Hey!
Jest rozdział.
Zaczęłam pracę, dorywczo, więc na razie nie mam dużo czasu na pisanie. Kiedy wracam jestem tak zmęczona, że napiszę dwa zdania i padam. Dziś miałam wolne, więc dokończyłam rozdział i wrzucam go. Mam nadzieję, że jak zwykle się spodoba i będzie pod nim dużo komentarzy.
Nerra M. - Mam nadzieję, że spodoba Ci się w jaki sposób wykorzystałam Twój pomysł. Oczywiście to jeszcze nie koniec, ale ten rozdział w Wordzie miał 10 stron drobną czcionką o wielkości 11.
Nie marudzę dłużej i zapraszam do czytania!
________________________________________
Rozdział 14. „Nowy plan”
Poranek był ciężki. Po korytarzu niósł się płacz
dziecka. Ani Dafne ani Rose nie potrafiły go uspokoić. W końcu Dafne pobiegła
po Narcyzę, by ta obudziła Harry’ego i Dracona. Cyzia jednak wolała obudzić
bruneta, bo jej syn nic nie pamiętał. Harry z potarganymi włosami i
zapuchniętymi oczami zwlókł się z łóżka i narzucił na siebie wczorajsze
ubranie. Czyste miał w pokoju, w którym aktualnie przebywał Draco.
Szybkim krokiem przebył korytarz i wpadł do pokoju,
z którego dobiegał płacz.
Płakała Izzy. Miała zaczerwienione policzki i
spuchnięte, zaczerwienione od płaczu oczy. Piąstki trzymała zaciśnięte po
bokach twarzy. Harry’emu aż ścisnęło się serce. Wziął ją od Dafne i przytulił
do siebie.
Szeptał do niej, aż płacz zaczął cichnąć i
przeszedł w łkanie. Odchylił lekko Izzy i zobaczył, że po jej policzkach, co
jakiś czas, spływają łzy.
- Była karmiona? - spytał niani.
- Nie. Płakała odkąd się obudziła. Nie dałam rady
jej uspokoić.
Harry nic nie odpowiedział, tylko poszedł do kuchni
przygotować jej śniadanie.
Kiedy usiadł, by nakarmić córkę, do pomieszczenia
wszedł Draco.
Był umyty, uczesany, miał na sobie czyste,
wyprasowane ubrania i wyglądał olśniewająco.
Harry natomiast był brudny, nieuczesany, co było
raczej normą i w wymiętych ciuchach. Poniekąd sam czuł się wygnieciony.
Zaczął się zastanawiać, co Draco w ogóle w nim
zobaczył. Oczywiście nie zawsze chodził brudny i wymiętoszony, ale nie mógł
zrozumieć, dlaczego Draco się w nim zakochał.
Draco był idealny. Arystokrata o regularnych rysach
twarzy, alabastrowa cera, platynowe włosy. Ruchy dystyngowane, prezencja
nienaganna, idealne maniery.
Harry wręcz przeciwnie. Pospolita twarz, oliwkowa
cera, czarne włosy. Ani nie był jakiś specjalnie dobrze wychowany ani się nie
wyróżniał. Pospolity człowiek.
Pomijając to, że był cholernym
Chłopcem-Który-Przeżył. To czyniło z niego okaz nie do podrobienia.
Przypatrywał się Malfoy’owi jak podszedł do blatu,
stanął i zaczął się zastanawiać. Zdawał się w ogóle nie zauważyć Harry’ego
siedzącego przy stole.
Podszedł do lodówki i ją otworzył. Wyciągnął parę
rzeczy i znowu przystanął.
- Musisz się tak na mnie gapić, Potter? - warknął
nawet się nie odwracając.
Harry nie odrywając od niego wzroku wzruszył
ramionami i westchnął.
- Przyglądam się temu, co moje, Malfoy - powiedział
spokojnie wodząc oczami po sylwetce blondyna, najdłużej zatrzymując się na jego
pośladkach. Uśmiechnął się do siebie.
Draco za to czuł się, jakby ktoś zimnym palcem
przesuwał po całym jego ciele od stóp do głów. Zacisnął mocniej pięści i starał
się nie okazywać, jak bardzo go to rusza. Poczuł coś dziwnego. Cholernie mocna
chęć, by Potter wziął go tutaj, teraz, na stole kuchennym.
Warknął na siebie w myślach. Wcale nic takiego nie
chciał.
Harry przeniósł wzrok na Izzy, a Draco odetchnął z
ulgą. Córeczka patrzyła na niego. Po chwili odwróciła główkę i starała się
spojrzeć w stronę Draco. Wróciła do poprzedniej pozycji i w jej oczach pojawiły
się łzy. Nim Harry zdążył cokolwiek zrobić, Izzy zaczęła płakać. Przytulił ją
do siebie, ale nie pomogło. Westchnął.
- Chyba chce do ciebie, Draco - powiedział kładąc
nacisk na ostatnie słowo. Blondyn odwrócił się, a jego wzrok padł od razu na
córkę. Zrobił dwa niepewne kroki i zatrzymał się.
Harry wstał i nie czekając, aż Draco się rozmyśli,
podszedł do niego i podał mu Izzy. Mała niemal od razu się uspokoiła wpatrując
się w ojca.
Nie wiadomo skąd, Harry wyjął aparat i zrobił dwa
zdjęcia.
Draco miał tak dziwną minę. Coś pomiędzy czułością
a niepewnością. Cała jego uwaga była skupiona na córce. Ocknął się dopiero
słysząc trzask aparatu, więc na drugim patrzył z wściekłością na Pottera.
- Jak pięknie - zaszczebiotał Harry ewakuując się z
kuchni, by Draco go nie zabił.
Pobiegł do ich pokoju, żeby się w końcu umyć i
przebrać. Wpadł do środka i zamknął drzwi na klucz. Podszedł spokojnie do szafy
i wyjął z niej wszystkie potrzebne rzeczy zważając na to, by były jego, po czym
udał się do łazienki. Trzydzieści długich minut później był czysty i
zadowolony, w świeżych ubraniach. Był gotowy na konfrontację z mężem.
Aparat wylądował, dzięki zaklęciu, w Snape Manor, w
jego pokoju. Bezpieczny.
Otworzył drzwi i wyjrzał na korytarz. Pusto.
Skierował się w stronę pokoju Hermiony. Na szczęście zastał ją u niej zwiniętą
na łóżku. Wyglądała na chorą.
- Hermiona? - szepnął podchodząc do niej.
- Wyjdź - warknęła nawet na niego nie spoglądając.
- Chciałem… - zaczął i zamilkł, kiedy spotkał się z
nią wzrokiem.
To, co tam zobaczył, nie spodobało mu się. W
kącikach oczu widać było zły, policzki mokre i niezdrowo czerwone, a powieki
napuchnięte. Usta zaciskały się w wąską kreskę.
- Przepraszam - jęknął.
Spuścił głowę, bo nie był w stanie dłużej spoglądać
na swoją przyjaciółkę. Za plecami usłyszał pukanie do drzwi. Zignorował je. Po
chwili powtórzyło się, a on zacisnął mocno oczy.
Kiedy je otworzył zobaczył, że nadal siedzi w
wannie. Trochę mu się przysnęło. Ktoś dobijał się do drzwi pokoju, a sądząc, po
głosie, był to Malfoy.
Harry nie spiesząc się wstał, wytarł się ręcznikiem
i ubrał. Brudne rzeczy wrzucił do kosza w rogu pomieszczenia.
Przeszedł do pokoju i usiadł w fotelu przed
kominkiem. Machnięciem ręki otworzył drzwi, przez które wpadł Malfoy. Jego
twarz była wykrzywiona w grymasie wściekłości, a na policzkach wykwitły
ceglaste rumieńce.
- Wściekły jesteś jeszcze bardziej pociągający -
zamruczał Harry lustrując go spojrzeniem.
Draco stanął i szeroko otworzył oczy. Jego policzki
zrobiły się, jeżeli to możliwe, jeszcze bardziej czerwone, a na jego alabastrowej cerze były idealnie widoczne.
Harry parsknął śmiechem za to Draco jakby obudził się z transu. Zaczął powoli
zbliżać się do Pottera, który pokładał się ze śmiechu na fotelu.
Dopiero, kiedy zobaczył pochylonego nad nim
blondyna zorientował się, że coś mu grozi. Momentalnie przeszła mu ochota na
śmiech. Zdał też sobie sprawę, że dawno nie byli tak blisko siebie. Ich oddechy
mieszały się ze sobą, a Harry mógł zobaczyć plamki w oczach męża.
Nie potrafił oderwać od niego oczu i czuł, że
Malfoy ma ten sam problem. Powoli wyprostował się, a ich twarze jeszcze
bardziej zbliżyły się do siebie. Ich nosy niemal się dotykały.
Harry poczuł, że krew spływa mu w dół brzucha, a
spodnie nieprzyjemnie cisną. Pragnął go dotknąć lecz wiedział, że nie może
pierwszy wykonać ruchu. Lustrował twarz Dracona. W jego oczach widział
niepewność i pożądanie szalejące razem w zwykle spokojnych tęczówkach. Wydało
mu się nagle, że odległość między nimi to nie zaledwie milimetry, a całe
kilometry, których nigdy nie zdołają pokonać.
Kątem oka widział rumieniec na policzkach Malfoy’a,
słyszał przyspieszony oddech i czuł bijące od niego ciepło. Draco mrugnął i
pochylił się jeszcze niżej. Został tak przez chwilę, a potem złączył ich usta i
przymknął oczy.
Na początku pocałunek był delikatny, ale z każdą
chwilą stawał się coraz bardziej brutalny i namiętny. Języki splotły się w
tańcu i żaden z nich nie chciał odpuścić. Draco przesunął dłonią po karku
Pottera i wplótł dłoń w ciemne włosy. Gwałtownie zacisnął dłoń, przez co Harry
jęknął i jeszcze bardziej przycisnął do siebie blondyna.
Całowali się, aż zabrakło im tchu. Malfoy odsunął
się i spojrzał na Pottera. Jego oczy rozszerzyły się w szoku. Odskoczył od
niego i rozejrzał się dookoła jakby upewniając się, że nikt go nie widział. Nim
Harry zdążył powiedzieć choć słowo, Ślizgon wybiegł z pokoju. Było słychać jego
kroki na schodach, a potem cisza. Dywany doskonale tłumiły wszelkie kroki.
Potter westchnął i machnięciem ręki zatrzasnął
drzwi. Rozsiadł się wygodnie na kanapie, głowę opierając na dłoni. Drugą ręką gładził się po nodze, choć zdawał sobie sprawę, że zbliża się ona coraz bardziej do wybrzuszenia w jego spodniach. Nie mógł jej powstrzymać. Prawda była taka, że wręcz nie chciał choć wolałby, żeby była to ręka pewnego blondyna, który w jego głowie wywoływał zamęt.
***
Przez resztę weekendu unikał Dracona. Mijali się w
drzwiach, unikali swojego spojrzenia, a gdy Harry rozmawiał z Narcyzą, a ta
niechcący naruszyła jakąś kwestię dotyczącą Dracona, Potter milkł i wpatrywał
się w swoje dłonie.
Gryfon przeprosił Hermionę, ale pomimo jej
zapewnień, że wszystko już jest w porządku, wiedział, że ją zranił. Czuł się
winny, ale nie ważne, co robił, mówił, nie był w stanie jej tego wynagrodzić.
W końcu nadszedł poniedziałek. Malfoy wrócił do
szkoły poprzedniego dnia. Za to Harry i Hermiona zjedli śniadanie w Malfoy
Manor i dopiero po nim udali się do szkoły na poranne lekcje. Niestety mieli je
ze Ślizgonami.
Dzień dłużył się i zdawał się nie kończyć. Harry z
utęsknieniem wyglądał piątku, choć wiedział, że weekend dopiero się skończył.
Po zajęciach Harry pobiegł do pokoju i wziął z niego
pelerynę. Zostawił książki i zniknął.
Włóczył się po szkole całą noc. Nikt go nie
widział, więc nikt nie mógł go złapać. Parę razy mijał woźnego i ojca. Do tego
drugiego ani razu się nie odezwał choć wiedział, że nie dostałby szlabanu za
włóczenie się po szkole po ciszy nocnej. Raz też minął się z Draconem, który
wyraźnie się gdzieś spieszył i oglądał się dookoła sprawdzając, czy nikt za nim
nie idzie.
Gdyby Harry miał lepszy humor, pewnie by go
śledził, ale nie dziś. Zdecydowanie chciał być sam.
Kiedy noc zaczęła blednąć, skierował się pod Wielką
Salę. Wiedział, że drzwi otwierają się wraz z końcem ciszy nocnej, a po
wysokości słońca ponad horyzontem wnioskował, że to już niedługo.
Po drodze przysiadł na parapecie i podziwiał wschód
słońca. Żałował, że nie wziął ze sobą aparatu. Dzisiejszy wschód słońca był nadzwyczaj
piękny.
Uśmiechnął się do siebie, kiedy drzwi uchyliły się
na tyle, by mógł bez problemu się prześlizgnąć.
Zajął swoje stałe miejsce tyłem do kominka, w
którym wesoło trzaskał ogień. Warknął zdając sobie sprawę, że nawet ogień z
niego drwi.
Rozejrzał się po Sali chcąc zając czymś umysł.
Zawsze podziwiał to pomieszczenie. Wielka Sala wywoływała w nim mieszane uczucia. Wchodząc
tu czuł się mały i jednocześnie najważniejszy na świecie. Przeczesywał wzrokiem
salę od wytartych paneli na podłodze, po świeczki zdające się nie mieć końca i
palić się zawsze niezależnie od pory dnia.
Witraże w oknach tworzyły kolorowe plamy na
podłodze i stołach dzięki promieniom wschodzącego słońca świecącego z drugiej
strony murów. Obrazy wiszące z tyłu Sali były puste. Zapewnie właściciele
poszli odwiedzić znajomych. Dość często im się to zdarzało. Narzekali, że tu
jest za głośno i nie mogą nic zrobić.
Stół prezydialny stał na podwyższeniu, masywny,
zrobiony z hebanu. Za nim stały krzesła, oczywiście najwyższe i największe po
środku - dla dyrektora.
Harry zacisnął pięści pod stołem i odwrócił wzrok w
drugą stronę.
Pomyślał o Draconie i o tym, że pewnie już wrócił
ze swojej nocnej schadzki i teraz śpi. Przypomniał sobie, jak blondyn wyglądał
śpiąc. Zrelaksowana twarz, bez tego znanego ironicznego uśmieszku. Zwykle
wyglądał na młodszego o jakieś pięć lat. Jego włosy żyły własnym życiem,
rozrzucone po poduszce. Nie ważne, ile razy Harry zgarniałby je w jedno
miejsce, one i tak uciekały. Potrafił godzinami obserwować jego alabastrową
skórę i podziwiać kontrast pomiędzy skórą Gryfona, opaloną, a białą Malfoy’a.
Po prostu niesamowite. Najbardziej podobało mu się obserwowanie, jak mieni się
w promieniach wschodzącego słońca. Bywały noce, że nie mógł spać, więc wodził
palcami po gładkim jak jedwab ciele męża dziwiąc się, że pomimo pozorów, nie
jest tak twarde jak biały marmur.
Zanim zaczęli się spotykać widział parę razy, jak
Malfoy się wścieka, a na jego policzkach pojawiał się ceglasty rumieniec.
Wyglądał wtedy, jakby był chory. Zupełnie inaczej wyglądał leżąc pod nim z
zamglonymi oczami, łapiąc spazmatycznie powietrze. Na jego policzkach pojawiał
się rumieniec ledwo widoczny nadający mu niepowtarzalnego uroku. Uwielbiał
wtedy muskać palcem policzek, co powodowało pogłębienie rumieńca, jednak nadal
wyglądał uroczo. Kiedyś Potter o tym wspomniał, a Draco niemal go nie zabił.
Gryfon zapamiętał lekcję płynącą z tego. Malfoy’owie nigdy nie wyglądają
uroczo. Harry nigdy później nie powiedział tego na głos, ale i tak wiedział
swoje.
Potter usłyszał zamieszanie przy drzwiach.
Otrząsnął się ze wspomnień i skoncentrował na krzykach. Zdecydowanie słyszał
Hermionę i Ginny. O co im mogło chodzić? Przekonał się chwilę później, kiedy
drzwi się otworzyły i wpadła przez nie starsza Gryfonka od razu lokalizując
przyjaciela.
- Harry! Gdzie byłeś całą noc?
- Wszędzie. - Wzruszył ramionami.
- Martwiłam się.
- Niepotrzebnie - odparł spokojnie patrząc, jak dziewczyna
zbliża się do niego. Rudowłosa trzymała się z tyłu.
- Ostatnio ciągle znikasz. Co się dzieje?
Jego chłodne opanowanie nagle wyparowało. Magia
zebrała się wokół niego, świeczki nad jego głową zgasły z cichym sykiem, a
ogień w kominku zafalował i zgasł, jakby ktoś polał go wodą. Zaśmiał się zimno
odrzucając głowę do tyłu.
Hermiona wzdrygnęła się i cofnęła o krok.
- Co się dzieje? - pomimo wściekłości jego głos był
spokojny. - Śmiesz się pytać, co się dzieje? Akurat ty powinnaś to najlepiej
wiedzieć. - Z każdym słowem podnosił głos. - Draco się dzieje. Ot co! - Złość
tak szybko jak się pojawiła, tak szybko i niespodziewanie odeszła. Harry
wypuścił powietrze z płuc i opadł na krzesło, jakby ktoś przeciął sznurki,
które utrzymywały go w górze. Świeczki ponownie się zapaliły, a ogień w kominku
zapłonął z podwójną siłą.
- Ale nic nie możesz zrobić.
Czy faktycznie nic nie mógł zrobić? Musiał czekać,
aż Tom zrobi eliksir. Podejrzewał, że jego zrobienie nie powinno zająć dłużej
niż dwa miesiące, a Riddle po prostu ma interes w tym, by przedłużyć ten czas
do czterech. Jednak Harry nie miał wyjścia i musiał tyle odczekać. Sam nie
potrafił zrobić antidotum.
Przypomniał sobie, co czytał w bibliotece na temat
zaklęcia Obliviate. Czasem wspomnienia mogły przywołać impuls emocjonalny. Tylko
skąd miał go wziąć? Draco nie reagował na złość, choć Harry denerwował go cały
czas. Namiętność też nie działała. Miłość nie, bo Draco nie potrafił
przychylnie chociażby spojrzeć na niego. Może zazdrość? Tylko jak ma wywołać
zazdrość w Draconie, który mu niczego nigdy nie zazdrościł?
Harry wyszedł szybkim krokiem z sali zostawiając za
sobą Hermionę i Ginny bez słowa wyjaśnienia. Pokonał schody, które jakby
wyczuwając jego parszywy nastrój, zostały na miejscu przez całą jego przeprawę.
Właśnie miał wejść do Pokoju Życzeń, kiedy usłyszał za sobą chrząkniecie.
Odwrócił się i zobaczył opierającego się o ścianę Matta. Matt był Krukonem.
Harry kiedyś się z nim umawiał, ale to było na długo przed tym, jak zaczął
spotykać się z Draconem.
Potter musiał przyznać sam przed sobą, że Matt się
zmienił. Wyprzystojniał, zapuścił włosy i przypakował. Nie był już tak
szpakowaty, choć nadal był niższy od Harry'ego.
- Cześć, Harry. Dawno nie rozmawialiśmy, prawda?
- Racja Matt. Czego chciałeś? - Ton Harry'ego
sugerował, że nie chce z nim rozmawiać, ale Krukon nie załapał, uśmiechnął się
i nie śpiesznie podszedł do bruneta.
- Porozmawiać. - Uśmiech z miłego stał się
drapieżny, pełen obietnic i żądz.
Nagle wpadł na genialny pomysł. Uśmiechnął się i
zbliżył do chłopaka. Ten jakby wyczuwając nastrój położył ręce na biodrach
Pottera i lekko przyciągnął go do siebie.
- Widzę, że stęskniłeś się za mną - wymruczał
Krukon do ucha Harry’ego jednocześnie owiewając ciepłym oddechem szyję Gryfona.
Złoty Chłopiec ofuknął się w myślach za swoją
reakcję na dotyk i bliskość drugiego ciała. Tak bardzo mu tego brakowało, a aż
do teraz nie zdawał sobie z tego sprawy. Poczuł, że krew spływa mu w dół, choć
tak bardzo próbował ją powstrzymać. Przeklął w myślach i zaczął szukać
ucieczki, zanim Matt poczuje, jak bardzo mu się to podoba. Po następnych
słowach poddał się, bo wiedział, że już za późno.
- Widzę, że ktoś tu zdecydowanie za mną tęsknił.
Harry przywołał na twarz uśmiech i odchylił się by
spojrzeć w twarz Krukona.
- Jak mógłbym za tobą nie tęsknić - to
powiedziawszy złączył ich usta.
Matt pogłębił pocałunek i przesunął ręce z bioder
na tyłek Harry’ego. Ten spróbował coś powiedzieć, ale wyszedł z tego gniewny
pomruk, który Krukon wziął za dobrą monetę i ścisnął jego pośladki. Potterowi
się to nie spodobało, a najbardziej nie spodobała mu się reakcja jego ciała na
tę pieszczotę. Wybrzuszenie w spodniach mówiło samo za siebie. Zaraz ręka Matta
wylądowała pomiędzy ich ciałami z przodu spodni Harry’ego, który przerwał
pocałunek i spojrzał w zamglone z pożądania oczy.
W rozpaczy pomyślał, że nie poradzi sobie z tym
chłopakiem i znowu został przyciągnięty do pocałunku.
- Może powinniśmy przenieść się do Pokoju Życzeń, a
nie odstawiać przedstawienie na środku korytarza? - spytał, kiedy odzyskał na
chwilę oddech.
Matt przytaknął zajmując się jego szyją, a ręką
uciskając wybrzuszenie jego spodni. Ostatkiem sił Harry powstrzymywał się od
jęczenia prosto do ucha Krukona.
Kiedy drzwi zamknęły się za nimi Potter odepchnął
od siebie Matta, który potknął się i wylądował na dywanie.
W pokoju znajdowało się duże łóżko, szafka nocna,
na której stała fiolka z lekko różowym płynem i lampa. Trochę dalej stał
stolik, a na nim szampan, dwa wysokie kieliszki i miseczka truskawek oblanych
czekoladą. W ścianie obok łóżka były drzwi zapewne prowadzące do łazienki.
- Widzę, że zmieniłeś się i lubisz na ostro -
powiedział Matt i obrócił się na brzuch. W jego zamierzeniu ruch, który wykonał
miał być ponętny, jednak nie za bardzo mu wyszło. Otóż podparł się na łokciach
i biodrami przejechał po dywanie.
Harry miał ochotę parsknąć i zaproponować, by
kiedyś przejechał się do jego klubu i zobaczył, jak tańczą zawodowcy. Jednak
ugryzł się w język, bo nie chciał, żeby taka hołota kręciła się u niego w
barze. Już i tak pewnie połowa szkoły odwiedzała jego klub wieczorami, ale
przecież nie mógł im zabronić. To było w jego interesie, żeby zapraszać jak
najwięcej gości, którzy powiedzą następnym i następnym. W końcu to jego
pieniądze.
Harry nie bawił się w wyciąganie różdżki tylko
machnął ręką, a Matt zamarł na dywanie wpatrzony maślanym wzrokiem w ścianę
naprzeciw niego. Gryfon udał się za to do łazienki. Nie kłopocząc się
ściąganiem ubrania wszedł pod strumień zimnej wody. Oparł się głową o kafelki i
pozwolił, by woda spływała po jego plecach mocząc całe jego ubranie.
Było mu tak dobrze, że nie ruszałby się stąd
nigdzie. Wiedział jednak, że musiał coś zrobić z Mattem leżącym w drugim
pomieszczeniu, a także musiał wykonać plan.
Westchnął znowu i ociekający wodą wyszedł spod
prysznica. Machnięciem ręki wysuszył się i zmienił ubranie. Na nie założył
szatę, którą sprowadził dla niego Pokój z jego dormitorium i z miną
cierpiętnika przeszedł do drugiego pokoju. Matt leżał na dywanie tak, jak go
zostawił. Po chwili zastanowienia przeniósł go na łóżko, zdjął ubranie i
położył pod kołdrą. Sam położył się na narzucie w ubraniu i obrócił na lewy
bok. Przyłożył palce do skroni i skupił się na zmianie wspomnień. Według Matta
właśnie przeżył najlepszy w swoim życiu sex. Szkoda, że to nie prawda, ale on
się o tym nigdy nie dowie.
Potter położył się z powrotem na plecach i
pstryknął palcami.
- Wow, Harry. To było… - zabrakło mu słowa. Nigdy
nie był do końca rozgarnięty.
- Wiem Matt. Zbieraj się. Musimy iść przecież na
śniadanie - mruknął Harry ledwo powstrzymując się by nie warczeć.
- Dobrze, kochanie - wyszeptał i wyskoczył spod
narzuty. Bez skrępowania przeszedł przez pokój i zniknął za drzwiami łazienki.
Dźwięk prysznica upewnił go, że chłopak nie ociąga się.
Musiał teraz wszystko sobie ułożyć.
Wywoła w Draconie zazdrość, jakiej nigdy nie czuł.
Nawet w stosunku do Hermiony, kiedy jeszcze nie był pewien, co do siebie czują
i co dla siebie znaczą. Wystarczy, że będzie się pojawiał ze swoimi byłymi
kochankami w całej szkole i będzie się upewniał, że Malfoy albo go widział,
albo ktoś mu doniósł, co się dzieje.
Po dziesięciu minutach Matt wyszedł ubrany z
łazienki. Włosy miał jeszcze lekko wilgotne i układały się lokami wokół twarzy.
Gdyby były jaśniejsze można byłoby się pokusić o porównanie, że wygląda jak
aniołek.
Harry przesunął po nim wzrokiem i wstał. Wyciągnął
do niego rękę. Wyszli ramię w ramię. Matt szczęśliwy, a Harry zafrasowany. Jego
twarz jednak była spokojna i nie wyrażała żadnych uczuć, bo nie mógł się
zdradzić. Wiedział, że Matt co jakiś czas zerka na niego. Starał się wtedy
uśmiechać. Chyba mu wychodziło, bo Matt nic nie mówił.
Dotarli do Wielkiej Sali, a on właśnie zorientował
się, że nie ma pojęcia, jak wytłumaczyć to Hermionie. I wcale nie chciał jej
tego tłumaczyć. W udawanym porywie namiętności przycisnął Krukona do ściany
obok drzwi i pocałował.
- Zobaczymy się później? - spytał nim Matt zdążył
cokolwiek powiedzieć.
- Mhmm… - tylko tyle zdołał wykrztusić zaskoczony
porywczością Gryfona, który zawsze wydawał się taki powściągliwy. Chyba, że
byli sami. Wtedy zmieniał się nie do poznania, a wszelkie delikatne i ostrożne
ruchy odchodziły w niepamięć.
Potter uśmiechnął się i ruszył w stronę swojego
stołu, jakby nic się nie stało. Nie obejrzał się ani razu. Dopiero, kiedy
usiadł upewnił się, że Matt dotarł na swoje miejsce.
- Gdzie ty byłeś? - syknęła mu do ucha Hermiona.
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedział i sięgnął
po maślane bułeczki.
- Teraz?
- Tak, teraz.
- Jesteś pewien, że tutaj?
- Czemu nie? Nikt nie zwraca na nas uwagi.
- Na ciebie zawsze ktoś zwraca uwagę - syknęła znowu
i upiła łyk herbaty.
- Dobrze, to zjedz i pójdziemy na lekcję. Po drodze
ci powiem.
- Jak chcesz.
Byli już pod klasą, kiedy Harry zdecydował
powiedzieć jej, na jaki pomysł wpadł. Potrzebował jej wsparcia i pomocy. Nie
mogło to przecież wyglądać tak, że on przyprowadzi jednego ze swoich byłych
kochanków, a Hermiona zrobi wielkie oczy i zacznie kłótnię.
- Mam pomysł, jak mogę przywrócić Draconowi pamięć,
a przynajmniej część.
- Słucham.
- Będę potrzebował twojej pomocy i wsparcia -
uprzedził i uśmiechnął się niepewnie.
- Zobaczymy, co wymyśliłeś.
- Pamiętasz Matta?
- Tego Krukona? - Potwierdził skinieniem głowy. - Był
w tobie po uszy zakochany, a ty go rzuciłeś po dwóch tygodniach. Wiem, że
bywałeś wybredny, ale to było okrutne.
- Większość osób w szkole jest we mnie zakochana! Mam
się z każdym przespać, pochodzić dwa miesiące, może się mną znudzą jak zobaczą,
jaki jestem naprawdę, a jeżeli nie, to delikatnie wytłumaczyć, że ich nie
kocham. Jasne. To nie twój problem, więc tobie łatwo się mówi. Z Mattem było
inaczej. Po pierwszym dniu powiedział mi, że kocha się we mnie odkąd mnie
zobaczył w pierwszej klasie. Trochę mnie to przeraziło. Uprzedził, że wie, jak
postępuję z kochankami i że nie pozwoli mi na to. Że jestem jego. Przywiązał
mnie do łóżka i nie chciał wypuścić nawet do toalety. Nigdy ci o tym mówiłem,
bo powiedziałabyś, że zasłużyłem. Kiedy w końcu udało mi się go udobruchać
wypuścił mnie, a potem śledził. Mam wrażenie, że do dziś mnie śledzi i
obserwuje. Nadal nie wiem, dlaczego pozwolił mi odejść. Może uroił sobie, że kiedyś
do niego wrócę. Potem przypałętał się Draco, a ja zakochałem się jak głupi. Już
wiedziałem, co trafiło Matta i jak musiał się czuć. Siłą powstrzymywałem się,
żeby nie wisieć cały czas na Malfoy’u. A teraz on stracił pamięć, a Matt w
końcu wyczekał idealny moment, żeby mnie dopaść. Czekał na mnie pod Pokojem
Życzeń. Wiedział, jak mnie podejść. Do niczego nie doszło - uprzedził niezadane
przez przyjaciółkę pytanie.
- To w takim razie, jak wygląda twój plan?
- Chcę wykorzystać Matta, do wywołania zazdrości w
Draconie. Matt będzie się do mnie kleił lepiej, niż gdybym go o to poprosił, bo
on nie udaje. Będę potrzebował twojej pomocy, żebyś uznała Matta, jako mojego
chłopaka i nie wydarła się na całą Salę, jak będę z nim szedł, że co ja sobie
myślę.
- Mam być twoją wspólniczką? - spytała z
powątpiewaniem chcąc się upewnić.
- Nie. Masz tylko nie wypominać głośno, że zdradzam
swojego męża. Obiecuję, że do niczego nie dojdzie.
- No nie wiem.
Jednak Harry dobrze wiedział, że Hermiona się
zgodzi. Nigdy nie potrafiła mu niczego odmówić. Szczególnie, jeżeli chodziło o
jego szczęście. Pomogłaby mu nawet, jeżeli miałby iść do samego diabła.
Przypomniał sobie jednak, że nie wtajemniczył jej,
że poszedł do Voldemorta. W tym nie mogła mu pomóc. Tutaj musiał poradzić sobie
sam. Bał się, że by go zostawiła, wyrzekła się go. Na zawsze. Nie ważne, jakie
miał pobudki. Nie mogłaby tego znieść. Nie po tym, jak Tom próbował tyle razy
go zabić.
- No dobrze - powiedziała w końcu.
- Super. Dzięki Hermiona.
- A jak zamierzasz powiedzieć to reszcie Bandy?
- Krótko i wyraźnie.
- Musisz pamiętać, że oni wszyscy kochają Dracona
jak brata i nie pozwolą, żebyś bezcześcił jego imię nawet, jeżeli on nic nie
pamięta.
- Dam radę.
***
Każda osoba z Bandy jeszcze ucząca się w Hogwarcie
dostała wiadomość, że mają zebrać się w Pokoju Życzeń zaraz po lekcjach. Do
tego czasu Harry unikał Matta. Na szczęście nie mieli wspólnych lekcji, więc
było łatwo. Na obiad poszedł do kuchni i poprosił o niego Skrzaty. Bardzo
chętnie go obsłużyły. Szczególnie Zgredek ucieszył się na widok Pottera.
Kiedy w końcu dotarł na siódme piętro, drzwi już na
niego czekały. Były elegancko ozdobione wzorem kwiatowym. Mógłby przysiąc, że
widział tam nawet winogrona, ale nie miał czasu bliżej się przyglądać, bo jedno
skrzydło otworzyło się, a on wszedł do środka. Usłyszał za sobą cichy trzask i
domyślił się, że drzwi zamknęły się oraz znikły.
Pokój wyglądał przyjemnie. Ściany w kolorach
zielonym, srebrnym i niebieskim. Jego ulubione kolory. Musiał przyznać, że
zawsze drażnił go czerwony i złoty kolor Gryffindoru. Był zbyt krzykliwy i
wyzywający. Zupełnie, jakby krzyczał: „Patrz, jestem Gryfonem, najodważniejszym
człowiekiem w tej szkole.”
Na środku stał stolik sięgający mu zaledwie do
kolan, cały ze szkła barwionego na zielono, jakby zrobiono go z butelek po
piwie. Dookoła niego stały dwie kanapy mieszczące trzy osoby i fotele.
Największy, zielony ze srebrnym obszyciem, był wolny i zdawał się go
przyciągać.
Powiódł po twarzach przyjaciół i uśmiechnął się.
Zatrzymał się najdłużej na Hermionie, która już nie mogła wysiedzieć. Widocznie
nic im nie powiedziała, ale ją korciło.
Zasiadł na swoim miejscu, a przed nim na stole
pojawiło się piwo kremowe.
- Zebraliśmy się tu dziś… - zaczął, ale przerwał mu
śmiech ze strony Ginny. - Co cię tak rozśmieszyło Ginevro?
Momentalnie przestała się śmiać i wyprostowała się
na kanapie, kiedy wszyscy na nią spojrzeli.
- Nic - mruknęła wpatrując się z podłogę.
- No więc, zebraliśmy się tutaj, bo mam wam coś
ważnego do powiedzenia. Może to być dla was szokujące, ale wysłuchajcie mnie do
końca.
Znowu przebiegł wzrokiem po twarzach przyjaciół, a
na końcu zatrzymał się na Hermionie. Kiwnęła lekko głową i uśmiechnęła się
pokrzepiająco.
Zaczął mówić.
Kiedy skończył dziesięć minut później, nikt się nie
odezwał. Od tej ciszy zaczęło dzwonić mu w uszach. Na twarzach zgromadzonych
było widać różne emocje. Od zaskoczenia, po niezdecydowanie poprzez
niedowierzanie i lekki uśmiech.
- Jeżeli czujesz, że tak możesz przywrócić pamięć
Draconowi, to ja w to wchodzę - powiedziała Ginny i uśmiechnęła się. Splotła
swoje palce z palcami Luny i popatrzyła jej w oczy. - Zrobiłabym to samo,
gdybym była w takiej sytuacji i wierzyła, że to może pomóc.
Luna także się uśmiechnęła i skinęła głową nie
odrywając oczu od swojej dziewczyny.
Neville, Seamus i Dean także wyrazili swoje
poparcie skinieniem głowy lub krótkim „zgadzam się”.
Nagle w tylnej ścianie pojawił się kominek, przez
który wypadły dwie osoby o rudych włosach.
- Co to za tajne zebranie bez nas? - powiedzieli
zgodnie i otrzepawszy się z kurzu usiedli na kanapie pomiędzy Ginny i Luną.
Rudowłosa popatrzyła na nich wilkiem i przeniosła się na fotel, który pojawił się na jej
życzenie.
- Miło was widzieć - powiedział Harry i umościł się
wygodniej w fotelu. - Nie zapraszałem was, bo nie chodzicie już do Hogwartu,
więc…
- Co z tego? Informacje bardzo szybko się rozchodzą
- powiedział George i mrugnął do Pottera.
- To, że będąc poza szkołą nie pomożecie.
- Skąd wiesz?
- Bo wiem. A właściwie skąd wiedzieliście, że
spotykamy się dzisiaj o tej godzinie?
- Dostaliśmy anonimowy liścik. - Fred wyszczerzył
się.
- Anonimowy?
Skinięcie głową.
Harry westchnął i powiedział im w skrócie, o co
chodzi. Siedzieli przez chwilę w zadumie, po czym spojrzeli na siebie i
przytaknęli.
- Jeżeli byś czegokolwiek potrzebował, wiesz gdzie
nas znaleźć. - I rozpłynęli się w powietrzu.
Harry pomyślał, że o dziwo bardzo łatwo mu poszło.
Spodziewał się oporu i sprzeciwu. Najwyraźniej zależało im na Draconie o wiele
bardziej niż mu się wydawało. Chyba, że po prostu nie chcieli lub nie mogli
patrzeć na jego cierpienie. Cokolwiek za tym stało, cieszył się, że tam było.
Z rozmyślań wyrwało go pukanie. W ścianie
naprzeciwko niego nadal nie było drzwi, ale osobie po drugiej stronie nie
przeszkadzało w nie pukać. Westchnął i przygotował się mentalnie na spotkanie
ze swoim planem.
Machnął ręką, a drzwi najpierw pokazały się, a
potem uchyliły. Do środka wślizgnął się Matt, ale zatrzymał się w połowie
niepewny, czy wejść dalej, czy się cofnąć.
- Chodź - powiedział ciepło Harry i zachęcił go
uśmiechem.
Matt odzyskał rezon i wszedł spoglądając na osoby
siedzące w Pokoju.
Ginny zdążyła się przesiąść do Luny i teraz
zajmowały się sobą nie zwracając na nikogo uwagi. Oczywiście reszcie to nie
przeszkadzało. Byli przyzwyczajeni do tego, jak w ich towarzystwie zachowywali
się Draco i Harry. Zupełnie, jakby nie mieli wstydu i zapominali, że są w
towarzystwie.
- Matt, to jest Hermiona, Ginny, Luna, Seamus, Dean
i Neville. Kochani, to jest Matt.
Przedstawienie było oczywiście niepotrzebne, ale
czuł, że tak będzie łatwiej. Rudowłosa spojrzała na niego przelotnie i wróciła
do całowania Luny. Seamus wstał i uścisnął wyciągniętą rękę jednocześnie
uśmiechając się lekko. Neville skinął ku niemu głową, a Dean go olał.
Harry machnięciem ręki zmienił fotel w kanapę i
poklepał miejsce obok siebie. Matt uśmiechnął się zwycięsko i niemal w
podskokach zajął wskazane miejsce.
Potter musiał przyznać przed samym sobą, że rozmowa
się nie kleiła. Krukon ciągle się wiercił pod naporem spojrzeń Bandy. Wybawiła
ich kolacja, na którą zeszli razem. Matt, pomimo zaproszenia, poszedł zjeść do
swojego stołu.
- Chyba się zniechęcił - mruknęła Hermiona, kiedy
usiedli, a na stołach pojawiło się jedzenie.
- Uwierz, że zaraz znajdzie się ktoś następny. -
Harry pomimo pewności w głosie wydawał się nieobecny.
Jego myśli pochłaniał Matt oraz inni jego byli
kochankowie. Czy naprawdę, kiedyś jego związki ograniczały się tylko do seksu?
Czy nie rozmawiał o zainteresowaniach? Chyba nie.
Przeraziło go, że był aż tak… jednokierunkowy. Nie
zwracał uwagi na nic innego, byle by zaspokoić swoją żądzę. Choć z drugiej
strony nie przypominał sobie, żeby ktokolwiek uskarżał się na brak rozmowy.
Westchnął.
Dopiero Draco wyzwolił jego uczucia, ujarzmił pożądanie
i temperament. Tylko Malfoy wiedział, o czym z nim rozmawiać, jakich tematów
nie poruszać. Rozumieli się bez słów. Mogli sobie dogryzać i żartować, razem
stawiali czoła problemom.
Nagle Harry poczuł, że ktoś za nim stoi. Obrócił
się gwałtownie z ręką podniesioną i gotową do obrony, kiedy został zaatakowany
w inny sposób niż się spodziewał. Osoba ta pochyliła się i pocałowała go. Harry
był tak zaskoczony, że nie był w stanie się ruszyć. Osoba wzięła to za
zaproszenie i bezceremonialnie wepchnęła mu język do ust.
Potter nie będąc pewnym, czy to Matt, najpierw
wolał osobę zobaczyć, a potem może rozpęta się piekło. Delikatnie odchylił się
do tyłu jednocześnie kładąc ręce na barkach, jak się okazało, chłopaka. Tak, to
był Matt.
Gryfon w głowie usłyszał głos i zerknął ponad
ramieniem Krukona na swojego ojca, który ledwie powstrzymywał się od krzyku.
Jego policzki były niezdrowo czerwone, a pięści leżały zaciśnięte na stole.
Harry mentalnie westchnął i skupił swój wzrok na powrót na Krukonie.
- Przepraszam cię Matt, ale muszę zamienić słówko z
profesorem Snape’em. - Wolał powiedzieć oficjalnie, bo nie był pewien, czy Matt
zdaje sobie sprawę, że to jego ojciec. To zaskakujące jak dużej ilości osób
mogło to umknąć mimo tego, że dyrektor ogłosił to w czerwcu przy wszystkich.
Gryfon wstał i udał się do wyjścia jednocześnie
dając znak ojcu, że spotkają się w jego gabinecie. W głowie pojawiły mu się dwa
słowa. „Pospiesz się”.
Okey. Severus był wściekły. To wiedział na pewno.
Zdecydowanie powinien mu to wyjaśnić przed kolacją. Domyślał się, że może
wydarzyć się coś takiego. Sądził jednak, że będzie to albo później i Snape
zdąży opuścić salę, albo wcześniej i Snape jeszcze do niej nie dotrze.
Harry przeszedł przez korytarz w lochach i już miał
zapukać, kiedy zobaczył, że drzwi są uchylone. Usłyszał ze środka podniesione
głosy. Jeden ewidentnie należał do Severusa, a drugi do kobiety, ale Harry go
nie kojarzył.
- Severusie, on jest dorosły! Nie traktuj go jak
pięciolatka.
- Widziałaś, co on zrobił? Całował się z tym
podrzędnym Krukonem. Na oczach całej szkoły. Jak myślisz, co sobie inni
pomyślą? Sławny Harry Potter po tym, jak załamał się po stracie pamięci przez
jego męża, szuka pocieszenia u dawnych kochanków. Chyba bardziej ugodziło mnie
to, że podejrzewałbym o coś takiego Dracona, a nie Harry’ego mimo tego iż wiem,
że przed Draconem miał wiele kochanek i kochanków w większości na jedną lub
dwie noce. Nikt dłużej nie zabawił w jego życiu. Ale to mój syn. Draco z kolei,
z tego co mi wiadomo, przed Harrym nie miał nikogo. To wszystko było dla niego
nowe, a Harry nie jest łatwy we współżyciu. Ale Draco dał radę. Zmienili się
nawzajem.
Harry słuchał i nie mógł uwierzyć. Snape o
wszystkim wiedział i nigdy nie odezwał się choćby słowem, choć, jako jego
ojciec, miał do tego pełne prawo. Można powiedzieć, że Potter się wzruszył.
Gryfon ominął parę zdań, a jego uwagę przykuło jedno
słowo powiedziane przez Severusa.
- Lily…
Wciągnął powietrze. Co do tego wszystkiego miała
jego zmarła matka? Przez to, że znowu zatopił się w myślach umknął mu kolejny
fragment, bez którego nie mógł wywnioskować, o co chodziło.
- Myślę, że musisz mu dać szansę wytłumaczenia się.
On może mieć plan. Pamiętaj też, że siedział przy stole Gryffindoru otoczony osobami
z Bandy. Gdyby nie byli wtajemniczeni w jego ewentualny plan, to prędzej oni by
zabili tego Krukona niż ty wstał od stołu i zdążył wyciągnąć różdżkę. A w
ogóle, to Harry by zareagował. Czy on nie ma do perfekcji opanowanej magii
bezróżdżkowej?
Harry nic nie usłyszał, więc domyślił się, że Snape
przytaknął.
Gryfon spróbował zobaczyć coś przez szparę.
Dostrzegł zafrasowanego Snape’a siedzącego za biurkiem, a nad nim pochylała się
bez wątpienia kobieta o średniej długości włosach w kolorze rudym. Miała na
sobie szatę nauczycielską, ale głos zdecydowanie nie pasował do Lasandry, a to
była jedyna nauczycielka o rudych włosach i zbliżonej do tej kobiety posturze.
Nie widział jej profilu, bo zasłaniały go włosy. Coś jednak kazało mu sądzić,
że nie była to Lasandra. Zapragnął dowiedzieć się, kim jest ta kobieta.
Zrobił krok do tyłu i odetchnął głęboko. Chciał
zrobić krok, ale się zawahał. Nie wiedział, czy ma zapukać, czy może wejść jak
do siebie. Zdecydował, że żeby nie było widać, że podsłuchiwał, to powinien
wejść bez pukania.
Wyprostował się i podniósł głowę wysoko. Zrobił
krok i pchnął drzwi.
Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, co
właśnie zobaczył. Kobieta siedziała na kolanach Severusa, który jedną ręką
obejmował ją w talii, a drugą trzymał na jej plecach. Jej ręce za to były
dookoła jego szyi. Byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli go.
Harry nie mógł zobaczyć twarzy kobiety, bo
siedziała tyłem do wejścia. Widział jedynie tył jej głowy.
Zamurowało go. Potrafił tylko stać i patrzeć na
to, co rozgrywało się na jego oczach.
Po kilku chwilach jakoś doszedł do siebie i
chrząknął znacząco. Snape odsunął się i spojrzał na niego ponad ramieniem
kobiety. Jego oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu, a rumieniec szybko znikł z
twarzy. Potter uśmiechnął się znacząco i wsparł się pod boki.
Kobieta nadal nie odwróciła się do niego przodem,
przez co Harry nabrał podejrzeń, że to nie jest Lasandra. Ona by się tak nie
kryła. Co ta kobieta ma do ukrycia?
- Mieliśmy porozmawiać, prawda? - spytał Harry z
uśmieszkiem oglądając zaskoczenie zmieniające się w zażenowanie.
- Owszem - odparł Snape starając się opanować.
- Ale widzę, że jesteś bardzo zajęty, więc może
wpadnę później. - Potter zaczął się wycofywać. Severus chciał coś powiedzieć,
ale po zerknięciu na swoją towarzyszkę, która nadal siedziała mu na kolanach,
kiwnął głową.
Gryfon opuścił pomieszczenie, ale nie zamknął za
sobą drzwi. Przyłożył ucho do szpary.
- Nie wiele brakowało - powiedziała kobieta. Potter
nie mógł tego zobaczyć, ale podejrzewał, że się uśmiechała.
- Ciebie to bawi? - syknął Snape potwierdzając
podejrzenia chłopaka. - Kiedy zamierzasz mu powiedzieć?
To pytanie przykuło uwagę Harry’ego. Skoncentrował
się, by nie uronić ani jednego słowa.
- Nie jest jeszcze gotów. - Gryfon miał ochotę
wpaść do pokoju i krzyknąć, że jest gotowy. Powstrzymał się jednak, bo zdawał
sobie sprawę, że nie dowiedziałby się nic więcej.
- On ma już siedemnaście lat. Nie jest dzieckiem.
Poza tym, w świetle jakiegokolwiek prawa, jest dorosły, bo ma męża i dzieci.
- Wiem, ale nadal mam wrażenie, że jest małym
chłopcem, którym trzeba się opiekować.
- Też czasem o tym zapominam. Mam wrażenie, że
Hermiona opiekowała się nim najlepiej ze wszystkich.
- Chyba tak.
- Nadal uważam, że powinnaś mu to powiedzieć teraz.
Z każdym dniem będzie ci trudniej. I nie tylko tobie. Jemu też. Najgorzej
będzie, jak dowie się od kogoś innego. Znienawidzi cię mimo tego, że cię nie
zna.
Kobieta nic nie odpowiedziała, a po pięciu minutach
Harry usłyszał trzask kominka. Nie zdołał jednak dosłyszeć, gdzie kobieta się
transportowała.
Potter zrobił pięć kroków do tyłu i oparł się
plecami o ścianę. Starał się przetrawić to, co usłyszał. Kim była ta kobieta
tak bardzo podobna do Lasandry? Co ukrywała? Czemu nie mogła mu powiedzieć? Od
kogo mógł się dowiedzieć jej tożsamości? Kto to może być? Znienawidzi ją za
tajemnicę, którą ukrywa mimo tego, że jej nie zna. Nie mieściło mu się to w
głowie. Zdecydowanie chciał z kimś porozmawiać. Nie z ojcem, bo ten mu nic nie
powie, a w dodatku nie wiedział, że Harry podsłuchiwał. Hermiona? Pewnie powie,
że to Lasandra, a rozmowę opatrznie zrozumiał. Najlepiej byłoby z Draconem.
Znowu warknął w myślach, bo przecież nie może iść do Dracona i powiedzieć: „Hej
Draco, mam problem. Mógłbyś mi pomóc?” To było frustrujące.
- Zamierzasz długo jeszcze tak stać?
W drzwiach pojawił się Snape. Na sobie miał tylko
koszulę i czarne, materiałowe spodnie. Szata pewnie wisiała na wieszaku przy
drzwiach, lecz Harry był poprzednim razem bardzo zajęty i tego nie zauważył.
- Nie. Właściwie, to chciałbym usiąść. - Uśmiechnął
się krzywo i wyminął Snape’a w drzwiach. Ten zamknął za nimi drzwi i podążył na
fotel obok kominka. Potter usadowił się na kanapie i położył nogi na stole.
Severus mruknął coś pod nosem, ale nie skomentował.
- Co to było? - spytał bezpośrednio.
Harry doskonale wiedział, o co mu chodziło, ale
miał ochotę się z nim podroczyć.
- Ale co?
- Wiesz dobrze, co.
- Miałem się spotkać z tobą tutaj, więc gdy
przyszedłem zobaczyłem, że drzwi są uchylone. Nie zadawałem sobie trudu, by zapukać, tylko
wszedłem i zobaczyłem cię obściskującego się z kobietą. Byłem zaskoczony.
- Nie o to mi chodzi!
- Aa… - Harry uśmiechnął się zwycięsko widząc, jak
rumieniec powraca na policzki Snape’a. - Część mojego planu.
Severus podniósł brew opanowawszy twarz i czekał na
wyjaśnienia. Gdy nie nadeszły sfrustrował się.
- Jakiego planu?
***
Draco obserwował Pottera jak zwykle. Miał takie
miejsce przy stole Ślizgonów, że widział każdy najmniejszy jego ruch. Nie
zwracał na nic innego uwagi, więc Krukona dojrzał dopiero wtedy, kiedy Harry
się odwrócił, a ten go pocałował. Nieznane uczucie ścisnęło jego serce i
żołądek. Przez chwilę miał wrażenie, że wymiotuje kurczaka, którego przed
chwilą zjadł. Zacisnął pięść zapominając, że trzyma w niej kubek. Usłyszał
trzask i poczuł ból w dłoni. Pansy krzyknęła widząc rozpryskujące się szkło i
krew kapiącą z ręki Malfoy’a. Starała się rozprostować jego palce, ale nie dała
rady.
Draco stwierdził, że ból choć trochę go otrzeźwił i
bał się, że kiedy puści kawałki szkła, to nieznane uczucie na powrót zawładnie jego
sercem i umysłem.
Nagle w jego głowie pojawił się obraz. Był razem z
Potterem w jego pokoju w Malfoy Manor. Gryfon siedział na łóżku i patrzył na
niego, a on sam klęczał nagi na dywanie, a po policzkach spływały mu łzy. Wtedy
też miał pokaleczoną dłoń. Do jego serca napłynęły emocje. Smutek, ból i
żałość.
Po chwili obraz zniknął, a Draco nie był w stanie
sobie przypomnieć, o co wtedy chodziło. Był pewien, że on coś zrobił. Coś, za
co Harry go wtedy nienawidził.
Pomimo tego, że siedział w Wielkiej Sali, wszystkie
okna były pozamykane, a za nim w kominku wesoło trzaskał ogień, Malfoy poczuł
powiew ziemnego powietrza. Wzdrygnął się. W jego sercu zagościła pustka, której
nie potrafił niczym wypełnić.
Słyszał, że Parkinson mówiła do niego, ale nie potrafił
rozróżnić słów. Liczył się tylko Potter, który właśnie odsuwał od siebie
Krukona i zerkał ponad nim. Draco bardzo chciał zobaczyć, na co lub na kogo
patrzy, ale nie mógł oderwać od niego oczu. Wtedy Harry wstał powiedziawszy coś
do Krukona i wyszedł szybkim krokiem z Wielkiej Sali.
Pustka w sercu Dracona zmniejszyła się, ale nadal
pozostawała na swoim miejscu. Wtedy Malfoy poją, że jest ona związana z
Gryfonem.
Ślizgon poderwał się na nogi i wybiegł z sali.
Pansy krzyczała za nim, ale nie zwrócił na to uwagi. Zatrzymał się nie wiedząc,
w którą stronę pobiec. Zdecydował się na lochy. Intuicja go nie zawiodła, bo
gdy dotarł tam zobaczył Pottera przed drzwiami do gabinetu Snape’a. Tylko
dlaczego on nie wchodzi? Wyglądało to tak, jakby Gryfon podsłuchiwał. Malfoy
nie był w stanie powiedzieć, kogo, bo stał za daleko.
Przez twarz Harry’ego przemykało tysiące emocji. Za
szybko, by Draco był w stanie zdefiniować poprawnie choć jedną. Przez myśl
przeszło mu, że kiedyś potrafił czytać z tej twarzy bez problemu. Nie miał
czasu się nad tym zastanawiać, bo Harry wszedł do środka, a po zaledwie minucie
wyszedł i znowu zaczął podsłuchiwać.
Minęło kolejnych dziesięć długich minut, pod czas
których Harry wyglądał, jakby ktoś uderzył go obuchem. Wydawał się nie
wiedzieć, co się dookoła niego dzieje. W końcu Snape pojawił się w drzwiach i
wpuścił Pottera do środka.
Teraz Draco nie wiedział, co myśleć. Powlókł się do
swojego dormitorium i położył się na łóżku. Tknięty nagłym przeczuciem spojrzał
w róg pokoju jakby spodziewając się, że kogoś tam zobaczy. Następnie rzucił
poduszką, która odbiła się od ściany i spadła na dywan. Malfoy nie potrafił
wyjaśnić samemu sobie, dlaczego to zrobił.
Rozdział Genialny. Świetnie wykorzystałaś moją podpowiedź.
OdpowiedzUsuńHa! Lili żyje! a co najzabawniejsze wszyscy mieli rację Lasandra i Lili to jedna i ta sama osoba( tak myślę xd)
Nareszcie Draco poszedł po rozum do głowy, akcja z pocałunkiem ( ta na początku) - świetna!
Szczerze mówiąc już się bałam, że Harry na serio zdradzi Dracona, a tu taki myk :3
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, a w miedzy czasie mój rozdział się pisze i coś czuje, że mnie ukatrupisz za niego xd
Pozdrawiam Nerra M.
Wiedzałam też się cieszę,że Herry nie zdradził Draco wzruszła mnie troska Severusa wspomnienia wracają super Lili żyje hura pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńHarry ma plan, czy skuteczny to się okaże, ale jak się okazuje Draco cuje jakąś dziwną pustkę, kim była ta kobieta, może to Lilly, jrgo marka, w szkole jest Lasanda, ale to nie tłumaczy, bo zabrała go do Voldemorta, Snape zdenerwowany, rozczarowany...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Potter ma plan, ale czy skuteczny? to się jeszcze okaże, Draco czuje jakąś dziwną pustkę, ale kim była ta kobieta? może to Lily, ale zabrała go do Voldemorta, och Snape zdenerwowany, rozczarowany...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga