Właściwie, to są dwa powody, dla których wstawiam dziś rozdział.
Po pierwsze mam urodziny i chciałam zrobić wam taki prezencik.
Po drugie, jest to mój hołd dla wspaniałego aktora, który opuścił nas wczoraj.
Cokolwiek bym tutaj teraz napisała, nie ma sensu, więc po prostu zostawię Wam pole do rozmyślań i zastanowienia się nad wszystkim.
Nutka na dziś pochodzi z serialu Shadowhunters i zachwyciła mnie od pierwszego odsłuchania. Mam nadzieję, że Wam również się spodoba.
Monsters - Ruelle
(Za wszystkie błędy przepraszam i postaram się poprawić następnym razem)
Miłego czytania!
___________________________________________________________
Rozdział
21. „Serce dla dwóch osób”
List
wypadł mu z rąk, a jego ogarnęło nieznane ciepło, którego źródła nie potrafił określić.
Serce zaczęło mu bić szybciej, oddech uwiązł w gardle, a łzy nie przestawały
płynąć. Nie potrafił jednak zmusić się i pokonać dystansu dzielącego go od
Dracona. Nie potrafił zapomnieć tego, jak był traktowany przez drugiego
chłopaka przez ostatnie trzy miesiące. Nawet myśl, że przecież Draco go nie
pamiętał, nie pomagała.
- Harry?
Rozleciał
się. Nie potrafił pozbierać myśli i czuć. Wiedział, że powinien coś powiedzieć,
zrobić. Nie potrafił. Wpatrywał się tylko w leżący na podłodze list.
Szmer
przed nim zmotywował go do zrobienia czegokolwiek.
Uciekł.
Uciekł na górę, do swojego tymczasowego pokoju i zatrzasnął drzwi. Musiał się
pozbierać. Musiał wszystko przemyśleć. Musiał wiedzieć, co powie, gdy w końcu zostanie
z Draconem sam na sam.
Nie
chciał. Nie chciał tego. Jeszcze trzy miesiące temu, gdy Draco stracił pamięć,
nic innego się nie liczyło. Żył po to, by, gdy Draco odzyska pamięć, stworzyć z
nim szczęśliwą rodzinę. Jednak wydarzyło się tyle rzeczy w tym czasie.
Poznał
Toma, pokonał raka… Zobaczył, że życie nie ogranicza się tylko do dzieci i
męża. Że poza rodziną także ma życie. I że to życie jest całkiem kolorowe i
pociągające.
Harry
potrząsnął głową.
Jak ma
żyć okłamując Dracona? Przecież on tak bardzo nie chciał, żeby Harry poszedł i
dogadał się z Tomem. A potem zrobił to dla niego. Pewnie, gdyby nie ten
wypadek, Gryfon nigdy by się na to nie zdecydował.
Teraz
miał problem. Musiał się zastanowić, czy nadal czuje to samo do swojego męża.
Kochał go, to oczywiste, ale czy nadal była to taka miłość bezgraniczna, pełna
wyrzeczeń, szczęśliwa i beztroska?
Teraz w
jego sercu, choć nie chciał się do tego na razie przyznać, zagościł Tom. Bardzo
nie chciał do tego dopuścić, ale nie mógł okłamywać samego siebie. Riddle nie
był mu już tak obojętny. Jego stosunek zmienił się o 180 stopni.
„Cienka
jest granica między nienawiścią a miłością.” Wiedział o tym i wiedział także,
że przekroczył ją już drugi raz. Nie wiedział, co o sobie myśleć. Czy to
znaczyło, że jest złym mężem? Przecież do niczego między nim a Tomem nie
doszło.
A mogło - odezwał się głos w głowie i od razu
przypomniał mu się pocałunek na Balu Bożonarodzeniowym. Drugą sceną była
sytuacja w toalecie w klubie. O mało wtedy nie uległ.
Jak ja mogę patrzeć na siebie w lustrze?
Jego
sumienie nie dawało mu spokoju. Co chwilę atakowało wspomnieniami życia z
Draconem, a w kontraście z czasu, gdy Draco go nie pamiętał. Przypominał mu
także czas spędzony z Tomem.
Poczuł
ukłucie bólu w piersi, gdzie powinno być serce, jednak był pewny, że jego
zostało wyrwane i zastąpione tykającą bombą.
Przyłożył
dłonie do skroni czując, jak zbliża się migrena. Nagle jego potylicę przeszył
ból, jakby ktoś wbił w nią sztylet. Krzyknął i opadł na kolana. Zdążył tylko
usłyszeć hałas na dole i osunął się na ziemię.
***
Chciałby
zostać w tym stanie, w którym się znajdował. Bez myśli, bez trosk i zmartwień.
Tylko on i ciemność.
Przytulił
się do poduszki, która leżała pod głową. Usłyszał poruszenie obok siebie i
momentalnie zamarł. Wyczuł jednak aurę Hermiony, więc rozluźnił się i otworzył
oczy.
- Cześć.
- Uśmiechnęła się i poprawiła kołdrę.
- Jak
długo spałem?
- Kilka
godzin.
Kiwnął
głową i obrócił się.
- Coś
się wydarzyło?
- Nie. Draco
chciał tu przyjść, ale nie pozwoliłam. Pokłóciliśmy się, jednak dał za wygraną.
Jak będziesz gotów, to sam z nim porozmawiasz.
- Nie
wiem - mruknął Harry.
- Tom? -
spytała.
Kiwnął
ponownie głową, bo nie wierzył swojemu głosowi.
Wraz z
tym, jak otumanienie opuściło jego umysł, powróciły wątpliwości i pulsowanie w
skroniach.
-
Mogłabyś pójść po Severusa?
Wyszła
by po chwili wrócić. Na rękach trzymała Izzy, za nią szedł Snape.
-
Potrzebuję coś na ból głowy. - Wpatrywał się w położoną obok niego córkę. Głaskał
ją po policzku, a ona się uśmiechała i patrzyła mu w oczy.
Severus
z kieszeni wyciągnął kilka fiolek i podał mu jedną z nich w kolorze bursztynu.
Ktoś
zaczął się dobijać do drzwi. Potem złapał za klamkę, jednak drzwi były
zamknięte na klucz.
- Harry!
Wpuść mnie, proszę.
Potter
wypił zawartość fiolki i z westchnięciem ulgi przyjął, że pulsowanie ustaje.
Po
drugiej stronie dało się słyszeć podniesione głosy, jednak nie mógł rozróżnić
słów. Jednak wiedział, że to Narcyza próbowała uzgodnić coś z synem. Do rozmowy
włączył się drugi kobiecy głos, a Harry zmarszczył brwi.
-
Lasandra pomagała nam go powstrzymywać.
Westchnął
ciężko i wrócił do zabawy z córką, która łapała wszystko, co znalazło się w
zasięgu jej rączek.
- Nie
jestem jeszcze gotowy, by go zobaczyć. To, co się stało… To, co robił… Nie
potrafię.
- On
wszystko pamięta i jest mu głupio. Ma wyrzuty sumienia.
- Ale…
Wiem, że nie pamiętał i nie miał na to wpływu, ale…
- To
twój wybór. Zrobisz, co będziesz chciał. To twoja decyzja. Dostaniesz tak dużo
czasu, ile potrzebujesz. On będzie czekał.
- Ja
czekałem cztery miesiące.
- Wiem -
szepnęła i opadła na fotel obok niego.
***
Nie
zszedł na obiad. Bał się. Wciąż nie potrafił spojrzeć Draconowi w oczy. Nie
potrafił albo nawet nie chciał.
Hermiona
przyniosła mu obiad i siedziała z nim cały dzień. Dużo rozmawiali o wszystkim.
Udało im się nawet w miarę sensownie i bez złości porozmawiać o jej romansie z
nauczycielem.
Draco
dobijał się do drzwi chyba z pięć razy w ciągu godziny. Harry był niemal
pewien, że chłopak siedział pod drzwiami i czekał, aż Gryfon zdecyduje się go
wpuścić.
Potter
miał mętlik w głowie. Nie wiedział, co myśleć o małżeństwie, o Tomie i całej
ich relacji. Nie potrafił się przemóc i spojrzeć w oczy Dracona, bo był pewien,
że ten będzie wszystko wiedział, odkryje wszystkie jego sekrety i uczucia.
Następnego
dnia nie zszedł na śniadanie, ale Narcyza powiedziała, że na obiedzie musi się
już pojawić.
Schodził
po schodach jak na ścięcie, ze zwieszoną głową i rękami splecionymi przed sobą.
Powłóczył nogami i ociągał się, żeby jak najbardziej odwlec ten moment.
Wszyscy
już czekali. Na bal sylwestrowy przyjechali już Weasley’owie, czyli Ginny, Fred
i George, Neville, Luna i Seamus. Lasandra siedziała obok Severusa i rozmawiała
z nim po chichu. Harry był niemal pewien, że jego ojciec się uśmiecha, co było
raczej dość niespotykane. Draco siedział po lewej od Lucjusza, który siedział na
centralnym miejscu przy stole.
Hermiona
zamachała do niego i wskazała wolne miejsce obok siebie. Harry szybko usiadł
nie chcąc zwracać na siebie uwagi dłużej niż to konieczne.
Przy
posiłku nikt się nie odzywał. Każdy był zapatrzony w swój talerz, jednak Harry
czuł, że go obserwują. Wszyscy zerkali na niego co chwilę, jednak, gdy podnosił
wzrok, odwracali się. Czuł mrowienie na czubku głowy i czuł się nieswojo.
Nie
czekał na deser tylko wstał i niemal wybiegł z jadalni. Narcyza krzyknęła za
nim, ale chyba wiedziała, że nie ma szans go zatrzymać, więc zamilkła.
Zamknął
się w pokoju i oparł o drzwi. Zsunął się na podłogę i oparł czoło o
podciągnięte pod brodę nogi. Odetchnął i rozluźnił się. Ulżyło mu, że w końcu
nikt go nie obserwuje i nie musi grać spokojnego.
Po
dwudziestu minutach wciąż nikt nie przychodził, choć był pewien, że skończyli
jeść. Stanął na trzęsących się nogach i ledwo doszedł do łóżka. Opadł na nie i
dokładnie w tym momencie ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
- Harry?
Hermiona
- pomyślał i chyba się uśmiechnął. Podniósł tylko rękę, a drzwi otworzyły się i
do środka wpadła jego przyjaciółka.
- Co się
stało?
- Nie
mogłem tam wytrzymać. Miałem wrażenie, że każdy się na mnie gapił.
-
Przesadzasz.
- Nie
sądzę. Czułem ich wzrok na sobie.
-
Uważam, że bardziej przerażało cię to, że był tam Draco, który się nie odzywał,
nie drwił z ciebie i zachowywał się normalnie. Przyzwyczaiłeś się do tego, że
go ignorujesz, nie zwracasz na niego uwagi i tolerujesz go tylko dlatego, że
musisz. Teraz trudno jest ci wyobrazić sobie, że on znów może cię kochać,
wspierać, być z tobą, a nie przeciw tobie.
- Nie
wiem, co myśleć. Mam wyrzuty sumienia, że będę musiał go okłamywać. Nie mogę
powiedzieć mu o Tomie. On mnie znienawidzi - jęknął i uderzył dłonią w
poduszkę. - Ja… ja nie wiem, czy faktycznie kocham go tak, jak on to pamięta.
- Ale
nie wiesz jeszcze, czy on pamięta wszystko z ostatnich miesięcy.
- Jestem
pewien, że nie. Nie będę potrafił spojrzeć na niego tak, jakby nic się nie
stało. Będę widział osobę, która mnie kocha i będę go ranił, bo pamiętam, co mi
zrobił. Nie wiem, czy potrafię i czy chcę zapomnieć. Teraz wiem, jak łatwo
stracić miłość i jak trudno ją odzyskać.
- Nie
kochasz go?
Chciał
zaprzeczyć, wykrzyczeć to, ale zawahał się. Bał się, że na to jest tylko jedna
dobra odpowiedź i jak się pomyli, to obleje test z życia. Zupełnie, jakby od
tej odpowiedzi zależało jego dalsze życie.
- Nie
wiem. Mam mieszane uczucia. Jestem z nim związany, ale pojawił się Tom i on…
-
Zamieszał?
- Tak.
Zrobił coś, czego nie potrafił zrobić nikt wcześniej. Zdobył moją przyjaźń mimo
tego, że tego nie chciałem. Wcześniej wyglądało to tak, że ja chciałem się z
kimś zaprzyjaźnić, zdobyć kogoś i mi się to udawało, bo nie sądziłem, że
ktokolwiek może mi się oprzeć. A tu? To Tom był tym, który chciał mnie zdobyć i
mu się udało. Czy to znaczy, że jestem złym człowiekiem? Złym mężem i ojcem, że
wpuściłem do swojego serca kogoś jeszcze?
- Nie.
Nikt nie mówił, że nie można oddać swojego serca dwóm osobom. To nie znaczy, że
jesteś zły. Nigdy nie byłeś kochany i teraz potrzebujesz tego jak powietrza.
Kiedy zobaczyłeś jak to jest, przyciągasz do siebie każdego, kto chce ci to
okazać. Czujesz, że jesteś ważny dla kogoś i to jest dla ciebie ważne. Ważne
jest, komu jesteś wierny. Jeżeli czujesz, że to co jest między tobą a Tomem
jest niewłaściwe, to dobrze. To znaczy, że jesteś dobry i wiesz, co można, a
czego nie.
- Mam mu
powiedzieć? Przyznać się do układu z Tomem?
- Nie
mogę odpowiedzieć na to pytanie. Każda odpowiedź byłaby zła. Sam musisz
zdecydować.
- Jak
dobrze, że mam ciebie.
Hermiona
otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwało jej walenie w drzwi.
- Może
chcesz z nim porozmawiać? - spytała patrząc na drzwi, które już się nie
trzęsły.
-
Jeszcze nie. Może wieczorem.
-
Zostanę z tobą - powiedziała i uśmiechnęła się do niego.
***
Słońce
zachodziło za horyzont kąpiąc wszystko w czerwono-złotych promieniach. Chmury
leniwie wędrowały po niebie i wyglądały jak ogień skaczący w kominku z polana
na polano. Harry siedział na parapecie owinięty w koc i wpatrywał się w las
majaczący w oddali. Wysokie, tyczkowate drzewa uginały się pod naporem wiatru i
wyglądały, jakby tańczyły nieznany taniec.
Hermiona
czytała książkę, pozornie tylko skupiając się na niej. Tak naprawdę, jej wzrok
co chwilę wędrował ponad opasły tom i spoczywał na Harrym. Martwiła się o
niego. Nie wiedziała, co dokładnie ma zrobić, czy powiedzieć. Nie zamienili ze
sobą ni jednego słowa tego dnia. Nie wiedziała, co mogłoby cokolwiek zmienić
prócz jego rozmowy ze swoim mężem.
Kilka
razy chciała coś powiedzieć, jednak Harry, jakby wyczuwając to, za każdym razem
obracał się do niej i mierzył ją wzrokiem, a jej momentalnie odechciewało się
komentować.
Po raz
kolejny oderwała wzrok od tekstu, podniosła głowę i otworzyła usta, by coś
powiedzieć, a Hary odwrócił się i spojrzał jej głęboko w oczy. Odpuściła po raz
kolejny i wróciła do książki.
-
Wszyscy już przyjechali?
Zamarła.
- Tak -
odparła z wahaniem i uparcie wpatrywała się w książkę. Czuła na sobie jego
wzrok i wiedziała, że nie uda jej się długo utrzymać języka za zębami.
Harry
zeskoczył z parapetu, a koc zsunął mu się z ramion.
- Czegoś
mi nie mówisz.
- Wszyscy
przyjechali. O to się pytałeś.
- Spójrz
na mnie - poprosił.
Pierwszym
jej odruchem było podniesienie wzroku, ale coś w jego głosie ją zaniepokoiło.
Siedziała bez ruchu i czekała na to, co zrobi.
-
Hermiona, na pewno nie chcesz mi czegoś powiedzieć?
Milczała,
uparcie wpatrując się w tekst.
Krzyknęła,
kiedy książka została wyrwana z jej rąk, przeleciała przez pokój i z hukiem
uderzyła o ścianę obok kominka.
- Nie
unikaj mnie. Skoro powiedziało się „a”, to trzeba powiedzieć „b”. - Jej głos,
mimo tego, że z pozoru miły i potulny sprawiał, że po plecach przebiegł jej
dreszcz.
-
Przecież… przecież nie unikam. Siedzę tutaj i… - zwiesiła głos nie wiedząc, co
powiedzieć. Jej uczucia były irracjonalne, ale nie potrafiła pozbyć się
strachu.
- I czegoś
mi nie mówisz.
Potrząsnęła
głową gwałtowniej niż było to wskazane.
Harry
klęknął i starał się spojrzeć jej w oczy.
- Nie
mogę - jęknęła.
- Mi nie
możesz powiedzieć?
Przytaknęła,
a Harry odsunął się, jakby go spoliczkowała. Patrzył na nią z niedowierzaniem i
bólem w szmaragdowych oczach.
-
Proszę, nie patrz tak na mnie. Naprawdę nie mogę ci powiedzieć.
