Udało mi się wyrobić troszkę wcześniej.
Uprzedzam, że rozdziały będą pojawiać się bardzo nieregularnie, bo zaczęły mi się zajęcia i niestety nie mam tak dużo wolnego czasu jak bym chciała. Aczkolwiek postaram się ze wszystkich sił, by nie zostawiać Was zbyt długo ze starym rozdziałem.
Przypominam, że komentarze karmią wena i każdy z nich czytam i cenię!
Nerra M. - zobaczymy, zobaczymy. Jeszcze sama nie wiem, czy Harry nie urwie mi się ze smyczy ;)
Avada Kedavra - Bardzo żałuję, że w końcu nie napisałaś tego komentarza jeszcze raz. Mam nadzieję, że tym razem znajdziesz chwilę czasu i Blogger dopuści Twój komentarz ;)
Vixy - Miło mi widzieć, że ludzie z fb także czytają i mają ochotę skomentować. Bardzo mnie to cieszy. Tak dużo wątków w tak krótkim komentarzu, chciałabym tak xd Jeszcze nie wiem, co będzie z moim ukochanym Tomarry. Jak coś, to dam Wam znać, ewentualnie okaże się w rozdziale ;)
Ola Bambynek - (komentarz dodany pod spisem rozdziałów) Mam nadzieję, że spodobało się i zobaczę jeszcze kilka Twoich komentarzy. Chciałabym wiedzieć, czy się spodobało i czy dobrze zrobiłam polecając go ;)
Mikołaj Walijski - (komentarze dodane do pierwszych czterech rozdziałów) Pisałam już w odpowiedzi na Twój ostatni (na razie) komentarz, że biorę sobie do serca Twoje uwagi. Mam nadzieję, że będzie ich więcej, a ja dzięki temu będę mogła się rozwinąć. Dziękuję i mam nadzieję, że nie porzuciłeś mojego opowiadania.
Dużo Was się robi, ale ja się cieszę z tego powodu. Lubię odpowiadać Wam na komentarze, bo czuję się w pewnym sensie, jakbym rozmawiała.
Czekam na komentarze te pozytywne, jak i negatywne. Konstruktywna krytyka dużo wnosi do opowiadania, tak że nie bójcie się pisać, co Wam na sercu leży!
Zaraz okaże się, że wstęp jest dłuższy niż rozdział ;)
Nutka na ten rozdział:
I See Fire - Ed Sheeran
Miłego czytania!
______________________________________________________________________
Rozdział 17. "Niespokojny umysł"
Ostatnio nie sypiał zbyt dobrze. Ciągle męczyły go
sny, których nie rozumiał. Po przebudzeniu rzadko który pamiętał, ale wydawało mu
się, że skądś zna te obrazy. Nie wiedział jednak, skąd miałby je znać.
Każda myśl o tym, że ma pójść spać była katorgą,
kulą u nogi. Bał się tego, co tym razem zobaczy we śnie. Siebie obściskującego
się z Potterem, siebie jeżdżącego z Gryfonem na motorze, czy siebie w
towarzystwie szlamy i młodej Weasley. Każda z tych opcji go przerażała.
Najczęściej, gdy nie mógł spać, czytał. Pochłaniał
jedną książkę za drugą nie zwracając nawet uwagi na tytuły. Liczyło się to, że
czytanie odciągało jego myśli od postaci bruneta. Zauważył też, że na zajęciach
wie, o czym mówią nauczyciele i gdyby tylko chciał, mógłby się odezwać i coś
powiedzieć. Tylko po co?
Jednak w trakcie posiłków nie mógł wyciągnąć
książki, bo dbał o reputację. Co by sobie inni pomyśleli, gdyby Draco Malfoy
czytał książkę przy jedzeniu?
Jego jedynym zajęciem w Wielkiej Sali było
obserwowanie Pottera. Mimo tego, że go wkurzał, to odkrył jakąś dziwną
satysfakcję płynącą z przyglądania się poczynaniom Wybrańca. Najczęściej
towarzyszył mu jakiś chłopak, lub dziewczyna, która kleiła się do niego.
Codziennie inna osoba. Potter poświęcał jej mnóstwo uwagi, ale było w tym coś
mechanicznego. Zupełnie, jakby robił to z automatu nie przywiązując do tego
zbyt dużo uwagi. Jakby myślami był daleko od Hogwartu.
Draco był chyba jedyną osobą, która zauważyła, że
Potter schudł. Musiał przyznać sam przed sobą, że to spostrzeżenie to zła
oznaka tego, że się przejmuje i zwraca na Wybrańca więcej uwagi niż by sobie
życzył.
Gryfon zdecydowanie schudł, a skóra jego twarzy
nieznacznie zbladła. Nie miał sińców pod oczami, które tłumaczyłyby na przykład
bezsenne noce.
Zdecydowanie nikt w szkole tego nie zauważył. Ani
ojciec chłopaka, ani jego przyjaciele, ani jego kochankowie, którzy powinni
trochę przystopować z okazywaniem uczuć w miejscu publicznym.
Czasami Draco czuł dziwny ból w okolicy serca i
ukłucia z tyłu głowy, jakby żądliły go osy. Próbował zidentyfikować źródło,
lecz jego wysiłki szły na marne.
Tak naprawdę wiedział, że czuje zazdrość o Pottera,
ale nie chciał dopuścić do siebie tej myśli.
Obserwował
także swoich przyjaciół z domu. Gdy nie patrzył, czuł ich wzrok na swoich
plecach i tylko czekał, aż oberwie zaklęciem, ale nigdy to nie nastąpiło. Nie
wiedział, czy się cieszyć, czy nie. Ciągle zdawał sobie sprawę z dystansu, jaki
do niego mieli, choć dobrze to ukrywali. Czasem, gdy wchodził do Pokoju
Wspólnego, rozmowy zamierały na chwilę, a gdy wszyscy w końcu odwrócili od
niego wzrok, wracali do przerwanych wcześniej wątków. Kiedyś byłoby to nie do
pomyślenia, że Draco nie wie o wszystkim. Każdy zapraszał go do rozmowy,
informował o plotkach i historyjkach, ale nie dziś. Teraz był na uboczu. Był
Slytherin i Draco Malfoy. Pansy starała się to zmienić, cały czas przy nim była
i starała się wciągać go ponownie w świat Ślizgonów, ale on nie wiedział, czy
chciał.
***
- Wiecie co, ja pójdę się położyć. Jutro trzeba
wcześnie wstać, a jakoś tak zmęczony jestem - tłumaczył się krzywo i widać
było, że ani Hermiona, ani Tom tego nie kupili, ale nie protestowali.
Harry szybko przedostał się przez zatłoczoną górną
salę i schody i wyszedł przed klub. Wyciągnął ostatniego papierosa z paczki i
odpalił go pstryknięciem palców. Usiadł na schodkach i wpatrywał się w ulicę
naprzeciwko. Była wąska i ciemna. Blask z latarni stojącej przy głównej ulicy
oświetlał boczną alejkę zaledwie na dwa metry. Coś jednak błyszczało w głębi
zaułka. Wyglądało jak paciorki, jak dwa małe diamenty, które złapały odrobinę
światła i mieniły się kolorami tęczy. Czuł się, jakby coś go obserwowało.
Zdecydowanie Harry.
Mniej wódki, papierosów i filmów.
Zaśmiał się i pomyślał, że to naprawdę musiało
dziwnie wyglądać. Siedzi samotny chłopak na schodach najlepszego klubu w tej
dzielnicy, wpatruje się w uliczkę naprzeciwko, a potem zaczyna się chichrać.
Zdecydowanie mniej filmów.
Kiedy
Harry się nieco uspokoił i ochłonął, poszedł do pokoju, który dziś robił mu za
sypialnię. Po lewej były drzwi do pokoju Serpa, a po prawej do pokoju Hermiony.
Cieszył się, że nie dobiegały tutaj hałasy z dołu. Czuł się przez to
komfortowo.
Zerknął
do pokoju Serpa, ale chłopczyk spał na łóżku z pluszakiem po jednej stronie.
Uśmiechnął się lekko i poszedł do swojego pokoju. Ledwo zdążył zdjąć z siebie
ubrania i walnąć się na łóżko, Morfeusz się o niego upomniał i zabrał go do
swojego świata.
***
Obudziło
go szarpanie za ramię. Burknął coś niewyraźnie i obrócił się na drugi bok co
skończyło się zleceniem z łóżka. Jęknął masując głowę i rozejrzał się dookoła.
Na łóżku
siedział Serp uśmiechający się od ucha do ucha.
- Co cię
tak śmieszy? - mruknął Harry gramoląc się z podłogi.
- Ty -
odparł chłopiec i poszedł usiąść na krześle.
Harry
westchnął i udał się do łazienki w celu ogarnięcia się choć trochę. Po drodze
zgarnął parę rzeczy do ubrania.
Dwadzieścia
minut później był czysty i szczęśliwy. Zapukał do pokoju przyjaciółki. Nie
usłyszał odpowiedzi, więc wszedł i stanął jak wryty.
Hermiona
leżała na środku łóżka, a po jej bokach leżało czterech mężczyzn. Harry
rozpoznał w nich striptizerów pracujących dla niego.
Stał tam
nie wiedząc, co zrobić. Prawdopodobnie cała piątka była naga i bał się, żeby
Sera tu nie wszedł i tego nie zobaczył. Szybko więc wyszedł zostawiając śpiącą
Hermionę wraz z jej adoratorami. Będzie się musiał zapytać, jak jej się to
udało.
-
Idziemy na śniadanie - zarządził wychylając się przez drzwi swojego pokoju i
uśmiechając do Serpa. Chłopiec zeskoczył z krzesła i podbiegł do niego.
- A co z
Hermioną?
-
Jeszcze śpi. Późno się wczoraj położyła. Zje sobie sama.
Serpens
kiwnął głową i chwycił go za rękę.
Na
śniadanie poszli do restauracji, która była niedaleko klubu. Tak wcześnie rano
na ulicach Londynu był mały ruch. Harry cieszył się spokojem i słońcem.
Serp na
śniadanie wybrał sobie jajka sadzone z bekonem, tostami i herbatę. Harry wziął
to samo, tylko dużą porcję i mocną kawę.
- To co,
Serp, czekamy aż Hermiona wstanie, czy jedziemy sami?
-
Czekamy - powiedział chłopiec i obejrzał się za niego. Na jego usta wypłynął
uśmiech. - Hermiona! - krzyknął i chciał zeskoczyć z krzesła, ale Harry go
powstrzymał.
- Cześć
smyku - ucieszyła się Hermiona i usiadła naprzeciwko Pottera. Potargała włosy
chłopca. - Już zamówiliście?
Serp
przytaknął i spojrzał na Harry’ego.
- Idź do
lady, myślę, że jeszcze się załapiesz.
Granger
przytaknęła i poszła do kontuaru zamówić śniadanie. Wróciła z filiżanką kawy.
- Jak
się bawiłaś wczoraj? - spytał Potter uśmiechając się lekko dwuznacznie.
Dziewczyna kopnęła go pod stołem, na co Harry podskoczył na krześle i uderzył
się kolanem w stół. Jęknął i ręką zaczął masować kolano.
- Dobrze
ci tak - mruknęła wystawiając język.
Gryfon
chciał coś odpowiedzieć, ale kelnerka przyniosła ich śniadanie.
- Jedz i
jedziemy.
Reszta
posiłku minęła w ciszy.
W końcu
zapakowali się do samochodu i pojechali do celu ich podróży, którym było wesołe
miasteczko.
Harry’emu
ścisnęło się serce gdy patrzył na ogromną bramę. W dzieciństwie zawsze chciał
wybrać się do takiego miasteczka, ale wujostwo, jeżeli się wybierało, to bralo jedynie Dudley’a, który pewnie i tak nie mieścił się w siedzeniach.
- O, ja
chcę na tą karuzelę! Albo nie… Do nawiedzonego domu. Harry, ja chcę na to koło!
- Serp obracał się dookoła i gdziekolwiek spojrzał, chciał tam iść.
-
Pójdziemy gdzie tylko będziesz chciał - zapewnił go Harry i został pociągnięty
przez chłopca na karuzelę.
***
Spędzili
świetnie czas. Serp bawił się i śmiał cały czas. Wieczorem, gdy wracali do
domu, chłopiec zasnął w foteliku niemal od razu.
- Możesz
mi powiedzieć, co się stało w nocy, jak poszedłem?
- Wzięliśmy
z Tomem striptizera. Okazało się, że jest biseksualny. Przyszedł chłopak i
zaczął robić show na rurze. Wymyśliłam potem, żeby zawołał kolegów. Przyszło
jeszcze trzech, a około czwartej-piątej nad ranem wylądowałam z nimi w łóżku.
Stwierdzam, że to była najlepsza noc w moim życiu. Nie wiedziałam, że można
robić takie rzeczy z ciałem… - westchnęła i spojrzała na przyjaciela, który
uśmiechał się lekko.
- Oj,
można robić dużo rzeczy… - mruknął, ale nie spojrzał na przyjaciółkę mimo tego
iż wiedział, że mu się przygląda. - A Tom? O której poszedł?
- Nie
poszedł. Wziął jedną dziewczynę do pokoju. A kiedy wychodziłam, wydawało mi
się, że do tego pokoju wszedł jeszcze jeden chłopak i dziewczyna. Ale nie
jestem pewna.
Potter
tylko przytaknął i skupił się na drodze.
***
Pod
Malfoy Manor zajechali około północy. Harry zaparkował przed domem i wyjął
Serpa z fotelika. Wziął śpiącego wciąż chłopczyka na ręce i cicho, wraz z
Hermioną, udał się do domu. Szybko przemknęli po schodach na piętro. Serpa
odłożyli, po przebraniu go, do jego łóżeczka. Harry, zbyt zmęczony by myśleć o
prysznicu, albo chociażby zdjęciu ubrania, walnął się na łóżko i zasnął w ciągu
kilku minut.
Obudził
go śmiech i podniesiony głos Serpa. W oddali słyszał też Narcyzę i Hermionę.
Podniósł głowę i spojrzał na zegar stojący na szafce nocnej. Była dziesiąta.
Zdecydowanie za wcześnie - pomyślał i obrócił
się na plecy.
Wpatrywał
się chwilę w baldachim nad jego głową po czym wstał i zmienił ubranie na
czyste.
Schodząc
ze schodów, kierował się hałasem. Trafił do kuchni, gdzie siedzieli wszyscy
domownicy i słuchali z uśmiechami na ustach opowieści Serpa.
- Potem
Harry zabrał mnie na karuzelę! Była taka duża, ze smokiem na środku. Kręciła
się bardzo szybko i myślałem, że się urwie, ale nic takiego się nie stało. Było
super! Najstraszniejszy i w sumie najlepszy był dom strachów. Nawet Harry bał
się tam wejść. Ale ja byłem dzielny i pomogłem mu przejść - ucieszył się malec,
a Narcyza zaśmiała się i spojrzała na Pottera stojącego w drzwiach.
- Nie
sądziłam, że bohater boi się domu strachów.
- Ale to
był naprawdę straszny dom strachów. Gdyby nie Serp, to nie wiem, czy bym
przeżył - powiedział i mrugnął do Cyzi.
Serp
opowiadał dalej, a Harry wziął na ręce córeczkę, która drzemała nie zdając
sobie sprawy z tego, jakie opowieści snuje jej wujek.
Sebastian
za to wpatrywał się w Serpa, choć pewnie nic z tego nie rozumiał.
Ktoś
chrząknął za plecami Harry’ego i do kuchni wszedł Draco.
- Cześć
mamo - powiedział sucho i zaglądnął do lodówki zapewne w poszukiwaniu jedzenia.
Serp
zamilkł i spojrzał na plecy brata, który nawet nie zaszczycił go spojrzeniem.
Chłopiec przeniósł wzrok na Pottera z niemym błaganiem w oczach. Harry machnął
w stronę Dracona i Serp zeskoczył z krzesła i podszedł do blondyna i uwiesił mu
się na nodze.
- Draco?
Gniewasz się na mnie? - spytał tak rozczulającym głosem, że Harry niemal się
roztopił. Ślizgon jednak tylko spojrzał na brata obojętnie i wrócił do robienia
kanapki.
Serp
zacisnął usta i odsunął się od brata. Wyszedł z pomieszczenia z godnością, nie
spoglądając na nikogo, ale Potter wiedział, co to oznacza. Oddał w ręce Rose
Izzy i wyszedł za swoim szwagrem z pokoju.
Znalazł
chłopca siedzącego przy kominku w bawialni. Pocierał oczy piąstkami, a plecy
trzęsły mu się od płaczu.
- Serp?
- On
mnie nie kocha - jęknął chłopiec i spojrzał na Pottera.
- Kocha.
Jestem pewien, że cię kocha. Jest w końcu twoim bratem.
- Nie
kocha.
- Kocha,
tylko jest zazdrosny, że spędzasz więcej czasu ze mną.
- Ale ja
ciebie też kocham. On jest głupi, jeżeli tego nie rozumie. Ty też jesteś moją
rodziną, tak jak mama i Draco i tata i Izzy i Cecy i Sebastian. Wszyscy
jesteśmy rodziną.
-
Hermiona nie jest rodziną - wtrącił Harry.
- Ale
jej nie kocham. Na razie ją lubię.
Harry
zaśmiał się i spojrzał w poważne oczy chłopca.
- Draco
jest głupi jeśli myśli, że wybiorę między tobą, a nim. Nie da się wybrać -
jęknął Serp i kilka łez spłynęło po policzkach.
-
Obiecuje ci, że niedługo to się zmieni.
Potter
objął Serpa ramieniem i przytulił go do siebie. Zaczął powoli go kołysać póki
chłopiec nie usnął zmęczony płaczem. Wtedy wziął go na ręce i zaniósł do jego
pokoju, by w spokoju odpoczął.
Nie
chciał wracać do kuchni ryzykując, że Draco wciąż tam jest. Nie mógłby się
powstrzymać od wszczęcia kłótni. Chciał oszczędzić tego sobie i innym
przebywającym w domu.
Hermi, wybrałabyś się ze mną na spacer? - spytał w myślach
przyjaciółki i niemal od razu otrzymał odpowiedź twierdzącą.
Weź Izzy i Sebastiana. Spotkamy się w pokoju
niań za pięć minut.
Spojrzał
jeszcze raz na Serpa śpiącego spokojnie w łóżeczku i wyszedł.
Hermiona
przyszła z jego dziećmi do pokoju, który należał do niań. Tutaj było wszystko,
czego dzieci potrzebowały. Ubranka, zabawki, łóżeczka, kojce i wózek. Stał w
rogu przygotowany do spaceru.
Harry
szybko przebrał Izzy i Sebastiana i z pomocą Hermiony wyciągnął wózek na
zewnątrz. Przeszli obok samochodu i wyszli na drogę. Harry włożył dzieci do
wózka i ruszył nie czekając na Hermionę, która wpatrywała się w dom.
-
Właściwie, gdzie idziemy? - spytała doganiając go po chwili.
- Przed
siebie. Potrzebuję chwili spokoju.
Przytaknęła.
Wcale mu
się nie dziwiła. Draco potrafił zdenerwować każdego. W sumie nawet Cyzi zaczął
działać na nerwy swoim zachowaniem.
Harry
wpatrywał się przed siebie i mechanicznie stawiał kroki nie przejmując się
niczym. Jego myśli błądziły, jednak nie skupiały się na niczym konkretnym.
Zastanawiał
się, gdzie i z kim Tom spędził poprzednią noc, myślał nad zadaniami domowymi i
powtarzał zaklęcia, których się ostatnio nauczył.
Rozmyślania
przerwała mu sowa krążąca nad głową. Podniósł wzrok i wyciągnął przed siebie
ramię. Ptak zapikował i osiadł dostojnie na przegubie dłoni. Wystawił nóżkę
przed siebie, a Hermiona odczepiła kopertę. Wzrokiem spytała, czy ma otworzyć,
a Potter przytaknął. W tym czasie sowa odleciała zostawiając ich samych.
- To od
Keyny.
- Przeczytaj - poprosił i poprawił kocyk
dookoła Izzy.
Harry,
Ustaliłam terminy. We wtorek zrobimy
przesłuchanie. Zgłosiło się jeszcze kilku chłopaków, więc myślę, że gdyby
przyszła Hermiona, byłoby świetnie.
Remont możemy zrobić w środę, najmniejszy ruch
jest w ten dzień, więc nikt nam nie będzie zawracał głowy i strajkował, że klub
jest zamknięty. Kelnerki, barmani i ochroniarze przyjdą pomóc. Sami się
zgłosili, jak usłyszeli, że będziemy coś takiego robić.
Daj znać, czy pasuje i o której godzinie możesz
najszybciej być.
Całuję,
Keyna.
- A w
ogóle czytałeś Proroka?
- Nie -
mruknął myślami będąc daleko od Hermiony.
-
Wiedziałeś, że w piątek w klubie był gość z Międzynarodowego Magicznego
Zrzeszenia Klubów i Barów? Przyjechał ocenić twój klub. W gazecie jest dziś
artykuł. Ja już go czytałam i myślę, że ty też powinieneś - zakończyła dość
koślawo i niepewną miną trzymając przed sobą Proroka.
- Czemu
mi nie powiedziałaś? - spytał spoglądając na nią podejrzliwie.
- Bo
zapomniałam?
Harry
burknął coś i chwycił łapczywie gazetę. Szybko ją przewertował szukając
właściwego artykułu. Na zdjęciu były drzwi i ogromny neonowy napis z nazwą. Nad
nim był nagłówek. „Kit czy Hit? Tajemnice Londyńskich Klubów cz.2”
Potter
szybko przebiegł wzrokiem tekst i uśmiechnął się półgębkiem. Nie było żadnych
obraźliwych określeń. Był dobrej myśli.
W piątek wieczór dane mi było odwiedzić nowy
klub o jakże wdzięcznej nazwie „Under Big Black Ass*”. Spodziewałem się
zapleśniałego klubu z nieciekawą ochroną, pomarszczonymi, wrednymi kelnerkami
oraz barmanem wziętym z domu spokojnej starości. Nie wróżyłem nowemu klubowi
takiej renomy i tłumu jaki zobaczyłem.
Ale zacznijmy od początku.
Od wejścia zostałem powitany przez krzepkich
mężczyzn, na pewno czarodziei, choć po ubraniu nie sposób było poznać. Za
kontuarem siedziała zgrabna i kompetentna kobieta. Od razu zostałem dodany do
stałych gości i otrzymałem kartę, bym mógł wejść bez problemu następnym razem.
Po krótkiej drodze przez magiczny korytarz dotarłem na małą antresolę i
zobaczyłem najbardziej urokliwe miejsce na świecie.
Sala była magicznie powiększona. Z lewej
znajdowała się scena, na której instalował się zespół. Ludzi było tyle, że
musiałem przetrzeć oczy trzy razy, żeby uwierzyć, że nie śnię. Schody póki co
były puste, więc czym prędzej zszedłem na dół i udałem się do baru. Tam
obsłużył mnie najmilszy i najbardziej doświadczony barman z jakim miałem do
czynienia. Spotkałem tam też właściciela lokalu Pana Snape-Malfoy’a w
towarzystwie przystojnego mężczyzny, który na pewno nie był jego mężem.
Zamieniłem kilka słów i byłem pewien, że właściciel nie zorientował się z kim
ma do czynienia. Z jego zachowania wywnioskowałem, że spodziewa się mojej
wizyty i uśmiechnąłem się do siebie z wyższością.
Kolejnym plusem były kelnerki, które non-stop
kręciły się po sali zbierając puste butelki i szklanki nim te zdążyły spaść ze
stołów. Były wszędzie i było ich pełno. Poza tym wyglądały na młode, pełne
wigoru i szczęśliwe. Dostawały dużo napiwków, które w magiczny sposób znikały.
To zapewne pomysł Pana Snape-Malfoy’a.
Byłem bardzo ciekaw sali na dole, o której dużo
mi opowiadano. Udałem się tam bezzwłocznie. Jedynym minusem są schody, na
których łatwo się zabić wpatrując się w kelnerki i kelnerów krążących po sali
nago. Ich jedynymi ubraniami były muszki i mankiety dla mężczyzn oraz muszki,
królicze ogonki i uszy dla kelnerek. Osobiście chciałbym wiedzieć, jak ogonki
zostały przymocowane, jednak nie starczyło mi odwagi, by zapytać.
Usiadłem do stolika, a przy mnie od razu
pojawiła się kelnerka proponując coś do picia, bądź pooglądania. Byłem szczerze
wdzięczny i zadowolony, gdy pomogła mi w wyborze. Ja byłem zbyt
zdezorientowany.
Wieczór uważam za udany. Z przyjemnością
ogłaszam, że klub Pana Harry’ego Snape-Malfoy’a otrzymuje pięć gwiazdek
Międzynarodowego Magicznego Zrzeszenia Klubów i Barów, oraz od tej pory może te
gwiazdki umieścić w szyldzie. Jesteśmy również szczęśliwi mogąc przyjąć ów klub
do naszego Zrzeszenia.
Dean Stedman, dyrektor MMZKiB
Harry w
trakcie czytania gazety przystanął. Teraz wpatrywał się rozszerzonymi w szoku
oczami w artykuł. Nie mógł uwierzyć w to, co przeczytał. Dostał pięć gwiazdek!
Całe pięć! I został przyjęty to Zrzeszenia. To było dla niego niewiarygodne.
-
Żyjesz? - spytała Hermiona wpatrując się nieufnie w przyjaciela.
Harry
podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się, po czym mocno przytulił.
-
Żartujesz?! Czuję się świetnie. To chyba najszczęśliwszy dzień w moim… życiu -
powiedział z mniejszym zapałem gdy z powrotem dopadł go smutek po tym, co
stracił.
Gdyby
miał zrobić listę dziesięciu najlepszych dni, to zdecydowanie na pierwszym
byłby dzień, w którym wyszedł za mąż za Dracona. Drugi, kiedy Draco mu się
oświadczył, a trzeci pewnie dzień, gdy zobaczył swoje dzieci po raz pierwszy i
kiedy trzymał je na rękach. Ten dzień mógłby się najwyżej znaleźć na czwartym
miejscu, ale musiałby się jeszcze zastanowić nad kilkoma pozycjami.
- Proszę
cię. Przestań choć na chwilę o nim myśleć. To cię zabija! - krzyknęła
sfrustrowana. - Prawie nic nie jesz, z nikim się nie spotykasz nie licząc tych
udawanych spotkań, by wzbudzić zazdrość. Ale chyba zauważyłeś, że to nie
działa. Gdyby to cokolwiek dawało, to widzielibyśmy efekty. Wiem, że ciężko
sypiasz i palisz papierosa papierosem. Wykończysz się. Myślę, że właśnie o to
Dumbledore’owi chodzi. Żebyś się wykończył i nie sprawiał problemów.
- To nie
tak - mruknął, ale jakoś bez przekonania.
Kurde,
wiedział, że Hermiona ma rację. Doskonale i tym wiedział, jednak nie mógł tego
zmienić. Nie potrafił wymazać z pamięci swoich wspomnień. Nie potrafił tak o
zapomnieć o najszczęśliwszych dniach w jego życiu, gdy kochał i był kochany. Nie
oddałby tego nigdy i nikomu za nic.
-
Idziemy dalej? - Nie czekając na odpowiedź ruszył przed siebie.
Pogrążył
się w swoich myślach stawiając krok za krokiem. Wiedział, że Hermiona idzie
obok niego. Na szczęście nie odzywała się. Nie chciał się z nią znów kłócić.
Stracił za dużo osób, by mógł sobie pozwolić jeszcze na stratę Hermiony.
Reszta
spaceru minęła w ciszy, jednak do domu wrócili dopiero po trzech godzinach.
- Długo
was nie było - powiedziała Narcyza na wejściu.
- Trzeba
korzystać z ostatnich ciepłych dni. - Cyzia kiwnęła głową i wróciła do kuchni,
skąd dobiegały głosy.
Harry
wziął na ręce Izzy, a Hermiona Sebastiana i zostawiwszy wózek w holu, poszli w
ślady Narcyzy.
W pomieszczeniu
siedziała Dafne, Rose, Lucjusz i Narcyza. Na stole między nimi stały dwie
butelki wina, jedna pusta, a druga ledwo co napoczęta. W kieliszkach było
trochę alkoholu.
- Widzę,
że dobrze się tu bawicie - mruknął.
-
Całkiem dobrze. - Lucjusz uśmiechnął się i objął Cyzię ramieniem.
- A
czemu nie siedzicie w salonie? Nie byłoby wam wygodniej?
- Draco
zajął pokój i bawi się z Cecy.
- Nagle
taki z niego kochany brat? A Serp wcześniej przez niego płakał. - Harry był
oburzony i gdyby nie Hermiona, która złapała go za ramię, pobiegłby do salonu i
wszczął kłótnie. - A właśnie. Gdzie jest Serp?
Lucjusz i Narcyza spojrzeli po sobie nagle całkowicie trzeźwi i poważni. Wstali niemal
równocześnie i pobiegli do pokoju syna. Harry nie musiał biec za nimi by
wiedzieć, że chłopca nie ma już w jego pokoju.
Cyzia
schodząc po schodach wyglądała na nieobecną. Miała bladą twarz i mocno
zaciśnięte usta. W ręce trzymała małą kartkę.
Harry
podszedł do niej wcześniej przekładając Izzy na drugie ramię. Wziął świstek od
Narcyzy i przeczytał na głos.
- Mamo,
tato, Harry. Nie mogę dłużej tu zostać. Wiem, że mnie kochacie, ale jest ktoś,
kto niestety mnie nie kocha. Nie chcę, żebyście się przeze mnie kłócili, a ja
też nie chcę między kimś wybierać. Wasz ukochany Serp.
Harry
powstrzymywał łzy, jednak nie dał rady. Kilka z nich spłynęło po policzku. Nie
wierzył, że napisał to pięcioletni chłopiec. Szybko oddał córkę w ręce Dafne i
wybiegł przez salon do ogrodu. Biegł przed siebie domyślając się, gdzie
chłopiec mógł się schować.
Zastanawiał
się ile czasu Serp spędził na dworze sam i bał się, żeby nic mu się nie stało.
Gdy
wbiegł pomiędzy równo przycięte krzaki, grządki róż i astr usłyszał cichy
płacz. Zwolnił i uspokoił nieco oddech po czym skierował się w tamtą stronę. Po
kilku minutach dotarł do źródła dźwięku.
Serp
siedział skulony między krzakami. Miał czerwoną buzię usmarowaną ziemią,
zmierzwione włosy i podarte ubranie. Obok niego leżała mała torba.
- Ja
nie… nie chcę ta-am wra-acać - udało mu się powiedzieć między napadami płaczu.
- Ale
nie możesz tu zostać. - Harry starał się mówić miękko i jednocześnie wyciągnąć
chłopca.
- On
mnie nie-nienawidzi - jęknął i odsunął się jeszcze bardziej od Harry’ego.
- Wcale,
że nie.
W końcu
złapał Serpa i przyciągnął go do siebie. Wstał chwytając w rękę torbę i ruszył
ku domowi. Na tle świateł widział trzy postacie stojące na trawniku. Nie był w
stanie powiedzieć, jakie mieli miny, ale podejrzewał, że ulgę i radość.
Harry
wiedział, że będzie musiał odbyć rozmowę z Draconem, która będzie raczej
kłótnią, ale musiał. Było parę rzeczy, które trzeba wyjaśnić, jak a przykład
kwestia Serpa. To tylko pięcioletni chłopiec, który niesłusznie obrywał rykoszetem
wojny między Draconem a Harrym.
Na przód
tej małej grupy wysunęła się Narcyza. Jako pierwsza dopadła ich i wzięła na
ręce swojego synka. Mówiła do niego dużo różnych, bezsensownych rzeczy, ale ani
ona, ani tym bardziej Serp nie przykładali wagi do tych słów.
Głaskała
go po policzkach i przytulała ciągle powtarzając swoją litanię.
Harry za
to szedł niepowstrzymany przez nikogo. Draco, jakby wyczuwając, że to o niego
chodzi, stał na środku pokoju czekając na Pottera.
- Musimy
porozmawiać.
- Tak? A
niby o czym?
- O
Serpie. To tylko dziecko. On niczym nie zawinił.
- Och,
naprawdę?
-
Zamknij się i słuchaj. On ma pięć lat. Potrzebuje miłości i łaknie jej od
każdego. Niesłusznie obrywa od ciebie za coś, czego nie zrobił. To twój brat, a
mój szwagier. Jesteśmy rodziną, więc miałem prawo zabrać go do wesołego
miasteczka. Powinieneś się cieszyć razem z nim - syknął i zacisnął pięści.
-
Cieszyć się, że braciszek mnie zdradził?
- On cię
nie zdradził! To nie jego wina. Traktuję go jak młodszego brata. Należy mu się
trochę szczęścia, nie uważasz? Przecież go kochasz, tak? On cię potrzebuje.
Jesteś dla niego wzorem.
- To ty
stałeś się dla niego wzorem. Ja jestem już tylko wrednym bratem, który nie
pamięta swojego męża, dzieci i wyładowuje to na młodszym bracie, który chce się
tylko bawić i nie rozumie, że takie jest życie.
- Nie
każ mu wybierać - poprosił Harry. Zniżył głos i wpatrywał się w Dracona, który
widocznie zaczął się łamać. - Jeżeli nie potrafisz, to najlepiej będzie, jeżeli
nie będziesz się tu pokazywał - powiedział to tak cicho, że jedynie Draco,
stojący naprzeciwko niego był w stanie to usłyszeć w przeciwieństwie do
Lucjusza, Narcyzy i Hermiony wchodzących do salonu.
- Chyba
faktycznie tak będzie lepiej - syknął blondyn i wskoczył do kominka znikając w
zielonych płomieniach.
Narcyza
chciała coś powiedzieć, ale gdy zobaczyła twarz Harry’ego, który odwrócił się
do nich, zamilkła.
Serp
nadal był brudny i smutny, ale już nie płakał. Zaczął się wiercić u Narcyzy na
rękach, więc go postawiła, a on od razu pobiegł do Harry’ego i objął rączkami
jego nogi. Potter ukląkł i przytulił się do niego.
- Kocham
cię - szepnął Serp cichutko wprost do jego ucha.
- Ja
ciebie też - odszepnął Harry i uśmiechnął się lekko, lecz w jego oczach był
smutek i melancholia.
***
Draco
już nie wrócił. Harry nie chciał wiedzieć, gdzie się przeniósł, bo bał się, że
mógłby za nim pójść i znowu się kłócić.
Starał
się spędzać jak najwięcej czasu ze swoimi dziećmi i z Serpem. Jednak w
momentach, gdy zostawał sam smutniał i markotniał. Brakowało mu Dracona.
Zdecydowanie nie mógł bez niego żyć.
W końcu
weekend się skończył i Harry wraz z Hermioną musieli wracać do szkoły. Serp
przez dobre półgodziny wisiał na Potterze i nie chciał puścić. Uparł się, że
pójdzie z nim do szkoły. Nawet wymyślił, że Harry mógłby przemycić go jako
pluszaka bez którego nie może żyć. Pomysł spotkał się ze śmiechem, a Serp się obraził,
że nie traktują go poważnie.
Narcyza
w końcu odczepiła syna od Gryfona i uśmiechnęła się smutno.
- Do
piątku.
Harry
przytaknął i już ich nie było.
***
Poniedziałek
był nudny. Draco ciągle obrażał Gryfonów, a Pottera w szczególności, chociaż
Harry miał wrażenie, że obrazy nabrały bardziej prywatnego podtekstu.
Ale w
końcu przyszedł wtorek.
Śniadanie
w Wielkiej Sali to był najlepszy czas na dzielenie się ploteczkami i
wiadomościami usłyszanymi w nocy z łóżka obok. Każdy miał coś do powiedzenia.
Oczywiście kilkoro osób zawsze dosypiało przy stole, część odrabiała zapomniane
prace domowe, a część, tylko dziewczyny, poprawiała wygląd.
W
Wielkiej Sali zawsze było gwarno i tłoczno. Rzadko kiedy rozmowy cichły. Jeżeli
już, to tylko po to, by po sekundzie rozpocząć się z nową mocą i energią. Było
zupełnie tak, jakby to była jedna wielka rozmowa i każdy chciał wtrącić do niej
coś swojego.
Harry
opierał brodę na ręce i wpatrywał się w owsiankę zmęczonym wzrokiem.
- Nie
jestem głodny.
-
Słyszałam to już pięć razy - warknęła Hermiona i odwróciła się do Ginny, by o
coś zapytać.
Potter
odsunął od siebie talerz i rozglądnął się w poszukiwaniu jakiejś sałatki z
kurczakiem. Zobaczył ją niedaleko Neville’a.
- Neville,
mógłbyś mi podać tę sałatkę? - spytał wskazując ręką na miskę.
Kolega
kiwnął głową i podał naczynie, a Harry nie kłopocząc się przekładaniem jedzenia
na talerz, zaczął jeść wprost z miski.
- Harry!
- krzyknęła oburzona Hermiona widząc, co robi jej przyjaciel.
Chłopak
tylko wzruszył ramionami i powrócił do zajadania się sałatką.
Gryfonka
z jednej strony była oburzona jego zachowaniem, ale z drugiej cieszyła się, że
Harry w ogóle je. Wydawało jej się, że nikt poza nią nie zauważył, że Gryfon
schudł. Ubrania, które kupił ostatnio, wisiały na nim jak na wieszaku, a gdy
się przebierał przy niej w pokoju, to mogła z ręką na sercu przyznać, że
wystawały my żebra.
Martwiła
się o niego. Zamęczał się, by tylko przypodobać Tomowi. Ciągle u niego
przesiadywał, zarywał noce ucząc się zaklęć, miał napady kaszlu i jadł coraz mniej
tłumacząc się brakiem apetytu.
Postanowiła
wziąć sprawy we własne ręce, nim przyjaciel przesadzi i nie będzie już kogo
ratować.
- Musisz
iść do Snape’a, żeby cię zbadał.
- Nic mi
nie jest - powiedział beztrosko wstając.
- Nic?
Po południu pokażę ci, że coś ci jest - warknęła i wybiegła z sali.
Potter
wzruszył ramionami i poszedł pod salę, gdzie miał mieć zajęcia Transmutacji.
Już się nie mógł doczekać.
***
Hermiona
szła po schodach i pluła sobie w brodę, że uniosła się w Wielkiej Sali. Nie
powinna wyładowywać swojej frustracji na przyjacielu nawet, jeżeli on był jej
powodem. Może powinna najpierw porozmawiać z Severusem i poprosić go o pomoc. W
końcu to jego syn.
Cieszyła
się, że był wtorek. Musiała tylko przetrzymać zajęcia i wieczorem pójdzie na
korepetycje z Czarnej Magii. Na tych zajęciach mogła być sobą. Nauczyciel
bardzo chętnie wdawał się w dyskusje, na różne, fascynujące tematy.
Dużo
ćwiczyli, a Hermiona odniosła wrażenie, że dogaduje się z nauczycielem lepiej
niż z kimkolwiek innym. Oboje uwielbiali czytać książki i wymieniali się
doświadczeniami.
Te
zajęcia to była miła odskocznia do nudnych lekcji i ciągłego zajmowania się
Potterem. Wiedziała, że nie musi tego robić, lecz obwiniałaby się, gdyby coś mu
się stało.
Dotarła
na Transmutację jako ostatnia, ale się nie spóźniła. Minerva weszła do sali
zaraz po niej.
Gryfonka
szybko zajęła swoje miejsce nawet nie spoglądając na Harry’ego siedzącego obok.
Obróciła się w stronę sali, by Pottera mieć nieco za plecami i nawet przez
przypadek na niego nie zerknąć.
Przez
dwie lekcje nie zamienili ze sobą słowa.
W sali,
nawet Ślizgoni tego nie skomentowali. Albo nie zauważyli, albo byli tak bardzo
w szoku, że nie zdołali nic wymyśleć.
Podwójne
eliksiry ciągnęły się niemiłosiernie. Draco ciągle dogadywał Potterowi, ale
robił to na tyle cicho i sprytnie, że jak Snape spoglądał na ich stolik, to
Malfoy milkł i odwracał głowę, tak że wyglądało, jakby nic nie robił poza swoim
zadaniem.
Harry
nie odpowiadał. Bo co miał odpowiedzieć? Najpewniej akurat wtedy Severus
by na nich spojrzał, albo przeszedł koło stolika i dostałby karę. No i po co?
Po prostu starał się ignorować wszystko i nie dawać po sobie poznać jak bardzo
go to raniło.
Czuł,
jakby jego serce miało eksplodować. Nie chciał tam być. Dałby wszystko, by się
przenieść. Nawet do lochu Toma, gdzie nie musiałby wysłuchiwać tego, co Draco,
w swej uprzejmości, miał mu do powiedzenia.
Na
kolejnych dwóch godzinach Czarnej Magii, Draco kontynuował to, co zaczął na
eliksirach. Chyba naprawdę wziął sobie za punkt honoru doprowadzić Harry’ego na
skraj wytrzymałości psychicznej.
Profesor
Moriat dwa razy zwrócił uwagę blondynowi, żeby siedział cicho, jeżeli nie chce
podzielić się z klasą swoimi przemyśleniami. Wtedy Ślizgon milkł na minutę i
znów wznawiał swój monolog.
Skończył
dopiero z dzwonkiem ogłaszającym koniec zajęć Czarnej Magii.
Zaklęcia
Gryffindor miał sam, a na ONMS stanie tak daleko niego, jak to tylko możliwe.
Na tej
ostatniej lekcji Harry myślał tylko i wyłącznie o przesłuchaniu w klubie.
Chciał zaprosić Hermionę, ale po tej kłótni, która w sumie kłótnią nie była,
nie wiedział, czy będzie chciała przyjść. No i oczywiście pod znakiem zapytania
stawał środowy remont. Sam nie da rady wszystkiego ogarnąć nawet jak w kwestii
praktycznej będzie miał pomoc kilkunastu osób.
-
Hermiona, przyszłabyś na przesłuchanie? - zagadnął ją, gdy przechodziła przez
Pokój Wspólny.
- Mam
dziś korki z Czarnej Magii. - Pomimo tego, że jej twarz nie wyrażała żadnych
emocji, w głosie było słychać przepraszające nuty.
Harry
pokiwał głową i poszedł do swojego pokoju. Miał zamiar przesiedzieć tam jak
najdłużej się da, a potem od razu przenieść się do klubu.
Hermiona
obserwowała jak jej przyjaciel snuje się do swojego dormitorium. Było jej
przykro, jednak nie mogła odwołać zajęć. Za bardzo jej zależało.
Szybko
pokonała schody i dosłownie parę minut później szła już korytarzem ku sali
profesora Moriata.
Na
każdych zajęciach nauczyciel ją zaskakiwał. Czasem przynosił ciekawe, stare książki,
a raz przyniósł czarno-magiczny przedmiot i kazał jej go odczarować przy użyciu
kilku zaklęć, których się uczyła.
Z
każdymi zajęciami była mądrzejsza i bardziej pewna siebie. Miała wrażenie, że
nauczyciel adoruje ją i za każdym razem chce ją czymś zaskoczyć, zaszokować i
zainteresować. Podobało jej się to. Coraz bardziej czuła, że pociąga ją ten
mężczyzna. Taki tajemniczy, mądry i utalentowany. Roztaczał wokół siebie aurę,
która sprawiała, że chciało się go słuchać.
Granger
stanęła pod drzwiami i potrząsnęła głową. Zapukała trzy razy. Gdy usłyszała
ciche zaproszenie, weszła.
- Dzień
Dobry - przywitała się i położyła plecak na pierwszej z brzegu ławce.
Rozglądnęła się dookoła, lecz nie widziała nigdzie nauczyciela.
- Witaj,
Hermiono. - Łagodny baryton rozlał się po pomieszczeniu jednocześnie
sprawiając, że ramiona dziewczyny pokryły się gęsią skórką.
- Mam te
zioła, o które pan prosił. Z ciekawości sprawdziłam, do czego się je
wykorzystuje, ale nie znalazłam o nich wzmianki w żadnym podręczniku do
eliksirów, ani zielarstwa. Jednak nie było większych problemów w ich dostaniu.
-
Ponieważ są niezwykle popularne, każdy je zna, ale nie każdy wie, jak bardzo są
użyteczne.
- Do
czego służą?
Moriat
wyłonił się zza schodów z tyłu pomieszczenia spoglądając na nią. Uważnie
studiował jej twarz, po czym odwrócił się na chwilę i ściągnął coś z półki.
-
Najczęściej, do uzdrawiania umysłu i ciała. Czasem do lokalizacji choroby.
Rzadko do uśmiercania.
Granger
mimowolnie jęknęła i ścisnęła ręką plecak.
- Nie
bój się. Nie mam zamiaru wykorzystać ich do tej trzeciej opcji. - Uśmiechnął
się drapieżnie i usiadł za biurkiem. Przed sobą położył gruby, zakurzony tom.
Tytuł wytarł się z czasem, a okładka popękała.
- To po
co one panu?
-
Bardziej przydadzą się tobie. Zauważyłem, że twój przyjaciel schudł. Możesz
dosypać sproszkowane w odpowiednich proporcjach zioła i dowiesz się, co mu
jest.
- Ja… Ja
nie mogę.
-
Owszem, możesz. Widzę, że cię to męczy. - Hermiona mimowolnie kiwnęła głową. -
Daj te zioła.
Gryfonka
szybko wyciągnęła je z torby i podała profesorowi, który przez chwilę na nie
popatrzył, a potem w zamyśleniu kiwnął głową.
- Zdolna
dziewczyna - pochwalił ją. Granger spąsowiała i odwróciła wzrok od wprawnych
rąk nauczyciela, który zaczął odrywać liście i kwiaty, usypując z nich mały
kopczyk na okładce książki.
W ciągu
dwudziestu minut uporał się z oskubaniem wszystkich ziół i utarciem ich na
delikatny proszek, który przypominał popiół.
- Dosyp
mu to do picia lub jedzenia. - Mówiąc podał jej pergamin z dziwnymi znakami i
rysunkami, który na drugiej stronie był pusty. - Na tym pergaminie pojawi się,
co dolega twojemu przyjacielowi. Nie możesz jednak nikomu o tym powiedzieć.
Kiedy się dowiesz, sama musisz zdecydować, co z tą wiedzą zrobisz.
Hermiona
kiwnęła głową i w końcu usiadła na krześle naprzeciwko nauczyciela.
- Czego
chcesz się dziś nauczyć? - spytał aksamitnym głosem uśmiechając się lekko.
Przyglądała
się jego przystojnej twarzy ukrytej nieco w cieniu. Jej wzrok spoczął na jego
ustach tak kusząco rozchylonych i pomyślała leniwie, że chciałaby nauczyć się
go całować.
Szybko
jednak oprzytomniała i potrząsnęła głową.
-
Czytałam w książce coś o zaklęciu Kensoterma.
-
Ciekawe zaklęcie. Ofiara zaklęcia czuje, jakby gotowała się od środka, jednak
zaklęcie nie wyrządza jej fizycznie żadnych obrażeń. Najczęściej ofiara wariuje
przez odczuwanie wciąż i wciąż tego samego bólu, który w normalnych
okolicznościach dawno by ją zabił.
Granger
pomyślała, że chyba wie, jak można się czuć, gdy od środka zżera cię ogień, a
tak naprawdę nic ci się fizycznie nie dzieje.
Czuła,
jak gorąco rozlewa jej się po żołądku, jak pnie się do płuc, wiąże oddech, a
następnie dotyka serca, które bije nienaturalnie szybko, jakby chciało wyrwać
się z piersi.
Moriat
obserwował spod przymrużonych powiek swoją uczennicę i zastanawiał się, jak tak
krucha i delikatna osoba może tak bardzo zniewalać i przyciągać. Jak w tak
małym ciele tyle siły i mocy.
Obserwował
ją od zeszłego roku i bardzo żałował, że nie przyszła na jego zajęcia. Cały rok
spędził na oglądaniu jej w Wielkiej Sali tak, by nikt tego nie zauważył.
W tym roku
jego ciche życzenie się spełniło. Dodatkowo dała się namówić na korki. Nie
sądził, że dziewczyna zgodzi się, by na nie uczęszczać. A jednak, działo się.
Przychodziła, zadawała pytania, chłonęła wiedzę i coraz bardziej pociągała
nauczyciela nie zdając sobie z tego sprawy.
Było w
niej tyle niewinnej gracji, tyle niewymuszonego uroku, który hipnotyzował.
Widział
ogień w brązowych tęczówkach, który przyciągał. Czuł, jak pod wpływem tego
spojrzenia sam topnieje, rozpływa się na krześle. Z trudem opanował się, żeby
nie rzucić się na uczennicę.
Gdzieś z
tyłu głowy rozsądek krzyczał, że to zabronione, i że mogą go za to wywalić. Nie
obchodziło go to. Dla niego nie liczyło się nic innego, jak tylko dziewczyna
siedząca przed nim.
Hermiona
rozchyliła usta, by coś powiedzieć, ale zdążyła jedynie nabrać powietrza zanim
poczuła usta na swoich własnych. Zamknęła oczy, ale była tak zaskoczona, że nie
była w stanie się ruszyć. Moriat powoli przejechał językiem po jej wardze i
pogłębił pocałunek. Jego dłoń wślizgnęła się pod jej włosy na kark i palcami
delikatnie kreślił kółka. Hermiona uległa i poddała się działaniom mężczyzny.
W tamtym
momencie nie liczyło się dla niej to, że to nauczyciel, że mogą ich za to
wywalić. Nic nie było ważne prócz tych ust i dłoni błądzącej w jej włosach.
Hermiona
nie mogła się powstrzymać i jednym ruchem zrzuciła wszystko z biurka. Moriat
warknął, ale nie odsunął się od niej. Zacisnął palce na jej włosach i pociągnął
ją zdecydowanym ruchem do siebie. Jedynym wyjściem było, żeby Hermiona weszła na
biurko. Nie tracąc czasu zrobiła to i dla wygody usiadł na skraju zwieszając
nogi po jego stronie.
Moriat
szybko zsunął usta na szyję dziewczyny obdarzając ją tysiącem drobnych
pocałunków.
Hermiona
uśmiechnęła się odchylając głowę do tyłu i przymknęła oczy.
Nauczyciel
powoli i jakby z rozmysłem odpinał kolejne guziki koszuli. Obserwował
dziewczynę, czy nie oprzytomnieje i nie zacznie krzyczeć. Ta jednak ciągle
miała odchyloną głowę eksponując szyję i wydawała pozwalać mu na wszystko, na co
miał ochotę.
Uśmiechnął
się i najpierw zsunął szatę z ramion Hermiony, a potem w jej ślady poszła
koszula.
Moriat
podziwiał ciało Gryfonki, a rękami głaskał plecy i badał wszelkie
niedoskonałości. Jego dłonie powoli zbliżały się do zapięcia stanika, kiedy
usłyszeli pukanie do drzwi. Moriat zamarł, z szoku niezdolny się poruszyć.
Granger także zastygła i zacisnęła mocniej oczy, jakby mogło to spowodować jej
zniknięcie.
Pukanie
powtórzyło się, tym razem bardziej natarczywe. Jednak żadne z nich nie
poruszyło się choćby o milimetr. Odetchnęli dopiero, kiedy usłyszeli oddalające
się kroki.
Hermiona
spojrzała na nauczyciela siedzącego przed nią. Nie patrzył na nią, tylko na
swoje ręce, które splótł na piersi.
Otworzył
usta, po czym je zamknął. Po chwili spróbował ponownie, z takim samym skutkiem.
Dopiero za trzecim razem udało mu się coś powiedzieć.
- Nie
wiem, jak do tego doszło. Nie wiem, co mnie napadło. Nie powinienem. - Głos
brzmiał pewnie. Mówił płynnie nie zająknąwszy się.
- Nie
winię pana. Sama zachowywałam się niestosownie - mruknęła jednocześnie sięgając
za siebie po koszulę.
- Ale ja
siebie winię. Jestem dorosły i powinienem…
- Proszę
tego nie robić. Do niczego nie doszło. - Niestety
- dodała w myślach i założyła szatę. Lekko zeskoczyła z biurka i podeszła po
plecaka. - Następne zajęcia w czwartek? - spytała i wyszła nie oczekując
potwierdzenia.
Moriat
jeszcze długo siedział przed biurkiem wpatrując się w swoje ręce i
zastanawiając się, co on zrobił i dlaczego. Przecież to była uczennica. Bardzo
ładna, ale uczennica. Przecież mógł za to wylecieć. Już powinien się pakować i
iść do Dumbledore’a składać rezygnację. Coś mu jednak podpowiadało, żeby został
i zobaczył, jak rozwinie się sytuacja. Najwyżej przygotuje sobie pergamin z
wypowiedzeniem i w razie czego wyśle go sową. Będzie przygotowany.