Rozdział 4. „Nazwisko”
Termin ślubu wyznaczono na ostatni weekend czerwca,
czyli dzień po zakończeniu roku. Żeby nie utrudniać, cała banda przeniesie się
od razu do Malfoy Manor wraz z Draconem i Harrym. Tam dołączą ich rodzice w
dniu ślubu.
Harry od rana denerwował się i chodził z kąta w kąt
nie mogąc się uspokoić. Mess pełzała u jego nóg, ponieważ na nadgarstek była
już trochę za duża. W ciągu pół roku przybrała dziesięć kilo i miała długość około trzech metrów. Zazwyczaj czas spędzała na pełzaniu w Zakazanym Lesie i
polowaniu. Mówiła też, że poznała kilka ciekawych stworzeń i z nimi spędzała
czas między polowaniami. Czasem jednak wracała i spała przy łóżku Harry’ego,
żeby w razie czego móc go ochronić. Semanthiel spał na żerdzi. Minął tydzień od
jego ostatniego spalenia, a on znów był dostojny i nie wyglądał jak pisklak.
Harry podszedł do niego i pogłaskał go po piórach. Westchnął i zaczął ponownie
przechadzać się po pokoju.
Draco wyszedł tylko dziesięć minut wcześniej, ale
Potter nie mógł zdusić w sobie głosu niepokoju. Ostatnio miał tak cały czas.
Jak tylko blondyn znikał z jego pola widzenia, do jego serca wkradał się strach
i zdenerwowanie, choć Malfoy zdecydowanie zakazywał mu się denerwować z powodu
dzieci.
No właśnie. Ciąża. Termin w sierpniu, a brzucha nie
dało się już ukryć. Siódmy miesiąc. Cała szkoła o tym gadała, każdy mu się
przyglądał, choć robili to dyskretnie i cicho, to on o tym wiedział. Banda
nigdy nie zostawiła go samego, więc czuł się jak boss mafii, lub prezydent,
którego trzeba non stop chronić, żeby nikt go nie zastrzelił.
Na zajęcia chodził tylko jako wolny słuchacz, bo
nie mógł czarować. Bardzo mu to przeszkadzało. Malfoy pomagał mu z
powiększaniem ubrań, ubieraniem się, kąpaniem, wiązaniem butów. Dosłownie ze
wszystkim. Na posiłkach siedzieli trzy miejsca dalej, bo Harry pożerał wszystko
w promieniu dwóch metrów. Jadł też takie połączenia, że każdemu odechciewało
się na to patrzeć. Dzięki temu mieli idealny temat do śmiechu. Zadawali
pytanie: „Kto zje kiełbaskę w budyniu z arbuzem?” i chórem odpowiadali
„Harry!”.
Potter obrażał się równie często na każdego. Trwało
to co najwyżej dziesięć minut i znowu śmiał się wraz z nimi. Płakał, krzyczał,
robił wszystko byle zwrócić na siebie uwagę. Draco czasem narzekał, że
zachowuje się jak dwuletnie dziecko, które samo nie wie czego chce.
Harry, spokojnie. - Potter usłyszał w swojej głowie głos Semanthiela i do jego serca
wkradło się uczucie spokoju i zadowolenia.
Nagle zachciało mu się spać mimo tego, że spał z
dziewięć godzin i była dopiero jedenasta rano. Pogładził się po brzuchu i
położył się do łóżka. Semanthiel zaczął śpiewać kołysankę, ale nim dotarł do
refrenu Harry już spał, a Mess ułożyła się w nogach łóżka i przymknęła oczy
czuwając.
***
- Harry - szepnął Malfoy do ucha swojego
ukochanego. Niestety bez rezultatu.
Harry jak zwykle rozwalił się na całym łóżku,
kołdrę skopał na ziemię, a poduszki zgarnął pod głowę. Wszystko śpiąc. Draco po
wejściu omal nie parsknął śmiechem i szybko pobiegł do szafki po aparat, żeby
udokumentować stan Pottera.
Teraz jednak musiał go obudzić, bo niedługo miało
się odbyć zakończenie roku, a oni musieli się jeszcze ubrać.
- Harry, no! - powiedział głośno Malfoy i
szturchnął chłopaka w ramię. Ten tylko coś chrząknął, ziewną i obrócił się
plecami do blondyna. Draco warknął i potrząsnął Potterem.
- O co chodzi? - spytał nieprzytomnie Harry
podnosząc się do siadu. Rozejrzał się po pomieszczeniu i dojrzał siedzącego
obok niego blondyna. - Draco! - pisnął ze szczęścia i rzucił mu się na szyję.
- No już misiek - powiedział rozbawiony Malfoy
delikatnie ściągając z siebie bruneta. - Trzeba się przygotować na zakończenie
roku.
- Już? - spytał zaskoczony szukając wzrokiem
zegarka.
- No już, już.
Harry podniósł się z jękiem i rozprostował ciało.
Draco podszedł do niego i złożył delikatny pocałunek na policzku ukochanego i
przytulił się.
- Ostatni dzień szkoły - szepnął mu do ucha i
pociągnął w stronę szafy.
- I ostatni dzień wolności - mruknął Harry
przeglądając wiszące w szafie ubrania.
- Chyba ostatni dzień zniewolenia - powiedział
zdezorientowany Draco przestając szarpać się ze swoim krawatem, który uparcie
przekrzywiał się w lewo.
- Nie. Jutro nasz ślub, więc to jest nasz ostatni
dzień wolności - wyjaśnił Potter nawet nie spoglądając na przypatrującego mu
się w szoku blondyna.
Brunet chwycił pierwsze lepsze spodnie, koszulę, swoją
szatę, krawat i poszedł do łóżka. Rzucił na nie wszystko i dopiero zabrał się
za ściągnięcie piżamy. Po chwili jednak zorientował się, że jest nienaturalnie
cicho. Spojrzał na drugiego chłopaka, ale jego nie było już w pokoju. Na ziemi
leżała jego szata i rozszarpany krawat w kolorach zielonym i srebrnym.
Harry zaklął i szybko przebrał się w szatę. Miał
spore problemy z założeniem skarpetek i butów bez pomocy Dracona, ale
zdeterminowany żeby znaleźć swojego chłopaka jak najszybciej, dał sobie radę
sam. Opuścił pokój kierując się w stronę schodów, ale mając głowę opuszczoną
wpadł na kogoś stojącego na środku korytarza. Mruknął przepraszam i chciał
wyminąć tę osobę, ale ona nie pozwoliła na to. Potter spojrzał na obcą rękę
trzymającą go za ramię, a potem podniósł głowę i zerknął na twarz napastnika.
Na jego nieszczęście osobą trzymającą go kurczowo był Blaise Zabini.
- Puść mnie Zabini. Nie mam ochoty na żadne gierki.
Nie dziś - mruknął i spróbował wyrwać rękę z jego żelaznego uścisku. Na
daremno. Nie miał wystarczająco dużo siły.
- Nie - powiedział tamten chłodno i z mściwym
uśmieszkiem pociągnął go w stronę ściany. - Gdzie twój ochroniarz? - spytał
uśmiechając się z wyższością.
- Draco powinien zaraz tu przyjść. Kończy się
ubierać - powiedział Harry, ale jeszcze zanim skończył mówić wiedział, że
Zabini zna prawdę, bo jego uśmiech zmienił się na drapieżny i przeobraził jego
twarz w przerażającą maskę.
- Tak? A wydawało mi się, że widziałem go
wychodzącego z lochów. Chyba, że przetransportował się z powrotem do pokoju,
kiedy my tu sobie gawędzimy, Potter. Jak myślisz jak daleko stąd jest?
Usłyszałby twój krzyk?
- Nie wiem jak daleko jest pan Malfoy, ale ja
jestem dostatecznie blisko by wiedzieć, że to nie jest zwykła przyjacielska
rozmowa.
Zabini słysząc ten głos zesztywniał, z jego twarzy
zniknął zwycięski uśmieszek, za to pojawił się na jego twarzy strach.
- Profesorze - ukłonił się lekko Potter posyłając
Snape’owi delikatny, ledwo widoczny uśmieszek. W głębi duszy skakał ze
szczęścia i mógłby go uściskać tu i teraz.
Może lepiej nie - usłyszał Harry w głowie i zaśmiał się mentalnie.
- Czy ja, panie Zabini nie wyraziłem się
dostatecznie jasno? - syknął Severus spoglądając swoimi czarnymi tunelami oczu
na Blaise’a. Ten wzdrygnął się i pokiwał głową.
- To ja już sobie pójdę - mruknął Harry i zdążył
zrobić zaledwie trzy kroki.
- Nie tak szybko, Potter. Jeszcze nie skończyłem.
Zabini, szlaban z Filchem przez miesiąc.
- Ale profesorze, przecież są wakacje! - jęknął
Blaise.
- To trzy miesiące w nowym roku szkolnym. Zaczniesz
od pierwszego września - powiedział i dał głową znak, że ma odejść.
Ślizgon jednak ociągał się z odejściem, by jak
najwięcej usłyszeć z rozmowy Snape’a i Pottera.
- Potter, możesz mi wyjaśnić, co robisz w lochach o
tak późnej porze? Nie powinieneś przygotowywać się do uczty pożegnalnej wraz ze
swoimi przyjaciółmi z Gryffindoru? - ostatnie słowo powiedział z nieukrywanym
obrzydzeniem.
- Profesorze, to nie pańska sprawa, co tu robię,
ale możliwe, że panu to umknęło. Po pierwsze mieszkam w lochach, a po
drugie właśnie szukałem jakiś wrednych fretek gdzieś w pobliżu. I przypadkiem
wpadłem na Zabiniego - dodał wiedząc, że Blaise nadal jest w zasięgu słuchu
- Więcej szacunku do nauczyciela, Potter - warknął
Snape.
Masz szczęście.
Właśnie cię szukałem, żeby ci powiedzieć, że Draco poprosił mnie o świstoklik
do domu. Powiedział, że musi pilnie spotkać się z Narcyzą. - przekazał mu Severus dodatkowo w myślach.
- Postaram się, profesorze - odparował Harry i
skierował się w stronę gabinetu Snape’a. Ten zrozumiał i podążył za nim.
Potter opowiedział co się stało, kiedy już usiedli
na kanapie przed kominkiem. Severus myślał przez chwilę, po czym sięgnął za
siebie i podał brunetowi kamyk.
- Hasło to gumowe węże.
- Niezwykle oryginalne - mruknął.
Szybko wstał, chwycił pewnie kamień i powiedział
hasło. Nie był to jego ulubiony środek transportu, ale przynajmniej jakiś był.
Skoro nie mógł się teleportować, to zostawały świstokliki i kominki.
Wylądował na błoniach przed Malfoy Manor. Rezydencja
wznosiła się na tle nieba i idealnie się w nie komponowała. Jakby została
stworzona na początku świata.
Potter szybko przemierzał ogród kierując się ku
wejściu. Miał jeden cel. Znaleźć i wyjaśnić z Draconem tę sytuację. Nie sądził,
że blondyn może tak to odebrać. Myślał, że dawno wszystko ustalili, a tu nagle
okazuje się, że człowiek powie jedno słowo nie tak i wszystko się wali.
Po wejściu do domu skierował się ku kuchni gdzie
słyszał śpiew Narcyzy.
- Cześć Cyziu - powiedział i uśmiechnął się widząc
swoją chrześnicę na rękach pani Malfoy.
- Ach, Harry. A co ty tu robisz tak wcześnie i sam?
- Nie było tu przypadkiem Dracona?
- Nie wiem. Nie widziałam. Nie ma go w szkole?
- My tak jakby się pokłóciliśmy - powiedział
niepewnie drapiąc się po głowie.
- Sprawdź u Serpensa w pokoju - poradziła i wróciła
do śpiewania.
Harry szybko wszedł po schodach. Oczywiście na tyle
szybko na ile pozwalał ograniczający go brzuch.
Uchylił cichutko drzwi obok tych Dracona i ujrzał
blondyna siedzącego na środku pokoju bawiącego się z bratem.
- Widzę, że ktoś tu się uwstecznia - powiedział z
uśmiechem wchodząc do pokoju.