Odwrócił
wzrok do okna i tylko słyszał, jak Hermiona wstaje i wychodzi. Wzdrygnął się,
gdy drzwi trzasnęły zostawiając go samego ze sobą.
***
- Musisz
coś zjeść.
- Nie jestem
głodny - burknął nawet nie odwracając wzroku ku rozmówczyni.
- Chcesz
się zagłodzić?
- Nie
jestem głodny. Ja coś będę chciał wyślę skrzata.
- Może
sam zejdziesz?
- Nie
chcę.
Narcyza
wyrzuciła ręce w górę i zostawiła go samego.
Harry
nie miał najmniejszej ochoty wychodzić z pokoju. Czuł tu się dobrze. To był
jego azyl, nic nie mogło go tu dotknąć czy zranić. Oczywiście brakowało mu
dzieci, ale nie był w stanie zejść i spotkać się z tymi wszystkimi ludźmi,
którzy patrzyliby na niego ze współczuciem.
Ktoś
zaczął walić w drzwi.
- Harry,
mogę wejść?
Potter
westchnął i zsunął się z okna. Przeszedł przez pokój odruchowo poprawiając
zwisający z ramion koc.
- Czego
chcesz?
-
Chciałam porozmawiać.
-
Lasandro, nie mam ochoty…
- Muszę
ci coś powiedzieć.
- W tej
chwili? To nie może poczekać kilka dni? Muszę wszystko sobie uporządkować…
- Nie.
Musisz się dowiedzieć.
Harry
zlustrował ją wzrokiem i odsunął się na bok. Lasandra weszła i rozejrzała się
po pokoju.
- Może
zechcesz usiąść?
Kiwnęła
głową i opadła na fotel. Harry w tym czasie przywołał skrzata i zamówił ciastka
i herbatę dla ich dwojga.
- Nawet
nie wiem, od czego zacząć - powiedziała, kiedy Harry zajął miejsce na kanapie,
naprzeciwko niej.
- Może
od początku?
- Chyba
tak będzie najlepiej. Jednak, jak powiem ci od początku, to nie będziesz chciał
słuchać reszty.
- Dawaj.
Już nic gorszego się nie stanie.
Lily
pokręciła głową i uśmiechnęła się smutno.
- Nie
jestem przyjaciółką twojej matki - powiedziała jednym tchem. Czekała na reakcję
chłopaka, ale ten tylko na nią patrzył. - Mój syn nie zginął.
Harry
parsknął śmiechem.
- Masz
jakieś urojenia?
-
Chciałabym, ale nie.
- Dobra,
lepiej, żeby to miało jakiś głębszy sens, bo nie wytrzymam i wyjdę.
Lasandra
zamknęła oczy i odetchnęła głęboko.
-
Siedemnaście lat temu Voldemort zaatakował mój dom. Mój mąż zginął broniąc mnie
i dziecka. Jednak nie swojego dziecka - zwiesiła głos.
Harry
miał wrażenie, jakby coś uderzyło go w głowę. W uszach słyszał gwizd, a
ciśnienie rozsadzało mu czaszkę.
Znał tą
historię. Wiedział, jak ona się skończyła. Voldemort zabił kobietę, a dziecko
pokonało Czarnego Pana. Ale to nie mogła być ona. Przecież jego matka zginęła.
-
Upozorowałam własną śmierć i uciekłam - powiedziała, jakby potrafiła czytać mu
w myślach. - Voldemort próbował zabić dziecko, ale było ono za silne nawet dla
niego. Stracił swoje ciało na kilkanaście lat.
Harry
wstał i podszedł do okna.
- Nie -
powiedział i zacisnął szczęki. - Nie zniszczysz tego, co mam. Nie pozwolę ci.
- Nie
chcę tego zniszczyć. Chcę ci wytłumaczyć, dlaczego musiałam to zrobić.
- Jak
długo szydzisz sobie ze mnie za moimi plecami? Kto jeszcze wie? Pewnie Snape
wiedział. Musiał wiedzieć.
- Twój
ojciec obiecał mi, że będę mogła sama ci to powiedzieć.
- Czemu
nie powiedziałaś mi od razu? Aż tak nie spodobał ci się twój syn, że nie
chciałaś się do niego przyznać? Jestem inny, niż chciałaś, niż sobie
wyobrażałaś? To wina twojej siostry. Możesz pojechać do niej i jej podziękować.
Była wspaniałą opiekunką, a jej mąż idealnym bokserem.
- Nie
mogłam, bo Dumbledore…
-
Najlepiej wszystko zrzucić na kogoś. Mogłaś zabrać mnie ze sobą!
- On by
wiedział, gdzie jesteś. To, że uwierzył w moją śmierć, to i tak cud. Nie wiesz,
ile musiałam się namęczyć, żeby wrócić.
- List,
który dostałem, wysłałaś sama, prawda? Czemu nie mogłaś napisać, że żyjesz?
- Albus
wszystko kontrolował. Musiałam ten list dostarczyć komuś, kto by go wysłał
okrężną drogą, żeby wyglądało, że napisałam go przed śmiercią.
- A
eliksir, który zahamował moją moc?
-
Musiałam ją ukryć. Albus by cię zabił, gdyby wiedział, jaki jesteś potężny. Nie
mogłeś się bronić. Możesz mnie nienawidzić, ale jestem dumna z tego, kim teraz
jesteś. Nie byłbyś taki… inteligentny, silny i… odporny, gdybym tego nie
zrobiła. Potrafisz walczyć o swoje, bo nigdy swojego nie miałeś. Jesteś
wojownikiem, Harry. Cokolwiek o mnie myślisz, kocham cię. Chcę, żebyś o tym
wiedział. Każdego dnia żałowałam, że odeszłam zostawiając cię samego. Każdego
dnia miałam ochotę wrócić nie zważając na konsekwencje. Każdego dnia wmawiałam
sobie, że dobrze zrobiłam. Mam nadzieję, że się nie myliłam.
Harry
usłyszał tylko zamykane drzwi i znów został sam.
W pokoju
rozszedł się smutny śmiech. Od zawsze tak było. Od zawsze był sam. Nikogo nie
obchodził, nikt się o niego nie troszczył. Zawsze musiał walczyć o swoje i o
siebie, bo nikt inny by tego nie zrobił.
Po
policzku popłynęła mu łza. Tak samo samotna, jak on. Otoczył się ramionami, ale
nie pomogło. Czuł się tak samo samotny i pusty jak przed chwilą. Nawet to, że
jego matka się odnalazła nie zmieniło tego, że czuł się samotny.
***
-
Mówiłam, że to nie jest dobry pomysł - syknęła rudowłosa wchodząc do kuchni.
- Ja
tylko zaproponowałem - bronił się mężczyzna siedzący przy stole. - Nie kazałem
ci tego robić.
-
Kazałeś, nie kazałeś. Marudziłeś mi nad uchem, że siedzi tam sam i że powinnam
mu powiedzieć!
- Nie
krzycz. Powiedziałaś mu i już nie cofniesz czasu. Stało się. Teraz trzeba
poczekać, aż to przetrawi i będzie chciał porozmawiać. Nie odpędzisz się od
niego tak szybko.
- Wiem -
westchnęła i opadła na krzesło.
- Nadal
wyglądasz jak Lasandra - powiedział Tom zerkając na nią znad kubka kawy.
- Bo na
razie tylko on wie, kim jestem. Chyba, że mam zrobić wielki coming-out.
-
Możesz.
Kobieta
syknęła coś pod nosem i wstała. Ciągle mamrocząc coś do siebie wyszła z kuchni.
- Chyba
jest w złym humorze - zanuciła Hermiona wchodząc do pomieszczenia i spoglądając
za siebie.
- Chyba
tak. - Tom kiwnął głową.
- A mogę
wiedzieć, co się stało?
-
Będziesz musiała o to zapytać ją lub Harry’ego. Zależy kogo się mniej boisz.
Albo kto będzie skłonny do mówienia.
- A w
ogóle Draco cię widział?
- Jaka
łagodna zmiana tematu - zaśmiał się i spojrzał jej w oczy. - Owszem widział,
ale nie poznał. Chyba powinienem się cieszyć.
- Chyba
tak. Będziesz mógł być wymówką, kiedy Harry będzie chciał się z tobą spotkać -
powiedziała i wybuchła śmiechem, kiedy dotarło do niej, jak to zabrzmiało.
-
Faktycznie, trochę niefortunny dobór słów.
- Wiesz,
o co mi chodzi - żachnęła się, ale w jej głosie nie było złości.
- W
każdym razie, jeżeli chcesz się czegokolwiek dowiedzieć, to od Lasandry lub
Harry’ego. Poza tym, mogłabyś się go zapytać, czy ma zamiar wziąć udział w
dzisiejszym balu, czy nie.
Granger
pokiwała głową i poszła porozmawiać z przyjacielem.
Zapukała
dwa razy do drzwi.
- Harry?
Odpowiedziała
jej cisza. Złapała za klamkę i popchnęła. Zdziwiła się, że drzwi są otwarte.
Powoli przekroczyła próg rozglądając się na boki. Próbowała wychwycić każdą
najmniejszą zmianę, która zaszła w pokoju od kiedy wyszła, a która mogła
naprowadzić ją na to, gdzie teraz znajdował się Harry.
Koc
leżał na ziemi koło okna, na którym przesiadywał godzinami. Narzuta na łóżku
była skotłowana, a kołdra leżała na kufrze w nogach łóżka. Książki leżały
otwarte na biurku pośród pergaminów czystych i zapisanych. Pióro leżało z lewej
strony i plamiło wypracowanie z OPCM, które mieli napisać przez święta. Tom,
który czytała poprzedniego dnia wciąż leżał nieruszony obok kominka, a na jego
widok, Hermionie ścisnęło się serce. Książka leżała rozłożona, grzbietem do
góry, jakby ktoś w trakcie czytania musiał przerwać i odłożył ją na chwilę tak,
by nie zgubić strony, na której skończył. W kominku drewno żarzyło się lekko.
Hermiona
przeniosła wzrok na żerdź stojącą na komodzie koło łóżka. Semanthiel siedział
na niej i wyglądał na zmęczonego. W jego oczach można było dojrzeć, że za dzień
lub dwa odrodzi się z popiołów.
Cichy
syk odwrócił uwagę dziewczyny od feniksa. Skierowała się w stronę drzwi
prowadzących do łazienki. Były uchylone. Gdy miała je otworzyć, poczuła ciężki,
metaliczny odór krwi. Drżącą ręką złapała za klamkę i pociągnęła.
Zupełnie,
jakby miała deja vu. Już kiedyś to widziała. Tyle, że tym razem chłopak
siedzący pod ścianą w kałuży krwi miał ciemne włosy i zielone oczy. Poza tym,
nawet wyraz oczy miał taki sam, jak tamten.
Uklękła
przy nim i położyła mu ręce na policzkach. Spojrzał na nią z błogim uśmiechem
na siniejących wargach.
Gryfonka
nie potrafiła zmusić się do ruchu. Mogłaby tak siedzieć godzinami. Patrzyła na
twarz swojego przyjaciela i zastanawiała się, gdzie popełniła błąd. Gdzie oni
popełnili błąd.
Czemu
nikt nie widział, że on jest taki delikatny, tak kruchy.
- Zostań
ze mną - poprosiła i przeniosła dłonie na jego nadgarstki. Ścisnęła je mocno
zaciskając przy tym oczy.
Spróbowała
skontaktować się z Tomem przez Harry’ego. Czuła opór Gryfona, ale jej
determinacja, by utrzymać go przy życiu była silniejsza niż jego, by umrzeć, bo
udało jej się przezwyciężyć zaporę.
Tom, musisz jak najszybciej przyjść do pokoju
Harry’ego. Nikt nie może się dowiedzieć, dlaczego.
Mogę chociaż ja się dowiedzieć, dlaczego?
Harry próbował popełnić samobójstwo.
***
- Jest
idealnie - powiedział po raz kolejny Lucjusz przemierzając salę balową ze swoją
małżonką u boku.
- Wiem.
Boję się jednak, że coś się stanie. Mam takie uczucie… Voldemort jest gdzieś tam
i coś planuje, a mu nie wiemy co. Harry siedzi w swoim pokoju i odmawia
wyjścia, a Draco wrócił, jednak widzę, że coś go dręczy. Jest tak, jakby
zamienili się miejscami. Lasandra ciągle gdzieś znika, a jak wróciła z pokoju
Harry’ego to poszła porozmawiać z Tomem, a potem była jeszcze bardziej wkurzona
niż wcześniej.
- Nie
powiem, że doszukujesz się problemów tam, gdzie ich nie ma, bo faktycznie
dzieje się coś dziwnego. Jednak mam nadzieję, że poczeka chociaż te kilka
godzin. Jak myślisz?
- Oby.
Przeszli
do salonu, gdzie Draco bawił się z bliźniakami, Serp próbował rozbawić Cecy, a
Snape czytał książkę na fotelu niedaleko kominka.
-
Prawdziwie rodzinna atmosfera - szepnęła Narcyza.
