Na samym początku muszę Was przeprosić za tak długą nieobecność. Nie macie pojęcia, jak szybko i nieubłaganie płynie czas na studiach. Nim się obejrzałam, od ostatniego rozdziału minęło pięć tygodni! Zdecydowanie za długo.
Mogę to zwalić na lenistwo i brak weny. W tym przypadku to drugie jest bardziej uciążliwe i niebezpieczne. Za to, gdy już mam pomysły, to lenistwo tamuje przepływ pomysłów w słowa. Jestem jak najbardziej winna takiej obsuwie, ale mam nadzieję, że ten rozdział, jego długość i treść, wynagrodzi Wam z nawiązką czas oczekiwania.
W komentarzach możecie na mnie nakrzyczeć i mi grozić. Może to zmotywuje mnie, do szybszego dodania kolejnego rozdziału.
Vixy - tu mnie masz. Uwielbiam Czarną Prawdę i moja przygoda z Drarry i fanfickami zaczęła się właśnie od Mal vel Słonek. Żałuję, że usunęła opowiadanie w celu jego poprawy i już nie umieściła go z powrotem. W ten sposób chciałam oddać hołd autorce tego wspaniałego opowiadania. Co do Hermiony... Ja też jej kibicuję ;)
Ginny Weasley - aż się chce czytać takie komentarze. Od razu mam na ustach uśmiech i szczerzę się do monitora. Mama czasem się pyta, czy jeszcze nie zwariowałam. (Chyba nie... ;)) Gdybyś padła na zawał, miałabym Cię na sumieniu, więc przy czytaniu kolejnych rozdziałów, miej przy sobie telefon z wbitym numerem alarmowym, bo może być gorąco. Nie mówię, że w tym, ale w kilku następnych może się coś zdarzyć. Ups. Chyba za bardzo spojleruję. Już przestaję.
Nie przedłużając.
Mogę to zwalić na lenistwo i brak weny. W tym przypadku to drugie jest bardziej uciążliwe i niebezpieczne. Za to, gdy już mam pomysły, to lenistwo tamuje przepływ pomysłów w słowa. Jestem jak najbardziej winna takiej obsuwie, ale mam nadzieję, że ten rozdział, jego długość i treść, wynagrodzi Wam z nawiązką czas oczekiwania.
W komentarzach możecie na mnie nakrzyczeć i mi grozić. Może to zmotywuje mnie, do szybszego dodania kolejnego rozdziału.
Vixy - tu mnie masz. Uwielbiam Czarną Prawdę i moja przygoda z Drarry i fanfickami zaczęła się właśnie od Mal vel Słonek. Żałuję, że usunęła opowiadanie w celu jego poprawy i już nie umieściła go z powrotem. W ten sposób chciałam oddać hołd autorce tego wspaniałego opowiadania. Co do Hermiony... Ja też jej kibicuję ;)
Ginny Weasley - aż się chce czytać takie komentarze. Od razu mam na ustach uśmiech i szczerzę się do monitora. Mama czasem się pyta, czy jeszcze nie zwariowałam. (Chyba nie... ;)) Gdybyś padła na zawał, miałabym Cię na sumieniu, więc przy czytaniu kolejnych rozdziałów, miej przy sobie telefon z wbitym numerem alarmowym, bo może być gorąco. Nie mówię, że w tym, ale w kilku następnych może się coś zdarzyć. Ups. Chyba za bardzo spojleruję. Już przestaję.
Nie przedłużając.
Nutka na dziś to:
"Asleep At The Wheel" - Band of skulls
Rozdział
18. "Remont"
Harry
jak planował tak zrobił. Na pięć minut przed ustaloną godziną zjawił się w sali
na dole. Keyna już na niego czekała na kanapie w kącie pomieszczenia, którą
zwykli nazywać „swoją”.
- Cześć
- przywitał ją i opadł na poduszki.
- Możemy
zaczynać? Może chcesz coś pić albo jeść?
- Nie.
Zaczynajmy.
- Tutaj
masz skrócone podania, które dziewczyny wysyłały. Każde z nich jest przypięte
do teczki, w której jest kilka zdjęć. Obejrzyj je najpierw, a potem po prostu
zaprosimy te dziewczyny, które ci się spodobają.
-
Chciałbym zobaczyć wszystkie i wtedy zdecyduję. A ile nam odeszło?
- Teraz
już 4 tancerki i 5 kelnerek.
- Dużo.
Zobaczymy ile z nich będzie się nadawało. A ile osób brakuje nam tu na dole?
- No te
tancerki i dwie kelnerki. Muszą wyglądać świetnie nago, żeby mogły tu pracować
- upomniała i oparła się o poduszki.
- Wiem -
burknął.
Keyna
zawołała pierwszą dziewczynę. Była ubrana w krótkie spodenki, które odsłaniały
niemal całe pośladki, top w kolorze ostrego różu, który za wiele nie zasłaniał i
wysokie szpilki. Włosy związane miała w kok.
Nazywała
się Rosalie. Miała ciemną karnację i duże, czarne oczy. Miała buzię w kształcie
serduszka i przepiękny uśmiech. Na wysokich obcasach chodziła ładnie, kołysząc
biodrami, jakby się w nich urodziła.
- Chcesz
pracować jako tancerka czy kelnerka?
-
Kelnerka.
- Tutaj,
czy na górze?
- Na
górze.
Harry
kiwnął głową i zanotował coś na jej kartce.
Następna
była Loren o płomiennie rudych włosach. Oczy miała ciemne, po czym Harry
poznał, że nie jest naturalnie ruda. Ubrana była tak samo jak Rosalie, co dało
mu do rozumienia, że Keyna kazała im się tak ubrać.
-
Tancerka, czy kelnerka?
-
Kelnerka.
- Góra
czy dół?
- Dół.
-
Rozbierz się - poprosił Potter.
Dziewczyna
się zawahała. Spojrzała na niego niepewnie myśląc, że zaraz pewnie się zaśmieje
mówiąc, że to żart.
- To nie
jest żart. Tutaj kelnerki chodzą nago. Chyba, że ci to przeszkadza, wtedy nie
masz czego tutaj szukać.
Loren
szybko pozbyła się ubrań, jednak wyglądała na nieco skrępowaną.
Harry
podziękował i znowu napisał kilka słów na kartce.
Każda
następna dziewczyna dostawała ten sam zestaw pytań. Zależnie od tego, gdzie
chciała pracować, musiała się rozebrać lub nie.
W końcu
bilans wynosił sześć tancerek, pięć kelnerek na górę i osiem na dół.
Keyna
narzekała że spośród niemal setki CV, tylko tyle dziewczyn spełniało jej
kryteria.
Harry po
namyśle stwierdził, że jest w stanie zatrudnić wszystkie dziewczyny pomimo
tego, że miał ich zatrudnić mniej.
Pięciu
chłopaków przyszło na przesłuchanie. Tylko trzech dostało pracę jako tancerz na
zmianę z kelnerem. Jak to Harry stwierdził, na zapas, jakby się jakiś zwolnił.
Szybko
Potter sporządził odpowiednie umowy i wszyscy podpisali swoją wersję.
- Jestem
padnięty - powiedział i opadł na kanapę po tym, jak odprowadził wszystkich do
wyjścia.
- Nie
dziwię się. A gdzie Hermiona?
- Ma
dodatkowe zajęcia i nie mogła przyjść, ale jutro już będzie - dodał gdy zobaczył,
że Keyna się zachmurzyła.
- To
dobrze, bo nam się przyda do ogarnięcia całego tego bałaganu.
-
Najchętniej, to bym tu poszedł spać. Te kanapy są tak wygodne…
- To
zostań. Zamkniemy drzwi, żeby nikt nie wszedł i będzie po sprawie.
-
Chciałbym, ale nie mogę. Musze jeszcze napisać esej i referat. Ja w ogóle nie
wiem, co ci nauczyciele tacy zawzięci.
- Twój
ostatni rok. Ciesz się nim i korzystaj ile możesz.
- Staram
się - mruknął i z jękiem podniósł się z kanapy. - To do jutra - rzucił na
odchodnym i zniknął na schodach.
***
Z
niecierpliwością czekał na koniec zajęć. Dobrze, że dziś miał jedynie dwie
lekcje i to dopiero po obiedzie, więc mógł napisać prace rano.
Jeszcze
nigdy OPCM tak bardzo mu się nie dłużyło. Po prostu nie mógł wytrzymać. Dziś
akurat zebrało się Lasandrze na tłumaczenie i suchą teorię. Niemal opadł na
kolana, gdy usłyszał dzwonek.
Z każdym
krokiem, gdy zbliżali się do sali Czarnej Magii, Hermiona stawała się spięta i
jakby… zażenowana. Jednak Harry nie wiedział, dlaczego miałaby taka być. Nie
zdążył jednak zebrać się i zapytać, bo nauczyciel wyłonił się z sali i zaprosił
ich do środka.
Oczywiście
musiał usiąść z Draconem. Wyjątkowo Malfoy odpuścił sobie wredne komentarze i
przesiedział cicho całą godzinę. Za to Hermiona, gdyby mogła, zapadłaby się pod
ziemię. Za każdym razem, gdy nauczyciel chociażby przesunął niechcący po niej
wzrokiem, czerwieniła się i odwracała twarz. Potter był bardzo ciekawy, co się
stało na wtorkowych zajęciach, że zwykle odważna i śmiała dziewczyna kuli się
jak malutki szczeniak podrzucony pod czyjeś drzwi.
Potter,
patrząc na nią miał ochotę ją przytulić, a z drugiej strony miał ochotę zrobić
krzywdę nauczycielowi bez pytania o powód. Nie obchodziło go to, czy on jej
zrobił krzywdę, jednak patrząc na nią, właśnie o niego chodziło.
Nim
jednak zdążył zrobić jedno lub drugie, zadzwonił dzwonek i usłyszał, że
profesor prosi do siebie Gryfonkę. Próbując opanować swoje odruchy
podeszła do biurka i oboje czekali aż wszyscy opuszczą salę.
Harry
zatrzymał się zaraz za drzwiami. Przyłożył do nich ucho i przeklął, gdy nic nie
usłyszał.
-
Wszystko w porządku? - spytał Moriat stając naprzeciwko dziewczyny.
-
Oczywiście, panie profesorze - odparła nieco zdziwiona, jednak nadal nie
podniosła wzroku.
- Spójrz
na mnie. - Bez efektu. - Spójrz na mnie, proszę. - Spróbował ponownie, lecz
znów nie doczekał się odzewu.
W jednej
chwili zadecydował. Zmusił Hermionę do spojrzenia mu w oczy i przytrzymując jej
brodę w jednym miejscu szybko pocałował. Poczuł, jak zarzuca mu ręce na
ramiona, a jej twarz staje się mokra. Zdezorientowany odsunął się i powoli
badał reakcję dziewczyny. Na jej twarzy gościł uśmiech, a policzki były mokre.
Szybko próbowała ścierać łzy palcami, ale ją powstrzymał. Scałował każdy
pojedynczy mokry ślad, a następnie pocałował ją w czoło.
Żadne z
nich nie chciało się odezwać. Patrzyli na siebie w oczekiwaniu, że w końcu
któreś przerwie ciszę.
Przerwało
im pukanie do drzwi. Hermiona poczuła się, jakby miała deja vu. Uśmiechnęła
się, wspięła na palce i pocałowała Moriata w policzek.
-
Następne zajęcia w czwartek? - spytała tym razem z uśmiechem na ustach i
niebezpiecznym błyskiem w oku. Mężczyzna był w stanie jedynie kiwnąć głową.
Hermiona
minęła się w drzwiach z profesorem Flitwickiem.
Harry
stał oparty o ścianę naprzeciwko wyjścia i czekał na przyjaciółkę. Ta była w
tak szampańskim nastroju, że nie zauważyła go i poszła w stronę schodów.
- Mogę
wiedzieć, co się stało, że nagle jesteś taka wesoła?
- Nic -
odparła lekko speszona. Myślała, że nikt tego nie zauważył.
-
Najpierw zachowujesz się jak przestraszone zwierzę, a teraz jesteś taka
szczęśliwa, że nie zauważasz nic ani nikogo.
- Po
prostu kiepsko się czułam, a profesor Moriat miał w swoim zapasie coś na ból.
- Skoro
tak, to czemu nie poszłaś do pani Pomfrey w trakcie lekcji?
- Bo nie
chciałam przerywać. Z resztą, co cię to obchodzi?
- Bo
jesteś moją przyjaciółką. W pewnym momencie miałem ochotę go zabić, bo
myślałem, że on ci coś zrobił - warknął i wyminął ją nie czekając na żadną
ripostę.
- Nagle
tak ci zależy?
- Zawsze
mi na tobie zależy. - Przystanął, ale nie odwrócił się do niej. Na szczęście
zaczęła się już następna lekcja, więc korytarze były puste.
Gryfonka
nic nie odpowiedziała za to podeszła do niego i przytuliła się do jego pleców.
Westchnęła i przeszła przed niego.
-
Naprawdę nic mi nie jest. Wszystko w porządku. Możemy jechać do klubu?
Jedynie
kiwnął głową. Nie mógł spojrzeć jej w oczy. Czuł wstyd palący jego policzki.
Miała
rację. Nagle mu tak zależało? Ostatnio był okropnym przyjacielem. Ciągle tylko
użalał się nad sobą i poświęcał uwagę wszystkiemu poza nią.
Draco,
Voldemort, klub, Serp. Nic innego się nie liczyło. Wszystko poza Hermioną,
która najbardziej mu pomagała i starała się go utrzymać w całości.
Ruszył
przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Usłyszał jak Hermiona wciąga
powietrze, ale nie zdążył się zastanowić, czy jakkolwiek zareagować, bo wpadł
na kogoś.
- Patrz
jak łazisz, Potter.
- Nie
moja wina, że stoisz na środku korytarza jak cielę - warknął i chciał wyminąć
blondyna, ten jednak jak na złość poruszył się symetrycznie.
- Co,
Potter. Masz jakiś problem?
- Z tego
co wiem, nie jesteś moim psychologiem.
- Uuu…
Złoty Chłopiec potrzebuje psychologa.
- Każda
znana osoba ma jednego, ewentualnie dwóch. Z tego wynika, że nie jesteś sławny…
Draco
odchylił się do tyłu i po chwili jego pięść wylądowała na nosie Harry’ego.
Osunął się do tyłu i zalał krwią.
Hermiona
przyłożyła ręce do ust i pisnęła. Malfoy spojrzał na nią ostrzegawczo i
odszedł, jakby nic się nie stało.
- Harry?
- Żyję.
- A
myślałam, że od złamanego nosa się ginie - mruknęła sarkastycznie i usiadła pod
oknem.
- Też
tak kiedyś myślałem. Widziałem to kiedyś w jakimś filmie jak byłem mały i
Dursley’ów nie było w domu.
- Nie ma
co, fajne dzieciństwo.
Potter
wstał i zaciskając zęby nastawił nos. Rozległo się chrupnięcie i więcej krwi
polało się na koszulkę.
- Musisz
się przebrać.
Harry
nie odpowiedział, bo krew nadal ciekła, a nie chciał jej próbować. Dopiero, jak
potok ustał, przetarł górną wargę rękawem.
- Jestem
za.
***
Teleportowali
się z tyłu sklepu budowlanego. Harry miał portfel pełen funtów, na które
wymienił wzięte z Gringotta, Galeony. Z grubsza wiedział, co chce kupić.
Kilkanaście wiaderek farby w różnych kolorach, trochę zaprawy murarskiej i kilka nowych żyrandoli, parę luster, wiertarkę oraz kilka użytecznych drobiazgów
takich jak pędzle i folię malarską.
-
Zamówiłeś ekipę do remontów? Wiedzą, czego potrzebujemy?
-
Oczywiście - Pomimo tego, iż odpowiedział, zdawał się być nieobecny.
Hermiona
nie starała się wciągnąć go w rozmowę, bo wiedziała, że to bez sensu.
Wybrali
farby w odcieniach niebieskiego, pomarańczowego, czerwonego i różowego.
Po
zapłaceniu udali się do sklepu, który oferował wyposażenie dla nocnych klubów.
Harry
czuł się jak w raju. Chodził od jednej półki do drugiej i najchętniej kupiłby
wszystko.
- Pan
Potter - ucieszył się starszy mężczyzna, który pojawił się w drzwiach zaplecza.
- Dzień
Dobry. Już nie Potter. - Ciągle się uśmiechał i wodził wzrokiem po wyposażeniu.
-
Oczywiście, oczywiście. - Mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej, a
zmarszczki wokół ust utworzyły głębokie bruzdy. Kurze łapki przy oczach
uwidoczniły się jeszcze bardziej nadając mu wygląd przyjaznego, kochanego
dziadka, do którego przychodzi się w odwiedziny z okazji urodzin.
-
Potrzebuję kilku rur, kanap z najwyższej jakości skór, kilkanaście par
kajdanek, całe trzy kartony ozdób i dwadzieścia zestawów.
-
Zestawy ze skóry? - Figlarne płomyki zapłonęły w niebieskich oczach.
- Skóra
i plastik.
Mężczyzna
zniknął na zapleczu. Z pomieszczenia dobiegały niepokojące hałasy, ale także
wesołe pogwizdywanie.
Harry
obejrzał się na przyjaciółkę, która wzruszyła ramionami.
Mężczyzna
wyniósł po kolei osiem kartonów o różnych rozmiarach.
- Resztę
dostarczę w ciągu dwóch godzin do klubu.
-
Dziękuję.
Hermiona
zmniejszyła kartony i włożyła je do kieszeni, tam, gdzie leżały już poprzednie
zakupy.
Kiedy
dotarli pod klub była dziewiętnasta. Po drodze zahaczyli jeszcze o restaurację,
gdzie zjedli szybką kolację.
- Chyba
zaczęli - powiedział Harry przystając na szczycie schodów.
Jego
przypuszczenie potwierdziło się, gdy otworzył drzwi i owionął ich zapach
mokrego tynku i jeszcze wilgotnej farby.
Odkaszlnął
przykładając rękę do ust.
Stanąwszy
na balkonie, spojrzeli na salę.
Stoły
pokrywała warstewka kurzu i pyłu. Wyglądały jak oprószone śniegiem. Bar okryty
był folią, podobnie jak scena.
Keyna
biegała między ludźmi i rozdzielała zadania. Na ziemi leżały kawałki prętów,
dykty i płyty kamienne, nawet z tej odległości wyglądały na masywne i ciężkie.
Zeszli
na dół i skierowali się ku ścianie pod którą były loże. Keyna szybko do nich
podbiegła i uściskała.
-
Dobrze, że już jesteś. Możemy zaczynać?
Przytaknął.
Poprosił,
by ludzie ustawili się w linii, w metrowych odstępach. Każdy w ręce trzymał
różdżkę i wyglądał na skupionego.
Harry
przymknął oczy i uwolnił magię z jej postaci. Poczuł, jak wlewa się w niego,
chłonął ją każdą częścią ciała, każdym milimetrem skóry.
Odetchnął
i wyciągnął rękę. Pierwszy kawałek metalu, na oko dziesięciometrowy podniósł
się nad ziemię. Kilkoro osób wspomogło go i po chwili część stalowa wisiała w
powietrzu.
-
Trzymajcie to, ja wezmę następny.
Tym
razem krótszy, czterometrowy kawał podniósł się i z pomocą Hermiony ustawił prostopadle względem ściany i pierwszego kawałka. Dziewczyna przytrzymała go w
górze, a Harry szybko połączył ścianę z krótkim kawałkiem i częścią balkonu.
Powtórzył
to jeszcze pięć razy zanim mogli puścić najdłuższy kawałek. Rozległy się
oklaski.
- To
dopiero początek.
***
Po
pięciu godzinach z Harry’ego lał się pot. Włosy zlepione były w strąki i
pierwszy raz czuł się zmęczony magicznie. Miał ochotę zasnąć i spać co najmniej
przez rok.
Jednak
balkon był cały, stały na nim kanapy oddzielone deskami z obu stron obitymi
derką.
Wytrzymywał
ciężar trzydziestu osób, co było ogromnym sukcesem. Balkon ciągnął się pod
dwoma ścianami, wejść na niego można było przy wejściu na salę. Wystarczyło
skierować się dwoma schodkami w górę zamiast w dół.
-
Została jeszcze sala na dole.
Harry
tylko przytaknął nie będąc w stanie odpowiedzieć. Zamknął oczy i skupił się w
sobie. Starał wykrzesać z siebie choć odrobinę mocy, by zmaterializować magię,
jednak nie wychodziło mu pomimo prób. Czuł, że nie ma w sobie wystarczająco
dużo siły. Magia nie chciała go opuścić. Chyba bała się, że nie będzie
wystarczająco silny.
- Harry?
- Troska w głosie przyjaciółki była niemal namacalna.
Harry w
końcu zebrał się w sobie i powlókł za Hermioną do dolnej sali. Wszystkie stoły
oraz bar były przykryte folią malarską.
- Gdzie
farby?
Gryfonka
wskazała na wiaderka.
Potter
wpadł na szatański pomysł. Oczy mu się zaświeciły i spojrzał na przyjaciółkę.
- Mamy
gdzieś proszek fluorescencyjny?
Hermiona
zniknęła na zapleczu i wróciła z kartonem. Rzuciła go na ziemię i otworzyła.
- A
biała farba?
- Na
górze.
Potter
szybko skoczył po wiaderko z taką energią, jakby dopiero co wstał z łóżka.
Wcześniejsze zmęczenie całkowicie wyparowało.
Przyniósł
dwa wiadra.
- Musimy
wszystkie ściany pomalować na biało.
- Ale…
- Nie.
Malujemy i już.
Dziewczyna
westchnęła, ale więcej nie próbowała oponować.
Gdy
mieli pomalowaną jedną ścianę, dołączyli do nich pracownicy, którzy sprzątali
salę główną.
- Jesteś
pewien? - spytała Keyna podchodząc do szefa.
Nie
odpowiedział zajmując się malowaniem.
Nimfa
wzruszyła ramionami i zagoniła ludzi do pracy.
Gdy
wszystkie ściany były pomalowane na biało, Harry wsypał proszek do kolorowych
farb i wymieszał. Potem, dzięki magii uformował kulkę i cisnął nią w ścianę.
Kropla wielkości pięści rozprysła się na drobne kropelki. W centralnym punkcie
utworzyło się koło od którego, we wszystkich kierunkach odchodziły mniejsze lub
większe plamy. Z części z nich stworzyły się zacieki.
Z
pewnymi oporami Hermiona wzięła inny kolor i z nieco mniejszą siłą cisnęła
kulkę w inne miejsce. Uśmiechnęła się i stwierdziła, że chyba wie, o co
przyjacielowi chodziło. Każdy, z mniejszym lub większym zaangażowaniem rzucał kulkami z farby w ścianę.
Kiedy
farby się skończyły, Harry ocenił efekt.
Według
niego wyszło lepiej niż zamierzał. Od spodu przebijała się biała farba, która była
pokryta plamami kolorowej farby. Została jeszcze jedna rzecz, którą należało
wykonać, by ściany wyglądały niesamowicie.
Odwrócił
się, by poprosić Hermionę, by poszła na zaplecze, ale ona już stała na rękach
trzymając lampy ultrafioletowe. Uśmiechnął się szeroko i szybko przymocował
lampy na suficie w różnych miejscach. Połączył je kablem, który sprytnie
zamaskował, a końcowy kabel wpiął do kontaktu.
Lampy
zaświeciły zmatowiałym fioletowym światłem, a ściany rozjarzyły się jakby
wewnętrznym blaskiem.
Biały
kolor zmienił się na fioletowo-niebieski, a każdy kolor świecił swoim neonowym
odcieniem.
- Wiesz,
że teraz nie mamy farby, żeby odmalować pokoje?
-
Spokojnie. Schowałem cztery wiaderka, żeby nam nie zabrakło.
Podzielili
się na grupy. Każda z nich dostała jedno wiaderko. Ich zadaniem było pomalować
jedną ścianę w jakieś zabawne wzory.
Następnie
przechodzili do kolejnego pokoju i w miarę pomysłu następnej grupy, ta
domalowywała coś swoją farbą, potem trzecia i czwarta. Oczywiście każda farba
zwierała w sobie proszek fluorescencyjny.
Harry,
po skończonej pracy, w każdym pokoju zamontował lampę.
- Keyna,
coś jeszcze jest do zrobienia?
- Miałeś
zrobić dodatkowe pokoje.
Gryfon
westchnął i spojrzał na zegar, który nieubłaganie zbliżał się do piątej.
Kiwnął głową
i powlókł się do ściany. Chwilę potrzymał przy niej ręce, a po jego lewej
stronie pojawiło się ośmioro drzwi.
- Już -
tylko tyle zdołał powiedzieć nim osunął się bezwładnie po ścianie.
Hermiona
od razu rzuciła się w jego stronę i położyła delikatnie na ziemi. Odgarnęła
włosy z czoła i wierzch dłoni przyłożyła do policzka.
- Jest
bardzo ciepły. Myślę, że to z wycieńczenia. Wystarczy chwila czasu. Reszta
natomiast musi odmalować nowe pokoje. Meble trzeba zamówić, ale to kwestia
dnia, może dwóch.
Ekipa kiwnęła
głowami i zabrała się za wiaderka i pędzle. Keyna i Hermiona zostały przy
Potterze.
***
Tom
przeglądał papiery przyniesione przez Śmierciożerców. Głownie raporty z misji.
Koło niego stał kieliszek z winem. Światło z kominka rozszczepiało się w czerwonym
płynie i tworzyło dziwne wzory na twarzy czarodzieja. Płonienie
skakały z polana na polano i sypały iskrami. Cienie kładły się na przeciwległej
ścianie i przesuwały się po książkach.
Tom oparł
głowę na ręce i przymknął oczy. Pod powiekami zobaczył twarz. Oczy szeroko
rozstawione błyskały złotym refleksem, nos drobny, a usta pełne i lekko
rozchylone. Wysokie kości policzkowe wyraźnie odznaczały się w twarzy, a pod
nimi tworzyły się głębokie cienie. Szpiczasty podbródek przechodził w delikatną
linię szczęki. Trudno było stwierdzić, czy to kobieta, czy mężczyzna.
Usta
rozchyliły się, ale nie wydobył się z nich dźwięk.
Marvolo
zmarszczył brwi i skupił się, by usłyszeć, co osoba chce mu powiedzieć.
Usta
ponownie rozchyliły się, jednak ponownie nie usłyszał nic.
Za
trzecim razem Tom zrozumiał, że osoba nie chce nic powiedzieć, lecz krzyczy nie
wydając z siebie głosu. W tym samym momencie rysy twarzy zmieniły się, a Czarny
Pan rozpoznał w zmieniających się rysach Harry’ego. Ponownie zmarszczył brwi i
postarał się mentalnie przysunąć do chłopaka. Jednak ten, jak na złość, ciągle
się oddalał.
- Harry?
Złoty
Chłopiec rozchylił usta, a z pomiędzy warg wydobył się cichy jęk.
Tom
podwoił wysiłki i w końcu zbliżył się nieco do Gryfona. Ten wyglądał, jakby
cierpiał. Oczy miał zamknięte, szczękę zaciśniętą, a usta tworzyły cienką
kreskę. Policzki pokrywał niezdrowy rumieniec, z czoła spływał pot, włosy
sklejały się w strąki. Zupełnie, jakby chłopak miał wysoką gorączkę.
Nagle, jakby ktoś podkręcił dźwięk, Toma ogłuszył krzyk. Słyszał go całym swoim
ciałem, każdą komórką, każdym atomem swojego istnienia. Czuł ból, końcówki
nerwów zwijały się i zaciskały w cierpieniu.
Tym
razem, to on krzyknął. Skulił się w sobie i postarał odciąć umysł od ciała. Nie
chciał czuć. Mimo tego, że wiedział, że to nie jego ból, nie mógł się od niego
odciąć. Fale atakowały go, jak statek w czasie sztormu. Ledwo mógł zaczerpnąć
oddech, bo każdy najmniejszy ruch sprawiał ból.
Wszystko
ustało. Otworzył oczy i zobaczył przed sobą okruchy szkła. Miał mokre włosy od
wina, które wylało się z kieliszka.
Tom
zaklął i powoli zwlókł się z podłogi i opadł na krzesło. Rozmasował skronie
przymykając oczy.
Nie
wiedział, co się właściwie stało. Opcji było kilka. Jedna z nich zakładała, że
Harry umarł. Wydawało mu się to raczej mało prawdopodobne, bo… Po prostu. Druga
możliwość była taka, że Potterowi działo się coś strasznego. Cierpiał i jedyną osobą, która mogła go uratować był Tom. Prawdopodobne, ale raczej nie możliwe.
Trzecia opcja, to że Harry jest chory i nie może sobie poradzić z bólem. Wtedy,
możliwe by było, że przez sen łączy się z Tomem. To była chyba najbardziej
racjonalna możliwość.
Umysł
jednak podsuwał mu jeszcze jedno wyjaśnienie. Co, jeżeli Harry wyczerpał się
magicznie? Co prawda Voldemort nie wiedział, co chłopak miałby robić, żeby
zużyć całą swoją moc, ale jest to możliwe. W takim przypadku, chłopak byłby w
niebezpieczeństwie. Niby nic strasznego, ale jeżeli ciało raz przyzwyczai się
do pewnego poziomu magii, to bardzo źle znosi jej brak.
Riddle przymknął
powieki i spróbował połączyć się z Harrym. Natrafiał jednak na przeszkodę,
której nie był w stanie sforsować. Próbował na różne sposoby, ale niestety było
to ponad jego siły.
Ocknął
się dopiero, gdy usłyszał pukanie w okno. Na parapecie siedziała brązowa sówka
z czarnym dzióbkiem i pazurkami. Do nóżki miała przywiązany liścik.
Tom
Mam nadzieję, że Cię nie obudziłam. Potrzebuję
Twojej pomocy. Właściwie, to Harry potrzebuje. Przybądź jak najszybciej do
klubu.
Hermiona
Riddle
spojrzał na zegarek, który wskazywał szóstą rano.
Faktycznie,
mógłby spać.
Niechętnie
wstał i podszedł do okna. Spojrzał w dal na góry i powoli rozjaśniające się
niebo. Z westchnięciem odwrócił się i sięgnął po szatę przewieszoną na oparciu
kanapy. Teleportacji towarzyszył trzask.
***
- Jakaś
poprawa?
Hermiona
pokręciła głową i spojrzała na zegarek. Szósta. Sowa powinna już odlecieć.
Godzina to wystarczający czas na dostarczenie listu.
Usłyszała
zamieszanie na górze, a pośród krzyków rozróżniła głos Toma, który nakazywał
zaprowadzić się do niej. Pracownicy nie chcieli go przepuścić i spierali się z
nim.
- Keyna,
pójdziesz po niego?
Nimfa
przytaknęła i wbiegła po schodach jakby była piórkiem.
-
Chłopaki, on do nas - krzyknęła, a Hermiona nie usłyszała żadnego głosu
sprzeciwu.
- Dziękuję.
- Tom odezwał się dopiero, gdy zszedł ze schodów. - Co się stało?
-
Właściwie, to nie wiem. Wszystko było w porządku do czasu, gdy musiał zrobić
pokoje. Zemdlał i jeszcze się nie obudził.
- Kiedy
to było?
-
Półtorej godziny temu.
Tom
chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się od komentarza. Zamiast tego zacisnął
zęby i zajął się Harrym.
Przyłożył
palce do skroni szepcząc zaklęcia. Na początku nic się nie działo. Harry leżał
na plecach z zamkniętymi oczami, jego pierś ledwo się podnosiła, a Tom klęczał
obok i trzymał dłonie przy jego głowie. Potem moc zaczęła gromadzić się wokół
nich, powietrze falowało jak w gorący dzień nad samochodem. Lekka mgiełka
uleciała z ust Gryfona i uformowała się w malutkiego kotka. Hermiona
westchnęła. Kot powiększał się i nabierał koloru. W końcu wylądował obok ręki
Pottera. Przeszedł powoli wokół niego obwąchując go uważnie. Zatrzymał się na
chwilę przy głowie. Przyłożył pyszczek do czoła chłopaka. Po chwili głęboko
odetchnął, a włosy lekko zafalowały poruszone oddechem kociaka.
Kot
miauknął rozdzierająco i podrapał łapką podłogę. Prychnął i ponownie spojrzał
na Harry’ego. Przekręcił łepek najpierw na prawo, potem na lewo i, o ile kot
może to zrobić, zmarszczył pyszczek. Tom nie zwracał uwagi na poczynania
zwierzaka, choć zdawał się nim kierować.
Marvolo
oderwał ręce od czoła chłopaka i usiadł z westchnięciem.
-
Powinno być w porządku. Największy kryzys zażegnany. Głupek za bardzo
wykorzystał swoją magię. Nie jest przyzwyczajony do tak niskiego poziomu.
- Fajnie
wiedzieć, że się o mnie martwisz. - Na pewno miało to zabrzmieć nieco
ironicznie, ale przez to, że Harry był bardzo słaby, zdanie wypowiedziane
szeptem nie miało aż takiej mocy.
- Nie
martwię się o ciebie, tylko o moją reputację! Poza tym, jesteś bezczelnym
gówniarzem. Nieodpowiedzialnym, lekkomyślnym nastolatkiem, który nic nie
potrafi dobrze zrobić.
Potter
prychnął, choć zabrzmiało to bardziej jakby się dusił.
-
Umierasz? - spytał Tom z nadzieją.
-
Jeszcze nie - mruknął Gryfon i uchylił powieki. Niepewnie przechylił głowę i
spojrzał na przyglądającą mu się przyjaciółkę.
- Nigdy więcej
mi czegoś takiego nie rób - powiedziała i pomachała palcem.
- Jasssne
- syknął Gryfon i ponownie przymknął oczy. - Wiecie, jestem zmęczony. Prześpię
się tu trochę, co?
Tom
pociągnął go na nogi i posadził na kanapie.
- Tutaj
możesz się przespać. Jakbyś się przeziębił, to byś marudził, że to przeze mnie.
-
Oczywiście. A kto inny byłby temu winien?
- Hmmm…
Ty?
- Niee -
mruknął Harry i pokręcił głową. Przymknął oczy i kaszlnął.
-
Widzisz! Już jesteś chory.
- To
nic. Po prostu coś mnie podrapało w gardle.
Tom
przytaknął z miną, która mówiła, że zupełnie mu nie wierzy.
Potter
znowu kaszlnął, oddech stał się ciężki i świszczał w płucach. Harry dyszał,
złapał się za gardło i pochylił. Jego twarz najpierw stała się czerwona, a
potem zsiniała. Tom patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami i nie wiedział,
co zrobić. Gdy Potter zwiotczał, zaczął osuwać się z kanapy, Marvolo w końcu
ruszył się i złapał nim wylądował na podłodze. Rozłożył go na podłodze i
przyłożył różdżkę do czoła.
-
Enervate - szepnął, a Harry otworzył oczy, lekko przekrwione i rozszerzone w
szoku.
Gryfon
ciągle dyszał, ale jego oddech powoli się uspokajał.
- Boli -
jęknął i obrócił się na bok, przyciągając nogi do klatki i oplatając je rękami.
- Co
boli? Głowa? Pierś? Płuca?
Harry
kiwnął i znów jęknął zaciskając pięści.
- Trzeba
cię zabrać do szpitala.
Gryfon
potrząsnął głową i kaszlnął znowu.
Tom
podniósł go nie zważając na protesty. Harry próbował się wyrwać, ale jego ruchy
zamierały wraz z każdym krokiem. Gdy Tom stanął u szczytu schodów, Potter mógł
jedynie skupiać się na oddychaniu.
Zaraz po
wyjściu teleportował się do najbliższej kliniki. Skierował się do oddziału
ratunkowego. Czuł słabnący puls chłopaka i jego bezwładne ciało.
Coraz trudniej było mu go utrzymać, bo przelewał się pomiędzy rękoma.
- Nie
zasypiaj - warknął i poprawił go nieco. Potter burknął coś i głowa mu opadła na
bok. Oddech niepokojąco spowolnił, stał się ledwo wyczuwalny, a serce ponownie
przyspieszyło bijąc nierównym rytmem.
Tom
zaklął i przyspieszył krok. Wpadł na oddział i rzucił się do pierwszej osoby,
którą zobaczył.
- Pomóż
mu - warknął i głową wskazał na Harry’ego.
Mężczyzna
w zielonym uniformie spojrzał na Gryfona i momentalnie krzyknął do chłopaków
stojących pod przeciwległą ścianą ubranych w czerwone stroje. Potter został
wyjęty z rąk Toma, który nie potrafił się ruszyć. Cała moc go opuściła. Stał
tak z rękami wyciągniętymi, jakby Harry nadal się w nich znajdował.
Śledził
wzrokiem brązową czuprynę, którą mężczyźni położyli na łóżku i wywieźli przez
szklane drzwi. Rozległy się krzyki, a po chwili dźwięk, który skakał z wyższych
tonów na niższe.
Riddle
ciągle stał w miejscu niezdolny do poruszenia się chociażby o milimetr. Ciągle
słyszał krzątaninę i wiedział, choć nie mógł mieć pewności, że dotyczy Pottera.
Nagle piski zmieniły się w jeden jednostajny dźwięk.
Ton
przeszył serce Riddle’a, który opadł na kolana i złapał się za pierś. Czuł gulę
stojącą w przełyku i hamującą przepływ tlenu. Mięśnie nie chciały się rozluźnić
i Tom miał wrażenie, jakby coś siedziało mu na płucach. Z jego ust wyrwał się krzyk
przechodzący w jęk, kiedy opadł na bok. Głowa pulsowała, jakby mózg chciał się
wyrwać na zewnątrz.
Ktoś
pochylił się nad nim i obrócił na plecy. Osoba coś mówiła, jednak do Toma
docierał dźwięk, który znaczył dla niego dokładnie nic. Była to kupa
nieskładnych tonów, jakby osoba mówiąca znajdowała się pod wodą.
Ciemność
upomniała się o niego. Tom uśmiechnął się bezwiednie i spojrzał za siebie.
Ciemne plamy przesłaniały mu widok. Widział jednak mgłę pełznącą ku niemu.
Mógłby postawić swoje życie na to, że ta mgła się uśmiechała. Niepokojąco,
drapieżnie, zmysłowo i ciągle przesuwała się. Omijała ludzi, którzy pochylali
się nad nim i do niego mówili potrząsając go za ramiona.
Tom
wycofał się w głąb siebie i odkrył, że spokój to jest to, czego potrzebuje.
Krzyki
ucichły, ale ucisk w piersi wzmógł się. Serce zacisnęło się boleśnie i
zatrzymało. Riddle zmarszczył brwi zdziwiony, że nie powinien już nic czuć.
Skoro serce się zatrzymało, był martwy.
Jak Harry - przemknęło mu przez myśl.
Znowu
się uśmiechnął. Jeżeli to było umieranie, to bardzo mu się podobało.
Coś
jednak wdarło się w ten spokój zakłócając ciszę. Krzyk rozlegał się w jego
uszach, a rytmiczne uciskanie piersi sprawiało mu ból. Po chwili poczuł
powietrze wypełniające jego płuca, a po otworzeniu oczu stwierdził, że mgła
rozwiała się. Zakrztusił się i zaczerpnął oddechu. Ktoś zszedł z jego piersi, a
serce biło mocno i stabilnie jak zwykle. Coś jednak kuło go w boku.
Chciał
się podnieść, ale ręce ciążyły jak bezkształtne kłody.
Skupił
wzrok na najbliższej postaci, którą była kobieta o przyjemnej twarzy i dużych
zielonych oczach. Głowę okalały rude włosy.
- Lily -
szepnął, ale za cicho, by kobieta usłyszała.
Przymknął
oczy i dal się pociągnąć ciemności, która tym razem nie bawiła się z nim w
kotka i myszkę, tylko zawładnęła go całego bez reszty.
***
Pierwszą
myślą Hermiony było skontaktowanie się z Severusem. Nie mogła jednak przebić
silnego muru wokół umysłu, więc musiała skorzystać z kominka i modlić się, że
Snape będzie w siebie, albo w gabinecie.
-
Severus Snape, Hogwart.
Ogień
zamigotał i po drugiej stronie ukazało się ciemne pomieszczenie. Blask płomieni
wydobywał kontury kanapy i stolika. Niestety Severusa nie było. Wkurzona
zaklęła i odsunęła się nieco. Wrzuciła więcej proszku, ogień podskoczył, a po
drugiej stronie obraz zafalował i zmienił się. Widziała biurko, krzesło i drzwi
po drugiej stronie pomieszczenia, ale ani śladu nauczyciela.
Wycofała
się na kolanach i spróbowała połączyć się z Malfoy Manor.
-
Hermiona? - Lucjusz był zaskoczony widząc Gryfonkę w kominku.
-
Lucjusz, mamy problem.
***
Hermiona
sprawdzała po kolei każdy szpital i wypytywała się o Harry’ego, jednak, ku jej
rosnącej frustracji, nigdzie go nie było.
Próbowała
połączyć się z nim, ale nie wyczuwała go. Więź łącząca ich umysły, teraz jakby
wyparowała pozostawiając po sobie nieznośną pustkę.
W końcu
dotarła do kliniki na obrzeżach Londynu. Skierowała się na oddział ratunkowy i
spytała o Pottera.
- Kim
pani jest?
-
Siostrą.
Pielęgniarka
spojrzała na nią nie ufnie, ale podniosła się i machnęła ręką, by za nią
podążyła.
Szły
długimi, jasnymi korytarzami, które sprawiały nieprzyjemne wrażenie. W
powietrzu unosił się zapach detergentów, który nieudolnie maskował pewną woń,
która przywodziła na myśl zepsute owoce. Dziewczyna nie chciała roztrząsać, z
czym jej się to może kojarzyć i skupiła się na kobiecie idącej przed nią.
W końcu
dotarły do pokoju, w którym stały dwa łóżka, oba zajęte. Na jednym leżał Tom,
najwidoczniej spał, w rękę miał wbitą igłę z kroplówką, a na palcu klips, który
mierzył puls.
Na
drugim łóżku, pośród kabli i rurek leżał Harry. Miał zamknięte oczy, skórę
bladą, a cienie pod powiekami jeszcze się powiększyły.
- Co mu
jest? - Głos jej się załamał, kiedy siadała.
-
Dopiero pobrali mu krew i na razie trzeba czekać. Jeśli jego stan się poprawi,
lekarze zrobią więcej badań, ale na razie…
Hermiona
spojrzała na nią, gdy ton jej głosu zmienił się z zimnego i oficjalnego, na
pełen współczucia i troski.
- Był
martwy przez pięć minut. Lekarze przywrócili go, jednak nie wiadomo na jak
długo. Przy życiu utrzymują go te maszyny.
Wyszła.
Po prostu. Nie obejrzała się, nie mrugnęła. Po prostu wyszła zostawiając
Hermionę z Tomem i Harrym.
Gdzie jesteś?
Hermiona
podniosła głowę i rozejrzała się po sali. Kontury rozmazywały się, więc zaczęła
mrugać. Coś mokrego spłynęło jej po policzku i skapnęło na pościel.
Dopiero
po chwili dotarło do niej, że to Snape próbował się z nią skontaktować.
Odpowiedziała
szybko, w którym jest szpitalu i w której sali.
Nie
minęło dwadzieścia minut, gdy do pokoju weszli Snape, Narcyza i Lucjusz.
- Jak to
się stało?
-
Robiliśmy remont w klubie. W pewnym momencie Harry się źle poczuł i zaczął
kaszleć. Stracił przytomność…
- Kto to
jest? - Lucjusz wskazał na nieprzytomnego Toma.
Hermiona
uciekła spojrzeniem. Nie mogła im powiedzieć prawdy. Nie zrozumieliby.
-
Pomagał nam. Nie znam go za dobrze, ale Harry mówi, że można mu zaufać.
Poprosiłam go, żeby wziął go do szpitala, a ja miałam sprowadzić ciebie -
zwróciła się do Severusa.
Dorośli
przytaknęli. Narcyza usiadła i wzięła Hermionę za rękę.
- Idę
się czegoś dowiedzieć i załatwić przeniesienie do Munga.
Snape
zniknął w drzwiach, a Lucjusz wciąż wpatrywał się nieufnie w Toma. Gryfonka
zauważyła, że jego palce poruszyły się lekko, a pierś zaczęła unosić się
nieregularnie, co oznaczało, że właśnie się obudził.
Wiedziała,
że musi zrobić coś, by Tom wiedział, że nie może się teraz zdradzić. Muszą
poczekać, aż Harry się obudzi i coś wymyśli. Byli zdani na jego łaskę.
- Gdzie
macie dzieci? - spytała spoglądając na Narcyzę, a kątem oka ciągle zerkając na
Riddle’a.
-
Zostały w Malfoy Manor z opiekunkami. Mam nadzieję, ze dadzą sobie radę z
czwórką dzieci.
- Na
pewno - powiedział Lucjusz spoglądając na żonę i uśmiechnął się lekko. - Właściwie, to co mu się stało? - wskazał na Toma.
- Nie wiem - skłamała. Wiedziała, że Riddle jest połączony z Harrym, więc prawdopodobnie, gdy Harry'emu zatrzymało się serce, Marvola spotkało to samo.
- Nie wiem - skłamała. Wiedziała, że Riddle jest połączony z Harrym, więc prawdopodobnie, gdy Harry'emu zatrzymało się serce, Marvola spotkało to samo.
Granger
spojrzała na Toma, który znieruchomiał i ewidentnie starał się zachować spokój
i oddychać równomiernie. Dziewczyna spróbowała zamaskować uśmiech.
Kryzys
zażegnany.
Drzwi
się otworzyły i weszły dwie osoby. Snape o czarnych oczach i włosach w czarnej
szacie, oraz lekarz w białym kitlu, siwych włosach i bardzo jasnych oczach.
Hermiona
parsknęła widząc ten kontrast. Jednak widząc miny mężczyzn, które były łudząco
podobne, spoważniała.
- Jak
bardzo jest źle?
- Rak
płuc.
Hermiona
wstrzymała oddech wpatrując się w tak spokojną twarz Harry’ego. On nic nie
wiedział. Kiedy się obudzi i pozna powód, załamie się. On tego nie wytrzyma.
Nie będzie chciał żyć. Nie będzie miał dla kogo. Draco zaopiekuje się dziećmi.
Mimo wszystko się nimi zaopiekuje. I Narcyza i Lucjusz. Będą rodziną.
- Co… Co
można zrobić? - Narcyza zadała pytanie, na które każdy chciał znać odpowiedź,
jednak nikt nie odważył się przerwać ciszy.
- Chemioterapia.
I to dość mocna. Nie możemy czekać, bo to tylko kwestia czasu, kiedy będą
przeżuty. Można powiedzieć, że chłopak trafił do nas w ostatnim momencie.
Potem, jeżeli nowotwór się zmniejszy, będziemy operować.
- Można
go przenieść?
-
Absolutnie nie. To nie jest możliwe w jego stanie. Już dziś zaczniemy chemię.
Lekarz
wyszedł nie oglądając się za siebie. Za drzwiami powiedział coś do pielęgniarki
i poszedł. Było słychać jedynie echo jego kroków, które niczym wystrzały
uderzały w osoby zgromadzone w pokoju.
Hermiona
potoczyła wzrokiem po dorosłych, a na końcu spojrzała na Riddle’a. Była
przekonana, że wstrzymał oddech podobnie jak ona i zmagał się, by nie otworzyć
oczu.
- Trzeba
powiedzieć Dumblowi i nauczycielom.
- Będę
mu przynosić lekcje - powiedziała Hermiona.
-
Oczywiście. Jednak nie wiem, czy będzie w stanie robić cokolwiek. Ludzie różnie reagują na chemię.
- Harry nie jest normalnym chłopakiem - zaprotestowała ściskając dłoń przyjaciela.
- Wiem. Na razie musimy czekać aż się obudzi, choć myślę, że wcześniej dostanie pierwszą chemię.
- Hermiono, myślę, że powinnaś wrócić do szkoły. Lekcje zaczynają się za godzinę.
- Nie. Nie ma mowy, żebym siedziała spokojnie na lekcjach, kiedy Harry leży tu sam.
- Bez dyskusji. Nadal jestem twoim nauczycielem i żądam szacunku - warknął Snape i wyszedł z pokoju nie oglądając się za sobą. Hermiona, z braku lepszych możliwości powlokła się za nim.
- Lucjuszu, ja zostanę. Gdyby coś się zmieniło, dam znać.
- Dobrze, Cyziu. Przyjdę po pracy. Mam nadzieję, że będzie wszystko w porządku.
Narcyza uśmiechnęła się i przytuliła do męża.
- Jak zawsze - mruknęła i usiadła na krześle, które wcześniej zajmowała Hermiona.
Spojrzała na swojego syna. Ciekawiło ją, ile jeszcze ten chłopak będzie musiał wycierpieć, by być szczęśliwym. Przecież to niesprawiedliwe. W tak młodym wieku przeżył zaklęcie uśmiercające, tortury, a teraz ten rak. Żaden inny nastolatek nie może się pochwalić tak wielkim pechem. To absolutnie niemożliwe. Dodatkowo Voldemort przycichł, nie pokazuje się, a jego Śmierciożercy atakują małe wioski, o których zapomniał świat.
Co on kombinuje? Zdaje się, że zbiera siły. Oby tym razem zginął.
- Harry nie jest normalnym chłopakiem - zaprotestowała ściskając dłoń przyjaciela.
- Wiem. Na razie musimy czekać aż się obudzi, choć myślę, że wcześniej dostanie pierwszą chemię.
- Hermiono, myślę, że powinnaś wrócić do szkoły. Lekcje zaczynają się za godzinę.
- Nie. Nie ma mowy, żebym siedziała spokojnie na lekcjach, kiedy Harry leży tu sam.
- Bez dyskusji. Nadal jestem twoim nauczycielem i żądam szacunku - warknął Snape i wyszedł z pokoju nie oglądając się za sobą. Hermiona, z braku lepszych możliwości powlokła się za nim.
- Lucjuszu, ja zostanę. Gdyby coś się zmieniło, dam znać.
- Dobrze, Cyziu. Przyjdę po pracy. Mam nadzieję, że będzie wszystko w porządku.
Narcyza uśmiechnęła się i przytuliła do męża.
- Jak zawsze - mruknęła i usiadła na krześle, które wcześniej zajmowała Hermiona.
Spojrzała na swojego syna. Ciekawiło ją, ile jeszcze ten chłopak będzie musiał wycierpieć, by być szczęśliwym. Przecież to niesprawiedliwe. W tak młodym wieku przeżył zaklęcie uśmiercające, tortury, a teraz ten rak. Żaden inny nastolatek nie może się pochwalić tak wielkim pechem. To absolutnie niemożliwe. Dodatkowo Voldemort przycichł, nie pokazuje się, a jego Śmierciożercy atakują małe wioski, o których zapomniał świat.
Co on kombinuje? Zdaje się, że zbiera siły. Oby tym razem zginął.
No w końcu !
OdpowiedzUsuńCodziennie wchodziłam i sprawdzałam czy nie ma nowego rozdziału. I oto jest!
Dziękuje za tak miły komentarz (?) o mnie na samym początku ♥ Rozdział świetny. Bardzo miło mi się go czytało. Nie mogę się doczekać tego zawału, który mi zapowiadasz ☺ Za mało Draco w tym rozdziale. Czuje niedosyt. Scena w szpitalu bezcenna. Myślałam że Tom się obudzi i po wie " Witaj Lucjuszu". Płakałabym ze śmiechu wtedy. Biedny Harry, tyle pecha w życiu :C
No to chyba na tyle...
Pozdrawiam i życzę dużo weny :*
Wrzeszczeć na ciebie nie będę, bo sama lepsza nie jestem xd
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze świetny. Szkoda mi Harry'ego.. ale tak się właśnie kończy palenie kilku fajek dziennie.. Cóż mam nadzieje, że istnieje jakiś eliksir na pozbycie się tego dziadostwa..
Ciekawa jestem czy Draco choć trochę się przejmie..
Pozdrawiam oraz Życzę weny i czasu :)
Witam,
OdpowiedzUsuńHarry zupełnie przesadził z magią, był kilka minut nie żywy tak jak Tom, i jeszcze co rak płuc, ojć ostatnio to jeszcze więcej palił...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały ale Harry zupełnie przesadził z magią, był przez kilka minut nie żywy tak jak Tom, i jeszcze co rak płuc? ojć ostatnio to jeszcze więcej palił...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga