sobota, 21 lutego 2015

Tom II Rozdział 5.

Minął prawie tydzień, a ja dodaje nowy rozdział... Co się ze mną dzieje?
Dziękuję za komentarze, nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak bardzo mnie one motywują do dalszego pisania.
Już nie marudzę więcej.
Miłego czytania!
________________________________________________________
Rozdział 5. „Ślub cz.2”
Podczas uczty wszyscy się na niego gapili jakby był ufoludkiem. Banda starała się go zajmować rozmową, ale sami byli sfrustrowani tymi natarczywymi spojrzeniami. Tylko śpiewający Semanthiel był w stanie go uspokoić i wyciszyć. Kiedy feniks zaczynał śpiewać wszystkie jego troski znikały, rozpływały się cudownej muzyce. Był mu za to niesamowicie wdzięczny.
Pełną piersią odetchnął dopiero, kiedy poszedł do swojego pokoju, żeby się spakować. Nie przewidział tego, że Draco wynajmie skrzaty w tym celu. Usiadł więc na łóżku i zapatrzył się przez okno. Słońce właśnie zachodziło tworząc różowo-złotą łunę i odbijało się w jeziorze. Oświetlało zwykle ciemny i nieprzebyty las. Wydobywało magię barw spośród traw. W oddali majaczyło boisko. Westchnął i usiadł na parapecie podkurczając nogi na tyle, na ile pozwalał mu brzuch. Warknął cicho i po chwili się zaśmiał.
- Co cię tak śmieszy? - spytał Draco podchodząc do niego i opierając głowę o jego ramię.
- Wszystko. Dzisiaj, na jeden dzień przyjąłem nazwisko Snape. Tylko po to, żeby jutro stać się twoim mężem z biologicznym ojcem wśród gości.
- Czego się nie robi z miłości - powiedział Malfoy uśmiechając się.
- Widziałem dzisiaj kogoś - zmienił temat zastanawiając się jak przekazać swoje wątpliwości chłopakowi tak, by ten nie wziął go za wariata. - Stał, a raczej stała w drzwiach nauczycielskich. Miała rude włosy i miałem wrażenie, że się uśmiechała.
- Wrażenie?
- Miała na sobie kaptur. Nie widziałem jej twarzy. Przez chwilę pomyślałem… - zawahał się i spuścił głowę.
- Pomyślałeś, że to twoja mama? - dokończył Draco przypatrując się twarzy ukochanego.
- Tak. Ja wiem, że to głupie, że ona nie żyje, ale kiedy zobaczyłem tę kobietę… Samo jakoś tak się pomyślało. I jeszcze byłem pewien, że miała zielone oczy. Choć stała tak daleko - mruknął zrezygnowany.
Draco wspiął się na palce i pocałował go delikatnie w policzek.
- Też pewnie bym tak pomyślał. Możemy spytać Severusa, czy widział tam kogoś, a Dumbledore to już na pewno będzie wiedział.
- Dobrze - zgodził się, choć był pewien, że i tak niczego się nie dowie.
***
Pozostała im tylko podróż pociągiem do Londynu, a stamtąd miały ich zabrać skrzaty. Jakie więc było ich zdziwienie, kiedy cała banda spotkawszy się przed szkołą, za pomocą świstoklika ofiarowanego przez Snape, przedostała się od razu do Malfoy Manor. Profesor niestety miał dołączyć później, ponieważ ktoś musiał przypilnować tych dzieciaków w pociągu.
W ten sposób noc spędzili w wygodnych łóżkach, a nie w pociągu ściśnięci i wymięci. Z samego rana rozległ się dzwonek do drzwi, a Narcyza jako dobra gospodyni przywitała wszystkich gości promiennym uśmiechem. Rodzice członków bandy, którzy byli tu po raz pierwszy niepewnie rozglądali się po dworze. Prowadzeni przez panią Malfoy do odpowiednich pokoi, przyglądali się malowidłom i ozdobom rozstawionym na stolikach w przejściu. Bali się czegokolwiek dotknąć.
Kobiety rozmawiały rozentuzjazmowane z panią domu pytając się, czy coś aby pomóc, ale ta grzecznie odmawiała i prosiła o zrelaksowanie się przed uroczystością. Mężczyźni natomiast w swoim gronie zastanawiali się nad ozdobami, ile mogą mieć lat.
Po rozlokowaniu wszystkich w pokojach, Narcyza poszła obudzić swojego syna i swojego przyszłego syna. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Tyle czasu o tym marzyła.
- Draco - zawołała od progu, ale łóżko było puste. Z łazienki za to dobiegał szum wody. Zadowolona udała się do kuchni.
Właśnie przechodziła obok drzwi wejściowych, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiona podeszła i uchyliła je. Na stopniach wejściowych stała filigranowa kobieta w wieku około trzydziestu pięciu lat, o rudych włosach i zielonych oczach. Nie były one tak intensywne jak u Harry’ego, ale widać było w nich inteligencję i spryt. Rysy twarzy były przyjemne, kości policzkowe odznaczały się od twarzy, ale bez wątpienia gość był urodziwy.
- Dzień Dobry. Nazywam się Lasandra Emet. Dostałam zaproszenie na dzisiejszy ślub. - Wyjęła z kieszeni zaproszenie i kopertę z napisanym na niej imieniem i nazwiskiem. Narcyza jednak dostrzegła, że nie było to jej pismo. - Czy dobrze trafiłam?
- Tak, jednak nie przypominam sobie, żebym wysyłała zaproszenie na takie nazwisko - powiedziała Cyzia cofając się i przymykając lekko drzwi.
- To bardzo prawdopodobne, ponieważ dostałam zaproszenie od Albusa Dumbledore’a. Miałam nadzieję, że przekaże, że się pojawię.
- Nie przekazał - odparła i już miała zamknąć drzwi, kiedy usłyszała, że woła ją Harry.
- Kogo nie chcesz wpuścić, Narcyzo? - spytał brunet podchodząc do gospodyni.
- Lasandra Emet. Mówi, że dostała zaproszenie od Albusa.
- Więc czemu nie chcesz… - zaczął, ale kiedy podszedł do Narcyzy i zobaczył przez uchylone drzwi gościa, zaparło mu dech w piersiach. Od razu rozpoznał ten kolor włosów i oczu. Podobna budowa i wzrost upewniły go, że to ta sama kobieta, którą widział na zakończeniu roku. Teraz przynajmniej wiedział, jak kobieta ma na imię, a przy okazji będzie mógł się czegoś o niej dowiedzieć. - Narcyzo, proszę, wpuść ją - poprosił słabym głosem starając się ukryć szok i swoje zdenerwowanie.
- Dziękuję - powiedziała kobieta, kiedy przekroczyła próg ku niezadowoleniu gospodyni.
- Witam, nazywam się Harry Po… Snape i to przeze mnie jest dzisiaj to zamieszanie - powiedział i potoczył ręką dookoła.
- Ja nazywam się Lasandra Emet, jak już wiesz - podała mu rękę, którą ucałował z gracją i uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi.
- Zaraz powinien pojawić się… O właśnie. To mój narzeczony, Draco Malfoy - powiedział do kobiety widząc nadchodzącego od strony schodów blondyna. - Draco, to jest Lasandra Emet - powiedział i przekazał ją w ręce Ślizgona.
To ta kobieta z wczoraj - powiedział do niego w myślach nawet na chwilę nie przestając się uśmiechać.
Nie jest podobna do twojej matki. No może oprócz włosów i oczu - odparł Draco po chwili.
Wiem. Musiało mi się wydawać - powiedział ostrzej niż zamierzał po czym posłał przepraszające spojrzenie blondynowi i spuścił wzrok.
- Miło mi - powiedział Draco uśmiechając się.
- A więc panno Emet…
- Mówcie mi Lasandra - poprosiła uśmiechając się.
- Oczywiście - przytaknął Harry i poprowadził ją na piętro, by pokazać jej pokój. - A więc Lasandro, skąd znasz Albusa?
- Chodziłam do Hogwartu. Był dyrektorem. Potem zostałam aurorem, a on ma niezwykle dużo wspólnego z ministerstwem. Należałam także przez pewien czas do Zakonu Feniksa. Wtedy zaprzyjaźniliśmy się. Niestety musiałam pilnie wyjechać jakiś czas temu i nasz kontakt osłabił się. Miesiąc temu dostałam zaproszenie na wasz ślub. Nawet nie wiecie jak mnie to zaskoczyło. Znałam twoją matkę. Jesteś taki do niej podobny. Nawet nie zdążyłam się z nią pożegnać. Wyjechałam trzy dni przed jej śmiercią. Pamiętam jeszcze, że obiecała mi, że pójdziemy na lody, jak wpadnę w odwiedziny - powiedziała w rozmarzeniu, a w jej oczach pojawił się cień, którego Harry nie potrafił zidentyfikować. - Byłam od niej młodsza o trzy lata. Może dlatego Narcyza mnie nie poznała. Ona zwykle zadawała się tylko z osobami z jej rocznika lub wyższego. A twój ojciec, Severus, gdzie jest?
- To ty wiesz, kto jest moim prawdziwym ojcem? - spytał z niedowierzaniem przystając. Spoglądał na nią rozszerzonymi oczami jakby była ufoludkiem.
- Masz jego nazwisko, więc zakładam, że nie bez powodu... Poza tym, Lily mi powiedziała. Byłam jej przyjaciółką - powiedziała niepewnie. Znowu pojawił się ten sam cień. Przez chwilę Harry’emu zdawało się, że przez jej twarz przebiegł wyraz strachu, jakby zdradziła jakąś super ważną tajemnicę. - Wiedziałam tylko ja, ona, Severus i Dumbledore, choć nie wiem, jak on się o tym dowiedział. Z resztą on zawsze wszystko wiedział - zaśmiała się próbując rozładować atmosferę.
- Severus przyjedzie dzisiaj - powiedział Draco widząc, że Harry’emu zajmie trochę nim dojdzie do siebie. Pociągnął gościa w głąb holu i pokazał jej odpowiednie drzwi. Odetchnął głębiej dopiero, kiedy drzwi za Lasandrą zamknęły się z głuchym trzaskiem.
- Harry? - spytał Draco podchodząc do chłopaka nadal stojącego na środku przejścia. Zupełnie jakby był potraktowany zaklęciem.
- Coś jest nie tak - powiedział Potter i szybko zbiegł na dół nawet nie zaszczycając chłopaka spojrzeniem. - Lucjuszu! - krzyknął Harry wychodząc na błonia i przeszukując je wzrokiem.
- Coś się stało? - spytał Malfoy senior podchodząc do roztrzęsionego chłopaka.
- Kiedy przybędzie tu Severus. Muszę natychmiast z nim porozmawiać.
- Myślę, że powinien tu być lada chwila.
- Kto? - spytał Snape podchodząc do nich od strony punktu aportacyjnego.
- Ty - powiedział Lucjusz wzruszając ramionami i wskazując na Harry’ego.
- Co ci się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
- I tak się czuję. Gdzie możemy w spokoju porozmawiać?
- Myślę, że moja pracownia, to idealne miejsce.
Parę minut później siedzieli z kubkami herbaty w rękach, a Snape rozważał wszystkie rewelacje dostarczone przez syna.
- I mówisz, że była przyjaciółką Lily?
- Pomyślałem, że jako jej przyjaciel mogłeś o takiej słyszeć. Albo choćby ją spotkać. Skoro spytała o ciebie.
- Lasandra Emet. Coś mi to mówi. Powiedziała, że była w Zakonie Feniksa. I wiedziała, że jestem twoim ojcem. Rzekomo od Lily.
- Tak. Dostała zaproszenie od Albusa. I była młodsza od mamy.
- O ile?
- Trzy lata. Poza tym była wczoraj na zakończeniu. Stała w drzwiach za waszym stołem. Widziałem tylko jej włosy, ale mają podobną budowę i wzrost. A skoro zna Albusa, to mógł ją zaprosić, jeżeli przyjechała wcześniej.
- A mówiła ci dokąd wyjechała?
- Nie, tylko że wyjechała trzy dni przed jej śmiercią. Nic więcej.
- Porozmawiam z nią, ale nie tak, żeby coś zaczęła podejrzewać. Traktuj ją normalnie jak jednego z gości.
- Postaram się - mruknął.
- A teraz idź się przygotować. Niedługo ślub.
***
Skierował się do pokoju przeznaczonego dla niego przed ślubem. Czarodzieje, podobnie jak mugole, wierzyli, że zobaczenie panny młodej w sukni przed ślubem przynosi pecha. U nich nie było ani panny młodej ani sukni, ale trzymali się tej zasady, by jeden nie zobaczył drugiego.
Harry wyciągnął z szafy garnitur zawinięty w ochronną folię. Położył go na łóżku i delikatnie odwinął ubranie.
Odetchnął głęboko, kiedy zobaczył garnitur, który kupili z Draco pięć miesięcy temu. Wiedział, że będzie musiał go powiększyć, bo miał już spory brzuch, jak to w siódmym miesiącu. Nagle uświadomił sobie, że sam tego nie zrobi, bo nie może czarować. Zaklął, a coś kopnęło go po lewej stronie w brzuchu. Uśmiechnął się i usłyszał za sobą otwierane drzwi.
- Wiesz, że…
- Co wiem? - spytał Snape podchodząc do syna, który przerwał w pół zdania.
- A nic. Właśnie miałem problem. Nie mogę czarować, a potrzebuję pomocy w powiększeniu ubrań - uśmiechnął się słodko.
- Po to przyszedłem. Domyśliłem się, że możesz mieć problemy. No już, przebieraj się.
Harry dość sprawnie zmienił ubranie, a Snape machnięciem różdżki dopasowywał wszystko do odpowiedniego rozmiaru. Na koniec zostały buty.
- Na co czekasz?
- Aż mi je zawiążesz.
- Sam nie możesz?
- Zawsze Draco mi pomaga.
Snape z westchnięciem machnął różdżką i buty były zawiązane.
- Mam cię zaprowadzić do ołtarza? - spytał Severus z ironią poprawiając kołnierzyk koszuli i wiążąc muszkę.
- Trochę dziwnie by to wyglądało - mruknął wymijająco Harry nie chcąc nijak urazić ojca.
- Ale jestem twoim ojcem i mam do tego prawo - przypomniał.
- Wiem, wolę jednak, żebyś usiadł w ławce koło Narcyzy i Lucjusza.
- Jak chcesz - Snape wzruszył ramionami jednak wydawał się nieco odprężyć tym, że nie będzie musiał prowadzić syna do ołtarza.
Po chwili zastanowienia cofnął się o krok i ocenił wygląd syna.
- Jeszcze tylko się uśmiechnij i będzie genialnie - mruknął posyłając synowi lekkie skrzywienie warg, które miało być pocieszającym uśmiechem, odwrócił się i wyszedł zamykając za sobą cicho drzwi.
Harry został sam ze swoimi myślami. Nie chciał się wycofać. Pragnął tego z całego serca. Wiedział jednak, że jego przyszłość nie jest zbyt kolorowa i za chwile szczęścia będzie musiał słono zapłacić. A raczej nie on tylko Draco. W przyszłości. Głosik w jego głowie podpowiadał mu, że w bardzo niedalekiej przyszłości.
Objął się ramionami. Nagle zrobiło mu się zimno i duszno. Spróbował przywołać pod powiekami twarz Dracona jednak na próżno. Łapał spazmatycznie powietrze i czuł kropelki zimnego potu spływające po plecach. Zamknął oczy.
Ocuciło go dopiero pukanie do drzwi. Pomogło mu to uspokoić oddech i wziąć się w garść. Poprawił garnitur i przywołał na twarz uśmiech. Po chwilowej panice nie pozostał najmniejszy ślad.
Uchylił drzwi i zobaczył zaniepokojoną twarz Hermiony.
- Harry, wydawało mi się…
- Wszystko w porządku - powiedział wychodząc na korytarz. - Wyglądasz przepięknie. Z resztą jak zwykle - uśmiechnął się.
Gryfonka ubrana była w sukienkę druhny czyli zwiewną fioletową kreację sięgającą kolan. Wydawało się jakby była utkana z mgły. Stroju dopełniały pantofelki na wysokim obcasie w kolorze perłowego różu. Trzeba przyznać, że Hemiona zna się na modzie i wiedziała w czym druhny będą prezentować się najlepiej.
- Draco już na ciebie czeka - mruknęła i ulotniła się zapewne po to, by zając odpowiednie miejsce.
Harry westchnął i poszedł w stronę pokoju, z którego było wyjście do ogrodu. Przed drzwiami czekał na niego Draco. Ubrany był w biały garnitur, pod który ubrał czarną koszulę. Nie założył żadnego krawata ani muszki, a dwa ostatnie guziki zostawił niezapięte. Włosy idealnie ułożone pewnie jak zwykle były idealnie miękkie. Brunet miał ochotę to sprawdzić. Musiał bardzo się starać, żeby nie patrzeć nigdzie indziej jak przed siebie, bo miał ochotę rzucić się na swojego narzeczonego. Wiedział, że oczy koloru burzowych chmur wpatrywały się w niego jak w jakieś bóstwo, chociaż Harry wcale tak się nie czuł. Z ogromnym brzuchem czuł się bardziej jak wieloryb.
- Myślałem, że stchórzyłeś - mruknął Draco kiedy stanął obok niego.
- Gryfoni nigdy nie tchórzą.
- Ta, jasne - mruknął i podał mu ramię.
- Myślałem, że skoro ubrałeś biały garnitur, to ty jesteś panną młodą - sarknął Harry.
- Już to ustalaliśmy. I nie marudź, bo mogłem stać tam przy ołtarzu i czekać na ciebie - mruknął Draco, przywołał na twarz swój idealny uśmiech i wraz z Harrym ruszył przed siebie.
Semanthiel usadowił się niedaleko ołtarza i śpiewał przepiękną pieśń o miłości, oddaniu, rodzinie. Kobiety płakały, choć jeszcze ceremonia się nie zaczęła. Chłopacy dopiero kroczyli przejściem. Byli swoim przeciwieństwem, a jednocześnie byli tacy podobni. Harry, brunet, oliwkowa cera, Draco blondyn o alabastrowej skórze. Tak bardzo różne charaktery, a jednak podobieństwo w wychowaniu. Obaj wychowani z dala od uczuć, od rodziców, potrafią kochać mocno i szczerze bez żadnej skazy. Tacy niewinni, tacy odważni, tacy idealni w swej nieidealności. Kochają bezgranicznie miłością ofiarną i głęboką.
W końcu para dotarła do podwyższenia. Ślubu udzielał urzędnik ministerstwa, jednak na razie była to tylko ceremonia by byli zaślubieni względem prawa. Ze względu na stan Harry’ego połączenie mocy nie mogło odbyć się w tym terminie.
Urzędnik rozpoczął mowę, po co się zebrali, ale Harry nie zwracał na niego uwagi. Dyskretnie starał rozglądać się po zebranych. Za Draconem stały druhny. Hermiona, Ginny i Luna. Za nim zaś wiedział, że stoją Fred, Neville i Serpens. Brat Dracona chciał się czuć potrzebny i dzięki blondynowi załatwił sobie tę posadę. Potter jeszcze nigdy nie widział tak szczęśliwego dziecka. A w garniturze wyglądał doroślej niż niejeden mężczyzna. Wśród gości widział Narcyzę, Lucjusza, Severusa, stojących w pierwszych ławkach i swoich przyjaciół, którzy stali miej więcej w środkowym rzędzie. Najbardziej zaintrygowało go to, że Lasandra zajęła miejsce w pierwszej ławce przeznaczonej dla rodziny młodego małżonka. Czyżby była z jego matką tak blisko, że poczuwała się do tego, by zająć jej miejsce? Odetchnął i skupił się na Draconie, który właśnie kończył mówić słowa przysięgi. Teraz nadszedł czas na niego.
Powtarzał słowa dokładnie i dobitnie chcąc je wyryć sobie w umyśle do końca życia. W zdrowiu i w chorobie, w szczęściu i w biedzie, do końca życia razem. Na wieczność.
Jedną obrączkę trzymała Hermiona jako główna druhna i Fred jako druh. Podali parze obrączki z uśmiechem. Ci odebrali je i włożyli małżonkowi na serdeczny palec lewej ręki. Złoto błyszczało w świetle słońca.
A w końcu padły słowa, na które czekali od początku.
- I ogłaszam was mężem i mężem.
Rozległy się brawa i okrzyki radości. Lecz oni nie byli tego świadomi. Patrzyli sobie w oczy trzymając się za ręce. Draco pochylił się i pocałował mocno Harry’ego przez co ten omal się nie przewrócił w porę jednak złapany przez świeżo poślubionego męża. Uśmiechnął się i oddał pocałunek. Kiedy oderwali się od siebie na zaledwie parę centymetrów zobaczył w oczach blondyna dzikie światło, zapewne odbicie jego własnego uczucia rozrywającego mu serce na drobne kawałki.
- Kocham cię - wyszeptał z mocą nie mogąc na niczym innym się skupić.
- Też cię kocham - zapewnił Ślizgon i z zawadiackim uśmiechem odwrócił się w stronę wiwatujących gości.
Kątem oka Harry zobaczył, że Narcyza stara się nie rozpłakać. Obraz jednak przesłoniła mu burza brązowych włosów i znajomy zapach.
- Hermiona, udusisz mnie - jęknął i wyplątał się z objęć przyjaciółki której po policzkach ciekły łzy. - Czemu płaczesz? - spytał zdezorientowany.
- Wszyscy płaczą na ślubach - wzruszyła ramionami i pociągnęła nosem. - Po prostu jestem taka szczęśliwa.
- Ja za to nie mogę w to uwierzyć - szepnął i spojrzał na lewą rękę.
- Nie sądziłam, że tak wcześnie wyjdziesz za mąż - stwierdziła i jeszcze raz go uściskała.
- Wiesz co? Ja może nawet brałem to pod uwagę, ale że będę wtedy w ciąży i to w dodatku z nim - powiedział wskazując ręką blondyna, który aktualnie stał plecami do nich i rozmawiał z Lucjuszem i jednym z gości, którego Harry nie znał.
- Od zawsze was do siebie ciągnęło choć nie mogę powiedzieć, że nie byłam zaskoczona - mruknęła.
- No już. Uśmiechnij się - szepnął jej do ucha i pocałował w policzek.
- Hermi, odczepisz się od niego w końcu? - zażartował Fred stojący za nią w kolejce do pana młodego.
- No już - warknęła, ale uśmiechnęła się promiennie i zniknęła w tłumie.
- No stary. W końcu na swoim.
- Taa… - mruknął Harry.
- Nie cieszysz się? - zdziwił się Fred zerkając na Dracona.
- Jestem przeszczęśliwy. Mógłbym skakać z radości - powiedział przywołując na twarz uśmiech.
- No i od razu lepiej. Powiem po prostu gratulacje i zwolnię cię dla następnych, bo mnie zjedzą - zażartował i skręcił w lewo, żeby pogratulować Draconowi.
Następne w kolejce były Ginny i Luna. Wyściskały go i życzyły szczęścia. Narcyza stojąca w kolejce za dziewczynami promieniała. Trzymała na rękach Cecy, która lekko zaspana pocierała oczka piąstkami. Cyzia była przeszczęśliwa, że jego syn znalazł szczęście i kogoś kogo pokochał z wzajemnością. Cieszyła się, że od teraz może Harry’ego nazywać swoim synem, czego nie omieszkała mu przypomnieć.
Harry poczuł, że w końcu znalazł prawdziwą rodzinę. Taką, która go pokochała, zaakceptowała i nie chciała od niego więcej niż sam zamierzał dać. A zamierzał ofiarować z siebie jak najwięcej.
- Nad czym tak dumasz? - spytał Draco obejmując go ramionami od tyłu.
- Tak po prostu się zastanawiam - odparł i zobaczył przeciskającą się w ich stronę Lasandrę.
- Gratulacje chłopaki - powiedziała uśmiechając się promiennie.
Harry doznał uczucia deja vu. Już kiedyś gdzieś widział ten uśmiech. Tak szeroki, piękny, szczery… Dawno temu.
- Dziękuję - rzucił Draco nie zwracając na nią zbytniej uwagi tylko przypatrując się Harry’emu.
- A Harry. Byłabym zapomniała. Mam coś dla ciebie. Coś co kiedyś należało do Lily.
Potter jakby obudził się ze snu. Potrząsnął głową, przywołał na twarz uśmiech i wyciągnął ręce w stronę gościa. Na jego ręce wylądowała koperta i małe pudełeczko. Kiedy złapał je w palce coś w nim zagrzechotało.
- Dziękuję - powiedział cicho i odszedł kawałek by w spokoju zerknąć na podarunki. Draco posuwał się za nim jak cień, ale nie przeszkadzało mu to, bo nie miał przed nim żadnych tajemnic.
Znaleźli ławkę przed wejściem do ogrodu jakieś piętnaście metrów od całego zamieszania.
Potter drżącą ręką rozerwał białą kopertę i wyciągnął z niej zielony papier zapisany pajęczym pismem. Od razu skojarzyło mu się z Severusem.

Drogi Harry
Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy z kimkolwiek i gdziekolwiek jesteś. Choć, jak mniemam, skoro czytasz ten list, to Lasandra Cię odnalazła.
W tym wielkim dniu powinnam być z Tobą, wspierać Cię. Przykro mi, że musisz przechodzić przez to sam. Oczekuję, że Severus dobrze się Tobą opiekuje i że znalazłeś z nim wspólny język. To w gruncie rzeczy dobry człowiek. Mój jedyny przyjaciel.
W pudełeczku masz mój medalion, który otrzymałam od ojca. To swego rodzaju amulet. Przekazywany z ojca na syna, a że, jak wiesz, nie miałam żadnego brata, ostał się on mnie. Wierzę, że przekażesz go swemu synowi.
Żałuję, że nie poznałam Twojej wybranki lub Twojego wybranka. Uściskaj ją/go ode mnie.
Mam nadzieję, że Twoje dzieci będą miały lepsze życie niż Ty. Zasługiwałeś na coś lepszego niż dostałeś. Przepraszam Cię za to.
Dobra, już koniec melodramatów. To Twój wielki dzień. Baw się i używaj życia.
Kochająca Lily

Nie potrafił powstrzymać łez płynących po policzkach. Czuł, że moczą mu koszulę, ale nie dbał o to. Spojrzał na pudełeczko leżące w ręce Dracona. Miał przemożną chęć chwycenia go i wyrzucenia daleko poza granice posiadłości, a może nawet i świata. Nie chciał na nie patrzeć. A mimo to nadal tam leżało. Czekało na jego ruch, a on nie był w stanie go wykonać.
- Otwórz - poprosił blondyna, który wykonał polecenie bez żadnego pytania. Zapewne czytał mu przez ramię. Powinien się za to zdenerwować, ale nie miał na to siły ani ochoty.
W środku leżał błyszczący medalik o nieokreślonym kształcie. Harry chwycił go w palce i obrócił. Było to małe serce ze złota oplecione czarnym wężem najprawdopodobniej zrobionym z onyksu. Wężyk miał zielone oczko wykonane ze szmaragdu. Pobłyskiwało w promieniach słońca. Medalik zawieszony był na drobnym łańcuszku jednak całość prezentowała się dostojnie i była w tym jakaś magia. Trudna do określenia, jakby ochronna, znacząca więcej niż jakiekolwiek czary ochronne. Bez wahania Harry założył medalik na szyję i schował go pod ubranie.
- Jesteś pewien? - spytał cicho Draco widząc poczynania męża.
- Tak. Jak nigdy niczego - odparł z mocą czując chłód bijący od medalika.
- Możemy wracać? - wskazał na tłum, który zaczął przemieszczać się w stronę parkietu utworzonego między dwoma starymi dębami.
- Oczywiście - zapewnił chowając list do wewnętrznej kieszeni marynarki wraz z pudełeczkiem.
Harry wstał, wyprostował ubranie i wyciągnął ręce w stronę męża. Ten ujął je i podniósł się stając naprzeciwko niego.
- Kazała mi cię uściskać - powiedział i przyciągnął go do siebie opierając głowę o jego ramię.
- Kazała ci zrobić coś jeszcze?
- Bawić się i używać życia - mruknął wiedząc, co zaraz usłyszy.
- Pamiętaj, że jesteś w ciąży.
- Wiem, tylko soczek - burknął.
- No właśnie - zaśmiał się Draco i pociągnął go w stronę gości, którzy czekali na nich aż zatańczą pierwszy taniec.
Nie byli świadomi tylko tego, że jeden z gości oddzielił się od reszty i przez cały czas obserwował zachowanie Harry’ego. W krzakach mignęły rude włosy i rozbłysły zielone oczy.

niedziela, 15 lutego 2015

Tom II Rozdział 4.

Rozdział 4. „Nazwisko”
Termin ślubu wyznaczono na ostatni weekend czerwca, czyli dzień po zakończeniu roku. Żeby nie utrudniać, cała banda przeniesie się od razu do Malfoy Manor wraz z Draconem i Harrym. Tam dołączą ich rodzice w dniu ślubu.
Harry od rana denerwował się i chodził z kąta w kąt nie mogąc się uspokoić. Mess pełzała u jego nóg, ponieważ na nadgarstek była już trochę za duża. W ciągu pół roku przybrała dziesięć kilo i miała długość około trzech metrów. Zazwyczaj czas spędzała na pełzaniu w Zakazanym Lesie i polowaniu. Mówiła też, że poznała kilka ciekawych stworzeń i z nimi spędzała czas między polowaniami. Czasem jednak wracała i spała przy łóżku Harry’ego, żeby w razie czego móc go ochronić. Semanthiel spał na żerdzi. Minął tydzień od jego ostatniego spalenia, a on znów był dostojny i nie wyglądał jak pisklak. Harry podszedł do niego i pogłaskał go po piórach. Westchnął i zaczął ponownie przechadzać się po pokoju.
Draco wyszedł tylko dziesięć minut wcześniej, ale Potter nie mógł zdusić w sobie głosu niepokoju. Ostatnio miał tak cały czas. Jak tylko blondyn znikał z jego pola widzenia, do jego serca wkradał się strach i zdenerwowanie, choć Malfoy zdecydowanie zakazywał mu się denerwować z powodu dzieci.
No właśnie. Ciąża. Termin w sierpniu, a brzucha nie dało się już ukryć. Siódmy miesiąc. Cała szkoła o tym gadała, każdy mu się przyglądał, choć robili to dyskretnie i cicho, to on o tym wiedział. Banda nigdy nie zostawiła go samego, więc czuł się jak boss mafii, lub prezydent, którego trzeba non stop chronić, żeby nikt go nie zastrzelił.
Na zajęcia chodził tylko jako wolny słuchacz, bo nie mógł czarować. Bardzo mu to przeszkadzało. Malfoy pomagał mu z powiększaniem ubrań, ubieraniem się, kąpaniem, wiązaniem butów. Dosłownie ze wszystkim. Na posiłkach siedzieli trzy miejsca dalej, bo Harry pożerał wszystko w promieniu dwóch metrów. Jadł też takie połączenia, że każdemu odechciewało się na to patrzeć. Dzięki temu mieli idealny temat do śmiechu. Zadawali pytanie: „Kto zje kiełbaskę w budyniu z arbuzem?” i chórem odpowiadali „Harry!”.
Potter obrażał się równie często na każdego. Trwało to co najwyżej dziesięć minut i znowu śmiał się wraz z nimi. Płakał, krzyczał, robił wszystko byle zwrócić na siebie uwagę. Draco czasem narzekał, że zachowuje się jak dwuletnie dziecko, które samo nie wie czego chce.
Harry, spokojnie. - Potter usłyszał w swojej głowie głos Semanthiela i do jego serca wkradło się uczucie spokoju i zadowolenia.
Nagle zachciało mu się spać mimo tego, że spał z dziewięć godzin i była dopiero jedenasta rano. Pogładził się po brzuchu i położył się do łóżka. Semanthiel zaczął śpiewać kołysankę, ale nim dotarł do refrenu Harry już spał, a Mess ułożyła się w nogach łóżka i przymknęła oczy czuwając.
***
- Harry - szepnął Malfoy do ucha swojego ukochanego. Niestety bez rezultatu.
Harry jak zwykle rozwalił się na całym łóżku, kołdrę skopał na ziemię, a poduszki zgarnął pod głowę. Wszystko śpiąc. Draco po wejściu omal nie parsknął śmiechem i szybko pobiegł do szafki po aparat, żeby udokumentować stan Pottera.
Teraz jednak musiał go obudzić, bo niedługo miało się odbyć zakończenie roku, a oni musieli się jeszcze ubrać.
- Harry, no! - powiedział głośno Malfoy i szturchnął chłopaka w ramię. Ten tylko coś chrząknął, ziewną i obrócił się plecami do blondyna. Draco warknął i potrząsnął Potterem.
- O co chodzi? - spytał nieprzytomnie Harry podnosząc się do siadu. Rozejrzał się po pomieszczeniu i dojrzał siedzącego obok niego blondyna. - Draco! - pisnął ze szczęścia i rzucił mu się na szyję.
- No już misiek - powiedział rozbawiony Malfoy delikatnie ściągając z siebie bruneta. - Trzeba się przygotować na zakończenie roku.
- Już? - spytał zaskoczony szukając wzrokiem zegarka.
- No już, już.
Harry podniósł się z jękiem i rozprostował ciało. Draco podszedł do niego i złożył delikatny pocałunek na policzku ukochanego i przytulił się.
- Ostatni dzień szkoły - szepnął mu do ucha i pociągnął w stronę szafy.
- I ostatni dzień wolności - mruknął Harry przeglądając wiszące w szafie ubrania.
- Chyba ostatni dzień zniewolenia - powiedział zdezorientowany Draco przestając szarpać się ze swoim krawatem, który uparcie przekrzywiał się w lewo.
- Nie. Jutro nasz ślub, więc to jest nasz ostatni dzień wolności - wyjaśnił Potter nawet nie spoglądając na przypatrującego mu się w szoku blondyna.
Brunet chwycił pierwsze lepsze spodnie, koszulę, swoją szatę, krawat i poszedł do łóżka. Rzucił na nie wszystko i dopiero zabrał się za ściągnięcie piżamy. Po chwili jednak zorientował się, że jest nienaturalnie cicho. Spojrzał na drugiego chłopaka, ale jego nie było już w pokoju. Na ziemi leżała jego szata i rozszarpany krawat w kolorach zielonym i srebrnym.
Harry zaklął i szybko przebrał się w szatę. Miał spore problemy z założeniem skarpetek i butów bez pomocy Dracona, ale zdeterminowany żeby znaleźć swojego chłopaka jak najszybciej, dał sobie radę sam. Opuścił pokój kierując się w stronę schodów, ale mając głowę opuszczoną wpadł na kogoś stojącego na środku korytarza. Mruknął przepraszam i chciał wyminąć tę osobę, ale ona nie pozwoliła na to. Potter spojrzał na obcą rękę trzymającą go za ramię, a potem podniósł głowę i zerknął na twarz napastnika. Na jego nieszczęście osobą trzymającą go kurczowo był Blaise Zabini.
- Puść mnie Zabini. Nie mam ochoty na żadne gierki. Nie dziś - mruknął i spróbował wyrwać rękę z jego żelaznego uścisku. Na daremno. Nie miał wystarczająco dużo siły.
- Nie - powiedział tamten chłodno i z mściwym uśmieszkiem pociągnął go w stronę ściany. - Gdzie twój ochroniarz? - spytał uśmiechając się z wyższością.
- Draco powinien zaraz tu przyjść. Kończy się ubierać - powiedział Harry, ale jeszcze zanim skończył mówić wiedział, że Zabini zna prawdę, bo jego uśmiech zmienił się na drapieżny i przeobraził jego twarz w przerażającą maskę.
- Tak? A wydawało mi się, że widziałem go wychodzącego z lochów. Chyba, że przetransportował się z powrotem do pokoju, kiedy my tu sobie gawędzimy, Potter. Jak myślisz jak daleko stąd jest? Usłyszałby twój krzyk?
- Nie wiem jak daleko jest pan Malfoy, ale ja jestem dostatecznie blisko by wiedzieć, że to nie jest zwykła przyjacielska rozmowa.
Zabini słysząc ten głos zesztywniał, z jego twarzy zniknął zwycięski uśmieszek, za to pojawił się na jego twarzy strach.
- Profesorze - ukłonił się lekko Potter posyłając Snape’owi delikatny, ledwo widoczny uśmieszek. W głębi duszy skakał ze szczęścia i mógłby go uściskać tu i teraz.
Może lepiej nie - usłyszał Harry w głowie i zaśmiał się mentalnie.
- Czy ja, panie Zabini nie wyraziłem się dostatecznie jasno? - syknął Severus spoglądając swoimi czarnymi tunelami oczu na Blaise’a. Ten wzdrygnął się i pokiwał głową.
- To ja już sobie pójdę - mruknął Harry i zdążył zrobić zaledwie trzy kroki.
- Nie tak szybko, Potter. Jeszcze nie skończyłem. Zabini, szlaban z Filchem przez miesiąc.
- Ale profesorze, przecież są wakacje! - jęknął Blaise.
- To trzy miesiące w nowym roku szkolnym. Zaczniesz od pierwszego września - powiedział i dał głową znak, że ma odejść.
Ślizgon jednak ociągał się z odejściem, by jak najwięcej usłyszeć z rozmowy Snape’a i Pottera.
- Potter, możesz mi wyjaśnić, co robisz w lochach o tak późnej porze? Nie powinieneś przygotowywać się do uczty pożegnalnej wraz ze swoimi przyjaciółmi z Gryffindoru? - ostatnie słowo powiedział z nieukrywanym obrzydzeniem.
- Profesorze, to nie pańska sprawa, co tu robię, ale możliwe, że panu to umknęło. Po pierwsze mieszkam w lochach, a po drugie właśnie szukałem jakiś wrednych fretek gdzieś w pobliżu. I przypadkiem wpadłem na Zabiniego - dodał wiedząc, że Blaise nadal jest w zasięgu słuchu
- Więcej szacunku do nauczyciela, Potter - warknął Snape.
Masz szczęście. Właśnie cię szukałem, żeby ci powiedzieć, że Draco poprosił mnie o świstoklik do domu. Powiedział, że musi pilnie spotkać się z Narcyzą. - przekazał mu Severus dodatkowo w myślach.
- Postaram się, profesorze - odparował Harry i skierował się w stronę gabinetu Snape’a. Ten zrozumiał i podążył za nim.
Potter opowiedział co się stało, kiedy już usiedli na kanapie przed kominkiem. Severus myślał przez chwilę, po czym sięgnął za siebie i podał brunetowi kamyk.
- Hasło to gumowe węże.
- Niezwykle oryginalne - mruknął.
Szybko wstał, chwycił pewnie kamień i powiedział hasło. Nie był to jego ulubiony środek transportu, ale przynajmniej jakiś był. Skoro nie mógł się teleportować, to zostawały świstokliki i kominki.
Wylądował na błoniach przed Malfoy Manor. Rezydencja wznosiła się na tle nieba i idealnie się w nie komponowała. Jakby została stworzona na początku świata.
Potter szybko przemierzał ogród kierując się ku wejściu. Miał jeden cel. Znaleźć i wyjaśnić z Draconem tę sytuację. Nie sądził, że blondyn może tak to odebrać. Myślał, że dawno wszystko ustalili, a tu nagle okazuje się, że człowiek powie jedno słowo nie tak i wszystko się wali.
Po wejściu do domu skierował się ku kuchni gdzie słyszał śpiew Narcyzy.
- Cześć Cyziu - powiedział i uśmiechnął się widząc swoją chrześnicę na rękach pani Malfoy.
- Ach, Harry. A co ty tu robisz tak wcześnie i sam?
- Nie było tu przypadkiem Dracona?
- Nie wiem. Nie widziałam. Nie ma go w szkole?
- My tak jakby się pokłóciliśmy - powiedział niepewnie drapiąc się po głowie.
- Sprawdź u Serpensa w pokoju - poradziła i wróciła do śpiewania.
Harry szybko wszedł po schodach. Oczywiście na tyle szybko na ile pozwalał ograniczający go brzuch.
Uchylił cichutko drzwi obok tych Dracona i ujrzał blondyna siedzącego na środku pokoju  bawiącego się z bratem.
- Widzę, że ktoś tu się uwstecznia - powiedział z uśmiechem wchodząc do pokoju.
Draco spojrzał na niego, a z jego twarzy zniknął uśmiech zastąpiony maską obojętności. Tylko oczy były żywe i kotłował się w nich ból i iskierka zdrady.
Serpens za to zerwał się z podłogi i dopadł do nóg Harry’ego.
- Cześć Serpens - powiedział wesoło Potter głaszcząc malca po głowie.
- Cześć Harry - odparł Serp i obdarzył go młodszą wersją uśmiechu, który tak bardzo pokochał u Dracona. - Draco, możemy porozmawiać? - spytał patrząc na chłopaka, który usilnie trzymał głowę spuszczoną.
- Myślę, że zrozumiałem.
- Nie. Nie zrozumiałeś.
- Tak? - spytał niemal piskliwie podnosząc gwałtownie głowę.
Potter aż cofnął się o krok widząc wściekłość, ból, zdradę w jego ukochanych oczach koloru burzowych chmur, a w kącikach czaiły się łzy. To one najbardziej wstrząsnęły brunetem. Mógł znieść wszystko tylko nie to, że ktokolwiek przez niego płakał.
Serp cicho wyszedł zamykając za sobą drzwi.
- A ja jestem pewien, że zrozumiałem aż za dobrze. Dlaczego się zgodziłeś za mnie wyjść? Bo było ci mnie szkoda przy tych wszystkich ludziach? A może od początku to planowałeś? Rozkochasz, zawładniesz ciałem, duchem, umysłem, a potem zostawisz. Tylko nie wziąłeś pod uwagę tego, że zrobię ci dziecko! Kiedy chciałeś zerwać? Pomyślałeś, że ślub to idealny dzień? Powiedziałbyś nie, albo uciekł sprzed ołtarza! Jaki ja byłem głupi. Czy ty kiedykolwiek mnie kochałeś?! Miłość to słabość! A ja w nią uwierzyłem. Uwierzyłem w ciebie! Jaki ja byłem głupi!
- I kto tu ma wahania nastrojów? - żachnął się Harry wpasowując się w chwilę, kiedy Draco nabierał powietrza.
Szybko podszedł do blondyna, ukląkł obok niego i położył mu rękę na ustach, kiedy ten chciał ponownie zacząć mówić.
- Teraz ja - powiedział cicho i zapatrzył się w przeciwną stronę pokoju. - Zawsze cię kochałem. Może nie od samego początku, ale kiedy wymyśliliśmy to, że jesteśmy razem, to już cię kochałem. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, wypierałem się tego uczucia, ale ono było silniejsze. Nawet nie wiesz jaki byłem szczęśliwy, kiedy zauważyłem, że ty uzmysłowiłeś sobie, co do mnie czujesz. Nie sądziłem, że to będzie takie proste. Potem okazało się, że będziemy mieli dziecko. Nie spodziewałem się, że aż tak się ucieszę. Ja cię naprawdę kocham, Draco. Moim najszczęśliwszym dniem jest ten, w którym poprosiłeś mnie o rękę. To jak byłeś pewien mnie, pewien siebie. Jakbyś był panem świata. Takiego cię kocham. Kocham to jak śpisz, jak się mną opiekujesz. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i chyba nie będę musiał. Nigdy nie zamierzałem cię wykorzystać czy choćby zostawić. To by mnie zabiło. Zrobiłbym to, gdybym chciał popełnić samobójstwo, a póki co tego nie planuję. To co powiedziałem dzisiaj. Nie sądziłem, że tak to odbierzesz. Już kiedyś mówiłem, a przynajmniej mi się wydaje, że sobie to uświadomiliśmy, że bycie razem to nasze przeznaczenie, najlepsza rzecz jaka nas w życiu spotkała. To o wolności… Tak się tylko mówi. Najważniejsze jest to, czy ktoś w to wierzy czy nie. Ja wierzę, że to ostatni dzień wolności, bo resztę życia spędzimy razem i już nigdy nigdzie nie będę sam. Zawsze już będziesz ze mną, a tylko na tym mi zależy. Zależy mi na tobie, Draco - wyszeptał ostatnie zdanie, opuścił rękę, wstał i wybiegł z pokoju nie oglądając się za siebie. Nie mógł więc zobaczyć łez płynących po policzkach Dracona, zmiany, która zaszła w jego oczach i rąk wyciągniętych przed siebie.
***
- Znalazłeś go? - spytała Narcyza Harry’ego, kiedy mijał kuchnię.
- Tak - powiedział, ale nawet na nią nie spojrzał. Wzrok miał wbity w podłogę, a głos nieobecny.
- Coś się stało - domyśliła się widząc jego reakcję.
- Nie - zaprzeczył i chciał coś dodać, ale poczuł, że ktoś chwyta go za rękę i ciągnie w sobie tylko znanym kierunku. Podniósł wzrok i zobaczył przed sobą plecy Dracona.
Został wciągnięty do jednego z pokoi i nim zdążył się zorientować, blondyn przyciskał go do ściany i namiętnie całował. Harry’emu zmiękły nogi i był wdzięczny, że Malfoy tak mocno i pewnie go trzyma.
Po paru minutach musieli zaczerpnąć głębszy oddech. Nie potrafili spojrzeć sobie w oczy, ich oddechy mieszały się ze sobą.
- Musze usiąść - powiedział cicho brunet i rozsiadł się w fotelu stojącym przy kominku.
- Kocham cię - szepnął Draco siadając na podłodze koło fotela.
- Wiem i też cię kocham. Wybaczysz mi, że czasem jestem takim idiotą?
- Wybaczę, jeśli zostaniesz moim idiotą już na zawsze.
- Przyrzekam, że nie zamierzam nigdzie uciekać - zaśmiał się i potargał włosy Dracona.
- Czy ty zawsze musisz to robić? - warknął Malfoy przygładzając włosy.
- Owszem.
Posiedzieli chwilę w ciszy i Harry nagle zerwał się na nogi i spojrzał na ukochanego.
- Która godzina?
- Gdzieś koło osiemnastej.
- No to mamy problem. Zaraz zaczyna się uczta. Wszyscy zauważą, że nas nie ma.
- Spokojnie. Mam na to sposób.
Draco pstryknął palcami i koło niego pojawił się skrzat.
- Lerek do usług.
- Potrzebujemy dostać się do Hogwartu. Teraz - powiedział Malfoy wstając i otrzepując ubranie. Nie miał na sobie szaty, jedynie czarne spodnie i koszulę, ale chyba nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Draco, a twoja szata?
- No to najpierw do lochów - uśmiechnął się i wystawił rękę w stronę Harry’ego. Ten ujął ją i splótł ich palce. Drugą chwycił skrzata i już po chwili stali w pokoju Dracona w szkole.
- Dziękuję Lerku - powiedział Harry. Skrzat ukłonił się i zniknął z głośnym trzaskiem.
Draco w tym czasie narzucił na siebie szatę i otworzył drzwi od pokoju stając wyczekująco w przejściu.
- Idziesz? - spytał i ruszył korytarzem nie patrząc za siebie.
Harry szybko go dogonił i złapał wyciągniętą rękę.
Oczywiście weszli do Wielkiej Sali jako ostatni. Oczy wszystkich skierowane były w ich stronę. Było im tym trudniej, że Draco na zakończeniu miał usiąść przy swoim stole. Każdy od wejścia odprowadzany był przez znaczną ilość spojrzeń. Draco przyzwyczajony do siedzenia z bandą przy stole Gryffindoru stwierdził, że całkiem inaczej wygląda sala z perspektywy Ślizgonów. Jego obserwacje przerwał Dumbledore, który wyszedł na podium i rozpoczął swoje coroczne przemówienie.
- Witajcie moi drodzy. Jak co roku spotykamy się na zakończeniu roku. Wszyscy jesteście pewnie szczęśliwi, że rozjedziecie się dziś do domów, zobaczycie ze swoimi rodzinami i będziecie mieli dwa miesiące wakacji. Najpierw jednak musimy oddać zwycięscy Puchar Domów. W tym roku zawzięcie walczyły Slytherin wraz z Gryffindorem. Żaden z tych domów nie chciał odpuścić i pierwszy raz w historii tej szkoły mamy… remis. Oba domy zgromadziły tę samą liczbę punktów. Zapraszamy więc na środek opiekunów tychże domów w celu odebrania pucharów.
Albus wyczarował dwa puchary. Jeden wręczył Minerwie, a drugi Severusowi jednocześnie gratulując i uśmiechając się.
- Zostałem poproszony także o przeprowadzenie pewnej delikatnej procedury - powiedział patrząc na Harry’ego, który zdawał się nie wiedzieć o co chodzi. Co on znowu nabroił. - Profesor Snape poprosił mnie o to w związku z tym, że jest to ostatni moment na tę właśnie procedurę. Zapraszam więc na środek profesora Snape’a i Harry’ego Pottera, a także Dracona Malfoy’a.
Severus nie wydawał się zaskoczony, ale mógł to skrzętnie ukrywać. Harry natomiast z szoku nie był w stanie wstać od stołu. Hermiona zachichotała i wręcz pociągnęła go by wstał, a następnie popchnęła w stronę stołu prezydialnego. Tam spotkał się z nie mniej zaskoczonym Draconem i całkowicie spokojnym ojcem.
Możesz mi wytłumaczyć, o co chodzi tym razem? - spytał Harry ojca w myślach.
Chodzi o przyjęcie cię do rodziny. Musi być przy tym ktoś z Ministerstwa, ale oni zgodzili się na to, by Dumbledore przeprowadził tę operację.
Ale tak przy całej szkole? - jęknął Potter i odszukał ręką dłoń narzeczonego.
I tak by się dowiedzieli z Proroka.
Wymiana zdań trwała zaledwie parę sekund, więc nikt nie zorientował się nawet, że coś takiego miało miejsce.
Nagle Harry poczuł na ramieniu ciężar. Spojrzał w bok i zobaczył czarne pióra Semanthiela. Kiedy ptak wzbił się w powietrze i zaczął śpiewać w jego sercu zapanował spokój.
- Profesorze, czy ma pan wszelkie potrzebne papiery? - spytał Albus stając między nimi.
- Oczywiście - odparł i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni plik kartek. Przekazał je dyrektorowi i stanął naprzeciwko syna.
- Dobrze, to możemy zaczynać. Profesorze, proszę powtarzać za mną. Ja, Severus Tobiasz Snape, dziedzic rodu Snape’ów, przyjmuję z powrotem Harry’ego Jamesa Pottera do rodziny Snape’ów, nadaję mu swoje nazwisko oraz ustalam go prawowitym dziedzicem rodu Snape’ów.
Gdy Severus wypowiedział ostatnie słowa otoczyła go zielona poświata i powoli wniknęła w stojącego naprzeciwko niego Harry’ego. Ten lekko się zachwiał, ale Draco stojący obok niego złapał go i utrzymał w pionie.
W całej sali podniósł się gwar rozmów podczas gdy Snape mówił potrzebną formułkę. Po chwili jedni przekrzykiwali drugich nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje. Nietoperz właśnie adoptuje Pottera. Osobę, której nienawidził najbardziej na świecie. Nie, zaraz, czy on powiedział o ponownym przyjęciu? Czyli Harry jest synem Snape’a, ale wcześniej był przez Pottera jedynie adoptowany? Czemu nikt o tym nie wiedział. Albo jednak ktoś wiedział. I nagle cała sala, jakby się domyślając i dochodząc do tych samych wniosków spojrzała na stół Gryffindoru, przy którym siedziała banda, do której należał Potter. Ci siedzieli spokojnie, nie szaleli, nie krzyczeli, nie wyzywali. Zupełnie jakby wiedzieli. Ale jeżeli tak, to dlaczego pozwalali Snape’owi tak traktować jego własnego syna. A czy Harry o tym wiedział? Wyglądał na niezwykle zaskoczonego, kiedy wychodził na środek. A gdyby wiedział, to czy pozwalałby się tak traktować na zajęciach? Ale gdyby tego nie chciał, to zaklęcie nie zadziałałoby. A teraz Potter wygląda na zadowolonego i szczęśliwego. A Draco? On musiał coś wiedzieć. W końcu byli razem, prawda? A jeżeli banda wiedziała, to on też musiał. A czy przypadkiem Snape nie jest jego ojcem chrzestnym? Jeżeli tak, to może wiedział nawet wcześniej niż banda. Ale on też wychodząc wyglądał na zaskoczonego. A właściwie po co on stoi tam na środku? Chyba nie po to, żeby wspierać Złotego Chłopca. Chociaż, kto ich tam wie?
- Wow - mruknął Potter i potrząsnął lekko głową, żeby pozbyć się mroczków przed oczami.
- Wszystko w porządku Harry? - spytał Snape wywołując wśród uczniów jeszcze większą sensację niż tym, że właśnie przyjął go do rodziny.
- Weź ojciec nie przesadzaj. Nie jestem ze szkła - powiedział Harry uśmiechając się promiennie.
Wszyscy zgromadzeni w sali, po tonie jego wypowiedzi doszli do wniosku, że oni musieli wcześniej o tym wiedzieć. Harry nie powiedziałby tak do profesora, gdyby wcześniej się tak do niego nie zwracał. Gdyby to był pierwszy raz, to odzywałby się z większym dystansem i rezerwą bojąc się, żeby nie przekroczyć pewnej granicy. A teraz zachowywał się, jakby byli starymi znajomymi. Jakby znali się od zawsze.
Jedna rzecz tylko nie dawała nikomu z sali spokoju. O co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Skoro Harry jest synem Snape’a, a przez tyle lat wyglądał jak Potter w dodatku nosił jego nazwisko… To musiało być zaklęcie adopcyjne. Jeżeli tak, to Lily nie powiedziała Jamesowi, że nosi dziecko Severusa i James uznał je za swoje automatycznie przyjmując je do rodziny. Kto zatem wiedział o tym czyje to dziecko naprawdę jest? Lily. Musiał być ktoś jeszcze. Gdyby nikogo takiego nie było, to Snape wychowałby Harry’ego od małego. Ktoś naprawdę potężny, kogo Snape się boi. A mógł być to jedynie Dumbledore. Ale w takim razie, co takiego zrobił? Wieczystą przysięgę? Dlaczego? I jak Harry tak wcześnie się dowiedział o tym, że Snape jest jego ojcem, albo Severus dowiedział się, że Harry jest jego synem? Zwykle taka przysięga ma okres ważności na przykład do uzyskania pełnoletniości przez dziecko. Ale Potter jeszcze nie jest pełnoletni. A więc to matka musiała być bardziej przebiegła niż się komukolwiek zdawało, a najbardziej zdawało się Albusowi.
- Możemy kontynuować? - spytał Albus delikatnie podnosząc głos, by uzmysłowić uczniom siedzącym w sali, że muszą się uciszyć.
- Tak - przytaknął Harry.
- To powtarzaj za mną. Ja, Harry James Potter, dziedzic rodów Potterów i Blacków, z własnej woli przyjmuję nazwisko Snape i chcę, aby opiekunem prawnym został Severus Snape.
Tym razem jednak nie było żadnej poświaty, tylko hałas od strony uczniów.
Nagle cała banda wstała i zaczęła klaskać i gwizdać. Harry uśmiechnął się i złapał mocniej dłoń swojego chłopaka chcąc się upewnić, że on nadal tam jest.
- Harry Snape. Jak to dziwnie brzmi - powiedział cicho Snape wywołując chichot swojego syna i Dracona.
- No, jutro już będę Harry Malfoy. To jest jeszcze dziwniejsze.
- Myślałem, że zostaniesz przy swoim. Jesteś w końcu dziedzicem trzech potężnych rodów.
- Porozmawiamy o tym wieczorem - mruknął chcąc już zejść ze sceny. Zrobił nawet krok w stronę schodów, ale poczuł na ramieniu dłoń dyrektora.
- Jest jeszcze jedna rzecz, Harry. Minister chciał, żebym ci pogratulował a także życzył od niego szczęścia na nowej drodze życia. Prosił, abym w jego imieniu przeprosił cię, że nie będzie go jutro na uroczystości, ale wezwały go ważne sprawy wagi państwowej.
- Nic nie szkodzi, dyrektorze - uśmiechnął się Harry i czym prędzej uciekł z podwyższenia. Wzrokiem jeszcze przebiegł po twarzach nauczycieli i przypadkiem zerknął na drzwi, którymi zwykle wchodzili profesorowie. Ktoś tam teraz stał. Kobieta o rudych włosach. Niezbyt wysoka, szczupła. Była w kapturze, który zasłaniał rysy twarzy, ale Harry mógłby przysiąc, że się uśmiechała. W głębi kaptura mignęły zielone oczy. Zupełnie jak jego. Szybko odwrócił wzrok i potrząsnął głową. Zaraz pomyślał o matce, ale zganił się w myślach, że jego matka przecież nie żyje. To było nie możliwe. A jednak w jego sercu pojawiło się ziarnko zwątpienia.