- Jak to
w okresie świątecznym.
Narcyza
uśmiechnęła się i już miała coś powiedzieć, gdy za plecami męża zobaczyła Tom
wychodzącego z kuchni i rozglądającego się dookoła, jakby uważał, czy nikt go
nie śledzi.
- Coś
się stało? - spytał Lucjusz widząc skonsternowaną minę swojej żony. Odwrócił
się w stronę, w którą patrzyła, ale Tom zdążył przejść dalej.
- Nie.
Po prostu się zamyśliłam.
Blondyn
pokiwał głową i pocałował żonę.
-
Wszystko będzie idealne.
***
- Musimy
zawołać tu kogoś. A przynajmniej Severusa. On na pewno ma potrzebne eliksiry.
- Nie
możemy. Nikt nie może się dowiedzieć.
- Czemu?
Dlaczego to ma być taka tajemnica? Nie on pierwszy się załamał.
- Bo,
gdy Harry był u ciebie… kiedy go porwałeś, to Draco omal nie popełnił
samobójstwa. Oni są siebie warci bardziej, niż wszystkim się zdaje. Są w stanie
zginąć dla siebie, albo raczej przez siebie. Dlatego musisz mi pomóc bez
mówienia komukolwiek.
- Możemy
go przenieść do mojego zamku. Tam go pozszywam, napoje eliksirami i do wieczora
powinien wydobrzeć na tyle, by mógł pójść na bal.
-
Dziękuję.
- Dobra,
dobra. Pomóż mi go podnieść.
Hermiona
założyła sobie na barki lewą rękę, a Tom z pewnymi oporami podtrzymywał
Harry’ego z drugiej strony. Wolną ręką sięgnął pod koszulkę Pottera i ścisnął w
ręce medalion.
-
Połóżmy go tu - wskazał na wolne łóżko najbliżej nich.
-
Bandaże przeciekają - szepnęła Hermiona wskazując opatrunki powoli barwiące się
na szkarłatno.
- Musimy
działać szybko. Skocz do mojej pracowni, dwa razy w lewo, prosto, trzeci
korytarz w prawo, ostatnie drzwi po lewej, weź wszystkie eliksiry, które mają
coś wspólnego z krwią i odkażaniem. Możesz je spokojnie pomniejszyć, są w
specjalnych opakowaniach. Ja przygotuję wszystko, czego będę potrzebował.
Na
szczęście zamek był pusty i cichy, co nieco podniosło dziewczynę na duchu. Nie
chciałaby się tłumaczyć przed Śmierciożercy, że wysłał ją Tom, a właściwie to
Czarny Pan, żeby przyniosła eliksiry, które prawdopodobnie uratują życie
Harry’emu Potterowi, Złotemu Chłopcowi, temu, który go pokonał. To byłaby
katastrofa. Nawet w jej głowie brzmiało to kulawo.
Bez
problemów dotarła do pracowni, jednak znalezienie odpowiedniej szafki, w której
były gotowe eliksiry, było trudnym zadaniem. Sprawdzała po kolei każdą komodę i
szafkę. Odpowiednie eliksiry znalazła dopiero w szóstej z kolei szafie. Wzięła
wszystkie eliksiry związane z krwią, a dodatkowo wzmacniający i przyspieszający
gojenie ran. Zanim wyszła, jeszcze trzy razy sprawdziła, czy na pewno ma
wszystko i ruszyła w drogę powrotną ciemnymi korytarzami.
Tom w tym
czasie przygotował narzędzia, odkaził wszystko i zdjął opatrunki z rąk Harry’ego.
Chłopak jęknął cicho i poruszył się niespokojnie.
- Chyba wszystko
mam - powiedziała Hermiona przekraczając
próg.
- Jak coś,
to pobiegniesz jeszcze raz, ale na tą chwilę widzę, że raczej wszystko jest. Podaj
mu miarkę wzmacniającego, przeciwkrwotocznego i słodkiego snu, który powinien być
na półce z tyłu pomieszczenia.
- Już.
- Teraz ja
będę mu zszywał rękę, a ty musisz kontrolować przepływ krwi.
- Nie możesz
sam tego robić?
- Będę miał
dwie ręce zajęte. Jeszcze nie udało mi się wyhodować trzeciej, chociaż teraz żałuję
- sarknął i założył rękawiczki.
Gryfonka
westchnęła i pochyliła się z różdżką nad operowaną ręką.