poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 19.

Musiałam się odstresować, więc jest taki mały surprise! 
Sprawy zaczynają się komplikować i zbliżamy się do nieuniknionego końca...
__________________________________
Rozdział 19. "Voldemort"

- Gdzie jest Harry?!
Wszyscy biegali po Malfoy Manor w poszukaniu pewnego, nad wyraz ważnego Gryfona. A on zapadł się jak kamień w wodę. Nigdzie go nie było. W jego pokoju, do którego miał się deportować świstoklikiem, w ogrodzie, w kuchni, w bibliotece. Nigdzie. Hermiona i Severus starali się nawiązać z nim kontakt, ale w ogóle go nie wyczuwali.
Wszyscy wiedzieli, co się z nim mogło stać, ale bali się wypowiedzieć to na głos, żeby nie stało się to prawdą. Niestety po dwóch godzinach poszukiwań musieli wziąć to pod uwagę.
Harry’ego porwał Voldemort.
To zdanie było straszne, gdyby tylko o nim myśleć jak o możliwości, ale będąc tego prawie pewnym, stawało się to na tyle straszne, że cała banda zebrała się w jednym pokoju i wspólnie siedzieli w ciszy.
Nikt nie śmiał obmyślać na razie planu, póki nie byli tego pewni.
Draco nagle wstał i wyszedł z pokoju. Hermiona chciała za nim biec, jednak powstrzymana przez Ginny usiadła z powrotem i splotła przed sobą palce.
Pięć, długich minut później Draco wrócił z kawałkiem pergaminu w ręce.
- Leżało na toaletce - powiedział nieobecnym głosem i kiedy Hermiona podeszła i wzięła od niego kartkę zachował się jak lalka bez sznurków. Po prostu runął nieprzytomny na podłogę. Ktoś krzyknął, a inna osoba pobiegła po dorosłych. W parę minut nad Draconem pochylała się Narcyza i Lucjusz. Delikatnie lewitowali go na kanapę i pytali co wywołało taki szok u ich syna. Hermiona bez słowa podała mężczyźnie kartkę na której widniały tylko dwa słowa. „Mam Cię” napisane eleganckim pismem. Kiedy w końcu Ginny dostrzegła napis zbladła i wyszeptała:
- To Voldemort. - Nie powiedziała nic więcej. Nie zdołała wykrztusić słowa przez zaciśnięte ze strachu gardło.
W jednym momencie rozległo się dziewięć krzyków i każda z tych osób złapała się za serce i jęczała z bólu. Nikt oprócz Severusa nie wiedział, co to oznacza. Jak najszybciej podbiegł do Hermiony i obrócił ją na plecy.
- To… Harry - wycharczała, a z kącika jej ust pociekła stróżka krwi.
- Wiem - szepnął i pogłaskał ją po głowie.
- On… umiera.
- Nie - powiedział cicho i coś w jego głosie kazało jej zamilknąć. Patrzyła tylko na niego z bólem w oczach i strachem czającym się w kącikach. - On będzie żył - powiedział i zaklęciem uśpił dziewczynę, żeby dłużej nie cierpiała.
***
- Potter zaginął - odezwał się głos w ciemności.
- Wiem, słyszałem - odezwała się druga osoba dużo niższym głosem.
- Co mamy zrobić?
- Znaleźć i zabrać. Ugościć i uleczyć. Wiecie jaki jest dla nas ważny?
- Oczywiście, Mistrzu.
- Możesz odejść - powiedział po chwili i zatopił się z powrotem w swych rozmyślaniach.
***
W pomieszczeniu rozległ się śpiew. Najpiękniejsza melodia na świecie. Dająca nadzieję i radość. Była jednak w niej nutka melancholii i smutku. Wprowadzała lekki niepokój w dusze zgromadzonych osób. Ktoś podniósł głowę i dostrzegł czarnego ptaka szybującego ponad ich głowami.
- To Semanthiel - powiedział któryś z chłopaków, kiedy ptak wylądował na ramieniu Snape’a.
- Harry żyje - powiedział przyglądając się błyszczącym w świetle świec czarnym piórom feniksa.
***
Draco powoli odzyskiwał świadomość i słyszał nad sobą podniesione głosy. Nie potrafił rozpoznać do kogo one należały, ale ewidentnie chodziło o Harry’ego. Nie mógł zrozumieć, czemu rozmawiają o jego narzeczonym skoro zaraz mają brać ślub. Nagle wspomnienia powróciły. Zaatakowały jego umysł chmarą i nie chciały odpuścić.
Poszukiwanie Harry’ego, pełna napięcia cisza, kartka.
Usłyszał krzyk, wysoki i nieludzki i dopiero po chwili zorientował się, że to on tak krzyczy.
Zaraz poczuł na czole delikatne ręce i słowa matki nie trafiające do jego umysłu. Nie potrafił sobie wyobrazić, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży. To było takie nie realne.
Czuł ból w okolicy serca. Nie znał jego pochodzenia ani przyczyny, ale na dnie świadomości wiedział, że to nic przyjemnego.
Otworzył oczy i spojrzał na Narcyzę. Miała zaczerwienione oczy i bladą twarz. Chciał się odezwać, ale nie potrafił jej przerwać cichego monologu.
- Draco! - Pomiędzy słowa jego matki wdarł się krzyk dziecka, a po chwili w ramiona Dracona wpadł chłopczyk z burzą platynowych włosów i niesamowitymi, niebieskimi oczami.
- Hej - Draco spróbował się uśmiechnąć i wziął brata na ręce nie przejmując się matką.
- Coś się stało? - zapytał malec widząc zaczerwienione oczy brata.
- Nie… - powiedział, ale zawahał się. - Tak. Harry zaginął.
- Gdzie? - dopytywał się.
- Został porwany. Przez złych ludzi.
Serpens, nic nie powiedział tylko przytulił się do jego szyi. Ślizgon nieświadomie zaczął głaskać go po włosach.
Narcyza patrzyła na nich ze smutkiem w oczach zdając sobie sprawę, że Draco niedługo zrobi coś bardzo głupiego. Bała się. Jak nigdy. Bała się nie tylko o niego, ale również o Lucjusza i siebie. Wiedziała, że nadchodzące dni pełne będą smutku, cierpienia i śmierci. Chciała temu zapobiec, ale zdawała sobie sprawę z upartości i zawziętości syna.
Powoli wstała i podeszła do męża stojącego kawałek dalej z Severusem i za plecami usłyszała cichy głos Dracona mówiący, że będzie dobrze. Potem wyszedł zabierając brata do bawialni.
Draco patrzył jak Serpens układa wieżę z klocków. Uwielbiał się z nim bawić i słuchać jego długich i nadzwyczaj inteligentnych wywodów na najróżniejsze tematy. Czasem Serp prosił go, by mu opowiedział o Hogwarcie, jego przyjaciołach, zajęciach, nauczycielach. Ostatnio tak rzadko bywał w domu, że utracił ten kontakt.
- Serp?
- Hm…? - mruknął chłopiec nie odrywając wzroku od zabawki.
- Opowiedz mi o czymś - poprosił Draco.
- O czym? - zapytał zaciekawiony patrząc na starszego brata rozłożonego na kanapie.
- Może jakąś bajkę z dobrym zakończeniem? - zaproponował Ślizgon.
- Dobrze - zgodził się Serp i usiadł obok brata z przytulanką w ręku.
Trzeba przyznać, że jak na tak młody wiek, Serpens był nad wyraz inteligentny i pomysłowy. Opowiedział historię o księciu, który szukał szczęścia. Do złudzenia przypominał on Dracona, z czego ten przez chwilę się uśmiechał. Ten książę szukał czegoś, dzięki czemu będzie miał spokój i szczęście. Poszedł więc do wróżki i powiedziała mu, że jest to coś, czego pragnie jego serce. Poszedł więc książę w świat. Po dwóch latach włóczęgi i poszukiwania danego przedmiotu zrezygnował. Usiadł pod drzewem i żył czekając na cud. Pewnego dnia przechodził tamtędy myśliwy. Zabrał pół przytomnego księcia do domu, nakarmił, napoił i zajął się nim. Książę kiedy odzyskał siły ujawnił, kim jest. Nie chciał jednak współczucia myśliwego i czym prędzej uciekł z nową siłą i wiarą. Po zaledwie dwóch dniach wędrówki zatęsknił za myśliwym. Wrócił więc i przeprosił. Zrezygnował z bycia księciem i zamieszkał z nim. Znalazł wówczas swe miejsce w świecie. Był spokojny i szczęśliwy. Razem chodzili na polowania, do rzeki po wodę. Myśliwy jednak znany był w całym państwie jako najlepszy łowca. Królowi tej krainy nie podobało się, że myśliwy znalazł sobie kogoś. Kazał porwać łowcę. Przetrzymywał go i torturował by ten wyrzekł się księcia. Nie chciał tego zrobić. O mało wtedy nie zginął. Przy życiu trzymała go w tedy ta jedna myśl, że ktoś tam jest i chce żeby wrócił cały. Czekał dwa miesiące, aż w końcu pewnego dnia przyjechał po niego jego książę na białym koniu i uwolnił go z niewoli przy okazji zabijając złego króla. Wiedząc, że nie mogą zostać, uciekli w świat szukając swojego miejsca.
Głos Serpa jeszcze przez chwilę brzmiał w uszach Dracona. Przygarnął on go do siebie i przytulił.
- Pamiętaj, że nie pozwolę cię skrzywdzić. Nikomu - wyszeptał Ślizgon.
Serpens nic nie odpowiedział, tylko zarzucił rączki na szyję brata i usiadł mu na kolanach.
***
Harry znalazł się w ciemnym pokoju bez okien i doszedł do wniosku, że chyba nie powinno tak być. Okręcił się wokół siebie, ale nic nie zobaczył. Spróbował mentalnie wywołać Hermionę albo Severusa, ale po chwili stwierdził, że to nie ma sensu.
Poczuł, że robi mu się gorąco i duszno. Zdjął więc marynarkę i rozpiął pierwszy guzik koszuli.
Jego myśli pędziły jak oszalałe.
To jakiś test? - pomyślał ironicznie. Rodzaj gry?
Spróbował ponownie połączyć się z przyjaciółką lecz na próżno. Usłyszał za to głos, którego miał nadzieję nie słyszeć jeszcze długi czas. A najlepiej już nigdy więcej.
- Na nic się to nie zda Harry. - Bez wątpienia był to głos Voldemorta.
- Czego chcesz? - rzucił pytanie w przestrzeń.
- Głupie pytanie. Chcę ciebie, oczywiście.
Harry prychnął i usiadł na ziemi.
- Po tym, jak zrobiłem z ciebie idiotę? - parsknął śmiechem.
- Może właśnie dlatego pragnę cię bardziej. A może dlatego, że nosisz w sobie potomka dwóch silnie magicznych rodów? - pytanie zawisło w powietrzu i Harry już wiedział, że nie ma tu miejsca na żarty.
- Do rzeczy, Tom.
- Oczywiście. Jednak najpierw musimy nieco cię urobić, nie sądzisz?
Nagle koło niego pojawiło się dwóch Śmierciożerców, którzy chwycili go za włosy i siłą postawili na nogach. Syknął z bólu i chwilę później stał już w dużej, niezbyt oświetlonej sali, w której centrum stał wysoki, zrobiony z obsydianu tron, na którym siedział on. Voldemort, ubrany w prawdziwie czarną szatę, przy której jego czarne spodnie i czarna koszula zdawały się ledwie ciemno szare. Nawet szaty Śmierciożerców zebranych dookoła niego wydawały się o odcień jaśniejsze niż szata ich Pana.
W pomieszczeniu nie było żadnych innych mebli, tylko kolumny i gobeliny na ścianach, a czasem świece. Nad nim wisiał ogromny żyrandol zdolny pomieścić z tysiąc świec, jednak aktualnie było w nim może mniej niż sto.
Przymknął powieki i spróbował się rozluźnić i wyciszyć.
- A więc Harry - zaczął Voldemort. - W końcu spotykamy się na mojej ziemi. Cieszysz się?
- Jak cholera - mruknął Harry i upadł na kolana pod wpływem zaklęcia, które uderzyło go w plecy. Zacisnął zęby i udało mu się w ciszy wytrwać klątwę.
W tym samym czasie usłyszał syk.
- Jak śmiesz się tak odzywać do Czarnego Pana! - Bez wątpienia była to Bellatrix.
- Będę się odzywał tak, jak na to zasługuje - odpowiedział spokojnie, nawet nie odwracając się w jej stronę.
Zachwiał się lekko od uderzenia w policzek. Krew z rozciętej wargi pociekła mu po brodzie, ale nawet nie podniósł ręki, żeby ją zetrzeć. Po chwili jednak żałował, że tego nie zrobił, bo poczuł czyjś język zlizujący czerwoną strużkę z jego twarzy. Wzdrygnął się, ale nie odwrócił głowy. Po chwili usłyszał śmiech od którego przeszły go ciarki po plecach.
- Widzę, że lubisz takie rzeczy. - Głos Voldemorta niósł się po pomieszczeniu, wkradając się w każdy zakamarek pokoju i duszy przebywających tu osób.
Harry rozpatrzył wszystkie za i przeciw otworzenia oczu, ale miał dość tej ciemności. Pomyślał, że będzie miał tej ciemności pod dostatkiem, więc uchylił powieki, a pierwsze co zobaczył, to twarz Lorda tuż przed jego. Dzieliło ich zaledwie kilka cali.
- Och, postanowiłeś otworzyć te wspaniałe oczy koloru Avady - mruknął Tom nieznacznie się pochylając. Oddech Czarnego Pana owiewał mu twarz.
- Chciałem zobaczyć, czy faktycznie jesteś tak samo brzydki z bliska jak z daleka - szepnął tak cicho, że tylko Riddle był w stanie go usłyszeć.
Przez chwilę, na twarzy Toma pojawił wyraz niepohamowanej furii, ale zniknął tak szybko, że Potter pomyślał, że musiał sobie coś ubzdurać.
Riddle odsunął się nieco i przyjrzał się krytycznym spojrzeniem Złotemu Chłopcu.
- Tak, - powiedział jakby do siebie Lord - faktycznie jesteś taki… pociągający jakim się opisują. - Pokiwał w zamyśleniu głową i z zadowoleniem zauważył, że na twarz Pottera wypełza rumieniec. Jednak twardo patrzył Lordowi w oczy i ani myślał odwrócić wzrok. Nie chciał okazać słabości.
Po kilku minutach przestał interesować się tym gdzie jest i co z nim robią. Słyszał strzępki zdań, które jedynie muskały jego umysł, ale nie docierał do niego nawet sens usłyszanych słów. Przeniósł się w swoją rzeczywistość, w swój idealny, wolny od Voldemorta i jego piesków, świat. Rozmarzył się, jak by to było, gdyby tam mieszkał z Draconem, Hermioną i ojcem. Było by cudownie. Zero przemocy, walk, nienawiści. Byłby… szczęśliwy.
Z rozmyślań wyrwało go dopiero uderzenie w twarz. Spojrzał przytomnie na twarz Voldemorta, z której zszedł uśmieszek. Jego miejsce zajął grymas ledwo hamowanej wściekłości. Kątem oka zauważył, że Śmierciożercy wycofali się pod ścianę i nie ruszają się choćby o milimetr, żeby nie rzucać się w oczy.
Harry uśmiechnął się wiedząc, że to on doprowadził Toma do takiego stanu. Cieszył się też tym, że w końcu widzi ich bojących się i bezsilnych.
Poczuł drugie, a zaraz potem trzecie uderzenie w twarz. Odetchnął i splunął krwią. Podniósł głowę i napotkał turkusowe tęczówki z czerwonymi plamkami wpatrujące się w niego z furią.
- No dalej Tom. Zabij mnie. Zawsze tego chciałeś… - mówił wiedząc, że podsyca ten ogień jeszcze bardziej.
Rozsądek krzyczał „Dość!”, ale usta, jakby nie należały do Harry’ego.
Kopnięcie w brzuch. Celne. Zgiął się w pół i runą na ziemię. Przez myśl przebiegło mu jedno słowo „dziecko”, ale nie miał czasu, żeby zatrzymać na nim swoją uwagę dłużej.
Kolejne uderzenie, tym razem w okolice wątroby. Zakrztusił się i z ust poleciała odrobina krwi. Wzruszył ramionami i objął się rękami.
Kopnięcie w klatkę piersiową zaowocowało krztuszeniem się i większą ilością krwi na ziemi. Dwa uderzenia w korpus później leżał w swoich wymiocinach. Poczuł, że Tom nie jest sam. Dwa kopnięcia na raz uzmysłowiły mu, że ktoś zdecydował się przerwać patrzenie i wziąć czynny udział w torturach. Zaśmiał się ironicznie i zatracił w sobie. Po kilku kolejnych kopnięciach i klątwach dostał w głowę i ten jeden cios wybawił go od bólu i koszmarnej rzeczywistości. Przynajmniej na jakiś czas.
***
- Porwał go Czarny Pan, Mistrzu - odezwał się mężczyzna stojący przed tronem swojego mistrza w wielkim, zamczysku. Ubrany był w czarne szaty koloru smoły i tego samego koloru buty. Blond włosy wystające spod obszernego kaptura odbijały zbłąkane promienie, które zdołały przedostać się przez ciężkie, bordowe zasłony.
- Domyśliłem się. Jaki mamy plan? - zapytał niby od niechcenia mężczyzna siedzący na tronie. Ten z kolei ubrany był w szaty koloru czerwonego, przetykane złotymi i czarnymi nićmi. Szata wyglądała niezwykle bogato, a dzięki runom na niej wyszytym, czuło się bijącą od mężczyzny moc.
- Musimy go odbić, zanim będzie za późno - odpowiedział zwięźle mężczyzna w czerni.
- Owszem. Zastanawiam się tylko, dlaczego jeszcze tego nie zrobiliście - syknął mężczyzna nazwany Mistrzem. W ciemności spowijającej tron błysnęły niebezpiecznie złoto-błękitne oczy.
Na sali zaległa cisza przerywana jedynie oddechem stojącego mężczyzny.
- Dobrze, możesz iść - powiedział jakby z litością Mistrz.
- Mistrzu - powiedział jednocześnie klękając na jedno kolano i czym prędzej udał się do wyjścia z sali.
Mistrz odczekał, aż jego sługa opuści pokój. W końcu zrzucił kaptur z głowy. Potrząsnął głową żeby pozbyć się natrętnych myśli z głowy. Platynowe włosy podskakiwały dookoła jego głowy.
- Już niedługo odzyskamy to, co do nas należy - powiedział do siebie z nutką szczęścia w głosie. - Już niedługo nasz Pan wróci na zamek i odda nam należną władzę nad światem. Już niedługo upomnimy się o swoje dziedzictwo. - Jego głos niósł się po sali unosząc w powietrzu obietnicę zemsty.
***
Draco poczekał, aż Serpens zaśnie w jego ramionach. Siedział przytulony do swojego brata jak do miśka i myślał o tym, co planował zrobić. Szkoda było mu matki, ojca i brata. Ta trójka nigdy mu tego nie wybaczy. Zaraz potem była Hermiona. Polubił ją. Nie była taka, za jaką zawsze ją uważał. Okazała się… normalna. Zaskakująco normalna. Wzruszył ramionami wiedząc, że jest to ryzyko, które musi ponieść. Ryzyko śmierci. Zdawał sobie sprawę, że jest to jego obowiązek, bo kocha tego głupka. Kocha jego oczy, włosy i wszystko co jest nim, albo jego. Chce znowu go przytulić, wkurzać się na niego, wkurzać się z nim. Pić, śmiać się, bawić, wariować, krzyczeć, płakać, droczyć się. On zwariuje. Jeżeli miałby już nigdy nie zobaczyć tych hipnotyzujących szmaragdowych oczu, to mógłby już umrzeć.
Otrząsnął się i spojrzał na zamknięte oczka brata. Wstał powoli i ostrożnie zaniósł go do jego łóżeczka. Pocałował go w czoło i pogłaskał po głowie. Będzie mu go brak.
Odwrócił się, żeby zobaczyć Hermionę, Severusa i ojca stojących w drzwiach sypialni Serpa.
Szybko przeszli do salonu, ale nikt jakoś nie kwapił się, żeby cokolwiek powiedzieć.
- Więc… nie puścicie mnie samego? - zapytał w końcu Draco domyślając się do jakich wniosków doszli. 
- Nigdy - odezwali się zgodnie i patrzyli na niego przenikliwym wzrokiem.
- Wolicie narazić cztery osoby, a nie jedną. I to w dodatku tak mało znaczącą?
Lucjusz prychnął, ale spojrzał na swojego syna z uznaniem.
- Tak - powiedział spokojnie. - Wolimy narazić cztery osoby, niż jedną dużo znaczącą osobę.
- Poza tym, jesteśmy bardziej wyszkoleni od ciebie, a nawet od Hermiony - dodał Severus patrząc to na Dracona, to na Hermionę. Ta jednak zamiast zaprzeczyć, kiwnęła w zamyśleniu głową.
- No więc. Jaki miałeś plan? - zapytał Lucjusz patrząc z uwagą na syna.
- Poczekać na sygnał od Voldzia i teleportować się na zebranie. Najpewniej będzie to jakieś w stylu: „Patrzcie, jam jest Lord Voldemort, zdobyłem Harry’ego Pottera i jestem najgłupszym i najbrzydszym gadem na ziemi” - powiedział Draco z pełną powagą i marsem na twarzy. Lucjusz uśmiechnął się lekko, ale chwilę później znów miał na twarzy maskę typowego, opanowanego Malfoy’a.
- Dobrze, ale co będzie jak deportujemy się wprost do Sali?
- Dlatego musimy załatwić sobie szatki. Znaczy Hermionie - uściślił zerkając w lewo na twarz Granger, która nie wyrażała żadnych emocji. Może dlatego, że Hermiona była myślami tryliardy kilometrów stąd. - No nic - Draco wzruszył ramionami. - Trzeba je jakoś zdobyć, albo uszyć. Cokolwiek.
- Coś się wymyśli - mruknął Severus.
- A co potem? - zapytał Malfoy Senior.
- Trzeba będzie wykombinować coś, żeby go deportować. Jeżeli będziemy wiedzieć, gdzie jesteśmy, możemy ściągnąć innych z bandy, prawda? Za pomocą tatuażu.
- Faktycznie - ożywiła się Hermiona. - Oni mogliby pracować nad polem antydeportacyjnym.
- I moglibyśmy się deportować nawet z głównej sali - dodał Draco i uśmiechnął się lekko.
- Musimy wziąć pod uwagę, że to zebrania mogą być organizowane dla Wewnętrznego Kręgu.
- A zebranie dla wszystkich może być ostatnim… - nie zaważył się dokończyć, bo wszyscy uświadomili sobie jedną rzecz.
W pokoju zapadła cisza przerywana jedynie ich oddechami. Oczywiście nikt nie wpadł na to, że to spotkanie może być także egzekucją ich drogiego Złotego Chłopca. Cztery osoby intensywnie myślały nad wyjściem z sytuacji. „Co będzie jeśli…” Nie znali odpowiedzi na to i inne z wielu pytań.
Bali się. Cholernie bali się tego że nie dadzą rady, że zawiodą, że nie będzie dało się go uratować. A co jeśli w tedy zobaczą go po raz ostatni. Nie będą mogli nawet się z nim pożegnać, porozmawiać. Będą zmuszeni patrzeć jak ginie za nich, za lepsze życie, za lepszą przyszłość. Może jak się poświęci, to obejmie ich ochroną taką jaką miał sam od matki. Nikt nie wiedział jak to wszystko się potoczy. Przeżyje, zginie, będzie kaleką…
Tysiące myśli przelatywało przez ich głowy w tej chwili. Nie byli w stanie zdecydować co jest lepsze, nie potrafili oddzielić racjonalnych decyzji od tych szalonych. Wszystko zlewało się w jedną rzeczywistość, która jakby ich nie dotyczyła, jakby działa się obok nich, a oni nie mieli na nią żadnego wpływu. Zdawali sobie sprawę, że jedna decyzja może zaważyć na ich życiu lub śmierci. Jeden błąd mógł przekreślić szansę na zwycięstwo w tej, jak i przyszłych bitwach.
W końcu ciszę zdecydował się przerwać Severus.
- Myślę… - zawiesił na chwilę głos zastanawiając się jak najlepiej ubrać to w słowa. - Myślę, że musimy chociaż spróbować.
- Zgadzam się. Czy się powiedzie, czy nie, nie będę w stanie spojrzeć w lustro jeżeli chociaż nie spróbuję - powiedział Lucjusz cicho, ale zdecydowanie.
- Ja też - dodała Hermiona patrząc zdecydowanym wzrokiem na Dracona.
- Oczywiście, że idę z wami - powiedział.
- Dobrze - skwitował Severus i nachylił się lekko do przodu. - Zdaje się, że mamy do obgadania plan.

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 18.

Oto i jest nowy rozdział! Mam nadzieję, że się spodoba. Oczywiście wiem, że mieszam, ale już niedługo, bardzo niedługo wszystko się wyjaśni. Obiecuję!
___________________________________
Rozdział 18. „Świstoklik”
Pierwszego stycznia wszyscy obudzili się na kacu. No może nie wszyscy. Tylko Harry miał świetny humor i wesoło skakał po pokoju denerwując tym Dracona.
Słońce świeciło jasno, jak dla blondyna, za jasno. Wiatr za głośno wiał, drzewa za głośno uchylały się pod naporem powietrza. Po prostu wszystko było nie tak, jak powinno.
- Harry - jęknął Malfoy. - Wracaj do łóżka.
- Nie.
Draco z westchnięciem obrócił się twarzą do poduszki i zasnął.
Harry natomiast z uśmiechem na twarzy pobiegł do kuchni coś zjeść.
Wszystkie skrzaty bardzo chętnie go obsłużyły i pół godziny później szedł najedzony z powrotem do pokoju. Kiedy do niego wszedł usłyszał dźwięk prysznica i wpadł na genialny pomysł. Szybko zrzucił z siebie wszystkie ubrania i dołączył do Dracona pod ciepłą wodą.
- Harry - mruknął Ślizgon czując usta na swoich barkach.
- Tak, Draco?
- Nie przestawaj, bo zabiję - warknął, ale obrócił się i przyciągnął narzeczonego do pocałunku.
- Nie zamierzałem - odparł Gryfon i ponownie zatopił się w tych kształtnych, pociągających ustach.
***
- Za dwa dni wracacie do Hogwartu - powiedział Lucjusz z lekkim smutkiem w głosie.
Przy stole w Malfoy Manor siedziało czternaście osób. Dziesięć z nich wpatrywało się w pana domu ze smutnym potwierdzeniem w oczach.
- Niestety - mruknął nieszczęśliwie Potter i oparł głowę o ramię blondyna.
Zrobił to tylko po to, by sięgnąć prawą ręką ku jego talerzowi i szybko zrzucić sobie jego zawartość na swój talerzyk.
- Ja nie chcę koło niego siedzieć! - krzyknął sfrustrowany Draco widząc poczynania Harry’ego.
- Sam koło niego usiadłeś - stwierdził Snape nawet nie zaszczycając ich spojrzeniem.
- Bo tu było nakryte - zaprotestował Malfoy i chwycił swój talerz.
Usiadł trzy miejsca dalej wywołując śmiech zebranych.
- Bardzo śmieszne - gderał i ponownie nałożył sobie grzanki i sałatkę owocową.
Reszta śniadania minęła w spokojnie.
Tak samo z resztą, jak następne dwa dni. Wszyscy wrócili do siebie do domów, żeby się spakować. Draco spędził ostatnie dni na pisaniu wypracowań, a Harry mu w tym pomagał.
***
Największym zaskoczeniem dla Harry’ego było to, że kiedy wrócił do swojego pokoju w Snape Manor, to na łóżku leżał jego wąż i Czarny Feniks. Ptak był na razie mały, ale z tego co wiedział w ciągu tygodnia nabierze rozmiarów dorosłego ptaka, a w miesiąc dorośnie i spłonie. A potem w kółko to samo.
Podszedł do łóżka i pogłaskał ptaka po piórach. Ten zabawnie przekręcił głowę  i spojrzał na niego uważnie.
Witaj, Panie - rozległo się w głowie Harry’ego, a ten z wrażenia aż podskoczył i zleciał z łóżka.
- Eee… Mówi mi Harry - powiedział niepewnie z powrotem siadając na łóżku.
Dobrze, Harry. Nazywam się Semathiel.
- Ładne imię - przyznał Harry. - Muszę wyczarować żerdź, na której mógłbyś spać.
***
Spotkali się następnego dnia na peronie dziewięć i trzy czwarte. Wszyscy razem wgramolili się do pociągu szukając wolnego przedziału. Kiedy znaleźli, musieli trochę go powiększyć, czym zajęli się bliźniacy i już wszyscy w wyśmienitych nastrojach zasiedli na miejscach i wdali się w dyskusję na temat prezentów jakie dostali i świętach.
Harry pokazał przyjaciołom węża i Semanthiela. Szczególnie Hermiona była zainteresowana Feniksem.
Nawet nie spostrzegli się, kiedy dotarli na miejsce. Szybko przesiedli się z pociągu do powozów i chwilę później byli w zamku. Oczywiście musieli zejść na powitalną ucztę. Usiedli wszyscy razem przy stole Gryffindoru. Ron patrzył z jawną niechęcią na Dracona, który to niby przypadkiem objął narzeczonego w pasie i przysunął go do siebie tak, że ten się o niego opierał. Blondyn całkowicie zapomniał, że Harry jest niebezpieczny podczas posiłków, ale kiedy zobaczył talerz lewitujący w stronę Pottera wstał i przeniósł się kilka miejsc dalej.
Standardowo Wielka Sala huczała od plotek. Ktoś nawet zauważył mały pierścionek na palcu Harry’ego i zaraz zaczęły się domysły, kto mu się oświadczył, albo komu on się oświadczył. Spekulacji było mnóstwo, a każda głupsza od poprzedniej. Niektórzy mówili, że to Granger. Inni zaś widzieli na tym miejscu Malfoy’a ku niezadowoleniu dziewczyn i znacznej części chłopaków. Parę osób mówiło, że to Ron, a kilka pukało się w głowę, po przecież Ron patrzył z nienawiścią na Pottera. W końcu, kiedy zobaczyli rękę Dracona na talii Harry’ego było bardziej niż pewne, że to właśnie on zdobył serce Złotego Chłopca.
Tylko nie wiadomo jak. Przecież jeszcze niedawno się nienawidzili. Ale jeszcze przed świętami Draco siadał przy stole Gryfonów. Jak to się stało, że przeszło to niezauważone? Może tak, że wszyscy interesowali się domniemanym związkiem Blaisa i Rona. Tak, To na pewno musiał być powód tak poważnego niedopatrzenia.
Ktoś nawet zauważył, że Harry przytył. I to dość porządnie. Dla jednych było to jednoznaczne z końcem jego kariery szukającego, dla innych szansa, że Draco to zauważy i rzuci go z powodu wyglądu. A wtedy on będzie załamany i komuś łatwiej będzie go przejąć w swe sidła. Nikt nie wpadł na to, że Harry jest w ciąży. Na szczęście nikt.
Nie wiadomo co by to było. Znaczy wiadomo aż za dobrze. Zaraz dowiedziałby się Prorok, czego nie potrzebowali, cała szkoła miałaby o czym gadać. Zaczęło by się dochodzenie czyje to dziecko, czy tak można, czy trzeba go wyrzucić ze szkoły, czy gorszy uczniów. Po prostu mnóstwo niepotrzebnego zamieszania.
***
Styczeń mijał spokojnie, aż pewnego weekendu Draco wpadł do jego pokoju i oznajmił, że jadą na zakupy. Harry nie miał wyjścia, bo został wręcz zaciągnięty siłą. Razem z Severusem teleportowali się do mugolskiej części Londynu i poszli do sklepów w poszukiwaniu garnituru na ślub.
Harry oponował mówiąc, że ma garnitur i drugiego nie potrzebuje, ale na Malfoy’a nie było mocnych.
Po kilku godzinach mieli już garnitur, a nawet dwa, parę butów, koszulę, krawat, spinki do mankietów, a Malfoy kupił mu nawet bieliznę.
Zahaczyli też o sklep z zabawkami, do którego mieli bony. Kupili wózek, cały zielony ze srebrnymi i czarnymi wstawkami, butelki, pieluchy, śpioszki, smoczki i całą górę zabawek. Harry siedział ze spuszczoną głową i klął na swojego narzeczonego, a ten jak głupi latał po sklepie i co chwilę przynosił mu do oglądania buciki, czapeczki, zabaweczki i ubranka. Nie wiedząc jeszcze, czy to będzie chłopiec czy dziewczynka, Draco starał się przynosić rzeczy neutralne, pasujące w obu przypadkach.
- Idźmy już - jęknął Harry, kiedy Draco przyniósł mu do oglądania książeczki z bajkami.
- A może kupimy jeszcze kojec? Albo łóżeczko?
- Tak - mruknął Gryfon wychodząc ze sklepu.
- No to już - powiedział ucieszony blondyn wybiegając ze sklepu.
- Kupiłeś?
- Tak. I to i to.
- To gdzie to masz?
- Zmniejszyłem - pochwalił się i wyciągnął przed siebie rękę z dwoma kwadracikami wielkości kostki do gry.
- To możemy zmniejszyć wózek - mruknął Snape. Był on tak samo znudzony jak Harry.
- Jak chcecie - rzucił Draco i pobiegł kupić coś do picia.
- Ojciec, zabierz mnie stąd - poprosił brunet.
- Jak tylko mój chrześniak wróci.
Jak powiedział tak zrobili. Deportowali się na błonia Hogwartu i wrócili do Zamku zmęczeni.
Draco i Harry położyli swoje zakupy w pokoju tego pierwszego i powiększyli je zaklęciem.
- Wiesz, że za tydzień jest ślub? - spytał cicho Draco.
- Wiem - mruknął Harry patrząc się na garnitur.
- Chcesz tego?
- Ja… - zawahał się Harry. - Ja chcę ciebie. Tylko i wyłącznie. Na zawsze.
***
Tego samego dnia wieczorem, znajomi postanowili zrobić im wieczór kawalerski.
Jak gdyby nigdy nic pojechali do klubu motorami, zaparkowali w garażu i przeszli tylnymi drzwiami do sali.
Harry trochę się zdziwił widząc, że światła są wyłączone, muzyka nie gra. Zrobił parę kroków i włączył zasilanie. Odwrócił się i zobaczył na środku sali wielki napis „Wieczór kawalerski”. Z uśmiechem i głośnym okrzykiem odwrócił się do Hermiony i wyściskał ją domyślając się, że to ona jest autorką dzieła.
- Dzięki - powiedział cicho i puścił ją odwracając się do zaskoczonego Dracona.
- Spodziewałeś się? - spytał i przytulił go mocno.
- Nie - pokręcił przecząco głową i uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafił. Całym sercem. - Idziemy się bawić? - krzyknął i rzucił się na środek parkietu.
Sporo czasu później byli tak zmęczeni, że przenieśli się do sali na dole. Znaleźli sobie oddzielny stolik i zaprosili jednego ze striptizerów. Bawili się świetnie mimo tego, że Harry nie mógł pić. W takim towarzystwie nie było mu to potrzebne.
Zajął się Draconem zupełnie nie zwracając uwagi na tancerza. Rzucił mu tylko napiwek i machnięciem ręki podziękował.
- To nasz wieczór - mruknął do ucha Malfoy’owi.
- Ostatni jako singli - dodał blondyn.
- Żałujesz?
- Nie mam czego - zapewnił i oddał pocałunek przyciągając Harry’ego mocno do siebie i oplatając go nogami mocno w biodrach.
***
- Panie - powiedział mężczyzna w czerni wchodząc do pomieszczenia i kłaniając się głęboko.
- Czego? - warknęła osoba siedząca na tronie szczelnie zasłonięta kapturem.
- Nasz szpieg dowiedział się, że Potter jest w ciąży i to z Malfoy’em. Zamierzają wziąć ślub jutro.
- Dlaczego dowiaduję się tego dopiero teraz? - syk przeciął ciemność niczym sztylet.
- Dowiadujesz się jako pierwszy.
- A który to miesiąc?
- Jedenasty tydzień.
- Prawie trzeci miesiąc. Idź już - machnął ręką zatracając się w planach.
Czyli idzie lepiej niż mógłby sobie wymarzyć. Kto by pomyślał. Malfoy i Potter. Para doskonała.
W pomieszczeniu rozległ się śmiech przyprawiający o dreszcze. Nie wyrażał on radości lecz jedynie mściwą satysfakcję.
***
Wesele miało się odbyć w sali balowej Malfoy Manor, a ślub w ogrodzie.
Pomimo tego, że było zimno, na całą posiadłość zostało rzucone zaklęcie ogrzewające i jakiegoś rodzaju zaklęcie kopuły, które tworzyło swoistą bańkę dookoła i sprawiało, że ciepło nie usiekało, a zimno nie mogło się dostać do środka.
Przez cały tydzień, po lekcjach, Draco i Harry zabierali się do posiadłości i pomagali Narcyzie w organizacji imprezy. Wybierali posiłki, kwiaty, muzykę, wypisywali zaproszenia.
W piątek mieli wszystkiego dość i zgodnie powiedzieli, że nie zamierzają się tam tego dnia pojawić. Udali się za to do Londynu na kolację w małej knajpce. Spędzili razem czas, odstresowali się i wyciszyli. Byli sami i nikt nie zadawał im co chwilę pytań. Cieszyli się sobą. Po prostu.
Do Zamku wrócili do koło dwudziestej. Nie spiesząc się przemierzali korytarze w stronę Wieży Gryffindoru. Trzymali się za ręce i byli niezmiernie szczęśliwi. Nie zwracali uwagi na uczniów, którzy rzucali im zdziwione, zaskoczone spojrzenia, bądź takie pełne zrozumienia. Czasem zdarzała się osoba patrząca z nienawiścią lub obrzydzeniem, ale takimi osobami tym bardziej nie zawracali sobie głowy.
Byli szczęśliwi, bo następnego dnia mieli połączyć się na zawsze. Jeszcze nie magicznie, ale na razie słownie, co już znaczyło dla nich bardzo dużo.
- Harry! - zbeształa go Hermiona kiedy tylko przekroczyli dziurę za portretem.
- Hermi, daj spokój - powiedział i uśmiechnął się do przyjaciółki.
- Nie, nie dam. Jutro wasz wielki dzień, a nie byliście pomóc!
- Spędziliśmy tam cały tydzień!
- Ale dziś mieliście wybrać obrączki i wygrawerować napis - syknęła i nie czekając na nic pociągnęła ich do wyjścia.
Chłopcy westchnęli zgodnie, ale dali się poprowadzić do Pokoju Życzeń, a stamtąd aportowali się do Malfoy Manor. Szybko przemierzyli ogrody i na Narcyzę natknęli się w salonie rozdającą rozporządzenia skrzatom.
- Mamo - zwrócił jej uwagę Draco.
- Narcyzo - przywitał się Harry.
- Jesteście w końcu - powiedziała i dała znak ręką, by podążyli za nią. Przeszli do gabinetu, w którym na biurku leżały dwa pudełeczka. - Jeden dla ciebie, Harry. Drugi dla Draco.
- To ja wezmę i pójdę do ogrodu - powiedział Harry i uścisnął dłoń ukochanego. Zgarnął ze stołu pudełeczko po lewej i ulotnił się z pokoju.
Draco drżącą ręką sięgnął po pudełko. Uchylił je i zobaczył złoty pierścień. Usiadł na krześle i odetchnął. Zarejestrował, że Hermiona i Narcyza wyszły zamykając za sobą cicho drzwi.
Został sam.
Spróbował oczyścić umysł. Odetchnął kilka razy, a następnie skupił się na twarzy Harry’ego. Co mógł mu napisać? Coś unikatowego, coś, co będzie ważne tylko dla niego.
Skupił się na emocjach targających jego umysłem. Miłość, szczęście, radość, poczucie bezpieczeństwa, przynależności do tej jednej osoby.
W grę nie wchodziło nic trywialnego. To musiało być coś… jedynego w swoim rodzaju.
Nagle wpadła mu do głowy myśl, którą odrzucił z powodu… prostoty, głupoty…. Jednak ona nie dawała spokoju. Jedna fraza. Jedno zdanie wgryzło się w jego myśli nie chciała odpuścić. W końcu to Draco się poddał.
Wyciągnął różdżkę i machnął wymawiając cicho zaklęcie. Jeszcze tylko obejrzał swoje dzieło i zadowolony z efektu schował obrączkę do pudełeczka i wyszedł z gabinetu.
***
Harry intensywnie myślał. Zupełnie zapomniał o grawerunku. Tak właściwie, to nie miał żadnego pomysłu. Nic nie wydawało mu się odpowiednie. Nic prostego nie wchodziło w grę. Trywialne frazesy o miłości nie miały sensu. To miało być coś, co ich połączy, będzie przypominało o ich miłości, oddaniu.
Przeklął pod nosem i wziął w palce obrączkę. Zaczął nią obracać, a w głowie kiełkowała mu myśl. Przywołał stare wspomnienie. Natknął się kiedyś na frazę, która teraz pasowała idealnie.
Uśmiechnął się do siebie i wysunął z rękawa różdżkę. Machnął nią, wypowiedział zaklęcie i spojrzał na swoje dzieło. Teraz wystarczyło oddać pudełeczko z obrączką druhowi i było po wszystkim.
***
Słońce zaglądało nieśmiało w okna, kiedy obaj chłopacy byli już na nogach i biegali po pokoju szukając różnych części garderoby oraz, co było bardzo możliwe, własnych głów.
- Harry! - krzyknął blondyn z łazienki. - Widziałeś mój sygnet?
- Nie! - odkrzyknął Gryfon wchodząc pod łóżko tak, że wystawał od pasa w dół.
- Co ty tam robisz? - zdziwiła się Hermiona wchodząc do pokoju.
- Szuka butów - rzucił Draco z łazienki.
- A nie masz ich przypadkiem w szafie? - spytała i wskazała ręką pudełko wystające z szafy.
- Faktycznie - westchnął Harry wychodząc spod łóżka cały w kurzu i pajęczynach.
Zaczął kichać i próbował strzepnąć z siebie brud, ale tylko pogarszał sprawę.
- Czekaj - warknęła Hermiona podchodząc do niego. Szybko machnęła różdżką i było po kłopocie. - Pomyśl czasem - upomniała go i pocałowała w policzek.
- Ej, on jest mój - powiedział Draco przechodząc obok nich i posyłając zabójcze spojrzenie Hermionie i zawadiacki uśmiech chłopakowi.
- A ty Hermiona się nie przebierasz? - spytał Harry wskazując ręką na jej szkolny mundurek.
- Stwierdziłam, że skoro wy jesteście jeszcze nie ubrani w garnitury, to po co ja mam się spieszyć.
- Ale my się ubieramy na miejscu. Pechem jest zobaczenie panny młodej w sukni ślubnej przed ślubem - upomniał Draco z powrotem idąc do łazienki z rękami we włosach.
- Ale to nie ja jestem panną młodą - żachnął się Potter.
- Jak to nie? - spytał złośliwie Draco wychylając się z łazienki.
- Sam chciałeś być kobietą w naszym związku - przypomniał Gryfon.
- Owszem, ale to było zanim okazało się, że jesteś w ciąży - wystawił mu język Malfoy i wrócił do łazienki.
- Chyba nie muszę przypominać, czyja to sprawka - powiedział sceptycznie Harry w stronę łazienki. Potem odwrócił się w stronę Hermiony i dodał: - A reszta druhen? Luna i Ginny?
- One już ubrane. Teraz się malują.
- To uważam, że też powinnaś - powiedział i wręcz siłą wypchnął Hermionę z pokoju.
Oparł się o drzwi i odetchnął.
- Nie sądziłem, że będzie z tym takie zamieszanie - zrobił dwa kroki do przodu i stanął na środku pokoju zastanawiając się, co jeszcze ubrać lub wziąć. Jego wzrok spoczął na śpiącym na żerdzi feniksie i Mess drzemiącej na jego poduszce. Podszedł do okna i uchylił je na wypadek, gdyby Semathiel zechciał się przelecieć.
- Pamiętaj, że mamy jeszcze do zjedzenia śniadanie w Wielkiej Sali. Wyobraź sobie. Severus, my dwaj i druhowie w garniturach, a dziewczyny w identycznych sukienkach.
- To będzie śliczny widok. Szczególnie ciekawe, jak będzie wyglądał Snape - zaśmiał się Harry podchodząc do Dracona stojącego w drzwiach łazienki.
- Jak człowiek - usłyszeli za sobą głos, którego nie spodziewali się usłyszeć, przynajmniej w Wieży Gryffindoru.
- Hej, ojciec - powiedział cienko Harry, odwrócił się i otworzył szeroko usta ze zdziwienia.
Snape wyglądał olśniewająco. Czarne spodnie idealnie podkreślały jego długie i szczupłe nogi, koszula koloru ciemnej zieleni (nie dało się Mistrza Eliksirów namówić na inną) pod czarną marynarką zapiętą na jeden guzik, czyste włosy i lekki, sarkastyczny uśmiech na twarzy dopełniały całości.
- Dobra - warknął Snape. - Obudź się, bo Draco chyba czuje się zazdrosny - powiedział i ledwo udało mu się ukryć uśmiech.
- Śmieszne - obruszył się blondyn i podszedł do szafy w celu wyciągnięcia butów swoich i Harry’ego.
- A właściwie, po co przyszedłeś? - spytał Harry niechętnie odrywając oczy od ubrania ojca i spoglądając w jego oczy.
- Po was - odparł i oparł się o ścianę obok drzwi.
- Was w sensie nas - wskazał ręką na siebie i Dracona, - czy was w sensie całą bandę?
- Was dwójkę. Resztę widziałem kierującą się do Wielkiej Sali. Brakowało tam tylko Hermiony.
- Pewnie zaraz do nich dołączy - powiedział Harry i odwrócił się, by wziąć od blondyna swoje buty i usiadł na łóżku, żeby je założyć.
- Musimy mieć specjalną obstawę? - sarknął brunet zakładając buty.
- Nie, ale pomyślałem, że tak będzie w porządku - przyznał Snape.
- Jak chcesz, ale uprzedzam, że będziesz tematem plotek i celem maślanych spojrzeń uczennic i uczniów - powiedział Harry stając obok ojca z Draconem u boku.
- Wiem. - Wzruszył ramionami, obrócił się i wyszedł z ich pokoju nie czekając, aż za nim podążą.
Już kiedy szli korytarzami, cała trójka w garniturach, powodowali falę szmerów, plotek i krzyków. Dodatkowo to, że Draco i Harry trzymali się za ręce, jeszcze bardziej podburzało uczniów.
Przechodząc dało się słyszeć „Idą za Snape’em, pewnie coś nabroili, ale dlaczego mają na sobie garnitury i dlaczego Snape wygląda, jakby zaraz miał się uśmiechnąć?”
Starali się nie zwracać uwagi na te komentarze i uszczypliwości, ale czasem po prostu nie dawali rady i chichotali pod nosem.
Zatrzymali się na chwilę przed drzwiami Wielkiej Sali, a potem wkroczyli do niej z głowami podniesionymi do góry i od razu skierowali się do stołu Gryfonów kiwając lekko w stronę Snape’a w podziękowaniu.
- Eskorta Severusa? - zagadnęła Hermiona podając im dwa talerzyki z kanapkami.
- Owszem - uśmiechnął się Harry z wdzięcznością i wziął od niej oba talerzyki. Jednym zwinnym ruchem zrzucił wszystkie kanapki na jeden talerz, a pusty oddał Draconowi, który bez słowa odwrócił się od niego nakładając sobie sałatkę.
- Ej, dlaczego nie nałożyłaś mi tej sałatki - jęknął do Hermiony widząc poczynania swojego narzeczonego.
- Bo ostatnio jej nie chciałeś. Powiedziałeś, że nie lubisz marchewki.
- Ja nie lubię marchewki?! - wrzasnął zwracając na siebie uwagę wszystkich osób w Wielkiej Sali.
- Uspokój się - syknęła Hermi i sięgnęła po miskę sałatki i nałożyła mu na drugi talerz.
Zadowolony Harry zaczął wcinać sałatkę, ale po chwili skrzywił się i wyciągnął spomiędzy zębów marchewkę na brzeg talerza. Zaraz obok niego Hermiona komentowała jego zachowanie, ale on był tak zajęty wyciąganiem kawałków pomarańczowego warzywa z jedzenia, że nie zwracał na nic innego uwagi.
- A mówiłam, że mówiłeś, że jej nie lubisz - skomentowała, kiedy Harry skończył jeść, a talerz wyglądał jak specjalnie przystrojony na brzegach marchewką.
- Wcale, że nie mówiłaś - burknął i sięgnął po kanapkę z szynką, a potem posmarował ją dżemem.
- To może ja się przesiądę - mruknęła Hermiona przesiadając się dwa miejsca dalej.
Gryfon tylko wzruszył ramionami i powrócił do kanapki.
Akurat kiedy kończył swój sok dyniowy podszedł Snape i zakomunikował, że muszą się zbierać, żeby zdążyć. Cała banda z westchnięciem podniosła się z miejsc. Luna widząc to także się podniosła z miejsca przy swoim stole i chciała podejść do nich, kiedy jeden chłopak z jej stołu z obleśnym uśmiechem złapał ją za rękę i pociągnął tak, że wylądowała u niego na kolanach. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że przygląda się temu cała banda i ma mord w oczach, a szczególnie jedna dziewczyna ledwo panowała nad sobą, bo powiedział:
- Hej maleńka. Gdzie się wybierasz w tak pięknej, różowej sukience? - Z każdym słowie jego ręka wędrowała coraz wyżej od kolana, poprzez udo. - Pasuje do ciebie, wiesz. Chętnie widziałbym cię bez niczego w moim łóżku, z czymś dużym w…
- Nie kończ - syknęła Ginny przerywając wywód chłopaka i przystawiając mu różdżkę do skroni.
- Choć Luna - powiedział Draco stając obok rudowłosej i wyciągając rękę w kierunku Krukonki.
Ta szybko strząsnęła z siebie ręce Krukona, odwróciła się i nachyliła do jego ucha. Wyszeptała parę słów, a oczy Krukona niemal wyszły z orbit i cały czerwony odwrócił się do stołu i niemal ukrył się pod nim ze wstydu.
- Coś ty mu powiedziała? - zapytał Ślizgon kiedy byli już za drzwiami.
- Nic, co chciałbyś kiedykolwiek usłyszeć - powiedziała z tajemniczym uśmieszkiem i dołączyła do Ginny przytulając się do niej.
- Nigdy nie zrozumiem kobiet - rzekł Harry zrównując się z narzeczonym.
- To tak jak ja - zgodził się z nim Draco.
Nie odezwali się przez resztę drogi.
W końcu dotarli do Pokoju Życzeń i każdy dostał swój świstoklik. W jednym momencie wszyscy poczuli znajome szarpnięcie i zniknęli z zamku.
***
Narcyza, pomimo dość zaawansowanej ciąży, nie potrafiła odpuścić. Przyrzekła sobie kiedyś, że jak jej syn będzie brał ślub, to wszystko będzie idealne i zaplanowane przez nią. Oczywiście Harry i Draco mówili co i jak ma być, ale ona i tak wiedziała, że może coś pozmieniać według własnego uznania, a oni nie będą mieli nic przeciwko.
I tak w sobotę rano stała na środku ogrodu i wydawała ostatnie polecenia dotyczące rozstawienia ławek, umieszczenia bukietów i orkiestry. Chciała by wszystko było jak w bajce. Dopracowane w każdym calu. Tak bardzo się bała, że coś się nie uda.
- Musisz na siebie uważać - powiedział jej do ucha Lucjusz obejmując ją od tyłu i całując w kark.
- Uważam. Po prostu chcę, by wszystko było idealnie.
- Ale jest. Draco docenia to jak się starasz. Wiesz, że Harry najchętniej wziąłby cichy ślub w towarzystwie najbliższych, ale zrobił ukłon w stronę Dracona i pozwolił wyprawić duży ślub i wesele. Równocześnie dał ci pole do popisu.
- Wiem - przytaknęła. - A gdzie Serp?
- Przebiera się. Wygląda jak Draco kiedy był mały.
- Żeby tylko nie był taki jak on.
- Nie będzie - powiedział uspokajająco Lucjusz, jeszcze raz pocałował żonę w kark i wrócił do domu, by zaczekać na powoli zjawiających się gości.