Minęły dwa tygodnie to i rozdział należy wstawić.
Jestem już po maturkach i mam chyba aż za dużo czasu. Cieszę się, że miałam rozdział napisany na zapas, bo mam lekki zastój. Wena pojechała na wakacje ;/
Nerra M. - Dumbledore jeszcze się doigra. Obiecuję ;)
Kate - Cieszę się, że podobała ci się rozmowa Toma i Harry'ego, bo będzie ich dużo więcej ;p
Nox - Na pewno nie za szybko. Nie byłoby o czym pisać ;D
Miłego czytania i zachęcam do zostawiania komentarzy!
_______________________________________________
Rozdział 12. "Tatuaż"
Jestem już po maturkach i mam chyba aż za dużo czasu. Cieszę się, że miałam rozdział napisany na zapas, bo mam lekki zastój. Wena pojechała na wakacje ;/
Nerra M. - Dumbledore jeszcze się doigra. Obiecuję ;)
Kate - Cieszę się, że podobała ci się rozmowa Toma i Harry'ego, bo będzie ich dużo więcej ;p
Nox - Na pewno nie za szybko. Nie byłoby o czym pisać ;D
Miłego czytania i zachęcam do zostawiania komentarzy!
_______________________________________________
Rozdział 12. "Tatuaż"
Weekend to dwa ulubione dni Dracona. Wolne od szkoły i od tych idiotycznych Gryfonów, przemądrzałych Krukonów i strachliwych Puchonów.
Mógł poleżeć w łóżku, poczytać książkę. Po prostu pobyć sam ze swoją nienaganną
idealnością. Czasem lubił rozmawiać z inteligentną osobą. Czyli mówił sam do
siebie.
Zastanawiał się, dlaczego Pottera nie było na
lekcjach w piątek. Po namyśle uznał, że pewnie Snape go zwolnił. Tyle mu wystarczyło. Przecież
nie będzie rozmyślał o Potterze w swój wolny od niego dzień!
Wstał z łóżka i powoli rozebrał się i poszedł pod
prysznic.
Pod ciepłą wodą mógłby stać godzinami. Uwielbiał
jak obmywała jego ciało i rozluźniała mięśnie. Takie relaksujące.
Nagle poczuł się samotny. Pustka rozszerzała się w
jego sercu tworząc dziurę, której pochodzenia nie mógł zrozumieć. Rozejrzał się
dokoła, jakby gdzieś widniało rozwiązanie zagadki. Jednak był sam ze sobą.
Oparł się rękami o kafelki i pochylił głowę.
Odetchnął kilka razy, a dziwne uczucie odeszło. Wyprostował się i prawą ręką
sięgnął po cytrusowy płyn do mycia.
Gdy go otwierał, jego wzrok spoczął na
przedramieniu, na którym był mały tygrys. Wytrzeszczył oczy, a butelka wypadła
mu z ręki. Podniósł ją, a tygrys zniknął.
Potrząsnął głową. Najwidoczniej coś mu się
przewidziało.
Nalał sobie trochę płynu na rękę i powoli, z rozmysłem,
masował mięśnie i delektował się zapachem.
Kiedy opłukał ręce i sięgał po szampon, tygrys
pojawił się na jego nadgarstku. Dosłownie się pojawił. Wyszedł jakby z jego
skóry. Był biały, z lekko posrebrzanym futrem. Miał niebieskie oczy. I on się
poruszał. Machał ogonem i przyglądał mu się.
Nie, to nie możliwe. Tatuaże nie przyglądają się
właścicielom, nie poruszają się i nie pojawiają się nagle na ciele i to w dwóch
różnych miejscach.
Bo ja nie jestem
tatuażem - rozległo się w jego głowie. Z wrażenia aż
podskoczył, po czym się poślizgnął i upadł na tyłek z cichym plask. W dodatku
walną się głową w kafelki. Zaklął głośno.
Wstał powoli masując głowę, po czym przeniósł rękę
na tyłek. Super. Obił sobie kość ogonową.
- Tatuaże nie mówią - powiedział na głos, a tygrys
przespacerował się z jego nadgarstka na przedramię machając ogonem i… mrucząc?
Owszem, magiczne
mówią. No może nie mówią, ale porozumiewają się w nosicielem.
Tygrys poszedł dalej aż dotarł na klatkę piersiową
i powiększył się. Zajmował teraz cały jego przód od miednicy do szyi.
Chociaż im mocniejszy
magicznie właściciel, tym tatuaż ma więcej mocy. Ten Harry’ego porozumiewa się
z nim na głos językiem węży. Nie masz jeszcze tyle magii w sobie bym mógł miauczeć a i tak tylko ty mógłbyś mnie zrozumieć.
- To Potter też ma taki? - jęknął. Pięknie. Nie
dość, że Potter okazał się jego mężem, z którym ma dzieci, to jeszcze mają taki
sam tatuaż. Nie mógł znieść, że spał, a co dopiero dotykał z własnej woli
Gryfona, to jeszcze zrobił mu tatuaż.
Tak właściwie moim
twórcą była Hermiona. Każdy z członków bandy dał mi cząstkę siebie, więc mam
ich wiedzę mimo tego, że ty nic nie pamiętasz.
- To nie możesz mi wszystkiego powiedzieć? - zdziwił się Draco
zapominając o swojej wściekłości i niedowierzaniu.
Nie. Mogło by się to
zakończyć twoją śmiercią. I tak powiedziałem za dużo.
Tygrys zaczął znikać.
- Czekaj! Nie możesz tak po prostu odejść!
Ja nie odchodzę. Po
prostu mogę stać się niewidoczny, ale cały czas tu będę. Jakby co, to po
prostu pomyśl, a się pojawię.
Draco był skonsternowany. Nie wiedział, co ma o tym
myśleć. Dowiedział się właśnie, że ma tatuaż, który może mówić, zmieniać
wielkość, przemieszczać się i stawać się niewidzialnym. Do tego zrobiła mu go
szlama i dała mu cząstkę siebie.
Malfoy się wzdrygnął.
Potter maczał w tym palce i nie raczył mu o tym
wspomnieć, kiedy wyjawiał wszelkie inne nowości.
Jak on go nienawidził.
Skończył się myć, obwinął się ręcznikiem i poszedł
do szafy szukać bokserek. Stwierdził, że zdecydowanie czas spać. Może jutro nad
tym pomyśli.
A może nie?
***
W poniedziałek, Harry wraz z Hermioną musieli
wrócić do szkoły. Nie mógł się ukrywać bez końca w domu. Musiał stawić czoła
Draconowi.
Po głowie ciągle chodziła mu rozmowa z Tomem i to,
czego się dowiedział. Nie mógł się tym pochwalić z przyjaciółką, bo ona była
przekonana, że spalił list, a nie, że odpisał na niego i wybrał się na
spotkanie z Voldemortem i to jeszcze ze swoją córką! Zabiłaby go. Musiał się
pilnować, żeby nie opuszczać przy niej muru i żeby żadna najmniejsza informacja
nie przedostała się przez szczeliny.
Wczoraj, gdy wrócił ze spotkania przypomniał sobie,
że zapomniał zapytać się o jego matkę i ich pokrewieństwo. Obiecał sobie, że
zrobi to, gdy tylko rozwiążą problem Dracona i będą mieli względny spokój.
Wszedł wraz z Hermioną do Wielkiej Sali. Powitała
go cisza, kiedy cała szkoła przypatrywała mu się z zaciekawieniem. Nie
przejmując się nimi poszedł na swoje miejsce, Obok niego siadła Hermiona, a on
tak gwałtownie i nieoczekiwanie warknął, że aż podskoczyła na miejscu omal nie
wylewając soku, który trzymała w dłoni.
Idealnie naprzeciwko niego, przy stole Ślizgonów
siedział Draco Malfoy i bezczelnie się w niego wpatrywał. Nagle Harry poczuł
się niezręcznie, obrócił się w lewo i oparł rękę na stole zasłaniając się nią.
Ciągle czuł na sobie palący wzrok swojego męża i nie zdołał nic zjeść. Zaraz
mieli trzy godziny OPCM. Na szczęście już walczył z Draconem, więc wręcz nie
mógł dobrać się z nim w parę. Westchnął z ulgi.
Kiedy zobaczył, że Hermiona się zbiera też się
podniósł z miejsca i wyszedł z Sali. Za drzwiami przypomniał sobie, że nie
wziął swoich książek z Malfoy Manor. Skierował się w stronę swojego pokoju, w
którym trzymał zapasowe świstokliki.
Szybko się z tym uporał i zaledwie dziesięć minut
później stał w swoim pokoju w Hogwarcie trzymając w lewej ręce świstoklik a w
prawej torbę z książkami.
Rozejrzał się po pokoju. Jego wzrok padł na zdjęcia
nad kominkiem. Ścisnęło go w gardle, a w kącikach oczu poczuł łzy.
Potrząsnął zdecydowanie głową i w przypływie
wściekłości zamachnął się ręką i strącił wszystkie zdjęcia z półki na ziemię.
Szkło rozsypało się wokoło jego nóg, a on bezwzględnie zrobił krok i z całą
siłą, na jaką było go stać, stanął na ramkach i podskoczył kilka razy. Trzask
gniecionego szkła i ramek był muzyką dla jego uszu. W miarę uspokojony, z
uśmiechem na ustach wyszedł z pokoju i skierował się pod salę OPCM.
Wszyscy czekali. Ślizgoni zbili się w grupkę pod
ścianą niedaleko drzwi. Rozmawiali przyciszonymi głosami co chwilę się
rozglądając. Gdy jeden z nich dostrzegł Pottera, rozmowa stała się głośniejsza,
a on sam wyłapał kilka słów. W śród niech było imię jego męża, nazwisko
Severusa i parę innych, które najwyraźniej były wyrwane z kontekstu. Nie
zwrócił na nich uwagi i skierował się do Hermiony stojącej pod ścianą po
drugiej stronie korytarza. Uśmiechała się pokrzepiająco.
Po spędzeniu weekendu z dziećmi i kojącym wpływem
Narcyzy był niemal pewien, że gdy zobaczy Dracona nie wpadnie w złość, nie
załamie się, nie rzuci się na niego, nie padnie na kolana i nie zacznie błagać.
Mylił się.
Jego blond włosy anioł wyszedł zza rogu i odruchowo
odrzucił włosy do tyłu. Były na tyle długie, że wpadały mu w oczy, a końcówki
łaskotały w szczękę. Harry przypomniał sobie, że mieli się wybrać do fryzjera.
Gardło zacisnęło mu się znowu ze smutku i niemal
jęknął z fizycznego bólu niemożności dotknięcia go. Zwinął dłonie w pięści i
wcisnął je do kieszeni, żeby nie było widać, jak bardzo drżą.
Obojętne spojrzenie Ślizgona prześlizgnęło się po
nim, a na ustach błąkał się ironiczny uśmieszek. Podszedł do swoich znajomych
patrząc na Pottera z wyzwaniem.
Brunet odetchnął kilka razy i poczuł jak magia
wręcz krystalizuje się dookoła niego. Trzeszczała wokoło i napierała na okna.
Szyby drżały, a na jednej pojawiła się z jękiem ogromna rysa.
Hermiona w ostatniej chwili odciągnęła Harry’ego za
róg i przycisnęła do ściany.
Poczuł jak złość opuszcza go, magia zwija się i
wraca do niego teraz posłuszna jego woli. Oparł czoło o jej ramię i odetchnął.
- Lepiej?
- Tak.
- No, no. Kogo ja widzę? Złoty Chłopiec i jego
ukochana szlama. Brakuje tylko Wieprzleja i byłaby cała szczęśliwa rodzinka.
Harry zacisnął dłonie z powrotem w pięści i
zazgrzytał zębami. Magia napłynęła do niego jakby biorąc się wprost z
powietrza.
Przez myśl mu przeszło, jakby to było, gdyby nie
Zabini, gdyby nie Dumbledore. Draco stałby z nimi, rozmawiał, śmiał się,
spędziliby z nim weekend, Tom by do niego nie napisał, nie spotkałby się z nim.
W sumie, to nawet dobrze się stało. Poznał tę drugą, ludzką stronę Riddle’a.
Właśnie. Miał się też zapytać, jak to się stało. Co takiego zrobił, że stał się
z powrotem człowiekiem.
Jego złość skierowała się na dyrektora i zaczęła
pełznąć po podłodze. Niemal był w stanie zobaczyć jej macki. Zacisnął mocniej
pięści, paznokcie wbiły mu się w dłoń, a ból go otrzeźwił. Wytężył swoją wolę,
by zapanowała nad wściekłością, która napędzała magię.
- Nie - powiedział twardo i odsunął się o Hermiony,
która spoglądała na niego niepewnie. - To nie jesteś ty - warknął Potter.
Malfoy zaśmiał się zimno i spojrzał na niego jak na
wariata.
- Ja nie wiem, Potter, co bierzesz, ale bierz pół -
powiedział i odszedł.
