wtorek, 25 sierpnia 2015

Tom II Rozdział 15. cz.2

Jest! W końcu nowy rozdział. Nie wierzyłam, że się w końcu pojawi.
Podczas, gdy ja ciężko pracuję, moja wena wyjechała na urlop do Hiszpanii. Spróbowałam ściągnąć ją siłą, ale mnie pogryzła ;(
Mam nadzieję, że nie zanudzicie się przy czytaniu. 
Zuzanna Heliński - Komentarz został dodany do rozdziału siódmego. (Tak dla informacji). Też jestem złą, wredną Ślizgonką ;) Nie mogłam pominąć siódmego roku, bo dzieje się w nim dużo różnych rzeczy, które nie wydarzyłyby się poza szkołą. Mam nadzieję, że Ty się nie zniechęcisz i pomimo tego co napisałaś, dasz mi szansę i będziesz czytać jak i komentować rozdziały. Takie obszerne uwagi mnie motywują i sprawiają, że chcę to opowiadanie jeszcze bardziej dopieścić i wychuchać.
Monika Garbicz - witam nową czytelniczkę ;) Też uważam, że pantery są słodkie, dlatego będzie ich jak najwięcej.
Anonim - o to i jest następny ;)

Od razu napiszę, żebyście delektowali się tym rozdziałem, bo nie mam zielonego pojęcia, kiedy pojawi się następny. Kawałek mam napisany, ale wena robi co chce i wątpię, by wróciła szybko zważając na to, że wakacje trwają mi aż do początku października.
Oczywiście zapraszam do komentowania choćby jednym słowem. Im was więcej, tym wena szybciej wróci ;)
Muzyka w tle: Shinedown "Cut the cord"
Miłego czytania!
________________________________________________________________________
Rozdział 15. cz.2 „Kłopoty”
- Opowiedz mi o magii umysłu.
- Tylko powiedz, jak zacznę przynudzać - uprzedził Tom i uśmiechnął się. - Magia umysłu to najtrudniejsza a zarazem najprostsza forma magii. Najtrudniejsza, bo zużywa na raz ogromne pokłady mocy, a najprostsza, bo pierwotna, dzika i nieujarzmiona formułkami. Po prostu myślisz, co chcesz zrobić, a magia to wykonuje. Z twoimi zasobami magii nie powinieneś mieć problemów z jej stosowaniem.
- To tak bez formułek? To tak jak magia bezróżdżkowa i niewerbalna?
- Nie. Bezróżdżkowa także używa formułek. W niej po prostu nie stosujesz różdżki jako pośrednika. Niewerbalna to trochę bardziej skomplikowane. Tam myślisz o tym, co chcesz zrobić, ale mimo wszystko korzystasz z formułek.
Mina Harry’ego mówiła, że nic nie zrozumiał.
Tom westchnął.
- Spróbujmy na przykładzie. Przy transmutacji jednego przedmiotu w drugi mówisz formułkę i to się dzieje. W magii umysłu poszukujesz skojarzeń. Na przykład chcesz przetransmitować poduszkę w krzesło. Jakie skojarzenia ci się nasuwają?
- Że na krześle możesz położyć poduszkę, a później na niej usiąść.
- No i pięknie. O to właśnie chodzi. Do magii umysły zaliczają się również oklumencja, legilimencja i aportacja. Animagię też można podciągnąć.
- A to, co zrobiłeś, żeby mnie tu przenieść?
- To już wyższa szkoła jazdy. Będziemy to ćwiczyć. Możesz też porozumiewać się ze swoją magią. Ona jest częścią ciebie, więc to chyba normalne. Jednak wie, widzi, słyszy i czuje więcej niż ty, więc możesz jej całkowicie zaufać. Nie oszuka cię. Spróbuj porozumieć się z kotem. Oczywiście nie mówiąc do niego, ale tworząc drogę tak, jak wytworzyłeś nić między tobą, Hermioną czy Draconem. Nie bądź zdziwiony. Wiem o tym. Nie możesz zapominać, że jesteśmy niemal tę samą osobą. To, co widzisz ty, widzę i ja. Ja jestem połączony z tobą, a ty z Hermioną więc to tak, jakbym to ja miał z nią połączenie.
- A mógłbym najpierw spróbować z poduszką?
- Oczywiście.
Tom machnął ręką, a między nimi, na schodach pojawiła się biała, puchata poduszka.
- Ale fajna - powiedział Harry biorąc ją w ręce, a następnie przytulając.
Riddle prychnął.
- Spróbuj ją przetransmutować w coś innego nie używając formułek. Po prostu wyobraź sobie, jak poduszka zmienia się inną rzecz.
Harry zmarszczył czoło i położył jaśka przed sobą. Intensywnie myślał, w co mógłby ją zamienić.
Na poduszce można spać. Jest miękka, puszysta i można się do niej przytulić.
Potter uśmiechnął się i dla lepszej koncentracji wyciągnął przed siebie rękę. Z dłoni przeskoczyło parę iskierek w stronę poduszki, a po chwili stał przed nim pluszowy miś.
Lord wybuchnął śmiechem widząc pluszaka.
Harry oburzony popatrzył na mężczyznę, a dopiero potem na swoje dzieło i usta wygięły mu się ku górze. Już wiedział, o co mu chodziło.
Miś był biały, bez futerka. Wyglądał, jakby go ktoś ogolił. Brakowało mu jednego ucha, a oczy miał poniżej pyszczka, który był krzywo przyszyty. Nos wylądował na plecach, a jedna łapka miała palce. Drugiej nie było.
- Bardziej wygląda jak miś z horroru - skomentował Harry przyglądając się miśkowi.
- Nie przejmuj się. Musisz tylko trochę poćwiczyć.
- No. Nie nadaje się jako prezent dla dzieci.
- Spróbuj w coś prostszego. Na przykład poduszkę w łóżko. Mają więcej wspólnego.
Potter dostał drugą poduszkę, a miś został zneutralizowany.
Gryfon poszedł za radą Toma i wyobraził sobie, jak poduszka zmienia się w łóżko. Nie szarżował za bardzo i wyobraził sobie łóżko dla dziecka. Machnął ręką i czekał na śmiech ze strony Toma. Gdy nie nadszedł powoli otworzył oczy i podziwiał swoje dzieło.
Łóżko było nie duże. Zrobione z ciemnego drewna z jasnym materacem i białą narzutą. Prezentowało się nienagannie.
- Spróbuj, czy można się na nim położyć.
Harry skoczył na równe nogi i ostrożnie przysiadł na skraju łóżeczka. Wytrzymało. Kiedy jednak spróbował się przesunąć i położyć, coś trzasnęło. Po chwili Harry wylądował na ziemi pośród szczątków łóżka. Znowu usłyszał śmiech Toma.
- Bardzo śmieszne - mruknął siadając znowu na schodkach. Podciągnął kolana pod brodę, oplótł je rękami i oparł głowę na nich głowę.
- Coraz lepiej ci idzie. Po prostu musisz poćwiczyć. - Tom uśmiechał się lekko, a Harry mógłby przysiąc, że ten uśmiech był nieco wyniosły. Riddle machnął ręką i łóżko zniknęło.
- Tak. Tobie pewnie od razu wychodziło.
- No oczywiście. Ale ja jestem po prostu zajebisty.
Harry zapomniał o tym, że ma być naburmuszony i wybuchł śmiechem odrzucając głowę do tyłu.
Tom patrzył jak zahipnotyzowany na odsłoniętą szyję Pottera. Bezwiednie oblizał wargi i uśmiechnął się drapieżnie.
Właśnie przez to, że Harry go rozpraszał, dopiero teraz poczuł, że ktoś tu jest. Osoba zbliżała się powoli, niepewnie i na razie była niewidoczna. Tom był pewny, że Harry o niczym nie wiedział.
- Potter, uspokój się. - Harry spojrzał na niego i otworzył usta chcąc zaprotestować, że on Potterem już nie jest, jednak Tom zdążył powiedzieć jeszcze jedno zdanie. - Ktoś tu jest.
Gryfon zamknął usta i rozejrzał się. Byli jednak w sali sami i spojrzał na Toma jak na wariata, po czym machnął zbywająco ręką.
- Zdawało ci się.
W tym momencie kot na kolanach chłopaka podniósł głowę i zaczął węszyć. Szybko zeskoczył z kolan właściciela i podszedł w tylko sobie znanym kierunku nie przestając węszyć.
Nagle stanął i obejrzał się na Pottera.
Harry skupił się i spróbował połączyć z magią, żeby dowiedzieć się, co ta chce mu przekazać. Nie był w stanie nic wyłapać. Słyszał jedynie szum głosów w różnych językach. Sfrustrowany zaczął się zastanawiać, co mogłoby mu pomóc. Uśmiechnął się z wyższością, kiedy wpadł na wspaniały pomysł.
Wstał i zmienił się w kota. Szybko dołączył do swojej magii i zaczął obwąchiwać to miejsce. Zdecydowanie wyczuł czyjś zapach, ale nie był dobry w rozpoznawaniu ich. Przysiadł naprzeciwko pantery i skupił się na jej oczach. Wtedy zrozumiał, co chce mu przekazać. Tuż obok niego stała Hermiona. Jednak chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że śni.
Miauknął i wrócił do Toma po drodze zmieniając się w człowieka. Przywołał do siebie panterę i starał się dostrzec dziewczynę.
- Widzisz ją? - spytał Toma na tyle cicho, by Granger nic nie usłyszała.
- Nie, ale wiem gdzie stoi. Za to ona widzi nas i myśli, że to sen. Mógłbyś się z nią połączyć i jej wytłumaczyć, że to nie sen. Może wtedy byśmy ją zobaczyli.
- A nie możesz jej sprowadzić jak mnie?
- Mogę, ale chcesz tego?
- Skoro tu jest, to zaraz się dowie, kim jesteś, jeżeli jeszcze cię nie rozpoznała.
Tom pokręcił głową, co miało znaczyć, że jeszcze nie wie, kim on jest. Ale to tylko kwestia czasu.
Riddle po chwili namysłu kiwnął głową i zamknął oczy. Harry czuł, jak przechodzi przez jego umysł zupełnie jak przez pokój, by dostać się do drzwi po jego drugiej stronie. Delikatny uścisk z tyłu głowy prawdopodobnie świadczył, że odnalazł połączenie z Hermioną. Przypuszczenia potwierdziły się, kiedy Gryfonka zmaterializowała się tam, gdzie wcześniej wąchała pantera. Tylko refleks Pottera spowodował, że nie uderzyła o ziemię.
- Przecież ona śpi!
- Owszem. Była tu w śnie, więc co myślałeś?
Harry nie odpowiedział czując się jak idiota. Potrząsnął za to przyjaciółką, która rozchyliła powieki i zamrugała zdziwiona.
- Gdzie ja…? Och. Miałam komiczny sen.
- Który stał się rzeczywistością. - Potter pomógł jej wstać. - Hermiono, musisz kogoś poznać. - Odetchnął głęboko i uśmiechnął się niepewnie. - To Tom Riddle. Tom, to Hermiona Granger, o której ci tyle opowiadałem.
Lord stał do nich tyłem, lecz kiedy usłyszał swoje imię odwrócił się na pięcie i obserwował zmianę na twarzy dziewczyny, kiedy skojarzyła twarz i nazwisko. Starał się zachować kamienną twarz. Przychodziło mu to z trudem, ale udało mu się wytrzymać huśtawkę nastrojów Hermiony.
- Ale to… to… - to było jedyne, co udało jej się powiedzieć nim klapnęła na ziemię i złapała się za głowę. - To sen. Zdecydowanie, bardzo zły sen. Koszmar. Po prostu muszę się obudzić.
Hermiona wstała i klepnęła się po policzku. Kiedy to nie podziałało, uszczypnęła się w ramię.
- To nie może być prawda - jęknęła i usiadła z powrotem na ziemi.
Harry powoli do niej podszedł i kucnął przed nią.
- Ale to jest prawda. Ja…
- Obiecałeś! - krzyknęła przerywając mu w połowie. - Obiecałeś, że się do niego nie przyłączysz. Mówiłeś, że nie ma takiej rzeczy, która by cię zmusiła. Okłamałeś mnie. - Pod koniec jej głos był spokojny, co zabolało o wiele bardziej niż złość, z którą zaczynała mówić. Gdyby krzyczała, mógłby się z nią spierać, ale gdy była spokojna brzmiała na… pokonaną. Zupełnie, jakby zawiodła się na nim. Krzyk oznaczałby, że jej na nim zależy.
Odwrócił wzrok, bo nie mógł spojrzeć jej w oczy. Wiedział, co tam zobaczy. Ból, smutek, zawód, a nawet obrzydzenie.
- Musiałem - powiedział tylko i odsunął się od niej. Usiadł na schodkach obok Toma, który przyglądał się im z zaciekawieniem.
- Nic nie musiałeś - powiedziała bardziej do siebie niż do niego. Przyciągnęła nogi do klatki i oplotła je rękami po czym oparła brodę na kolanach. Miała zamknięte oczy, a po policzkach ciekły jej łzy. Wyglądała tak krucho, że Harry, nie myśląc o tym co robi, rzucił się do niej, by ją przytulić. Jednak, kiedy dopadł do niej, ona się odsunęła i uchyliła powieki. Siła obrzydzenia, jaką dostrzegł w czekoladowym spojrzeniu zbiła go z nóg.
- Obiecałeś - powiedziała tylko i wróciła do poprzedniej pozycji.
- Tom zna antidotum. Może przywrócić Draconowi wspomnienia! Nikt inny tego nie potrafi. Gdybym miał podjąć jeszcze raz tę decyzję, postąpiłbym dokładnie tak samo. Zawsze zdecydowałbym, by dołączyć do Toma. Gdyby to spotkało ciebie, też bym się nie wahał. Nigdy.
- Obiecałeś - powtórzyła, a po policzkach spłynęło więcej łez.
Harry’emu ścisnęło się serce. Hermiona zawsze była silna, silniejsza od niego. Zawsze pewna siebie i niebezpieczna. Teraz wyglądała na pokonaną. A on nie mógł jej pomóc, bo był powodem jej smutku. Wiedział, że zawiódł, ale miał swoje powody, dlaczego tak postąpił.
- Jakbyś nie zauważyła, Tom nie zrobił mi krzywdy. Ani mi, ani tobie. Mamy umowę.
- Obiecałeś - powiedziała znowu głucha na to, co mówił.
- Posłuchaj mnie! - krzyknął gdy skończyła mu się cierpliwość. Dzięki temu wybuchowi, dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała na niego. - Możesz mnie nienawidzić i mną gardzić, ale mnie wysłuchaj. Gdyby Tom chciał mnie zabić, zrobiłby to za pierwszym razem, gdy się z nim spotkałem. Nie byłoby nas tutaj, teraz, Draco nigdy nie odzyskałby pamięci. A jednak żyję, a on ma szansę wrócić. Tom uczy mnie, jak panować nad magią. Zaufałem ci. Mogłem powiedzieć Tomowi, żeby wmówił tobie, że to tylko absurdalny sen, albo wymazałby go z twojej pamięci, ale zaufałem ci, że będziesz rozsądna. Że nie będziesz oceniać pochopnie. On się zmienił. - Harry poczuł na sobie spojrzenie Toma, który w myślach dawał mu znaki, by więcej nie mówił. - Mógł cię zabić, gdy tylko się pojawiłaś, ale także ci zaufał.
- A teraz ty posłuchaj mnie. - Hermiona wstała i spojrzała na niego twardo. Już nie przypominała tej płaczącej dziewczynki, która nie wiedziała, że świat potrafi być okrutny. - Obiecałeś, że się z nim nie spotkasz. Już zapomniałeś, ile razy chciał cię zabić? Myślisz, że tak nagle mu się odwidziało? Jak już nie będzie cię potrzebował, to się ciebie pozbędzie. On zabił twoich rodziców! Omal nie zabił Ginny. Przez niego zginął Cedric. Tak łatwo wybaczasz? Tak łatwo zapominasz? Szkoda, że ja tak nie potrafię.
- Cedric zginął z ręki Glizdogona. Z resztą, był głupi, że mnie nie posłuchał. Prosiłem go, by uciekał.
- Zaczynasz gadać jak on. A gdyby teraz zabił mnie, to pewnie nawet nie zwróciłbyś na to uwagi!
- Nie mów tak! Jesteś moją przyjaciółką. Nie dałbym cię tknąć. Nigdy.
- Nie wierzę ci.
Harry poczuł się, jakby dostał w brzuch. Stracił wszystko, co mu zostało. Stracił Hermionę.
Jego oddech stał się ciężki, a jego myśli wirowały. W głowie cały czas słyszał to jedno zdanie. „Nie wierzę ci”, powiedziane spokojnym głosem, który miał siłę tajfunu.
Nagle wszystko odpłynęło. Rozejrzał się zdezorientowany i wybiegł z sali nie oglądając się za siebie. Słyszał, że Tom za nim woła, ale nie zatrzymał się nawet na sekundę. Nie obchodziło go, że ktoś może go zobaczyć. Śmierciożercy przecież nie wiedzą, że zawarł pakt z Tomem. Teraz może nie spotkać takich ”uprzejmych” i być może trochę go poturbują. Stwierdził, że to nawet w porządku. Może choć na chwilę przestanie myśleć.
Zastanawiał się, jakby to było być martwym, wolnym od trosk i problemów. Pewnie nikomu nie byłoby przykro, gdyby zginął.
Akurat trafił na schody. Zatrzymał się przed nimi by zaczerpnąć oddechu. Zamiast tego rozkaszlał się. Było to tak przerażające, że pomyślał, że zaraz płuca wypluje. Oddech rzęził mu w klatce, a powietrze zdawało się ciężkie i gęste jak smoła. Po kilku próbach udało mu się wyrównać w miarę oddech i mógł ruszyć dalej. Kierował się schodami w górę. Gdy tylko jakieś napotkał, wspinał się wyżej. Po czwartej klatce schodowej wydawało mu się, że to już szczyt. Dotarł do okna, co potwierdziło jego przypuszczenia. To było najwyższe piętro. Przestał biec i mógł powoli zastanowić się, co zamierza.
Zamiast tego zrobiło mu się duszno. Próbował otworzyć okno, ale jak na złość, wszystkie się zacięły. Warknął pod nosem i zaczął sprawdzać drzwi. Może któreś prowadziły na strych, z którego można by było wyjść na dach.
Nie wierzył w to, jakie miał szczęście, bo pierwsze drzwi, które otworzył prowadziły na strych. Szybko pokonał parę schodków. Wzbił przy tym tumany kurzu i zaczął kichać i kaszleć. Oczy zaszły mu łzami, ale po chwili stał na dachu.
Widok był niesamowity. Tej nocy nie było chmur i mógł zobaczyć niebo w całej okazałości. Księżyca nie było. Akurat ten jeden dzień w miesiącu musiał wypaść dzisiaj. Było za to widać wszystkie gwiazdy jak na dłoni.
Harry przysiadł sobie rozglądając się dookoła. Kiedy oczy przyzwyczaiły mu się w miarę do ciemności mógł zobaczyć ciemniejszy zarys lasu na horyzoncie.
Podobało mu się tu. Było tak spokojnie.
Gwiazdy mrugały wesoło na niebie, kontrastując z jego podłym nastrojem.
Z melancholią pomyślał, że pewnie większości już nie ma.
Przypomniał sobie, jak chciał otworzyć okna. Czemu nie pomyślał, że mógł użyć magii. Z tego wszystkiego zapomniał, że jest czarodziejem.
Co dziwne, nie czuł rozpierającej go magii. Pomimo emocji kłębiących się w głowie, nie chciał niczego rozwalić i nikogo skrzywdzić. Zupełnie, jakby był normalnym nastolatkiem, bez nadmiaru mocy, która go wyróżniała.
Nagle, obok niego zmaterializowała się mała, czarna pantera o hipnotyzujących, zielonych oczach. Przyglądała mu się z zaciekawieniem nim wskoczyła na jego kolana i ułożyła łepek by na niego patrzeć. Harry w zamyśleniu głaskał ją po głowie, na co reagowała mruczeniem.
Teraz poczuł się cały. Zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że brak nadmiaru magii będzie mu aż tak doskwierać. Przyzwyczaił się do niej i nie wyobrażał już sobie życia bez niej. Może po prostu musi zaakceptować siebie takim, jakim jest. Nienormalnym nastolatkiem, który ma męża niepamiętającego go, ojca - byłego Śmierciożercę i Lorda Voldemorta jako sprzymierzeńca. Dodatkowo przyjaciółka przestała mu ufać i bała się go.
Uzmysłowił sobie, że zostawił ją samą z Tomem. Pewnie się kłócą, albo nawet walczą, ale nie potrafił się teraz tym przejmować. Obiecał, że będzie ją chronił, ale wiedział też, że Tom jej nie skrzywdzi. Taka była ich umowa.
Spróbował się zastanowić, kim jest dla niego Tom. Czy na pewno tylko sprzymierzeńcem i kimś, kto robi eliksir, by odczarować mu męża. Może są przyjaciółmi? Musiał przyznać, że Voldemort jest diabelnie przystojny i gdyby nie Draco, na pewno spróbowałby go uwieść po mimo różnicy wieku. Może nawet Riddle uwiódłby Harry’ego, choć Potter jest pewny, że jego to nie interesuje. Za bardzo jest zajęty chęcią podbicia świata i obowiązkiem zajęcia się podwładnymi. W końcu nie łatwo jest panować nad tak dużą grupą ludzi, a Tomowi pomaga jego niesamowita charyzma, twarda ręka i żelazne zasady.
Pantera miauknęła i podniosła łepek. Zielone oczy były wpatrzone w Harry’ego zupełnie, jakby coś od niego chciała. Spróbował się z nią dogadać. Słyszał w głowie szum i ciche syczenie, ale nie mógł nic zrozumieć. W oczach chciał dojrzeć odpowiedź, ale nie był w stanie skupić się na niczym konkretnym. W końcu z westchnięciem zdjął kota ze swoich kolan, wstał i przeciągnął się. Szybko zmienił się w panterę i spojrzał na swojego odpowiednika. Pantera miauknęła, a Potter odpowiedział sykiem. Chyba chodziło o Hermionę, ale nie był pewien. Skoncentrował się i spróbował znów coś wyczytać z zielonych oczu. Teraz wiedział, że ewidentnie chodzi o Hermionę, ale nie wiedział, co zrobiła. Będzie musiał poćwiczyć nad kontaktem i może w końcu dogada się ze swoją magią, kiedy będzie człowiekiem. Zmienianie się w kota jest dość męczące i czasochłonne.
Po powrocie do ludzkiej postaci wziął kota na ręce i powoli zebrał się do powrotu. Schodząc ze schodów znów wzbił tumany kurzu w powietrze. Zaczął kaszleć przykładając rękę do ust, a oczy zaszły mu łzami. W końcu uspokoił oddech i wyszedł na korytarz. Odetchnął głęboko czując, że gardło go drapie. Kot przyglądał się mu ze zmarszczonymi brwiami. Jeżeli w ogóle kot może tak patrzeć. Wyskoczył z rąk Pottera i prowadził go korytarzami.
W pewnym momencie, z korytarza obok, do Harry’ego dobiegły kroki. Z każdą chwilą były bliżej. Gryfon schował się w cieniu filara i czekał, by zobaczyć, kto to.
Po paru chwilach okazało się, że to kobieta, na oko sto sześćdziesiąt centymetrów, szczupła, choć w tej powiewnej szacie ciężko to stwierdzić, o czarnych, prostych włosach do pasa. Nie dało się rozpoznać, kto to, bo miała na twarzy maskę, ale jej brązowe oczy czujnie skanowały każdy skrawek korytarza. Zza pleców kobiety wyszedł, wyższy od niej o głowę mężczyzna o siwych, krótko obciętych włosach i psotnych oczach. Chyba się uśmiechał. Zagadnął dziewczynę i odciągnął ją głąb korytarza. Harry nie mógł się skupić na tym, o czym rozmawiali, ale nie interesowało go to. Cieszył się, że nikt nie zobaczył, że się tu ukrywa. Jednak miał przeczucie, iż mężczyzna doskonale o nim wiedział i pomógł mu uciec.
Po przejściu kilku kolejnych korytarzy musiał przystanąć i odsapnąć. Bolały go płuca i ciężko mu się oddychało. Akurat stał przy schodach i postanowił przysiąść na schodkach. Zaczął się powoli uspokajać i wyrównywać oddech, kiedy znowu zaczął kaszleć. Płuca rwały, jakby chciały się wydostać na zewnątrz, a gardło paliło, jakby przełykał lawę, a nie ślinę. Uderzył się parę razy w pierś i jakby trochę mu przeszło.
Jednak zbyt szybko wstał, przed oczami mu pociemniało i w ostatnim odruchu spróbował złapać się poręczy. Nie udało mu się to i poczuł, jak uderza głową o schodek i zalega ciemność.
***
Tom udawał, że nie widzi tych natarczywych spojrzeń Gryfonki. Nadal stała, w tym samym miejscu i nie chciała się ruszyć choćby o milimetr. Wpatrywała się albo w niego, albo w tron. Ani razu nie zwróciła głowy w stronę drzwi, za którymi zniknął jej przyjaciel.
Nie odzywali się do siebie. Prawie. Na początku dziewczyna trochę pokrzyczała, Tom spokojnie odpierał jej obawy, a potem zaległa cisza przerwana jedynie propozycją by usiadła i w spokoju poczekała na Pottera.
Pantera, która przez cały czas siedziała na kolanach Toma nagle się podniosła i wystrzeliła z pokoju niczym błyskawica. W pewnym momencie nieco się rozmyła.
W końcu Riddle poczuł w swoim umyśle, że Harry wyrwał się z transu i melancholii i postanowił wrócić. Powiadomił o tym Hermionę, na co ona jedynie wzruszyła ramionami i wróciła do studiowania, ze znacznej odległości, witraża.
Coś zaniepokoiło Toma. Poruszył się niespokojnie i złapał za klatkę, Nigdy nie czuł takiego bólu. Miał przeczucie, że bolało bardziej niż Cruciatus. Płuca go szarpały i minęła chwila nim uzmysłowił sobie, że to nie jego boli. Harry się dusił.
Voldemort wstał i chciał coś powiedzieć do Hermiony, kiedy jęknął i złapał się za głowę. To zwróciło uwagę Granger, która spojrzała skonsternowana na Lorda.
- Harry’emu coś się stało - poinformował nie wdając się w szczegóły, bo nie chciał jej wystraszyć.
Wybiegł z sali, nieco wolniej niż wcześniej kot i utrzymując stałą prędkość, udał się w miejsce, gdzie przypuszczał, że leży Potter. Wiedział, że dziewczyna biegnie za nim. Czuł na sobie jej wzrok i moc. Nie miała jej dużo, ale wiedział, że jest zdolna do wielkich rzeczy.
Dobiegł do schodów i klęknął obok Pottera. Podniósł go nie zwracając uwagi na krew plamiącą jego szatę. Machnął ręką wzdłuż jego ciała, a kątem oka zobaczył niepewną Gryfonkę stojącą kilka kroków z tyłu.
- Musisz mi pomóc - powiedział nie odwracając się do niej. Jednak nie było w pobliżu nikogo innego, więc było pewne, że mówił do niej.
Niechętnie Hermiona klęknęła po drugiej stronie przyjaciela i spojrzała Tomowi w oczy.
- Trzymaj jego głowę o tak - powiedział i pozwolił, by jego ręce dziewczyna zastąpiła swoimi. - Bardzo dobrze. Ja spróbuję zatamować krwotok.
Skupił się i przyłożył palce do rozcięcia. Nie było duże, ale zawsze rany na głowie są paskudne. To bardzo ukrwione miejsce i pomoc, która nie dotrze na czas, musi stwierdzić czas zgonu. Na szczęście, moc Pottera była na tyle mądra, że wprowadziła go w stan hibernacji.
Tom zaklęciem zamknął ranę by nie krwawiła. Na razie tyle mógł zrobić. Chłopak przynajmniej się nie wykrwawi.
- Muszę mu zszyć głowę - mruknął pod nosem.
Uśmiechnął się do Hermiony i wytłumaczył, o co chodzi. Przytakiwała, a gdy skończył wstała  i zrobiła krok do tyłu. Lord z westchnięciem i cichym stęknięciem podniósł się i lewitując za sobą chłopaka ruszył korytarzem. Na odchodnym rzucił zaklęcie, które spopieli wszelkie ślady krwi. Będzie musiał powiedzieć Śmierciożercom, że mają to sprzątnąć.
W końcu, po kilku minutach drogi, dotarli do mini-szpitala.
Lord ułożył Pottera na jednym z łóżek, które rozdzielone były białymi parawanami.
Z szafki przy wejściu wyjął nici, igłę i kilka opatrunków. Z pomocą Hermiony, która nie odzywała się do niego, obrócił chłopaka na brzuch i obejrzał ranę. Zastanawiał się przez chwilę skubiąc brodę. W końcu uśmiechnął się i podszedł do szafki po jeszcze jedną rzecz.
Najpierw ogolił włosy dookoła rany, a kiedy był zadowolony z efektu, nawlókł nitkę na igłę i zaczął zszywać ranę.
Gryfonka odwróciła wzrok, a Tom zauważył, że zaciska pięści.
Kiedy skończył przyłożył gazę, a głowę obwiązał bandażem. Potem obrócił Pottera z powrotem na plecy i usiadł na krześle. Kątem oka zobaczył, że dziewczyna zrobiła to samo, ale nadal nie patrzyła na niego.
- Boisz się mnie - powiedział z pewnością w głosie.
- Nie. Po prostu ci nie ufam.
- Czyli się mnie boisz. Boisz się, że gdy mi zaufasz, zabiję Harry’ego. Obawiasz się tego, że jestem nieobliczalnym wariatem, który nie potrafi zapanować nad chęcią zabijania i podbicia świata.
- Nie ciebie się boję, lecz tego, że namąciłeś Harry’emu w głowie. Boję się twojej przebiegłości i umiejętności wykorzystywania zbiegów wydarzeń. Czasem zastanawiam się, czy to przypadkiem nie ty otrułeś Dracona. W końcu w związku z tym Harry się do ciebie przyłączył. Jednak za każdym razem dochodzę do wniosku, że nie zniżyłbyś się do czegoś takiego. Chyba. Trudno mi cię zaszufladkować. Nie jesteś zwykłym człowiekiem. Z jednej strony inteligentny, błyskotliwy, mądry i przystojny, a z drugiej zły, ironiczny i bezwzględny. Jesteś sprzecznością. Czymś, czego nie można zdefiniować. Nie wiem, jak postąpisz, co zrobisz za chwilę. Jaki będzie twój następny kaprys. Czy teraz nie uśmiechasz się do mnie myśląc „Jutro ją zabiję.” Tego też się obawiam. Twojej nieobliczalności i braku schematu. - W końcu spojrzała mu w oczy, a w nich zobaczył pewność i niezłomność. Nie było tam ani grama strachu, o którym wspominała.
- Ty też jesteś nieszablonowa. Łamiesz stereotyp czarodziejki z mugolskiej rodziny. Takie zwykle są bardzo zagubione w tym świecie, nie potrafią się odnaleźć, mają problem z magią. Lecz nie ty. Mam wrażenie, że jesteś lepiej obeznana ze wszystkim, co jest z magią związane, niż większość czarodziei. Twoja moc jest niezwykła, choć masz jej tyle, co przeciętny czarodziej. Znasz więcej zaklęć niż ludzie, którzy żyją na świecie czterdzieści-pięćdziesiąt lat. Fascynujesz mnie. Przyrzekłem Harry’emu, że wszyscy jego bliscy i przyjaciele będą bezpieczni. Nie lubię być nazywany kłamcą i dotrzymuję obietnic. Nic ci nie grozi tak długo, jak długo Harry będzie wywiązywał się ze swojej części umowy.
- Zwykle nie ma z tym problemu.
Siedzieli w ciszy. Hermiona trzymała przyjaciela za rękę i gładziła kciukiem wierzch jego dłoni. Co jakiś czas spoglądała na Toma i chciałaby wiedzieć, o czym ten myśli. Lord nie odrywał wzroku od Harry’ego, a w jego spojrzeniu było zaciekawienie i wahanie. Zupełnie, jakby nie wiedział, czy o coś zapytać, czy może odpuścić. W końcu jednak zdecydowali się siedzieć w ciszy.
Potter w pewnej chwili poruszył się na łóżku, zacisnął pięści, na co Hermiona zareagowała sykiem, bo poczuła, jak jej kości są miażdżone w żelaznym uścisku. Potem wygiął plecy w łuk i otworzył usta, z których nie wydobył się najmniejszy dźwięk. Trwało to zaledwie chwilę, brunet opadł bezwładnie na posłanie i rozluźnił pięści. Granger podniosła dłoń i spróbowała poruszyć palcami. Jęknęła, kiedy poczuła ból, jakby raził ją prąd.
- Mogę zobaczyć? - spytał Tom wyciągając rękę ponad łóżkiem.
Gryfonka zastanawiała się chwilę, po czym z westchnięciem ułożyła dłoń na ręce Lorda. Ten, z niezwykłą delikatnością obejrzał rękę, chwilę ją ugniatał, na co dziewczyna reagowała sykiem lub jękiem bólu, po czym machnął nad nią dłonią.
Tamten ból był niczym w porównaniu z tym. Hermiona ledwo utrzymała się na krześle i ostatkiem sił powstrzymała się przed wyrwaniem dłoni z rąk Toma. Całe ramie przeszył ból, jakby rękę wsadzano do ognia, a potem od razu do lodu. Trwało to kilka minut, a w tym czasie pojękiwała cicho, co było jedyną oznaką tego, jak bardzo bolało. Nie chciała obudzić Harry’ego i ewentualnie, jeżeli Śmierciożercy kręcili się po zamku, nie chciała żadnego tutaj nakierować. Im mniej ludzi wie, tym lepiej. Z resztą Tom mógłby mieć trudności z wytłumaczeniem, choć krótkie Crucio i byłoby po sprawie.
W końcu ból przeszedł w tępe pulsowanie, a potem w lekkie odrętwienie. Na próbę poruszała palcami. Troszkę ciągnęło, ale to była niemal przyjemność.
Lord wziął jeden z bandaży leżących na stoliku i owiną nim dłoń Gryfonki.
Zrobiło jej się głupio i musiała zmienić swoją opinię o Tomie. Nadal nie była go pewna, ale nie był on psychicznie chory, jak to zawsze opisywał Dumbledore. Był zły, jednak nie było w nim tej iskierki szaleństwa, którą dyrektor zawsze podkreślał.
Harry jęknął i otworzył powoli oczy. Cieszył się, że w pomieszczeniu panuje półmrok. Zamglonym wzrokiem rozejrzał się dookoła i dostrzegł dwie plamy na jasnym tle. Powoli jego wzrok się wyostrzał i dostrzegł, że z jednej strony siedzi Hermiona, a z drugiej Tom.
- Hej - mruknął cicho i kaszlnął.
W gardle miał sucho jak na pustyni. Do tego dochodził ból głowy i potworne zmęczenie.
- Cześć - dziewczyna uśmiechnęła się i pogłaskała go po policzku.
- Wody - szepnął i tym razem rozkaszlał się na dobre kilka minut. Chwilki przerwy na złapanie oddechu wystarczyły, żeby nie padł nieprzytomny z niedotlenienia.
- Co ci się dzieje? - spytali na raz Tom i Hermiona patrząc na niego z niepokojem, jak przyciska pięść do ust i zmaga się z rwącym bólem w klatce i gardle.
Uderzył się kilka razy w pierś i dopiero wtedy się uspokoił. Przełknął ślinę. Odczuwał to, jakby ktoś gorącą lawę wlał mu do gardła.
- Chyba się przeziębiłem - mruknął przyjmując od Voldemorta kubek z wodą. Napił się jej i westchnął zadowolony. - Co właściwie się stało? - spytał orientując się, że ostatnio był na korytarzu przy schodach prowadzony przez panterę.
- Zemdlałeś i uderzyłeś głową w schodek.
Potter podniósł lekko głowę i dotknął szwu na potylicy.
- Och.
- Gdyby nie Tom… - mruknęła Hermiona lekko zaczerwieniona, kiedy zdała sobie sprawę, że właśnie chwali kogoś, kogo jeszcze chwilę temu uważała za największe zło świata.
Harry zerknął na nią spod przymrużonych powiek i zaczął się zastanawiać, co się stało, kiedy był nieprzytomny.
Zerknął na dół i zobaczył bandaż na dłoni przyjaciółki.
- A to? - spytał wskazując na niego ręką.
- To? Nic - mruknęła wymijająco i odwróciła wzrok.
Potter przeniósł wzrok na Toma, który uśmiechnął się nieco złośliwie.
- To ty - powiedział bez ogródek, a Gryfonka spojrzała na niego ze złością. - I tak by się do wiedział.
- Jak to ja? - Harry przeskakiwał wzrokiem od dziewczyny do Toma i z powrotem.
- Kiedy byłeś nieprzytomny, nagle zacisnąłeś pięści. W jednej ręce trzymałeś moją i tak jakby pogruchotałeś mi kości.
- Ja… - nie wiedział, co powiedzieć. Spuścił wzrok zażenowany.
- Nic się nie stało - zapewniła przesuwając ręką po policzku przyjaciela.
- Jak to nic?!
- Tom mi ją poskładał. To nie twoja wina. - Mówiła łagodnie, jak do zwierzęcia, które można łatwo spłoszyć.
- Jestem beznadziejny - jęknął i schował twarz w dłoniach.
- Wcale, że nie. Mówię ci, że to nie twoja wina.
Chłopak potrząsnął głową i opuścił ręce.
Czuł się strasznie. Najpierw zdradził przyjaciółkę, okłamał ją, a teraz zrobił jej krzywdę. Co z tego, że nieświadomie. Krzywda, to krzywda.
- Długo będę musiał tu leżeć?
- Nie. Myślę, że możesz już wyjść.
Harry usiadł powoli walcząc z zawrotami głowy. Spuścił nogi z łóżka i delikatnie stanął na nich. Ucieszył się, że nie potrzebował pomocy. Bał się, co uderzenie mogło zrobić, ale na szczęście obyło się bez większych uszkodzeń.
- Tom, chyba wrócimy już do zamku.
- Tak. Myślę, że to dobry pomysł. Jeszcze jedna sprawa. - Riddle podał mu małą fiolkę. Jeżeli wierzyć etykiecie, był to eliksir na porost włosów. - Wpadnij do mnie jakoś niebawem. Musimy ćwiczyć.
Potter przytaknął i przywołał do siebie Hermionę. Ta kiwnęła głową Tomowi i chwyciła ofiarowaną dłoń. Poczuła szarpnięcie i mrugnęła. Kiedy otworzyła oczy, stała w Pokoju Życzeń w Hogwarcie.
- Wiem, co o mnie sądzisz. Jestem kłamcą, nie ufasz mi i się mnie boisz. Jednak uwierz, że Tom nie jest taki, jakim opisuje go Dumbledore. On się zmienił. Mamy umowę…
- Ja już wszystko wiem. - Hermiona położyła mu dłoń na ustach i rozkoszowała się ciszą. - Trochę porozmawiałam z Tomem. Chyba… chyba można mu ufać. Chociaż nadal uważam, że amnezja Dracona to jego sprawka.
- Nie. On nie jest taki.
- Och, uwierz, że wyrachowanie i bystrość to jego atuty. Myślisz, że ma takie wyczucie chwili? Skąd wiedział, jakie antidotum potrzeba? Skąd wie, jak je zrobić? To manipulant, choć muszę przyznać, że diabelnie przystojny i inteligentny.
- On nie mógłby.
- Jak uważasz. Ja wiem swoje.
Stali przez chwilę w ciszy patrząc na siebie.
- Hermiona, ja naprawdę przepraszam za tą rękę…
- Jeżeli jeszcze raz to powiesz, to cię uduszę.
Potter uśmiechnął się z ulgą i skierował do drzwi. Szybko dotarli do Pokoju Wspólnego, w którym nikt już nie siedział, czyli musiało być bardzo późno. Pożegnali się i rozeszli do swoich pokoi.
***
Obudziło go walenie w drzwi. Mruknął coś i obrócił się na drugi bok. Jednak osoba nie dawała mu spokoju i wciąż dobijała się do drzwi.
Harry machnął ręką i do pokoju wpadła Hermiona.
- Wstawaj! Już ósma!
Potter otworzył szeroko oczy i spojrzał na zegarek stojący na stole.
Zaklął głośno i wyskoczył z łóżka. Złapał koszulę, wciągnął ją przez głowę i jednocześnie zaczął zakładać spodnie. Szukał butów, ale przez nie do końca założone spodnie, wywrócił się i uderzył głową w ziemię. Jęknął głośno i usłyszał nad sobą śmiech. Znowu zaklął i pozbierał się. W końcu zapiął koszulę i spodnie i wciągnął na siebie szatę. Chwycił torbę spod szafy i wybiegł z pokoju za Hermioną.
Pierwszą lekcją, niestety, była transmutacja. Dotarli do sali zaledwie siedem minut po dzwonku, ale Minerwa już tam była. Spojrzała na nich zza okularów.
- Minus dwadzieścia punktów za spóźnienie. Panie Potter, proszę poprawić koszulę i gdzie ma pan krawat?
Slytherin zachichotał, a Draco rzucił jakiś wredny komentarz. Gryfoni patrzyli na nich nieprzychylnie, ale w końcu odwrócili się i spojrzeli na nauczycielkę.
Harry nie odpowiedział tylko machnął ręką, a koszula sama schowała się w spodniach, a na szyi pojawił krawat.
Nauczycielka przypatrywała mu się z otwartymi ustami. Gryfon nic sobie nie robiąc usiadł i otworzył książkę.
Minerwa zbita z tropu nadal nie mogła się otrząsnąć.
Wtem drzwi otworzyły się i stanął w nich Snape.
- Wybacz, Minerwo. - Jego mina była jak zwykle opanowana i spokojna. Podszedł do niej niespiesznym krokiem i szepnął coś na ucho. Ta kiwnęła głową i odwróciła się do klasy.
Severus przechodząc przez salę kiwnął na Harry’ego, by za nim poszedł. Gryfon wymienił zdziwione spojrzenie z przyjaciółką, ale wstał i wyszedł za ojcem.
- O co chodzi?
- Dumbledore powiedział, że mam po ciebie pójść. Nie wiem, o co chodzi.
Gdy w końcu stanęli pod Chimerą, Snape wypowiedział hasło i posąg zaczął się okręcać ukazując ukryte schody. Wspiął się pierwszy jednak czuł za sobą obecność ojca.
- Witaj Harry - przywitał się dyrektor siedzący za biurkiem. W jego oczach migały przyjazne iskierki, a na ustach błąkał się uśmiech.
- Dzień Dobry, dyrektorze. - Harry odpowiedział uśmiechem i usiadł na jednym z wolnych krzeseł. Snape niechętnie zajął drugie.
- Chciałbym z tobą porozmawiać. Otóż wiem, że wczoraj, a właściwie dziś w nocy nie było cię w zamku.
- Owszem. Musiałem załatwić parę spraw - odparł ostrożnie Potter.
Mimo tego, że twarz Snape’a nie zmieniła się choćby o milimetr, był zaskoczony, co jego syn robił w nocy i że mu o tym nie powiedział. Będzie musiał sobie z nim porozmawiać. Miał tylko nadzieję, że Harry nie zwali odpowiedzialności na niego i nie powie czegoś w stylu: „Rozmawiałem z ojcem i mi pozwolił.”
- Gdzie?
- Nie mogę powiedzieć. To sprawa prywatna.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale ostatnio Czarny Pan nie atakuje.
- To chyba powód do radości.
- Myślę, że ma inne plany. Może będzie chciał się do ciebie odezwać i przeciągnąć na swoją stronę.
- Gdyby cokolwiek się działo, dam panu znać - obiecał Potter uśmiechając się. - Albo prędzej powiem ojcu. On będzie wiedział, co robić.
Severus nie odezwał się. Chodziło bowiem o to, że tak naprawdę nikt nie wie, jak postępować z Voldemortem. On jest nieobliczany i totalnie szalony.
Cieszył się, że odszedł od Riddle’a. Dziwił się, że ten tak łatwo go odpuścił. Łatwiej byłoby zabić Lucjusza, Dracona i jego, by nie zdradzili żadnych tajemnic. Zawsze się zastanawiał, dlaczego Tom tak postąpił. To nie było normalne jak na szaleńca, który za jedno złe słowo potrafił zabić. Chyba jednak Severusowi się poszczęściło. Być może Riddle miał przeczucie, że mu się to opłaci.
- Cieszę się Harry. - Dumbledore przypatrywał mu się z ciekawością, a Potter poczuł w umyśle nacisk. Uśmiechnął się wewnątrz siebie, lecz twarz pozostała niewzruszona. Nie chciał dać po sobie poznać, że cokolwiek poczuł.
Mina dyrektora zaczęła się zmieniać. W oczach zobaczył zaskoczenie, które szybko zostało zastąpione przez złość. Co dziwne, uśmieszek nie schodził mu z ust.
Snape zmarszczył brwi, co było jedyną oznaką, że zauważył zmianę w nastawieniu starca.
- Coś się stało, dyrektorze? - spytał zmartwiony odwracając uwagę Dumbledore’a przed wywierceniem mu dziury w mózgu.
- Nie, nic. Myślę, że to już wszystko. - Głos miał lekko spięty i zmęczony, jakby przebiegł kilka kilometrów.
Harry wstał i spojrzał na ojca, który uparcie wpatrywał się w dyrektora.
- Do widzenia - powiedział z uśmiechem i wyszedł niemal ciągnąc za sobą Sanpe’a, który na tyle zwracał uwagę na to, co się dzieje, że mruknął pożegnanie.
Gdy zeszli na dół, Potter przystanął i przyjrzał się ojcu.
- O co chodziło? - spytał mężczyzna lustrując syna wzrokiem.
- O to, że dyrek chciał czytać mi w myślach i niemal mi dziury w głowie nie zrobił.
- Widziałem, że się wkurzył, ale nie sądziłem, że o to chodziło.
- A o co innego? O to, że nie powiem mu tylko tobie, gdyby coś się działo? Frustruje go to, że nie ma nade mną władzy. Że nie wie, co się dzieje.
- Znam to uczucie.
Severus znów zmierzył syna wzrokiem i kiwnął na niego. Ruszyli korytarzami ku lochom, co zdziwiło Harry’ego. Myślał, że ojciec odprowadzi go na lekcje, ale zaskoczył go.
- Gdzie byłeś w nocy? - spytał Snape, gdy zajęli miejsca w jego gabinecie.
- Mówiłem, że to prywatna sprawa.
- Takie kity możesz wciskać dyrektorowi, który w to uwierzy.
- Byłem w klubie. Musiałem załatwić parę rzeczy.
Snape przytaknął, ale nadal wpatrywał się w syna z podejrzeniem.
Ufał mu. Wiedział, że ten by go nie okłamał. Jednak czasem wydawało mu się, że nie mówił mu wszystkiego. Zupełnie, jakby omijał kilka najistotniejszych informacji w zdaniu. Nie naciskał jednak, bo mogłoby się skończyć tym, że Harry nic mu nie powie.
- Mogę iść na lekcje? Może zdążę na drugą transmutację.
Snape przytaknął będąc myślami daleko od zamku, lekcji i syna.
***
Zdążył na drugą transmutację. Nadrobił zaległości z pierwszej lekcji i pilnie notował na drugiej. Ani razu nie zerknął na Dracona. Był z siebie dumny.
Kiedy rozglądał się po sali, nadal omijając Malfoy’a, wzrokiem napotkał sylwetkę swojego byłego przyjaciela, Rona.
- Hermi, co z Ronem?
- A co ma być? - spytała marszcząc brwi i spoglądając na niego.
- Ostatnio siedzi cicho, nie widać go, nie zwraca na siebie uwagi…
- Chyba odpuścił. Przejrzał na oczy, że przyjaźń się skończyła i nie ma szans na ciebie i mnie.
Potter wzruszył ramionami i wrócił do pisania.
Następna lekcja to Eliksiry. Podwójne.
Oczywiście siedział z Draconem, bo ojciec nie chciał go przesadzić.
- Dziś ty idziesz po składniki - mruknął Potter nawet nie patrząc w stronę blondyna.
- Ostatnio ja szedłem, więc teraz twoja kolej - odparował Malfoy wlewając bazę do kociołka.
Potter prychnął, ale wstał i poszedł po składniki. Po drodze rozejrzał się po sali. Wszyscy już pracowali nad miksturą, tylko on ostatni snuł się po składniki, bo jego mąż, który nie pamięta, że jest jego mężem stwierdził, że szedł ostatnio.
- Wolniej się nie da? - zironizował Snape widząc syna przechadzającego się po sali.
- Nie, panie profesorze - powiedział z udawaną uprzejmością uśmiechając się szeroko i tak fałszywie, że Snape aż zmrużył oczy.
Severus już miał coś odpowiedzieć, kiedy kociołek pary Ślizgonów zaczął dymić i pluć na wszystkie strony czerwoną mazią.
Snape szybkim krokiem przeszedł między ławkami i machnięciem różdżki usunął kociołek z sali. (Prawdopodobnie usunął go z wszechświata, ale kto go wie.)
- Zacznijcie od nowa - mruknął machając ręką, a w miejscu starego kociołka pojawił się nowy.
Ślizgoni kiwnęli głową i jeden z nich szybko pobiegł po składniki, żeby wyrobić się w czasie dwóch lekcji.
Harry w tym czasie wracał do ławki z naręczem składników. Draco patrzył na niego z pobłażaniem. Chwycił pierwsze z brzegu liście i zaczął je kroić na drobne paseczki.
Potter nie mógł oderwać oczu od wprawnych rąk Malfoy’a, a w głowie pojawiły mu się sprośne myśli i wspomnienia, co blondyn wyczyniał tymi rękoma.
Uśmiech sam wypłynął mu na usta, jednak musiał oderwać wzrok od dłoni Dracona i przenieść go na składniki, które włożył do moździerza. Utarł je na średniej wielkości części i wysypał do miseczki. Blondyn powoli dodawał korzeń Senki, a co trzeci kawałek wrzucał wcześniej pokrojone w paski liście Namiętki.
Gdy wrzucił korzeń zamieszał trzy razy z godnie z ruchem wskazówek zegara i osiem w przeciwną. Wtedy usiadł i z wyczekiwaniem wpatrywał się w Pottera.
Brunet wstał i wsypał zawartość moździerza. Odczekał trzy sekundy i zamieszał. Na bieżąco kroił ziarenka Seneku i wsypywał sześć cząstek na raz. Eliksir zmieniał kolor tak jak powinien.
Harry, po wrzuceniu ziaren, zwiększył ogień, po czym odczekał minutę i zamieszał trzy razy. Zerknął na Mafoy’a i usiadł.
Draco wstał i skończył eliksir. Przelał próbki do dwóch fiolek, jedną podpisał swoim imieniem i nazwiskiem, a drugą podał Potterowi.
Harry uśmiechnął się i pomyślał, że Malfoy nie byłby w stanie napisać swojego nazwiska w zestawieniu z imieniem bruneta.
Gryfon odniósł podpisaną fiolkę na biurko. Uśmiechnął się do ojca. Snape spojrzał na niego podejrzliwie, ale nie skomentował.
Harry odwrócił się i przechodził między ławkami, kiedy poczuł ucisk w klatce. Kaszlnął kilka razy i podparł się ręką o jedną z ławek. Było mu duszno i miał problemy ze złapaniem oddechu. Słyszał w oddali zamieszanie i chyba głos Severusa, który próbował przepchnąć się przez tłum dzieciaków, który obserwował Gryfona.
Potter poczuł coś jakby gulę w gardle, spróbował odkaszlnąć, ale nie dał rady. Pomimo szeroko otwartych ust nie mógł złapać oddechu. W końcu osunął się w ciemność.