepraszającą miną.
- Tak. Chyba tak - przytaknął Tom oglądając się za siebie.
***
Hermiona krzątała się po kuchni. Była już trzecia w nocy, a ona nie mogła spać. Powodem oczywiście był Potter, który zniknął. Dowiedziała się, dość nieprzyjemnie, od Malfoy’a, że wybiegł z pokoju po tym, jak niemal go udusił. Nie zdziwiła się tym wiedząc, jak Harry reaguje na niego, kiedy jest wściekły. Sama pożarła się z Draconem, kiedy wpadli na siebie w korytarzu. Lucjusz w ostatniej chwili ich rozdzielił nim skoczyli sobie do gardeł. Na szczęście skończyło się na słownym obrażaniu. Wolała nie myśleć, jak by się to skończyło, gdyby wyciągnęli różdżki.
Do pomieszczenia weszła Narcyza. Oparła się o szafkę spoglądając na dziewczynę, która już sama nie wiedziała, co ze sobą zrobić.
- Też nie możesz spać. - To nie było pytanie.
Hermiona przystanęła na chwilę.
- Martwię się, że mógł sobie coś zrobić, a ja nie wiem, gdzie on jest.
- Wróci - uspokoiła ją, choć sama nie była co do tego przekonana.
- Ale jest już trzecia w nocy! - krzyknęła sfrustrowana Hermiona. Założyła ręce na klatce piersiowej.
Usłyszały otwieranie drzwi od werandy w salonie. Potem kroki stłumione przez dywan. Po chwili Harry stanął w drzwiach kuchni i spoglądał to na Hermionę to na Narcyzę.
- Gdzieś ty był?! - wydarła się Gryfonka patrząc na niego ze złością.
- Yyy… byłem się przejść - mruknął patrząc w podłogę.
Nie mógł powiedzieć jej prawdy, choć tak bardzo chciał to zrobić.
- Sześć godzin? Nie odzywałeś się, zablokowałeś mnie!
- Musiałem pomyśleć - odparł spokojnie, patrząc jej w oczy.
- Mogło ci się coś stać - syknęła podchodząc do niego.
- Aktualnie, z moją mocą, nikt nie jest w stanie zrobić mi krzywdy. - Spoglądał jej prosto w oczy z kryjącym się w nich wyzwaniem.
Hermiona chciała coś powiedzieć, lecz rozmyśliła się i wybiegła z kuchni potrącając go. Po chwili usłyszał dochodzące z piętra trzaśnięcie drzwiami.
- Ona się tylko o ciebie martwi - powiedziała Narcyza.
- Nie jestem małym dzieckiem. Podejrzewam, że mam nawet więcej mocy niż Voldemort. - Cyzia wzdrygnęła się. - Nic mi nie grozi. - Jego głos był spokojny i brzmiała w nim nuta rezygnacji.
- Myślę, że ona bardziej martwiła się o to, że ty sobie sam coś zrobisz. Wszyscy wiemy, co się dzieje, kiedy jesteś wściekły.
Harry pokiwał głową w zamyśleniu.
To, co przed chwilą powiedział Cyzi, było kłamstwem. On wiedział, że ma więcej mocy niż Tom. Już nic mu nie groziło. Chyba, że nerwica, dopóki nie upora się z Malfoy’em.
Jeszcze cztery miesiące - pomyślał gorzko.
- Draco śpi w swoim pokoju?
- Tak. Kazałam przygotować ci pokój obok Hermiony.
- Dziękuję - szepnął przytulając ją.
- W końcu jesteś moim synem - odparła z uśmiechem. Wspięła się na palce i pocałowała go w czoło.