Harry już niemal całkowicie się uspokoił, kiedy
usłyszał głos Lasandry zapraszający wszystkich do klasy. Nagle zapragnął
znaleźć się gdziekolwiek indziej, tylko nie w jednej klasie z Lasandrą i
Draconem.
Zebrał się jednak w sobie i wszedł do sali z
podniesioną głową i pewnością siebie.
Dobrał się w parę z Hermioną. Lasandra wodziła
wzrokiem od niego do Dracona. Na jej twarzy widać było smutek, a w spojrzeniu współczucie. Czyli już wszyscy wiedzieli.
Harry z Draconem nie zamienili ani jednego słowa.
Obrzucali się tylko z pozoru obojętnymi spojrzeniami, bo wprawny obserwator
mógł zauważyć, że w spojrzeniu Pottera było widać smutek, rozgoryczenie i ból,
a u Dracona nienawiść i obrzydzenie.
Walka z Hermioną, podczas której mieli ćwiczyć
pokazywane na początku lekcji tarcze, w miarę skutecznie odciągała jego uwagę
od Ślizgona. Kiedy obejrzał się za siebie zobaczył, jak blondyn okręca się,
podnosi rękę, migoczącą bariera odbija zaklęcie, które miało go dosięgnąć,
włosy falują dookoła niego, a następnie opadają, gdy Ślizgon się zatrzymał, na lekko
zarumienione policzki. Ręka opadła, a z różdżki wydobył się czerwony promień
oświetlając jego twarz i odbijając się w oczach. Jego spojrzenie było spokojne,
a na ustach błąkał się ironiczny uśmieszek.
Potter poczuł ukłucie zazdrości w sercu, a
następnie ból w boku, kiedy Hermiona się zirytowała. Obejrzał się na nią, a ona
z miną niewiniątka wzruszyła ramionami.
Harry westchnął i chciał jej oddać, ale zablokowała
wszystkie zaklęcia, które posłał w jej stronę. Spróbował po chwili ponownie,
ale znowu mu nie wyszło. Wtedy Hermiona zaczęła atakować. Wytrąciła mu różdżkę,
jednak on się tym nie przejął i walczył dalej. Nie sprawiało mu żadnych
trudności posługiwanie się magią bez tego kawałka drewna. Tym bardziej, że
teraz magia robiła to, co chciał.
Lasandra przestała tłumaczyć coś innej uczennicy,
by popatrzeć na tę wyrównaną walkę. Wiedziała, że Snape na pewno wziął się za
edukację syna, a Hermiona była tak zdolną uczennicą, że albo uczyła się sama,
albo pomógł jej w tym Harry. Mimo wszystko była niezmiernie zadowolona z
efektów. Powoli inni uczniowie przestawali walczyć, by popatrzeć na ten taniec.
Hermiona atakowała i chwilę później już musiała się
bronić. Podobnie Potter, choć wydawało się, że kiedy Hermiona najpierw musi
zrobić jedną rzecz, a dopiero po chwili inną, to Harry wykonuje dwie rzeczy
jednocześnie. Zupełnie, jakby magia miała podzielność uwagi.
Uczniowie przestawali walczyć, żeby popatrzeć na
zaklęcia błyskające na chwilę, by po chwili zgasnąć pochłonięte, bądź odbite
przez tarczę. Byli zafascynowani umiejętnościami dwójki uczniów.
Tylko Draco z Pansy stali z boku z pogardliwą miną
obserwując pojedynek.
- Przecież to żałosne - skomentował Draco
odgarniając do tyłu grzywkę.
- Oczywiście, Dracusiu - zgodziła się Parkinson
wieszając się na jego ramieniu. - Nadal nie wiem, co ty w nim widziałeś -
dodała po chwili przyglądając się Potterowi.
- Przypominam ci, że nic z tego nie pamiętam -
warknął Draco odsuwając się od niej.
- Odtrąciłeś nas na rzecz Pottera i tej szlamy.
Przesiadywałeś z Gryfonami i prawie w ogóle nie widziałam cię w towarzystwie
Ślizgonów. Jak dobrze, że zdarzył się ten wypadek i wróciłeś do siebie!
- Tak… Dobrze… - mruknął Malfoy pogrążając się w
rozmyślaniach.
Minęły trzy godziny OPCM. Teraz mieli wolne, a po
obiedzie trzy godziny zajęć i wolne. Do jutra.
Kiedy prawie wszyscy uczniowie opuścili klasę,
Lasandra podeszła do Harry’ego.
- Mogę cię prosić?
- Oczywiście, pani profesor.
Lasandra przeszła przez drzwi z tyłu klasy. Potter
po zabraniu swoich rzeczy dołączył do niej w jej gabinecie. Na stoliku przed
kominkiem stał już dzbanek z parującą herbatą. Dwie filiżanki czekały na
napełnienie. Lasandra siedziała w fotelu i obserwowała go, gdy zamykał drzwi i
siadał na kanapie.
- Jak sobie radzisz? - spytała nalewając gorącej
cieczy do filiżanek. Odstawiła dzbanek i wzięła do ręki piersiówkę, z której
przelała parę kropel szarej cieczy do filiżanki. Uśmiechnęła się przy tym
przepraszająco.
- Wybacz, ale muszę o określonych godzinach brać
lekarstwo.
- Na co jesteś chora?
- Serce. Nic poważnego. Na razie.
Wypiła herbatę i wzdrygnęła się ledwo
dostrzegalnie.
- Gorzkie.
- Współczuję. Nie da się tego wyleczyć? - Nie
musiał dodawać, że chodzi mu o magię. To było oczywiste.
- Niestety, ale obrażenia wywołane magią nie chcą
zazwyczaj dać się nią wyleczyć.
- Rozumiem - powiedział i przypomniał sobie
Zabiniego w Skrzydle Szpitalnym. Pomfrey musiała codziennie smarować mu szyję
kremem zamiast machnąć różdżką i mieć z głowy.
- Więc, jak sobie radzisz? - spytała ponownie.
- Kiepsko. On nic nie pamięta - jęknął Harry. Nie
wiedząc czemu chciał jej wszystko powiedzieć. Może dlatego, że wszyscy najbliżsi
już o tym wiedzieli, a on nadal potrzebował się wygadać. Mimo tego, że nie był
jej pewien, czuł, że może jej w tej chwili zaufać. Więc mówił. O swoich
uczuciach, goryczy, wściekłości, smutku. O obawach. Parę razy niemal powiedział
o Tomie, ale w ostatnim momencie gryzł się w język i gładko przechodził do
innej kwestii. Nie mógł jej powiedzieć, jeżeli chciał zachować to w tajemnicy
przed ojcem i dyrektorem. Był niemal pewien, że jeżeli jej powie, to ona
przekaże to dalej i nim się obejrzy, zostanie nazwany zdrajcą.
- Rozumiem - powiedziała w końcu, kiedy Harry
zamilkł na dłuższą chwilę. - Czuję jednak, że czegoś mi nie mówisz.
- Powiedziałem ci wszystko
- Nie, ale cię nie zmuszam. Człowiek nie byłby
człowiekiem, gdyby nie miał tajemnic przed innymi.
- Naprawdę powiedziałem wszystko.
- I tak wiem swoje - powiedziała tonem, który
sugerował koniec dyskusji i to, że ona ma rację - Jak zamierzasz przywrócić
Draconowi pamięć?
- Nie wiem, Severus mówi, że jest bardzo mała
szansa. Pomfrey natomiast stwierdziła, że to niemożliwe.
- Na pewno jest jakiś sposób.
- Może ktoś go zna - powiedział mając na myśli
Toma, który czekał na kawałek korzenia.
- A Dumbledore? - spytała Lasandra jednak, kiedy
zobaczyła wzrok Pottera skuliła się w fotelu. - Rozumiem.
- Nie chcę o nim rozmawiać.
- Myślę że znam kogoś, kto może ci pomóc.
- Naprawdę? - udawał zaskoczonego i
entuzjastycznego, ale w środku nie dowierzał.
- Tak. Myślę, że mogę cię do niego zabrać w
weekend.
- A może być piątek? - spytał.
- Zapomniałam, że w weekend jesteś zajęty. Tak,
może być piątek po lekcjach.
- Super.
- Idź na obiad. Musisz coś zjeść.
- Dziękuję za rozmowę - powiedział przed wyjściem.
- Też dziękuję - odparła Lasandra po chwili, kiedy
Harry był już za drzwiami.
***
Harry po obiedzie miał godzinę Zaklęć, Czarnej
Magii i ONMS. Najbardziej cieszył się na lekcję z Hagridem. Oczywiście dwa
ostatnie zajęcia miał ze Slytherinem, ale da radę.
Zapomniał jednak o jednej ważnej rzeczy. Na Czarnej
Magii siedział z Draconem. Znając nauczyciela, nie pozwoli im się przesiąść.
Nawet jeśli mają się pozabijać. Będzie to dla niego rozrywką patrzeć, jak
skaczą sobie do gardeł.
Zaklęcia minęły spokojnie, bez większych problemów.
Flitwick zadał im referat na temat zaklęć, których nauczyli się przez wakacje.
Przed salą do Czarnej Magii oczywiście utworzyły
się trzy grupy. Gryfoni i Ślizgoni po dwóch stronach korytarza, a kilku
Krukonów i Puchonów razem z boku.
Potter przypatrywał się Draconowi i w drugą stronę.
Żaden nie chciał odpuścić.
- Co, Potter? Chcesz w końcu popatrzeć na coś
ładnego? - spytał Draco przeciągając głoski i uśmiechając się ironicznie.
- Zastanawiam się tylko, dlaczego twoje włosy są
pod światło różowe. To ten nowy szampon?
- Nie są różowe! - warknął Malfoy i sięgnął do
swoich włosów. Złapał kosmyki palcami i odciągnął od głowy jednocześnie
zerkając w górę.
Potter pstryknął palcami, a włosy z koloru
platynowego zmieniły się we wściekły róż. Malfoy krzyknął i rzucił się na
Gryfona, jednak ten uniósł tylko rękę. Ślizgon trafił na barierę, której nie
był w stanie sforsować.
- Co tu się dzieje? - Bastien Moriat zamajaczył za
blondynem i spoglądał na niego zaciekawiony. - Draco, widzę, że zrobiłeś coś z włosami. Nowy kolor? Powiem, że do
twarzy ci w nim. Powinieneś przefarbować się tak na stałe - dodał ostatnie
zdanie, kiedy Harry machnięciem ręki spowodował, że włosy powróciły do swojego dawnego koloru.
Malfoy opuścił głowę i zacisnął dłonie w pięści.
Moriat zerknął na Gryfona i puścił mu oczko tak,
żeby blondyn nie mógł tego zobaczyć.
Jeżeli nauczyciel wiedział, co się stało ze
Ślizgonem, to popierał to, jak Harry go traktował w zamian za to, jak
nieświadomy niczego Draco traktował jego. Było to jednak nieco niesprawiedliwe.
Przecież Malfoy nie ze swojej winy stracił wspomnienia.
- Zapraszam do sali.
Harry wszedł do klasy w drzwiach mijając z
wściekłym Draconem. Posyłali sobie zabójcze spojrzenia.
Potter zajął swoje miejsce, a Malfoy zatrzymał się
w przejściu.
- Co, Draco? Zapomniałeś, gdzie siedzisz? - spytał
nauczyciel podchodząc do biurka. - Siedzisz koło Pott… Przepraszam. Jeszcze się
nie przestawiłem. koło pana Snape-Malfoy’a. - Profesor uśmiechnął się jeszcze
szerzej i jeszcze bardziej wrednie, gdy zobaczył minę swojego ucznia na
nazwisko Harry’ego.
- Tak jest - mruknął Draco wściekły i zajął swoje
miejsce.
Potter uśmiechnął się zwycięsko. Przewidział
reakcję nauczyciela.
Przez całą lekcję Draco zdawał się go nie zauważać.
Biła od niego nienawiść i niechęć.
ONMS była na dworze. Jak zawsze z resztą. Harry
wystawiał twarz do słońca i słuchał wykładu Hagrida na temat jakiś stworzeń.
Draco miał w tym czasie numerologią, więc nie musiał wytrzymywać jego
obecności.
Nie wiedział jak człowiek może mieć w sobie tyle nienawiści.
Jego myśli błądziły. Zastanawiał się, jak zdobędzie
korzeń. Będzie musiał pójść do Severusa, kiedy ten będzie miał lekcje. Ciekawe,
ile Tom potrzebuje tego korzenia. Nie wiele tego zostało, a nie mógł ryzykować,
że Snape się zorientuje. Mógł zabrać kawałek i wyczarować jakiś zamiennik. Nie
był pewien, czy się uda, ale póki nie spróbuje, nie będzie wiedział.
Z rozmyślań wyrwał go donośny głos Hagrida, który
krzyczał na stwory, które rozbiegły się wszędzie i nie chciały go słuchać. Tak
zwykle kończyły się lekcje Hagrida.
- Koniec lekcji - ogłosił i rzucił się łapać
potwory.
Harry uśmiechnął się. Niektóre rzeczy nigdy się nie
zmieniają.
Poszedł pod wierzbę. Usiadł z westchnięciem i oparł
się o pień. Zapatrzył się w dal.
Słońce chyliło się ku zachodowi rozpościerając
wokół siebie czerwone, pomarańczowe i złote promienie. Oświetlało od tyłu
Zakazany Las, który kładł się cieniem na błoniach. Drzewa bujały się na boki
poruszane wiatrem, który jednak nie docierał poza las.
Na horyzoncie Potter dostrzegł Hermionę, Ginny i
Lunę zmierzające w jego stronę. Nie miał ochoty z nimi rozmawiać.
Usiadły przy nim i wyciągnęły kilka pergaminów.
- Harry, bo my chciałyśmy zrobić imprezę w klubie i
zaprosić kilku znajomych ze szkoły. Tak na początek roku - powiedziała Ginny.
- Po co wam ja? Hermiona może pomóc wam przygotować
wszystko.
- Ale potrzeba twojej zgody. Jesteś właścicielem.
- Podpis Hermiony wystarczy. Czego tak naprawdę
chcecie?
Ginny westchnęła.
- Załatw nam Hoziera i Green Day’a. Ty ich znasz, a
Hermiona nie ma aż takiej władzy.
- No dobra. Załatwię wam, a przynajmniej się
postaram, bo nie wiem, czy będą mieli wolny termin. A w ogóle, to kiedy chcecie
to zrobić?
- Może być ten weekend?
- Jak zdążycie…
Luna podniosła się pociągając za sobą Ginny.
- Chodź, trzeba rozesłać zaproszenia.
Hermiona została z przyjacielem. Oparła się plecami
o jego zgięte kolana. Harry westchnął i wczepił palce w jej włosy.
- Nie wiem, co mam zrobić, Hermiona - powiedział,
ale dopiero gdy skończył, przypomniał sobie, że ona o niczym nie wie.
- Poczekaj. Może sobie sam przypomni. Może
znajdziesz sposób na to, by go do siebie przekonać znowu?
- Nie. Nienawidzi mnie bardziej niż kiedyś.
Odetchnął z ulgą, że Hermiona pomyślała, że chodzi
mu o Dracona, a nie o Toma.
- A co chciała od ciebie Lasandra?
- Porozmawiać. Potem stwierdziła, że zna kogoś,
kto może przywrócić mu pamięć.
Hermiona odwróciła się i spojrzała z radością na
Harry’ego.
- To świetnie!.
- Idę z nią w piątek.
Entuzjazm Hermiony nieco osłabł.
- To niebezpieczne. Nie znasz tej osoby, a przecież
nie do końca ufasz Lasandrze. Co jeśli jest na usługach Toma? Co jeśli cię do
niego zabierze?
- Uważam, że dla niego warto zaryzykować. Z resztą,
po tonie ostatniego listu od Toma, sądzę, że jeżeli Lasandra mnie do niego
zabierze, to nie skończę trafiony Avadą.
- Żebyś się nie zdziwił - mruknęła i wróciła do
poprzedniej pozycji.
Siedzieli tak dopóki nie zrobiło się całkiem ciemno
i dość chłodno. Zebrali wtedy swoje rzeczy i poszli do kuchni, bo ominęła ich
kolacja.
Posmyrali gruszkę z obrazu i gdy tylko przestąpili
próg, skrzaty zgromadziły się przed nimi i zaoferowały naleśniki z czekoladą i
truskawkowym sosem. Przytaknęli ochoczo głowami i usiedli przy stole w rogu
pomieszczenia.
Nie odzywali się do siebie pogrążeni we własnych
myślach.
Hermiona zastanawiała się jak powstrzymać Harry’ego
przed podróżą z Lasandrą choć zdawała sobie sprawę, że gdy coś postanowi, to
wybicie mu pomysłu z głowy jest arcytrudne. Jeżeli w tym pomyśle jest jeszcze
uwzględniony Draco, to już jest na 120 procent pewne, że Harry nie zrezygnuje
nawet, jeżeli to zasadzka i ma zginąć. Będzie próbował odzyskać swoją miłość,
swojego Dracona.
Mała część Hermiony uważała, że jednak Harry ma
rację i że Tom nie chce go zabić. Była to jednak bardzo, bardzo mała część. Tak
mała, że nie było jej prawie widać. Mogła więc ją zignorować.
Harry nie pozwoli jej ze sobą iść w obawie, że to
jednak będzie zasadzka i Hermiona zginie. Tego by sobie nie wybaczył.
Równie dobrze mogłaby porozmawiać z Lasandrą, żeby
ją wzięła i nic wcześniej nie mówiła Harry’emu. Zrobią mu taką niespodziankę.
Chociaż z drugiej strony, Harry byłby bardzo niezadowolony z takiego prezentu.
A gdyby Lasandra zabierała go do Voldemorta, to nie chciałaby brać ze sobą
Hermiony. To by sposób, żeby sprawdzić jakie ma intencje.
Harry natomiast ubolewał, że nie ma z kim
porozmawiać o swoich problemach i obawach. Hermiona nie wiedziała o Tomie,
Lasandra także, podobnie Snape. Draco go nienawidził, a dzieci były jeszcze za
małe. Z resztą chodziło mu o rozmowę, a nie o monolog. Westchnął.
Przed nimi pojawiły się dwa talerze ze smakowicie
wyglądającymi naleśnikami.
Pochłonęli swoje porcje nie oglądając się na nic.
Zadowoleni wrócili do Wieży. Hermiona poszła do
swojego pokoju mówiąc, że musi jeszcze coś doczytać, a Harry miał opory przed
wejściem do swojego. Kiedy w końcu to zrobił, jego wzrok padł na rozbite szkło
i połamane ramki.
Gula urosła w jego gardle i opadł na kolana.
Podparł się rękami i zapłakał.
Tak bardzo brakowało mu Dracona. Starał się o tym
nie myśleć, ale nic tak bardzo nie przypominało mu o jego braku, jak właśnie
ten pokój wypełniony wspomnieniami i zdjęciami. Spojrzał na łóżko, które
rozmazywało mu się przed oczami. Pamiętał, jak spali w nim razem. Niemal czuł
teraz dotyk tych delikatnych, wypielęgnowanych rąk na swojej skórze. Zawsze
zafascynowany patrzył na kontrast pomiędzy ich karnacjami. Draco z alabastrową
cerą i Harry ze swoją oliwkową. Dotarło do niego, że różnili się niemal we
wszystkim. Draco blond włosy, Harry ciemny. Niebieskie i zielone oczy. Idealne
rysy Malfoy’a i pospolita szczęka Pottera. Gryffindor i Slytherin. Mania na
punkcie czystości krwi i przyjaciółka z nie magicznej rodziny. Draco
proporcjonalnie zbudowany, Harry lekko wychudzony, ale z mięśniami, które
wyglądały wręcz karykaturalnie na jego ciele. Draco miał wszystko, Harry nie miał
nic.
Z drugiej jednak strony obaj zostali wychowani z
daleka od uczuć. Z daleka od rodziców. Jednak Draco ich miał, a Harry przez
większość życia nie.
Malfoy wyrastał na potomka rodu i spadkobiercę
fortuny, Potter jako nic niewarta szmata, zbędny balast. Dziwił się, że
Dursley’owie nie wyrzucili go, gdy był mały.
Gryfon zdawał sobie sprawę, że gdyby wtedy nie
poprosił Lucjusza o pomoc, jego związek z Malfoy’em nigdy by nie zaistniał.
Może tak miało być? Może to nie było ich przeznaczeniem?
Otrząsnął się i usiadł.
Co jeśli los właśnie wrócił na odpowiednie tory? Co
jeśli nigdy nie mieli być razem, a ten rok był… przypadkiem?
Draco nigdy nie spojrzałby na niego przychylnym
wzrokiem, gdyby nie dostał rozkazu od ojca. Nic z tego by się nie wydarzyło.
Może tak miało być?
Tylko dlaczego to on zawsze musi cierpieć. Dlaczego
zawsze musi się wyrzekać wszystkiego. Najpierw na rzecz zabicia Voldemorta,
teraz na rzecz losu.
Czemu chodź raz nie może zrobić czegoś dla siebie?
A właśnie, że może. Pokaże, że potrafi pisać
przeznaczenie według siebie i swoich potrzeb. Chciał mieć z powrotem Dracona
przy sobie i zrobi to wbrew wszelkiemu przeznaczeniu, losowi i innym ludziom.
Zrobi to by być szczęśliwym. I nie obchodziło go to, co stanie się za rok, dwa,
trzy. Będzie to robił tyle razy ile będzie potrzeba.
Wstał z podłogi i zaklęciem naprawił zdjęcia.
Będzie walczył. Dla siebie, dla Dracona, dla
dzieci.