Rozdział taki typowo świąteczny. Nawet
wpasował się w ten wolny czas. Mam nadzieje, że miło spędzacie ten czas, a
dzisiejszy rozdział jeszcze bardziej umili Wam święta.
Nutka wciąż ta sama:
"Get Happy"
Lisa Edelstein & Hugh
Laurie
Miłego czytania!
____________________________________
Rozdział 20 cz.2 "Bal
Bożonarodzeniowy"
Wielka Sala pełna była ludzi.
Większość z nich tańczyła na parkiecie, nieliczni siedzieli przy stołach nad
szklankami wypełnionymi alkoholem. Nauczyciele rozmawiali rozstawieni w różnych
miejscach sali. Na stole pod ścianą leżało jedzenie. Najwidoczniej czas na
przekąski, jakby ktoś zgłodniał.
Impreza wstępnie miała trwać do
czwartej. Zapowiadało się jednak, że będzie trwać znacznie dłużej.
Harry wszedł do sali i rozejrzał się
za Hermioną, która odznaczała się od innych uczestników balu. Nie było jej
jednak i Potter, klnąc na swoją głupotę, poszedł na Wieżę Astronomiczną. Nie
spodziewał się tam zastać Dracona. Prawdę mówiąc, nie spodziewał się tam zastać
nikogo.
- Czego chcesz? - spytał Malfoy nawet
się nie odwracając.
- Chciałem pomyśleć, ale myślałem, że
nikogo tu nie będzie - powiedział Harry podchodząc do barierki i stając metr od
blondyna.
- Też miałem nadzieję zostać tutaj
sam. Więc, jeżeli byś mógł, to spadaj - mruknął mało przekonująco Ślizgon.
- Pewnie zaraz powiesz, że sobie
zarezerwowałeś to miejsce, bo przyszedłeś tu pierwszy…
- Żebyś wiedział - przytaknął Draco i
w końcu spojrzał na swojego wroga.
- Nic z tego. Nie tak łatwo mnie
zniechęcić.
- Zauważyłem - burknął Malfoy wracając
do obserwacji nocnego nieba.
- Ostatnim razem byłeś bardziej
chętny, by się ze mną zaprzyjaźnić.
- Poprzednim razem ojciec kazał mi to
zrobić - warknął Ślizgon. - Nadal nie wiem, co nim kierowało, ale gdyby kazał
zrobić mi to jeszcze raz, wiedz, że nigdy, przenigdy bym się nie zgodził. Nie
ważne, jak bardzo potrzebne by to było.
Potter szczęśliwie pomyślał, że już
niedługo Tom skończy eliksir i odzyska swojego Dracona.
Tak bardzo mu go brakowało. Ciągle
chciał się do kogoś przytulić, wyżalić, ale nie mógł. Odwracał się, żeby coś
powiedzieć, ale nikogo koło niego nie było. Czuł się tak bardzo samotny.
Zupełnie, jakby został sam na świecie. On jeden, jedyny.
Łza spłynęła z kącika i powoli
potoczyła się po policzku. W końcu skapnęła ze szczęki na barierkę, o którą się
opierał. Szybko przetarł ręką policzek i dyskretnie pociągnął nosem.
Przecież nie rozklei się przy
Draconie. Nigdy.
Odwrócił się na pięcie i wręcz zbiegł
po schodach. Zwolnił kroku, kiedy do końca zostało mu zaledwie pięć schodków.
Ucieszył się, kiedy zobaczył Hermionę.
Zaczął iść w jej stronę, ale nagle zza rogu wyszedł nauczyciel Czarnej Magii i
złapał nic niepodejrzewającą dziewczynę od tyłu. Ta odwróciła się chcąc go
skrzyczeć, ale kiedy zobaczyła kto to, uśmiechnęła się. Nauczyciel także się
uśmiechnął i pocałował ją lekko.
Harry wycofał się na schody, by nikt
go nie zobaczył i zaczął podglądać przyjaciółkę. Wydawało się, że nie jest to
dla nich pierwszyzna. Mężczyzna obcałowywał jej szczękę schodząc powoli na
szyję, a dziewczyna odchyliła głowę do tyłu dając mu lepszy dostęp. Kiedy
zębami zahaczył o brzeg sukienki zaśmiała się i pociągnęła go do najbliższej
sali. Wtedy Harry mógł wyjść z ukrycia i postanowił zaczekać na przyjaciółkę na
korytarzu.
Mieli szczęście, że nikt korytarzem
nie szedł, bo zapomnieli rzucić zaklęcie wyciszające, a po odgłosach
dochodzących zza zamkniętych drzwi mógł sądzić, że świetnie się razem bawią.
Dochodziła pierwsza, kiedy drzwi się
uchyliły i wyjrzała głowa Hermiony, która niemal od razu napotkała spojrzenie
zielonych oczu przyjaciela. Harry pomachał jej wesoło ręką, a dziewczyna
spąsowiała i natychmiast cofnęła się do klasy. Potter usłyszał podniesione
głosy, ale nie był wstanie zrozumieć czego dotyczyła rozmowa. Domyślał się, że
jednak jego.
Parę minut później Hermiona wyszła z
głową uniesioną wysoko i zaczerwienionymi policzkami. Chyba miała nadzieję, że
Harry nie wiedział, co tam robiła i z kim. Musiał jednak popsuć jej humor.
- Od kiedy spotykasz się z Moriatem?
- Musimy tutaj? - spytała szeptem i
ruszyła korytarzem.
Harry nie odpowiedział, tylko
uśmiechnął się i ruszył za nią. Chwilę później usłyszał zamykane drzwi za
plecami. Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
Hermiona skręciła w stronę Wieży
Gryffindoru. Weszła po schodach i wypowiedziała hasło. Harry wszedł za nią i
razem opadli na kanapę.
- Jakiś miesiąc. Na początku roku
zaproponował mi dodatkowe zajęcia, bym mogła nadrobić lekcje z tamtego roku.
Jakoś samo wyszło - powiedziała i wzruszyła ramionami.
- Samo wyszło… To nie wychodzi od tak,
samo. To nauczyciel - syknął.
- No i co z tego! Nie mam zamiaru
zajść w ciążę. Nikt się nie dowie - warknęła, wstała gwałtownie i stanęła
plecami do przyjaciela. Nie mogła więc zobaczyć, jak bardzo zraniły go jej
słowa.
- Nie żałuję. Mam dwójkę wspaniałych
dzieci i niczego nie żałuję - mruknął i wyszedł nim Hermiona zrozumiała, jak
zabrzmiały jej słowa.
Nagle zrobiło jej się zimno, a ramiona
pokryła gęsia skórka. Drgnęła i podeszła do kominka. Wystawiła ręce do ognia,
ale nie wiele pomogło. Poczuła pustkę w okolicy serca, oddech uwiązł w gardle.
Po policzku spłynęły łzy. Hermiona złożyła ręce na piersi i roztarła ramiona.
Pociągnęła nosem i wróciła na kanapę. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Z
jednej strony, Harry ma rację. Moriat to nauczyciel, a jak się wyda, że umawia
się z uczennicą, to wyleci. I ona i on. A tego bardzo by nie chciała. Z
drugiej, ona też zasługuje na szczęście. I w końcu ktoś się nią zainteresował,
mogła z nim porozmawiać na każdy temat. On ją rozumiał.
Podciągnęła nogi pod brodę i objęła je
rękami. Czuła się taka samotna.
***
Harry był wściekły. Może trochę
bardziej rozgoryczony, ale odczuwał także gniew. Nie żałował, że jego związek z
Malfoy’em wyszedł na światło dzienne. Nie żałował, że zaszedł w ciążę. W żadnym
momencie w ciągu dziewięciu miesięcy nie pomyślał, że mógłby usunąć dziecko.
Nie podejrzewał, że przyjaciółka mogłaby coś takiego powiedzieć. Nawet w
złości. Nie mieściło mu się to w głowie.
Nie wiedział, dokąd idzie. Szedł przed
siebie aż stanął przed ścianą w lochach. Wiedział, że tu jest wejście do Pokoju
Wspólnego Ślizgonów, ale wcale nie chciał tu przychodzić. Zaraz obok było
wejście do pokoju prefekta, w którym swego czasu mieszkał.
Przeszedł parę kroków i położył rękę
na zimnym kamieniu. Pod pacami czuł wilgoć i wszelkie nierówności czarnych
cegieł. Oparł się czołem o ścianę i zamknął oczy. Spróbował sobie przypomnieć,
jak to było mieć Dracona przy sobie. Nigdy się nie nudził, nigdy nie odczuwał
pustki i nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo się od niego uzależnił. Nie
potrafił bez niego żyć. Wiedział jednak, że musi być silny dla dzieci, które go
potrzebują.
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy.
W korytarzu rozległ się głos, który
Harry rozpoznałby wszędzie z zamkniętymi oczami. Zacisnął mocniej powieki i
zazgrzytał zębami.
- Biedny Harry Potter zabłądził.
- Malfoy - warknął Harry odpychając
się od ściany i stając oko w oko z blondynem, na którego ramieniu uwiesiła się
Pansy.
- A już myślałem, że jesteś zbyt
upośledzony, by mówić - zaśmiał się Draco i spojrzał z wyzwaniem w oczach na
Gryfona.
Harry pomyślał, że Malfoy ma tak
zmienne nastroje jak kobieta w ciąży. Albo chłopak. Bardziej by to pasowało do
Dracona. Za każdym razem zachowywał się inaczej. Raz był przyjazny, jak wredny,
raz wkurzający, raz cichy. Nie można było go rozszyfrować.
- A ja myślałem, że fretki w ogóle nie
potrafią mówić - odciął się Potter z satysfakcją zauważając pojawiające się w
oczach blondyna iskierki gniewu.
- Ty myślałeś? - Na twarzy Dracona
zagościło zdziwienie i podziw. - Niesamowite.
Harry zmrużył oczy i zacisnął pięści.
Zdążył tylko zobaczyć jasną smugę, kiedy jego magia w postaci pantery rzuciła
się na Parkinson. Pansy odsunęła się od Dracona, napięła jak struna i poleciała
do przodu niczym kłoda. Draco próbował rzucić się jej na ratunek, ale jakaś
siła powstrzymała go pociągając do pionu. Potter podniósł rękę i machnął nią w
lewo. Malfoy wylądował na ścianie, a ręce zostały przywiązane do muru ponad
jego głową.
Draco próbował coś powiedzieć, ale
uniemożliwiło mu to zaklęcie rzucone przez bruneta. Gryfon z lubieżnym
uśmiechem powoli zbliżał się do unieruchomionego chłopaka. Czuł się jak
drapieżnik, który zagonił swoją ofiarę w ślepy róg i napawał się zwycięstwem.
- Teraz mi nie uciekniesz - wymruczał
stając naprzeciwko niego i palcem przejechał po policzku. Draco odwrócił głowę
i zapatrzył się w czerń korytarza.
Hary zaśmiał się cicho i ujął w palce
podbródek blondyna. Mocował się z nim przez chwilę, ale w końcu postawił na
swoim i sprawił, że Malfoy spojrzał mu w oczy.
- Draco, cokolwiek myślisz, nie
skrzywdzę cię. Za kogokolwiek mnie uważasz, ja cię kocham i nic tego nie
zmieni. Sprawię, że odzyskasz wspomnienia i będziesz mój. Tak bardzo cię kocham
- wyszeptał i opadł na kolana. Jego ciałem wstrząsnął szloch. Pokręcił głową i
roześmiał się przez łzy. - Tylko ty potrafisz sprawić, że jestem taki żałosny i
słaby. Myśl o tobie powstrzymuje mnie przed samobójstwem. Tylko ty jednym
słowem możesz sprawić, że roztopię się lub zagotuję ze złości. Tylko ty -
szepnął wpatrując się w podłogę. Wstał jednym zwinnym ruchem i spojrzał w zimne
oczy blondyna.
- Jesteś wariatem, Potter. Świrem, za
którego uważałem cię od początku. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek pomyślę
inaczej, ale z tego, co mówisz wynika, że myślałem inaczej.
Harry odetchnął i uspokoił się trochę
sądząc, że teraz będzie z górki. Przeliczył się.
- Ale to było kiedyś. Jesteś
nienormalny, Potter. Wypuść mnie natychmiast, świrze. Co ty sobie myślisz?
Możesz sobie każdego bezkarnie przywiązywać zaklęciem do ściany?! Niech no
tylko dowie się o tym mój ojciec!
- Będziesz mnie straszył moim teściem.
- Harry prychnął. - Chciałbym ci uświadomić, że w tym momencie raczej stanąłby
po mojej stronie. - Harry z satysfakcją oglądał, jak oczy Dracona zmieniają
barwę na ciemnoszarą i pojawiają się w nich iskierki furii.
- Jednak, Harry, prosiłbym cię, byś
wypuścił mojego syna i odczarował pannę Parkinson.
Osoba, która wypowiedziała te słowa
schowana była w cieniu, jednak nie było problemów z rozpoznaniem, kto mówił.
- Dobrze, Lucjuszu. Jak sobie życzysz.
Ale chciałbym, byś zabrał Dracona nim się na mnie rzuci - powiedział Potter
machając ręką. Pansy jęknęła i podniosła się do pozycji siedzącej przykładając
rękę do czoła.
- W porządku.
Malfoy wyszedł z cienia i podszedł do
syna, który wpatrywał się w niego ze zdradą w oczach. Gryfon machnął ręką i
niewidzialne więzy puściły.
- Jeszcze się policzymy, Potter -
zapowiedział Draco i poszedł z ojcem w głąb korytarza.
Pansy szybko się zebrała i poszła w
tylko sobie znanym kierunku.
***
Wielka Sala była niemal pusta. Tylko
najbardziej wytrwali pozostali na parkiecie. Nauczyciele oczywiście musieli ich
pilnować, czy chcieli, czy nie. Snape siedział na końcu stołu z jedzeniem i
alkoholem i spoglądał na każdego, kto jeszcze trzymał się na nogach.
Przeniósł wzrok na drzwi wejściowe,
przez które weszła Lasandra pod rękę z Thomasem. Prawdę mówiąc mężczyzna
wydawał mu się znajomy od kiedy pierwszy raz go zobaczył, jednak skoro Harry
powiedział, że to jego przyjaciel, to nie miał powodu poddawać pod wątpliwość
jego słów. Do tego cały czas ktoś przy nim był. Najwięcej kręciła się przy nim
Lily, co Snape’owi nie pasowało. Czuł jak zazdrość pali go w gardle i zaciska
się zimnymi szponami na sercu. Miał ochotę podejść, zdzielić Thomasa po twarzy,
a Lasandrę zabrać daleko i schować.
W końcu Thomas usiadł na swoim miejscu
przy stole, a Lasandra zniknęła za tylnymi drzwiami. To była jego szansa. Wziął
ze stołu wcześniej przygotowaną Ognistą i dwie szklanki.
- Mogę? - spytał Severus wskazując
wolne krzesło po prawej stronie Lorda.
- Oczywiście - odparł Thomas mierząc
Mistrza Eliksirów wzrokiem. Ten odstawił szkło na stół, usiadł i od razu rozlał
alkohol.
- Zaciekawiło mnie, skąd znasz
Lasandrę - zaczął Snape popijając bursztynowy płyn.
- W ogóle, to nie zostaliśmy sobie
właściwie przedstawieni. Thomas Venger. - Tom uśmiechnął się i wyciągnął rękę
ponad stołem.
- Racja. Severus Snape. - Mistrz
Eliksirów przyjął zaoferowaną dłoń i lekko potrząsnął.
- Wracając do twojego pytania…
Lasandrę poznałem w Londynie, zdaje się, że w te wakacje. Odwiedzamy ten sam
klub w mugolskiej części Londynu. Ten, który należy do twojego syna. A właśnie,
gdzie on jest?
Severus wzruszył ramionami i przyłożył
szklankę do ust.
Do sali weszły dwie osoby. Dwie tak
bardzo do siebie podobne osoby, że Snape, spoglądając kątem oka w tamtą stronę
uznał, że to była jedna osoba. Dopiero, kiedy Mistrz Eliksirów skupił na nich
wzrok dostrzegł, że to Lucjusz i bardzo wkurzony Draco. Kłócili się po drodze.
Ślizgon był prowadzony za rękę i próbował się wyrwać, co marnie mu szło.
- Puść mnie - syknął Draco po raz
kolejny próbując się wyrwać.
- Nic z tego. Będziesz próbował zrobić
krzywdę mężowi, a ja do tego nie dopuszczę - odparł spokojnie Lucjusz nie
zatrzymując się.
Malfoy Senior kiwnął głową Severusowi
i jego towarzyszowi, po czym poprowadził syna do jednego ze stolików. Draco był
bardziej niż niezadowolony, ale usiadł i założył ręce na piersi. W jego
spojrzeniu szalał sztorm, a zdrada wybijała się na powierzchnię.
- Oni są niemożliwi - mruknął Lucjusz
dosiadając się do Toma i Severusa.
- Co znowu zrobił twój syn?
- Nie mój, nie mój, tylko twój syn.
Oszołomił Parkinson i przywiązał Dracona do ściany.
- Zapowiada się ciekawie.
- Na tym się skończyło. Wolę nie
wiedzieć, co by się stało gdybym nie przechodził tamtędy, chociaż wątpię, żeby
Harry go skrzywdził. Raczej Draco mógłby nie wytrzymać.
- Dwa tak wybuchowe temperamenty...
Musi być gorąco - mruknął Tom popijając alkohol i spoglądając na nich ponad
krawędzią szklanki.
- Dziwne, że jak byli razem, to tego
nie było widać. Dogadywali się bez problemów i raczej nie kłócili, z tego, co
wiem.
- Znam Harry’ego niedługo, a już kilka
razy doprowadził mnie na skraj wytrzymałości - zaśmiał się Tom.
- To właśnie on. Wszystko potrafi,
jeżeli tylko chce.
- Wybaczcie, ale muszę się
przewietrzyć.
Severus patrzył na oddalającego się
Toma.
- Nie uważasz, że wygląda znajomo?
- Niby do kogo? - Lucjusz wypił
Ognistą i odstawił szklankę dnem do góry.
- Podobny do Sam-Wiesz-Kogo.
- Popadasz w paranoję. Myślisz, że
Harry zaprzyjaźniłby się z Riddlem? Po tym co mu zrobił?
- Obawiam się, że Riddle mógłby
znaleźć sposób, by przeciągnąć go na swoją stronę. Na przykład obiecałby, że
wyleczy Dracona.
- Mówiłeś, że to niemożliwe.
- Dla niego wszystko jest możliwe. Ma
możliwości, których ja nie mam.
- Czarny Pan nie zgodziłby się na
ukrywanie swojej tożsamości. Od razu chciałby pokazać, że jest Lordem. To nie
może być on. - Lucjusz starał się przekonać przyjaciela, jednak sam nie
wyglądał na pewnego.
- Czuję się przy nim dziwnie. Czułem
się tak tylko przy Lordzie.
- To, że ten facet ma moc, to nie
znaczy, że od razu jest Lordem.
- Wiem, wiem. Jednak nie daje mi to
spokoju. Mam tylko nadzieję, że Harry nie był tak głupi by dogadać się z
Riddlem.
- Na pewno nie.
***
Gryfon usłyszał kroki za sobą i podskoczył.
Szybko wytarł nos w mankiet i obrócił się.
- A. To ty - mruknął widząc Lasandrę.
Obrócił się z powrotem w stronę okna i zapatrzył w Zakazany Las majaczący w
ciemności. Było widać białą mgłę spowijającą korony drzew niczym kołdra.
- Wszystko w porządku? - spytała,
chociaż jej ton sugerował, że nie potrzebuje odpowiedzi na to pytanie.
Harry zaśmiał się gorzko nie odrywając
czoła od szyby. Wpatrywał się teraz w zaparowaną szybę. Nawet nie miał siły
wyciągnąć ręki i jej przetrzeć.
- Jasne. Tak po prostu potrzebowałem
się przewietrzyć. Złapałem przy okazji katar i uczulenie na pyłki. Dlatego
łzawią mi oczy, a z nosa się leje jak z kranu.
- Zrozumiałam.
- Tak? To dlaczego wciąż tu stoisz?
- Hmm… Bo wiem co to znaczy stracić
kogoś bliskiego.
- Straciłaś syna. On zginął, więc
możesz go opłakiwać. A ja? Draco się na mnie wyżywa, za każdym razem łamie mi
serce. Kiedy myślę, że go odzyskałem… wymyka się.
- Dziwisz mu się? Nie pamięta całego
roku. Nie wie, co o tobie myśleć. Ty też zachowujesz się w stosunku do niego
bardzo różnie. Raz warczysz, a raz mówisz, że go kochasz. Czasem widzę, że masz
ochotę go zabić. To prawda, straciłam syna, ale mam wrażenie, jakbym odzyskała
go trochę w tobie - szepnęła.
Harry spojrzał na nią z dziwnym
błyskiem w oku, jednak po chwili wrócił do wpatrywania się w błonia.
- Byłabyś wspaniałą matką.
Lasandra uśmiechnęła się i pokiwała
głową.
- Tu jesteście. Właściwie, to bal się
skończył i wszyscy was szukają. Wszystko w porządku?
- Kolejny. Wszystko ok! - warknął
Potter odsuwając od siebie Lasandrę i Toma. Zeskoczył z okna.
- Widzę - mruknął, ale nie drążył
tematu. - Severus chce wiedzieć, czy wracasz z nim do Malfoy Manor, czy chcesz
jechać jutro ze wszystkimi.
- Jutro. Dobranoc. - Powlókł się
korytarzem w stronę Wieży.
- Prawie mu powiedziałam. - Lasandra
odezwała się dopiero, gdy Harry zniknął jej z oczu i ucichły kroki.
- Nawet się nie waż. Nie jest jeszcze
gotowy.
- Kiedy będzie? - syknęła.
Harry przyczaił się za rogiem.
Wiedział, że ona coś ukrywa i nie wytrzyma. Dobrze podejrzewał, że Tom zna jej
tajemnicę.
- Poczekaj chociaż do po świąt. On cię
znienawidzi.
- A myślisz, że ten tydzień zrobi mu
różnicę? Że jego nienawiść będzie mniejsza?
- Nie, ale nie psuj rodzinnej
atmosfery.
- No właśnie… - przerwała, bo w
bocznym korytarzu podniosły się krzyki.
Wychylili się za winkiel i zobaczyli
Dracona i Lucjusza. Ewidentnie o coś się spierali.
- Nie będę siedział przez dwa tygodnie
z nim w jednym domu!
- Owszem, będziesz. To twój mąż, mój…
zięć i mam prawo spędzić święta rodzinnie.
- Wiesz, na co mnie narażasz?
- Wiem. Na szczęśliwe święta z
rodziną.
Draco otworzył usta, jednak Lucjusz
podniósł rękę i chłopak nic nie powiedział.
- To nie podlega dyskusji. Zobaczymy
się jutro w domu.
Ślizgon kiwnął głową i wpatrywał się w
plecy ojca.
- Zdecydowanie to będą rodzinne święta
- mruknęła do Toma i pociągnęła go ku wyjściu, a Harry nie mógł iść za nimi, bo
kroki zdradziłyby jego obecność.
***
Harry miał problem. Nie kupił w tym
roku żadnych prezentów, bo, tak jakby, nie miał kiedy. Uratowała go Hermiona
wręczając kilka paczek.
- Tu masz coś dla teściów, Severusa,
mnie - uśmiechnęła się wskazując na prezent w kształcie książki. - Coś małego
dla dzieci, Cecy, niań, Serpa i oczywiście, najmniejszy, ale nie najmniej ważny,
dla męża. Nawet kupiłam coś dla Toma. Myślę, że mu się spodoba.
- A dla Lasandry?
- Też przychodzi?
- Podobno tak - mruknął i spojrzał na
przyjaciółkę.
- Coś się wymyśli. Wieczorem już
będzie.
Potter przytaknął i wyściskał
Hermionę.
- Co ja bym bez ciebie zrobił?
- Zginąłbyś marnie - szepnęła mu do
ucha.
***
Wszyscy pomagali w przygotowaniu
Wigilii. Nikt się nie obijał. No może oprócz Dracona, który kategorycznie
odmówił zejścia na dół. Nie przeszkadzało to jednak w szczęściu reszty
domowników.
W tym roku, na kolację przychodzili
rodzice Hermiony, bo dziewczyna stwierdziła, że nie zostawi Harry’ego na pastwę
Dracona, a nie chciała rodziców zostawiać samych. Harry zaprosił Toma, jednak
ten odmówił. Powiedział, że musi zaatakować jakąś wioskę ku czci jakichś
pogańskich bożków, czy coś, jednak Harry do końca mu nie uwierzył i po prostu
stwierdził, że Tom się boi. A Riddle się obraził. Przynajmniej będzie spokój.
Severus zaprosił Lasandrę, a ta, ku
niezadowoleniu Gryfona, przyszła. Jakby to ona nie mogła nie przyjść, a Tom -
zjawić się.
Ślizgon zszedł dopiero na chwilę przed
kolacją. Miał na sobie smoking, zieloną koszulę ze zdobieniami na kołnierzu i
mankietach, muszkę i lakierowane buty, tak czyste, że można było się w nich
przeglądnąć.
Harry, w swoim garniturze czuł się
blado. Poza tym, nie zdążył jeszcze przybrać na wadze, więc wyglądał jak
wieszak na ubrania. Garnitur, pomimo idealnych wymiarów, wisiał na nim i
uwydatniał wszelkie wystające kości.
Narcyza, przy planowaniu stołu wzięła pod
uwagę to, że Draco i Harry nie przepadają za sobą i usadziła ich jak najdalej
od siebie. Hermiona i jej rodzice dostali miejsca bliżej Gryfona. Jak
powiedziała Narcyza, lepiej dmuchać na zimne.
Dzielenie opłatkiem było bardzo
ograniczone. Harry omijał Dracona, który połamał się tylko z Severusem i
rodzicami. Minimalistycznie.
Kolacja przebiegła w spokojnej
atmosferze. Bez obrażania się, wyzwisk czy głupich komentarzy. Można by rzec,
że było nawet przyjemnie. Draco po prostu zamilkł. Zajmował się swoim talerzem,
a gdy czegoś potrzebował, zwracał się do Cyzi lub Lucjusza.
- W tym roku też urządzacie bal
sylwestrowy?
- Tak. Jednak bardziej chcemy zrobić
coś w stylu balu przebierańców.
Harry zerknął na Dracona i zaraz
odwrócił wzrok.
- Cyziu, mogę dać ci jutro listę osób,
które chcę zaprosić. - Nie było to pytanie. Wiedział, że może, ale wolał
być w porządku.
Narcyza przytaknęła.
Reszta kolacji upłynęła w ciszy.
Dużo później, kiedy siedli na kanapie
przy kawie i ciastku, Serp podszedł do Harry’ego i uwiesił mu się na ramieniu.
- Możemy otworzyć prezenty?
- Musisz się spytać mamy. Ja nie
decyduję o tym.
Serp westchnął.
- Możesz. - Narcyza uśmiechnęła się.
Chłopiec rzucił się pod choinkę i
wyjął największą paczkę.
- To dla mnie.
Podchodził do drzewka i roznosił
każdemu prezenty niczym krasnoludek, pomocnik Mikołaja. Z pewną rezerwą
zachowywał w związku z Draconem. Kładł paczki przed fotelem na którym siedział
Ślizgon. Blondyn, jakby wiedział, które paczki są od Hermiony i Harry’ego, nie
dotykał ich. Rozpakował prezenty od Severusa, rodziców i kolegów ze szkoły.
Harry zajął się swoimi paczkami. Od
Hermiony dostał książkę. Jak zwykle. Severus w tym roku kupił mu zegarek. Miał
kilka funkcji, jedną z nich była możliwość włożenia zdjęcia do środka. Od
przyjaciół dostał płyty jego ulubionych zespołów, a od Serpa laurkę. Narcyza i
Lucjusz przygotowali dla niego zdjęcia w antyramie. On z Draconem, z Izzy,
Sebastianem, jedno z Hermioną i dwa z Serpem. Oczy zaszły mu łzami. Mrugał
chcąc pozbyć się wilgoci pod powiekami.
- Chcieliśmy, żebyś miał kawałek
rodziny ze sobą w szkole.
Gardło zacisnęło mu się ze wzruszenia.
Kiwnął tylko głową.
Serp znowu się na nim uwiesił.
Harry usłyszał syk i zobaczył, jak
Draco wychodzi. Z jednej strony chciał za nim iść, z drugiej - zostać. Nie wiedział,
czy powinien. Jednak nie miał serca ściągać z siebie Serpa, więc siedział i
tulił chłopca do siebie. Skoro jego brat go olał, został mu tylko Harry.
- Pójdziemy ulepić bałwana?
- Musisz się ciepło ubrać.
- Dobrze. - Serp zerwał się i pobiegł
na górę.
- Hermiona, wybierzesz się z nami?
Kiwnęła głową i wstała z kanapy.
Najpierw rzucali się śnieżkami.
Dopiero, gdy Serp sam wyglądał jak mały bałwanek, wzięli się za lepienie kulek.
***
- Masz marchewkę? - Harry przechylił
się zza drzwi.
- Gdzieś powinna być. - Narcyza
zniknęła w kuchni i wróciła z marchewką i garnkiem. - Bałwan musi mieć czapkę.
Harry odebrał rzeczy i wrócił do
ogrodu.
Hermiona i Serp właśnie kończyli
ustawiać głowę bałwanka, który, w ich wykonaniu, miał cztery kulki.
- To nie powinny być trzy? - spytał
pochodząc do nich.
- Nasz ma cztery.
- A ma jakieś imię?
- Jeszcze nie. Może być… Bałwanek.
- Bałwanek? Sam jesteś jak bałwanek -
zaśmiał się Harry i rzucił w Serpa śnieżką.
- Ejj. Poskarżę się tacie - mruknął,
ale po chwili się uśmiechnął.
- Dobra, dobra. Chodź, ubierzemy
bałwana.
Podniósł Serpa i dał mu marchewkę i
garnek.
- A ręce?
- A skąd wezmę ci gałązki?
Serp pobiegł w stronę drzew i chwilę
pogrzebał w śniegu. Zadowolony wrócił w rękach trzymając dwie gałązki.
- No dobra. Wygrałeś.
***
Draco nie wychodził z pokoju nawet na
posiłki. Nie chciał nikogo widzieć.
Rodzice Hermiony pojechali w drugi
dzień świąt, ale mieli wrócić na bal. Każdego dnia przyjeżdżali kolejni
znajomi. Z każdym dniem Malfoy Manor wybuchało okrzykami radości, śmiechem i
miłością. Jak to w święta.
Harry wybrał się na zakupy z Hermioną.
Musiał zaktualizować garderobę dzieci, które rosły jak na drożdżach i ciągle
potrzebowały większych ubranek, nowych zabawek i nowych wózków.
- Gdzie najpierw?
- Może… zabawki?
Spędzili dobre pięć godzin szukając
ubranek i wybierając wózki. Harry wydał sporo pieniędzy, jednak stwierdził, że
na dzieciach nie ma co oszczędzać.
- Wróciliśmy! - krzyknął przekraczając
próg. Był obwieszony torbami, Hermiona podobnie i westchnął z ulgą, gdy
postawił wszystko w holu.
- Coś cicho - mruknął i wyciągnął
różdżkę z kieszeni, chociaż jej nie potrzebował. W mgnieniu oka, przed nim
pojawił się kot i powoli kroczył przed Harrym.
Wszyscy byli w salonie, ale nikt się
nie odzywał. Może dlatego, że na dywanie, pośród zabawek siedział Draco. Na
rękach trzymał Izzy, przed nim, na brzuchu leżał Sebastian, a Serp układał
klocki.
Potter bał się wejść dalej, by nie
zmącić tej chwili. W końcu blondyn podniósł wzrok i zrobił coś, czego nikt się
nie spodziewał: uśmiechnął się do Harry’ego. Nie czekając oddał córkę w ręce
Cyzi i podszedł do zszokowanego Gryfona.
- Harry - szepnął Malfoy i wyciągnął
przed siebie rękę. Potter jednak cofnął się nim chociażby zdążył pomyśleć o
tym, co robi. W oczach Dracona pojawił się ból, ale opuścił rękę.
- Co… Kim ty jesteś? Ty nie… ty nie
możesz… nie możesz być Draconem. On mnie nie pamięta. To… Nie. Powiedzcie, że
to jakiś głupi żart. Hermiona, uszczypnij mnie - poprosił błagalnie odwracając
się do przyjaciółki, która nadal stała dwa kroki za nim.
Szybko policzył w myślach i wiedział,
że to jeszcze nie czas. Tom nie mógłby tak szybko zrobić eliksiru, skoro mówił,
że zajmie mu to cztery miesiące! Jeszcze co najmniej miesiąc.
- Mam dla ciebie list. Nie wiemy od
kogo. Nie ma podpisu, adresu zwrotnego.
Trzy razy spróbował chwycić kopertę,
nim mu się udało. Ręce trzęsły mu się tak bardzo, że rozerwał papier na pół.
Wyjął ze środka pergamin w kolorze beżowym. Szybko przebiegł wzrokiem po
tekście, ale nic nie rzuciło mu się w oczy. W końcu wrócił do początku.
Harry,
wiem, że możesz być zaskoczony.
Uznajmy, że to prezent ode mnie. Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Udało mi się
wcześniej skończyć, bo otrzymałem pomoc. Nie mogę powiedzieć od kogo, bo ta
osoba sobie tego nie życzyła, ale obiecała mi, że powie Ci o tym już niedługo.
Ciesz się tym, co masz. Odzyskałeś
swój sens życia, zwyciężyłeś śmierć już któryś raz. Baw się, póki możesz. Czerp
z życia jak najwięcej. Wiem, że macie dużo do nadrobienia i wyjaśnienia sobie,
więc nie będę Cię zamęczał. Mam nadzieję, że nasza umowa nadal obowiązuje.
Powiesz mu lub nie, Twoja wola. Pamiętaj jednak, że póki ty trzymasz się
ustaleń, ja nie zamierzam łamać żadnych postanowień.
Wesołych Świąt, Harry.
Nie było podpisu, ale brunet go nie
potrzebował. Zobaczył, że na pergaminie pojawiły się mokre plamy, tusz
rozmazywał się, gdy łzy spadały na niego. Jego usta rozciągnęły się w
najszerszym uśmiechu. Miał wrażenie, że maska, którą nosił do tej pory, kruszy
się i odpada.
Dziękuję - wyszeptał w myślach, a w odpowiedzi otrzymał
cichy śmiech.