sobota, 26 grudnia 2015

Tom II Rozdział 20 cz.2

Rozdział taki typowo świąteczny. Nawet wpasował się w ten wolny czas. Mam nadzieje, że miło spędzacie ten czas, a dzisiejszy rozdział jeszcze bardziej umili Wam święta. 

Nutka wciąż ta sama:
"Get Happy"
Lisa Edelstein & Hugh Laurie

Miłego czytania!
____________________________________

Rozdział 20 cz.2 "Bal Bożonarodzeniowy"
Wielka Sala pełna była ludzi. Większość z nich tańczyła na parkiecie, nieliczni siedzieli przy stołach nad szklankami wypełnionymi alkoholem. Nauczyciele rozmawiali rozstawieni w różnych miejscach sali. Na stole pod ścianą leżało jedzenie. Najwidoczniej czas na przekąski, jakby ktoś zgłodniał.
Impreza wstępnie miała trwać do czwartej. Zapowiadało się jednak, że będzie trwać znacznie dłużej.
Harry wszedł do sali i rozejrzał się za Hermioną, która odznaczała się od innych uczestników balu. Nie było jej jednak i Potter, klnąc na swoją głupotę, poszedł na Wieżę Astronomiczną. Nie spodziewał się tam zastać Dracona. Prawdę mówiąc, nie spodziewał się tam zastać nikogo.
- Czego chcesz? - spytał Malfoy nawet się nie odwracając.
- Chciałem pomyśleć, ale myślałem, że nikogo tu nie będzie - powiedział Harry podchodząc do barierki i stając metr od blondyna.
- Też miałem nadzieję zostać tutaj sam. Więc, jeżeli byś mógł, to spadaj - mruknął mało przekonująco Ślizgon.
- Pewnie zaraz powiesz, że sobie zarezerwowałeś to miejsce, bo przyszedłeś tu pierwszy…
- Żebyś wiedział - przytaknął Draco i w końcu spojrzał na swojego wroga.
- Nic z tego. Nie tak łatwo mnie zniechęcić.
- Zauważyłem - burknął Malfoy wracając do obserwacji nocnego nieba.
- Ostatnim razem byłeś bardziej chętny, by się ze mną zaprzyjaźnić.
- Poprzednim razem ojciec kazał mi to zrobić - warknął Ślizgon. - Nadal nie wiem, co nim kierowało, ale gdyby kazał zrobić mi to jeszcze raz, wiedz, że nigdy, przenigdy bym się nie zgodził. Nie ważne, jak bardzo potrzebne by to było.
Potter szczęśliwie pomyślał, że już niedługo Tom skończy eliksir i odzyska swojego Dracona.
Tak bardzo mu go brakowało. Ciągle chciał się do kogoś przytulić, wyżalić, ale nie mógł. Odwracał się, żeby coś powiedzieć, ale nikogo koło niego nie było. Czuł się tak bardzo samotny. Zupełnie, jakby został sam na świecie. On jeden, jedyny.
Łza spłynęła z kącika i powoli potoczyła się po policzku. W końcu skapnęła ze szczęki na barierkę, o którą się opierał. Szybko przetarł ręką policzek i dyskretnie pociągnął nosem.
Przecież nie rozklei się przy Draconie. Nigdy.
Odwrócił się na pięcie i wręcz zbiegł po schodach. Zwolnił kroku, kiedy do końca zostało mu zaledwie pięć schodków.
Ucieszył się, kiedy zobaczył Hermionę. Zaczął iść w jej stronę, ale nagle zza rogu wyszedł nauczyciel Czarnej Magii i złapał nic niepodejrzewającą dziewczynę od tyłu. Ta odwróciła się chcąc go skrzyczeć, ale kiedy zobaczyła kto to, uśmiechnęła się. Nauczyciel także się uśmiechnął i pocałował ją lekko.
Harry wycofał się na schody, by nikt go nie zobaczył i zaczął podglądać przyjaciółkę. Wydawało się, że nie jest to dla nich pierwszyzna. Mężczyzna obcałowywał jej szczękę schodząc powoli na szyję, a dziewczyna odchyliła głowę do tyłu dając mu lepszy dostęp. Kiedy zębami zahaczył o brzeg sukienki zaśmiała się i pociągnęła go do najbliższej sali. Wtedy Harry mógł wyjść z ukrycia i postanowił zaczekać na przyjaciółkę na korytarzu.
Mieli szczęście, że nikt korytarzem nie szedł, bo zapomnieli rzucić zaklęcie wyciszające, a po odgłosach dochodzących zza zamkniętych drzwi mógł sądzić, że świetnie się razem bawią.
Dochodziła pierwsza, kiedy drzwi się uchyliły i wyjrzała głowa Hermiony, która niemal od razu napotkała spojrzenie zielonych oczu przyjaciela. Harry pomachał jej wesoło ręką, a dziewczyna spąsowiała i natychmiast cofnęła się do klasy. Potter usłyszał podniesione głosy, ale nie był wstanie zrozumieć czego dotyczyła rozmowa. Domyślał się, że jednak jego.
Parę minut później Hermiona wyszła z głową uniesioną wysoko i zaczerwienionymi policzkami. Chyba miała nadzieję, że Harry nie wiedział, co tam robiła i z kim. Musiał jednak popsuć jej humor.
- Od kiedy spotykasz się z Moriatem?
- Musimy tutaj? - spytała szeptem i ruszyła korytarzem.
Harry nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się i ruszył za nią. Chwilę później usłyszał zamykane drzwi za plecami. Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
Hermiona skręciła w stronę Wieży Gryffindoru. Weszła po schodach i wypowiedziała hasło. Harry wszedł za nią i razem opadli na kanapę.
- Jakiś miesiąc. Na początku roku zaproponował mi dodatkowe zajęcia, bym mogła nadrobić lekcje z tamtego roku. Jakoś samo wyszło - powiedziała i wzruszyła ramionami.
- Samo wyszło… To nie wychodzi od tak, samo. To nauczyciel - syknął.
- No i co z tego! Nie mam zamiaru zajść w ciążę. Nikt się nie dowie - warknęła, wstała gwałtownie  i stanęła plecami do przyjaciela. Nie mogła więc zobaczyć, jak bardzo zraniły go jej słowa.
- Nie żałuję. Mam dwójkę wspaniałych dzieci i niczego nie żałuję - mruknął i wyszedł nim Hermiona zrozumiała, jak zabrzmiały jej słowa.
Nagle zrobiło jej się zimno, a ramiona pokryła gęsia skórka. Drgnęła i podeszła do kominka. Wystawiła ręce do ognia, ale nie wiele pomogło. Poczuła pustkę w okolicy serca, oddech uwiązł w gardle. Po policzku spłynęły łzy. Hermiona złożyła ręce na piersi i roztarła ramiona. Pociągnęła nosem i wróciła na kanapę. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Z jednej strony, Harry ma rację. Moriat to nauczyciel, a jak się wyda, że umawia się z uczennicą, to wyleci. I ona i on. A tego bardzo by nie chciała. Z drugiej, ona też zasługuje na szczęście. I w końcu ktoś się nią zainteresował, mogła z nim porozmawiać na każdy temat. On ją rozumiał.
Podciągnęła nogi pod brodę i objęła je rękami. Czuła się taka samotna.
***
Harry był wściekły. Może trochę bardziej rozgoryczony, ale odczuwał także gniew. Nie żałował, że jego związek z Malfoy’em wyszedł na światło dzienne. Nie żałował, że zaszedł w ciążę. W żadnym momencie w ciągu dziewięciu miesięcy nie pomyślał, że mógłby usunąć dziecko. Nie podejrzewał, że przyjaciółka mogłaby coś takiego powiedzieć. Nawet w złości. Nie mieściło mu się to w głowie.
Nie wiedział, dokąd idzie. Szedł przed siebie aż stanął przed ścianą w lochach. Wiedział, że tu jest wejście do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, ale wcale nie chciał tu przychodzić. Zaraz obok było wejście do pokoju prefekta, w którym swego czasu mieszkał.
Przeszedł parę kroków i położył rękę na zimnym kamieniu. Pod pacami czuł wilgoć i wszelkie nierówności czarnych cegieł. Oparł się czołem o ścianę i zamknął oczy. Spróbował sobie przypomnieć, jak to było mieć Dracona przy sobie. Nigdy się nie nudził, nigdy nie odczuwał pustki i nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo się od niego uzależnił. Nie potrafił bez niego żyć. Wiedział jednak, że musi być silny dla dzieci, które go potrzebują.
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy.
W korytarzu rozległ się głos, który Harry rozpoznałby wszędzie z zamkniętymi oczami. Zacisnął mocniej powieki i zazgrzytał zębami.
- Biedny Harry Potter zabłądził.
- Malfoy - warknął Harry odpychając się od ściany i stając oko w oko z blondynem, na którego ramieniu uwiesiła się Pansy.
- A już myślałem, że jesteś zbyt upośledzony, by mówić - zaśmiał się Draco i spojrzał z wyzwaniem w oczach na Gryfona.
Harry pomyślał, że Malfoy ma tak zmienne nastroje jak kobieta w ciąży. Albo chłopak. Bardziej by to pasowało do Dracona. Za każdym razem zachowywał się inaczej. Raz był przyjazny, jak wredny, raz wkurzający, raz cichy. Nie można było go rozszyfrować.
- A ja myślałem, że fretki w ogóle nie potrafią mówić - odciął się Potter z satysfakcją zauważając pojawiające się w oczach blondyna iskierki gniewu.
- Ty myślałeś? - Na twarzy Dracona zagościło zdziwienie i podziw. - Niesamowite.
Harry zmrużył oczy i zacisnął pięści. Zdążył tylko zobaczyć jasną smugę, kiedy jego magia w postaci pantery rzuciła się na Parkinson. Pansy odsunęła się od Dracona, napięła jak struna i poleciała do przodu niczym kłoda. Draco próbował rzucić się jej na ratunek, ale jakaś siła powstrzymała go pociągając do pionu. Potter podniósł rękę i machnął nią w lewo. Malfoy wylądował na ścianie, a ręce zostały przywiązane do muru ponad jego głową.
Draco próbował coś powiedzieć, ale uniemożliwiło mu to zaklęcie rzucone przez bruneta. Gryfon z lubieżnym uśmiechem powoli zbliżał się do unieruchomionego chłopaka. Czuł się jak drapieżnik, który zagonił swoją ofiarę w ślepy róg i napawał się zwycięstwem.
- Teraz mi nie uciekniesz - wymruczał stając naprzeciwko niego i palcem przejechał po policzku. Draco odwrócił głowę i zapatrzył się w czerń korytarza.
Hary zaśmiał się cicho i ujął w palce podbródek blondyna. Mocował się z nim przez chwilę, ale w końcu postawił na swoim i sprawił, że Malfoy spojrzał mu w oczy.
- Draco, cokolwiek myślisz, nie skrzywdzę cię. Za kogokolwiek mnie uważasz, ja cię kocham i nic tego nie zmieni. Sprawię, że odzyskasz wspomnienia i będziesz mój. Tak bardzo cię kocham - wyszeptał i opadł na kolana. Jego ciałem wstrząsnął szloch. Pokręcił głową i roześmiał się przez łzy. - Tylko ty potrafisz sprawić, że jestem taki żałosny i słaby. Myśl o tobie powstrzymuje mnie przed samobójstwem. Tylko ty jednym słowem możesz sprawić, że roztopię się lub zagotuję ze złości. Tylko ty - szepnął wpatrując się w podłogę. Wstał jednym zwinnym ruchem i spojrzał w zimne oczy blondyna.
- Jesteś wariatem, Potter. Świrem, za którego uważałem cię od początku. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek pomyślę inaczej, ale z tego, co mówisz wynika, że myślałem inaczej.
Harry odetchnął i uspokoił się trochę sądząc, że teraz będzie z górki. Przeliczył się.
- Ale to było kiedyś. Jesteś nienormalny, Potter. Wypuść mnie natychmiast, świrze. Co ty sobie myślisz? Możesz sobie każdego bezkarnie przywiązywać zaklęciem do ściany?! Niech no tylko dowie się o tym mój ojciec!
- Będziesz mnie straszył moim teściem. - Harry prychnął. - Chciałbym ci uświadomić, że w tym momencie raczej stanąłby po mojej stronie. - Harry z satysfakcją oglądał, jak oczy Dracona zmieniają barwę na ciemnoszarą i pojawiają się w nich iskierki furii.
- Jednak, Harry, prosiłbym cię, byś wypuścił mojego syna i odczarował pannę Parkinson.
Osoba, która wypowiedziała te słowa schowana była w cieniu, jednak nie było problemów z rozpoznaniem, kto mówił.
- Dobrze, Lucjuszu. Jak sobie życzysz. Ale chciałbym, byś zabrał Dracona nim się na mnie rzuci - powiedział Potter machając ręką. Pansy jęknęła i podniosła się do pozycji siedzącej przykładając rękę do czoła.
- W porządku.
Malfoy wyszedł z cienia i podszedł do syna, który wpatrywał się w niego ze zdradą w oczach. Gryfon machnął ręką i niewidzialne więzy puściły.
- Jeszcze się policzymy, Potter - zapowiedział Draco i poszedł z ojcem w głąb korytarza.
Pansy szybko się zebrała i poszła w tylko sobie znanym kierunku.
***
Wielka Sala była niemal pusta. Tylko najbardziej wytrwali pozostali na parkiecie. Nauczyciele oczywiście musieli ich pilnować, czy chcieli, czy nie. Snape siedział na końcu stołu z jedzeniem i alkoholem i spoglądał na każdego, kto jeszcze trzymał się na nogach.
Przeniósł wzrok na drzwi wejściowe, przez które weszła Lasandra pod rękę z Thomasem. Prawdę mówiąc mężczyzna wydawał mu się znajomy od kiedy pierwszy raz go zobaczył, jednak skoro Harry powiedział, że to jego przyjaciel, to nie miał powodu poddawać pod wątpliwość jego słów. Do tego cały czas ktoś przy nim był. Najwięcej kręciła się przy nim Lily, co Snape’owi nie pasowało. Czuł jak zazdrość pali go w gardle i zaciska się zimnymi szponami na sercu. Miał ochotę podejść, zdzielić Thomasa po twarzy, a Lasandrę zabrać daleko i schować.
W końcu Thomas usiadł na swoim miejscu przy stole, a Lasandra zniknęła za tylnymi drzwiami. To była jego szansa. Wziął ze stołu wcześniej przygotowaną Ognistą i dwie szklanki.
- Mogę? - spytał Severus wskazując wolne krzesło po prawej stronie Lorda.
- Oczywiście - odparł Thomas mierząc Mistrza Eliksirów wzrokiem. Ten odstawił szkło na stół, usiadł i od razu rozlał alkohol.
- Zaciekawiło mnie, skąd znasz Lasandrę - zaczął Snape popijając bursztynowy płyn.
- W ogóle, to nie zostaliśmy sobie właściwie przedstawieni. Thomas Venger. - Tom uśmiechnął się i wyciągnął rękę ponad stołem.
- Racja. Severus Snape. - Mistrz Eliksirów przyjął zaoferowaną dłoń i lekko potrząsnął.
- Wracając do twojego pytania… Lasandrę poznałem w Londynie, zdaje się, że w te wakacje. Odwiedzamy ten sam klub w mugolskiej części Londynu. Ten, który należy do twojego syna. A właśnie, gdzie on jest?
Severus wzruszył ramionami i przyłożył szklankę do ust.
Do sali weszły dwie osoby. Dwie tak bardzo do siebie podobne osoby, że Snape, spoglądając kątem oka w tamtą stronę uznał, że to była jedna osoba. Dopiero, kiedy Mistrz Eliksirów skupił na nich wzrok dostrzegł, że to Lucjusz i bardzo wkurzony Draco. Kłócili się po drodze. Ślizgon był prowadzony za rękę i próbował się wyrwać, co marnie mu szło.
- Puść mnie - syknął Draco po raz kolejny próbując się wyrwać.
- Nic z tego. Będziesz próbował zrobić krzywdę mężowi, a ja do tego nie dopuszczę - odparł spokojnie Lucjusz nie zatrzymując się.
Malfoy Senior kiwnął głową Severusowi i jego towarzyszowi, po czym poprowadził syna do jednego ze stolików. Draco był bardziej niż niezadowolony, ale usiadł i założył ręce na piersi. W jego spojrzeniu szalał sztorm, a zdrada wybijała się na powierzchnię.
- Oni są niemożliwi - mruknął Lucjusz dosiadając się do Toma i Severusa.
- Co znowu zrobił twój syn?
- Nie mój, nie mój, tylko twój syn. Oszołomił Parkinson i przywiązał Dracona do ściany.
- Zapowiada się ciekawie.
- Na tym się skończyło. Wolę nie wiedzieć, co by się stało gdybym nie przechodził tamtędy, chociaż wątpię, żeby Harry go skrzywdził. Raczej Draco mógłby nie wytrzymać.
- Dwa tak wybuchowe temperamenty... Musi być gorąco - mruknął Tom popijając alkohol i spoglądając na nich ponad krawędzią szklanki.
- Dziwne, że jak byli razem, to tego nie było widać. Dogadywali się bez problemów i raczej nie kłócili, z tego, co wiem.
- Znam Harry’ego niedługo, a już kilka razy doprowadził mnie na skraj wytrzymałości - zaśmiał się Tom.
- To właśnie on. Wszystko potrafi, jeżeli tylko chce.
- Wybaczcie, ale muszę się przewietrzyć.
Severus patrzył na oddalającego się Toma.
- Nie uważasz, że wygląda znajomo?
- Niby do kogo? - Lucjusz wypił Ognistą i odstawił szklankę dnem do góry.
- Podobny do Sam-Wiesz-Kogo.
- Popadasz w paranoję. Myślisz, że Harry zaprzyjaźniłby się z Riddlem? Po tym co mu zrobił?
- Obawiam się, że Riddle mógłby znaleźć sposób, by przeciągnąć go na swoją stronę. Na przykład obiecałby, że wyleczy Dracona.
- Mówiłeś, że to niemożliwe.
- Dla niego wszystko jest możliwe. Ma możliwości, których ja nie mam.
- Czarny Pan nie zgodziłby się na ukrywanie swojej tożsamości. Od razu chciałby pokazać, że jest Lordem. To nie może być on. - Lucjusz starał się przekonać przyjaciela, jednak sam nie wyglądał na pewnego.
- Czuję się przy nim dziwnie. Czułem się tak tylko przy Lordzie.
- To, że ten facet ma moc, to nie znaczy, że od razu jest Lordem.
- Wiem, wiem. Jednak nie daje mi to spokoju. Mam tylko nadzieję, że Harry nie był tak głupi by dogadać się z Riddlem.
- Na pewno nie.
***
Gryfon usłyszał kroki za sobą i podskoczył. Szybko wytarł nos w mankiet i obrócił się.
- A. To ty - mruknął widząc Lasandrę. Obrócił się z powrotem w stronę okna i zapatrzył w Zakazany Las majaczący w ciemności. Było widać białą mgłę spowijającą korony drzew niczym kołdra.
- Wszystko w porządku? - spytała, chociaż jej ton sugerował, że nie potrzebuje odpowiedzi na to pytanie.
Harry zaśmiał się gorzko nie odrywając czoła od szyby. Wpatrywał się teraz w zaparowaną szybę. Nawet nie miał siły wyciągnąć ręki i jej przetrzeć.
- Jasne. Tak po prostu potrzebowałem się przewietrzyć. Złapałem przy okazji katar i uczulenie na pyłki. Dlatego łzawią mi oczy, a z nosa się leje jak z kranu.
- Zrozumiałam.
- Tak? To dlaczego wciąż tu stoisz?
- Hmm… Bo wiem co to znaczy stracić kogoś bliskiego.
- Straciłaś syna. On zginął, więc możesz go opłakiwać. A ja? Draco się na mnie wyżywa, za każdym razem łamie mi serce. Kiedy myślę, że go odzyskałem… wymyka się. 
- Dziwisz mu się? Nie pamięta całego roku. Nie wie, co o tobie myśleć. Ty też zachowujesz się w stosunku do niego bardzo różnie. Raz warczysz, a raz mówisz, że go kochasz. Czasem widzę, że masz ochotę go zabić. To prawda, straciłam syna, ale mam wrażenie, jakbym odzyskała go trochę w tobie - szepnęła.
Harry spojrzał na nią z dziwnym błyskiem w oku, jednak po chwili wrócił do wpatrywania się w błonia.
- Byłabyś wspaniałą matką.
Lasandra uśmiechnęła się i pokiwała głową.
- Tu jesteście. Właściwie, to bal się skończył i wszyscy was szukają. Wszystko w porządku?
- Kolejny. Wszystko ok! - warknął Potter odsuwając od siebie Lasandrę i Toma. Zeskoczył z okna.
- Widzę - mruknął, ale nie drążył tematu. - Severus chce wiedzieć, czy wracasz z nim do Malfoy Manor, czy chcesz jechać jutro ze wszystkimi.
- Jutro. Dobranoc. - Powlókł się korytarzem w stronę Wieży.
- Prawie mu powiedziałam. - Lasandra odezwała się dopiero, gdy Harry zniknął jej z oczu i ucichły kroki.
- Nawet się nie waż. Nie jest jeszcze gotowy.
- Kiedy będzie? - syknęła.
Harry przyczaił się za rogiem. Wiedział, że ona coś ukrywa i nie wytrzyma. Dobrze podejrzewał, że Tom zna jej tajemnicę.
- Poczekaj chociaż do po świąt. On cię znienawidzi.
- A myślisz, że ten tydzień zrobi mu różnicę? Że jego nienawiść będzie mniejsza?
- Nie, ale nie psuj rodzinnej atmosfery.
- No właśnie… - przerwała, bo w bocznym korytarzu podniosły się krzyki.
Wychylili się za winkiel i zobaczyli Dracona i Lucjusza. Ewidentnie o coś się spierali.
- Nie będę siedział przez dwa tygodnie z nim w jednym domu!
- Owszem, będziesz. To twój mąż, mój… zięć i mam prawo spędzić święta rodzinnie.
- Wiesz, na co mnie narażasz?
- Wiem. Na szczęśliwe święta z rodziną.
Draco otworzył usta, jednak Lucjusz podniósł rękę i chłopak nic nie powiedział.
- To nie podlega dyskusji. Zobaczymy się jutro w domu.
Ślizgon kiwnął głową i wpatrywał się w plecy ojca.
- Zdecydowanie to będą rodzinne święta - mruknęła do Toma i pociągnęła go ku wyjściu, a Harry nie mógł iść za nimi, bo kroki zdradziłyby jego obecność.
***
Harry miał problem. Nie kupił w tym roku żadnych prezentów, bo, tak jakby, nie miał kiedy. Uratowała go Hermiona wręczając kilka paczek.
- Tu masz coś dla teściów, Severusa, mnie - uśmiechnęła się wskazując na prezent w kształcie książki. - Coś małego dla dzieci, Cecy, niań, Serpa i oczywiście, najmniejszy, ale nie najmniej ważny, dla męża. Nawet kupiłam coś dla Toma. Myślę, że mu się spodoba.
- A dla Lasandry?
- Też przychodzi?
- Podobno tak - mruknął i spojrzał na przyjaciółkę.
- Coś się wymyśli. Wieczorem już będzie.
Potter przytaknął i wyściskał Hermionę.
- Co ja bym bez ciebie zrobił?
- Zginąłbyś marnie - szepnęła mu do ucha.
***
Wszyscy pomagali w przygotowaniu Wigilii. Nikt się nie obijał. No może oprócz Dracona, który kategorycznie odmówił zejścia na dół. Nie przeszkadzało to jednak w szczęściu reszty domowników.
W tym roku, na kolację przychodzili rodzice Hermiony, bo dziewczyna stwierdziła, że nie zostawi Harry’ego na pastwę Dracona, a nie chciała rodziców zostawiać samych. Harry zaprosił Toma, jednak ten odmówił. Powiedział, że musi zaatakować jakąś wioskę ku czci jakichś pogańskich bożków, czy coś, jednak Harry do końca mu nie uwierzył i po prostu stwierdził, że Tom się boi. A Riddle się obraził. Przynajmniej będzie spokój.
Severus zaprosił Lasandrę, a ta, ku niezadowoleniu Gryfona, przyszła. Jakby to ona nie mogła nie przyjść, a Tom - zjawić się.
Ślizgon zszedł dopiero na chwilę przed kolacją. Miał na sobie smoking, zieloną koszulę ze zdobieniami na kołnierzu i mankietach, muszkę i lakierowane buty, tak czyste, że można było się w nich przeglądnąć.
Harry, w swoim garniturze czuł się blado. Poza tym, nie zdążył jeszcze przybrać na wadze, więc wyglądał jak wieszak na ubrania. Garnitur, pomimo idealnych wymiarów, wisiał na nim i uwydatniał wszelkie wystające kości.
Narcyza, przy planowaniu stołu wzięła pod uwagę to, że Draco i Harry nie przepadają za sobą i usadziła ich jak najdalej od siebie. Hermiona i jej rodzice dostali miejsca bliżej Gryfona. Jak powiedziała Narcyza, lepiej dmuchać na zimne.
Dzielenie opłatkiem było bardzo ograniczone. Harry omijał Dracona, który połamał się tylko z Severusem i rodzicami. Minimalistycznie.
Kolacja przebiegła w spokojnej atmosferze. Bez obrażania się, wyzwisk czy głupich komentarzy. Można by rzec, że było nawet przyjemnie. Draco po prostu zamilkł. Zajmował się swoim talerzem, a gdy czegoś potrzebował, zwracał się do Cyzi lub Lucjusza.
- W tym roku też urządzacie bal sylwestrowy?
- Tak. Jednak bardziej chcemy zrobić coś w stylu balu przebierańców.
Harry zerknął na Dracona i zaraz odwrócił wzrok.
- Cyziu, mogę dać ci jutro listę osób, które chcę zaprosić. -  Nie było to pytanie. Wiedział, że może, ale wolał być w porządku.
Narcyza przytaknęła.
Reszta kolacji upłynęła w ciszy.
Dużo później, kiedy siedli na kanapie przy kawie i ciastku, Serp podszedł do Harry’ego i uwiesił mu się na ramieniu.
- Możemy otworzyć prezenty?
- Musisz się spytać mamy. Ja nie decyduję o tym.
Serp westchnął.
- Możesz. - Narcyza uśmiechnęła się.
Chłopiec rzucił się pod choinkę i wyjął największą paczkę.
- To dla mnie.
Podchodził do drzewka i roznosił każdemu prezenty niczym krasnoludek, pomocnik Mikołaja. Z pewną rezerwą zachowywał w związku z Draconem. Kładł paczki przed fotelem na którym siedział Ślizgon. Blondyn, jakby wiedział, które paczki są od Hermiony i Harry’ego, nie dotykał ich. Rozpakował prezenty od Severusa, rodziców i kolegów ze szkoły.
Harry zajął się swoimi paczkami. Od Hermiony dostał książkę. Jak zwykle. Severus w tym roku kupił mu zegarek. Miał kilka funkcji, jedną z nich była możliwość włożenia zdjęcia do środka. Od przyjaciół dostał płyty jego ulubionych zespołów, a od Serpa laurkę. Narcyza i Lucjusz przygotowali dla niego zdjęcia w antyramie. On z Draconem, z Izzy, Sebastianem, jedno z Hermioną i dwa z Serpem. Oczy zaszły mu łzami. Mrugał chcąc pozbyć się wilgoci pod powiekami.
- Chcieliśmy, żebyś miał kawałek rodziny ze sobą w szkole.
Gardło zacisnęło mu się ze wzruszenia. Kiwnął tylko głową.
Serp znowu się na nim uwiesił.
Harry usłyszał syk i zobaczył, jak Draco wychodzi. Z jednej strony chciał za nim iść, z drugiej - zostać. Nie wiedział, czy powinien. Jednak nie miał serca ściągać z siebie Serpa, więc siedział i tulił chłopca do siebie. Skoro jego brat go olał, został mu tylko Harry.
- Pójdziemy ulepić bałwana?
- Musisz się ciepło ubrać.
- Dobrze. - Serp zerwał się i pobiegł na górę.
- Hermiona, wybierzesz się z nami?
Kiwnęła głową i wstała z kanapy.
Najpierw rzucali się śnieżkami. Dopiero, gdy Serp sam wyglądał jak mały bałwanek, wzięli się za lepienie kulek.
***
- Masz marchewkę? - Harry przechylił się zza drzwi.
- Gdzieś powinna być. - Narcyza zniknęła w kuchni i wróciła z marchewką i garnkiem. - Bałwan musi mieć czapkę.
Harry odebrał rzeczy i wrócił do ogrodu.
Hermiona i Serp właśnie kończyli ustawiać głowę bałwanka, który, w ich wykonaniu, miał cztery kulki.
- To nie powinny być trzy? - spytał pochodząc do nich.
- Nasz ma cztery.
- A ma jakieś imię?
- Jeszcze nie. Może być… Bałwanek.
- Bałwanek? Sam jesteś jak bałwanek - zaśmiał się Harry i rzucił w Serpa śnieżką.
- Ejj. Poskarżę się tacie - mruknął, ale po chwili się uśmiechnął.
- Dobra, dobra. Chodź, ubierzemy bałwana.
Podniósł Serpa i dał mu marchewkę i garnek.
- A ręce?
- A skąd wezmę ci gałązki?
Serp pobiegł w stronę drzew i chwilę pogrzebał w śniegu. Zadowolony wrócił w rękach trzymając dwie gałązki.
- No dobra. Wygrałeś.
***
Draco nie wychodził z pokoju nawet na posiłki. Nie chciał nikogo widzieć.
Rodzice Hermiony pojechali w drugi dzień świąt, ale mieli wrócić na bal. Każdego dnia przyjeżdżali kolejni znajomi. Z każdym dniem Malfoy Manor wybuchało okrzykami radości, śmiechem i miłością. Jak to w święta.
Harry wybrał się na zakupy z Hermioną. Musiał zaktualizować garderobę dzieci, które rosły jak na drożdżach i ciągle potrzebowały większych ubranek, nowych zabawek i nowych wózków.
- Gdzie najpierw?
- Może… zabawki?
Spędzili dobre pięć godzin szukając ubranek i wybierając wózki. Harry wydał sporo pieniędzy, jednak stwierdził, że na dzieciach nie ma co oszczędzać.
- Wróciliśmy! - krzyknął przekraczając próg. Był obwieszony torbami, Hermiona podobnie i westchnął z ulgą, gdy postawił wszystko w holu.
- Coś cicho - mruknął i wyciągnął różdżkę z kieszeni, chociaż jej nie potrzebował. W mgnieniu oka, przed nim pojawił się kot i powoli kroczył przed Harrym.
Wszyscy byli w salonie, ale nikt się nie odzywał. Może dlatego, że na dywanie, pośród zabawek siedział Draco. Na rękach trzymał Izzy, przed nim, na brzuchu leżał Sebastian, a Serp układał klocki.
Potter bał się wejść dalej, by nie zmącić tej chwili. W końcu blondyn podniósł wzrok i zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał: uśmiechnął się do Harry’ego. Nie czekając oddał córkę w ręce Cyzi i podszedł do zszokowanego Gryfona.
- Harry - szepnął Malfoy i wyciągnął przed siebie rękę. Potter jednak cofnął się nim chociażby zdążył pomyśleć o tym, co robi. W oczach Dracona pojawił się ból, ale opuścił rękę.
- Co… Kim ty jesteś? Ty nie… ty nie możesz… nie możesz być Draconem. On mnie nie pamięta. To… Nie. Powiedzcie, że to jakiś głupi żart. Hermiona, uszczypnij mnie - poprosił błagalnie odwracając się do przyjaciółki, która nadal stała dwa kroki za nim.
Szybko policzył w myślach i wiedział, że to jeszcze nie czas. Tom nie mógłby tak szybko zrobić eliksiru, skoro mówił, że zajmie mu to cztery miesiące! Jeszcze co najmniej miesiąc.
- Mam dla ciebie list. Nie wiemy od kogo. Nie ma podpisu, adresu zwrotnego.
Trzy razy spróbował chwycić kopertę, nim mu się udało. Ręce trzęsły mu się tak bardzo, że rozerwał papier na pół. Wyjął ze środka pergamin w kolorze beżowym. Szybko przebiegł wzrokiem po tekście, ale nic nie rzuciło mu się w oczy. W końcu wrócił do początku.

Harry,
wiem, że możesz być zaskoczony. Uznajmy, że to prezent ode mnie. Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Udało mi się wcześniej skończyć, bo otrzymałem pomoc. Nie mogę powiedzieć od kogo, bo ta osoba sobie tego nie życzyła, ale obiecała mi, że powie Ci o tym już niedługo.
Ciesz się tym, co masz. Odzyskałeś swój sens życia, zwyciężyłeś śmierć już któryś raz. Baw się, póki możesz. Czerp z życia jak najwięcej. Wiem, że macie dużo do nadrobienia i wyjaśnienia sobie, więc nie będę Cię zamęczał. Mam nadzieję, że nasza umowa nadal obowiązuje. Powiesz mu lub nie, Twoja wola. Pamiętaj jednak, że póki ty trzymasz się ustaleń, ja nie zamierzam łamać żadnych postanowień.
Wesołych Świąt, Harry.

Nie było podpisu, ale brunet go nie potrzebował. Zobaczył, że na pergaminie pojawiły się mokre plamy, tusz rozmazywał się, gdy łzy spadały na niego. Jego usta rozciągnęły się w najszerszym uśmiechu. Miał wrażenie, że maska, którą nosił do tej pory, kruszy się i odpada.

Dziękuję - wyszeptał w myślach, a w odpowiedzi otrzymał cichy śmiech.

piątek, 4 grudnia 2015

Tom II Rozdział 20 cz.1

Przybywam z nowym rozdziałem! Cieszycie się? Mam nadzieję, że tak, bo ja już nie mogłam się doczekać, żeby wam go przekazać.
W końcu zdałam na prawo jazdy i od tygodnia chodzę szczęśliwa. ;) Studia rozpieszczają, bo nie muszę się uczyć (na razie). Zobaczymy co będzie przed sesją...

Nerra M. - aż normalnie nie wiem, co odpowiedzieć na Twój komentarz. Draco? Nie będę nic zdradzać, ale zacznie się dużo dziać już niedługo. Tom? No cóż... Zamiesza. To chyba tyle ;p Po prostu czytaj i czekaj na rozwój wydarzeń.

Ginny Weasley - co do nazwiska, to tak szłam w ciemno. Jakoś tak strzeliłam i dopiero teraz sprawdziłam, że to po francusku znaczy "zemsta", Taki zbieg okoliczności. Myślę, że Snape'owi trochę ulżyło, więc dlatego taki spokojny. Co do Lasandry... Już mnie trochę ta baba zaczyna wkurzać ;p


Nutka na ten rozdział to piosenka z serialu Dr House
"Get Happy" - Lisa Edelstein & Hugh Laurie

Miłego czytania i apeluję o komentarze. Bardzo mnie wspomagają, a także pokazują, że nie jesteście obojętni wobec mojego opowiadania i, że się wam podoba.
_________________________________________________________________
Rozdział 20. cz. 1 "Bal Bożonarodzeniowy"
Bal Bożonarodzeniowy jak zwykle miał się odbyć z Wielkiej Sali. W tym roku królowała czerwień i czerń. Białe płatki śniegu kontrastowały z tymi dwoma kolorami nadając sali osobliwy wygląd.
Na środku przejścia leżał gruby, czerwony dywan, który wytłumiał wszelkie kroki.
Stoliki były okrągłe; przy każdym mogło usiąść sześć osób. Banda do swojego dostawiła jedno krzesło i Luna dosiadła się do nich. Brakowało im Dracona, ale ten siedział ze Ślizgonami i patrzył na każdego z wyższością.
Dyrektor zastukał w kieliszek i wstał.
- Witam was na Balu Bożonarodzeniowym. Już jutro rozjedziecie się do domów, by spędzić święta w rodzinnym gronie - mówiąc to zerkał między Dracona a Harry’ego, a ten miał ochotę go przekląć. - Powitajmy naszych dzisiejszych gości. Pan Lucjusz Malfoy, jako jeden ze sponsorów dzisiejszej imprezy. - Rozległy się oklaski od strony Bandy, a nawet kilka gwizdów. Reszta Wielkiej Sali patrzyła na nich rozszerzonymi oczami. - Pan Thomas Venger, także sponsor. - Mężczyzna wstał i wpatrywał się w Pottera. Po chwili do Harry’ego dotarło, kto to jest. Na chwilę wciągnął powietrze i wlepiał w mężczyznę zaskoczone spojrzenie. Ten tylko bezczelnie się uśmiechnął i usiadł.
Do Harry’ego przestało docierać cokolwiek. Nie mógł uwierzyć, że Tom tu jest i tak po prostu siedzi sobie przy stole z innymi, rozmawia, śmieje się i jest… człowiekiem. Nawet rozmawia z Lucjuszem, który jest jego byłym sługą! Że Dumbledore się nie zorientował… Dodatkowo wykorzystał nazwisko, pod którym Harry zakamuflował go w szpitalu! A wtedy marudził, że mu się nie podoba, że mógł wymyślić lepsze. Hipokryta.
Potter otrząsnął się i powrócił myślami do obecnej chwili. Trafił akurat na moment toastu. Wziął kieliszek w rękę, wstał i uniósł go jak wszyscy lekko do góry. Nawet nie zarejestrował, za co go wznosi.
Po chwili wszyscy usiedli, a na stołach pojawiły się talerze dla każdego z pięknie pachnącym kurczakiem w sosie oraz warzywami podsmażanymi na patelni.
Po obiedzie uczniowie przenieśli się na parkiet, a stoły zostały odsunięte ze środka, by zrobić miejsce na parkiet.
Hermiona dorwała go jak tylko wstał od stołu. Poprowadziła go na bok za rękę i obróciła do siebie.
- Nie wspominałeś, że Tom tu będzie.
- Nie wiedziałem.
- Jasne - syknęła. Jej ton wyraźnie mówił, że mu nie wierzy.
- Naprawdę. Gdybym wiedział, uprzedziłbym cię.
Hermiona westchnęła i odeszła.
Jako, że Lucjusz sponsorował imprezę, nie mogło zabraknąć alkoholu. Stał on na długim stole pod ścianą, do którego podchodzili uczestnicy imprezy, nalewali sobie, co chcieli i odchodzili. Tam też udał się Harry. Po chwili poczuł, że ktoś stanął za nim. Wziął szklankę Ognistej do ręki i odwrócił się.
- Cześć, Lucjuszu - mruknął do mężczyzny.
- Witaj, Harry.
- Jak ci się udało przekonać radę do alkoholu?
- Stwierdziłem, że albo daję kasę i jest alkohol, albo niech sobie sami wszystko organizują.
- Słusznie - zaśmiał się Harry.
- Miałbym uczestniczyć w bezalkoholowej imprezie? Daj spokój. Ile ja mam lat? Pięć?
- Czasem mi się wydaje, że właśnie tyle masz - powiedział Snape podchodząc do nich. Jak zwykle był ubrany w czarne szaty, pod którymi miał czarne spodnie i ciemną koszulę ze srebrnymi obszyciami na mankietach i kołnierzyku.
Harry rozejrzał się po sali i zobaczył, że powoli zbliża się do nich Tom z kieliszkiem wina w ręce.
Potter musiał przyznać przed samym sobą, że wyglądał niezwykle pociągająco. Czarne włosy miał związane na karku wstążką tego samego koloru, przez co było widać smukłą szyję. Linia szczęki była wyraźnie zarysowana. Wysokie kości policzkowe obleczone skórą wyglądały, jakby chciały ją przebić. Gryfon dopiero teraz zauważał te szczegóły i z każdym wymierzał sobie policzek, że nie dotarły do niego wcześniej. Czerwone, pełne usta wykrzywione były w pogardliwym uśmieszku, a turkusowe oczy wpatrzone prosto w niego.
Harry oblał się rumieńcem, którego ciepło poczuł aż na klatce piersiowej. Czym prędzej odwrócił wzrok i uciekł do kąta, gdzie miał nadzieję, że nikt go nie znajdzie. Zapomniał, że Tom cały czas go obserwował. Stał plecami do sali pijąc swoją Ognistą i dopiero, kiedy poczuł oddech na szyi uzmysłowił sobie, że to nie był dobry pomysł.
- Czemu przede mną uciekasz? - wymruczał Riddle wodząc palcami po jego odsłoniętym karku.
- Nie uciekam. Po prostu… - nie wiedział, co ma powiedzieć. Wszystkie myśli uciekły, została tylko pustka.
- Widziałem, jak mi się przyglądałeś. Uważasz, że jestem przystojny. - To nie było pytanie. Tom był tego pewien.
- Chciałbym ci przypomnieć, że mam męża - powiedział chłodno, ale nadal się nie odwrócił. Nie zrobił tego z dwóch powodów. Po pierwsze Tom stał bardzo blisko niego i gdyby się odwrócił, stałby z nim nos w nos. Po drugie nie byłby wtedy w stanie powstrzymać się przed pocałowaniem starszego mężczyzny. Ta myśl uderzyła w niego, a on potrząsnął głową. Wiedział to od jakiegoś czasu, ale nie dopuszczał tego do siebie. Od dawna chciał go pocałować, ale na krańcu umysłu zawsze widział twarz Dracona.
- Wiem, ale aktualnie obściskuje się z Parkinson w schowku na miotły w bocznym korytarzu.
- Nie prawda! - krzyknął Potter i z rumieńcem wściekłości odwrócił się przodem do sali oraz Toma. Zaraz tego pożałował. Stali tak blisko siebie, że Harry mógł zobaczyć ciemniejsze plamki w oczach Riddle’a, a ich oddechy mieszały się ze sobą.
- Prawda, prawda. Nie zapominaj, że ja jestem połączony z tobą, a ty z nim. Jestem poza tym lepszym legilimentą niż ty i jego marne bariery mnie nie powstrzymają. - Drwiący uśmiech wykrzywił twarz Lorda, a Harry bezwiednie przysunął się jeszcze bliżej do niego.
Uśmiech starszego mężczyzny poszerzył się, zmieniając z drwiącego na zwycięski i chwile później ich usta połączyły się w pocałunku. Harry przymknął powieki i zarzucił swoje ręce na szyję Toma przyciągając go jeszcze mocniej do siebie. Riddle wsunął język między wargi chłopaka i przesunął nim po podniebieniu. Harry zadrżał i zacisnął pięści na włosach Voldemorta.
Tak bardzo brakowało mu bliskości drugiej osoby, a aż do tej chwili nie zdawał sobie z tego sprawy. Tych krótkich spotkań na pokaz z byłymi kochankami nie można było brać pod uwagę. To były zaledwie pocałunki, które robił, by wywołać zazdrość w Draconie.
Przez jego umysł przepłynęła myśl, że Draco albo Snape mogą w każdej chwili ich zobaczyć i zdecydowanie odsunął Toma od siebie.
- Nie - powiedział zachrypniętym głosem i przymknął powieki. Był pewien, że Tom uśmiecha się z wyższością.
- Boisz się męża i ojca? Rzuciłem zaklęcie, więc nikt nasz nie zauważy. Nie bój się mój drogi - mruknął mu do ucha owiewając je gorącym oddechem i wywołują kolejny dreszcz.
- Nie o to chodzi - skłamał Harry z zamkniętymi oczami. - To jest nie w porządku. Ja… ja kocham Dracona. Poza tym źle się czuję - powiedział i spojrzał mężczyźnie prosto w oczy. Tom ujrzał w nich, że Potter wierzy w te słowa, więc westchnął i odsunął się o krok.
- Jak sobie chcesz - mruknął, machnął ręką i odszedł.
Harry chciał go zatrzymać, ale nie wiedział, co miałby powiedzieć. Osunął się na ziemię i ukrył twarz w dłoniach.
***
- Witaj Tom. - Na korytarzu rozległ się damski głos, którego nie mógł zignorować. Rozpoznałby ten głos zawsze i wszędzie. Przystanął i rozejrzał się.
Ale to nie możliwe. Przecież…
- Wiesz, że to ja - powiedział głos.
- Wiem.
- Więc, co przeszkadza ci uwierzyć?
- Wszystko - mruknął i ruszył dalej.
- Czekaj.
Z cienia wynurzyła się kobieta ubrana w ciemno zieloną suknię balową z mnóstwem koronek, halek i ozdób. Włosy opadały falami na plecy i poruszały się przy każdym ruchu. Jej oczy błyszczały bystro, a usta rozciągnięte były w uśmiechu.
- Zmieniłaś się - powiedział podchodząc do niej powoli.
- Ty wcale - zaśmiała się i podała mu rękę. Ucałował ją lekko.
- Jak zawsze szarmancka i uwodzicielska.
- Chyba mówisz o sobie - powiedziała uśmiechając się kokieteryjnie.
- Jak widzę poczucie humoru zostało.
- A i owszem.
- Ile to lat minęło?
- Nie mów, że nie wiesz. Szesnaście - powiedziała z wyrzutem, jednak nadal uśmiechała się lekko.
- Faktycznie.
- Przejdziemy się? - zaproponowała i przyjęła ofiarowane jej ramię.
Ruszyli korytarzem oświetlonym przez pochodnie. Wszyscy bawili się w Wielkiej Sali, więc korytarze były puste. Nie musieli się martwić, że na kogoś wpadną.
- Do dziś nie wiem, jak to zrobiłaś.
- Jak co zrobiłam? - spojrzała na niego z niezrozumieniem w oczach.
- Jak upozorowałaś własną śmierć! - warknął znowu przystając i odwracając się w jej stronę.
- To było proste. Mała iluzja. Ale byłam zaskoczona, że się nie zorientowałeś.
- Zawsze miałem do ciebie słabość i chyba nie chciałem uwierzyć, że cię zabiłem. Wolałem mieć to za sobą. Tyle, że twój bachor mnie pozbawił ciała!
- Jesteś taki słodki, gdy się złościsz - zaszczebiotała kobieta idąc dalej i zostawiając Toma za sobą.
- Ale Lily, musisz mi powiedzieć, dlaczego!
- To proste. Przepowiednia musiała się wypełnić. Tyle, że już wtedy zrozumiałam, że nie chodzi o ciebie, lecz o Dumbledore’a. Kilkakrotnie namawiał mnie, żebym wstąpiła do Zakonu, to samo próbował zrobić z Severusem. Wszystkich zmyliło to, że w przepowiedni jest Czarny Pan. Nikt nie pomyślał, że przywódca Jasnej Strony może być zły. Albus od zawsze wiedział, że Harry będzie mu równy. Nie chronił mnie i Harry’ego przed tobą, bo miał nadzieję, że go zabijesz i nie będzie miał się o co martwić. Gdy tak się nie stało oddał Harry’ego do wujostwa i liczył na to, że wyrośnie na wystraszonego chłopca, który zaufa każdemu, kto powie mu prawdę. Jednak przeliczył się. Harry wyrósł silniejszy i odporniejszy na wszystko, w dodatku zaprzyjaźnił się z Hermioną, potem dostał ode mnie list, poznał Severusa, stworzył bandę i zakochał się w Draconie. Albus nie miał na niego żadnego wpływu. Musiał być wściekły. W końcu spróbował zniszczyć chłopaka przez odebranie wspomnień Malfoy’owi, ale nie wyszło. Jestem pewna, że planuje coś jeszcze.
Tom westchnął i spróbował wszystko sobie poukładać.
- A gdzie ty się ukrywałaś?
- W Ameryce. Potem przejęłam tożsamość zmarłej w ataku gangsterskim młodej czarodziejki i wróciłam do Anglii. Albus wiedział, kim jestem. Dołączyłam do Zakonu i…
- Czekaj, czekaj… do Zakonu?
- Musiałam. Nie miałam, gdzie się zaczepić, poza tym musiałam mieć na oku dyrektora i dostać się jakoś do Harry’ego.
- To jakie jest twoje nazwisko, kiedy się ukrywasz?
- Lasandra Emet.
Tom zaniemówił. Wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami.
- Ale… Ty…
- Tak. Jestem twoją Śmierciożerczynią, a ty nic nie podejrzewałeś. Myślałam, że jak przyjmę znak podczas działania eliksiru Wielosokowego, to coś się stanie, ale efekt był taki, że w swojej prawdziwej postaci, na moim przedramieniu nic nie ma. - Wysunęła przed siebie lewą rękę, a prawą podciągnęła rękaw sukni.
Tom wziął w ręce jej dłoń i dokładnie zaczął oglądać przedramię.
- To niemożliwe.
- A jednak.
- I ty przez ten cały czas służyłaś mi, a ja o tym nie wiedziałem?
- Owszem - przytaknęła.
- A w tym roku przyszłaś na stanowisko nauczycielki OPCM?
- Tak.
- Ktoś jeszcze wie?
- Severus. Nie wie, że ci służę, ale wie, kim jestem.
- A Harry?
- Nie. I na razie nie może się dowiedzieć.
- Ale to twój syn! Ma prawo wiedzieć - oburzył się Tom.
- Obiecaj, że mu nie powiesz.
- Obiecuję - mruknął od niechcenia.
- To możemy wracać. Zatańczysz ze mną, Tom?
- Chcesz wrócić jako Lily?
- Po to mam maskę - uśmiechnęła się i machnęła ręką. Na jej twarzy pojawiła się czarna maska na oczy. Miała zakrzywione ku górze końce, które nadawały jej drapieżny wygląd, dziury na oczy były wydłużone i przypominały nieco przymrużone kocie ślepia.
- Twoje włosy są bardzo charakterystyczne.
- Tak jak Lasandry. Nie zorientują się - mruknęła i pociągnęła go w stronę Wielkiej Sali.
***
- Masz się bawić, a nie siedzieć w kącie - warknęła Hermiona podchodząc do niego ze szklankami z alkoholem.
- Tak. Już - mruknął i wstał.
Rozejrzał się po sali. Próbował sobie wmówić, że wcale nie szuka Toma ani Dracona, ale nie potrafił. Przez chwilę mignęła mu w tłumie blond czupryna. Miał nadzieję, że Draco cały czas był w sali, a Riddle blefował.
Spojrzał w stronę drzwi wejściowych i zobaczył dwie postacie. Toma ubranego w czarny garnitur, pod którym widać było idealnie białą koszulę i muszkę oraz kobietę o płomiennych, rudych włosach. Wpatrywała się w niego swoimi przenikliwymi, zielonymi oczami. Tom za to w ogóle nie zwracał na niego uwagi. Szedł prowadzony przez kobietę, w której Harry rozpoznał Lasandrę.
Pantoflarz - pomyślał kąśliwie Potter, po czym przypomniał sobie, że to jego podwładna i roześmiał się w myślach. Jak on może pozwalać, żeby ona tak go traktowała. Jednak zrozumiał, że Riddle nie może się ujawnić.
Zaraz jednak zadał sobie pytanie, gdzie oni byli. Razem.
Jego wcześniejszy, jeszcze nie do końca wygasły gniew wezbrał w nim. Poczuł, jak wokół niego zbiera się moc, nad którą nie będzie w stanie zapanować. Zacisnął dłonie w pięści.
Otrzeźwiła go dopiero myśl, że zachowuje się, jakby był zazdrosny. O kogo? O Voldemorta? Robią razem interesy, ale nic więcej. Ten pocałunek to był jego błąd.
Gniew zaczął go opuszczać i spojrzał w bok na zdezorientowaną Hermionę.
- Harry, co to było?
- Nic - mruknął i spróbował odejść, ale poczuł na ramieniu silny uścisk i domyślił się, że Hermiona tak łatwo nie odpuści.
- Powiedz. Teraz! - warknęła przysuwając się do niego.
Kiwnął głową i ruszył do wyjścia. Szedł powoli z wyraźnymi trudnościami, jednak starał sobie radzić samemu. Hermiona szła krok za nim nadal trzymając go za rękę, by jej nie uciekł. W normalnych okolicznościach zaśmiałby się, bo wyglądało to komicznie. Zupełnie, jakby prowadziła dziecko do kąta.
Usiedli na ławce przed szkołą. Harry zapatrzył się na księżyc, który jak na złość był w pełni i oświetlał błonia srebrną poświatą. Było widać wszystko jak w dzień.
Srebrna suknia Hermiony obszyta drobnymi kryształkami diamentów lśniła, jakby były zamontowane na niej lampki. Mieniła się w srebrnym blasku i podkreślała wszelkie krągłości dziewczyny przylegając do niej jak druga skóra. Suknia była bez ramiączek, wiązana z tyłu. Odsłaniała szyję i barki dziewczyny. Rozcięcie od końca sukienki, które kończyło się na biodrze pozwalało jej chodzić i sprawiało, że każdy jej krok wyglądał na mieszaninę niewymuszonej gracji i seksapilu. Wysokie obcasy sprawiały, że idąc kołysała biodrami. Włosy upięte wysoko, na tę okazję ufarbowane na blond. Kilka kosmyków spływało po bokach twarzy i na kark, nadawało jej wygląd księżniczki. Oczy podkreślone złotym cieniem dla lekkiego kontrastu i usta pomalowane krwistoczerwoną szminką. Według Harry’ego wyglądała absolutnie obłędnie.
- Więc? - Stanęła przed nim z rękami na biodrach i nieustępliwą miną. Dla większego efektu tupnęła nogą.
Mimo tego, jak bardzo szanował i kochał przyjaciółkę, postanowił skłamać.
- Draco. Widziałem, jak wychodził z Parkinson z sali. Trochę się wkurzyłem.
- Trochę? Miałam wrażenie, że jeszcze chwila, a wysadzisz zamek w powietrze!
- Wydawało ci się.
- Wcale nie. Jesteś coraz silniejszy. Nie czujesz tego? Co z twoją magią? Gdzie masz kota?
- Ostatnio miałem dużo na głowie. W szpitalu był cały czas przy mnie, a teraz, przez ostatni tydzień byłem zbyt rozkojarzony - mruknął.
- Lepiej ci już? - spytała kładąc mu ręce na ramionach.
- Tak. Lepiej. Chodź, bo zimno - powiedział.
Uśmiechnęli się do siebie i weszli do szkoły. Nie zauważyli, że za ich plecami zaczął padać pierwszy w tym roku śnieg.
***
Draco przechadzał się po sali i wypatrywał. W sumie sam nie wiedział kogo, ale rozglądał się i z każdą ujrzaną twarzą jego frustracja rosła. Zobaczył tego sponsora Thomasa wychodzącego z sali, potem Pottera opuszczającego ją z Granger już po tym, jak mężczyzna wrócił z ich nauczycielką. Poza tym, wyglądało to, jakby się znali. Chwilę później Potter i jego szlamowata przyjaciółka wrócili i usiedli przy stoliku z Gryfonami.
Zaklął, bo zorientował się, że chciałby zatańczyć z Potterem. Ale czemu właśnie z nim? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Zamiast tego odwrócił się do Pansy, która wpatrywała się w niego maślanymi oczkami. Westchnął i wyciągnął ku niej rękę. Oczywiście się zgodziła i skoczyła na równe nogi, nim się rozmyślił.
Wirowali na parkiecie, ale tylko ułamek umysłu Dracona poświęcony był temu zajęciu. Akurat tyle, żeby nie zabić siebie, partnerki i reszty ludzi na parkiecie. Reszta jego myśli poświęcona była brunetowi, na którego kolanach siedziała Hermiona i śmiała się tak, jakby ktoś powiedział najprzedniejszy żart. Czemu mu to tak bardzo przeszkadzało?
Czemu był zazdrosny?
Bo Potter to twój mąż, musisz być o niego zazdrosny - podpowiedział mu głos w głowie, który od prawie czterech miesięcy podsuwał mu wspomnienia, sny i myśli. Przyzwyczaił się do tego głosu i czuł się dziwnie, gdy chociaż raz dziennie go nie usłyszał. Przypomniał sobie również, że to głos jego tatuażu, który aktualnie był na jego plecach i drapał go lekko pazurami.
Gdy piosenka się skończyła, Draco odprowadził Pansy do stołu i wbrew zdrowemu rozsądkowi zaczął lawirować między stolikami, by jak najszybciej dostać się do Pottera. W ostatniej chwili zapanował nad swoimi nogami i poszedł do stołu z alkoholem. Nalał sobie ponczu i stanął z boku, by nie rzucać się w oczy. Nie udało mu się to i chwilę później podszedł do niego Potter z nieśmiałym uśmiechem.
- Cześć Malfoy. Czy miałbyś ochotę zatańczyć?
Nim Draco zdołał zapanować nad swoimi ustami, wewnętrzny głos przejął kontrolę nad jego ciałem. Czuł, jak jego usta wykrzywiły się w uśmiechu, ręka odstawiła szklankę i wylądowała w wyciągniętej w oczekiwaniu dłoni Pottera. Głowa przechyliła się na chwilę do przodu i do tyłu. Nie ma odwrotu.
Harry poprowadził ich na skraj parkietu i obrócił się przodem do partnera.
Stawiał kroki opornie i starał się nadążyć za muzyką. Draco parę razy chciał rzucić jakąś niemiłą uwagę, ale przypominał sobie, co Harry przeszedł. Miał jednak wrażenie, że Harry spina się i stara, by mu zaimponować swoją siłą i sprawnością.
Patrzyli sobie w oczy, zupełnie, jakby chcieli coś w nich znaleźć. Potter jednak z każdą chwilą smutniał, a jego oczy traciły blask.
- Jeżeli masz wyglądać jak zbity psiak, to ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Potem będą mnie oskarżać, że coś ci zrobiłem - prychnął Malfoy i zmienił ręce.
- Bo zrobiłeś - odparł Harry ostro i odetchnął kilka razy, by się uspokoić.
Malfoy się zatrzymał i spojrzał na Gryfona.
- Nie wiem, jak mogłem się w tobie zakochać. Nie rozumiem, jak mogłem popatrzeć na ciebie przychylnym wzrokiem. Jak mogłem dotknąć cię z własnej woli. Po prostu nie rozumiem.
Draco zostawił go i szybkim krokiem wyszedł z sali.
Harry został sam. Odprowadzał wzrokiem Malfoy’a. Jego serce znowu było złamane. Roztrzaskane na milion malutkich kawałeczków, których nikt nie był w stanie pozbierać.
Poczuł ciężar samotności i tego, że nie da rady przekonać do siebie Dracona ponownie. Jedyne, co mogło przywrócić mu wspomnienia, to eliksir, który robił Tom.
Harry poszedł usiąść. Po drodze zahaczył o stół z alkoholem. Zgarnął z niego kilka butelek Ognistej i szklankę. Hermiona znalazła go, gdy był w trakcie trzeciej butelki. Nie wiedział już, gdzie się znajduje i co się z nim dzieje. Świat dookoła niego falował i rozmywał się przy szybszym ruchu. Stwierdził, że to fascynujące i zaczął szybko obracać głową na boki. Niestety nie był do dobry pomysł, bo zrobiło mu się niedobrze. Przyłożył rękę do ust i poczuł obezwładniające mdłości. Jedyne, co zdążył zrobić, to rzucić się w stronę najbliższego kosza na śmieci.
Zadowolony z opróżnienia swojego żołądka powrócił do stolika, gdzie czekała na niego przyjaciółka.
- Co ty robisz? - syknęła mu do ucha.
- A sso ja moge robić? - wybełkotał patrząc na nią.
- Jak ty wyglądasz? - zapytała oburzona.
- Nor… - zawiesił się i zmarszczył brwi. - Nolma… - spróbował znowu. - Jak zawsze - warknął sfrustrowany.
- Jesteś totalnie pijany - syknęła Hermiona i zabrała ze stołu dwie butelki Ognistej. Odstawiła je na stolik obok, ale w czasie, gdy to robiła, Harry przeczuwając, że chce zabrać resztę, otworzył stojącą przed nim butelkę i przystawił ją do ust.
Hermiona zaklęła pod nosem widząc poczynania przyjaciela i rzuciła się w jego stronę, by zabrać mu alkohol. Harry zdążył wyczarować barierę i Hermiona dobijała się do niego pięściami. Gryfon jednak nic sobie z tego nie zrobił i wypił do końca butelkę. Potem sięgnął po kolejną i także ją wypił. Spojrzał z wyższością na przyjaciółkę i machnął ręką. Bariera zniknęła, a brunetka spojrzała na przyjaciela.
- Harry! Tak nie można!
- Nie? - mruknął zdziwiony i spróbował wstać. Zrobił to za szybko i stracił równowagę. Poleciał na stolik obok i zwalił się razem z nim na ziemię.
Hermiona sapnęła wściekła i wyszła z sali nie chcąc mieć z nim nic do czynienia.
Na szczęście kapela grała głośno, ich stolik był w kącie sali i nikt, kto nie patrzył w tę stronę nie zorientował się, co się dzieje.
***
Tom rozglądał się po sali jednocześnie tańcząc z Lasandrą. Nigdzie nie mógł dostrzec Pottera, choć wiedział, że ten nigdzie nie wychodził. Spróbował wyczytać coś z jego myśli, ale były tak chaotyczne, że nie dał rady. Szepnął parę słów do Lily i rozdzielili się, by go poszukać.
Pierwsza znalazła do rudowłosa. Pochyliła się nad synem i potrząsnęła nim za ramiona. Harry otworzył oczy i spróbował skupić się na niewyraźnej postaci nad nim. Czerwień włosów odcinała się od czerni, a zielone oczy, zupełnie jak jego, wwiercały się w jego duszę. Uśmiechnął się i otworzył usta.
- Mamo - jęknął i podniósł rękę, by dotknąć twarzy kobiety.
Ale przecież jego mama nie żyje. Skąd w ogóle wzięło mu się to porównanie? Jak mógł tę kobietę pomylić z matką. Już raz to zrobił. Przed ślubem, pod koniec tamtego roku. Ale to była Lasandra. Tak, to Lasandra.
Nagle w głowie zaczęły szaleć głupie myśli i roześmiał się. Kątem oka zauważył, że Lasandra przypatruje mu się ze zdziwieniem, po czym wyprostowała się i podniosła rękę. Zaraz pojawił się też mężczyzna o długich włosach i przystojnej twarzy.
- Pachnie jak zgorzenia - powiedział Tom i zatkał nos.
- Tak. Chyba sam wypił z pięć butelek wierząc temu, co stoi na stole.
- Ale, żeby aż pięć butelek? Dorosły mężczyzna miałby problem z taką ilością alkoholu.
- Nie zapominaj, że jego chroni magia.
- No, ale bez przesady - jęknął Tom.
Harry zamachał wyciągniętą w górę ręką zwracając na siebie uwagę dorosłych. Roześmiał się, gdy na niego spojrzeli.
- Trzeba go stąd zabrać tak, by nikt tego nie zauważył.
- Trudno będzie - zamyśliła się Lasandra. Dyskretnie rozejrzała się po sali i uklękła obok Harry’ego. Włożyła ręce pod jego plecy i lekko go uniosła. - Teleportuj nas. Już.
Tom kucnął i chwycił dłoń Gryfona.
Chwilę później znajdowali się w salonie Riddle’a, a dokładniej na jego dywanie.
- Musimy go jakoś otrzeźwić - mruknął Tom chodząc po pomieszczeniu.
- Najlepiej będzie eliksirem - zgodziła się Lily wstając i prostując wygniecenia na sukni.
- Chodź - rzucił Lord i wyszedł z pokoju nawet się nie oglądając.
Oczywiście przyzwyczajenie zwyciężyło i powlokła się za nim ponurymi korytarzami. Weszli do pomieszczenia po lewej stronie korytarza. Stoły pod ścianami, na których stały kociołki i palniki kazały przypuszczać, że znajdują się w pracowni Lorda.
- Tu mam wszystkie potrzebne składniki - powiedział kładąc rękę na szafie w rogu pomieszczenia.
Voldemort podszedł do wieszaka, na którym powiesił marynarkę i kamizelkę. Wziął za to czarną jak smoła szatę i zarzucił sobie na ramiona.
- Pomóc ci? - spytała Lily stojąc w drzwiach i przyglądając się poczynaniom Toma.
- Chętnie - powiedział i zerknął na nią z ciekawością ukrytą w turkusowych tęczówkach.
Riddle podpalił ogień pod kociołkiem i wlał do niego bazę pod eliksir. Kiedy ta zaczęła się gotować dodał pierwszy składnik. Wywar zmienił kolor na zielony, a potem, zahaczając o każdy kolor tęczy przeszedł do fioletu. Wtedy Tom dodał kilka stokrotek i kroplę Ognistej, którą wziął z gabinetu. Wywar zabulgotał gniewnie, a Lily nachyliła się nad nim, by zobaczyć, jak ponownie zmienia kolor.
- Pokrój te korzenie i zetrzyj liście Namiętki.
- Dobrze, Panie - powiedziała usłużnie sięgając po nóż, jednak Tom spojrzawszy na nią zobaczył, że jej usta wykrzywione są w uśmiechu.
Powoli dodawał utarte liście pomiędzy kawałkami korzenia. Wywar uspokoił się i co chwilę pojawiała się bańka na jego powierzchni, która pękała z cichutkim „pop”. Po dziesięciu minutach gotowania eliksir zrobił się przeźroczysty niczym krystaliczna woda. Miał miętowy posmak dzięki liściom Namiętki. Można było go porównać z eliksirem na kaca. W trakcie robienia go jednak nie dodawało się alkoholu. Eliksir na wytrzeźwienie miał zredukować jego poziom, więc musiał wiedzieć, jaki rodzaj alkoholu płynął w żyłach delikwenta.
Tom wraz z Lily wrócili do salonu, a Harry leżał dokładnie w tym samym miejscu, co przed chwilą. Jego klatka piersiowa niemal się nie poruszała, ale Tom słyszał chaotycznie płynące myśli, więc wiedział, że chłopak żyje. Przez chwilę przemknęła mu przed oczami jego twarz i wspomnienie Pottera, jak się całowali.
Drgnął i poczuł, jak ciepło rozlewa się wewnątrz niego. Musiał przyznać, że podobało mu się to, jak chłopak na niego działa. I zdecydowanie Gryfon nie zdawał sobie z tego sprawy. Był tak naiwny i niewinny, choć przecież miał dwójkę wspaniałych dzieci, więc nie mógł być prawiczkiem, a jak raz zaglądnął do myśli Pottera był pewien, że zobaczył, iż ten miał co najmniej kilku kochanków prócz Dracona. I nie był aniołem w łóżku.
Tom spróbował odgonić od siebie te myśli wiedząc, że ma do czynienia z matką chłopaka, która na pewno nie będzie zadowolona, że on ma takie myśli o jej synu. Choć, kto wie? W końcu sama nie była do końca normalna.
Tom klęknął po drugiej stronie chłopaka niż Lily i podał jej fiolkę z eliksirem. Ta wzięła go jak małe dziecko i wlała mu do gardła przeźroczystą ciecz. Potter zakrztusił się i jęknął. Powoli otworzył oczy i przeskakiwał wzrokiem od Toma do Lasandry i z powrotem.
- Gdzie ja jestem? - wychrypiał i podniósł wolną rękę do głowy.
- U mnie w zamku. Powiedzieć, że spiłeś się jak świnia, to mało powiedziane - zaszydził Riddle z satysfakcją zauważając, że Harry skrzywił się, gdy powiedział to dość głośno.
- Ile wypiłem?
- Około pięciu butelek. Podziwiam, że nie zszedłeś tam od razu.
- Taa - szepnął Potter. - Co to był za eliksir? - spytał zamykając oczy.
- Na wytrzeźwienie.
- Super. A ma jakieś skutki uboczne?
- Nie? A co? - zmartwiła się Lasandra.
- Bo czuję się, jakby odparował on z połową moich szarych komórek. Głowa mi pęka - jęknął i wzdrygnął się  na ten dźwięk.
- Powinieneś być wdzięczny. Po takiej ilości wypitego alkoholu trzeźwiałbyś ze dwa dni.
- Dziękuję Panie i Władco - sarknął Potter uciskając palcami skronie. - A masz coś na kaca?
Tom tylko westchnął i podał mu fiolkę. Harry opróżnił ją na raz i uśmiechnął się błogo, kiedy ból głowy zaczął ustępować. Obrócił się w lewo i spojrzał na Lasandrę, która nadal trzymała go w objęciach.
- Wiesz, mogłabyś już mnie puścić - powiedział niepewnie, nie chcąc jej urazić.
- Proszę bardzo - mruknęła puszczając go i podnosząc się z kolan. Gryfon nie do końca jeszcze przygotowany opadł na ziemię uderzając się w głowę, na szczęście dla niego, na parkiecie leżał dywan, który złagodził uderzenie.
- W ogóle… wyglądasz inaczej, Lasandro - powiedział z wahaniem Potter i wstał. Zmrużył oczy i przyjrzał się nauczycielce.
- Wydaje ci się. To pewnie przez maskę…
- Nie. Masz trochę inne rysy i jakby… intensywniej zielone oczy? Włosy też jakby bardziej rude.
- To na pewno przez kominek - powiedziała wystraszona starając się opanować.
- Może - zawahał się Potter i odwrócił wzrok.
Lasandra dyskretnie odetchnęła z ulgą.
- Przepraszam, muszę iść do łazienki.
Obaj kiwnęli głowami i spojrzeli na siebie. Oznaczało to, że muszą zostać sami ze sobą przez najbliższe parę minut.
Na policzki Harry’ego wstąpił rumieniec, kiedy przypomniał sobie pocałunek. Odwrócił się plecami do Toma i przeskoczył przez kanapę, żeby na niej usiąść.
- Nagle taki wstydliwy? - zaszydził Lord niespiesznie pokonując pokój i siadając na fotelu obok kanapy.
- Nie wiem, o co ci chodzi - mruknął Potter wpatrując się uparcie w dywan.
- Wiesz. Ale jak nie chcesz, to nie musimy o tym rozmawiać. Powiedz mi, dlaczego się tak upiłeś.
- Wystarczy ci, że powiem, że nie z twojego powodu?
- Nie. Chcę wiedzieć - nalegał Voldemort.
- Nie twoja sprawa - warknął Harry i podniósł głowę. W jego oczach widać było gniew, a tęczówki pociemniały.
- Myślałem, że mi ufasz - powiedział z udawanym smutkiem Lord i obserwował zmianę na twarzy Pottera. Chłopak lekko się zawahał i przygryzł wargę. Wyglądał w tym momencie tak pociągająco, a z drugiej strony tak krucho, że Tom miał mieszane uczucia. Jednocześnie chciał się na niego rzucić i całować, dopóki Harry nie zacznie wić się pod nim z rozkoszy i chciał go przytulić, ochronić przed całym światem. Powstrzymał się jednak od jednego i drugiego, bo chciał się dowiedzieć, dlaczego Potter niemal nieświadomie popełnił samobójstwo.
- Draco - szepnął Harry tak cicho, że Tom musiał się nachylić, by cokolwiek usłyszeć.
- Co znowu ta fretka zrobiła?
- Właściwie nic - wzruszył ramionami. - Po prostu mnie nie pamięta. I chyba czasem ma przebłyski wspomnień, ale uważa, że nadal nie może zrozumieć, jak zakochał się we mnie - teraz Harry niemal płakał. Pociągnął parę razy nosem, a po policzku spłynęła mu jedna, samotna łza.
Voldemort wbrew sobie usiadł na kanapie obok Harry’ego i palcem starł słony strumyczek. Gryfon obrócił się w jego stronę i objął go, nim Lord cokolwiek powiedział.
- Dlaczego zawsze musisz się na mnie wieszać? - burknął Tom niezdarnie obejmując Pottera.
- Bo zawsze jesteś w pobliżu? - wymamrotał Harry wtulając się mocniej w Riddle’a. - A poza tym, nie mam poduszki przy sobie.
- Taa… Bo on taki miękki i puszysty jest - sarknęła Lasandra wchodząc do pokoju i widząc, co się dzieje na kanapie.
- Żebyś wiedziała - powiedział Harry i uśmiechnął się.
Według Toma wyglądał słodko z promiennym uśmiechem, śladami łez na policzkach, lekko zaczerwienionymi oczami i zapuchniętymi powiekami. Szybko otrząsnął się z tych myśli i odsunął od siebie Pottera, by nie przyciągnąć go do siebie i nie pocałować.
Nie mogę - powtarzał sobie w myślach, ale nie pomagało. W końcu wstał i wyczarował kieliszek wina.
- Alkoholiku ty - zaśmiał się Potter.
- Ja alkoholik? Mam przypomnieć, kto wypił pięć butelek Ognistej?
- Nie - burknął Potter i założył ręce na piersi.
- No właśnie.
Harry spojrzał na Lasandrę, która przyglądała się Tomowi. Mógłby przysiąc, że jej włosy straciły blask i zmatowiały, a oczy miały inną barwę niż jeszcze kilka minut temu. Także rysy się zmieniły. Złagodniały, a kości policzkowe zrobiły się mniej wyraźne. Musiał się dowiedzieć, kim jest ta kobieta i dlaczego wygląda tak bardzo inaczej. Przecież to nie możliwe, żeby alkohol, albo światło zrobiło tak wiele. Choć, możliwe, że był lekko przymulony i kac wywołał to, że wszystko postrzegał bardziej intensywnie. Zniknęła także jej maska. Przeczucie tknęło go między żebra, że ta maska mogła być kluczem do odgadnięcia, kim jest ta kobieta, ale teraz stracił szansę. Odwrócił wzrok i zapatrzył się w kominek.
- Właściwie, która jest godzina? - spytał spoglądając na Toma.
- Koło dwunastej.
- Chciałbym wrócić i przeprosić Hermionę. Wydaje mi się, że się na mnie obraziła - mruknął i wstał z jękiem, kiedy kości w kręgosłupie głośno zaprotestowały.
- No to już. Teleportuj się. Nikt cię tu nie trzyma - powiedział Tom wzruszając ramionami.
Rozległo się ciche pyk i w salonie została Lasandra i Tom.
- Gdzie schowałaś eliksir wielosokowy? - spytał Lord mierząc wzrokiem Lasandrę od stóp do głów.
- Moja słodka tajemnica - szepnęła powoli się do niego zbliżając.
- Harry prawie cię rozpoznał, a przynajmniej zauważył różnicę. Mam wgląd w jego myśli. Musisz się pilnować, bo ma wielką ochotę się tego dowiedzieć.
- Powiem mu, ale jeszcze nie teraz. Nie teraz - mruknęła wyjmując z dłoni Toma kieliszek i odstawiając go na stolik.
- A co masz zamiar teraz zrobić? - spytał uśmiechając się lekko.
Dobrze wiedział, ale chciał się z nią podroczyć. Jego uśmiech poszerzył się, kiedy na policzkach Lily pojawił się rumieniec.
- Mniej gadania, a więcej działania - powiedziała składając na jego ustach pocałunek.
- A mógłbym cię prosić, byś wyglądała jak ty? Czy będzie nietaktem, gdy powiem, że zawsze mnie pociągałaś i chciałem cię mieć? - szepnął tuż przy jej uchu.
- Nie - odszepnęła i uśmiechnęła się zwycięsko, choć Tom nie mógł tego zobaczyć.
Lily odchyliła się do tyłu i zaklęciem zniwelowała działanie eliksiru. Oczy nabrały intensywnej zielonej barwy, a włosy nieznacznie się wydłużyły i stały się bardziej lśniące.
Tom uśmiechnął się i ponownie połączył ich usta.