Narieen - Dziękuję za ten długi i niepomiernie budujący komentarz. Dzięki Tobie nabrałam ochoty na ponowne zabranie się za siebie i zawróciłam wena z wakacji. Dziękuję.
Zaczął się wrzesień, szkoła, a ja mam kryzys. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić i odechciewa mi się pisać, ale na szczęście dwa rozdziały mam napisane z zapasem. Ciekawe tylko, czy będą opublikowane tu takie jakie są, czy totalnie pozmieniane... Zobaczymy.
A więc zapraszam na kolejny rozdział!
_________________________________________
Rozdział 12. "Propozycja"
Następnego dnia w
szkole, w porze śniadania, cała szkoła stała przed drzwiami do Wielkiej Sali.
Prefekci próbowali otworzyć drzwi, ale nadaremno. W końcu, znudzony patrzeniem
Draco, podszedł do drzwi.
- Mogę?
- Próbuj - powiedział zrezygnowany prefekt Krukonów i odsunął się w bok.
Draco wzruszył
ramionami i położył dłonie na klamce. Zamek odskoczył, a blondyn naparł na
drzwi. Otworzyły się z lekkim skrzypnięciem, a Ślizgon zauważył zwierzęta
czmychające pod stoły, a następnie pod ścianę. Uśmiechnął się i zmieszał z
tłumem wlewających się do sali osób.
- Ej, czy to
przypadkiem nie Weasley? - rozległ się czyjś rozbawiony głos.
- Tak, to on -
potwierdził inny.
- A czy to nie jest
Zabini? - wstała jedna z Puchonek podnosząc jakąś kartkę do góry.
- Tak. Zabini i
Weasley. Kto by pomyślał…
- Ciekawe od jak
dawna to trwa…
- Kto o tym wiedział?
- Kto rozprzestrzenił
te zdjęcia?
Nagle cała Wielka
Sala zamilkła wpatrując się w osobę, która właśnie stanęła w drzwiach. Był to Ron.
Bardzo niewyspany Ron. Wszyscy nagle zaczęli rozmawiać, a harmider wzrósł
dwukrotnie.
- Dlaczego on tak
wygląda?
- Gdzie spał, bo
podobno nie wrócił do dormitorium…
Najróżniejsze plotki
krążyły na jego temat. Prawdę znali tylko ci co powinni i nikt więcej się nie
dowie. Tak było najlepiej.
***
Ron powoli podszedł
do swojego stołu w towarzystwie szeptów i krzywych spojrzeń. On jednak zdawał
się ich nie zauważać. Kiedy zajmował miejsce rozejrzał się dookoła i zobaczył
pośród Gryfonów blond czuprynę.
Momentalnie jego
twarz przybrała czerwony odcień.
- Malfoy - warknął
Ron stając nad Ślizgonem.
- Tak, Weasley? -
zapytał spokojnie blondyn przeciągając głoski. Nawet nie zaszczycił
rozwścieczonego chłopaka spojrzeniem.
- Co… ty… - Ron
wściekał się coraz bardziej tym, że Malfoy czuł się przy tym stole jak u
siebie. Zaciskał i rozwierał pięści.
- Pytasz co ja tu
robię? Siedzę, jeżeli nie widzisz. Czasem należy udać się do okulisty. Problemy
ze wzrokiem mogą być uciążliwe i pogłębiać się z wiekiem - mówił Draco tonem
znawcy.
- Nie odzywaj się do
mnie! - krzyknął rudzielec.
Malfoy po raz
pierwszy od początku tej rozmowy odwrócił się i spojrzał z pełną powagą na
swojego wroga. Ten speszył się pod wpływem tego wzroku i wręcz puścił się
biegiem ku drzwiom sali.
- O co mu poszło? -
zapytał Harry’ego zdezorientowany Malfoy.
- Hmmm… Może o to, że
przysiadłeś się do nas, jesteś Ślizgonem, Śmie… - przerwał Harry, ale po chwili
kontynuował - moim chłopakiem i zadajesz się z nami, jego przyjaciółmi.
Ubzdurał sobie, że chcesz nas mu odebrać - dokończył i westchnął.
- No tak. A on ma
Zabiniego. Najwyraźniej murzynek mu nie wystarcza… - pokręcił smętnie głową w
zadumie, ale po chwili uśmiechnął się szeroko. - Ale dobry miałem pomysł? -
zapytał, a w odpowiedzi usłyszał pomruki zgody, zobaczył potakiwanie głowami i
uśmiechy.
- Biedny Zabini -
powiedział Harry i ruchem głowy wskazał na stół po przeciwległej stronie sali.
Blaise siedział tam
gdzie zawsze, ale obok niego nie było żywej duszy. Zupełnie jakby wszyscy
wyparowali, albo bali się przesiadywać z kimś kto spał z wiewiórem. Co z tego,
że ten się wszystkiego wypierał. Są zdjęcia, są dowody. Nic więcej nie trzeba.
- Chyba nikt nie chce
się do niego przyznać - westchnął mało zmartwiony Malfoy.
- Jakże mi jest z
tego powodu bardzo… wszystko jedno - zaśmiał się Harry. - Należało mu się.
- I kto jest teraz
górą? - zapytał głośno Draco.
- My! - krzyknęli
wszyscy zgodnie i stuknęli się kubkami w toaście.
***
Kolejne tygodnie
mijały i stały się rutyną. Jedyną rzeczą jaka zmieniała się na przestrzeni
tygodnia, to były lekcje, ewentualnie w weekendy ich brak. Po zajęciach
spotykali się wszyscy razem w Pokoju Życzeń i przesiadywali tam do późnych
godzin nocnych. W większości jednak odrabiali lekcje. W tak dużej grupie
łatwiej było zawsze coś wymyślić lub zerżnąć od kogoś połowę wypracowania, a
drugą dokończyć od kogoś innego. Mniej więcej koło pierwszej, drugiej w nocy
zabierali się do swoich pokoi wszelkimi znanymi skrótami, a Harry i Draco raz spali
na wieży, a raz w lochach.
Jeszcze jedna rzecz
stała się dla Pottera rutyną. Musiał codziennie rano iść do toalety. Było mu po
prostu najzwyczajniej w świecie niedobrze. Na początku myślał, że to kwestia
zatrucia i nie dopuszczał do siebie innej myśli. Stwierdził, że przeczeka, a
jeżeli nic się nie zmieni, to pójdzie do Severusa, niech go zbada.
Piątkowy i sobotni
wieczór spędzali w klubie. Niestety Harry zazwyczaj zostawiał ich i
przesiadywał cały wieczór w biurze załatwiając sprawy płac, kontraktów,
koncertów. Wiele znanych kapel chciało występować u niego, a on musiał dobrać
dogodne dla siebie i dla nich terminy. Bywało jednak, że schodził na salę, a w
tedy nie było szansy się do niego dopchać ze względu na klubowiczów, którzy
chcieli z nim porozmawiać na temat zorganizowania urodzin, wieczoru
panieńskiego lub kawalerskiego.
Harry i Draco ciągnęli swój
związek, w zasadzie nie wiedząc, co ich łączy. Obaj wiedzieli, że przepadli,
ale nie byli pewni uczuć drugiej osoby i mijali się. Spędzali razem czas, ale
tak naprawdę byli osobno. Związek, który stworzyli żeby dopiec Blaisowi
przerodził się w miłość, ale żaden z nich nie chciał się do tego przyznać.
***
***
Był spokojny
grudniowy poranek. Harry przeciągnął się i przytulił do pleców drugiego
chłopaka leżącego w łóżku. Ten mruknął coś niewyraźnie i odwrócił się twarzą do
Gryfona. Potter otworzył oczy i zobaczył przed sobą twarz Voldemorta na ciele
Malfoy’a. Lord patrzył na niego swoimi krwistymi oczami osadzonymi w wężowej
twarzy w kolorze zielonym.
- Buu - powiedział, a
Potter odskoczył od niego i spadł z łóżka. - Co… do cholery, co się dzieje? -
zapytał zanim zdołał to przemyśleć.
- No cóż. Jakby to
powiedzieć… Wlazłem ci do głowy - powiedział spokojnie Tom. Wyszczerzył zęby w
czymś, co miało wyglądać na miły uśmiech, ale przypominało bardziej skrzywienie
się na coś gorzkiego bądź kwaśnego.
- Fajnie ci się w
niej siedzi? - sarknął i wstał z podłogi.
Zauważył, że nie
znajduje się już w swojej sypialni, ale na zamku, a dokładniej przed jego
drzwiami.
Najprościej mówiąc,
pałac robił wrażenie. Miał rzeźbione drzwi, najpewniej metalowe, bo skrzypnęły
przy otwieraniu. Gargulce siedzące na dachach uważnie obserwowały każdy ruch
dookoła. Od zamku biła moc, którą można było wyczuć w powietrzu.
Po przejściu przez
bramę stanął na dziedzińcu. Skąpany był w blasku księżyca w pełni. Lord
poprowadził go do jednych z kilkorga drzwi. Znaleźli się w holu z portretami na
ścianach i drzwiami po obu stronach. Pochodnie rozświetlały panujący w
korytarzu mrok. Harry’emu czegoś tu brakowało, ale do końca nie wiedział czego.
Kiedy dotarli do końca stanęli przed kolejnymi drzwiami. Tom uchylił je i
gestem zaprosił gościa do środka.
- Spokojnie. Nic nie
zrobię - zapewnił, poczym wskazał Potterowi miejsce przed biurkiem, samemu
siadając po jego drugiej stronie na ogromnym biurowym krześle wyłożonym skórą.
Gabinet był średniej
wielkości. Naprzeciwko drzwi stało ogromne biurko z kilkoma papierami i
teczkami. Po jego lewej stronie był kominek, a po prawej regał z książkami. Jak
Gryfon zdążył zauważyć, większość była mugolska. Kiedy usłyszał syk, odwrócił
głowę i zobaczył Nagini sunącą po podłodze na swoje miejsce przed kominkiem.
- Więc… - powiedział
Tom i poczekał chwilę aż Harry na niego spojrzy. - Domyślasz się może dlaczego
cię tu zabrałem? - zapytał i cierpliwie czekał na odpowiedź.
- Nie wiem. Jesteś
chorym na umysł człowiekiem, który próbuje mnie zabić od kiedy tylko się
urodziłem. Zabiłeś mi rodziców! Nie wiem w ogóle dlaczego tu z tobą
przyszedłem! Może dlatego, że to sen, ty do niego wlazłeś i nie miałem za
bardzo wyboru.
Riddle wysłuchał
tego, ale nawet powieka mu nie drgnęła. Przypatrywał się tylko z dobrze ukrytym
zainteresowaniem na stojącego przed nim nastolatka.
- Może i jestem
chory. Nie wiem, nie badałem się - skomentował i patrzył z satysfakcją jak
brunetowi opadła szczęka. - Pozbieraj się do kupy, bo nie wyglądasz zbyt
elokwentnie…
- Już chyba wiem skąd
Se… Snape to wziął - mruknął do siebie.
Przez chwilę się
zawahał. Nie wiedział czy Voldemort wie, że on jest synem Mistrza Eliksirów i
nie zamierzał tego ujawniać nawet jeżeli powiedział to tak cicho. Nie mógł
narażać ojca ani siebie. Musi bardzo uważać. Sny potrafią być prorocze.
Uspokoił się i usiadł. Popatrzył na Lorda.
- Musisz mieć coś do
zaoferowania skoro zabrałeś mnie tu, a nie zabiłeś we śnie - Harry spróbował
dość od tej strony.
- Tak, masz rację.
Cały czas wiedziałem, że syn Severusa musi być inteligentny.
A więc jednak wie - pomyślał Harry, ale
nie dał tego po sobie poznać.
- Co powiesz na
ochronę, a w zamian ty będziesz jednym z moich… bezimiennych - spytał Tom wyczarowując kieliszek wina dla siebie i gościa, choć Harry nie miał zamiaru go tknąć.
- Co powiesz na…
sprzeciw? - odpowiedział pytaniem.
Nie zamierzał dawać
się Voldemortowi. Ten zapewni jedynie ochronę, a on będzie dla niego zabijać i
obrywać cruciatusem. Nie! Nie po to jego ojciec się od niego odwrócił.
- Tak myślałem. Nie
jesteś głupi… Czy chciałbyś się zemścić na Dumbledorze?
- Owszem chcę, ale
nie koniecznie przez sprzymierzanie się z tobą. Mój ojciec…
- Odwrócił się ode
mnie, tak jak Lucjusz i młody pan Malfoy, a mimo to chcę ich także objąć
ochroną. Podobnie zrobię w sprawie twoich przyjaciół z bandy.
- Nadal nie. Nie będę
ci służył, bo pozabijam paru ludzi dla ciebie, a jak coś się tobie nie spodoba,
to oberwę cruciatusem i wrzucisz mnie na tortury. Nie jestem taki głupi jakiego
gram. Od dawna nie służę dyrektorkowi. Wiem do czego jest zdolny… Nie chcę też
się sprzymierzyć z tobą tylko po to, żeby mu dopiec. To mogę zrobić sam we
własnym zakresie. Nie mam także ochoty, żebyś przebywał choć chwilę dłużej w
mojej głowie, więc… Do widzenia - powiedział i zbudował mur jednocześnie
wypychając niechcianego gościa ze swojego umysłu.
Skarcił się w
myślach, że nie zrobił tego wcześniej, tylko dał się wciągnąć w tę bezsensowną
rozmowę. Westchnął i zamknął oczy chcąc się obudzić. Kiedy je znowu otworzył
znajdował się w swoim pokoju w Wieży Gryffindoru. Spojrzał na chłopaka leżącego
obok niego i powiódł palcami po jego idealnie wyrzeźbionym brzuchu. Uśmiechnął
się do siebie i zdecydował.
Jednym zwinnym ruchem
zszedł z łóżka i udał się do łazienki. Oczywiście nie obyło się bez spojrzenia
w otchłań muszli.
Harry przyrzekł
sobie, że jutro pójdzie do Severusa i poprosi o zbadanie.
Umył się i ubrał w
wygodne spodnie i czarną koszulę. Na wierzch narzucił bluzę tego samego koloru
i wrócił do pokoju. Draco nadal spał, więc napisał krótki liścik i położył go
na stole. Musiał wszystko dokładnie przygotować.
Upewniwszy się, że
zostawił odpowiednie wyjaśnienia, które nie zdradzą niespodzianki, wyszedł z
dormitorium i poszedł na śniadanie wcześniej zgarniając Hermionę z Pokoju
Wspólnego.
***
Wielka Sala aż
huczała od nowych plotek na temat domniemanego romansu Rona i Blaisa. Pierwszy,
w przeciwieństwie do Zabiniego, zdawał się nie mieć o niczym pojęcia. Były
jednak dwie opcje. Po pierwsze, naprawdę nie słyszał innych ludzi, choć nie
zachowywali się zbyt dyskretnie, albo nie chciał brać tego do wiadomości i tak
jak wlatywało jednym uchem, tak wylatywało drugim. Nikt jednak z jego
przyjaciół się od niego nie odwrócił, bo dlaczego oni mieliby gdy wiedzieli, że
jest to nieprawda, ale się do tego nie przyznawali, a poza tym, przecież Harry
chodzi z Draconem, który także pochodzi z domu węża, więc nie mieli o co się
droczyć.
Ślizgon miał jednak
gorzej. Nikt się do niego nie odzywał, nikt nie chciał z nim przebywać. Dobrze,
że miał osobny pokój, bo gdyby tak nie było, obawiał się, że czym prędzej i tak
by został sam. Nie miał nawet szansy wyjaśnić, bo nikt nie chciał słuchać. Wszyscy
zgodnie uznali, że się wypiera i nie chce przyznać do romansu z Gryfonem, a w
dodatku rudzielcem, co było raczej zrozumiałe. Zdradzony i pozostawiony samemu
sobie Blaise usilnie szukał sprawców, ale nie za bardzo mu to wychodził. Przez
chwilę podejrzewał Dracona, ale ten był chłopakiem najlepszego przyjaciela
Wieprzleja, a ten nie dałby zrobić krzywdy rudzielcowi. Sam Gryfon wydawał się
nie zwracać na to uwagi, więc Blaise też tak chciał, ale nie potrafił. Po
prostu wiedział, że przegrał.
Harry usiadł przy
stole i od razu ktoś zaczepił go w sprawie ostatniego zadania z OPCM-u. Chętnie
wdał się w rozmowę całkowicie ignorując gniewne spojrzenia ze strony Hermiony.
- Harry. Harry… -
powtarzała z gasnącą cierpliwością. - Harry Potterze! - krzyknęła, aż obejrzeli
się na nią ludzie z całej sali. - Ups… - mruknęła i postarała się zasłonić
burzą brązowych loków.
- Hermi? Co to… - nie
zdążył dokończyć, bo wzrok, którym uraczyła go przyjaciółka wyraźnie mówił
„Chcesz żyć? Nie kończ.”
- Chciałam się
zapytać dlaczego ciągniesz mnie do klubu o tak wczesnej porze.
- Ponieważ Draco ma
dzisiaj urodziny - odpowiedział jakby to była najważniejsza rzecz na świecie.
- Skąd to wiesz?!
Tego nie wiedzą chyba sami nauczyciele!
- No wiesz… Robienie
interesów z jego ojcem daje efekty. Poza tym chcę z tobą porozmawiać na temat
Toma.
- Toma? - zapytała
nie rozumiejąc o kogo chodzi.
- Riddle’a - wyjaśnił
biorąc do ust łyżkę owsianki, żeby nie zapytała go o nic więcej przy świadkach.
Granger na ten gest
skapitulowała i postanowiła poczekać aż znajdą się na osobności.
Po zjedzeniu
śniadania i wypiciu porządnej ilości kawy ruszyli przed szkołę. Świeciło słońce
i jak na początek grudnia było dość ciepło. Ubrani w skórzane kurtki ruszyli do
ustawionych pod schodami motocykli. Śnieg, który zalegał na błoniach iskrzył
się i wręcz oślepiał, a oni wyglądali tylko trochę komicznie w okularach
przeciwsłonecznych. Kilkoro uczniów zainteresowanych maszynami zebrało się
wokoło i podziwiali. Kiedy jednak zobaczyli idące osoby rozstąpili się niczym Morze
Czerwone i pozwolili dosiąść motocykle właścicielom. Ci wsiedli i odjechali nie
kłopocząc się odpowiadaniem na pytania.
Po półtorej godzinie
szybkiej jazdy dotarli do klubu. W dzień wszystkie neony zostały wyłączone i
nie było tu żadnego znaku, który określałby, że to właśnie te, takie normalne
drzwi, prowadzą do innego świata.
Zaparkowali
oczywiście w garażu i tylnym wejściem pojawili się na sali. Spotkali tam dwie
kelnerki i barmana, którzy już wcześniej dostali rozporządzenia, co do
wstępnego przygotowania sali na ten dzień.
- Harry! - krzyknęła
Keyna, która wyłoniła się zza drzwi prowadzących na dół.
- Keyna! Co tam u
ciebie moja droga?
- Dobrze. Co, twój
przystojniak ma urodziny? - zapytała oglądając wystrój sali.
Pod sufitem
zawieszona była siatka z balonami, które po zaśpiewaniu sto lat zostaną
uwolnione i spadną na gości. Girlandy, serpentyny porozwieszane wszędzie gdzie
się dało. Mnóstwo stolików i krzeseł. Na barze miski z chipsami, ciastkami,
krakersami, butelki z sokami i alkoholem. Po prostu bajka. Druga sala także
została odpowiednio przystosowana. Kiedy tu zakończy się jedna część imprezy,
ta przeniesie się właśnie tam i odbędzie się pokaz striptizu. Wszystko było
zaplanowane, teraz wystarczyło wykonać.
- Tak. Wszystko musi
być idealnie.
- Jest, jest. Jak ty
się za coś weźmiesz, to tak musi być - powiedziała i wróciła do drugiej sali.
Harry odszukał
wzrokiem Hermiony, która instruowała kelnerkę i podszedł do niej.
- Hermi, możemy iść
do mojego gabinetu?
- Oczywiście -
odparła i z przepraszającym uśmiechem skierowanym do kelnerki udała się za
przyjacielem.
- Siadaj - polecił i
wyjął z barku butelkę z wódką. - Napijesz się?
- No wiesz? Impreza
się jeszcze nie zaczęła, a ty już czystą walisz? - zapytała oburzona, ale
uśmiechnęła się i skinęła głową. - Poza tym, skoro miewasz nudności, to
powinieneś ograniczyć picie. Może to być od tego.
- Skąd?
- Draco -
powiedziała, jakby to jedno imię wyjaśniło wszystko.
- Jutro pójdę do
Severusa, żeby mnie zbadał, ok.? - spytał i na stole, za sprawą jednego machnięcia
ręką, pojawił się karton z sokiem, dwie szklanki i dwa kieliszki.
- A więc mów co się
trapi.
- Jakby to powiedzieć
- zastanowił się na głos. Podniósł rękę z kieliszkiem, wlał wszystko do gardła
i skrzywił się na gorzki posmak alkoholu. - Śnił mi się Voldemort. A raczej,
jak to ładnie określił, wszedł mi do głowy.
- Ale przecież ty
umiesz oklumencję!
- Wiem Hermi, ale
dawno nie odnawiałem muru - przyznał się i zwiesił głowę nie chcąc widzieć
tego, jak Hermiona się na niego patrzy. - Miałem tyle spraw na głowie. Draco,
lekcje, klub, prace domowe. Nie potrafię tak. Ostatnio czuję, że coś zaniedbuję
i obawiam się, że jednak was. A w szczególności… ciebie - westchnął i podniósł
głowę. Oczy miał jednak zamknięte, więc nie mógł zobaczyć, ale poczuł jak Gryfonka
siada mu na kolanach i przytula go.
- Ja wiem. Zawsze tak
było i zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Obawiam się jednak, że zaniedbujesz
Dracona. Skoro to jest twój chłopak…
- Chłopak na niby…
- Że co? - przerwała
mu i odchyliła się, żeby spojrzeć mu w oczy. - Czy ja dobrze usłyszałam…
Chłopak na niby?
- Tak. Tak naprawdę…
Och on to wymyślił. Wiesz, że go śledziłem… Na początku tego roku znów
zacząłem. Najpierw, kiedy siedział na Wieży Astronomicznej poszedłem tam. Nie
wiem, co mnie napadło, ale stanąłem przy barierce tyłem do niego i ściągnąłem
pelerynę. On właśnie wychodził, ale wiedziałem, że na mnie spojrzał. Chciał się
dowiedzieć kim jestem, wodził po mnie wzrokiem. Nie odwróciłem się. Wymyśliłem,
że porozmawiam z Lucjuszem i poproszę go, żeby kazał Draconowi się ze mną
zaprzyjaźnić. Cały tydzień czekałem na to, czy coś zrobi, ale wy zawsze
byliście ze mną i widziałem na jego twarzy desperację. W końcu pewnego dnia
siedzieliśmy w Pokoju Życzeń i dostałem mentalny sygnał od Pokoju, że ktoś chce
się dostać. Domyśliłem się, że to Draco, więc wyszedłem. Poszedł za mną, ale
kiedy przed szkołą założyłem Pelerynę zgubił mnie. Poszedł wtedy nad jezioro. Oczywiście
poszedłem za nim. Chciał się wykąpać, aż nagle zaczął się topić. Jedyne co
mogłem zrobić to wskoczyć i ratować go. Zrobiłem usta-usta, a on wtedy ubzdurał
sobie, że go pocałowałem. Wyparłem się tego i wręcz uciekłem. Poczekałem aż
wrócił do siebie i poszedłem za nim. On w tedy trochę zabawił się Blaisem.
Wyrolował go. Ten chciał się z nim kochać tylko po to, by zdobyć nad nim
przewagę, a Draco prześlicznie go zjebał od góry do dołu. Nazwał go dziwką i
stwierdził, cytuję „Wolałbym pieprzyć Pottera niż takie ścierwo jak ty”.
Wyrzucił go z pokoju i zaczął śpiewać Green Day’a. Wiesz pewnie co zrobiłem? Również
zacząłem śpiewać, ale szeptem było trochę trudno i kilka razy zrobiłem to
trochę za głośno. No i się zorientował. Odbyliśmy małą rozmowę, zacytowałem mu tamto przy okazji tego, że znajdowałem się na nim… Nie patrz tak na mnie. Sam mnie na
siebie wręcz wciągnął! Potem zapalił i mnie poczęstował i jakoś tak się
potoczyła rozmowa, przebaczyliśmy sobie… Wiem, że to brzmi jak melodramat, ale
tak było! Co ja poradzę? Wypiliśmy trochę i wrócił Zabini. Nie zdążyłem zabrać
szklanki i on to zauważył. Draco ściągnął ze mnie pelerynę i przedstawił jako
swojego chłopaka… Obaj wiedzieliśmy, że to tylko udawanie, ale chyba włożyłem w
to za dużo serca. Teraz wiem, że on od dawna mi się podobał i szukałem
pretekstu, żeby być blisko. Jak nie razem w zgodzie, to kłótniami, ale jakoś to
osiągałem. Śledziłem go. Zawsze chciałem… Boję się, że on nadal bierze to tylko
za udawanie i dobry seks, nic więcej. A ja… Ja go kocham - ostatnie słowa
wyszeptał i wtulił się mocniej w dziewczynę siedzącą mu na kolanach. Ona
odwzajemniła gest i oparła swoją głowę na jego głowie. Trwali w tej pozie dobre
kilka minut, dopóki Harry nie poluźnił uścisku i nieznacznie się odsunął.
- To może opowiesz mi
co z tym Tomem? - zachęciła Hermi wiedząc, że najlepszym pomysłem będzie zmiana
tematu.
Potter westchnął, ale
opowiedział o śnie, który snem nie był. Powiedział o propozycji Voldemorta i
jego odmowie. Wspomniał o swoich obawach i pomyśle zaproszenia go tutaj, gdzie
jest pełno ludzi i ewentualnie zaproszenie paru znajomych w charakterze jego
ochrony.
- Myślę Harry, że
zaproszenie go na rozmowę, to głupi pomysł. Ty i tak się nie zgodzisz, a on
jest nieobliczalny. Nie wiadomo co zrobi.
- Też tak myślałem,
ale wiedziałem, że jak ci powiem, to mi pomożesz - uśmiechnął się. - To co?
Załatwiłaś tę kapelę, a której ci mówiłem? Zagrają dzisiaj?
- Tak. Musisz tylko
podpisać parę papierów i dokonać wypłat pracownikom. Przydała by się premia dla
Keyny, kilku striptizerów i striptizerek.
- Dobrze. Zaraz to
wszystko załatwię. A i poproś przed gabinet całą obsługę. Powinni się gdzieś tu
kręcić. Muszę z nimi wszystko obgadać.
***
Obudził się z dziwnym
uczuciem, że coś jest nie tak. Nawet bardzo nie tak. Wysunął spod siebie rękę i
na oślep uderzał nią w łóżko. Jak podejrzewał, było puste. I zimne. Te dwie
rzeczy wskazywały na to, że Harry opuścił ten mebel jakiś znaczny czas temu.
Odwrócił się na brzuch i westchnął. Trzeba było wstać. Po woli dźwignął się na
nogi i udał do łazienki. Po zbawiennym, zimnym prysznicu powlókł się do szafy i
wziął z niej pierwsze lepsze rzeczy. Nie ważne było, że nie były jego.
Najważniejsze, że pasowały.
Ubrany udał się do
drzwi wcześniej patrząc na zegarek wiszący na ścianie. Dziewiąta trzydzieści.
Wzruszył ramionami i już miał otworzyć drzwi, kiedy dotarł do niego wymiar tej
godziny. Dziewiąta trzydzieści. Lekcje. Momentalnie obudzony rzucił się do
biurka i zobaczył na nim kopertę ze swoim imieniem. Nagle wszystko przestało
mieć znaczenie. Wyjął z niej kartkę na której nakreślono kilka zdań.
Niewątpliwie było to pismo Harry’ego.
Drogi Draco!
Nie przejmuj się, nie spóźnisz się na lekcje, bo dziś jest sobota.
Zdziwiony? Pewnie tak. Taki mały surprice od tygodnia. Nie, to nie jest list
pożegnalny, ale… uciekłem od ciebie z Hermioną i Ginny. Tworzymy zajebisty
harem i nie mogłem się im oprzeć… Nie no, nie bierz tego na serio i nie zabij
mnie jak się zobaczymy. To po prostu kartka z informacją, że zobaczymy się
wieczorem w klubie. Może koło godziny… Dwudziestej? W pół do ósmej jesteś
umówiony z Severusem, Lucjuszem (swoim ojcem, tak… jakby co) i bandą przed
szkołą. Zabiorą cię na miejsce.
Całuję,
Twój Harry.
Odetchnął z ulgą i
powiódł wzrokiem po pokoju. Zobaczył lustro, a w nim siebie uśmiechającego się
głupkowato.
Co ty kombinujesz? - zapytał sam siebie i poszedł do kuchni. Może mają jeszcze coś do jedzenia…
Ewentualnie poproszę tego skrzata Harry’ego. On na pewno pomoże.
Szybko, niezauważony
przez nikogo, przedostał się korytarzami do kuchni. Na szczęście Zgredek był na
miejscu, więc od razu przygotował coś do jedzenia i kawę.
Po wypiciu i zjedzeniu
śniadania podziękował i wyszedł z nadzieją, że spotka kogoś w Pokoju Życzeń.
Nie pomylił się.
- Heja! - krzyknął
wchodząc do pomieszczenia.
- Hej! - odezwało się
co najmniej pięć głosów i z różnych stron zaczęły pojawiać się postacie.
Najpierw Ginny przyszła
się przywitać, potem Neville, bliźniacy, Seamus i Dean.
- Gdzie reszta? -
zapytał notując, że nie ma Luny, Hermiony i Harry’ego.
- Harry z Hermioną są
w klubie. Załatwiają sprawy dotyczące papierków. Luna… Właściwie nie wiem. Nie
widziałam jej jeszcze dzisiaj - odpowiedziała Wesley’ówna i wróciła na swoje
wcześniejsze miejsce, a Draco stał w tym samym miejscu jakby go ktoś
zaczarował.
- Aha. A wy co
robicie? - zagadnął.
- My? Kleimy -
odpowiedziała wymijająco Ginny.
W rzeczywistości
pakowali prezenty dla stojącego nieopodal Ślizgona. Rudowłosa musiała szybko
coś wymyślić, żeby się nie wydało, bo Harry ją zabije. To ma być niespodzianka.
- Kleicie? -
niedowierzanie w głosie Dracona było wręcz namacalne.
- Nie można?
- Można, można… A co
kleicie?
- Kartoniki! -
krzyknął Fred.
- Po co?
- To takie nasze
hobby! - odparł George.
- A mogę zobaczyć? -
dopiero teraz Draco zrobił krok do przodu, ale tuż przed nim pojawili się
bliźniacy, którzy zaprowadzili go do krzesła i do niego przywiązali.
- Hej! Co wy robicie?!
- Malfoy niezadowolony z miejsca i sposobu unieruchomienia go zaczął się
wyrywać i krzyczeć.
- Pomyślmy…
- …wygląda na to, że…
- …cię przywiązaliśmy
- powiedzieli na zmianę i śmiejąc się wrócili do pracy.
Naburmuszony Malfoy,
z miną małego dziecka, które nie dostało cukierka siedział i postanowił się do
nikogo nie odzywać.
W swym postanowieniu
nie wytrwał zbyt długo, bo musiał zapalić. Przez pierwsze dziesięć minut
opierał się jak mógł, ale w końcu nie wytrzymał.
- Halo! Mógłby mi
ktoś wyciągnąć paczkę papierosów z kieszeni?
Odpowiedziała mu
wymowna cisza.
- No proszę, ja muszę
zapalić! - błagalny ton i słowo proszę, zmiękczył serce Ginny, która podeszła i
spełniła jego życzenie. - Dziękuję - powiedział, kiedy odpaliła fajkę, którą
trzymał w ustach.
- Proszę. My zaraz
skończymy i przyjdziemy do ciebie.
- Dobrze - zgodził
się, bo było mu już wszystko jedno.
Wypalił papierosa do
końca i rzucił niedopałek pod nogi. Zgasił go butem i czekał. Przymknął oczy
wmawiając sobie, że to tylko na chwilę.
Obudziło go
szturchanie i jego imię.
- Draco, Draco -
powtarzała Luna.
- O hej - mruknął,
kiedy w końcu otworzył oczy.
- Wstawaj. Jest szósta, a podejrzewam, że chciałbyś się jeszcze przebrać.
- Tak, tak. Dziękuję
- powiedział i wstał.
Nie do końca jeszcze
obudzony poszedł do swojego dormitorium. Wziął szybki prysznic i umywszy się i
włosy poszedł do szafy. Zaczął przebierać w ubraniach, ale żadne mu dzisiaj nie
pasowały. Te spodnie i ta bluzka są zbyt… nieoficjalne, za to te i ta koszula
nie pasują do… no właśnie czego?
Dopiero teraz
uzmysłowił sobie, że nie wie dlaczego ma się spotkać z bandą przed szkołą bez
Harry’ego, za to z Severusem i ojcem. To nie wyglądało zbyt różowo.
W dodatku nikt, nawet
rodzice, nie wysłali mu nic na urodziny. Miał nadzieję, że coś dostanie. No
przynajmniej kartkę. A tu nic. Może jak spotka się z Lucjuszem… No tak. Nie
dostał od nikogo życzeń, bo nikt nie wie kiedy ma urodziny… To by wszystko
wyjaśniało. Chociaż, jeżeli Potter ma kontakty z jego ojcem, to ten mógł się
zapytać… Malfoy tak tego nie zostawi. Oberwie się temu Gryfonowi za takie
lekceważenie własnego chłopaka…
W zamyśleniu wybrał
czarne rurki i ciemno zieloną koszulę. Popatrzył na zestaw trzymany w rękach i
pokiwał głową. To będzie idealne. Buty to oczywiście czarne trampki. Na koszulę
kurtkę skórzaną, bo nie jest chyba za ciepło.
Popatrzył w lustro i
jeszcze raz przeczesał ręką włosy. Gotowy i pewny siebie poszedł przed szkołę.
***
Pod schodami byli już
wszyscy oprócz blondyna. Cierpliwie czekali na głównego gościa dzisiejszej
imprezy, który oczywiście o niczym nie wiedział.
Dziewczyny ubrane w
sukienki, jak zwykle wyglądały olśniewająco, Lucjusz ubrany w garnitur i
Severus w swoich czarnych szatach. Bliźniaki na luzie, tak samo jak Neville,
Seamus i Dean.
- Gdzie on jest? - niecierpliwił
się Malfoy Senior.
- Lucjuszu. Na pewno
przyjdzie - uspokajał go po raz setny Mistrz Eliksirów, który idealnie ukrywał
swoje zniecierpliwienie.
W końcu otworzyły się
drzwi szkoły i stanął w nich Draco. Jak zwykle idealny Draco.
- No nareszcie! -
krzyknęły razem Ginny i Luna, po czym odwróciły się i poszły przez błonia do
punktu aportacyjnego.
- Draco, czemu się
spóźniłeś? - zapytał Lucjusz, kiedy szli za dziewczynami.
- Nie wiedziałem co
mam na siebie założyć. Poza tym zastanawiałem się, dlaczego moi ukochani
rodzice nie złożyli mi życzeń urodzinowych - syknął i poszedł do Ginny idącej z
Luną na początku.
Lucjusz westchnął i
zrównał się z Severusem.
- Myślę, że ci
wybaczy jak zobaczy, co dla niego przygotowaliśmy - zapewnił Snape i nie
odezwał się więcej.
Kiedy dotarli na
miejsce, złapali się kurtki Ginny i po wypowiedzeniu hasła znaleźli się w
mugolskim Londynie.
- Chodźcie szybciej!
- zawołała rudowłosa i poprowadziła wszystkich na drugą stronę.
Po pięciu minutach
szybkiego marszu stanęli przed drzwiami klubu, jednak do niego nie weszli.
Poczekali kilka chwil, aż w drzwi otwarły się i zobaczyli Hermionę.
- Witam, witam -
uśmiechnęła się do Lucjusza i Severusa, a oni odpowiedzieli tym samym. - Cześć
- zwróciła się do bandy.
- Siemka - odpowiedziały
dziewczyny i weszły do środka.
- No co tak stoicie?
- zapytała Granger i zaprosiła wszystkich gestem.
W środku było dziwnie
cicho. Fakt, że zawsze przychodzili koło dziewiątej, ale przecież klub otwarty
był od godziny. Powinno się tu kręcić mnóstwo gości, kelnerek i ochrony. A
było po prostu pusto. Jakby wszyscy się stąd wynieśli.
- Idziemy? - zapytała
Ginny i złapała go za rękę.
Poprowadziła go
przejściem na totalnie ciemną główną salę. Nie było nic widać. Kiedy Draco
poczuł, że Wesley’ówna się zatrzymuje on też przystanął. W tym momencie
wszystkie światła na sali rozbłysły, a zebrane w sali osoby wyskoczyły z
ukrycia i krzyknęły:
- NIESPODZIANKA!
Draco nie wiedział co
powiedzieć i stał tak i wpatrywał się z niedowierzaniem w Harry’ego, który
właśnie przyciągnął go do pocałunku. Z opóźnieniem oddał całusa i przytulił się
do chłopaka chcą ukryć twarz, po której spływały łzy szczęścia.
- Hej, Smoku -
mruknął mu do ucha Potter. - Nie rozklejaj się.
- Ale… ja nie wiem co
powiedzieć - wykrztusił i jeszcze mocniej wtulił się w Gryfona. - Dziękuję.
- Proszę. A teraz
muszę cię puścić, bo jak im cię nie oddam, to mnie zjedzą - zaśmiał się i
wypuścił Ślizgona z objęć.
Malfoy tylko zobaczył
jak znika w tłumie i został porwany przez ludzi z bandy. Poprowadzili go na dół
i posadzili w jednym z boksów. Zaraz wszystkie miejsca zostały obsadzone, a on
zasypany prezentami i życzeniami. Co chwilę ktoś obcy przychodził i składał mu
życzenia. Grzecznie dziękował, ale w głębi duszy nie miał pojęcia, skąd się ci
ludzi wzięli. Domyślił się, że to po prostu goście, którzy jak się dowiedzieli,
że ma urodziny, to przychodzą, rzucają parę słów i wracają pić.
- Draco, wszystkiego
najlepszego - usłyszał obok siebie i od razu rozpoznał ten głos.
- Mamo - powiedział i
rzucił się w ramiona Narcyzy.
- Nie sądziłam, że aż
tak się stęskniłeś - zaśmiała się i usiadła na wolnym miejscu obok Hermiony.
- Za mną tak nie
tęsknisz - burknął Lucjusz.
- Ojcze, ciebie
widuję co tydzień - przypomniał mu i nachylił się do brzucha Narcyzy.
- I jak tam? -
zapytał nie patrząc na nią.
- Dobrze i całkiem spokojnie. Choć czasem się wierci- uśmiechnęła się.
- Nie dziwię się -
mruknął do siebie, a głośniej powiedział - Hej młody. To ja, twój starszy,
koszmarny brat. Nie rozpychaj się tak. Nic ci to nie da. Masz jeszcze ze cztery miesiace takiego siedzenia, albo raczej pływania. Do zobaczenia -
uśmiechnął się i wyprostował. - Wybrałaś już imię? - zwrócił się ponownie do
matki.
- Nie. Wahamy się
pomiędzy Jonathanem, a Scorpiusem.
- No tak. Drugi Draco
nie wchodzi w grę, prawda?
- No raczej nie -
powiedział sceptycznie jego ojciec.
- Szkoda. To takie
ładne imię. Zawsze może być Jonathan Scorpius, albo Scorpius Jonathan. Do
wyboru do koloru.
- Wolałabym tę
pierwszą wersję. Co o tym myślisz Lucjuszu?
- Jak zechcesz Cyziu.
- Dziękuję Draconie.
Zostanie Jonathan Scorpius… Malfoy, oczywiście.
- Ależ proszę. A kto
zostanie rodzicami chrzestnymi?
- Myślałem o Harrym -
odparł Lucjusz.
- Myślałam o Harrym -
powiedziała Narcyza w tym samym czasie.
- No proszę. Jacy wy
zgodni… - westchnął Draco.
- Coś ci się nie
podoba? - zapytała Cyzia.
- Oczywiście, że nie
- zaprzeczył szybko Malfoy nie chcąc się narazić matce.
- A matka chrzestna?
- Hermiono, nie
skusiłabyś się? - zwrócił się Lucjusz do Gryfonki.
- Proszę? - zapytała
nie wiedząc o co chodzi.
- Zostaniesz mamą
chrzestną naszego najmłodszego syna? - powtórzyła pytanie męża Narcyza.
- Z wielką
przyjemnością! - ucieszyła się i przytuliła Cyzię.
- No to załatwione -
skomentował Lucjusz.
Właśnie w tej chwili
na sali zaległa cisza. Wszyscy zwrócili się w stronę sceny, na której stał tort
i Harry.
- Zapraszam na środek
dzisiejszego jubilata - powiedział do mikrofonu.
Draco zdezorientowany
poszedł we wskazane miejsce, a banda razem z Lucjuszem, Severusem i Narcyzą
poszła za nim.
- Draco, wszystkiego
najlepszego! - krzyknął i zaczął nucić piosenkę „Sto Lat”.
Od razu wszyscy
podjęli wątek i zaczęli śpiewać. Po skończeniu piosenki z sufitu poleciały
balony, które przy dotknięciu czegokolwiek zmieniały się w różnokolorowe motyle.
Draco przyglądał się
temu z niekłamaną fascynacją. Jeden motylek nawet usiadł mu na ręce, ale
odleciał, kiedy Malfoy nią poruszył.
Harry coś jeszcze
mówił, ale nic nie docierało do blondyna. Był po prostu szczęśliwy. Wiedział
teraz, że nie jest sam. Ma Pottera, który nie zostawi go, prawda? On go… kocha,
tak? Nie… raczej nie. To nie możliwe. Brunet nie jest taki głupi. Nie
zakochałby się w, co prawda byłym, ale zawsze, Śmierciożercy. Ale Malfoy go
kocha. Przecież zrobili to, żeby dopiec Blaisowi. To było na niby i on
doskonale to wiedział. A co jeżeli gryfon nadal uważa to tylko jako udawanie
przed Blaisem i swoimi przyjaciółmi, którzy nie znają prawdy? Jeżeli dla niego
jest to tylko dobry seks? A mimo to się zakochał. I nie było już drogi
powrotnej. Spalił za sobą wszystkie mosty i miał tylko dwa wybory. Pierwszy -
czekać na rozwój wydarzeń i nie ujawniać się, drugi - wyznać prawdę i liczyć na
to, że nie zostanie odrzucony i wyśmiany. Jako odważny i silny mężczyzna wybrał
pierwszą opcję i będzie się jej trzymał do skutku.
Otrząsnął się z
rozmyślań akurat w chwili, kiedy wielki tort znalazł się tuż przed nim, a jemu
wręczono tasak i kazano go pokroić. Zdecydował się, że to by było nudne i po
oddaniu noża zdziwionej Hermionie, po prostu wskoczył na niego. Wylądował twarzą
do dołu i kiedy wstał, musiał rękami przetrzeć oczy, żeby cokolwiek zobaczyć.
Zadowolony z siebie uśmiechnął się, a zebrane dookoła osoby wybuchły śmiechem i
rzuciły się na tort. Po chwili cała sala, jak i każda osoba była w cieście, a
na scenę weszła kapela o nazwie Green Day.
- O ja. Udało ci się
ich ściągnąć? - zapytał z niedowierzaniem Draco.
- Owszem. Specjalnie
dla ciebie - powiedział i pocałował go.
- Dziękuję -
wyszeptał Ślizgon i przytulił się do Harry’ego. - Wiesz, że jestem teraz
ciasteczkowym potworem?
- Tak?
- Ty też.
- Dlaczego?
- Bo jesteś cały w
cieście - wyszeptał Draco i ugryzł go w szyję.
- Hmm… Jakoś to
przeżyję - westchnął i pociągnął go do boksu, gdzie czekali pozostali
członkowie imprezy. - Witaj Narcyzo - przywitał się widząc matkę Dracona.
- Cześć Harry. Miło
cię widzieć.
- Mi również. Dawno
się nie widzieliśmy.
- Owszem. To aż… dwa
tygodnie - uśmiechnęła się i zrobiła miejsce obok siebie.
- Ty… Wy się znacie?
- Owszem. Spotkaliśmy
się pierwszy raz właśnie dwa tygodnie temu. W tedy też dowiedziałem się, że
masz dzisiaj urodziny. W pewnym sensie dostałem wytyczne co ma być, ale także
wolną rękę w pewnych sprawach. Między innymi właśnie sprawa zespołu który
zagra. Hermi mi trochę w tym pomogła…
- Harry - wtrąciła
się w jego wypowiedź Narcyza.
- Tak?
- Chcę powiedzieć, że
zostaniesz ojcem chrzestnym Jonathana Scorpiusa.
- Co, ja? - upewnił
się.
- Ty, idioto. Czy
ktoś inny ma tak na imię i jest cholernym zbawicielem świata? - sarknął Draco.
- Wal się. Mogę być
twoim zbawicielem, ale nie mam zamiaru ratować tej zawszonej planety - warknął
Potter po czym zwrócił się do Cyzi. - Kto wymyślał imię?
- W sumie były te dwa
imiona do wyboru, a Draco stwierdził, że mogą być oba w dowolnej kombinacji.
Wybrałam właśnie tę.
- Ładnie.
Siedzieli w boksie i
rozmawiali aż poczuli wstrząs. Napoje w szklankach zakołysały się niespokojnie.
Nastąpił drugi wstrząs, a po nim od razu trzeci. Na sali zapadła cisza. Nikt
nie śmiał się poruszyć. Nagle Harry zobaczył, że jedna z recepcjonistek biegnie
w jego stronę.
- Panie Potter! Ata…
atakują nas - wydyszała zmęczona od biegu.
- Kto?
- Nie wiem. Mają
ciemne szaty i maski. Jest ich dziesięciu. I jeden jest inny. Bez maski. Ma
długie, czarne włosy i turkusowe oczy. Chce z panem rozmawiać.
- Dziękuję Mili. Już
idę - powiedział do sekretarki, która nieco uspokojona odwróciła się i wróciła
na swoje miejsce. - Zgadnijcie kto zaszczycił nas swą obecnością.
- Harry, to chyba
poważny pro… - zaczęła Hermiona, ale kolejny wstrząs, tym razem mocniejszy od
poprzednich, przerwał jej wypowiedź.
- Tak. Tom chce ze
mną rozmawiać. Co wy na to, żeby zaprosić go na urodziny Dracona?
- Harry. Nie żartuj
sobie. Idę z tobą - zarządził Snape i zaczął przeciskać się do wyjścia z boksu.
- Ja też. Nawet,
jeżeli później zaprosisz go do środka - zapewnił Lucjusz i stanął obok Pottera.
- Ja też - odezwało
się kolejne dziesięć głosów i cała banda stanęła za Harrym.
- No to idziemy -
mruknął Gryfon i ruszył z silną grupą pod wezwaniem. Zaraz się jednak zatrzymał
i popatrzył krytycznie na strój swój i Dracona.
- Najpierw musimy się
wyczyścić - mruknął do siebie i jedno machnięcie różdżki później szli przyjąć
niechcianego gościa.
Ooo Voldi wkracza do akcji :3 Nie mogę się doczekać na ciąg dalszy ^^ Tylko nie zawieszaj, a przynajmniej nie na długo bo tego nie wytrzymam xd. Mam takie pytanie w prawdzie wcześniej pytałam na gg, ale z moim gg różnie bywa. Otóż wcześniej odwiedziłam jednego z twoich (prawdopodobnie) wcześniejszych blogów o tytule '' Harry Potter - Nowy Rozdział '' czy jest szansa na kontynuacje ? Cóż to opowiadanie również mi się podoba i ubolewam nad tym, że nie jest kontynuowane. Eh .. chyba muszę zacząć się przyzwyczajać do tego, że zawsze się rozpisuję xd // Narieen
OdpowiedzUsuńPs.Twoje opowiadanie tak mnie wciągnęło, że czytam je już któryś raz z kolei xd // Narieen
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, więc Draco zakochał się w Harrym, ha niespodzianka urodzinowa się udało, pojawił się Tom Riddle, a może jednak warto połączyć siły z nim, Harry został jednogłośnie uznany przez Lucjusza i Narcyzę za ojca chrzestnego jeszcze nie narodzonego brata Draco
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział jest wspaniały, więc jak się okazuje Draco zakochał się w Harrym, ta niespodzianka urodzinowa się udała, no i pojawił się sam Tom Riddle, a może jednak warto połączyć siły z nim? no i Harry został jednogłośnie uznany przez Lucjusza i Narcyzę za ojca chrzestnego ich jeszcze nie narodzonego dziecka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga