środa, 27 maja 2015

Tom II Rozdział 12.

Minęły dwa tygodnie to i rozdział należy wstawić.
Jestem już po maturkach i mam chyba aż za dużo czasu. Cieszę się, że miałam rozdział napisany na zapas, bo mam lekki zastój. Wena pojechała na wakacje ;/
Nerra M. - Dumbledore jeszcze się doigra. Obiecuję ;)
Kate - Cieszę się, że podobała ci się rozmowa Toma i Harry'ego, bo będzie ich dużo więcej ;p
Nox - Na pewno nie za szybko. Nie byłoby o czym pisać ;D
Miłego czytania i zachęcam do zostawiania komentarzy!
_______________________________________________
Rozdział 12. "Tatuaż"
Weekend to dwa ulubione dni Dracona. Wolne od szkoły i od tych idiotycznych Gryfonów, przemądrzałych Krukonów i strachliwych Puchonów. Mógł poleżeć w łóżku, poczytać książkę. Po prostu pobyć sam ze swoją nienaganną idealnością. Czasem lubił rozmawiać z inteligentną osobą. Czyli mówił sam do siebie.
Zastanawiał się, dlaczego Pottera nie było na lekcjach w piątek. Po namyśle uznał, że pewnie Snape go zwolnił. Tyle mu wystarczyło. Przecież nie będzie rozmyślał o Potterze w swój wolny od niego dzień!
Wstał z łóżka i powoli rozebrał się i poszedł pod prysznic.
Pod ciepłą wodą mógłby stać godzinami. Uwielbiał jak obmywała jego ciało i rozluźniała mięśnie. Takie relaksujące.
Nagle poczuł się samotny. Pustka rozszerzała się w jego sercu tworząc dziurę, której pochodzenia nie mógł zrozumieć. Rozejrzał się dokoła, jakby gdzieś widniało rozwiązanie zagadki. Jednak był sam ze sobą.
Oparł się rękami o kafelki i pochylił głowę. Odetchnął kilka razy, a dziwne uczucie odeszło. Wyprostował się i prawą ręką sięgnął po cytrusowy płyn do mycia.
Gdy go otwierał, jego wzrok spoczął na przedramieniu, na którym był mały tygrys. Wytrzeszczył oczy, a butelka wypadła mu z ręki. Podniósł ją, a tygrys zniknął.
Potrząsnął głową. Najwidoczniej coś mu się przewidziało.
Nalał sobie trochę płynu na rękę i powoli, z rozmysłem, masował mięśnie i delektował się zapachem.
Kiedy opłukał ręce i sięgał po szampon, tygrys pojawił się na jego nadgarstku. Dosłownie się pojawił. Wyszedł jakby z jego skóry. Był biały, z lekko posrebrzanym futrem. Miał niebieskie oczy. I on się poruszał. Machał ogonem i przyglądał mu się.
Nie, to nie możliwe. Tatuaże nie przyglądają się właścicielom, nie poruszają się i nie pojawiają się nagle na ciele i to w dwóch różnych miejscach.
Bo ja nie jestem tatuażem - rozległo się w jego głowie. Z wrażenia aż podskoczył, po czym się poślizgnął i upadł na tyłek z cichym plask. W dodatku walną się głową w kafelki. Zaklął głośno.
Wstał powoli masując głowę, po czym przeniósł rękę na tyłek. Super. Obił sobie kość ogonową.
- Tatuaże nie mówią - powiedział na głos, a tygrys przespacerował się z jego nadgarstka na przedramię machając ogonem i… mrucząc?
Owszem, magiczne mówią. No może nie mówią, ale porozumiewają się w nosicielem.
Tygrys poszedł dalej aż dotarł na klatkę piersiową i powiększył się. Zajmował teraz cały jego przód od miednicy do szyi.
Chociaż im mocniejszy magicznie właściciel, tym tatuaż ma więcej mocy. Ten Harry’ego porozumiewa się z nim na głos językiem węży. Nie masz jeszcze tyle magii w sobie bym mógł miauczeć a i tak tylko ty mógłbyś mnie zrozumieć.
- To Potter też ma taki? - jęknął. Pięknie. Nie dość, że Potter okazał się jego mężem, z którym ma dzieci, to jeszcze mają taki sam tatuaż. Nie mógł znieść, że spał, a co dopiero dotykał z własnej woli Gryfona, to jeszcze zrobił mu tatuaż.
Tak właściwie moim twórcą była Hermiona. Każdy z członków bandy dał mi cząstkę siebie, więc mam ich wiedzę mimo tego, że ty nic nie pamiętasz.
­- To nie możesz mi wszystkiego powiedzieć? - zdziwił się Draco zapominając o swojej wściekłości i niedowierzaniu.
Nie. Mogło by się to zakończyć twoją śmiercią. I tak powiedziałem za dużo.
Tygrys zaczął znikać.
- Czekaj! Nie możesz tak po prostu odejść!
Ja nie odchodzę. Po prostu mogę stać się niewidoczny, ale cały czas tu będę. Jakby co, to po prostu pomyśl, a się pojawię.
Draco był skonsternowany. Nie wiedział, co ma o tym myśleć. Dowiedział się właśnie, że ma tatuaż, który może mówić, zmieniać wielkość, przemieszczać się i stawać się niewidzialnym. Do tego zrobiła mu go szlama i dała mu cząstkę siebie.
Malfoy się wzdrygnął.
Potter maczał w tym palce i nie raczył mu o tym wspomnieć, kiedy wyjawiał wszelkie inne nowości.
Jak on go nienawidził.
Skończył się myć, obwinął się ręcznikiem i poszedł do szafy szukać bokserek. Stwierdził, że zdecydowanie czas spać. Może jutro nad tym pomyśli.
A może nie?
***
W poniedziałek, Harry wraz z Hermioną musieli wrócić do szkoły. Nie mógł się ukrywać bez końca w domu. Musiał stawić czoła Draconowi.
Po głowie ciągle chodziła mu rozmowa z Tomem i to, czego się dowiedział. Nie mógł się tym pochwalić z przyjaciółką, bo ona była przekonana, że spalił list, a nie, że odpisał na niego i wybrał się na spotkanie z Voldemortem i to jeszcze ze swoją córką! Zabiłaby go. Musiał się pilnować, żeby nie opuszczać przy niej muru i żeby żadna najmniejsza informacja nie przedostała się przez szczeliny.
Wczoraj, gdy wrócił ze spotkania przypomniał sobie, że zapomniał zapytać się o jego matkę i ich pokrewieństwo. Obiecał sobie, że zrobi to, gdy tylko rozwiążą problem Dracona i będą mieli względny spokój.
Wszedł wraz z Hermioną do Wielkiej Sali. Powitała go cisza, kiedy cała szkoła przypatrywała mu się z zaciekawieniem. Nie przejmując się nimi poszedł na swoje miejsce, Obok niego siadła Hermiona, a on tak gwałtownie i nieoczekiwanie warknął, że aż podskoczyła na miejscu omal nie wylewając soku, który trzymała w dłoni.
Idealnie naprzeciwko niego, przy stole Ślizgonów siedział Draco Malfoy i bezczelnie się w niego wpatrywał. Nagle Harry poczuł się niezręcznie, obrócił się w lewo i oparł rękę na stole zasłaniając się nią. Ciągle czuł na sobie palący wzrok swojego męża i nie zdołał nic zjeść. Zaraz mieli trzy godziny OPCM. Na szczęście już walczył z Draconem, więc wręcz nie mógł dobrać się z nim w parę. Westchnął z ulgi.
Kiedy zobaczył, że Hermiona się zbiera też się podniósł z miejsca i wyszedł z Sali. Za drzwiami przypomniał sobie, że nie wziął swoich książek z Malfoy Manor. Skierował się w stronę swojego pokoju, w którym trzymał zapasowe świstokliki.
Szybko się z tym uporał i zaledwie dziesięć minut później stał w swoim pokoju w Hogwarcie trzymając w lewej ręce świstoklik a w prawej torbę z książkami.
Rozejrzał się po pokoju. Jego wzrok padł na zdjęcia nad kominkiem. Ścisnęło go w gardle, a w kącikach oczu poczuł łzy.
Potrząsnął zdecydowanie głową i w przypływie wściekłości zamachnął się ręką i strącił wszystkie zdjęcia z półki na ziemię. Szkło rozsypało się wokoło jego nóg, a on bezwzględnie zrobił krok i z całą siłą, na jaką było go stać, stanął na ramkach i podskoczył kilka razy. Trzask gniecionego szkła i ramek był muzyką dla jego uszu. W miarę uspokojony, z uśmiechem na ustach wyszedł z pokoju i skierował się pod salę OPCM.
Wszyscy czekali. Ślizgoni zbili się w grupkę pod ścianą niedaleko drzwi. Rozmawiali przyciszonymi głosami co chwilę się rozglądając. Gdy jeden z nich dostrzegł Pottera, rozmowa stała się głośniejsza, a on sam wyłapał kilka słów. W śród niech było imię jego męża, nazwisko Severusa i parę innych, które najwyraźniej były wyrwane z kontekstu. Nie zwrócił na nich uwagi i skierował się do Hermiony stojącej pod ścianą po drugiej stronie korytarza. Uśmiechała się pokrzepiająco.
Po spędzeniu weekendu z dziećmi i kojącym wpływem Narcyzy był niemal pewien, że gdy zobaczy Dracona nie wpadnie w złość, nie załamie się, nie rzuci się na niego, nie padnie na kolana i nie zacznie błagać.
Mylił się.
Jego blond włosy anioł wyszedł zza rogu i odruchowo odrzucił włosy do tyłu. Były na tyle długie, że wpadały mu w oczy, a końcówki łaskotały w szczękę. Harry przypomniał sobie, że mieli się wybrać do fryzjera.
Gardło zacisnęło mu się znowu ze smutku i niemal jęknął z fizycznego bólu niemożności dotknięcia go. Zwinął dłonie w pięści i wcisnął je do kieszeni, żeby nie było widać, jak bardzo drżą.
Obojętne spojrzenie Ślizgona prześlizgnęło się po nim, a na ustach błąkał się ironiczny uśmieszek. Podszedł do swoich znajomych patrząc na Pottera z wyzwaniem.
Brunet odetchnął kilka razy i poczuł jak magia wręcz krystalizuje się dookoła niego. Trzeszczała wokoło i napierała na okna. Szyby drżały, a na jednej pojawiła się z jękiem ogromna rysa.
Hermiona w ostatniej chwili odciągnęła Harry’ego za róg i przycisnęła do ściany.
Poczuł jak złość opuszcza go, magia zwija się i wraca do niego teraz posłuszna jego woli. Oparł czoło o jej ramię i odetchnął.
- Lepiej?
- Tak.
- No, no. Kogo ja widzę? Złoty Chłopiec i jego ukochana szlama. Brakuje tylko Wieprzleja i byłaby cała szczęśliwa rodzinka.
Harry zacisnął dłonie z powrotem w pięści i zazgrzytał zębami. Magia napłynęła do niego jakby biorąc się wprost z powietrza.
Przez myśl mu przeszło, jakby to było, gdyby nie Zabini, gdyby nie Dumbledore. Draco stałby z nimi, rozmawiał, śmiał się, spędziliby z nim weekend, Tom by do niego nie napisał, nie spotkałby się z nim. W sumie, to nawet dobrze się stało. Poznał tę drugą, ludzką stronę Riddle’a. Właśnie. Miał się też zapytać, jak to się stało. Co takiego zrobił, że stał się z powrotem człowiekiem.
Jego złość skierowała się na dyrektora i zaczęła pełznąć po podłodze. Niemal był w stanie zobaczyć jej macki. Zacisnął mocniej pięści, paznokcie wbiły mu się w dłoń, a ból go otrzeźwił. Wytężył swoją wolę, by zapanowała nad wściekłością, która napędzała magię.
- Nie - powiedział twardo i odsunął się o Hermiony, która spoglądała na niego niepewnie. - To nie jesteś ty - warknął Potter.
Malfoy zaśmiał się zimno i spojrzał na niego jak na wariata.
- Ja nie wiem, Potter, co bierzesz, ale bierz pół - powiedział i odszedł.
Harry już niemal całkowicie się uspokoił, kiedy usłyszał głos Lasandry zapraszający wszystkich do klasy. Nagle zapragnął znaleźć się gdziekolwiek indziej, tylko nie w jednej klasie z Lasandrą i Draconem.
Zebrał się jednak w sobie i wszedł do sali z podniesioną głową i pewnością siebie.
Dobrał się w parę z Hermioną. Lasandra wodziła wzrokiem od niego do Dracona. Na jej twarzy widać było smutek, a w spojrzeniu współczucie. Czyli już wszyscy wiedzieli.
Harry z Draconem nie zamienili ani jednego słowa. Obrzucali się tylko z pozoru obojętnymi spojrzeniami, bo wprawny obserwator mógł zauważyć, że w spojrzeniu Pottera było widać smutek, rozgoryczenie i ból, a u Dracona nienawiść i obrzydzenie.
Walka z Hermioną, podczas której mieli ćwiczyć pokazywane na początku lekcji tarcze, w miarę skutecznie odciągała jego uwagę od Ślizgona. Kiedy obejrzał się za siebie zobaczył, jak blondyn okręca się, podnosi rękę, migoczącą bariera odbija zaklęcie, które miało go dosięgnąć, włosy falują dookoła niego, a następnie opadają,  gdy Ślizgon się zatrzymał, na lekko zarumienione policzki. Ręka opadła, a z różdżki wydobył się czerwony promień oświetlając jego twarz i odbijając się w oczach. Jego spojrzenie było spokojne, a na ustach błąkał się ironiczny uśmieszek.
Potter poczuł ukłucie zazdrości w sercu, a następnie ból w boku, kiedy Hermiona się zirytowała. Obejrzał się na nią, a ona z miną niewiniątka wzruszyła ramionami.
Harry westchnął i chciał jej oddać, ale zablokowała wszystkie zaklęcia, które posłał w jej stronę. Spróbował po chwili ponownie, ale znowu mu nie wyszło. Wtedy Hermiona zaczęła atakować. Wytrąciła mu różdżkę, jednak on się tym nie przejął i walczył dalej. Nie sprawiało mu żadnych trudności posługiwanie się magią bez tego kawałka drewna. Tym bardziej, że teraz magia robiła to, co chciał.
Lasandra przestała tłumaczyć coś innej uczennicy, by popatrzeć na tę wyrównaną walkę. Wiedziała, że Snape na pewno wziął się za edukację syna, a Hermiona była tak zdolną uczennicą, że albo uczyła się sama, albo pomógł jej w tym Harry. Mimo wszystko była niezmiernie zadowolona z efektów. Powoli inni uczniowie przestawali walczyć, by popatrzeć na ten taniec.
Hermiona atakowała i chwilę później już musiała się bronić. Podobnie Potter, choć wydawało się, że kiedy Hermiona najpierw musi zrobić jedną rzecz, a dopiero po chwili inną, to Harry wykonuje dwie rzeczy jednocześnie. Zupełnie, jakby magia miała podzielność uwagi.
Uczniowie przestawali walczyć, żeby popatrzeć na zaklęcia błyskające na chwilę, by po chwili zgasnąć pochłonięte, bądź odbite przez tarczę. Byli zafascynowani umiejętnościami dwójki uczniów.
Tylko Draco z Pansy stali z boku z pogardliwą miną obserwując pojedynek.
- Przecież to żałosne - skomentował Draco odgarniając do tyłu grzywkę.
- Oczywiście, Dracusiu - zgodziła się Parkinson wieszając się na jego ramieniu. - Nadal nie wiem, co ty w nim widziałeś - dodała po chwili przyglądając się Potterowi.
- Przypominam ci, że nic z tego nie pamiętam - warknął Draco odsuwając się od niej.
- Odtrąciłeś nas na rzecz Pottera i tej szlamy. Przesiadywałeś z Gryfonami i prawie w ogóle nie widziałam cię w towarzystwie Ślizgonów. Jak dobrze, że zdarzył się ten wypadek i wróciłeś do siebie!
- Tak… Dobrze… - mruknął Malfoy pogrążając się w rozmyślaniach.
Minęły trzy godziny OPCM. Teraz mieli wolne, a po obiedzie trzy godziny zajęć i wolne. Do jutra.
Kiedy prawie wszyscy uczniowie opuścili klasę, Lasandra podeszła do Harry’ego.
- Mogę cię prosić?
- Oczywiście, pani profesor.
Lasandra przeszła przez drzwi z tyłu klasy. Potter po zabraniu swoich rzeczy dołączył do niej w jej gabinecie. Na stoliku przed kominkiem stał już dzbanek z parującą herbatą. Dwie filiżanki czekały na napełnienie. Lasandra siedziała w fotelu i obserwowała go, gdy zamykał drzwi i siadał na kanapie.
- Jak sobie radzisz? - spytała nalewając gorącej cieczy do filiżanek. Odstawiła dzbanek i wzięła do ręki piersiówkę, z której przelała parę kropel szarej cieczy do filiżanki. Uśmiechnęła się przy tym przepraszająco.
- Wybacz, ale muszę o określonych godzinach brać lekarstwo.
- Na co jesteś chora?
- Serce. Nic poważnego. Na razie.
Wypiła herbatę i wzdrygnęła się ledwo dostrzegalnie.
- Gorzkie.
- Współczuję. Nie da się tego wyleczyć? - Nie musiał dodawać, że chodzi mu o magię. To było oczywiste.
- Niestety, ale obrażenia wywołane magią nie chcą zazwyczaj dać się nią wyleczyć.
- Rozumiem - powiedział i przypomniał sobie Zabiniego w Skrzydle Szpitalnym. Pomfrey musiała codziennie smarować mu szyję kremem zamiast machnąć różdżką i mieć z głowy.
- Więc, jak sobie radzisz? - spytała ponownie.
- Kiepsko. On nic nie pamięta - jęknął Harry. Nie wiedząc czemu chciał jej wszystko powiedzieć. Może dlatego, że wszyscy najbliżsi już o tym wiedzieli, a on nadal potrzebował się wygadać. Mimo tego, że nie był jej pewien, czuł, że może jej w tej chwili zaufać. Więc mówił. O swoich uczuciach, goryczy, wściekłości, smutku. O obawach. Parę razy niemal powiedział o Tomie, ale w ostatnim momencie gryzł się w język i gładko przechodził do innej kwestii. Nie mógł jej powiedzieć, jeżeli chciał zachować to w tajemnicy przed ojcem i dyrektorem. Był niemal pewien, że jeżeli jej powie, to ona przekaże to dalej i nim się obejrzy, zostanie nazwany zdrajcą.
- Rozumiem - powiedziała w końcu, kiedy Harry zamilkł na dłuższą chwilę. - Czuję jednak, że czegoś mi nie mówisz.
- Powiedziałem ci wszystko
- Nie, ale cię nie zmuszam. Człowiek nie byłby człowiekiem, gdyby nie miał tajemnic przed innymi.
- Naprawdę powiedziałem wszystko.
- I tak wiem swoje - powiedziała tonem, który sugerował koniec dyskusji i to, że ona ma rację - Jak zamierzasz przywrócić Draconowi pamięć?
- Nie wiem, Severus mówi, że jest bardzo mała szansa. Pomfrey natomiast stwierdziła, że to niemożliwe.
- Na pewno jest jakiś sposób.
- Może ktoś go zna - powiedział mając na myśli Toma, który czekał na kawałek korzenia.
- A Dumbledore? - spytała Lasandra jednak, kiedy zobaczyła wzrok Pottera skuliła się w fotelu. - Rozumiem.
- Nie chcę o nim rozmawiać.
- Myślę że znam kogoś, kto może ci pomóc.
- Naprawdę? - udawał zaskoczonego i entuzjastycznego, ale w środku nie dowierzał.
- Tak. Myślę, że mogę cię do niego zabrać w weekend.
- A może być piątek? - spytał.
- Zapomniałam, że w weekend jesteś zajęty. Tak, może być piątek po lekcjach.
- Super.
- Idź na obiad. Musisz coś zjeść.
- Dziękuję za rozmowę - powiedział przed wyjściem.
- Też dziękuję - odparła Lasandra po chwili, kiedy Harry był już za drzwiami.
***
Harry po obiedzie miał godzinę Zaklęć, Czarnej Magii i ONMS. Najbardziej cieszył się na lekcję z Hagridem. Oczywiście dwa ostatnie zajęcia miał ze Slytherinem, ale da radę.
Zapomniał jednak o jednej ważnej rzeczy. Na Czarnej Magii siedział z Draconem. Znając nauczyciela, nie pozwoli im się przesiąść. Nawet jeśli mają się pozabijać. Będzie to dla niego rozrywką patrzeć, jak skaczą sobie do gardeł.
Zaklęcia minęły spokojnie, bez większych problemów. Flitwick zadał im referat na temat zaklęć, których nauczyli się przez wakacje.
Przed salą do Czarnej Magii oczywiście utworzyły się trzy grupy. Gryfoni i Ślizgoni po dwóch stronach korytarza, a kilku Krukonów i Puchonów razem z boku.
Potter przypatrywał się Draconowi i w drugą stronę. Żaden nie chciał odpuścić.
- Co, Potter? Chcesz w końcu popatrzeć na coś ładnego? - spytał Draco przeciągając głoski i uśmiechając się ironicznie.
- Zastanawiam się tylko, dlaczego twoje włosy są pod światło różowe. To ten nowy szampon?
- Nie są różowe! - warknął Malfoy i sięgnął do swoich włosów. Złapał kosmyki palcami i odciągnął od głowy jednocześnie zerkając w górę.
Potter pstryknął palcami, a włosy z koloru platynowego zmieniły się we wściekły róż. Malfoy krzyknął i rzucił się na Gryfona, jednak ten uniósł tylko rękę. Ślizgon trafił na barierę, której nie był w stanie sforsować.
- Co tu się dzieje? - Bastien Moriat zamajaczył za blondynem i spoglądał na niego zaciekawiony. - Draco, widzę, że zrobiłeś coś z włosami. Nowy kolor? Powiem, że do twarzy ci w nim. Powinieneś przefarbować się tak na stałe - dodał ostatnie zdanie, kiedy Harry machnięciem ręki spowodował, że włosy powróciły do swojego dawnego koloru.
Malfoy opuścił głowę i zacisnął dłonie w pięści.
Moriat zerknął na Gryfona i puścił mu oczko tak, żeby blondyn nie mógł tego zobaczyć.
Jeżeli nauczyciel wiedział, co się stało ze Ślizgonem, to popierał to, jak Harry go traktował w zamian za to, jak nieświadomy niczego Draco traktował jego. Było to jednak nieco niesprawiedliwe. Przecież Malfoy nie ze swojej winy stracił wspomnienia.
- Zapraszam do sali.
Harry wszedł do klasy w drzwiach mijając z wściekłym Draconem. Posyłali sobie zabójcze spojrzenia.
Potter zajął swoje miejsce, a Malfoy zatrzymał się w przejściu.
- Co, Draco? Zapomniałeś, gdzie siedzisz? - spytał nauczyciel podchodząc do biurka. - Siedzisz koło Pott… Przepraszam. Jeszcze się nie przestawiłem. koło pana Snape-Malfoy’a. - Profesor uśmiechnął się jeszcze szerzej i jeszcze bardziej wrednie, gdy zobaczył minę swojego ucznia na nazwisko Harry’ego.
- Tak jest - mruknął Draco wściekły i zajął swoje miejsce.
Potter uśmiechnął się zwycięsko. Przewidział reakcję nauczyciela.
Przez całą lekcję Draco zdawał się go nie zauważać. Biła od niego nienawiść i niechęć.
ONMS była na dworze. Jak zawsze z resztą. Harry wystawiał twarz do słońca i słuchał wykładu Hagrida na temat jakiś stworzeń. Draco miał w tym czasie numerologią, więc nie musiał wytrzymywać jego obecności.
Nie wiedział jak człowiek może mieć w sobie tyle nienawiści.
Jego myśli błądziły. Zastanawiał się, jak zdobędzie korzeń. Będzie musiał pójść do Severusa, kiedy ten będzie miał lekcje. Ciekawe, ile Tom potrzebuje tego korzenia. Nie wiele tego zostało, a nie mógł ryzykować, że Snape się zorientuje. Mógł zabrać kawałek i wyczarować jakiś zamiennik. Nie był pewien, czy się uda, ale póki nie spróbuje, nie będzie wiedział.
Z rozmyślań wyrwał go donośny głos Hagrida, który krzyczał na stwory, które rozbiegły się wszędzie i nie chciały go słuchać. Tak zwykle kończyły się lekcje Hagrida.
- Koniec lekcji - ogłosił i rzucił się łapać potwory.
Harry uśmiechnął się. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.
Poszedł pod wierzbę. Usiadł z westchnięciem i oparł się o pień. Zapatrzył się w dal.
Słońce chyliło się ku zachodowi rozpościerając wokół siebie czerwone, pomarańczowe i złote promienie. Oświetlało od tyłu Zakazany Las, który kładł się cieniem na błoniach. Drzewa bujały się na boki poruszane wiatrem, który jednak nie docierał poza las.
Na horyzoncie Potter dostrzegł Hermionę, Ginny i Lunę zmierzające w jego stronę. Nie miał ochoty z nimi rozmawiać.
Usiadły przy nim i wyciągnęły kilka pergaminów.
- Harry, bo my chciałyśmy zrobić imprezę w klubie i zaprosić kilku znajomych ze szkoły. Tak na początek roku - powiedziała Ginny.
- Po co wam ja? Hermiona może pomóc wam przygotować wszystko.
- Ale potrzeba twojej zgody. Jesteś właścicielem.
- Podpis Hermiony wystarczy. Czego tak naprawdę chcecie?
Ginny westchnęła.
- Załatw nam Hoziera i Green Day’a. Ty ich znasz, a Hermiona nie ma aż takiej władzy.
- No dobra. Załatwię wam, a przynajmniej się postaram, bo nie wiem, czy będą mieli wolny termin. A w ogóle, to kiedy chcecie to zrobić?
- Może być ten weekend?
- Jak zdążycie…
Luna podniosła się pociągając za sobą Ginny.
- Chodź, trzeba rozesłać zaproszenia.
Hermiona została z przyjacielem. Oparła się plecami o jego zgięte kolana. Harry westchnął i wczepił palce w jej włosy.
- Nie wiem, co mam zrobić, Hermiona - powiedział, ale dopiero gdy skończył, przypomniał sobie, że ona o niczym nie wie.
- Poczekaj. Może sobie sam przypomni. Może znajdziesz sposób na to, by go do siebie przekonać znowu?
- Nie. Nienawidzi mnie bardziej niż kiedyś.
Odetchnął z ulgą, że Hermiona pomyślała, że chodzi mu o Dracona, a nie o Toma.
- A co chciała od ciebie Lasandra?
- Porozmawiać. Potem stwierdziła, że zna kogoś, kto może przywrócić mu pamięć.
Hermiona odwróciła się i spojrzała z radością na Harry’ego.
- To świetnie!.
- Idę z nią w piątek.
Entuzjazm Hermiony nieco osłabł.
- To niebezpieczne. Nie znasz tej osoby, a przecież nie do końca ufasz Lasandrze. Co jeśli jest na usługach Toma? Co jeśli cię do niego zabierze?
- Uważam, że dla niego warto zaryzykować. Z resztą, po tonie ostatniego listu od Toma, sądzę, że jeżeli Lasandra mnie do niego zabierze, to nie skończę trafiony Avadą.
- Żebyś się nie zdziwił - mruknęła i wróciła do poprzedniej pozycji.
Siedzieli tak dopóki nie zrobiło się całkiem ciemno i dość chłodno. Zebrali wtedy swoje rzeczy i poszli do kuchni, bo ominęła ich kolacja.
Posmyrali gruszkę z obrazu i gdy tylko przestąpili próg, skrzaty zgromadziły się przed nimi i zaoferowały naleśniki z czekoladą i truskawkowym sosem. Przytaknęli ochoczo głowami i usiedli przy stole w rogu pomieszczenia.
Nie odzywali się do siebie pogrążeni we własnych myślach.
Hermiona zastanawiała się jak powstrzymać Harry’ego przed podróżą z Lasandrą choć zdawała sobie sprawę, że gdy coś postanowi, to wybicie mu pomysłu z głowy jest arcytrudne. Jeżeli w tym pomyśle jest jeszcze uwzględniony Draco, to już jest na 120 procent pewne, że Harry nie zrezygnuje nawet, jeżeli to zasadzka i ma zginąć. Będzie próbował odzyskać swoją miłość, swojego Dracona.
Mała część Hermiony uważała, że jednak Harry ma rację i że Tom nie chce go zabić. Była to jednak bardzo, bardzo mała część. Tak mała, że nie było jej prawie widać. Mogła więc ją zignorować.
Harry nie pozwoli jej ze sobą iść w obawie, że to jednak będzie zasadzka i Hermiona zginie. Tego by sobie nie wybaczył.
Równie dobrze mogłaby porozmawiać z Lasandrą, żeby ją wzięła i nic wcześniej nie mówiła Harry’emu. Zrobią mu taką niespodziankę. Chociaż z drugiej strony, Harry byłby bardzo niezadowolony z takiego prezentu. A gdyby Lasandra zabierała go do Voldemorta, to nie chciałaby brać ze sobą Hermiony. To by sposób, żeby sprawdzić jakie ma intencje.
Harry natomiast ubolewał, że nie ma z kim porozmawiać o swoich problemach i obawach. Hermiona nie wiedziała o Tomie, Lasandra także, podobnie Snape. Draco go nienawidził, a dzieci były jeszcze za małe. Z resztą chodziło mu o rozmowę, a nie o monolog. Westchnął.
Przed nimi pojawiły się dwa talerze ze smakowicie wyglądającymi naleśnikami.
Pochłonęli swoje porcje nie oglądając się na nic.
Zadowoleni wrócili do Wieży. Hermiona poszła do swojego pokoju mówiąc, że musi jeszcze coś doczytać, a Harry miał opory przed wejściem do swojego. Kiedy w końcu to zrobił, jego wzrok padł na rozbite szkło i połamane ramki.
Gula urosła w jego gardle i opadł na kolana. Podparł się rękami i zapłakał.
Tak bardzo brakowało mu Dracona. Starał się o tym nie myśleć, ale nic tak bardzo nie przypominało mu o jego braku, jak właśnie ten pokój wypełniony wspomnieniami i zdjęciami. Spojrzał na łóżko, które rozmazywało mu się przed oczami. Pamiętał, jak spali w nim razem. Niemal czuł teraz dotyk tych delikatnych, wypielęgnowanych rąk na swojej skórze. Zawsze zafascynowany patrzył na kontrast pomiędzy ich karnacjami. Draco z alabastrową cerą i Harry ze swoją oliwkową. Dotarło do niego, że różnili się niemal we wszystkim. Draco blond włosy, Harry ciemny. Niebieskie i zielone oczy. Idealne rysy Malfoy’a i pospolita szczęka Pottera. Gryffindor i Slytherin. Mania na punkcie czystości krwi i przyjaciółka z nie magicznej rodziny. Draco proporcjonalnie zbudowany, Harry lekko wychudzony, ale z mięśniami, które wyglądały wręcz karykaturalnie na jego ciele. Draco miał wszystko, Harry nie miał nic.
Z drugiej jednak strony obaj zostali wychowani z daleka od uczuć. Z daleka od rodziców. Jednak Draco ich miał, a Harry przez większość życia nie.
Malfoy wyrastał na potomka rodu i spadkobiercę fortuny, Potter jako nic niewarta szmata, zbędny balast. Dziwił się, że Dursley’owie nie wyrzucili go, gdy był mały.
Gryfon zdawał sobie sprawę, że gdyby wtedy nie poprosił Lucjusza o pomoc, jego związek z Malfoy’em nigdy by nie zaistniał. Może tak miało być? Może to nie było ich przeznaczeniem?
Otrząsnął się i usiadł.
Co jeśli los właśnie wrócił na odpowiednie tory? Co jeśli nigdy nie mieli być razem, a ten rok był… przypadkiem?
Draco nigdy nie spojrzałby na niego przychylnym wzrokiem, gdyby nie dostał rozkazu od ojca. Nic z tego by się nie wydarzyło. Może tak miało być?
Tylko dlaczego to on zawsze musi cierpieć. Dlaczego zawsze musi się wyrzekać wszystkiego. Najpierw na rzecz zabicia Voldemorta, teraz na rzecz losu.
Czemu chodź raz nie może zrobić czegoś dla siebie?
A właśnie, że może. Pokaże, że potrafi pisać przeznaczenie według siebie i swoich potrzeb. Chciał mieć z powrotem Dracona przy sobie i zrobi to wbrew wszelkiemu przeznaczeniu, losowi i innym ludziom. Zrobi to by być szczęśliwym. I nie obchodziło go to, co stanie się za rok, dwa, trzy. Będzie to robił tyle razy ile będzie potrzeba.
Wstał z podłogi i zaklęciem naprawił zdjęcia.
Będzie walczył. Dla siebie, dla Dracona, dla dzieci.

środa, 13 maja 2015

Tom II Rozdział 11.

Nerra Malfoy - jest i kolejny rozdział ;) Dziś się wyjaśni, kto maczał w tym palce, a kto nie. Czekając na Twój komentarz, obstawiałam, czy będziesz chciała pomóc Harry'emu zabić Zabiniego. Nie zawiodłaś mnie ;)
Nox - Zabini poleci, nie martw się. Jeszcze czekają go kolorowe sny XD.

Rozdział może trochę dłuższy niż zwykle, ale to chyba dobrze ;)

Miłego czytania!
Gorąco zachęcam do odsłuchania! Mój hit tygodnia, albo nawet miesiąca. Słucham na okrągło i jeszcze mi się nie znudziło:
>klik<
_______________________________________
Rozdział 11. "Listy"
Jego plan zakładał poszukanie czegoś na temat rośliny, przez którą Draco stracił pamięć. Wiedział, że biblioteka Malfoy’ów jest sporych rozmiarów i miał nadzieję znaleźć w niej cokolwiek przydatnego.
Jednak po czterech godzinach poszukiwań poddał się i zmęczony, zakurzony powlókł się na obiad do kuchni.
Były tam Dafne, Rose i Narcyza, każda trzymająca jedno dziecko. Harry uśmiechnął się widząc, że trzy kobiety rozmawiają nie zwracając na nic innego uwagi. Odwróciły się do niego dopiero, gdy stanął za nimi i odchrząknął.
- Witam panie - powiedział i zasiadł za stołem.
- Mógłbyś się przynajmniej umyć - powiedziała Narcyza wskazując na jego ubranie.
Potter machnął ręką i cały brud znikł.
- Lepiej? - spytał i sięgnął do Dafne po Izzy. Ta przekazała mu córkę i wyszła z pomieszczenia, by po chwili wrócić z butelką. Podała mu ją z nieśmiałym uśmiechem i usiadła z powrotem na swoje miejsce.
- Oczywiście - powiedziała Narcyza z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Po południu wpadnie Hermiona i zostanie na weekend - rzucił jakby od niechcenia wiedząc, że Narcyza nie będzie miała nic przeciwko.
Istotnie Cyzia nic nie powiedziała, tylko skinęła głową.
Harry nakarmił córkę i zapatrzył się na jej spokojną twarz. Tak bardzo przypominała mu Draco. Blond włoski sterczały, jedno niebiesko-szare oko spoglądało na niego z zaciekawieniem, alabastrowa skóra wydawała się mienić w świetle słońca wpadającym przez okno.
Poczuł ściskające jego serce emocje i zaczerpnął głęboko powietrza. Zamknął oczy i spróbował się uspokoić.
- Harry, wszystko w porządku? - spytała z troską w głosie Narcyza spoglądając na niego niepewnie.
Nie odpowiedział, bo bał się, że głos mu się złamie i pokaże, jak bardzo nie w porządku jest z nim. Zamiast tego otworzył oczy, oddał Izzy Dafne i wyszedł szybkim krokiem z kuchni. Przebiegł przez salon i wypadł na werandę za domem. Rozglądał się przez chwilę dookoła i szybko pobiegł w stronę lasu widocznego na horyzoncie. Gdy był w połowie drogi upadł na kolana, a jego ciałem wstrząsnął szloch. Znowu.
Czemu był taki słaby? Nie potrafił powstrzymać emocji targających jego umysłem, nie mógł powstrzymać łez. Był tak bardzo słaby. Wstydził się za siebie. Czuł się zupełnie jakby znowu był w ciąży. Ale to nie możliwe.
Był rozbity emocjonalnie i nie za bardzo wiedział, co się dookoła niego dzieje.
Kiedy się uspokoił, usiadł na trawie i się rozejrzał. Zdecydowanie był po środku trawy. W oddali za nim majaczyła rezydencja, a przed nim las. Podniósł się i zdecydował wrócić do domu. Może pójdzie poćwiczyć?
Jak zaplanował, tak zrobił.
Dopiero Hermiona, która pojawiła się w drzwiach sali treningowej zdołała odciągnąć jego uwagę od maltretowania zaklęciami worka zrobionego z jakiegoś materiału i wypchanego kaszą, który po każdym rzuconym zaklęciu sam się zszywał i był gotów na kolejne tortury.
Potter lubił wyobrażać sobie, że to Blaise. Nie miał wtedy ograniczeń, a magia robiła, co tylko chciał.
Uśmiechnął się zmęczonym uśmiechem i przywołał do siebie przyjaciółkę.
- Masz ochotę na mały pojedynek? - spytał, kiedy już się z nim przywitała.
W odpowiedzi wyciągnęła różdżkę, zutylizowała worek i przytaknęła.
Harry zrobił kilka kroków w tył i ustawił się szeroko na nogach. Oboje wiedzieli, że nie ma żadnych ograniczeń. No może oprócz zaklęć, przez które się umiera.
Pierwsze zaklęcie rzuciła Hermiona robiąc wykrok. Harry obił je i posłał w jej stronę niemal w tym samym momencie inne. Gryfonka uśmiechnęła się po obronie i od niechcenia machnęła różdżką. Potter poczuł pieczenie w prawej ręce i spojrzał na swoją dłoń. Drewno było czerwone, a on wypuścił je z sykiem. Poczuł złość napływającą do niego falami. Magia przypływała do niego i zdawał sobie sprawę, że zbiera się w nim i niedługo zacznie się przelewać przez brzegi. Machnął nadgarstkiem, a różdżka Hermiony wyleciała z jej ręki szybciej niż zdążyła choćby mrugnąć. Kiwnięcie palcem, a dziewczyna uniosła się trzy metry w górę i zawisła głową w dół. Pstryknięcie palcami, a jej strój zmienił się w obcisły lateksowy kostium w kolorze wściekłego różu, od którego bolały oczy. Harry się zaśmiał, a magia powoli uspokajała się i opadała. Powoli opuścił przyjaciółkę na ziemię, a ta piorunowała go wzrokiem.
- Co to jest?! - krzyknęła wskazując na swój strój.
- Nie podoba ci się? - mruknął zawiedziony, jednak na jego ustach zakwitł uśmiech. - Słyszałem, że dziewczyny lubią róż.
- Nie jestem normalną dziewczyną. Weź coś z tym zrób - jęknęła mu do ucha wieszając się na nim.
Jedno machnięcie ręką i Hermiona miała na sobie swoje wcześniejsze ubrania. 
- Dzięki - szepnęła i pocałowała go w policzek.
Razem przeszli do kuchni, gdzie czekała na nich kolacja. Jednak nie chcieli siedzieć w pustej kuchni sami, więc zrobili sobie kanapki, zabezpieczyli jakieś picie i poszli do pokoju Harry’ego. Mogli tam usiąść na spokojnie i porozmawiać nie martwiąc się tym, że ktoś im przeszkodzi.
Oczywiście pierwszą rzeczą o jaką Gryfon spytał był Draco. Jak on się zachowywał w szkole, co robił, jak się do wszystkich odnosił. A Hermiona nie miała dobrych wieści. Malfoy wrócił do Ślizgonów, a oni odnosili się do niego, jakby przez ten rok nie oddalił się od nich. Zupełnie, jakby ta przerwa trwała niecały dzień. Stwierdziła, że nie zrozumie Ślizgonów.
Blaise nadal leżał w szpitalu, ale jego stan powoli się poprawiał i niedługo ma być wydane względem niego oficjalne wydalenie ze szkoły. Zostanie wtedy przeniesiony najprawdopodobniej do szpitala w okolicy, gdzie mieszkał.
Potter nadal żałował, że tak wcześnie zemdlał, a jego magia nie zdołała dokończyć dzieła.
- Mamy do napisania dwa referaty. OPCM i Czarna Magia. Snape był wyjątkowo pobłażliwy dzisiaj.
- No tak, to do niego zupełnie niepodobne - zadumał się Potter myślami błądząc przy mężu.
- Jestem pewna, że znajdziemy jakieś rozwiązanie.
- Mam nadzieję - mruknął i spojrzał w jej oczy przepełnione nadzieją, której jego serce zostało pozbawione.
***
Szczupły i obłędnie przystojny Ślizgon przechadzał się po zamku ewidentnie czegoś szukając. Lub kogoś. Miał poczucie, że powinien gdzie dziś iść, coś zrobić, ale nie mógł sobie przypomnieć, o co chodziło. Nie miał też kogo zapytać.
Ślizgoni traktowali go niby tak samo jak zawsze, ale mógł wyczuć ich pewne wycofanie i dystans. Nie mógł określić, na czym to polegało, ale póki co mu to przeszkadzało.
Na pewno Pansy nie wieszała się już na nim, co go oczywiście cieszyło. Wydawała się jednak smutna, a nie chciał pytać, bo mógł wyjść na idiotę, a tego bardzo nie lubił.
Rozejrzał się dookoła i zorientował się, że doszedł nad jezioro. Usiadł na piasku nie przejmując się spodniami. Dopiero po chwili dotarło do niego, jego zachowanie, nastawienie, reakcje. Zupełnie, jakby był milę od siebie i widział swoje poczynania na filmie, który pokazywał go z kilkudziesięciu sekundowym opóźnieniem.
Nie panował nad sobą, swoim ciałem, odruchami. Był jedynie obserwatorem we własnym ciele.
Pokręcił głową i odsunął od siebie te absurdalne myśli.
Co się z nim działo?
Rozejrzał się jeszcze raz i bezwiednie podniósł rękę i przesunął nią po swoich ustach. Po chwili zamarł i podniósł dłoń do oczu.
O co do cholery chodzi?
Był zagubiony i roztrzęsiony. Postanowił wrócić do pokoju nim zrobi coś głupiego.
Zastanawiał się po drodze, gdzie zniknął Potter. Kto mógł mu załatwić zwolnienie? Oczywiście. Snape. Skoro był jego ojcem, mógł mu załatwić wszystko.
Opanowała go nagle irracjonalna złość. Snape był ojcem chrzestnym Dracona, więc dlaczego nigdy mu nie powiedział, że ma syna i że jest nim Harry Potter? Z drugiej jednak strony, co by to zmieniło? Nic.
Złość opadła i poczuł się zmęczony. Przyspieszył kroku, żeby jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju, położyć się na swoim łóżku i zasnąć.
Przeszedł przez dziurę w ścianie, ale nim zdołał ukryć się za swoimi drzwiami, z kanapy przed kominkiem dobiegł go głos.
- Dracusiu, gdzie się tak spieszysz? - zaszczebiotała Pansy wpatrując się w niego maślanym wzrokiem.
Odetchnął i przywołał na twarz spokojny wyraz. Odwrócił się i wygiął lekko kąciki ku górze.
- Nigdzie, Pansy.
Nagle do jego głowy wpadł pomysł. Może uda mu się coś od Parkinson wyciągnąć i dowie się czegoś ciekawego o ostatnim roku, którego nie pamięta.
- A co u ciebie? - spytał niby od niechcenia i usiadł obok niej kładąc jej rękę na kolanie.
Zadowolona zaczęła opowiadać, ale w pewnym momencie przerwała spoglądając w górę.
Draco siedział tyłem do przejścia, przodem do Parkinson i kominka. Zdezorientowany odwrócił się i spojrzał na opiekuna jego domu.
- Panie Malfoy… - w głosie Snape’a zawarta była groźba, a on odruchowo przyciągnął rękę do siebie i skurczył się nieco.
- Tak, profesorze?
- Do mojego gabinetu - mruknął odchodząc nawet nie zadając sobie trudu by sprawdzić, czy Draco idzie za nim.
Ślizgon nie wiedział o co chodzi, ale był pewien, że za chwilę się dowie.
Gdy przekroczyli próg, Snape zdawał się odetchnąć i rozluźnić. Zdjął swoją szatę, odwiesił ją na wieszak i przeszedł za biurko wskazując wolne miejsce po jego drugiej stronie dla Dracona. Ten z lekkim wahaniem zajął wskazane krzesło i rozejrzał się niepewnie nie wiedząc, czy zaraz coś na niego nie wyskoczy.
- Draco, muszę cię prosić, żebyś wypił kilka eliksirów.
- Po co? - spytał odzyskując nagle pewność siebie. Wyprostował się i spojrzał z wyzwaniem na swojego ojca chrzestnego.
- Ponieważ twoje wspomnienia zostały usunięte za pomocą eliksiru, więc jeden z nich może ci je przywrócić.
- A co jeżeli nie chcę, żeby wróciły mi wspomnienia?
- Zmieniłeś się podczas tego roku na lepsze. I uwierz, tak będzie lepiej. Dla ciebie, dla Harry’ego i dla dzieci.
- Jakich dzieci?! - krzyknął podnosząc się z fotela. Jego impet sprawił, że krzesło przewróciło się do tyłu i walnęło z hukiem o ziemię.
- Twojego syna i córki.
- Ja nie mam dzieci - jęknął, oparł ręce na biurku i pochylił głowę w geście załamania.
- Nie wyprzesz się ich - mruknął Severus i sięgnął po coś do szuflady biurka.
Draco zaśmiał się bez cienia wesołości i spojrzał na chrzestnego z nienawiścią.
- Tak samo powiedział Potter. Uwzięliście się na mnie, czy co? To jakaś zmowa. - Pokręcił głową i wyprostował się. Założył ręce na piersi i nie przestając kręcić głową zaczął się cofać.
- To prawda, Draco. Harry jest twoim mężem, moim synem, i macie dwójkę wspaniałych dzieci - mówiąc to, Snape wyciągnął przed siebie zdjęcie w ramce. Fotografia przedstawiała jego wraz z Potterem. Byli uśmiechnięci i chyba zdjęcie było robione w szpitalu, bo w tle było widać łóżko szpitalne i aparaturę monitorującą. On zaś trzymał niebieskie zawiniątko, Potter różowe. Draco trzymał chłopca o smagłej twarzy, zupełnie jak odcień skóry Gryfona, niebiesko-szarych oczach i czarnych włoskach. Kształt ust, oczu i nosa nie należały do Dracona, ale zauważył on uderzające podobieństwo do Pottera. Córeczka za to miała jasną karnację, blond włosy, jedno oko intensywnie zielone, drugie takie jak u brata. Zdecydowanie wdała się w Harry’ego.
Malfoy wbrew sobie zrobił kilka kroków do przodu i chwycił zdjęcie drżącą ręką. Żeby je dokładnie obejrzeć musiał złapać je drugą ręką.
Odetchnął głęboko i faktycznie stwierdził, że dzieci należą do niego i Pottera. Były zbyt podobne, by się nawet kłócić.
- Gdzie jest Potter? - spytał wpatrując się w zdjęcie jak zahipnotyzowany.
- Nie mogę powiedzieć.
- Gdzie on jest? - warknął Draco odkładając z trzaskiem na biurko ramkę. Snape spokojnie schował je do szuflady i spojrzał na chrześniaka.
- Nie mogę ci powiedzieć.
- W takim razie, jest jeszcze jedna osoba, która może to wiedzieć - mruknął Draco.
Po chwili zastanowienia jednak zmienił plan i spojrzał z błyskiem w oku na Snape’a.
- Zawsze mogę iść do dyra i powiedzieć, że Potter się zmył.
- Dyrektor o tym wie.
W takim razie, Draco musiał powrócić do pierwotnego planu.
Znajdzie Granger i wyciągnie to z niej prędzej czy później.
- Hermiony też nie ma w szkole - powiedział Snape jakby czytając mu w myślach.
Przeklął głośno i spojrzał z nienawiścią na nauczyciela.
- Ją też będziesz bronił? - syknął Draco i wybiegł z sali.
Kompletnie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.
***
Harry’emu weekend minął spokojnie. Spędził czas z dziećmi i Hermioną, odrobił lekcje, nadrobił zaległości i uspokoił się. Nie wpadał już w gniew tak łatwo i nie załamywał się. Odechciało mu się płakać, a teraz jak myślał nad tym, jak reagował, chciało mu się śmiać.
Był szczęśliwy i prawie zapomniał o tym, co się stało z Draconem. No właśnie. Prawie. Zapomniałby, gdyby Draco był tu z nim i by wszystko pamiętał, gdyby to okazało się tylko złym snem. Ale tak nie było.
Czuł ciągle jego brak obok siebie. Często mówił coś do Hermiony i odwracał się w bok, by zerknąć na twarz męża, którego tu nie było. W nocy budził się kilkanaście razy i ręką szukał ciała, które powinno leżeć obok niego. Oczywiście budził się także do dzieci, które co chwilę płakały. Normalnie wstawałby dwa razy rzadziej, ale nie było Dracona, który wziąłby na siebie zajmowanie się Sebastianem.
Serce często zaciskało się od słów, które chciał powiedzieć, a nie miał do kogo. Uczucia dławiły go w gardle tworząc gulę nie do przełknięcia. W niedzielę wieczorem jednak stwierdził, że jest gotów na powrót do szkoły.
Dopiero w poniedziałek rano. Stwierdził, że tak będzie lepiej. Tą ostatnią noc chciał spędzić jeszcze z dziećmi, które zobaczy dopiero w następny weekend. Było mu ciężko na sercu.
***
Lord Voldemort przechadzał się po zamku. Nadal nie dostał odpowiedzi na swój list. Był coraz bardziej wkurzony, ale postanowił dać mu jeszcze czas.
Gdy tak chodził, podszedł do niego Śmierciożerca, ukłonił się i skierował się w tę samą stronę, co Tom.
- Panie, doszły nas wieści, że młody Malfoy miał wypadek i przez niego stracił pamięć. Nie pamięta całego ostatniego roku. Potter jest w Malfoy Manor z dziećmi i tą swoją przyjaciółką szlamą.
- Wiadomo, co się stało?
- Na eliksirach kociołek im wybuchł. Podobno Zabini zamienił im jeden składnik. Bodajże jakiś spreparowany korzeń. Eliksir wybuchł, Malfoy stracił przytomność i obudził się bez pamięci.
- Ciekawe - powiedział Tom i przyspieszył, po czym skręcił w lewo do swojego gabinetu.
Śmierciożerca został na korytarzu i po chwili odwrócił się i ruszył w drugą stronę.
Riddle chwycił za pergamin i pióro.
Odetchnął kilka razy i zamaszystym, eleganckim pismem skreślił list. Przywołał swoją ulubioną sowę i przypiął jej do nóżki rulonik. Wyszeptał jej do ucha parę słów, a ta poleciała i po chwili zniknęła w ciężkich chmurach wiszących nad zamkiem.
***
Kiedy kładł się spać w jego okno zastukała mała, czarna sówka. Do nóżki miała przyczepiony rulonik. Czarny. Już kiedyś widział taki papier.
Z niechęcią wziął pergamin od ptaka, który zaraz odleciał.
Rozwinął go siadając na łóżku.
Drogi Harry
Doszły mnie słuchy o wypadku Dracona. Co za wielka szkoda. Pewnie Twój ojciec próbuje znaleźć na to jakieś antidotum. Już wiem, że mu się to nie uda. Jestem jedyną osobą, która może Ci pomóc. Potrzebuję tylko próbki tego korzenia, a przywrócę pamięć Twojemu mężowi.
W zamian oczekuję, że przyłączysz się do mnie. Oczywiście nie będziesz zwykłym Śmierciożercą. Co to, to nie. Zadbam o Twoją wygodę, będziesz przychodził tylko, kiedy zechcesz, ewentualnie, kiedy Cię wezwę, ale nie będzie to za często. Rozumiem, że masz dzieci, męża, szkołę.
Potrzebuję Cię, by zabić Dumbledore’a. Już pewnie się domyśliłeś. On się tego nie spodziewa. To będzie nasza szansa.
Zaufaj mi, Harry. Nie chcę Cię do tego zmuszać siłą, ale uważam, że przywrócenie pamięci Twojemu mężowi jest godziwą stawką w zamian za to, że przejdziesz na moją stronę.
Poza tym, jak już wcześniej pisałem, masz w sobie więcej magii niż wcześniej. Czujesz to. Ona przejmie nad Tobą władzę, jeżeli nie spróbujesz jej okiełznać. Mam dowód na to, że magia została Ci odebrana, a teraz wróciła do Ciebie ze zdwojoną siłą.
Mam też informacje dotyczące Twojej matki. Myślę, że Cię zainteresują. A szczególnie to, że jesteśmy spokrewnieni bliżej, niż Ty, czy nawet ja, zdawałem sobie sprawę.
Jak mogłeś zauważyć, zmieniłem się. I nawet ta ludzka forma bardziej mi się podoba, wiesz? Może tak zostanę. Bez Ciebie jednak, nie mogę wrócić do bycia człowiekiem do końca. Ale może Ci tego nie powiem? Zostawię sobie to na deser…
Odpisz, jeżeli się zgadzasz. Kiedy wystawisz rękę za okno, moja sowa się pojawi i przyniesie mi odpowiedź.
Tom Riddle
P.S. Mów mi wujku.
Ręka Pottera trzęsła się tak bardzo po przeczytaniu tego listu, że musiał go przytrzymać drugą ręką, by móc przeczytać go drugi raz i upewnić się, że nic sobie nie uroił i list naprawdę wygląda tak, jak wygląda.
Po trzykrotnym przeczytaniu listu zawołał Hermionę. Przyszła dopiero jak zawołał ją po raz trzeci. Rozczochrana w szlafroku narzuconym na piżamę i groźną miną wyglądała mało strasznie. Potter zaśmiał się widząc ją taką wchodzącą do pokoju.
- Czego? - warknęła i walnęła się obok niego na łóżko.
Bez słowa podał jej kopertę. Obserwował jej reakcję. Najpierw Hermiona pobieżnie przeleciała wzrokiem po tekście, a kiedy dotarła do podpisu, jej oczy się rozszerzyły i już na dobre się obudziła. Usiadła wyprostowana i zaczęła czytać od początku. Wydawało się, jakby każde zdanie czytała dwa razy, żeby się upewnić, jak wcześniej Harry, czy aby na pewno się nie pomyliła. Kiedy w końcu skończyła, opuściła pergamin sprzed twarzy i spojrzała na niego.
- Co masz zamiar zrobić? - spytała niby neutralnym tonem, ale Potter wyczuł w nim nutkę niepewności i pewien haczyk.
- Mam zamiar mu odpisać i zgodzić się. - Wzruszył ramionami i wziął z jej ręki list.
- Harry! - Hermiona krzyknęła i stanęła przed nim w wojowniczej pozie. - Nie pozwolę ci zaprzedać swojej duszy diabłu.
- Ja to ładnie ujęłaś, to moja dusza i mogę zrobić z nią co zechcę.
- Pomyśl o Draconie - jęknęła próbując przemówić mu do rozsądku.
- Cały czas o nim myślę! - krzyknął. - Nie mogę wyrzucić go ze swojej głowy. Całe moje życie jest od niego uzależnione! On jest moim życiem! Czuję się jak narkoman na głodzie. Co się obejrzę, mam nadzieję, że go zobaczę. Sięgam ręką po jego dłoń, choć wiem, że jej tam nie będzie. Pomimo tego, że on traktuje mnie jak śmiecia, ja nadal go kocham. Nie potrafię z niego zrezygnować. Nigdy. Rzuciłbym się w ogień, gdyby to coś dało. To moja jedyna szansa.
Hermiona odsunęła się na krok i wlepiła w niego swoje przepraszające spojrzenie.
- Ja nie chciałam. Przepraszam - wymamrotała i spuściła wzrok.
- Muszę to zrobić. Skoro to jedyne wyjście. Myślę, że to nie może być aż takie złe. Tak, wiem, że to Voldemort, Czarny Pan i w ogóle, ale czytałaś ten list. On jest bardziej… bardziej ludzki. Jestem też ciekaw, co odnalazł o mojej matce i naszym pokrewieństwie. Jeżeli jedyną ceną jest to, że będę musiał czasami stawiać się u niego w zamku, a w zamian przywróci pamięć Draconowi, jestem w stanie to znieść.
On tak, ale Severus i jego mąż jak sobie wszystko przypomni i się dowie? Snape’owi nie musi mówić. Będzie to jego tajemnica, choć on nigdy nic przed Harrym nie ukrywał… Da sobie radę.
Draconowi będzie musiał powiedzieć. Nie da rady ukrywać przed nim swoich zniknięć.
Westchnął. Jednak nadal sądził, że skoro jego „powołanie” do Czarnego Pana miało być jedynym kosztem tego, że Draco odzyska pamięć, to mógł wpisać się na to bez zastanowienia. Więc co go jeszcze powstrzymywało?
- Hermiona, zrozum. To jedyne wyjście. Potrzebuję twojej pomocy.
- Ja uważam, że powinieneś poprosić o radę ojca, bo na Dracona nie masz co liczyć. On się zna na eliksirach i powie ci, czy to prawda o antidotum. Jeżeli tak, to nadal uważam, że nie powinieneś tego robić. Nie wiadomo, co się kryje pod tą otoczką miłej konwersacji. Jaki będzie naprawdę?
- Nie może być tak źle - próbował przekonać ją Potter, a po trochu też samego siebie.
Jak Hermiona powiedziała to wszystko tak racjonalnym tonem, to okazało się, że faktycznie to głupi pomysł.
- Może masz rację… - mruknął i uśmiechnął się do niej.
Jego magia była innego zdania. Poczuł jak zbiera się dookoła niego, faluje i burzy się. Niemal czuł jej napieranie na niego. Nie mógł oddychać, a w jego głowie pojawiło się jedno słowo.
Zabić.
Nagle zapomniał, co tu robi. Zerknął na pergamin trzymany w swojej ręce i zdecydował. Magia obniżyła się i wkrótce zniknęła. Teraz trzeba było pozbyć się Hermiony, żeby móc spokojnie odpowiedzieć na list.
- Faktycznie, masz rację. Pójdę spać, bo jutro jest szkoła. - Na potwierdzenie swoich słów ziewnął i przeciągnął się.
Hermiona przytaknęła i podeszła do drzwi. Chwyciła za klamkę i uchyliła je nieznacznie.
- Dobranoc - rzuciła przez ramię i nie oglądając się, wyszła.
Harry został sam i mógł napisać list.
***
Riddle nie mógł spać. Nie, żeby próbował. Siedział na kanapie przed kominkiem i wpatrywał się jak zahipnotyzowany w ogień. Wiedział, że tym razem dostanie odpowiedź i będzie ona twierdząca. Czuł to.
Było już po pierwszej w nocy, kiedy w okno zastukała czarna sówka i po odebraniu od niej listu, odleciała. Lord drżącymi ze zniecierpliwienia dłońmi rozłożył pergamin jednocześnie cofając się na kanapę. Kiedy na niej usiadł zagłębił się w lekturze.

Tom
Nie wiedziałem za bardzo jak zacząć, więc to wydawało mi się najbardziej odpowiednie. Pewnie już wiesz, ale powiem to oficjalnie. Zgadzam się. Draco jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Zrobiłbym dla niego wszystko.
Hermiona myśli, że pogadam z Severusem i że na pewno do Ciebie nie napiszę. Nikt nie będzie wiedział, że jestem po Twojej stronie. Zastanowię się nad powiedzeniem tego Draconowi jak już odzyska pamięć.
Mówisz, że mam Ci załatwić kawałek tego korzenia? Myślę, że nie będzie z tym problemu, choć muszę przyznać, że na początku myślałem, że to Ty to zrobiłeś. Jednak mi ulżyło, że nie maczałeś w tym palców. To by było wredne, gdyby się okazało, że planowałeś to.
Ciekawi mnie też to, jakie to informacje masz o mojej mamie. Jesteśmy spokrewnieni? Cześć wujku! Może być? Mam tak do Ciebie mówić tylko na osobności, czy przy Twoich sługach też? Myślę, że padli by na zawał.
Co do tej magii. Jestem bardzo ciekaw Twojej teorii, bo jedyne, co Snape mi powiedział to to, że musiałbym dostać w dzieciństwie eliksir, ale pewnie żadnego nie dostałem, bo Lily by o tym wiedziała i by mu powiedziała. Trochę to naciągane, bo mogła sama to zrobić i trzymać to w tajemnicy.
Pamiętam, że w ostatnim liście chciałeś zostać ojcem chrzestnym jednego z moich dzieci. Przepraszam, ale ta pozycja już jest zajęta. Spóźniłeś się z ofertą. Chociaż, może jak się okaże, że Izzy dobrze na Ciebie reaguję to zmienię zdanie… On jest taka wybredna.
To chyba tyle. Kiedy się spotkamy? Wolałbym raczej wcześniej niż później. Wiesz, zależy mi na czasie.
Harry Snape-Malfoy

Tom czytając list co chwilę marszczył brwi lub usta wyginały mu się w uśmiechu. Czuł, że ich współpraca będzie bardzo owocna i długa.
Wstał z kanapy i podszedł do biurka. Na środku leżał przygotowany pergamin i pióro.

Drogi Harry
Może chciałbyś spotkać się jeszcze dziś? Przesyłam naszyjnik, który jest świstoklikiem wielokrotnego użytku. Będziesz mógł się dzięki niemu teleportować do Zamku i z powrotem w jakiekolwiek miejsce sobie zażyczysz.
Weź ze sobą Izzy. Zobaczymy, czy mogę zostać jej ojcem chrzestnym. Obiecuję, że nie przygotowuję pułapki. Nie miałbym po co tego robić. Skoro zależy mi na naszej współpracy, kopałbym sobie dołki pod nogami.
Będę bardzo dyskretny z naszą współpracą, bo też nie potrzebuję rozgłosu, że sławny Harry Potter przeszedł na ciemną stronę mocy. (Wiem, że masz inne nazwisko, a nawet dwa, ale dla większości ludzi na świecie jesteś nadal Potterem.)
To chyba tyle.
Żeby uaktywnić naszyjnik weź go w rękę i pomyśl, jakie hasło chciałbyś założyć. Od tego momentu, gdy weźmiesz go w dłoń i pomyślisz hasło, a zaraz potem lokalizację, przeniesiesz się tam.
Do zobaczenia.
Tom Riddle.

Tym razem Tom wysłał z listem sokoła, który dotrze do Harry’ego szybciej niż mała sowa pocztowa. Dzięki temu już zaledwie pół godziny później, w jego gabinecie pojawił się Potter na rękach trzymając różowy tobołek, a w dłoni medalion.
Tom zaśmiał się widząc zamknięte oczy Gryfona i jego przestraszoną minę.
- Możesz otworzyć oczy i się rozluźnić - powiedział Riddle, kiedy już się opanował.
Potter uchylił najpierw jedną powiekę, potem drugą i wypuścił wstrzymywane w płucach powietrze.
- Pomimo twojej obietnicy bałem się, że będzie tu na mnie czekało kilku twoich ludzi z różdżkami wymierzonymi we mnie.
- Nie ufasz mi? - Tom udał smutek, choć wewnątrz siebie skakał ze szczęścia, że Harry przyszedł do niego i nie ufa ślepo wszelkim obietnicom jak głupi Gryfon.
- Dziwisz mi się? Trzy razy próbowałeś mnie zabić, teraz piszesz do mnie normalnie i to jeszcze takie rzeczy. Jestem skonsternowany, zaskoczony i trochę zaniepokojony. I oczywiście cholernie zaciekawiony. Oczekuję wyjaśnień.
- Dostaniesz wszystko, co będziesz chciał. Moim celem jest, byś mi zaufał.
- Jeśli się postarasz, czemu nie. - Harry wzruszył ramionami i przypomniał sobie o tym, że ma na rękach Izzy. Była ona nadzwyczaj spokojna.
Przyglądała mu się. Harry zmarszczył brwi i zerknął na Toma, który też wpatrywał się w zawiniątko, jednak z miejsca, w którym stał, nie mógł dojrzeć Izzy. Gryfon zrobił krok do przodu, a Tom nawet nie zdając sobie z tego sprawy, też się przysunął. Harry obrócił się do niego bokiem tak, że Izzy zwrócona była twarzą do Riddle’a. Ten stał jak urzeczony wpatrując się w uśmiechniętą buzię dziewczynki. Wyciągnął przed siebie ręce, a Harry po chwilowym wahaniu oddał mu ją. Izzy nie zamierzała płakać. Wpatrywała się z zaciekawieniem w mężczyznę, który trzymał ją na rękach zupełnie, jakby znała go całe swoje, co prawda krótkie, ale zawsze, życie.
Harry przyjrzał się Tomowi. Czarny Pan z dzieckiem na rękach. Wyglądał stosunkowo normalnie. Czarne, dłuższe do ramion włosy i turkusowe oczy bez czerwonych przebłysków. Twarzy nie wykrzywiał grymas nienawiści ani wściekłości.
- Polubiła cię - powiedział Harry podchodząc jeszcze bliżej i nachylając się nad córką.
- Jest niesamowita. Nie lubię dzieci, szczególnie małych, ale ona przyciąga. I te jej oczy…
- Te, bo pomyślę, że się w niej zakochałeś - zaśmiał się Harry szturchając go w ramię.
- Między nami jest jakieś 70 lat różnicy. Bez przesady. Nie jestem pedofilem - odparł Lord sceptycznie, ale na wszelki wypadek oddał córkę ojcu. Usiedli na kanapie przed kominkiem.
- Zdecydowanie nie wyglądasz na 70 lat. Co najwyżej na dwadzieścia parę.
- Dziękuję. To przez zaklęcie i horkruksy. 
- A gdyby nie to, że mamy już chrzestnych, a głupio teraz jednemu powiedzieć „Sorry, znalazłem kogoś lepszego, wiesz, to Lord Voldemort.”, to wziąłbym cię na ojca chrzestnego.
- A wiesz, że każdy czarodziej może mieć dwóch ojców i dwie matki chrzestne? Nie praktykuje się tego, bo zazwyczaj trudno znaleźć nawet jedną parę rodziców, a co dopiero dwie i to jeszcze jak ma się dwójkę, trójkę, czwórkę dzieci.
- A mógłbyś być ojcem chrzestnym nie mówiąc o tym nikomu innemu?
- Tak. Co za problem. Składam przysięgę i tyle. Nikt o tym nie wie. Nie będzie miała nigdzie na czole „chrześnica Toma Riddle’a”.
- Wiesz, skoro mamy to utrzymać w tajemnicy, to trochę dziwne by było, gdybym musiał się do tego przyznać.
- Przynieś ją do mnie, kiedy już będzie po chrzcie. Wtedy najlepiej. Jestem silniejszy magicznie, niż twoi przyjaciele, więc będzie bezpieczniej.
- Dobrze - Harry skinął głową i zmienił temat - To co z Draconem?
- Mówiłem, że muszę dostać kawałek tego korzenia.
- A mając korzeń, jak zamierzasz to zrobić? Skoro Severus nie zna sposobu, a jest Mistrzem Eliksirów, to jak ty go możesz znać?
- Powiedzmy, że znam kogoś, kto mógł przygotować ten korzeń. Wiem także w jaki sposób należy odwrócić jego działanie.
- Kto to? - spytał Harry, lecz wiedział, że najprawdopodobniej nie będzie znał nazwiska.
- Tylko nie krzycz - poprosił Tom i gestem ukrócił wszystkie protesty. - To Dumbledore.
- Ale…! - Potter zdążył powiedzieć tylko tyle zanim jakaś siła pozbawiła do głosu. Jakaś siła, czyli zaklęcie Toma.
- Mówiłem, żebyś nie krzyczał. Chcesz, żeby zbiegli się tu wszyscy moi Śmierciożercy?
Harry potrząsnął przecząco głową.
- Grzeczny chłopiec. Pomyśl tylko. Ukochany dyrektor, wzór cnót. Kto by go podejrzewał? Wykorzystał Blaise’a, który i tak cię nienawidzi. Nic prostszego. Domyślił się też, jak zareagujesz. Musiał wyczuć wzrost poziomu twojej magii oraz to, że nie będziesz w stanie ani jej ani siebie powstrzymać. Gdyby Zabini zginął, nikt by go nie mógł oskarżyć. Teraz musi jak najszybciej pozbyć się go ze szkoły. Już rozumiesz, do czego zdolny jest dyrektor, jeżeli w grę wchodzi wygrana w wojnie.
- Ale przecież gratulował mi i Draconowi ślubu. Zawsze był po naszej stronie.
- Nie, Harry. On jest po swojej stronie. To, że gratulował, to nic nie znaczy. Też ci gratulowałem i co? Przejąłeś się tym?
- Nie. A robiłeś to szczerze?
- Zawsze wszystko robię szczerze w przeciwieństwie do Albusa. Odwiedził cię chociaż raz, jak byłeś w Skrzydle Szpitalnym? A Zabiniego?
- Wydaje mi się, że nie, ale mogłem spać.
- Uwierz, jego nie da się nie zauważyć. Obudziłbyś się.
- Nieważne. Muszę zdobyć dla ciebie kawałek korzenia i będziesz w stanie odwrócić zaklęcie?
- Sporządzę na jego podstawie antidotum, które Draco będzie musiał wypić, ale tak. To wystarczy.
- Z wypiciem może być problem, ale coś poradzę. Gorzej będzie ze Snape’em i Pomfrey, gdy nagle Draco odzyska pamięć choć mówili, że to niemożliwe.
- Powiedz, że uderzył się w głowę, czy coś. Czasem najprostsze rozwiązania działają najlepiej.
- Powiedz jeszcze, co z tą magią. Sev powiedział, że to niemożliwe, że Lily dała mi eliksir lub ktokolwiek inny i mu o tym nie powiedziała.
- Chyba, że zrobiła to tuż przed śmiercią i po prostu nie zdążyła. Podejrzewam, że jej zamiarem było ukrycie twojej magii. Może myślała, że gdy zobaczę jak wielką mocą dysponujesz jako niemowlak, będę chciał cię po swojej stronie zamiast cię zabić, a to przerażało ją bardziej, nić myśl, że zginiesz. Absurdalne jest to, że Lily chciała ukryć twoją moc, a właśnie ona cię uratowała. Nigdy przed tobą oni po tobie nie spotkałem czarodzieja, który miałby tak dużo magicznej mocy. Teraz ją czuję i jest jej jeszcze więcej niż wtedy. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nawet nie cofnąłem zaklęcia, które na ciebie rzuciłem. Twoja magia wyzwoliła cię spod niego. To niesamowite.
- Nie zwróciłem na to uwagi. Po prostu chciałem coś powiedzieć i to zrobiłem.
- A co się dzieje, kiedy się denerwujesz?
- Nie chcesz wiedzieć.
- Ależ oczywiście, że chcę - Tom droczył się z Harrym uśmiechając się wrednie.
- Nie, nie chcesz.
- Owszem, chcę. Ale może kiedy indziej - powiedział wskazując na Izzy w rękach Gryfona. - Poza tym jestem zmęczony i nie chce mi się z tobą użerać.
- To dobrze. Najlepiej, żebyś nie chciał zobaczyć co się dzieje, jak jestem wściekły.
- I tak do tego doprowadzę prędzej czy później i nic mnie nie powstrzyma - zapowiedział Tom patrząc Harry’emu prosto w oczy.