piątek, 15 stycznia 2016

Tom II Rozdział 21

Właściwie, to są dwa powody, dla których wstawiam dziś rozdział. 
Po pierwsze mam urodziny i chciałam zrobić wam taki prezencik.
Po drugie, jest to mój hołd dla wspaniałego aktora, który opuścił nas wczoraj. 
Cokolwiek bym tutaj teraz napisała, nie ma sensu, więc po prostu zostawię Wam pole do rozmyślań i zastanowienia się nad wszystkim.

Nutka na dziś pochodzi z serialu Shadowhunters i zachwyciła mnie od pierwszego odsłuchania. Mam nadzieję, że Wam również się spodoba.
Monsters - Ruelle

(Za wszystkie błędy przepraszam i postaram się poprawić następnym razem)

Miłego czytania!
___________________________________________________________
Rozdział 21. „Serce dla dwóch osób”
List wypadł mu z rąk, a jego ogarnęło nieznane ciepło, którego źródła nie potrafił określić. Serce zaczęło mu bić szybciej, oddech uwiązł w gardle, a łzy nie przestawały płynąć. Nie potrafił jednak zmusić się i pokonać dystansu dzielącego go od Dracona. Nie potrafił zapomnieć tego, jak był traktowany przez drugiego chłopaka przez ostatnie trzy miesiące. Nawet myśl, że przecież Draco go nie pamiętał, nie pomagała.
- Harry?
Rozleciał się. Nie potrafił pozbierać myśli i czuć. Wiedział, że powinien coś powiedzieć, zrobić. Nie potrafił. Wpatrywał się tylko w leżący na podłodze list.
Szmer przed nim zmotywował go do zrobienia czegokolwiek.
Uciekł. Uciekł na górę, do swojego tymczasowego pokoju i zatrzasnął drzwi. Musiał się pozbierać. Musiał wszystko przemyśleć. Musiał wiedzieć, co powie, gdy w końcu zostanie z Draconem sam na sam.
Nie chciał. Nie chciał tego. Jeszcze trzy miesiące temu, gdy Draco stracił pamięć, nic innego się nie liczyło. Żył po to, by, gdy Draco odzyska pamięć, stworzyć z nim szczęśliwą rodzinę. Jednak wydarzyło się tyle rzeczy w tym czasie.
Poznał Toma, pokonał raka… Zobaczył, że życie nie ogranicza się tylko do dzieci i męża. Że poza rodziną także ma życie. I że to życie jest całkiem kolorowe i pociągające.
Harry potrząsnął głową.
Jak ma żyć okłamując Dracona? Przecież on tak bardzo nie chciał, żeby Harry poszedł i dogadał się z Tomem. A potem zrobił to dla niego. Pewnie, gdyby nie ten wypadek, Gryfon nigdy by się na to nie zdecydował.
Teraz miał problem. Musiał się zastanowić, czy nadal czuje to samo do swojego męża. Kochał go, to oczywiste, ale czy nadal była to taka miłość bezgraniczna, pełna wyrzeczeń, szczęśliwa i beztroska?
Teraz w jego sercu, choć nie chciał się do tego na razie przyznać, zagościł Tom. Bardzo nie chciał do tego dopuścić, ale nie mógł okłamywać samego siebie. Riddle nie był mu już tak obojętny. Jego stosunek zmienił się o 180 stopni.
„Cienka jest granica między nienawiścią a miłością.” Wiedział o tym i wiedział także, że przekroczył ją już drugi raz. Nie wiedział, co o sobie myśleć. Czy to znaczyło, że jest złym mężem? Przecież do niczego między nim a Tomem nie doszło.
A mogło - odezwał się głos w głowie i od razu przypomniał mu się pocałunek na Balu Bożonarodzeniowym. Drugą sceną była sytuacja w toalecie w klubie. O mało wtedy nie uległ.
Jak ja mogę patrzeć na siebie w lustrze?
Jego sumienie nie dawało mu spokoju. Co chwilę atakowało wspomnieniami życia z Draconem, a w kontraście z czasu, gdy Draco go nie pamiętał. Przypominał mu także czas spędzony z Tomem.
Poczuł ukłucie bólu w piersi, gdzie powinno być serce, jednak był pewny, że jego zostało wyrwane i zastąpione tykającą bombą.
Przyłożył dłonie do skroni czując, jak zbliża się migrena. Nagle jego potylicę przeszył ból, jakby ktoś wbił w nią sztylet. Krzyknął i opadł na kolana. Zdążył tylko usłyszeć hałas na dole i osunął się na ziemię.
***
Chciałby zostać w tym stanie, w którym się znajdował. Bez myśli, bez trosk i zmartwień. Tylko on i ciemność.
Przytulił się do poduszki, która leżała pod głową. Usłyszał poruszenie obok siebie i momentalnie zamarł. Wyczuł jednak aurę Hermiony, więc rozluźnił się i otworzył oczy.
- Cześć. - Uśmiechnęła się i poprawiła kołdrę.
- Jak długo spałem?
- Kilka godzin.
Kiwnął głową i obrócił się.
- Coś się wydarzyło?
- Nie. Draco chciał tu przyjść, ale nie pozwoliłam. Pokłóciliśmy się, jednak dał za wygraną. Jak będziesz gotów, to sam z nim porozmawiasz.
- Nie wiem - mruknął Harry.
- Tom? - spytała.
Kiwnął ponownie głową, bo nie wierzył swojemu głosowi.
Wraz z tym, jak otumanienie opuściło jego umysł, powróciły wątpliwości i pulsowanie w skroniach.
- Mogłabyś pójść po Severusa?
Wyszła by po chwili wrócić. Na rękach trzymała Izzy, za nią szedł Snape.
- Potrzebuję coś na ból głowy. - Wpatrywał się w położoną obok niego córkę. Głaskał ją po policzku, a ona się uśmiechała i patrzyła mu w oczy.
Severus z kieszeni wyciągnął kilka fiolek i podał mu jedną z nich w kolorze bursztynu.
Ktoś zaczął się dobijać do drzwi. Potem złapał za klamkę, jednak drzwi były zamknięte na klucz.
- Harry! Wpuść mnie, proszę.
Potter wypił zawartość fiolki i z westchnięciem ulgi przyjął, że pulsowanie ustaje.
Po drugiej stronie dało się słyszeć podniesione głosy, jednak nie mógł rozróżnić słów. Jednak wiedział, że to Narcyza próbowała uzgodnić coś z synem. Do rozmowy włączył się drugi kobiecy głos, a Harry zmarszczył brwi.
- Lasandra pomagała nam go powstrzymywać.
Westchnął ciężko i wrócił do zabawy z córką, która łapała wszystko, co znalazło się w zasięgu jej rączek.
- Nie jestem jeszcze gotowy, by go zobaczyć. To, co się stało… To, co robił… Nie potrafię.
- On wszystko pamięta i jest mu głupio. Ma wyrzuty sumienia.
- Ale… Wiem, że nie pamiętał i nie miał na to wpływu, ale…
- To twój wybór. Zrobisz, co będziesz chciał. To twoja decyzja. Dostaniesz tak dużo czasu, ile potrzebujesz. On będzie czekał.
- Ja czekałem cztery miesiące.
- Wiem - szepnęła i opadła na fotel obok niego.
***
Nie zszedł na obiad. Bał się. Wciąż nie potrafił spojrzeć Draconowi w oczy. Nie potrafił albo nawet nie chciał.
Hermiona przyniosła mu obiad i siedziała z nim cały dzień. Dużo rozmawiali o wszystkim. Udało im się nawet w miarę sensownie i bez złości porozmawiać o jej romansie z nauczycielem.
Draco dobijał się do drzwi chyba z pięć razy w ciągu godziny. Harry był niemal pewien, że chłopak siedział pod drzwiami i czekał, aż Gryfon zdecyduje się go wpuścić.
Potter miał mętlik w głowie. Nie wiedział, co myśleć o małżeństwie, o Tomie i całej ich relacji. Nie potrafił się przemóc i spojrzeć w oczy Dracona, bo był pewien, że ten będzie wszystko wiedział, odkryje wszystkie jego sekrety i uczucia.
Następnego dnia nie zszedł na śniadanie, ale Narcyza powiedziała, że na obiedzie musi się już pojawić.
Schodził po schodach jak na ścięcie, ze zwieszoną głową i rękami splecionymi przed sobą. Powłóczył nogami i ociągał się, żeby jak najbardziej odwlec ten moment.
Wszyscy już czekali. Na bal sylwestrowy przyjechali już Weasley’owie, czyli Ginny, Fred i George, Neville, Luna i Seamus. Lasandra siedziała obok Severusa i rozmawiała z nim po chichu. Harry był niemal pewien, że jego ojciec się uśmiecha, co było raczej dość niespotykane. Draco siedział po lewej od Lucjusza, który siedział na centralnym miejscu przy stole.
Hermiona zamachała do niego i wskazała wolne miejsce obok siebie. Harry szybko usiadł nie chcąc zwracać na siebie uwagi dłużej niż to konieczne.
Przy posiłku nikt się nie odzywał. Każdy był zapatrzony w swój talerz, jednak Harry czuł, że go obserwują. Wszyscy zerkali na niego co chwilę, jednak, gdy podnosił wzrok, odwracali się. Czuł mrowienie na czubku głowy i czuł się nieswojo.
Nie czekał na deser tylko wstał i niemal wybiegł z jadalni. Narcyza krzyknęła za nim, ale chyba wiedziała, że nie ma szans go zatrzymać, więc zamilkła.
Zamknął się w pokoju i oparł o drzwi. Zsunął się na podłogę i oparł czoło o podciągnięte pod brodę nogi. Odetchnął i rozluźnił się. Ulżyło mu, że w końcu nikt go nie obserwuje i nie musi grać spokojnego.
Po dwudziestu minutach wciąż nikt nie przychodził, choć był pewien, że skończyli jeść. Stanął na trzęsących się nogach i ledwo doszedł do łóżka. Opadł na nie i dokładnie w tym momencie ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
- Harry?
Hermiona - pomyślał i chyba się uśmiechnął. Podniósł tylko rękę, a drzwi otworzyły się i do środka wpadła jego przyjaciółka.
- Co się stało?
- Nie mogłem tam wytrzymać. Miałem wrażenie, że każdy się na mnie gapił.
- Przesadzasz.
- Nie sądzę. Czułem ich wzrok na sobie.
- Uważam, że bardziej przerażało cię to, że był tam Draco, który się nie odzywał, nie drwił z ciebie i zachowywał się normalnie. Przyzwyczaiłeś się do tego, że go ignorujesz, nie zwracasz na niego uwagi i tolerujesz go tylko dlatego, że musisz. Teraz trudno jest ci wyobrazić sobie, że on znów może cię kochać, wspierać, być z tobą, a nie przeciw tobie.
- Nie wiem, co myśleć. Mam wyrzuty sumienia, że będę musiał go okłamywać. Nie mogę powiedzieć mu o Tomie. On mnie znienawidzi - jęknął i uderzył dłonią w poduszkę. - Ja… ja nie wiem, czy faktycznie kocham go tak, jak on to pamięta.
- Ale nie wiesz jeszcze, czy on pamięta wszystko z ostatnich miesięcy.
- Jestem pewien, że nie. Nie będę potrafił spojrzeć na niego tak, jakby nic się nie stało. Będę widział osobę, która mnie kocha i będę go ranił, bo pamiętam, co mi zrobił. Nie wiem, czy potrafię i czy chcę zapomnieć. Teraz wiem, jak łatwo stracić miłość i jak trudno ją odzyskać.
- Nie kochasz go?
Chciał zaprzeczyć, wykrzyczeć to, ale zawahał się. Bał się, że na to jest tylko jedna dobra odpowiedź i jak się pomyli, to obleje test z życia. Zupełnie, jakby od tej odpowiedzi zależało jego dalsze życie.
- Nie wiem. Mam mieszane uczucia. Jestem z nim związany, ale pojawił się Tom i on…
- Zamieszał?
- Tak. Zrobił coś, czego nie potrafił zrobić nikt wcześniej. Zdobył moją przyjaźń mimo tego, że tego nie chciałem. Wcześniej wyglądało to tak, że ja chciałem się z kimś zaprzyjaźnić, zdobyć kogoś i mi się to udawało, bo nie sądziłem, że ktokolwiek może mi się oprzeć. A tu? To Tom był tym, który chciał mnie zdobyć i mu się udało. Czy to znaczy, że jestem złym człowiekiem? Złym mężem i ojcem, że wpuściłem do swojego serca kogoś jeszcze?
- Nie. Nikt nie mówił, że nie można oddać swojego serca dwóm osobom. To nie znaczy, że jesteś zły. Nigdy nie byłeś kochany i teraz potrzebujesz tego jak powietrza. Kiedy zobaczyłeś jak to jest, przyciągasz do siebie każdego, kto chce ci to okazać. Czujesz, że jesteś ważny dla kogoś i to jest dla ciebie ważne. Ważne jest, komu jesteś wierny. Jeżeli czujesz, że to co jest między tobą a Tomem jest niewłaściwe, to dobrze. To znaczy, że jesteś dobry i wiesz, co można, a czego nie.
- Mam mu powiedzieć? Przyznać się do układu z Tomem?
- Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Każda odpowiedź byłaby zła. Sam musisz zdecydować.
- Jak dobrze, że mam ciebie.
Hermiona otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwało jej walenie w drzwi.
- Może chcesz z nim porozmawiać? - spytała patrząc na drzwi, które już się nie trzęsły.
- Jeszcze nie. Może wieczorem.
- Zostanę z tobą - powiedziała i uśmiechnęła się do niego.
***
Słońce zachodziło za horyzont kąpiąc wszystko w czerwono-złotych promieniach. Chmury leniwie wędrowały po niebie i wyglądały jak ogień skaczący w kominku z polana na polano. Harry siedział na parapecie owinięty w koc i wpatrywał się w las majaczący w oddali. Wysokie, tyczkowate drzewa uginały się pod naporem wiatru i wyglądały, jakby tańczyły nieznany taniec.
Hermiona czytała książkę, pozornie tylko skupiając się na niej. Tak naprawdę, jej wzrok co chwilę wędrował ponad opasły tom i spoczywał na Harrym. Martwiła się o niego. Nie wiedziała, co dokładnie ma zrobić, czy powiedzieć. Nie zamienili ze sobą ni jednego słowa tego dnia. Nie wiedziała, co mogłoby cokolwiek zmienić prócz jego rozmowy ze swoim mężem.
Kilka razy chciała coś powiedzieć, jednak Harry, jakby wyczuwając to, za każdym razem obracał się do niej i mierzył ją wzrokiem, a jej momentalnie odechciewało się komentować.
Po raz kolejny oderwała wzrok od tekstu, podniosła głowę i otworzyła usta, by coś powiedzieć, a Hary odwrócił się i spojrzał jej głęboko w oczy. Odpuściła po raz kolejny i wróciła do książki.
- Wszyscy już przyjechali?
Zamarła.
- Tak - odparła z wahaniem i uparcie wpatrywała się w książkę. Czuła na sobie jego wzrok i wiedziała, że nie uda jej się długo utrzymać języka za zębami.
Harry zeskoczył z parapetu, a koc zsunął mu się z ramion.
- Czegoś mi nie mówisz.
- Wszyscy przyjechali. O to się pytałeś.
- Spójrz na mnie - poprosił.
Pierwszym jej odruchem było podniesienie wzroku, ale coś w jego głosie ją zaniepokoiło. Siedziała bez ruchu i czekała na to, co zrobi.
- Hermiona, na pewno nie chcesz mi czegoś powiedzieć?
Milczała, uparcie wpatrując się w tekst.
Krzyknęła, kiedy książka została wyrwana z jej rąk, przeleciała przez pokój i z hukiem uderzyła o ścianę obok kominka.
- Nie unikaj mnie. Skoro powiedziało się „a”, to trzeba powiedzieć „b”. - Jej głos, mimo tego, że z pozoru miły i potulny sprawiał, że po plecach przebiegł jej dreszcz.
- Przecież… przecież nie unikam. Siedzę tutaj i… - zwiesiła głos nie wiedząc, co powiedzieć. Jej uczucia były irracjonalne, ale nie potrafiła pozbyć się strachu.
- I czegoś mi nie mówisz.
Potrząsnęła głową gwałtowniej niż było to wskazane.
Harry klęknął i starał się spojrzeć jej w oczy.
- Nie mogę - jęknęła.
- Mi nie możesz powiedzieć?
Przytaknęła, a Harry odsunął się, jakby go spoliczkowała. Patrzył na nią z niedowierzaniem i bólem w szmaragdowych oczach.
- Proszę, nie patrz tak na mnie. Naprawdę nie mogę ci powiedzieć.
Odwrócił wzrok do okna i tylko słyszał, jak Hermiona wstaje i wychodzi. Wzdrygnął się, gdy drzwi trzasnęły zostawiając go samego ze sobą.
***
- Musisz coś zjeść.
- Nie jestem głodny - burknął nawet nie odwracając wzroku ku rozmówczyni.
- Chcesz się zagłodzić?
- Nie jestem głodny. Ja coś będę chciał wyślę skrzata.
- Może sam zejdziesz?
- Nie chcę.
Narcyza wyrzuciła ręce w górę i zostawiła go samego.
Harry nie miał najmniejszej ochoty wychodzić z pokoju. Czuł tu się dobrze. To był jego azyl, nic nie mogło go tu dotknąć czy zranić. Oczywiście brakowało mu dzieci, ale nie był w stanie zejść i spotkać się z tymi wszystkimi ludźmi, którzy patrzyliby na niego ze współczuciem.
Ktoś zaczął walić w drzwi.
- Harry, mogę wejść?
Potter westchnął i zsunął się z okna. Przeszedł przez pokój odruchowo poprawiając zwisający z ramion koc.
- Czego chcesz?
- Chciałam porozmawiać.
- Lasandro, nie mam ochoty…
- Muszę ci coś powiedzieć.
- W tej chwili? To nie może poczekać kilka dni? Muszę wszystko sobie uporządkować…
- Nie. Musisz się dowiedzieć.
Harry zlustrował ją wzrokiem i odsunął się na bok. Lasandra weszła i rozejrzała się po pokoju.
- Może zechcesz usiąść?
Kiwnęła głową i opadła na fotel. Harry w tym czasie przywołał skrzata i zamówił ciastka i herbatę dla ich dwojga.
- Nawet nie wiem, od czego zacząć - powiedziała, kiedy Harry zajął miejsce na kanapie, naprzeciwko niej.
- Może od początku?
- Chyba tak będzie najlepiej. Jednak, jak powiem ci od początku, to nie będziesz chciał słuchać reszty.
- Dawaj. Już nic gorszego się nie stanie.
Lily pokręciła głową i uśmiechnęła się smutno.
- Nie jestem przyjaciółką twojej matki - powiedziała jednym tchem. Czekała na reakcję chłopaka, ale ten tylko na nią patrzył. - Mój syn nie zginął.
Harry parsknął śmiechem.
- Masz jakieś urojenia?
- Chciałabym, ale nie.
- Dobra, lepiej, żeby to miało jakiś głębszy sens, bo nie wytrzymam i wyjdę.
Lasandra zamknęła oczy i odetchnęła głęboko.
- Siedemnaście lat temu Voldemort zaatakował mój dom. Mój mąż zginął broniąc mnie i dziecka. Jednak nie swojego dziecka - zwiesiła głos.
Harry miał wrażenie, jakby coś uderzyło go w głowę. W uszach słyszał gwizd, a ciśnienie rozsadzało mu czaszkę.
Znał tą historię. Wiedział, jak ona się skończyła. Voldemort zabił kobietę, a dziecko pokonało Czarnego Pana. Ale to nie mogła być ona. Przecież jego matka zginęła.
- Upozorowałam własną śmierć i uciekłam - powiedziała, jakby potrafiła czytać mu w myślach. - Voldemort próbował zabić dziecko, ale było ono za silne nawet dla niego. Stracił swoje ciało na kilkanaście lat.
Harry wstał i podszedł do okna.
- Nie - powiedział i zacisnął szczęki. - Nie zniszczysz tego, co mam. Nie pozwolę ci.
- Nie chcę tego zniszczyć. Chcę ci wytłumaczyć, dlaczego musiałam to zrobić.
- Jak długo szydzisz sobie ze mnie za moimi plecami? Kto jeszcze wie? Pewnie Snape wiedział. Musiał wiedzieć.
- Twój ojciec obiecał mi, że będę mogła sama ci to powiedzieć.
- Czemu nie powiedziałaś mi od razu? Aż tak nie spodobał ci się twój syn, że nie chciałaś się do niego przyznać? Jestem inny, niż chciałaś, niż sobie wyobrażałaś? To wina twojej siostry. Możesz pojechać do niej i jej podziękować. Była wspaniałą opiekunką, a jej mąż idealnym bokserem.
- Nie mogłam, bo Dumbledore…
- Najlepiej wszystko zrzucić na kogoś. Mogłaś zabrać mnie ze sobą!
- On by wiedział, gdzie jesteś. To, że uwierzył w moją śmierć, to i tak cud. Nie wiesz, ile musiałam się namęczyć, żeby wrócić.
- List, który dostałem, wysłałaś sama, prawda? Czemu nie mogłaś napisać, że żyjesz?
- Albus wszystko kontrolował. Musiałam ten list dostarczyć komuś, kto by go wysłał okrężną drogą, żeby wyglądało, że napisałam go przed śmiercią.
- A eliksir, który zahamował moją moc?
- Musiałam ją ukryć. Albus by cię zabił, gdyby wiedział, jaki jesteś potężny. Nie mogłeś się bronić. Możesz mnie nienawidzić, ale jestem dumna z tego, kim teraz jesteś. Nie byłbyś taki… inteligentny, silny i… odporny, gdybym tego nie zrobiła. Potrafisz walczyć o swoje, bo nigdy swojego nie miałeś. Jesteś wojownikiem, Harry. Cokolwiek o mnie myślisz, kocham cię. Chcę, żebyś o tym wiedział. Każdego dnia żałowałam, że odeszłam zostawiając cię samego. Każdego dnia miałam ochotę wrócić nie zważając na konsekwencje. Każdego dnia wmawiałam sobie, że dobrze zrobiłam. Mam nadzieję, że się nie myliłam.
Harry usłyszał tylko zamykane drzwi i znów został sam.
W pokoju rozszedł się smutny śmiech. Od zawsze tak było. Od zawsze był sam. Nikogo nie obchodził, nikt się o niego nie troszczył. Zawsze musiał walczyć o swoje i o siebie, bo nikt inny by tego nie zrobił.
Po policzku popłynęła mu łza. Tak samo samotna, jak on. Otoczył się ramionami, ale nie pomogło. Czuł się tak samo samotny i pusty jak przed chwilą. Nawet to, że jego matka się odnalazła nie zmieniło tego, że czuł się samotny.
***
- Mówiłam, że to nie jest dobry pomysł - syknęła rudowłosa wchodząc do kuchni.
- Ja tylko zaproponowałem - bronił się mężczyzna siedzący przy stole. - Nie kazałem ci tego robić.
- Kazałeś, nie kazałeś. Marudziłeś mi nad uchem, że siedzi tam sam i że powinnam mu powiedzieć!
- Nie krzycz. Powiedziałaś mu i już nie cofniesz czasu. Stało się. Teraz trzeba poczekać, aż to przetrawi i będzie chciał porozmawiać. Nie odpędzisz się od niego tak szybko.
- Wiem - westchnęła i opadła na krzesło.
- Nadal wyglądasz jak Lasandra - powiedział Tom zerkając na nią znad kubka kawy.
- Bo na razie tylko on wie, kim jestem. Chyba, że mam zrobić wielki coming-out.
- Możesz.
Kobieta syknęła coś pod nosem i wstała. Ciągle mamrocząc coś do siebie wyszła z kuchni.
- Chyba jest w złym humorze - zanuciła Hermiona wchodząc do pomieszczenia i spoglądając za siebie.
- Chyba tak. - Tom kiwnął głową.
- A mogę wiedzieć, co się stało?
- Będziesz musiała o to zapytać ją lub Harry’ego. Zależy kogo się mniej boisz. Albo kto będzie skłonny do mówienia.
- A w ogóle Draco cię widział?
- Jaka łagodna zmiana tematu - zaśmiał się i spojrzał jej w oczy. - Owszem widział, ale nie poznał. Chyba powinienem się cieszyć.
- Chyba tak. Będziesz mógł być wymówką, kiedy Harry będzie chciał się z tobą spotkać - powiedziała i wybuchła śmiechem, kiedy dotarło do niej, jak to zabrzmiało.
- Faktycznie, trochę niefortunny dobór słów.
- Wiesz, o co mi chodzi - żachnęła się, ale w jej głosie nie było złości.
- W każdym razie, jeżeli chcesz się czegokolwiek dowiedzieć, to od Lasandry lub Harry’ego. Poza tym, mogłabyś się go zapytać, czy ma zamiar wziąć udział w dzisiejszym balu, czy nie.
Granger pokiwała głową i poszła porozmawiać z przyjacielem.
Zapukała dwa razy do drzwi.
- Harry?
Odpowiedziała jej cisza. Złapała za klamkę i popchnęła. Zdziwiła się, że drzwi są otwarte. Powoli przekroczyła próg rozglądając się na boki. Próbowała wychwycić każdą najmniejszą zmianę, która zaszła w pokoju od kiedy wyszła, a która mogła naprowadzić ją na to, gdzie teraz znajdował się Harry.
Koc leżał na ziemi koło okna, na którym przesiadywał godzinami. Narzuta na łóżku była skotłowana, a kołdra leżała na kufrze w nogach łóżka. Książki leżały otwarte na biurku pośród pergaminów czystych i zapisanych. Pióro leżało z lewej strony i plamiło wypracowanie z OPCM, które mieli napisać przez święta. Tom, który czytała poprzedniego dnia wciąż leżał nieruszony obok kominka, a na jego widok, Hermionie ścisnęło się serce. Książka leżała rozłożona, grzbietem do góry, jakby ktoś w trakcie czytania musiał przerwać i odłożył ją na chwilę tak, by nie zgubić strony, na której skończył. W kominku drewno żarzyło się lekko.
Hermiona przeniosła wzrok na żerdź stojącą na komodzie koło łóżka. Semanthiel siedział na niej i wyglądał na zmęczonego. W jego oczach można było dojrzeć, że za dzień lub dwa odrodzi się z popiołów.
Cichy syk odwrócił uwagę dziewczyny od feniksa. Skierowała się w stronę drzwi prowadzących do łazienki. Były uchylone. Gdy miała je otworzyć, poczuła ciężki, metaliczny odór krwi. Drżącą ręką złapała za klamkę i pociągnęła.
Zupełnie, jakby miała deja vu. Już kiedyś to widziała. Tyle, że tym razem chłopak siedzący pod ścianą w kałuży krwi miał ciemne włosy i zielone oczy. Poza tym, nawet wyraz oczy miał taki sam, jak tamten.
Uklękła przy nim i położyła mu ręce na policzkach. Spojrzał na nią z błogim uśmiechem na siniejących wargach.
Gryfonka nie potrafiła zmusić się do ruchu. Mogłaby tak siedzieć godzinami. Patrzyła na twarz swojego przyjaciela i zastanawiała się, gdzie popełniła błąd. Gdzie oni popełnili błąd.
Czemu nikt nie widział, że on jest taki delikatny, tak kruchy.
- Zostań ze mną - poprosiła i przeniosła dłonie na jego nadgarstki. Ścisnęła je mocno zaciskając przy tym oczy.
Spróbowała skontaktować się z Tomem przez Harry’ego. Czuła opór Gryfona, ale jej determinacja, by utrzymać go przy życiu była silniejsza niż jego, by umrzeć, bo udało jej się przezwyciężyć zaporę.
Tom, musisz jak najszybciej przyjść do pokoju Harry’ego. Nikt nie może się dowiedzieć, dlaczego.
Mogę chociaż ja się dowiedzieć, dlaczego?
Harry próbował popełnić samobójstwo.
***
- Jest idealnie - powiedział po raz kolejny Lucjusz przemierzając salę balową ze swoją małżonką u boku.
- Wiem. Boję się jednak, że coś się stanie. Mam takie uczucie… Voldemort jest gdzieś tam i coś planuje, a mu nie wiemy co. Harry siedzi w swoim pokoju i odmawia wyjścia, a Draco wrócił, jednak widzę, że coś go dręczy. Jest tak, jakby zamienili się miejscami. Lasandra ciągle gdzieś znika, a jak wróciła z pokoju Harry’ego to poszła porozmawiać z Tomem, a potem była jeszcze bardziej wkurzona niż wcześniej.
- Nie powiem, że doszukujesz się problemów tam, gdzie ich nie ma, bo faktycznie dzieje się coś dziwnego. Jednak mam nadzieję, że poczeka chociaż te kilka godzin. Jak myślisz?
- Oby.
Przeszli do salonu, gdzie Draco bawił się z bliźniakami, Serp próbował rozbawić Cecy, a Snape czytał książkę na fotelu niedaleko kominka.
- Prawdziwie rodzinna atmosfera - szepnęła Narcyza.
- Jak to w okresie świątecznym.
Narcyza uśmiechnęła się i już miała coś powiedzieć, gdy za plecami męża zobaczyła Tom wychodzącego z kuchni i rozglądającego się dookoła, jakby uważał, czy nikt go nie śledzi.
- Coś się stało? - spytał Lucjusz widząc skonsternowaną minę swojej żony. Odwrócił się w stronę, w którą patrzyła, ale Tom zdążył przejść dalej.
- Nie. Po prostu się zamyśliłam.
Blondyn pokiwał głową i pocałował żonę.
- Wszystko będzie idealne.
***
- Musimy zawołać tu kogoś. A przynajmniej Severusa. On na pewno ma potrzebne eliksiry.
- Nie możemy. Nikt nie może się dowiedzieć.
- Czemu? Dlaczego to ma być taka tajemnica? Nie on pierwszy się załamał.
- Bo, gdy Harry był u ciebie… kiedy go porwałeś, to Draco omal nie popełnił samobójstwa. Oni są siebie warci bardziej, niż wszystkim się zdaje. Są w stanie zginąć dla siebie, albo raczej przez siebie. Dlatego musisz mi pomóc bez mówienia komukolwiek.
- Możemy go przenieść do mojego zamku. Tam go pozszywam, napoje eliksirami i do wieczora powinien wydobrzeć na tyle, by mógł pójść na bal.
- Dziękuję.
- Dobra, dobra. Pomóż mi go podnieść.
Hermiona założyła sobie na barki lewą rękę, a Tom z pewnymi oporami podtrzymywał Harry’ego z drugiej strony. Wolną ręką sięgnął pod koszulkę Pottera i ścisnął w ręce medalion.
- Połóżmy go tu - wskazał na wolne łóżko najbliżej nich.
- Bandaże przeciekają - szepnęła Hermiona wskazując opatrunki powoli barwiące się na szkarłatno.
- Musimy działać szybko. Skocz do mojej pracowni, dwa razy w lewo, prosto, trzeci korytarz w prawo, ostatnie drzwi po lewej, weź wszystkie eliksiry, które mają coś wspólnego z krwią i odkażaniem. Możesz je spokojnie pomniejszyć, są w specjalnych opakowaniach. Ja przygotuję wszystko, czego będę potrzebował.
Na szczęście zamek był pusty i cichy, co nieco podniosło dziewczynę na duchu. Nie chciałaby się tłumaczyć przed Śmierciożercy, że wysłał ją Tom, a właściwie to Czarny Pan, żeby przyniosła eliksiry, które prawdopodobnie uratują życie Harry’emu Potterowi, Złotemu Chłopcowi, temu, który go pokonał. To byłaby katastrofa. Nawet w jej głowie brzmiało to kulawo.
Bez problemów dotarła do pracowni, jednak znalezienie odpowiedniej szafki, w której były gotowe eliksiry, było trudnym zadaniem. Sprawdzała po kolei każdą komodę i szafkę. Odpowiednie eliksiry znalazła dopiero w szóstej z kolei szafie. Wzięła wszystkie eliksiry związane z krwią, a dodatkowo wzmacniający i przyspieszający gojenie ran. Zanim wyszła, jeszcze trzy razy sprawdziła, czy na pewno ma wszystko i ruszyła w drogę powrotną ciemnymi korytarzami.
Tom w tym czasie przygotował narzędzia, odkaził wszystko i zdjął opatrunki z rąk Harry’ego. Chłopak jęknął cicho i poruszył się niespokojnie.
- Chyba wszystko mam  - powiedziała Hermiona przekraczając próg.
- Jak coś, to pobiegniesz jeszcze raz, ale na tą chwilę widzę, że raczej wszystko jest. Podaj mu miarkę wzmacniającego, przeciwkrwotocznego i słodkiego snu, który powinien być na półce z tyłu pomieszczenia.
- Już.
- Teraz ja będę mu zszywał rękę, a ty musisz kontrolować przepływ krwi.
- Nie możesz sam tego robić?
- Będę miał dwie ręce zajęte. Jeszcze nie udało mi się wyhodować trzeciej, chociaż teraz żałuję - sarknął i założył rękawiczki.

Gryfonka westchnęła i pochyliła się z różdżką nad operowaną ręką.