Draco spojrzał na niego, a z jego twarzy zniknął
uśmiech zastąpiony maską obojętności. Tylko oczy były żywe i kotłował się w
nich ból i iskierka zdrady.
Serpens za to zerwał się z podłogi i dopadł do nóg
Harry’ego.
- Cześć Serpens - powiedział wesoło Potter
głaszcząc malca po głowie.
- Cześć Harry - odparł Serp i obdarzył go młodszą
wersją uśmiechu, który tak bardzo pokochał u Dracona. - Draco, możemy
porozmawiać? - spytał patrząc na chłopaka, który usilnie trzymał głowę
spuszczoną.
- Myślę, że zrozumiałem.
- Nie. Nie zrozumiałeś.
- Tak? - spytał niemal piskliwie podnosząc
gwałtownie głowę.
Potter aż cofnął się o krok widząc wściekłość, ból,
zdradę w jego ukochanych oczach koloru burzowych chmur, a w kącikach czaiły się
łzy. To one najbardziej wstrząsnęły brunetem. Mógł znieść wszystko tylko nie
to, że ktokolwiek przez niego płakał.
Serp cicho wyszedł zamykając za sobą drzwi.
- A ja jestem pewien, że zrozumiałem aż za dobrze.
Dlaczego się zgodziłeś za mnie wyjść? Bo było ci mnie szkoda przy tych
wszystkich ludziach? A może od początku to planowałeś? Rozkochasz, zawładniesz
ciałem, duchem, umysłem, a potem zostawisz. Tylko nie wziąłeś pod uwagę tego,
że zrobię ci dziecko! Kiedy chciałeś zerwać? Pomyślałeś, że ślub to idealny
dzień? Powiedziałbyś nie, albo uciekł sprzed ołtarza! Jaki ja byłem głupi. Czy
ty kiedykolwiek mnie kochałeś?! Miłość to słabość! A ja w nią uwierzyłem.
Uwierzyłem w ciebie! Jaki ja byłem głupi!
- I kto tu ma wahania nastrojów? - żachnął się
Harry wpasowując się w chwilę, kiedy Draco nabierał powietrza.
Szybko podszedł do blondyna, ukląkł obok niego i
położył mu rękę na ustach, kiedy ten chciał ponownie zacząć mówić.
- Teraz ja - powiedział cicho i zapatrzył się w
przeciwną stronę pokoju. - Zawsze cię kochałem. Może nie od samego początku,
ale kiedy wymyśliliśmy to, że jesteśmy razem, to już cię kochałem. Nie zdawałem
sobie z tego sprawy, wypierałem się tego uczucia, ale ono było silniejsze.
Nawet nie wiesz jaki byłem szczęśliwy, kiedy zauważyłem, że ty uzmysłowiłeś
sobie, co do mnie czujesz. Nie sądziłem, że to będzie takie proste. Potem
okazało się, że będziemy mieli dziecko. Nie spodziewałem się, że aż tak się
ucieszę. Ja cię naprawdę kocham, Draco. Moim najszczęśliwszym dniem jest ten, w
którym poprosiłeś mnie o rękę. To jak byłeś pewien mnie, pewien siebie. Jakbyś
był panem świata. Takiego cię kocham. Kocham to jak śpisz, jak się mną
opiekujesz. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i chyba nie będę musiał. Nigdy
nie zamierzałem cię wykorzystać czy choćby zostawić. To by mnie zabiło.
Zrobiłbym to, gdybym chciał popełnić samobójstwo, a póki co tego nie planuję.
To co powiedziałem dzisiaj. Nie sądziłem, że tak to odbierzesz. Już kiedyś
mówiłem, a przynajmniej mi się wydaje, że sobie to uświadomiliśmy, że bycie
razem to nasze przeznaczenie, najlepsza rzecz jaka nas w życiu spotkała. To o
wolności… Tak się tylko mówi. Najważniejsze jest to, czy ktoś w to wierzy czy
nie. Ja wierzę, że to ostatni dzień wolności, bo resztę życia spędzimy razem i
już nigdy nigdzie nie będę sam. Zawsze już będziesz ze mną, a tylko na tym mi
zależy. Zależy mi na tobie, Draco - wyszeptał ostatnie zdanie, opuścił rękę,
wstał i wybiegł z pokoju nie oglądając się za siebie. Nie mógł więc zobaczyć
łez płynących po policzkach Dracona, zmiany, która zaszła w jego oczach i rąk
wyciągniętych przed siebie.
***
- Znalazłeś go? - spytała Narcyza Harry’ego, kiedy
mijał kuchnię.
- Tak - powiedział, ale nawet na nią nie spojrzał.
Wzrok miał wbity w podłogę, a głos nieobecny.
- Coś się stało - domyśliła się widząc jego
reakcję.
- Nie - zaprzeczył i chciał coś dodać, ale poczuł,
że ktoś chwyta go za rękę i ciągnie w sobie tylko znanym kierunku. Podniósł
wzrok i zobaczył przed sobą plecy Dracona.
Został wciągnięty do jednego z pokoi i nim zdążył
się zorientować, blondyn przyciskał go do ściany i namiętnie całował. Harry’emu
zmiękły nogi i był wdzięczny, że Malfoy tak mocno i pewnie go trzyma.
Po paru minutach musieli zaczerpnąć głębszy oddech.
Nie potrafili spojrzeć sobie w oczy, ich oddechy mieszały się ze sobą.
- Musze usiąść - powiedział cicho brunet i rozsiadł
się w fotelu stojącym przy kominku.
- Kocham cię - szepnął Draco siadając na podłodze
koło fotela.
- Wiem i też cię kocham. Wybaczysz mi, że czasem
jestem takim idiotą?
- Wybaczę, jeśli zostaniesz moim idiotą już na
zawsze.
- Przyrzekam, że nie zamierzam nigdzie uciekać -
zaśmiał się i potargał włosy Dracona.
- Czy ty zawsze musisz to robić? - warknął Malfoy
przygładzając włosy.
- Owszem.
Posiedzieli chwilę w ciszy i Harry nagle zerwał się
na nogi i spojrzał na ukochanego.
- Która godzina?
- Gdzieś koło osiemnastej.
- No to mamy problem. Zaraz zaczyna się uczta.
Wszyscy zauważą, że nas nie ma.
- Spokojnie. Mam na to sposób.
Draco pstryknął palcami i koło niego pojawił się
skrzat.
- Lerek do usług.
- Potrzebujemy dostać się do Hogwartu. Teraz -
powiedział Malfoy wstając i otrzepując ubranie. Nie miał na sobie szaty,
jedynie czarne spodnie i koszulę, ale chyba nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Draco, a twoja szata?
- No to najpierw do lochów - uśmiechnął się i
wystawił rękę w stronę Harry’ego. Ten ujął ją i splótł ich palce. Drugą chwycił
skrzata i już po chwili stali w pokoju Dracona w szkole.
- Dziękuję Lerku - powiedział Harry. Skrzat ukłonił
się i zniknął z głośnym trzaskiem.
Draco w tym czasie narzucił na siebie szatę i
otworzył drzwi od pokoju stając wyczekująco w przejściu.
- Idziesz? - spytał i ruszył korytarzem nie patrząc
za siebie.
Harry szybko go dogonił i złapał wyciągniętą rękę.
Oczywiście weszli do Wielkiej Sali jako ostatni.
Oczy wszystkich skierowane były w ich stronę. Było im tym trudniej, że Draco na
zakończeniu miał usiąść przy swoim stole. Każdy od wejścia odprowadzany był
przez znaczną ilość spojrzeń. Draco przyzwyczajony do siedzenia z bandą przy
stole Gryffindoru stwierdził, że całkiem inaczej wygląda sala z perspektywy
Ślizgonów. Jego obserwacje przerwał Dumbledore, który wyszedł na podium i
rozpoczął swoje coroczne przemówienie.
- Witajcie moi drodzy. Jak co roku spotykamy się na
zakończeniu roku. Wszyscy jesteście pewnie szczęśliwi, że rozjedziecie się dziś
do domów, zobaczycie ze swoimi rodzinami i będziecie mieli dwa miesiące
wakacji. Najpierw jednak musimy oddać zwycięscy Puchar Domów. W tym roku
zawzięcie walczyły Slytherin wraz z Gryffindorem. Żaden z tych domów nie chciał
odpuścić i pierwszy raz w historii tej szkoły mamy… remis. Oba domy zgromadziły
tę samą liczbę punktów. Zapraszamy więc na środek opiekunów tychże domów w celu
odebrania pucharów.
Albus wyczarował dwa puchary. Jeden wręczył
Minerwie, a drugi Severusowi jednocześnie gratulując i uśmiechając się.
- Zostałem poproszony także o przeprowadzenie
pewnej delikatnej procedury - powiedział patrząc na Harry’ego, który zdawał się
nie wiedzieć o co chodzi. Co on znowu nabroił. - Profesor Snape poprosił mnie o
to w związku z tym, że jest to ostatni moment na tę właśnie procedurę.
Zapraszam więc na środek profesora Snape’a i Harry’ego Pottera, a także Dracona
Malfoy’a.
Severus nie wydawał się zaskoczony, ale mógł to
skrzętnie ukrywać. Harry natomiast z szoku nie był w stanie wstać od stołu.
Hermiona zachichotała i wręcz pociągnęła go by wstał, a następnie popchnęła w
stronę stołu prezydialnego. Tam spotkał się z nie mniej zaskoczonym Draconem i całkowicie
spokojnym ojcem.
Możesz mi
wytłumaczyć, o co chodzi tym razem? - spytał Harry ojca
w myślach.
Chodzi o przyjęcie
cię do rodziny. Musi być przy tym ktoś z Ministerstwa, ale oni zgodzili się na
to, by Dumbledore przeprowadził tę operację.
Ale tak przy całej
szkole? - jęknął Potter i odszukał ręką dłoń
narzeczonego.
I tak by się
dowiedzieli z Proroka.
Wymiana zdań trwała zaledwie parę sekund, więc nikt
nie zorientował się nawet, że coś takiego miało miejsce.
Nagle Harry poczuł na ramieniu ciężar. Spojrzał w
bok i zobaczył czarne pióra Semanthiela. Kiedy ptak wzbił się w powietrze i
zaczął śpiewać w jego sercu zapanował spokój.
- Profesorze, czy ma pan wszelkie potrzebne
papiery? - spytał Albus stając między nimi.
- Oczywiście - odparł i wyciągnął z wewnętrznej
kieszeni plik kartek. Przekazał je dyrektorowi i stanął naprzeciwko syna.
- Dobrze, to możemy zaczynać. Profesorze, proszę
powtarzać za mną. Ja, Severus Tobiasz Snape, dziedzic rodu Snape’ów, przyjmuję
z powrotem Harry’ego Jamesa Pottera do rodziny Snape’ów, nadaję mu swoje nazwisko
oraz ustalam go prawowitym dziedzicem rodu Snape’ów.
Gdy Severus wypowiedział ostatnie słowa otoczyła go
zielona poświata i powoli wniknęła w stojącego naprzeciwko niego Harry’ego. Ten
lekko się zachwiał, ale Draco stojący obok niego złapał go i utrzymał w pionie.
W całej sali podniósł się gwar rozmów podczas gdy
Snape mówił potrzebną formułkę. Po chwili jedni przekrzykiwali drugich nie
mogąc uwierzyć w to co się dzieje. Nietoperz właśnie adoptuje Pottera. Osobę,
której nienawidził najbardziej na świecie. Nie, zaraz, czy on powiedział o
ponownym przyjęciu? Czyli Harry jest synem Snape’a, ale wcześniej był przez
Pottera jedynie adoptowany? Czemu nikt o tym nie wiedział. Albo jednak ktoś
wiedział. I nagle cała sala, jakby się domyślając i dochodząc do tych samych
wniosków spojrzała na stół Gryffindoru, przy którym siedziała banda, do której
należał Potter. Ci siedzieli spokojnie, nie szaleli, nie krzyczeli, nie
wyzywali. Zupełnie jakby wiedzieli. Ale jeżeli tak, to dlaczego pozwalali
Snape’owi tak traktować jego własnego syna. A czy Harry o tym wiedział?
Wyglądał na niezwykle zaskoczonego, kiedy wychodził na środek. A gdyby
wiedział, to czy pozwalałby się tak traktować na zajęciach? Ale gdyby tego nie
chciał, to zaklęcie nie zadziałałoby. A teraz Potter wygląda na zadowolonego i
szczęśliwego. A Draco? On musiał coś wiedzieć. W końcu byli razem, prawda? A
jeżeli banda wiedziała, to on też musiał. A czy przypadkiem Snape nie jest jego
ojcem chrzestnym? Jeżeli tak, to może wiedział nawet wcześniej niż banda. Ale
on też wychodząc wyglądał na zaskoczonego. A właściwie po co on stoi tam na
środku? Chyba nie po to, żeby wspierać Złotego Chłopca. Chociaż, kto ich tam
wie?
- Wow - mruknął Potter i potrząsnął lekko głową,
żeby pozbyć się mroczków przed oczami.
- Wszystko w porządku Harry? - spytał Snape
wywołując wśród uczniów jeszcze większą sensację niż tym, że właśnie przyjął go
do rodziny.
- Weź ojciec nie przesadzaj. Nie jestem ze szkła -
powiedział Harry uśmiechając się promiennie.
Wszyscy zgromadzeni w sali, po tonie jego
wypowiedzi doszli do wniosku, że oni musieli wcześniej o tym wiedzieć. Harry
nie powiedziałby tak do profesora, gdyby wcześniej się tak do niego nie
zwracał. Gdyby to był pierwszy raz, to odzywałby się z większym dystansem i
rezerwą bojąc się, żeby nie przekroczyć pewnej granicy. A teraz zachowywał się,
jakby byli starymi znajomymi. Jakby znali się od zawsze.
Jedna rzecz tylko nie dawała nikomu z sali spokoju.
O co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Skoro Harry jest synem Snape’a, a
przez tyle lat wyglądał jak Potter w dodatku nosił jego nazwisko… To musiało
być zaklęcie adopcyjne. Jeżeli tak, to Lily nie powiedziała Jamesowi, że nosi
dziecko Severusa i James uznał je za swoje automatycznie przyjmując je do
rodziny. Kto zatem wiedział o tym czyje to dziecko naprawdę jest? Lily. Musiał
być ktoś jeszcze. Gdyby nikogo takiego nie było, to Snape wychowałby Harry’ego
od małego. Ktoś naprawdę potężny, kogo Snape się boi. A mógł być to jedynie
Dumbledore. Ale w takim razie, co takiego zrobił? Wieczystą przysięgę?
Dlaczego? I jak Harry tak wcześnie się dowiedział o tym, że Snape jest jego
ojcem, albo Severus dowiedział się, że Harry jest jego synem? Zwykle taka
przysięga ma okres ważności na przykład do uzyskania pełnoletniości przez
dziecko. Ale Potter jeszcze nie jest pełnoletni. A więc to matka musiała być
bardziej przebiegła niż się komukolwiek zdawało, a najbardziej zdawało się
Albusowi.
- Możemy kontynuować? - spytał Albus delikatnie
podnosząc głos, by uzmysłowić uczniom siedzącym w sali, że muszą się uciszyć.
- Tak - przytaknął Harry.
- To powtarzaj za mną. Ja, Harry James Potter,
dziedzic rodów Potterów i Blacków, z własnej woli przyjmuję nazwisko Snape i
chcę, aby opiekunem prawnym został Severus Snape.
Tym razem jednak nie było żadnej poświaty, tylko
hałas od strony uczniów.
Nagle cała banda wstała i zaczęła klaskać i
gwizdać. Harry uśmiechnął się i złapał mocniej dłoń swojego chłopaka chcąc się
upewnić, że on nadal tam jest.
- Harry Snape. Jak to dziwnie brzmi - powiedział
cicho Snape wywołując chichot swojego syna i Dracona.
- No, jutro już będę Harry Malfoy. To jest jeszcze
dziwniejsze.
- Myślałem, że zostaniesz przy swoim. Jesteś w
końcu dziedzicem trzech potężnych rodów.
- Porozmawiamy o tym wieczorem - mruknął chcąc już
zejść ze sceny. Zrobił nawet krok w stronę schodów, ale poczuł na ramieniu dłoń
dyrektora.
- Jest jeszcze jedna rzecz, Harry. Minister chciał,
żebym ci pogratulował a także życzył od niego szczęścia na nowej drodze życia.
Prosił, abym w jego imieniu przeprosił cię, że nie będzie go jutro na
uroczystości, ale wezwały go ważne sprawy wagi państwowej.
- Nic nie szkodzi, dyrektorze - uśmiechnął się
Harry i czym prędzej uciekł z podwyższenia. Wzrokiem jeszcze przebiegł po
twarzach nauczycieli i przypadkiem zerknął na drzwi, którymi zwykle wchodzili
profesorowie. Ktoś tam teraz stał. Kobieta o rudych włosach. Niezbyt wysoka,
szczupła. Była w kapturze, który zasłaniał rysy twarzy, ale Harry mógłby
przysiąc, że się uśmiechała. W głębi kaptura mignęły zielone oczy. Zupełnie jak
jego. Szybko odwrócił wzrok i potrząsnął głową. Zaraz pomyślał o matce, ale
zganił się w myślach, że jego matka przecież nie żyje. To było nie możliwe. A
jednak w jego sercu pojawiło się ziarnko zwątpienia.
Rozdział jest cudny, z resztą jak zawsze. Lekki, przyjemny w sam raz na odstresowanie się. Powiem tak Draco ma cholerną słabość do Harry'ego i na odwrót. Cieszy mnie, że układa im się dobrze mimo pewnego incydentu ( a ja znowu swoje). Jednak coś czuję, że to cisza przed burzą , jednak niech się nacieszą sobą . Bądź co bądź należy to się im. Dziękuję za nominację , nie spodziewałam się jej, dlatego dziękuję. Rozdział jak mówiłam fantastyczny oby tak dalej
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lilith vel Narieen
Weny, weny, weny... Pisz tak dalej :)
OdpowiedzUsuńKońcówka superrrrr - to Lily czy ktoś inny?
Czy można prosić o co chodzi z naszymi wampirami - chodzi o relację Harry - wampiry.
Minister be - to Knot nadal?
Czy jak urodzi nasz zielonooki "Motylek" za kilkanaście rozdziałów będzie przygotowania do pokonania
"Pupusia" - Voldzia/
Leże i nie wstaję! ;D
UsuńCzy to Lily... jeszcze sama nie wiem, ale jej wątek będzie się pojawiał i sporo namiesza... Ups. chyba zdradziłam za dużo... a niech Wam będzie.
Co do wampirów to będzie o nich jeszcze sporo, ale później.
Co do ministra, to się nawet nie zastanawiałam, ale średnio mnie polityka obchodzi i w tym opowiadaniu nie jest ważna... Jeżeli nie liczyć polityki Voldzia oczywiście ;)
Co do właśnie "pupusia"... Mam na niego pomysł a i on ma pomysł na mnie. Próbuje mi tu nieźle namieszać w opowiadaniu, a ja stawiam twardo opór, więc zobaczymy co namiesza, co zdołam uratować, a co dopisze, jak nie będę patrzyła. A skurczybyk jest niezwykle silny i cwany.
Pozdrawiam,
Weronika ;)
IIIIiiii, nowy rozdział~!!! Jeej!!! Strasznie fajny ten rozdziałłł~!!! Taki milutki!!
OdpowiedzUsuńNie wiem, co napisać!!! ;b
Pozdrawiam, życzę MNÓÓÓSTWAAA WENY CZASU też, no i CHĘCI na dalsze pisanie!!!
~Daga ^.^'
Witam,
OdpowiedzUsuńZabini jednak nie odpuścili, Snape zjawił się w samą porę, Dracona zraniły te słowa Harrego, ale ten nie miał na myśli nic złego, w końcu otwarcie może nazywać Severusa swoim ojcem, ciekawe kto tam stał, a może to naprawdę jego matka...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Severus to zjawił się w samą porę, och Draco bardzo zraniły słowa Harrego, w końcu Harry może otwarcie nazywać Severusa swoim ojcem, zastanawiam się kto tam stał... może to naprawdę jego Lili?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga