Rozdział dedykuję Lilith Malfoy. Gdyby nie twoje roszczenia w komentarzach i oburzenie na pewien temat, to ten rozdział nigdy nie wyglądałby w ten sposób. Miłego czytania!
P.S. Zachęcam do zostawiania komentarzy pod postami, dzięki nim rozdziały będą częściej, bo napędzają one wena! Dziękuję też bardzo za te, co się pojawiają. Jestem wzruszona, że tyle osób czyta mojego bloga, i że Wam się to podoba.
_________________________________________
P.S. Zachęcam do zostawiania komentarzy pod postami, dzięki nim rozdziały będą częściej, bo napędzają one wena! Dziękuję też bardzo za te, co się pojawiają. Jestem wzruszona, że tyle osób czyta mojego bloga, i że Wam się to podoba.
_________________________________________
Rozdział 6.
"Podpis"
Draco był świetnym
tancerzem. Prowadził Harry’ego, który tańczył raz w życiu na Balu
Bożonarodzeniowym w czwartej klasie. Nie wspominał tamtego tańca zbyt dobrze.
Teraz blondyn nie
mógł zbytnio nim wywijać, więc starał się tańczyć bardziej statycznie. Mimo
tego Harry nie czuł się źle. Po trzeciej piosence Hermiona odbiła go mężowi i
przetańczyła kolejne trzy piosenki. Po tym stwierdził, że ma dość.
Ślizgon szalał na
parkiecie, co piosenkę zmieniając partnerkę. Nawet Hermiona była wśród
tancerek. Mignęła mu też twarz Narcyzy.
- Coś się stało? -
pytanie sprowadziło go na ziemię. Przestał wodzić oczami za Draconem i spojrzał
na osobę, która przysiadła się do niego. Mógł się tego spodziewać, ale mimo
wszystko był zaskoczony widząc Lasandrę.
- Nie, skąd. Po
prostu się zmęczyłem - wzruszył ramionami kładąc rękę na brzuchu.
- No tak. Wiem o co
chodzi - powiedziała, ale po chwili przymknęła oczy jakby zorientowała się, że
powiedziała za dużo. O wiele za dużo i to osobie, której nie powinna.
- Masz dziecko?
Wyglądasz bardzo młodo jak na matkę - odparł Harry udając zaskoczenie i nie
dając po sobie poznać, że zauważył dziwne zachowanie rozmówczyni.
- Miałam - wyjaśniła
lekko zmieszana i odwróciła wzrok.
- Och, nie wiedziałem
- mruknął mrużąc oczy i przyglądając się rysom Lasandry.
- Nic się nie stało.
Zginął, kiedy Voldemort się pierwszy raz panoszył. To było dawno temu. -
Zamilkła. Po chwili jednak na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech odejmujący
jej z dziesięć lat i odezwała się pogodnym głosem tak różnym od nastroju jej
poprzednich słów. - Piękne wesele. Narcyza zrobiła kawał dobrej roboty -
zmieniła temat, za co Harry był jej wdzięczny.
- Też uważam, że moja
matka jest niesamowita - powiedział uśmiechnięty Draco podchodząc do nich.
Najwyraźniej usłyszał tylko ostatnie zdanie.
Blondyn trzymał w
ręku kieliszek z czymś musującym. Prawdopodobnie szampanem. Jego oczy
błyszczały, policzki były lekko zaróżowione, a włosy w nieładzie. Wyglądał tak
cholernie pociągająco, że Harry musiał zacisnąć usta i z wielkim trudem oderwał
oczy od twarzy męża.
Tak właśnie. Mąż. Jak
to dziwnie brzmiało nawet w jego własnych myślach. Harry Snape-Malfoy.
Niesamowite. Ciekawa będzie reakcja nauczycieli i uczniów. Już w myślach
widział ich zdziwione miny i niedowierzające spojrzenia.
- Harry? Żyjesz? -
zatroskał się Draco nachylając się do niego i kładąc rękę na ramieniu. -
Lasandra pytała się, kiedy masz termin.
- Jaki termin? -
Zmarszczył brwi wybity z kontekstu. Nie potrafił zebrać myśli.
- Kiedy rodzisz -
uśmiechnęła się i w tym momencie przypominała mu kogoś, kogo kiedyś widział.
- Ach. W połowie
sierpnia zdaje się. Przepraszam, kiepsko się czuję - powiedział i udał się w
stronę rezydencji gdzie stały obszerne kanapy odprowadzany zamyślonym
spojrzeniem kobiety i niespokojnym męża.
- Ja także
przepraszam. Chciałbym zamienić jeszcze słówko z Severusem. - Oddaliła się
szybkim krokiem pozostawiając zdumionego Ślizgona samego.
- Harry? Wszystko w
porządku? - spytał podchodząc do chłopaka leżącego na jednej z kanap z głową przykrytą
ręką.
- Tak. Tylko ona mi
tak bardzo kogoś przypomina. Kiedy już mam odpowiedź, umyka mi. Nie mogę przy
niej skupić myśli. Jakby coś mnie nieustannie rozpraszało. To jest takie
frustrujące - mruknął podnosząc wzrok.
Draco odstawił
kieliszek na stół stojący niedaleko, kucnął obok kanapy i położył dłonie na
policzkach ukochanego. Delikatnie przysunął się i złożył na jego ustach
pocałunek.
- Cicho. To nasz
dzień. Będziesz miał na to dużo czasu, bo coś czuję, że ta kobieta nie da nam
spokoju. Taka intuicja - zaśmiał się, lecz po chwili jego oczy spoważniały i
popatrzyły w głąb Harry’ego. - Kocham cię i cokolwiek się stanie nie dam cię
skrzywdzić. Nawet takiej kobiecie jak Lasandra.
- Też cię kocham
Draco - szepnął.
Na parkiecie Hermiona
tańczyła z Severusem, kiedy piosenka się zmieniła, a Severusa przejęła
Lasandra.
- Witaj Severusie -
powiedziała cicho, melodyjnie z lekkim uśmiechem błąkającym się na ustach.
- Witaj Lasandro,
jeżeli to jest twoje prawdziwe imię - szepnął nachylając się lekko do przodu.
- Zawsze byłeś
niezwykle dowcipny, Severusie. Zazdrościłam tego Lily. Znalazła tak wspaniałego
mężczyznę, a nie potrafiła go docenić. Gdyby tylko mogła naprawić swój błąd.
- Ale nie może -
warknął Snape przyglądając się kobiecie.
- Wielka szkoda nie
uważasz?
- Owszem. Zawsze
zastanawiałem się, co by było gdybym znalazł się wtedy na jej miejscu, albo
gdyby mieszkała ze mną. Jak potoczyły by się sprawy.
- Na pewno byłaby
bezpieczna. Tak samo jak Harry. Wychowałbyś go po swojemu, prawda?
- Oczywiście. Nie musiałby
mieszkać u tych wstrętnych mugoli - prychnął spoglądając podejrzliwie na
Lasandrę. Coś w jej twarzy wzbudziło w nim wątpliwości. Pewna niedoskonałość,
kontur rozmywający się pod bardziej intensywnym spojrzeniem. W jej oczach
zobaczył ból i zawód, ale nie widział co takiego zrobił lub powiedział, że
wywołał taką reakcję.
- Przepraszam, muszę
odpocząć - mruknęła zostawiając go na środku parkietu.
Snape przez chwilę
śledził rude włosy w tłumie, ale zważając na jej niewielki wzrost szybko
utonęła pośród ogromu gości.
***
Wesele trwało dopóki
ostatnia osoba nie zeszła z parkietu, a było to około szóstej nad ranem. Draco
z Harrym zwinęli się koło pierwszej, ponieważ brunet już ledwo trzymał się na
nogach.
Ich noc poślubna była
nieco uboga, ale obiecali sobie, że zrekompensują to sobie jak pojadą na
miesiąc miodowy, który będzie właściwie tygodniem miodowym na przełomie
września i października.
Śniadanie pojawiło
się na stole o dwunastej choć przy stole nie było żywej duszy. Goście zaczęli
wychodzić z pokoi około trzeciej, kiedy to podano obiad.
Nikt jednak nie
narzekał, wszyscy byli w szampańskich nastrojach. Wszyscy rozmawiali,
gratulowali gospodyni świetnego zorganizowania ceremonii oraz wesela i
zachwalali dobór potraw i ich wyśmienity smak.
Draco i Harry zeszli
ostatni. Gryfon ledwie zauważalnie urósł, włosy mu pociemniały i stały się
bardziej opanowane. Skóra była lekko bardziej blada, ale oczy, nie zakryte
okularami, zrobiły się jeszcze intensywniejsze. Te drobne zmiany świadczyły o
tym, że zaklęcie adopcyjne przestaje działać, a odsłania się jego prawdziwy
wygląd dany mu przez rodziców.
Kiedy młoda para
pojawiła się w jadalni ozwały się oklaski i krzyki. Usiedli między Hermioną a
Severusem, co oczywiście dla Dracona i Snape’a siedzących po bokach Harry’ego,
nie było dobrym rozwiązaniem. Brunet zgarnął większość jedzenia z ich części
stołu i Draco musiał prosić skrzaty by im doniosły. Podobnie było z deserem. W
ciągu pięciu minut Harry zjadł trzy porcje, na szczęście ktoś w kuchni o tym
pomyślał i po chwili pojawiła się dodatkowa porcja dla tych, którzy zostali
tegoż deseru pozbawieni.
Jedna osoba zdawała
się być na uboczu, nie udzielała się w rozmowach lecz siedziała, obserwowała i
wyciągała wnioski. Śledziła każdy ruch bruneta, każdy uśmiech i chłonęła to
całą sobą. Czekała na rozwój wydarzeń.
***
Goście rozjechali się
wieczorem. Została tylko Hermiona, ponieważ dostała od chłopaków zaproszenie na
wakacje. Snape pod pozorem pracy wrócił do Snape Manor.
Młodzież całe dnie
wylegiwała się nad basenem. Narcyza zajmowała się córką, a Serp kręcił się
dookoła brata i swojego szwagra.
Lucjusz wrócił do
normalnej pracy. Jeżeli tak można nazwać jeżdżenie i oglądanie gruntów pod
budowę lub lokali na wynajem albo sprzedaż.
- Draco, mieliśmy
pojechać do klubu. I to jakiś czas temu - przypomniał pewnego dnia Harry leżąc
na materacu pływającym w basenie.
Blondyn pływał
dookoła niego i co jakiś czas chlapał go wodą.
- Chcesz się dzisiaj
wybrać? - spytał podpływając i oblewając go wodą.
- Czemu by nie.
Hermi, chcesz jechać z nami? - krzyknął do dziewczyny siedzącej na brzegu i
czytającej książkę.
Bo co innego mogłaby
robić Hermiona w wakacje? Pomijając to, że oczywiście wygłupiała się z nimi,
jeździła na wycieczki, to głównie siedziała z nosem w książce. Nie mieli jej
tego za złe biorąc pod uwagę, że była w każdej chwili gotowa do robienia czegoś
innego.
- Chętnie - odparła
nawet nie podnosząc głowy znad książki.
- To postanowione -
ucieszył się uderzył rękoma w wodę przez co ochlapał sam siebie.
Do klubu pojechali
wieczorem, kiedy słońce zaszło. Samochód był prezentem ślubnym od Lasandry.
Czarne , lśniące Lamborghini Aventador. Zupełnie jakby wiedziała o jakim
samochodzie Harry zawsze marzył. Stało w garażu czekając na odpowiedni moment,
a ten właśnie nadszedł.
Hermiona i Harry
mieli prawo jazdy, ale Draco nie zgodził się, by jego mąż prowadził w tym
stanie.
Kiedy dojechali na
miejsce skręcili na parking. Stało na nim ze sto samochodów jeżeli nie więcej.
Harry nie pamiętał, żeby jego klub cieszył się aż taką renomą. Spokojnie
przejechali przez plac i dotarli do prywatnego garażu. Hermiona zaparkowała i
szybko wysiedli z samochodu.
Kiedy przeszli na
przód budynku zobaczyli kolejkę ciągnącą się aż za róg. Co najmniej pięćdziesiąt
metrów. Przepchnęli się do wejścia, a ochroniarz skinął głową i przepuścił ich
drugimi drzwiami. Po wejściu Harry podszedł do drugiego ochroniarza i
powiedział coś do niego. Ten zniknął na chwilę za drzwiami po jego lewej
stronie i wyszedł zza nich z kolegą. Otworzyli drugie drzwi i nimi także
zaczęli wpuszczać klubowiczów. Harry zauważył przez otwarte drzwi, że kolejka
nieco się rozładowała.
Obrócił się na pięcie
i poszedł w prawo wąskim korytarzem do swojego gabinetu. Hermiona i Draco
zostali z tyłu i spojrzeli po sobie niepewnie. Dawno tu nie byli, a jeśli już,
to nigdy razem nie wchodzili do tego pomieszczenia. Symbolizowało porażkę,
wstyd, zdradę. Teraz jednak, by utrzymać pozory, musieli. Hermiona szła
pierwsza czując na plecach wzrok Dracona. Czuła się nie pewnie i bała się, że
się zdradzi.
Przekraczając próg
jednak odprężyła się, kiedy nic się nie stało. Żadnego gromu, błyskawicy,
wybuchu, oskarżenia, niczego. Wszystko było w porządku. Dopóki nie spojrzała na
kanapę i dywan. Wspomnienia zalały jej umysł. Musiała przytrzymać się szafki,
żeby nie upaść. Niestety Harry musiał to zauważyć i chwilę później prowadził
ją, by usiadła na kanapie.
- Co się stało? -
spytał zmartwiony sondując jej twarz. Spojrzał na Dracona, który starał się
wyglądać na zmartwionego, a nie zszokowanego lub zastraszonego.
A bał się jak nigdy.
Gdyby Harry się dowiedział… Wolał nawet się nad tym nie zastanawiać.
- To pewnie to słońce
- powiedziała słabo i odchyliła się do tyłu zasłaniając ręką twarz.
Wzięła trzy głębokie
wdechy i spojrzała najpierw na Dracona potem na Harry’ego.
- Wszystko w porządku
- zapewniła i uśmiechnęła się. - Pójdę po coś do picia.
- Siedź, ja pójdę -
zaoferował się Draco i już go nie było.
Hermiona miała ochotę
go walnąć. Jednak siedziała w miejscu i nie ruszała się starając dość do
siebie.
Harry podszedł do
biurka i spojrzał na papiery leżące na biurku.
- Dzięki, że zajęłaś
się tym wszystkim - powiedział i ogarnął rękami biurko, choć Hermiona nie mogła
tego widzieć.
- Nie ma sprawy -
wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, co by się
stało z klubem gdyby nie ty, Severus i Lucjusz. Byłaby to już pewnie ruina.
- Po to są
przyjaciele - odparła i skrzywiła się lekko, jednak dzięki rękom na twarzy nie
było tego widać. Ta jedna rzecz mogła ich wydać.
Draco po chwili
wrócił z dzbankiem z wodą. Szklanki stały w barku, więc Harry wyjął je i
postawił na stoliku. Hermiona z wdzięcznością przyjęła zimny napój i wypiła
swoją porcję na raz.
- Idę jeszcze na
chwilę na salę i na dół. Muszę się przywitać ze wszystkimi - uśmiechnął się i
opuścił pokój nie czekając na reakcję męża i przyjaciółki.
Ci nie patrząc nawet
na siebie ruszyli za nim. Trafili na zatłoczony hol, ale nigdzie nie mogli
zobaczyć Harry’ego. Przeszli korytarzem na salę gdzie na parkiecie bawiło się
około trzystu osób. I wydawało się, że drugie tyle jeszcze do klubu wchodzi.
Draco dostrzegł
Pottera idącego do swojego królestwa witając się ze wszystkimi gośćmi po
drodze. Zupełnie jakby wszyscy wiedzieli kim jest.
Oboje z Hermioną
wręcz zlecieli po schodach i zaczęli się przepychać przez tłum w stronę
czarnych drzwi prowadzących na dół. Kiedy znajdowali się już parę metrów za
Harrym zwolnili i wyrównali oddech.
Po chwili dogonili go
i razem zeszli na dół.
- Keyna! - zawołał
chłopak zaraz po zejściu ze schodów dostrzegając leżącą na barze nimfę.
- Harry, jak miło cię
widzieć. - Wręcz spłynęła do nich z baru uśmiechając się promiennie.
- Jak tam? Wszystko w
porządku?
- W jak najlepszym.
Klientów coraz więcej, koncerty niemalże codziennie. Niedługo zabraknie miejsca
- zaśmiała się perliście ukazując rząd równiutkich, białych zębów.
- Cieszę się. Nie
było żadnych problemów, bójek…
- Raz klient nie
uszanował jednej z tancerek. Dostał nauczkę i już więcej się nie pokazał.
Wszystko bezpiecznie i legalnie.
- Dziękuję. Postaram
się częściej zaglądać, jeżeli mój mąż mi pozwoli i będzie towarzyszył -
powiedział kładąc nacisk na słowo mąż.
Harry uwielbiał bawić
się tym słowem. Jak tylko była ku temu okazja, chętnie go używał. Wciąż nie
mógł uwierzyć, że to się w końcu stało. Że są małżeństwem. To było dla niego
coś niesamowitego i poza zrozumieniem.
- Zapomniałabym -
powiedziała klepiąc się w czoło.
Szybko pobiegła za
bar i zaczęła czegoś szukać. Po paru minutach wróciła trzymając w ręku dużą
torbę z kokardą.
- To taki prezent od
nas. Otwórzcie jak będziecie sami - sugestywnie poruszyła brwiami.
Draco wysunął się na
przód i wziął od niej prezent.
- Dziękujemy -
powiedział i uśmiechnął się.
- Nie trzeba. To taki
drobiazg - machnęła zbywająco ręką.
- My już chyba
będziemy lecieć. Ostatnio szybko się męczę. - Pochylił się i ucałował nimfę.
Szybko opuścili lokal
bocznym wyjściem by nie przepychać się przez tłum ludzi zważywszy na to, że
chwilę temu zaczął się już koncert.
- Kto dzisiaj gra? -
spytał się Hermiony siedząc już w samochodzie. Nie mógł sobie przypomnieć nazwy
grupy.
- Hozier. Mało znani.
Ostatnio wydali płytę.
- Faktycznie -
przytaknął i zapatrzył się za okno.
Hermiona prowadziła,
po prawej siedział Harry, a Draco wylądował z tyłu. Gryfonka spojrzała na niego
w lusterku wstecznym nie zwracając uwagi na przyjaciela siedzącego na miejscu
pasażera. Nie mogła wiedzieć, że ten się jej przygląda. Może nie chciała
wiedzieć.
***
Postanowili, że
pojadą do Snape Manor, ponieważ jest bliżej, a Hermiona nie chciała jechać w
nocy. Harry szybko zasnął i oślinił szybę, a Draco zajmował się swoimi
paznokciami.
Kiedy w końcu dotarli
do domu, Draco nie chcąc budzić ukochanego wziął go na ręce i zaniósł do łóżka.
Tam go rozebrał, przykrył kołdrą, a sam poszedł do łazienki się odświeżyć.
Wszedł pod ciepłą
wodę, oparł ręce o ścianę i zamknął oczy. Pod powiekami zobaczył twarz
Hermiony, jej oczy zasnute mgłą pożądania, poczuł ponownie na ciele te palce
badające strukturę jego skóry, poczuł oddech na szyi…
Uderzył ręką w
kafelki, które pod wpływem silnego uderzenia pękły. Kilka odłamków wbiło mu się
w skórę. Syknął i zobaczył krew cieknącą po ręce i ścianie.
Zachciało mu się
śmiać. Ze swojej głupoty, naiwności, ze wstydu, żałości. Czuł do siebie tylko
wstręt. Nic więcej. Nie chciał żyć.
Spojrzał na blizny,
które pozostały po tamtym felernym dniu. One zachęcały, przyciągały. Tylko dwie
osoby powstrzymywały go przed popełnieniem tego błędu ponownie. Dwie osoby na
całym świecie. Jedna z nich była współwinna zbrodni, druga nie mogła się o tej
zbrodni dowiedzieć.
Co gorsze?
Sam nie wiedział.
Oparł się plecami o
ścianę i zjechał na dół siadając w brodziku. Po policzkach spłynęły łzy
porażki. Gorzkie, nieprzejednane. Już wiedział, co ma zrobić i wcale mu się to
nie podobało.
Usłyszał w głowie
krzyk Hermiony, ale on już stał na nogach i szedł przez łazienkę. Woda spływała
z niego zostawiając na ziemi mokre ślady.
Otworzył drzwi do
pokoju i spojrzał na łóżko. Harry nie spał, tylko przyglądał mu się z
ciekawością i zainteresowaniem. W głębi kryło się coś, zupełnie jakby wiedział,
co Draco chce zrobić. Co mu zaraz powie.
Draco dowlekł się do
łóżka i upadł na kolana. Szloch wstrząsał jego ciałem, ręka wciąż krwawiła,
lecz nie przejmował się tym. Podniósł głowę i spojrzał głęboko w oczy męża.
Harry patrzył na niego z zaskoczeniem w oczach.
Opuścił bariery wokół
umysły i pozwolił myślom, wspomnieniom, uczuciom przelać się do drugiej osoby.
Sam jednak opuścił wzrok nie chcąc zobaczyć oskarżenia, zdrady w oczach
ukochanej osoby. Wiedział, że zawiódł, zdradził i poniesie tego konsekwencje.
Po kilkunastu
minutach, kiedy nie usłyszał żadnego krzyku podniósł głowę i zobaczył łzy
lejące się po twarzy Harry'ego. W jego oczach widział dokładnie to, czego się
spodziewał. Ból, cierpienie, zdradza, wściekłość i tysiące innych emocji,
których Draco nie potrafił zinterpretować.
- Jak mogłeś? - szept
Pottera był ledwo słyszalny, ale w ciszy panującej w pokoju zabrzmiał jak
krzyk.
Malfoy wzdrygnął się
i ciarki przebiegły mu po plecach. Spuścił ponownie głowę, ale ręka Harry'ego
wystrzeliła do przodu łapiąc go za brodę i siłą zmuszając do patrzenia mu w
oczy.
- Jak? - Jedno słowo,
a tyle emocji. Draco poczuł się jakby dostał w brzuch.
- Tak mi wstyd -
powiedział cicho i spuścił wzrok, jednak Harry podniósł jego brodę wyżej w
efekcie Draco i tak patrzył mu w oczy w dość niewygodnej pozycji. Postanowił
więc na wygodniejszą, opuścił głowę i spojrzał Potterowi w oczy.
- Ja umierałem.
Codziennie, po trochu traciłem cząstkę siebie. Tortury, wyzwiska, głodówka, ale
to wszystko nic w świetle tego, czego dowiedziałem się przed chwilą. Oni nie
mogli mi nic zrobić poza okaleczeniem zewnętrznym. Ty za to możesz mnie złamać,
bo dałem ci swoje serce. Wszystko, co miałem. Wszystko, co było dla mnie ważne.
Jedyną rzecz, której nie miał nikt inny wcześniej. A ty to zbrukałeś,
zhańbiłeś, pokazałeś, jaki jestem słaby. Jak mało znaczę - jego głos był
spokojny, w oczach nie było widać ani krzty jakiejkolwiek emocji poza
obojętnością. Jednak to właśnie ona najbardziej bolała.
- To nie tak... -
próbował pokręcić głową, ale uniemożliwiała mu to ręka zaciśnięta na jego
brodzie.
- Nie? - powiedział
niemal wesołym tonem, a na jego ustach na moment pojawił się uśmiech. Nie
sięgnął on jednak oczy, które nadal były spokojne, niemal martwe. - To jak?
Zaufałem ci, a ty to zaufanie wyrzuciłeś na śmietnik. Ty i Hermiona. Ona jest
tak samo winna, jak ty - powiedział i puścił go, a Draco niczym marionetka
opadł na ziemię.
Nie był w stanie się
ruszyć. Nie miał siły ani ochoty. Spojrzał z obawą na Harry'ego, na twarzy
którego znów pojawiły się łzy. Płynęły ciurkiem, jednak Potter zdawał się
zupełnie tego nie zauważać. Patrzył się przed siebie, a w jego oczach znów
szalał huragan.
Brunet po chwili
zorientował się, że Draco mu się przygląda, więc z postawą godną króla wstał i
wyszedł z pokoju.
Malfoy został sam z
myślami.
Pozbawiony sił ręką
chwycił narzutę, położył się na ziemi i się nią przykrył. Spróbował zasnąć, ale
kiedy tylko zamykał oczy, pod powiekami miał obraz Harry'ego. Jego bezbronnego,
zranionego, Złotego Chłopca.
***
- O, cześć Harry -
zagadnęła Hermiona, kiedy wszedł do niej do pokoju.
Akurat czytała
książkę na temat Magicznych Stworzeń i ich wykorzystania w gospodarstwie, ale
dla przyjaciela była w stanie przerwać nawet najciekawszą książkę.
- Możemy porozmawiać?
- spytał obojętnym tonem nie zdradzając burzy, która szalała wewnątrz niego.
- Oczywiście -
powiedziała, zamknęła książkę i odwróciła się przodem do przyjaciela, który w
tym czasie przeszedł przez pokój i usiadł na łóżku.
Przez chwilę siedział
z głową spuszczoną zastanawiając się jak zacząć, po czym podniósł głowę, a
Hermiona wzdrygnęła się widząc jego palący wzrok. Przełknęła głośno ślinę na co
Harry nieomal się zwycięsko uśmiechną. Zachował jednak obojętną twarz i
przesunął wzrokiem po jej pokoju. Nie spieszył się. Czekał, aż poczucie winy,
które czuł przez ich więź, osiągnie stan krytyczny i będzie mu łatwiej wszystko
z niej wyciągnąć.
Skupił się też na
swoich emocjach. Dominującej wściekłości i podążającej zaraz za nią iskierce
zdrady. Wiedział, że gdzieś obok nich kręcą się cierpienie i ból, a zaraz za
nimi chowała się malutka nadzieja, że to wszystko okaże się tylko złym snem.
Jednak z każdą sekundą, kiedy czuł narastające poczucie winy ze strony
Hermiony, nadzieja malała i piszczała.
- Kiedy zamierzałaś
mi powiedzieć? - spytał wracając do niej wzrokiem i uważnie studiując jej
twarz.
Przez chwilę widział
wstyd i chęć przyznania się do winy, jednak błyskawicznie zostało zastąpione
wyparciem.
- Ale co?
- Hermiona, nie
udawaj głupiej. Mam cię za poważną osobę, która odpowiada na pytania, gdy się
ją o coś pyta. Więc proszę cię o szczerą odpowiedź. I dobrze wiesz, o co mi
chodzi.
Gryfonka westchnęła i
spojrzała na niego z pewnością siebie wypisaną na twarzy.
- Nie udaję. Na
prawdę nie wiem, o czym mówisz.- Szła w zaparte i nie dała się wystraszyć.
- Dobrze, to może ci
przypomnę. Albo nie. Złóż zdanie ze słownej rozsypanki. Powiem dodatkowo, że
musisz dopasować wszystko gramatycznie. Żeby nie było za łatwo. Zdrada, ty,
klub, Draco, w, mnie, z, kiedy, Śmierciożercy, tortury, być, przez. Coś ci
świta? - w głosie Harry'ego było słychać drwinę.
Hermiona oblała się
rumieńcem zażenowania. Mogła się domyśleć, że jeżeli brunet do niej przyszedł,
to już wie. Mogła oszczędzić sobie tego wszystkiego. Westchnęła i spojrzała mu
w oczy. Spodziewała zobaczyć w nich wszystko. Złość, a nawet wściekłość,
rozczarowanie, ból, zdradę. Jednak rozczarowała się, kiedy zobaczyła, że w jego
oczach panuje spokój, a twarz jest wręcz obojętna. Zabolało ją to. Oczekiwała
krzyku. Zniosłaby wszystko, tylko nie tą chłodną obojętność.
- Skoro wszystko
wiesz, to po co przyszedłeś? Czuję się cholernie winna, jest mi wstyd i już
zawsze będę o tym myśleć, pasuje?
- Tak, o to też, ale
głównym moim zarzutem jest to, że się nie przyznałaś. Traktuję cię jak siostrę,
zaufałem ci, a ty mnie zdradziłaś.
- To nie tak.
- A jak?! - krzyknął
i wstał z łóżka. Dłonie zacisnął w pięści i schował je do kieszeni, żeby nie
było widać jak bardzo drżą. - Może Draco pokazał mi nie to wspomnienie, a może
były inne razy, co?! - głos mu się załamał. - Dla mnie to była ewidentna
zdrada. Nie można tego inaczej nazwać.
- Ja nie chciałam -
próbowała się bronić, ale kiedy zobaczyła wyraz oczu Gryfona, zamilkła.
- Nie przypominam
sobie, żebyś się jakoś bardzo broniła. Byłaś dość mocno zaangażowana. Z resztą
z tego co pokazał mi Draco wychodziło, że totalnie nad sobą nie panowałaś. A on
ci uległ.
- Nie pomyślałam... -
powiedziała cicho, lecz przerwał jej śmiech, od którego po plecach przeszły jej
ciarki.
- Oczywiście, kto by
w takiej sytuacji myślał. Po prostu mam was dość. Kłamstw, niedomówień,
spojrzeń za plecami. - Ruszył do drzwi, a po chwili usłyszał, że Hermiona
podnosi się z krzesła i rusza za nim. Staną i odwrócił się patrząc na nią
wrogo. - Nie. Zostaw mnie. Nie chcę cię widzieć - syknął i wyszedł nie
oglądając się za siebie. Przy okazji trzasnął drzwiami, na co Hermiona
wzdrygnęła się, a w jej oczach pojawiły się łzy.
Opadła na kolana na
podłogę, szloch wstrząsnął jej ciałem. Oparła się na rękach przed sobą i
zwymiotowała. Mięśnie brzucha zacisnęły się boleśnie wywołując nową falę
mdłości. Łzy ciągle spływały po policzkach i patrzyła jak opadają na ziemię
znacząc dywan ciemniejszymi plamami. Wzięła drżący oddech, a gardło paliło ją
żywym ogniem. Krzyknęła, ale nie przyniosło to oczekiwanej ulgi. Gardło
zacisnęło się ze smutku i nie mogła przez chwilę złapać normalnego oddechu.
Wyprostowała się i objęła ramionami lekko uspokajając. Nie miała jednak sił
wstać i przenieść się w inne miejsce, więc po prostu położyła się na dywanie
nie zwracając na nic uwagi. Nie przeszkadzał jej nawet przykry zapach
zawartości jej żołądka. Mogłaby mieć w pokoju kilka z tych ohydnych stworzeń
Hagrida i nie obchodziło by jej to. Pogrążała się coraz bardziej w smutku,
który zdawał ogarniać ją falami zmywając z niej wszystko oprócz bólu i poczucia
winy. W pewnym momencie nie wiedziała jak się nazywa. Po kilkudziesięciu
minutach jej oczy wyschły i nie była w stanie uronić już ani jednej łzy. Gardło
ciągle ją paliło, ale nie zamierzała tego ułagodzić. Stwierdziła, że całkowicie
zasługuje na ból i upokorzenie. Za to co zrobiła Harry'emu i Draconowi. Za to,
że nie umiała się powstrzymać.
***
Harry skierował się
do jedynego miejsca, w którym mógł pomyśleć nie niepokojony przez nikogo.
Jego polana w lesie,
którą odkrył gdy był tu pierwszy raz i pokłócił się ze Snapem. Właściwie była
to ich pierwsza rozmowa. Trochę im nie wyszło i Harry był tak wściekły, że
właściwie nie wiedział dokąd idzie. Byle jak najdalej od tego domu i Severusa.
I wtedy natrafił na polankę wśród drzew. Nie było jej widać z domu, ale gdy
było się na niej i wytężyło wzrok, można było dostrzec szare ściany budynku i
przeszklone drzwi na werandę. Niedaleko niego szemrał strumyk wydobywający się
zaledwie dwieście metrów stąd z dziury między kamieniami. Woda była tak
przejrzysta, że widział wszystkie kamyki leżące na jej dnie. Oczywiście wtedy,
kiedy było jasno.
Jako, że była dość
późna godzina, Harry leżał na trawie po ciemku i wpatrywał się w gwiazdy
świecące na niebie między chmurami. Księżyc aktualnie schował się za obłokiem,
ale chwilę późniek ukazał się w całej okazałości rogalika, którym aktualnie
był. Nie dawał zbyt dużo światła, co jednak pasowało Gryfonowi. Nikt tu nie
podejdzie bez zdradzenia się zapaloną różdżką. A on wcale nie chciał, żeby
ktokolwiek tu przychodził. Chciał być sam i zastanowić się nad wszystkim.
Przede wszystkim,
jego głównym pytaniem było, czy wybaczyć Draconowi. To co zrobił było
niewybaczalne, ale Harry też święty nie był. Oczywiście nie spał z nikim odkąd
zaczął spotykać się z Malfoy'em, jednak z tego, co słyszał, Ślizgon nie był
takim casanovą jak Potter. Gryfon co chwilę miał kogoś, a Draco nie. Pod tym
względem różnili się bardzo, jednak Malfoy nigdy się na to nie skarżył, nie
zwracał uwagi pomimo tego, że musiał wiedzieć. Wszyscy w szkole wiedzieli.
Harry miał też
problem z Hermioną. Wiedział, że jego przyjaciółka leci na Dracona. Był tego
bardziej niż pewien, ale nigdy nic nie powiedział, bo stwierdził, że dopóki
trzyma ręce przy sobie, to mu to nie przeszkadza. W końcu sam nie mógł się prawie powstrzymać przed
ciągłym macaniem swojego męża nawet w towarzystwie. To było po prostu
silniejsze od niego. Zachowywał się tak, jakby nigdy nie mógł uwierzyć, że
Ślizgon jest tylko jego.
Kochał Dracona, ale
nie wiedział, czy będzie potrafił o tym zapomnieć. Czy będzie potrafił
przebywać z nimi w jednym pomieszczeniu nie bojąc się o to, że jeżeli wyjdzie,
to to się powtórzy.
Nie był pewien, jak
zareaguje.
Jednak chciał
ponownie zaufać Draconowi. Kochał go i nie mógł bez niego żyć. Cokolwiek się
stało, Draco na prawdę tego żałował. Jednak będzie musiało minąć trochę czasu,
nim Ślizgon odzyska stuprocentowo jego zaufanie.
Co do Hermiony, to
też chciałby jej wybaczyć. Zawsze traktował ją jak siostrę i nie chciał tego
zmieniać. Czuł się dobrze w jej towarzystwie. Poświęciłby za nią swoje życie. W
tej kwestii nigdy by się nie zawahał.
Gdy tak rozmyślał, do
głowy wpadła mu myśl. A co by było, gdyby zginął tam, u Voldemorta. Hermiona
znalazłaby pocieszenie u Dracona i na odwrót. Tylko tych dwoje wiedziałoby, jak
wielką stratę przeżywa to drugie i byliby w stanie sobie pomóc, a Harry zza
grobu nie miałby nic przeciwko temu. Najważniejsze dla niego, by byli
szczęśliwi.
Nagle jego złość i
ból osłabiły się. Spróbował usprawiedliwić Dracona i Hermionę i chyba mu się to
udało. Spojrzał na to z tej strony, co by było gdyby to Malfoy został porwany.
Najprawdopodobniej poszukiwałby jakiegoś pocieszenia. Podejrzewał, że właśnie w
czyichś ramionach.
Jednak co innego jest
gdybać a co innego stanąć przed faktem dokonanym. On sami do końca nie
wiedział, co by zrobił, bo nigdy nie znalazł się w tej sytuacji.
Westchnął ciężko i
podniósł się. Powoli ruszył w stronę rezydencji majaczącej w tle jak groźny
stwór chcący go zjeść. Kiedy szedł przez trawnik usłyszał szelest, a następnie
syk u swoich stóp.
Cześć Harry.
Cześć Mess. Polowałaś?
Nie, wyszłam, by
zapewnić ci bezpieczeństwo. Nie możesz już czarować, więc chciałam pomóc.
Dziękuję Mess. - W
czasie wymiany zdań doszli do schodów na werandę. - Teraz iść możesz zapolować.
Zostawię uchylone drzwi.
Mess bez słowa
odpełzła, a Harry wszedł do domu i skierował się do swojego pokoju. Zapomniał
jednak, że zostawił tam Dracona. Blondyn leżał na ziemi obok łóżka przykryty
narzutą i spał. Jego twarz była pozbawiona emocji, można było powiedzieć, że
wyglądał, jakby się uśmiechał.
Harry westchnął,
delikatnie podniósł Dracona i położył go na łóżku. Ten się nie obudził, tylko
mruknął coś przez sen i odwrócił się na drugi bok. Potter ponownie westchnął i
wyszedł z pokoju. Jeszcze nie był gotowy.
Postanowił zająć
jeden z gościnnych pokoi. Severus się nie obrazi. Z resztą Skrzaty sprzątną go,
kiedy tylko o to poprosi.
Poszedł do łazienki i
napuścił wody do wanny. Chciał się zrelaksować. Rozebrał się i stanął przed
lustrem zajmującym całą ścianę. Spojrzał na siebie krytycznie i powoli obrócił
się dookoła własnej osi.
Nic dziwnego, że
Draco już go nie chciał. Miał ogromny brzuch, który nijak do niego nie pasował,
widać było też, że przytył na nogach i buzi. Kostki miał cały czas spuchnięte,
a czasem nawet nie mógł założyć butów. Jęknął z frustracji i wszedł do wanny
więcej nie oglądając się w lustrze.
Przesiedział w niej
około dwóch godzin. Było mu tak błogo, że nie chciał wychodzić, jednak musiał
iść spać. Umył się i ubrał w piżamę, po czym zakopał się pod kołdrą. Brakowało
mu tylko jednej rzeczy. Rąk Dracona dookoła niego. Tak się do niego
przyzwyczaił, że nie wiedział, czy da radę zasnąć. Podłożył sobie ręce pod
głowę tak, jakby położył ją na klatce blondyna. Nie słyszał jednak tak
uspokajającego bicia serca i szmeru spokojnego oddechu. Warknął z frustracji i
usiadł.
To nie mogło być tak,
że był od niego aż tak uzależniony. To nie możliwe. Już prawie nic nie może
zrobić sam. Nie może się ubrać, nie może zasnąć, nie może żyć. Nie chciał tak.
A jednak tak było. I
musiał się przed sobą przyznać, że już nie potrafi żyć bez tego przeklętego
Ślizgona, bez jego bladych ramion wokół niego, bez jego uśmiechu, spojrzenia w
kolorze burzowych chmur i lekko ironicznego uśmieszku, który był widoczny na
jego ustach niemal cały czas.
A mimo wszystko Harry
nie wiedział, czy jest w stanie mu wybaczyć tak po prostu. Chciał, by Draco
jakoś na to zasłużył, ale nie był pewien, czy sam wytrzyma.
Położył się z
kolejnym warknięciem i poczuł, jak powieki mu ciążą. Pomimo tego leżał w jednej
pozycji chyba z godzinę, nim znużenie nie pokonało braku Dracona obok niego i
nie zasnął.
Obudził się, kiedy
ktoś szturchnął go w ramię. Rozejrzał się i zobaczył Severusa pochylającego się
nad nim.
- Mógłbyś mi
wytłumaczyć, dlaczego śpisz tutaj, a nie w swoim pokoju, Draco jest nieżywy i
wygląda jakby ktoś go pobił, a Hermiona zwymiotowała i nie odzywa się do
nikogo?
- Nie - odparł Harry
i odwrócił się na drugi bok ignorując zaskoczone spojrzenie Snape'a.
Otóż odkąd naprawili
swoje relacje nie mieli wobec siebie żadnych tajemnic. Odpowiadali na pytania
najrzetelniej jak się dało, pomagali sobie i nie olewali siebie tak, jak to
zrobił zaledwie chwilę wcześniej Gryfon.
- Nie? W takim razie
wracaj do swojego pokoju. Skoro nic się nie stało, to nie widzę sensu, żebyś
był z dala od swojego męża - syknął Snape i podszedł do drzwi, a następnie
otworzył je na oścież czekając na syna.
- No dobra.
Pokłóciłem się wczoraj z Draconem, pasuje? - powiedział zrezygnowany Potter i
westchnął. - Z Hermioną też.
- Nie można było tak
od razu? - spytał Severus i spojrzał głęboko w oczy syna. - O cokolwiek się
pokłóciliście, cokolwiek zrobili, wybacz im dla siebie, nie dla nich.
Harry chciał się
zapytać, o co mu chodzi, ale Mistrz Eliksirów już wyszedł zostawiając skołowanego
syna samego w pokoju.
Gryfon nie wiedział,
jak na interpretować słowa ojca, ale w głębi serca i tak wiedział, że im
wybaczy. Byli dla niego zbyt ważni i nie potrafił bez nich żyć. Musiał tylko
zrobić jedną rzecz.
Upewnił się, że
Dracona nie ma w pokoju. Szybko podszedł do szafy i wyjął z niej myślodsiewnię.
Z pomocą różdżki usunął jedno wspomnienie, które nawet nie było jego
wspomnieniem. Mimo wszystkiego, co zaplanował, nie mógł tego wykonać bez
pozbycia się tego wspomnienia. Nie mógłby z nim żyć.
Westchnął znowu i po
schowaniu naczynia na miejsce, powlókł się do kuchni na śniadanie. Jak
podejrzewał, siedział tam Draco i faktycznie wyglądał, jakby go ktoś pobił.
Oczy miał podkrążone, cerę jeszcze bledszą niż zazwyczaj, włosy nieumyte, wargi
zaczerwienione od przygryzania, ubranie wymiętoszone i brudne na piersi.
Harry'ego aż ścisnęło
w dołku, gdy go zobaczył, ale nie pozwolił, żeby jakiekolwiek uczucia pokazały
się na jego twarzy. Podniósł głowę i z pełną godnością ruszył do lodówki. Wziął
jajka, parówki i kilka plasterków sałaty, ogórka i sera. Pokroił parówki,
wrzucił na patelnię i postawił ją na kuchence. Rozbił jajka i wlał do parówek,
które zdążyły się lekko podsmażyć. Wyjął chleb z pojemnika i posmarował dwie
kromki masłem. Na nie położył sałatę i ogórek, po czym zamieszał omlet na
patelni. Poczekał chwilę i podzielił to na dwie porcje i wyłożył na dwa
talerzyki. Postawił jeden talerz przed Draconem, drugi na przeciwko niego,
przyniósł chleb, widelce i zagotował wodę na herbatę. Parujące kubki postawił
obok talerzy i dopiero gdy usiadł Draco podniósł wzrok i wyglądał tak, jakby
dopiero zorientował się, że Harry wszedł do kuchni. Przez jego twarz przebiegło
tysiące emocji nim Potter zdołał rozpoznać choć jedną z nich. Na samym końcu
twarz Malfoy'a przybrała nieco zielony odcień, spojrzał na talerz i wybiegł z
pomieszczenia z ręką na ustach.
Harry westchnął i
podszedł po keczup. Wrócił i nie przejmując się niczym zjadł śniadanie. Gdy
Ślizgon nie wracał przez chwilę zastanawiał się, ale wziął jego porcję i
wciągnął wszystko, co do ostatniego okruszka.
Był głodny. Jeszcze.
Zajrzał do lodówki,
gdzie widział sałatkę owocową. Z uśmiechem na ustach wziął i nie kłopocząc się
przekładaniem na talerzyk, wziął czysty widelec i zaczął jeść prosto z miski.
Przy okazji wrócił na miejsce przy stole i tak zastała go Hermiona. Zareagowała
podobnie jak Draco i już jej nie było.
Harry nie wiedział,
co im jest, ale mógł teraz zrozumieć to, dlaczego Ron tak kochał chodzić do
Wielkiej Sali. Tam było tyle jedzenia!
Kiedy skończył,
włożył wszystko do zlewu, a to jak za dotknięciem magicznej różdżki zniknęło.
Potter zadowolony z siebie poszedł do salonu z zamiarem obejrzenia jakiegoś
filmu. Nie mógł jednak nigdzie znaleźć pilota i musiał zrezygnować. Wpadł
jednak na pomysł, że mógłby pójść wykąpać się w basenie.
Woda miała akurat
idealną temperaturę. Słońce rozkosznie przygrzewało jego plecy, kiedy pływał.
Czuł się idealnie, zupełnie, jakby nie czekała na niego najtrudniejsza rozmowa
życia.
Malfoy już wyglądał
jakby był żywym trupem, a Hermiona... wcale nie wyglądała lepiej. Współczuł im,
ale zasłużyli sobie. Byli winni jak cholera. Mogli się przyznać wcześniej...
Mogli się w ogóle przyznać.
Teraz to jednak było
nie ważne. Musiał się skupić na tym, by to dobrze rozegrać.
***
Wieczorem wrócił do
pokoju, w którym spędził poprzednią noc i na łóżku zobaczył swojego męża.
Draco zmienił strój,
umył się i wyglądał na całkowicie spokojnego. Jedynie jego oczy były rozbiegane
i spoglądały w każdą możliwą stronę, tylko nie na Harry'ego, który coraz
bardziej się zbliżał.
W pokoju było ciemno,
bo Potter nie zawracał sobie głowy zapaleniem światła, a nie mógł używać magii,
by zapalić świeczki. Draco wydawał się w ogóle na to nie zwracać uwagi.
Zupełnie, jakby był w swoim własnym świecie.
- Draco? - szepnął
Gryfon podchodząc i stając tuż przed blondynem. Ten jednak nie zareagował i
głowę miał spuszczoną. Harry delikatnie chwycił go za brodę i podniósł do góry
spoglądając głęboko w oczy koloru burzowych chmur.
- Harry - głos
Dracona był niewiele głośniejszy od tchnienia wiatru, ale w ciszy był doskonale
słyszalny. - Ja... przepraszam. Naprawdę nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nie
potrafię tego wyjaśnić. Nie wiem, co mógłbym powiedzieć. Nic nie jest w stanie
usprawiedliwić mojego zachowania. Ja... kocham cię Harry i naprawdę nie wiem,
co zrobić, by to wszystko naprawić. Nie chcę cię stracić.
W oczach Dracona
zalśniły łzy i chwilę później spłynęły po policzkach. Harry pochylił się do
przodu i scałował dwa strumyczki, a oddech blondyna uwiązł mu w gardle.
Malfoy przez chwilę
nie wiedział, co zrobić. Czuł usta Pottera dotykające lekko i jakby z wahaniem
jego policzków. Czuł, że się rumieni, ale nie przeszkadzało mu wcale. Zacisnął
ręce w pięści i siłą woli trzymał je na kolanach, bo gdyby nie to, już zarzuciłby
je na szyję męża i przyciągnął go mocno do siebie. Nie chciał go poganiać.
Wytrzyma każdą karę, jaką ten dla niego przygotuje. Nawet jeżeli będzie to
przymusowa separacja, by Draco ponownie zdobył zaufanie Pottera. Jego
rozmyślania przerwał Harry, który swoimi ustami musnął wargi Malfoy'a. Ten
ostrożnie oblizał się i poczuł coś słonego. Nim jednak zdołał uzmysłowić sobie,
że to jego własne łzy, jego usta zostały zmiażdżone w pocałunku, od którego
wyrwał mu się z gardła jęk.
Oderwali się od
siebie w momencie, w którym zemdleliby z braku tlenu. Harry odsunął się tylko
na tyle, by móc zaczerpnąć powietrza. Ich oddechy mieszały się ze sobą, a oczy
migotały wewnętrznym blaskiem.
- Wybaczam ci -
powiedział cicho Harry i dostrzegł wyraz niedowierzania w oczach męża.
Następnie zmienił się on w bezgraniczne szczęście, a na ustach Dracona zagościł
uśmiech, w którym Harry się zakochał.
Nie było ważne, że są
w nie swoim łóżku. Ważne, że byli razem. Zdjęli z siebie w pośpiechu ubrania i
leżeli pod kołdrą zadowoleni ze swojego towarzystwa. Potter położył się tak jak
lubił, czyli głowę na piersi męża i zasypiał ukołysany do snu biciem jego serca
i równym oddechem. Co jakiś czas czuł pocałunek w głowę i uśmiechał się lekko.
Emocje rozsadzały jego serce, ale czuł się również spokojny i na odpowiednim
miejscu. Z Hermioną porozmawia jutro.
***
Następnego dnia
zszedł do kuchni i postanowił zrobić sobie naleśniki.
W trakcie smażenia
weszła Hermiona. Wyglądała na nieco skołowaną i zmęczoną, jednak prezentowała
się lepiej niż Draco poprzedniego dnia. Kiedy Harry skończył smażyć i postawił
na stole talerz naleśników oraz dwa talerze, sztućce, całe mnóstwo dżemów i
czekolady, ona podniosła wzrok i z zaskoczeniem na niego patrzyła.
- Przepraszam -
powiedziała i odwróciła wzrok. Odsunęła od siebie talerz będąc niezdolną do
jedzenia i chciała wyjść, kiedy poczuła, że Potter chwycił ją za rękę.
- Poczekaj chwilę -
poprosił, więc usiadła z powrotem z westchnięciem. - Postanowiłem ci wybaczyć.
Nie powiedział nic
więcej i zabrał rękę z jej ramienia. Wyszła tak szybko jak była w stanie, żeby
nei zobaczył łez płynących po jej policzkach. Łez szczęścia.
***
Pomimo tego, że Harry
im wybaczył, to można było zobaczyć lekkie ochłodzenie ich stosunków. Potter
odzywał się z pewną rezerwą do Hermiony i męża. Jeszcze nie potrafił na nowo im
zaufać. Zostali w Snape Manor, ponieważ Harry nie chciał wyjeżdżać. Spędzali
razem czas, a pewnego dnia przyjechała Cyzia i zostawiła im Serpa. Więc znowu
byli w czwórkę.
Chłopiec miał
najróżniejsze pomysły, przez co im się nie nudziło.
Po dwóch tygodniach,
rezerwa w głosie Pottera zaczęła topnieć i znowu się do siebie zbliżyli.
Przynajmniej Hermiona z Harrym i Draco z Harrym, bo Hermiona nie mogła
przekonać się, by zbytnio zbliżyć się do Malfoy'a, z resztą on miał takie same
odczucia. Rozmawiali, ale starali się nie zostawać samemu. Dziwnie się czuli.
Hermiona musiała
wrócić do domu pod koniec lipca, ale obiecała, że pojawi się na urodzinach
Harry’ego.
Oczywiście zorganizowali
je w klubie. Dużo girland, balonów, alkoholu i soku dla jubilata. Ogromny tort
truskawkowo-czekoladowy czekał na swoją kolej.
Tego dnia klub był
zamknięty dla zwykłych gości. Weszli tylko ci z zaproszeniem. Cała banda,
Lucjusz, Severus, Narcyza, Cecy. Jakimś cudem nawet Lasandra dostała
zaproszenie, choć ani Harry, ani Cyzia nie wysyłali jej go.
Impreza zaczęła się o
szóstej. Wjechał tort z mnóstwem świeczek. Naliczył ich co najmniej
trzydzieści. Z pomocą kilku osób zdmuchnął je za pierwszym razem.
Każdy dostał swój
kawałek ciasta i kubeczek z szampanem (Harry dostał szampan dla dzieci). Po
toaście puszczono muzykę. Pary wywijały na parkiecie lecz Gryfon nie dał się
wyciągnąć wymawiając się kiepskim samopoczuciem.
- To twoje urodziny -
jęczał Draco.
- Wiem, ale źle się
czuję. Brzuch mnie boli.
- Nie mówiłeś, że cię
brzuch boli. Pójdę po Severusa.
- Nie trzeba,
przejdzie mi.
Potter spróbował
zatrzymać chłopaka, lecz ten postawił na swoim i poszedł do Snape’a.
- Co się dzieje?
- Ojciec, tylko źle
się czuję.
- Termin masz dopiero
za dwa tygodnie.
- Nic mi nie bę… -
krzyk przerwał jego wypowiedź. Jedną ręką złapał się za brzuch, a drugą oparł
na stole. - Może jednak będzie - wysapał po chwili, kiedy wyrównał oddech.
- Zabiorę cię do
szpitala. - Snape wyprostował się i rozejrzał po sali szukając wzrokiem
Lucjusza.
Kiedy nie usłyszał
odpowiedzi spojrzał z niepokojem na syna, który trzymał się za brzuch i
oddychał nierówno.
- Draco znajdź
swojego ojca i przekaż mu, gdzie idziemy.
Ledwo to powiedział
zniknął.
Blondyn szybko zaczął
biegać po sali szukając ojca. Znalazł go w jednym z boksów z Narcyzą.
- Severus zabrał
Harry’ego do szpitala. Chyba rodzi - powiedział i osunął się na ziemię.
***
Ocuciło go klepnięcie
w policzek. Nad sobą zobaczył zatroskaną twarz Hermiony, obok niej Narcyzę i
Lucjusza. Ktoś ciągnął go za włosy, więc przechylił głowę w lewo i zobaczył
uśmiechniętego Serpa.
- Co się stało? -
spytał słabym głosem i podniósł się do siadu.
Byli w klubie. Balony
na ziemi, tort na środku, ale poza nimi nikogo innego nie było na sali.
- Gdzie są wszyscy?
- W szpitalu -
odparła Hermiona i wstała wygładzając sukienkę. - Wiesz, którego mamy?
- No 31 lipca.
Urodziny Harry’ego. A właściwie, gdzie on jest?
- Ale z ciebie idiota
- skomentował Lucjusz odchodząc kawałek, by wziąć coś do picia z innego stołu.
- Hej! Nie mam
pojęcia co się stało! Nie możecie mi powiedzieć?
- Harry źle się
poczuł, więc Severus zabrał go do szpitala. Ty przyszedłeś tutaj, powiedziałeś
o tym Lucjuszowi i zemdlałeś. Ja teleportowałam się do szpitala, ale okazało
się, że to tylko fałszywy alarm, ale Harry musi zostać w szpitalu na wszelki
wypadek.
- Muszę do niego iść
- powiedział i wstał na nogi. Chwilę później już go nie było.
Pojawił się w holu
szpitala, w którym była jakiś czas temu Narcyza. Podszedł do kontuaru i
poprosił o wskazanie pokoju, w którym leży jego mąż. Recepcjonistka popatrzyła
się na niego dziwnie, ale kiedy została obdarzona słodkim uśmiechem rozpłynęła
się i wskazała odpowiedni kierunek wraz z numerem sali.
Malfoy nie tracił
czasu i wręcz biegiem udał się pod wskazany numer. Otworzył odpowiednie drzwi i
zobaczył Harry’ego leżącego w szpitalnej koszuli w ogromnym białym łóżku, a po
bokach, na wszelkich dostępnych krzesłach, powierzchniach siedzieli ludzie z
bandy, Lasandra, kilkoro rodziców i Snape. Ten ostatni siedział tuż obok syna i
wydawało się, że jest gotów go obronić własnym ciałem, gdyby zaszła taka
potrzeba.
- Co tak długo? -
spytał brunet dostrzegając w drzwiach swojego męża.
- Zemdlał -
powiedział Lucjusz wchodząc za synem do pokoju.
- Naprawdę? -
dopytywał Harry patrząc z niedowierzaniem na Dracona. Ten miał spuszczoną głowę
i lekki rumieniec zażenowania na policzkach. Gryfon pomyślał, że wygląda słodko.
Leżąc na łóżku
podciągnął się nieco wyżej i rozłożył ręce zachęcając blondyna, by ten się do
niego przytulił. Malfoy rozejrzał się po zgromadzonych w pokoju, ale doszedłszy
do wniosku, że jest mu wszystko jedno, usiadł obok męża, przytulił się do niego
zaczął szeptać mu do ucha owiewając jego szyję ciepłym oddechem.
Snape wywrócił oczami
i zaczął rozmawiać z Lucjuszem.
- Nie rób mi tego
więcej, dobrze? - spytał Draco cichutko.
- Dobrze - przytaknął
Harry i zadowolony zamknął oczy chcąc się zdrzemnąć.
***
Gryfon został w
szpitalu. Dracona musiał odciągać siłą Lucjusz, bo ten chciał koniecznie zostać
z mężem.
- Jeżeli coś się
będzie działo, będziesz wiedział - powiedział Malfoy Senior wypychając syna za
drzwi.
Nic mi nie będzie -
pomyślał Harry przekazując to mężowi.
Blondyn musiał się
poddać, ale z naburmuszoną miną niczym pięciolatek wrócił do domu sam.
Gdy znalazł się w
swoim pokoju rzucił się na łóżko. Mess wślizgnęła się na łóżko obok niego i
zwinęła się służąc wsparciem, ale też po to by go chronić. Semanthiel siedział
na żerdzi i dla uspokojenia nerwów Dracona zaczął śpiewać.
Blondyn uspokojony
śpiewem zasnął myśląc o Harrym i dzieciach.
***
Obudził się w środku
nocy. Zegarek obok łóżka wyświetlał godzinę trzecią. Rozejrzał się po pokoju.
Obok siebie miał Dracona.
Uśmiechnął się, ale
po chwili zmarszczył brwi, bo przypomniał sobie, że był w szpitalu. Ponownie
rozejrzał się dookoła i potrząsnął głową. Faktycznie znajdował się w sali
szpitalnej. Podniósł się z łóżka i powoli dotoczył się do łazienki.
Ochlapał twarz
chłodną wodą, a w lustrze nad umywalką zobaczył swoją twarz. Podkrążone oczy,
blada cera.
Przecież się opalił
podczas tych wakacji, i jego skóra miała przyjemny, lekko brązowy odcień. Nawet
geny Snape’a nie były w stanie tego zniszczyć.
Wrócił do łóżka i
okrył się szczelniej kołdrą. Powoli zamknął oczy, a gdy otworzył je chwile
później był w lochu Voldemorta. Chciał krzyknąć, ale gardło zacisnęło mu się ze
strachu i nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
Dopadł do drzwi i
zaczął walić w nie pięścią. Łzy ciekły mu po policzkach, ręce mu drżały, gęsia
skórka pokrywała całe ciało, a włoski na karku stanęły dęba. Usłyszał za sobą
śmiech, a chwilę później głos, którego miał nadzieję nie słyszeć już nigdy.
- Stęskniłeś się za
mną, Harry?
Za nim stał Yaxley ze
skalpelem i uśmiechał się lubieżnie.
***
Draco obudził się z
łomoczącym sercem i rzucił się do drzwi. Ledwie wypadł na korytarz potknął się
o dywan. Szybko się pozbierał i zleciał ze schodów. Ręce mu drżały, w gardle
rosła gula, przez którą miał trudności z oddychaniem. Kiedy dopadł drzwi
Severusa z rozpędu niemal je wyważył. Walił pięścią, a kiedy chrzestny je
otworzył wpadł na niego.
- Harry. Coś jest nie
tak. Czuję to - wysapał i został pociągnięty w głąb pokoju. Nim jednak Severus
zdołał zadać jakiekolwiek pytanie, Draco skoncentrował się na tyle, by
wykorzystać tatuaż i teleportować się do szpitala, a Snape wraz z nim.
Szybko odnaleźli
odpowiednią salę, z której dobywał się okropny hałas i jakiś przeciągły pisk.
Draco jęknął i przepchał się do środka wbrew prośbom Snape’a.
Harry leżał na łóżku,
elektrody przyczepione do klatki piersiowej wyglądały jak duże przyciski. Na
jednym z monitorów widać było ciągnącą się w nieskończoność kreskę. To
urządzenie wydawało ten denerwujący odgłos.
Lekarze
przekrzykiwali się, robili coś, czego Draco nie rozumiał, ale usłyszał, że
nazywało się to elektrowstrząsami. Twarz jego męża był blada, ciemne włosy
ostro kontrastowały z jej kolorem. Z gardła wystawała mu rurka przyczepiona
plastrami do brody i ust. Wyglądał tak biednie.
Kiedy robili mu
elektrowstrząsy, na monitorze przez chwilę widać było jakieś wskazanie, ale
potem znowu nic.
Lekarze zmieniali
się, biegali dookoła bruneta, wstrzykiwali mu różne rzeczy w ręce, nogi…
A Draco mógł tylko
stać i patrzeć. Nie miał siły na nic więcej.
***
Harry jeszcze mocniej
zaczął uderzać w drzwi, które nie chciały ustąpić. Yaxley zbliżył się do niego
i obrócił go twarzą do siebie jednocześnie zasłaniając usta ręką.
- Zabawimy się
trochę?
Brunet poczuł chłód
żelaza na ręce i wzdrygnął się. Pisnął, kiedy nóż przeciął skórę.
- To może ja się
trochę zabawię - powiedział Yaxley i wzruszył ramionami.
Przeniósł nóż na
brzuch i wyciął na nim literę Y. Zszedł trochę niżej i na biodrze zrobił X. Na
lewym ramieniu pojawiło się A, na prawym E. Na mostku wyciął L, a po obróceniu
Pottera, na dole pleców zrobił Y.
- Poprzednim razem
nie zdążyłem się podpisać, tak szybko uciekłeś. Ale dość o mnie. Ktoś jeszcze
chce cię dziś zobaczyć.
Złapał go za włosy i
wręcz pociągnął za sobą do Sali Tronowej. Tam rzucił na środku i pochylił głowę
przed swym panem.
- Witaj Harry -
powiedział Voldemort gładząc głowę Nagini.
- Cześć Tom - odparł
Potter wstając na nogi.
- Dawno cię tu nie
było. Gratulacje z okazji ślubu. Wybacz, że dopiero teraz, ale jakoś nie miałem
do tego głowy. Wiesz, dużo obowiązków…
- Daj sobie spokój,
Tom. Nie zaprosiłeś mnie tu na pogaduszki, prawda?
- Oczywiście, że nie.
Mam dla ciebie wiadomość. W czasie, jak my tu sobie rozmawiamy, tam próbują cię
reanimować. Jesteś martwy już od jakichś pięciu minut. Myślisz, że im się uda?
- Nie, dopóki mnie tu
trzymasz.
- Jestem prawie
pewien, że gdybym zabił cię we śnie, tam też byś umarł. Chcesz się o tym
przekonać? - spytał Lord podchodząc do niego i spoglądając głęboko w oczy.
- Prawie pewien.
Ciekawe. Lord Voldemort nie wie do końca. Cóż to się stało?
- Nigdy czegoś
takiego nie próbowałem. Ale jestem chętny doświadczać nowych rzeczy. Pozwól, że
zrobię to tradycyjnie. Magia jest taka męcząca, a zważając na to, że już raz
się uratowałeś, nie mogę mieć pewności, że tym razem zadziała, dlatego… -
zawiesił głos i podszedł do jednej ze ścian, gdzie wisiały miecze. Wziął jeden
i zaważył go w dłoni. - Szkoda, że nie chciałeś się do mnie przyłączyć.
Bylibyśmy niepokonani. - Mówił ciągle zwrócony tyłem do Harry’ego, więc ten nie
mógł widzieć jego twarzy. W głosie Czarnego Pana było słychać zawód, żal, może
nawet smutek. - Ale cóż. Wybrałeś taką a nie inną drogę. Chyba, że chciałbyś
naprawić swój błąd - powiedział odwracając się i mierząc czubkiem miecza w
serce Pottera. Powoli zbliżał się i mierzył go wzrokiem. - Jeszcze masz czas na
zmianę decyzji. Jeszcze zdążysz.
- Zastanawiałem się,
dlaczego masz tak dużą armię. Z mniejszą i bardziej zaufaną byłbyś
bezpieczniejszy. Mniej przecieków, niedomówień, rozczarowań. Doszedłem do
wniosku, że musisz mieć jakieś braki w oprzyrządowaniu. Masz taką manię
wielkości, jakiej jeszcze u nikogo nie widziałem. Aż żal patrzeć. A teraz
chcesz mnie, który byłby klejnotem w twej armii. Mógłbyś powiedzieć, że jesteś
taki wielki, że posiadłeś nawet Harry’ego Snape'a. To dopiero podbudowałoby
twoje ego. Ale sorry. Moje ego jest wystarczająco duże, że twoje już się na tym
świecie nie zmieści. Niedługo zginiesz, Voldemort. Ja o to zadbam - przy
ostatnich słowach uśmieszek towarzyszący mu przez całą wypowiedź zmienił się w
wyraz zaciętości i determinacji.
Voldemort z rykiem
rzucił się do przodu robiąc pchnięcie. Zamknął przy tym oczy, a jedynym
potwierdzeniem tego, że trafił w cel było to, że miecz napotkał opór.
Dziękuję za Dedykację. Nie wiem co powiedzieć, wywołałaś u mnie uśmiech na twarzy ( rzadkie zjawisko xd * bardzo rzadkie - komentarz siostry* ). Cieszę się, że moje ściany tekstu przydają się na coś :)
OdpowiedzUsuńRozdział genialny słodki na początku, w środku odrobina goryczy, a na koniec akcja z Voldkiem. Genialne połączenie!
no, no Draco się przyznał .. no nareszcie ! Szczerze mówiąc jak dla mnie za szybko wybaczył, ale biorąc pod uwagę fakt, że ciężko jest się odzwyczaić od pewnych rzeczy. W każdym bądź razie mimo wszystko Draco żałował i czuł się podle .. można by rzec, że i tak swoje wycierpiał , Reakcja Hermiony jak dla mnie trochę przesadzona.
Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło :) A tu nagle BUM Pam Pararam Voldek wkracza do akcji. Serio Yaxley podpisać się i to imieniem ... weź rusz głową i przynajmniej bądź oryginalny Rozumiem bycie sadystą, ale trzeba znać granice eh .. psychopatów typu Voldek i Yaxley nie da się zrozumieć ( a może jednak da ? xd ).
Zakończyłaś rozdział w takim miejscu .... CHCE WIĘCEJ ! Teraz to dopiero nie mogę się next'a doczekać ! Teraz zaraz xd
Jeszcze raz Tobie dziękuję za dedykację. Życzę weny dalszym pisaniu ! Nie mogę się doczekać ciągu dalszego, oby to okazało sie TYLKO jakimś okropnym złym snem ( w końcu to i tak sen prawda?)
Pozdrawiam Lilith M,
O.O O rety... O rety, o rety, rety, rety, rety, rety, rety...!!! O.O *jęk* Musiałeś się Voldek wciąć?! Musiałeś, noo~?! AGHRrrr~!!!
OdpowiedzUsuńNo, dobra, od początku.. Początek taki KAWAIII~!!! Pierwszy wspólny taniec, wesele.. Choć rozmowa z "Lasandrą" (dalej uważam, że to Lily, więc będę pisać w cudzysłowie) trochę smutku.. chociaż nie.. może nie smutku, ale pewnego... hmm, no nie wiem... po prostu trochę zmieniła nastrój, nie do końca, ale jednak... No cóż. A i jeszcze ta jej rozmowa z Sevem podczas tańca i ten zawód w jej oczach.. To mnie jeszcze bardziej utwierdziło w przekonaniu, że to jednak Lily. Choć niby byłam tego już prawie całkiem pewna, no ale cóż, p r a w i e robi różnicę.. :/ No dobra. Później znowu ta atmosfera radości, bo wakacje, aż przenosimy się w poczucie winy i zdrady.. Nieźle. Szczerze, to też się zastanawiałam, kiedy w końcu to wszystko się wyda.. No, i jak Harry na to zareaguje.. Bo ja nie wiem, jak bym na jego miejscu zareagowała.. no, może prócz łez, wkurzenia (W I E L K I E G O) i poczucia zdrady czy jeszcze kilku podobnych, ale głównie chodzi mi o to przebaczenie - nie wiem, czy bym potrafiła. Choć pewnie także brakowałoby mi pewnych przyzwyczajeń. Co dalej... A, tak! Mimo wszystko, cieszę się, że Harry im wybaczył. Inaczej to już nie byłoby to samo. Poza tym, dopiero co Draco poślubił, więc to by było (przynajmniej dla mnie) m e g a smutne, gdyby teraz miało się między nimi aż tak popsuć.. No i pozostaje jeszcze też kwestia dzieci. To też byłoby okropnie smutne.. i dość niesprawiedliwe, gdyby wychowywały się w takiej atmosferze. Co do końcówki... to można wrócić do początku mojego komentarza. *ma ochotę burczeć pod nosem - "Głupi, p********y Voldzio, nie mógł się kurna powstrzymać, a i jeszcze ten Yaxley p********y, też się k***a musiał napatoczyć, i jeszcze ten jego tekst << - Poprzednim razem nie zdążyłem się podpisać (...)>>, nosz k***a, jak ja go podpiszę, to się przez kuźwa całe lat~... tysiąclecia nie pozbiera..."* (Tak w ogóle, normalnie nie przeklinam... A już zwłaszcza nie tyle, nawet chyba w myślach..) No dobra, wracając.. Mam po prostu ochotę "zając się" Voldkiem "Lordziną" tak.. a właściwie nie - bo gorzej... jak on "zajmował się" Harrym. I, żeby nie było, nie mam na myśli wykorzystania jedynie jego pomysłów... A zresztą dobra, mniejsza.. A więc, co do rozdziału (w końcu..) - genialny!! I zgadzam się z poprzedniczką - teraz to już całkiem chce się przeczytać następny rozdział [albo dwa, może trzy, ewentualnie pięćdziesiąt.. nie no, żartuję... sto. Doobra, aż tyle to może nie, bo by się z domu w ogóle nie wyszło, a co ważniejsze ty byś się nam najprawdopodobniej przepracowała pisząc tego aż tyle na raz. Ale ten jeden rozdział z pewnością chciało by się JUŻ przeczytać. Tak najlepiej teraz, zaraz. Alee, tak się niestety (no chyba że stety?) nie da.. ]. W każdym razie, życzę ci WODOSPADÓW, po prostu MNÓÓÓSTWAAA WEEENYYY i CHĘCI do pisania. I CZASU też. I pozdrawiam serdecznie.
~Daga ^.^'
Wiedziałam, że Hermiona pujdzie w zaparte też uważam,że Herry za szypko wybaczył mam nadzieję że nic się nie stanie to prawda co Lasadra powiedzała Severusowi wciąż uwarzam,że to Lili zwłaszcza potym co mówiła o dziecku weny pozdrawiam mam nadzieję,żepowstanie wiele tomów tego opowiadania jest strasznie ciekawe
OdpowiedzUsuńIdealne :* lubie takie rozdziały. Czekam na więcej!!!
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwspaniały, moim zdaniem jednak za szybko wybaczył, Snape bardzo się troszczy, tak kobieta mnie niepokoi, a Voldemort nie odpuszcza...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, jak dla mnie to jednak za szybko wybaczył... widać, że Severus bardzo się troszczy, jest taki opiekuńczy... ta kobieta... cóż bardzo mnie niepokoi, a widać, że Voldemort jednak nie odpuszcza...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga