Są święta, mam wolne, więc jest rozdział! Cieszycie się?
Nie wiem, kiedy będzie następny. Może za dwa lub trzy tygodnie. Zobaczy się.
Miłego czytania!
__________________________
Rozdział 8. "Nadzieja"
Nie wiem, kiedy będzie następny. Może za dwa lub trzy tygodnie. Zobaczy się.
Miłego czytania!
__________________________
Rozdział 8. "Nadzieja"
Pewnego dnia, pod koniec wakacji dostał list w
czarnej, ozdobnej kopercie. Na zewnątrz nie było nic napisane, więc z
ciekawością otworzył i wyjął papier tego samego koloru zapisany czerwonym
atramentem. Wtedy domyślił się, kto to mógł być.
Drogi Harry,
gratuluję urodzenia
dwójki ślicznych dzieci. Podobno jedno z nich ma różnobarwne tęczówki.
Niesamowite. Sądzę, że nie dostanę zaproszenia na chrzest, prawda? A szkoda.
Lubię dzieci. I nie, wcale nie chciałem napisać, że lubię je jeść. Znalazłeś
już rodziców chrzestnych? Chciałbym się zaoferować, ale pewnie nawet o mnie nie
pomyślałeś. Szkoda. Musiałbym je wtedy chronić. Twoja strata.
Ostatnio byłem w
Twoim klubie i wiesz co? Nie chcieli mnie wpuścić. Powinienem puścić ten przybytek
z dymem, ale stwierdziłem, że wtedy nie rozważyłbyś ponownie mojej oferty.
Przyłącz się do mnie, Harry. Będziesz miał ochronę, Twoje dzieci, mąż, ojciec
również. To będzie tylko z korzyścią dla Ciebie. Wiem, że jest w Tobie moc.
Niedługo ją odkryjesz, to tylko kwestia czasu. Ja pomogę Ci nad nią zapanować i ją okiełznać. Staniesz się niepokonany. Razem ze mną naprawisz ten świat tak,
jak chciałeś.
Z niecierpliwością
czekam na twoją odpowiedź.
Tom Riddle
- Czy on zawsze nie podpisuje się Lord Voldemort? - powiedział Draco
przeczytawszy cały list.
- Owszem. Zresztą zobacz, że zmienił się ton całej
wypowiedzi. Żadnej groźby… No prawie - mruknął, bo groźba była, ale sprytnie
ukryta i przesłonięta toną uprzejmości.
- Nie ufam mu. - Draco wstał i zaczął przechadzać
się po pokoju. Maleństwa spały, więc mieli mniej więcej dwie godziny względnego
spokoju.
- Ja też nie, ale coś mi mówi, że on ma racje. Mam
w sobie więcej magii niż przedtem i jest… mocniejsza. Boję się jej i tego, co
mogę dzięki niej osiągnąć.
- Nie poddawaj się mu. On ma charyzmę i potrafi
wabić słowami. Napisze to, co chce tak, żeby Tobie to pasowało. On jest
niebezpieczny.
- Bezpieczeństwo twoje, dzieci, Severusa to
wszystko, o czym marzyłem. Nic więcej nie pragnę. A jeżeli kosztem ma być przyłączenie
się do niego…
- Harry nie - przerwał mu stanowczo Draco klękając
przed nim i łapiąc za ramiona. - Nie daj mu się. Walcz. On pozbawi cię całego
człowieczeństwa. Nie zostanie z ciebie nic poza pustą skorupą. Nie będziesz już
moim Harrym, w którym się zakochałem. Nie będziesz nawet człowiekiem -
zrezygnowany ton blondyna sprowadził Gryfona na ziemię i dopiero przejrzał na
oczy, co mówił i czego prawie nie zrobił. Wypuścił list z ręki, a Semanthiel
wyczytał zamiar w głowie swego pana, podleciał i zabrał list na żerdź i spalił
go upuszczając na niego jedną łzę
- Draco, ja… przepraszam. Nie wiem, co się ze mną
stało. Zupełnie mnie zamroczyło.
Harry chwycił go pod brodę i podniósł głowę do góry
zmuszając go, by spojrzał mu w oczy. Brunet pochylił się powoli i złożył na
jego ustach pocałunek. Kiedy Draco poczuł na ustach nacisk, zarzucił ręce na
szyję ukochanego i przycisnął go do siebie mocniej jednocześnie rozchylając
usta drugiego chłopaka językiem. Pociągnął go na ziemię pomiędzy rozrzucone
zabawki. Chwilę później Draco leżał na Harrym i wodził rękami po ciele męża.
Spragniony jego ciała, dotyku szybko rozpiął swoją koszulę i zdjął ją jednym
sprawnym ruchem. Gryfon domyślając się zamiarów blondyna, używając magii pozbył
się ich ubrań. Aż zadrżał od dotyku drugiego ciała w każdym możliwym miejscu.
Od nowa uczył się układu i kształtu mięśni Dracona tak, jak on uczył się na
nowo Harry’ego. Obaj drżeli od emocji.
Malfoy zsunął się nieco niżej i językiem wyznaczał
drogę od ucha do obojczyka. Zatrzymał się na chwilę w zagłębieniu szyi, żeby po
chwili dotrzeć do blizny. Jeszcze była różowa w kształcie litery. Lekko ugryzł to
miejsce, a Harry sapnął. Ugryzł ponownie obok i został nagrodzony jękiem. Za
trzecim razem postanowił ugryźć i trochę possać zostawiając malinkę. Uśmiechnął
się i zszedł niżej. Wokół sutka zatoczył kręgi i przeszedł do drugiego.
Chuchnął na niego, a ciało bruneta pokryło się gęsią skórką. Draco przytulił
się do niego starając się przylgnąć każdym milimetrem ciała. Żeby to zrobić
podniósł się trochę i głową znowu był na wysokości głowy ukochanego. Ich usta
spotkały się, a ręce błądziły po drugim ciele szukając nawet najdrobniejszej
niedoskonałości.
Po paru minutach musieli zaczerpnąć oddechu i Draco
ponownie zsunął się niżej tym razem składając pocałunki wzdłuż mostka. Dotarł
do pępka, który polizał wywołując westchnięcie i lekkie drżenie. Uśmiechnął się
lubieżnie.
***
Równo dwie godziny po położeniu ich spać, Izzy
obudziła się i zaczęła płakać.
Draco wraz z Harrym nadal leżeli na ziemi. Blondyn
był pomysłowy i leżał w większości na Gryfonie, żeby nie leżeć na ziemi, za to
było mu zimno na górze. Harry natomiast marzł od dołu, ale od góry okrycie
zapewniał mu Draco.
Izzy nie dawała za wygraną, więc Draco niechętnie
wstał… i obudził Harry’ego, bo to był jego obowiązek. Brunet jęknął coś, usiadł
i rozejrzał się dookoła. Zobaczył stojącego nad nim Dracona, który jeszcze nie
zdążył się ubrać i szybko odwrócił wzrok w poszukiwaniu swoich ubrań.
- Draco, idź do łazienki, bo nie mogę się skupić -
jęknął Harry na oślep macając podłogę w celu znalezienia bokserek.
- Jeszcze niedawno ci to nie przeszkadzało -
zamruczał Malfoy, ale spełnił prośbę męża i po chwili z łazienki dobiegł szum
wody.
Potter wstał i podszedł do szafy. Wyjął z niej
czystą bieliznę, jakieś spodnie i pierwszą z brzegu koszulę. Po rodzaju
materiału zorientował się, że to koszula Malfoy’a, ale nie przejmował się tym.
Ubierając się podszedł do łóżeczka, w którym cały czas płakała Izzy.
- No już, Izzy - szepnął biorąc córkę na ręce i
zaczął ją uspokajać. Po paru minutach otworzyła zapłakane oczka i spojrzała na
niego. Harry spojrzał na zegarek i domyślił się, że już pora karmienia.
Poczekał aż Draco wyjdzie z łazienki i powiedział,
że idzie do kuchni.
W kuchni spotkał Narcyzę z Cecy. Na stole kuchennym
stała butelka przygotowana przez Narcyzę dla Sebastiana, a druga dla Izzy
leżała tam, gdzie Harry ją wczoraj położył. Jedną ręką sięgnął po nią, ustawił
przed sobą, podszedł do lodówki i wyciągnął mleko. Z szafki nad blatem wziął
puszkę z jedzeniem. Otworzył ją pstryknięciem palców, miarką wsypał odpowiednią
ilość do pojemnika, dolał mleko i znowu pstryknięciem podgrzał. Sprawdził
temperaturę i przelał do butelki akurat w momencie, kiedy Draco z Sebastianem
na rękach weszli do kuchni. Blondyn uśmiechnął się do mamy i przygotowaną
wcześniej butelkę dał synowi. Harry usiadł obok Narcyzy karmiąc Izzy.
- Niedługo do szkoły, co? - spytała Narcyza
odstawiając pustą butelkę na stół.
- Niestety. Nie wiem, jak to będzie z Izzy.
Przecież ona nie zje nic przygotowanego przez kogokolwiek innego.
- Myślę, że tu chodzi o sygnaturę magii. Zawsze jak
robisz jej jedzenie, do otwarcia pudełka, podgrzania mleka używasz magii. Może
o to chodzi?
- Nie, bo Draco nie używa zaklęć, a mała je to, co
on przygotuje - odparł przypatrując się spokojnej twarzy córki.
- Dzieci są bardziej zmyślne niż nam się wydaje. -
Narcyza zaśmiała się i poprawiła włosy Cecy.
- Tak, szczególnie ta mała diablica - mruknął
Harry.
- Będzie potężną czarownicą. Nie lekceważ tego.
- Ale na razie nie potrafi sama nic zrobić -
wtrącił się Draco siadając po drugiej stronie stołu.
- Na razie. Póki nie zacznie mówić, chodzić i gryźć
wszystkiego dookoła - sarknął Potter odstawiając pustą butelkę.
Przeniósł rękę nad Izzy, a ta sięgnęła rączką i
chwyciła jego wyciągnięty palec.
- Nie będzie tak źle. Przecież będziecie
przyjeżdżać na weekendy. Może nawet w tygodniu wam się uda. Najlepiej by było,
gdybyście mieszkali tutaj. Ile to jest używać codziennie świstoklika do
Hogwartu i z powrotem?
- Właściwie nic - Harry wzruszył ramionami i
spojrzał na Narcyzę. - A właśnie. Nie miałem okazji spróbować - powiedział i
przysunął się do niej bliżej.
- Ale czego nie miałeś okazji… - zaczęła, ale
Potter jej przerwał.
- Nie miałem okazji nazwać cię mamą. A wreszcie
mogę to zrobić. Wiesz jakie to niesamowite uczucie? Po siedemnastu latach
powiedzieć do kogoś mamo? - głos mu się lekko załamał, a w oczach pojawiły się
łzy.
- Och, Harry. Nie musisz. Możesz do mnie mówić po
imieniu.
- Wiem, ale w końcu mam rodzinę. Prawdziwą, mamo -
powiedział i przytulił się obejmując ją wolną ręką.
***
Najtrudniejsze było pożegnanie. Pierwszego września
na peronie 9¾ Harry i Draco żegnali się z Narcyzą, Lucjuszem oraz z dziećmi.
Snape stwierdził, że to nie dla niego i już siedział w pociągu czekając na jego
odjazd. Harry płakał i przytulał się siebie córkę. Szeptał do niej słowa,
których ona nie mogła zrozumieć. Jeszcze nie. Sebastian był u Dracona, a po
chwili wymienili się i wyściskali drugie z bliźniaków. Dziadkowie wzięli
niemowlaki od rodziców, uściskali ich i kazali wsiadać do pociągu nim się
spóźnią.
Lucjusz i Narcyza popatrzyli jeszcze na tył
odjeżdżającego pociągu i ruszyli z powrotem długim peronem do domu.
- Draco, nie jestem pewien, czy to dobry pomysł. -
Harry siedział w przedziale i co chwilę mówił to samo, jak zacięta płyta,
wstawał z miejsca i ruszał do drzwi.
- Będzie dobrze. Ta kobieta wyglądała na miłą,
kompetentną i oddaną pracy. Dobrze się nimi zajmie.
- A co będzie, jak Izzy nie będzie chciała nic
jeść?
- Już to sprawdzaliśmy. Zjadła posiłek przygotowany
przez… Jak ona miała na imię?
- Dafne.
- Przez Dafne. Nie marudziła, nawet dała się
potrzymać.
- Wiem, wiem - Harry ponownie usiadł i został
otoczony ramionami swojego męża.
Zamknął oczy i przypomniał sobie poszukiwania
niani.
Dali ogłoszenie, że poszukują niani do miesięcznych
bliźniaków. Zgłosiło się ponad pięćdziesiąt kobiet i dziesięciu mężczyzn. Ich
od razu wykluczyli, co było pomysłem Dracona. Zapraszali po jednej kobiecie i
sprawdzali jak zachowają się dzieci w ich obecności. Na pierwsze trzydzieści
Izzy reagowała płaczem i nie dało się jej uspokoić dopóki kobieta nie opuściła
terenu posiadłości. Dopiero trzydziesta pierwsza przyciągnęła uwagę diablicy.
Wyciągnęła do niej ręce, a kiedy ta ją wzięła, Izzy uśmiechnęła się. Sprawdzili
jeszcze, czy mała zje posiłek przygotowany przez kobietę. Na szczęście zjadła,
ale zaraz później zażądała płaczem powrót do ojca, co Draco skwitował
parsknięciem śmiechu. Postanowili przesłuchać pozostałe kobiety i trafili
jeszcze na jedną, na którą Izzy nie reagowała płaczem, lecz nie chciała jeść,
ani być dotykana przez nią. Ta druga kobieta, Rose, ma za zadanie opiekowanie
się Sebastianem. On na szczęście nie ma takich wymagań, co do opiekuna.
- Pomyśl o tym, że brakuje tylko trzech dni i
będzie weekend - zaproponował Draco opierając się brodą o ramię męża.
- To będą najgorsze trzy dni mojego życia -
mruknął, oparł głowę o ścianę i zasnął.
Nawet nie wiedział jak bliski był prawdy.
***
Godzinę później do przedziału zajrzały Luna i
Ginny.
- Szukałyśmy was. Już przez chwilę myślałam, że
zostaliście - powiedziała Ginny i podeszła przywitać się z Draconem. Zerknęła
na śpiącego w jego ramionach Harry’ego, wzruszyła ramionami i złożyła na jego
policzku całusa.
- Nie. Jedziemy przecież na nasz ostatni rok. Jak
moglibyśmy go przegapić. - Draco uśmiechnął się rozbrajająco do przyjaciółki.
- To pewnie jeszcze nie wiecie - mruknęła Luna
wchodząc głębiej i zamykając drzwi.
- O czym? - spytał zdezorientowany Draco
przeskakując spojrzeniem z jednej na drugą.
- Jak staliście na peronie z dziećmi na rękach, to
chcieliśmy do was podejść. Cała banda z wyjątkiem mnie - powiedziała Ginny i
zerknęła na Lunę, która dała jej znak, żeby kontynuowała. - Jeszcze nie
dotarłam na peron. Jednak, kiedy już na niego weszłam, domyślasz się, że razem
ze mną był Ron. Na szczęście towarzyszyli nam Fred i George. Chcieli was
zobaczyć oraz swoją chrześnicę i chrześniaka. Ron jak was zobaczył, dosłownie
dostał piany na ustach. Fred w ostatniej chwili go złapał i przytrzymał, a
George unieruchomił zaklęciem. Nie wiem, co w niego wstąpiło i wolę nie myśleć
o tym, co by było, gdyby moich braci nie było z nami. Banda szybko zatuszowała
całą sprawę i pomogli wnieść Rona do pociągu. Zamknęli go w jednym z
przedziałów do czasu aż dojedziemy na miejsce.
- Wasze pojawienie się razem z Lucjuszem, Narcyzą i
dziećmi wywołało wśród uczniów burzę. Wszyscy widzieli cię w zeszłym roku z
brzuchem, więc się pewnie domyślili, a na początku wakacji w Proroku pojawił
się artykuł o waszym ślubie. Część osób jak wiecie nie ma nic przeciwko, ale
jest też spora grupa, której się to nie podoba.
- Ich sprawa - warknął Draco.
- Wiem, ale musicie na siebie uważać. Ludzie są
zawistni.
- Na szczęście Harry już nie jest bezbronny, dzieci
są bezpieczne poza Hogwartem, więc powinien być względny spokój.
- Zobaczymy.
***
Uczta powitalna jak zwykle była niesamowita.
Skrzaty dobrze się spisały. W tym roku jedna rzecz się zmieniła. Przy stole
prezydialnym siedział tylko Dumbledore, choć przed każdym krzesłem leżało
nakrycie. Uczniowie niepewni, co powinni zrobić nie jedli, tylko czekali na
przemówienie dyrektora.
To także się nie zmieniło i Dumbledore wstał i
przemówił.
- Jak co roku witam was w murach naszej szkoły. Mam
nadzieję, że ten rok będzie równie pełen w naukę i dobrą zabawę jak każdy
poprzedni. Jak widzicie, nie ma wokół mnie nauczycieli. A to dlatego, że w tym
roku mamy małe zamieszanie na stanowiskach. Pozwólcie, że będę przedstawiał
każdego nauczyciela po kolei. Stanowisko opiekuna nad magicznymi stworzeniami
pozostawiam Hagridowi, bo kto zaopiekuje się nimi lepiej niż nasz gajowy. -
Dyrektor uśmiechnął się, a przez drzwi za stołem prezydialnym przecisnął się
Hagrid i usiadł na swoim miejscu na końcu stołu. - Stanowisko nauczyciela
zaklęć także powierzam zaufanemu nauczycielowi, profesorowi Flitwikowi! -
karzeł wszedł i z pomocą Hagrida zajął swoje miejsce. - Profesor Sprout
pozostaje na stanowisku nauczycielki zielarstwa. - Krępa kobieta przecisnęła
się przez drzwi i usiadła przy stole. - Profesor McGonagall dalej będzie uczyła
transmutacji, a Bastien Moriat pozostanie na stanowisku nauczyciela Czarnej
Magii. - Mężczyzna wszedł do pomieszczenia i usiadł na lewo od Dumbledora
zostawiając jednak jedno wolne miejsce. - Profesor Hooch dalej będzie uczyła
latania, za to wróżbiarstwa będzie uczyć profesor Miranda Blackton. - Niska,
czarnowłosa kobieta weszła przez tylne drzwi rozglądając się na boki. Oczy
koloru gorzkiej czekolady posyłały nieufne spojrzenia. Harry od razu ją
znielubił i cieszył się, że nie uczęszcza na ten przedmiot. - Jak zawsze,
opiekunem Slytherinu i nauczycielem eliksirów pozostaje Profesor Snape.
Oklaski ze strony Ślizgonów nie pozwoliły
dyrektorowi kontynuować wypowiedzi, więc uśmiechnął się ciepło i przeczekał ten
wybuch radości. Dla Harry’ego oznaczało to chwilę, kiedy mógł porozmawiać z
ojcem nie zwracając na siebie i na niego uwagi.
Myślałem, że dostałeś
to stanowisko. Profesor Obrony Przed Czarną Magią Severus Snape. Nie uważasz,
że brzmi bardzo patetycznie? - zaśmiał się w
myślach Harry spoglądając na ojca.
Taa, Dumbel dziś rano
zmienił zdanie. Ciekawe, co go do tego skłoniło - zastanowił się Snape dla niepoznaki rozglądając się po sali i rzucając
wszystkim taksujące spojrzenie. Grupa przy stole Gryffindoru razem, w jednym
momencie, gdy jego wzrok był zwrócony w ich stronę, posłała mu oczko, co nie
uszło uwadze połowy szkoły. Dziewczyny przy innych stołach zachichotały, jednak
umilkły, kiedy przesunęło się po nich spojrzenie, którego Bazyliszek by
pozazdrościł.
Pewnie niedługo się
dowiemy, kto zawrócił w głowie Dumbledorowi. Ale patrząc na niego w jego typie
są długonogie, siwowłose panie z domu spokojnej starości, które jeden ruch
wykonują pół godziny. Tak, żeby się nie zmęczył i mógł każdej wmówić, że to
wyższe dobro - sarknął Harry, jednak w jego wyobraźni
pojawił się pewien obraz, który przesłonił mu widok, a był on tak… specyficzny,
że zmarszczył nos, czym wywołał śmiech wśród przyjaciół, którzy nie wiedzieli,
co się dzieje. Kiedy Potter się opanował, spojrzał na ojca, który jednak
jeszcze nie wyzwolił się spod jarzma wyobraźni o dyrektorze i jego ciągotach i
wyglądał jakby kociołek wypełniony naprawdę ohydną substancją wybuchł w jego
komnatach, a o nie miał nikogo, komu mógłby zlecić posprzątanie go. Dla dolania
oliwy do ognia, brunet podrzucił mu obraz kobiety ubranej jedynie w koszulę
utkaną z cytrynowych dropsów. Z ust Snape’a wydobył się syk, czym zwrócił na
siebie uwagę całej szkoły łącznie ze wspomnianym wcześniej dyrektorem. I to
było dla Severusa za dużo. Jego resztka opanowania pozwoliła mu opuścić w
pośpiechu salę bez prychnięcia, zwymiotowania czy czegokolwiek, co pokazałoby
jego słabość.
Harry słyszał w myślach wiązankę przekleństw i
wściekłość Severusa i to poprawiło mu humor na tyle, że stwierdził, że czekanie
do weekendu może nie będzie takie złe.
Potter przeniósł wzrok na męża, który od dobrych
dziesięciu minut się w niego wpatrywał. Dopiero teraz Harry dopuścił go do
swoich myśli i w skrócie przekazał ich rozmowę oraz co się stało z Severusem.
Draco omal się nie popłakał ze śmiechu, a Ślizgoni patrzyli na niego jak na
chorego umysłowo, jednak nie odważyli się odezwać słowem pomimo tego, że
ostatnio ich olewał, nie rozmawiał z nimi i ciągle przesiadywał przy stole
Gryfonów. Oni nadal uważali, że niedługo się znudzi głupimi lwami i wróci do
swoich węży by dalej im przewodzić w podbiciu świata. Och, jak bardzo się
mylili.
Snape wrócił, kiedy Dumbledore przedstawiał
ostatniego nauczyciela. No prawie ostatniego. Nadal po jego lewej stronie było
wolne miejsce. Miejsce profesora Obrony Przed Czarną Magią. Dyrektor jednak
oświadczył, że ta osoba, według Harry’ego celowo nie powiedział, czy to kobieta
czy mężczyzna, się spóźni, więc zaczną jeść, a przedstawienie nastąpi po
dotarciu.
Jedna rzecz niepokoiła Gryfona. W trzeciej klasie
tak samo było z Szalonookim Moodym. On też się spóźnił na ucztę i Dumbledore
nie chciał nic wcześniej o nim powiedzieć. I tak samo jak wtedy, Dumbledore
wpatrywał się w Harry’ego jakby zaraz miała mu wyrosnąć druga głowa, albo miał
eksplodować. Trochę się tego bał, ale mówiło się trudno i żyło się dalej. Co
mógł zrobić oprócz czekania?
Możesz wejść do jego
głowy i poznać jego myśli - powiedział głos w jego głowie, który nie
należał ani do Dracona, ani do Snape’a ani tym bardziej do Hermiony, bo był
męski.
Potter rozejrzał się dyskretnie dookoła, ale nikt
na niego nie patrzył. Każdy był zajęty swoim talerzem i jedzeniem.
Nie bój się. On nawet
nie zauważy - znowu ten sam głos. Przez chwilę brunet
zastanawiał się, czy to nie Riddle, ale ta zagadka1 była bardziej
skomplikowana i ten głos nie należał do niego.
Nim jednak zdążył się głębiej nad tym zastanowić,
dyrektor wstał i uderzył widelcem w kieliszek. Po pomieszczeniu rozległ się
dźwięk, jakby ktoś zadzwonił delikatnym dzwoneczkiem, a jego dźwięk rozniósł
się w wiosennym powietrzu. Przypomniało mu to odgłos ptaków o poranku, które
słyszał budząc się w rezydencji Malfoy’ów przez ostatnie dwa miesiące.
- Przybył ostatni nauczyciel. Powitajcie pannę
Lasandrę Emet, która otrzymała w tym roku stanowisko profesora Obrony Przed
Czarną Magią i mam nadzieję, że zostanie na nim dłużej niż rok - mówiąc to w
jego oku pojawił się błysk, którego wcześniej Harry nigdy tam nie widział, a
który skojarzył mu się z tajemnicą tak głęboką, że kopiąc, mógłby schować tam
cały Hogwart i jeszcze zostało by miejsce.
Spojrzał na ojca chcąc przekazać mu swoje obawy, a
Snape w tym momencie robił to samo i ich myśli zlały się w jedno i to samo.
Myśleli dokładnie o tym samym i obawiali się tej kobiety. Przynajmniej nie był
sam w tych obawach i nie czuł się jak paranoik.
Zawsze mi wyrzucałeś,
że jestem zbyt wielkim paranoikiem, a dziś przyznałeś się do tego sam.
Powodzenia - mruknął Snape i rozłączył się
pozostawiając jednak swoją cząstkę, by Harry wiedział, że nie jest sam.
Mamy przesrane - pomyślał do Dracona, a w odpowiedzi uzyskał jedynie potwierdzające
mruknięcie.
***
Lord Voldemort siedział za biurkiem i stukał
nerwowo w blat. Minął tydzień odkąd wysłał list i nie dostał żadnej odpowiedzi.
Martwiło go to, choć było to dla niego nowe uczucie. Przeczesał włosy dłonią i
powrócił do wybijania rytmu na drewnie.
Zamyślił się tak bardzo, że podskoczył na krześle,
kiedy usłyszał pukanie do drzwi.
- Wejść - powiedział.
Do pomieszczenia weszło trzech Śmierciożerców w
czarnych szatach. Wyglądali identycznie, nawet maski mieli takie same. No może
oprócz wzrostu.
- Wzywałeś - powiedział jeden z nich, najwyższy.
- Potrzebuję zdobyć wszelkie informacje o Lily
Evans, jej drzewie genealogicznym oraz wszystkich, którzy są z nią powiązani.
Snape, Potter, nawet ten jej bękart - rzucił jakby od niechcenia.
Mężczyźni skinęli głowami i już ich nie było.
Tom miał przeczucie, co do Lily. Musiał przyznać,
że zawsze go fascynowała. A kiedy dowiedział się, że Snape ma z nią coś
wspólnego… Wpadł w szał. Jak jego zwykły sługa mógł mieć coś wspólnego z tak
niesamowitą czarownicą. A potem nagle okazało się, że wychodzi za Pottera i że
jest w ciąży. Przeczuwał coś wtedy, jednak nie miał dowodów. Potem ta
przepowiednia i przez chwilę przestało się liczyć, że to dziecko Lily. Widział
je tylko przez pryzmat Pottera, bo tak było łatwiej. Aż do chwili, kiedy musiał
zabić Lily, by zabić Harry’ego. Dokładnie nie pamiętał, co się wtedy stało.
Wiedział, że zabił Pottera na schodach i zastał Lily szepczącą coś do syna,
który siedział w łóżeczku. Chwytał się rączkami prętów i płakał. Łzy leciały mu
po policzkach, ale nie wydał z siebie ani jednego dźwięku. Lily za to stała
wyprostowana i gotowa na śmierć. Nie chciała się przesunąć, nie chciała
odstąpić. Tutaj miał lukę w pamięci, zaledwie kilka sekund, bo następnie
widział jej ciało obok łóżeczka i siebie celującego różdżką do dziecka. A potem
oddzielanie się od ciała. To wszystko.
Do dziś nie doszedł do tego, jakiego rodzaju to
była magia. Na pewno jakaś obronna i bardzo silna, na bazie krwi.
Podejrzewał, że podała mu eliksir, który zmniejszył
jego zdolności magiczne, jednak nie zdołał zadziałać do końca i wraz z magią
ochronną Lily, Harry obronił sam siebie. Już jako niemowlę był ponad
przeciętnie magiczny.
To musiało być to. Co jednak znaczyło, że Harry
właśnie teraz odzyskał swoją moc i ona burzy się próbując ukształtować. A on,
Tom, chciał mu w tym pomóc. Dobrze, że zapobiegawczo napisał to w liście. Może
ta informacja skłoni Pottera do rozważenia jego propozycji pozytywnie? Nie
liczył na to zbytnio, ale w razie czego miał plan.
***
Harry, jako że już nie był w ciąży, to wrócił do
swojego starego pokoju w Wieży. Od ojca dowiedział się, że pozwolenie na to, by
mieszkał wraz ze swoim przyszłym mężem w jednym pokoju zawdzięczał właśnie temu
nadzwyczajnemu stanowi. Musiało się na to zgodzić grono pedagogiczne, a po
zapytaniu, czemu McGonagall wtedy nic nie wiedziała, Snape mruknął, że chyba
zapomniał jej powiedzieć o zebraniu. Potter wybuchnął śmiechem i przez dobre
kilka minut nie mógł się powstrzymać.
- I nikt nie oponował?
- Chyba nawet nie zauważyli, że jej nie ma. Ona
jest taka pospolita…
- Dobra, dobra. Nawet Dumbel?
- Nawet on. Ale chyba specjalnie to zrobił.
Uśmiechał się do mnie i czułem się jak idiota.
- Czyli wiedział - mruknął Harry zmieniając pozycję
na kanapie.
- A tak naprawdę, to co cię do mnie sprowadza.
Chyba się nie stęskniłeś? - sarknął Snape pijąc Ognistą.
- Przyszedłem porozmawiać o Lasandrze. To trochę
dziwne, nie uważasz? Kiedy ty masz tę posadę w kieszeni, nagle zjawia się ona i
wszystko psuje. Mam wrażenie, że Dumbledore je jej z ręki. Zupełnie, jakby
znała jakiś jego sekret i trzymała go za jaja.
- Język - syknął Snape, ale uśmiechnął się na to
bezpośrednie porównanie. - Tak, tak to wygląda - mruknął i jednym haustem
opróżnił kieliszek.
- Jak myślisz, kolejne ciemne sprawki naszego ciemnego
dyrektorka?
- Pomyliłeś się - powiedział po chwili Snape.
Harry spojrzał na niego jak na niedorozwiniętego
umysłowo.
- A jaśniej? - Zaśmiał się sam z siebie.
- I kto tu jest niedorozwinięty umysłowo.
- Może to jakieś kiepskie geny po tobie, co ojciec?
- uśmiechnął się widząc lekki przestój w reakcji Severusa.
- Ja ci dam, smarkaczu. - W stronę Harry’ego
poleciała szklanka, notatnik, doniczka z kwiatkiem i kilka drobnych rzeczy
stojących wcześniej na stole.
Potterowi dzięki magii wystarczyło to, że wyciągnął przed
siebie ręce i pomyślał o ochronie, a ta utworzyła wokół niego barierę nie do
przebicia.
- Ja tu naprawdę przyszedłem pogadać, ojciec -
warknął sfrustrowany, kiedy Snape wstał i zaczął szukać czegoś na biurku.
- Trzeba było zaczynać? - spytał rzucając świeczką.
Dobrze, że nie była zapalona. - Dobra, nie mam już czym w ciebie rzucić, więc
mów.
***
Plan lekcji wydawał się całkiem znośny pomijając
trzy godziny OPCM z rana w poniedziałek i dwóch godzin Eliksirów po południu w
piątek. Dobrał sobie jeszcze Czarną Magię, Transmutację, Zaklęcia i jako, że musiał sobie
wybrać jeszcze jeden przedmiot, wziął ONMS. Tak dla relaksu.
Plan Dracona był taki sam pomijając to, że zamiast
ONMS miał Numerologię. Obaj błogosławili, że nie musieli siedzieć na Historii
Magii słuchając nudnych wykładów ducha o historii wojen z trolami.
Jako, że był wtorek, jutro miał tylko zajęcia po
południu: godzinę OPCM i godzinę Czarnej Magii. Czy to nie było śmieszne?
Najpierw obrona, a potem nauka o tej magii.
Umówił się z Draco na Wieży Astronomicznej. Po
swojej rozmowie z Severusem czuł się nieco uspokojony.
- Hej - rzucił swojemu mężowi, kiedy ten wspiął się
na ostatni schodek.
- Cześć. Jak rozmowa z Severusem?
- Spokojnie - mruknął Harry wtulając się w niego.
- No już - zaśmiał się blondyn po czym schował
twarz w rozczochranych włosach ukochanego.
Ktoś nas obserwuje - pomyślał do niego Potter nawet nie zmieniając pozycji.
Skąd wiesz? - spytał w myślach Draco wyrzucając sobie, że nie rozglądnął się jak tu
wchodził.
I tak byś nikogo nie
zauważył. Użył wzmocnionego zaklęcia kamuflującego albo czegoś podobnego do
mojej peleryny. Czuję pulsowanie magii. Stałem się nieco na nie wrażliwy - nawet w mentalnym głosie Harry’ego brzmiała rezygnacja.
- Kiedy chcesz wziąć ślub? - spytał Draco na głos
jakby ich wymiana zdań w ogóle nie miała miejsca. Tak mogło wyglądać z
zewnątrz, bo zajęło im to zaledwie parę sekund.
- Jak najszybciej - szepnął brunet odchylając głowę
i składając na ustach blondyna najlżejszy z pocałunków.
Z miejsca oddalonego od nich zaledwie o pięć metrów
dało się słyszeć odgłos, który skojarzył im się z wymiotowaniem. Harry
uśmiechnął się przebiegle przysuwając się do męża, a ręce z pleców przesunęły
się na kark i przycisnął go do siebie mocniej. Językiem torował sobie drogę, a
kiedy już otarł językiem o jego podniebienie, z gardła Malfoy’a wydobył się
przeciągły jęk. Harry zaśmiał się i przesunął usta wzdłuż jego szczęki do ucha.
Owiał je ciepłym oddechem i przygryzł wywołując dreszcz i głośniejszy jęk.
Zamaskowana osoba teraz chyba naprawdę
zwymiotowała, a po chwili na schodach było słychać pośpieszne kroki i kaszel.
Kiedy tylko ucichły, Harry odsunął się od męża i zaśmiał cicho, a Draco jęknął
czując chłód w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą pieścił go ciepły oddech
ukochanego.
- To teraz możemy normalnie rozmawiać - ucieszył
się Harry i spojrzał na blondyna. - Co jest?
- Musiałeś się odsunąć? - warknął Draco patrząc mu
w oczy.
- Tak, bo musimy porozmawiać. Potem zastanowię się
nad umileniem wieczoru… - zawiesił głos i uniósł sugestywnie brew.
- No dobrze - mruknął zrezygnowany Draco i
odetchnął kilka razy, żeby się opanować. - Więc o czym chciałeś porozmawiać?
- O Lasandrze. Severus sprawdził i nie było nikogo
w Hogwarcie o tym imieniu i nazwisku.
- Może sprawdzał nie w tym roczniku? - podrzucił
Draco.
- Nie. Severus sprawdzał w całej historii Hogwartu.
Nie było ani jednego takiego ucznia bądź uczennicy. Dopiero w tym roku jest
taka nauczycielka.
- Dlaczego więc kłamała?
- Bo może jest szpiegiem, list mogła sama napisać,
a wiedząc, że i tak nie będziemy mieli jak tego sprawdzić, powiedziała co
chciała.
- Ale Severus sprawdził. Nie wzięła pod uwagę tego,
że on może to zrobić?
- Najwyraźniej nie, chyba że nie zdążyła go
zaszantażować, by tego nie robił.
- Severus się nie da - powiedział z pasją Draco.
- Zaczarowała Dumbledore’a.
- A może faktycznie była aurorką i zna dyra i on
zna ją. Świat jest wielki i jest kilka szkół magii. Nie zapominaj o tym.
- W każdym razie, w tym jednym kłamała. Musimy wziąć
pod uwagę, że przy reszcie też mogła kłamać. Trzeba mieć ją na oku. W razie
czego się ją obezwładni i Veritaserum wyciągnie z niej prawdę.
- Harry, wiesz, że Veritaserum używa się tylko w
ostateczności.
- A jeżeli ona jest od Toma? - syknął Gryfon i odwrócił
się tyłem do Dracona zakładając ręce na piersi.
- A może jest od Jonathana. Może ona ma cię
chronić, a wiedząc, że pozwolisz się zbliżyć do siebie przyjaciółce matki,
wykorzystała to.
- Może, ale dopóki niczego konkretnego się nie
dowiemy, trzeba ją obserwować.
***
- Witaj Severusie.
W pomieszczeniu rozległ się głos, a Mistrz
Eliksirów podskoczył na krześle. Spojrzał w stronę drzwi, które były zamknięte
i ani razu nikt, po wyjściu jego syna, ich nie otworzył. Rozejrzał się dookoła,
a z najciemniejszego kąta pomieszczenia, którego nie rozświetlał ani płomień w
kominku, ani świeczki, wyszła postać w długim do ziemi czarnym płaszczu z
kapturem zarzuconym na głowę.
- Nie bój się - powiedziała osoba, a po głosie
Snape doszedł do wniosku, że to kobieta.
Profesor powoli wstał i sprawdził, czy różdżka jest
na swoim miejscu w rękawie. Była, więc się nieco uspokoił.
- Ktoś ty? - spytał i zganił się w myślach za tak
głupie pytanie.
- Nie poznajesz mnie? - smutek w głosie kobiety był
niemal namacalny.
- Przychodzisz bez zapowiedzi, nie wiem jak
weszłaś, nie chcesz powiedzieć, kim jesteś… Cóż, to będzie nieszczęśliwy
wypadek - powiedział i wyciągnął przed siebie różdżkę.
- Myślę, że to nie będzie konieczne. - Kobieta
szybkim ruchem odrzuciła kaptur do tyłu, a Severus zamarł wpatrując się szeroko
otwartymi oczami w osobę stojącą przed nim. Z wrażenia różdżka wypadła mu z
ręki i potoczyła się pod nogi gościa.
- To nie możliwe. To… - nie zdążył nic więcej
powiedzieć, bo kobieta podeszła i położyła na jego ustach palec.
- Już, cicho, Severusie.
- Ale jak? Przecież… - głos uwiązł mu w gardle.
Rozejrzał się zdezorientowany dookoła.
- Potrzebuję twojej pomocy, Severusie.
Mistrz Eliksirów roześmiał się zimno i spojrzał na
nią jak na wariatkę.
- Znowu? Ostatnio niemal zginąłem, jak ci
pomagałem. W co tym razem chcesz mnie wplątać?
- Tu chodzi o twojego syna.
- Mój syn nie ma tu nic do rzeczy! - warknął i
odsunął się od kobiety.
- Owszem, ma. Tak jak Tom Riddle. On się zmienił.
Zupełnie, jakby się opanował, zniknęła ta jego szalona część osobowości. On…
stał się człowiekiem.
- Nie rozśmieszaj mnie. Jak Lord Voldemort mógł
stać się człowiekiem?
- Nie mówię o Voldemorcie. Ta część Riddle’a
właśnie wyparowała. Został sam Tom Riddle.
- Mówimy tu o człowieku i jego osobowości, a nie o
opętaniu. Przecież Lord Voldemort nie opętał Toma Riddle’a.
- A jeżeli tak, to co wtedy? Co jeśli Voldemort zginął?
Tom poszukuje pomocy, kogoś, kto pomoże mu rządzić, bo sam nie jest w stanie, a
wie, że nie może się wycofać. Zabrnął zbyt daleko. A tylko Harry może mu w tym
pomóc. To jest jego jedyna nadzieja.
_______________________________________
1. Riddle to po angielsku zagadka/łamigłówka. Zawsze uważałam to za zabawne i chciałam wykorzystać. W końcu się udało ;)
Ta wizja kobiety ubranej tylko w cytrynowe dropsy..... Będzie mnie straszyć po nocach....xd
OdpowiedzUsuńA od kiedy to Snape jest taki nie opanowany? no tak jego synem jest Harry. Taa można w końcu stracić cierpliwość.
Wyczuwam zazdrość Toma o Lily.
No zaczyna się coś dziać hehehe . Rozdział jak zawsze świetny z niecierpliwością czekam na więcej :)
Pozdrawiam Lilith
Ta kobieta na końcu to Bellatrix? Bo troche zgupiałam. :D Ta cała Lasandra jest jakaś dziwna. Od początku nie przypadła mi do gustu. Ciekawe co chce osiągnąć... Życzę weny i pozdrawiam. ;) Patu
OdpowiedzUsuńNie dziwię się Herremu,że chce ochronić bliskich ciekawe do czego potrzebne Tomowi genaologia rodziny Herrego i kogo zobaczył Severus w tej kobiecie wzruszłam się kiedy Herry powiedzał do Narcyzy mamo ja chcę dalszych tomów tego opopwiadania jest świetne wesołych świąd pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO rany. Sporo dość się dzieje. I nie wiem, od czego mam zacząć... Hmmm... No, cóż, to może od tego, że co do tych opiekunek, to i tak nie jestem ich pewna. Nawet, jeśli Izzy była przy nich w miarę spokojna. Chociaż, w sumie to mam czasami wrażenie że ona po prostu potrafi wyczuć osoby nieodpowiednie, w sensie, no nie wiem choćby nieodpowiedzialne albo coś, ale bardziej chodziło mi o takie, ze złymi zamiarami (albo nie do końca dobrymi, przynajmniej). Chociaż to nie tłumaczyłoby, dlaczego nie chce, żeby trzymała ją, powiedzmy, Ginny albo Hermiona. Co dalej... Zastanawia mnie też ciut ta sytuacja z Lasandrą, aczkolwiek nie ciekawi mnie to tak bardzo, jak końcówka. No bo, na początku myślałam, że to może Lily, ale później jakoś tak zwątpiłam i teraz już nie wiem... :/ Poza tym, jest jeszcze Voldzio~... ekhm, dobra Tom Riddle. Zastanawia mnie trochę, jak to się dalej potoczy. Mam nadzieję, że święta Ci dobrze minęły i życzę Ci jak najwięcej weny, chęci i czasu!!! Pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuń~Daga ^.^'
Hej,
OdpowiedzUsuńLandra mnie niepokoi, ciekawe kim jest ta kobieta, która pojawiła się u Severusa, Tom się zmienił
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, ale Landra mnie bardzo niepokoi, ciekawe kim jest ta kobieta, która zjawiła się u Severusa? widać, że Tom się zmienił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga