Musiałam się odstresować, więc jest taki mały surprise!
Sprawy zaczynają się komplikować i zbliżamy się do nieuniknionego końca...
__________________________________
Rozdział 19. "Voldemort"
Sprawy zaczynają się komplikować i zbliżamy się do nieuniknionego końca...
__________________________________
Rozdział 19. "Voldemort"
- Gdzie jest Harry?!
Wszyscy biegali po
Malfoy Manor w poszukaniu pewnego, nad wyraz ważnego Gryfona. A on zapadł się
jak kamień w wodę. Nigdzie go nie było. W jego pokoju, do którego miał się
deportować świstoklikiem, w ogrodzie, w kuchni, w bibliotece. Nigdzie. Hermiona
i Severus starali się nawiązać z nim kontakt, ale w ogóle go nie wyczuwali.
Wszyscy wiedzieli, co
się z nim mogło stać, ale bali się wypowiedzieć to na głos, żeby nie stało się
to prawdą. Niestety po dwóch godzinach poszukiwań musieli wziąć to pod uwagę.
Harry’ego porwał
Voldemort.
To zdanie było
straszne, gdyby tylko o nim myśleć jak o możliwości, ale będąc tego prawie
pewnym, stawało się to na tyle straszne, że cała banda zebrała się w jednym
pokoju i wspólnie siedzieli w ciszy.
Nikt nie śmiał
obmyślać na razie planu, póki nie byli tego pewni.
Draco nagle wstał i
wyszedł z pokoju. Hermiona chciała za nim biec, jednak powstrzymana przez Ginny
usiadła z powrotem i splotła przed sobą palce.
Pięć, długich minut
później Draco wrócił z kawałkiem pergaminu w ręce.
- Leżało na toaletce
- powiedział nieobecnym głosem i kiedy Hermiona podeszła i wzięła od niego
kartkę zachował się jak lalka bez sznurków. Po prostu runął nieprzytomny na
podłogę. Ktoś krzyknął, a inna osoba pobiegła po dorosłych. W parę minut nad
Draconem pochylała się Narcyza i Lucjusz. Delikatnie lewitowali go na kanapę i
pytali co wywołało taki szok u ich syna. Hermiona bez słowa podała mężczyźnie
kartkę na której widniały tylko dwa słowa. „Mam Cię” napisane eleganckim
pismem. Kiedy w końcu Ginny dostrzegła napis zbladła i wyszeptała:
- To Voldemort. - Nie
powiedziała nic więcej. Nie zdołała wykrztusić słowa przez zaciśnięte ze
strachu gardło.
W jednym momencie
rozległo się dziewięć krzyków i każda z tych osób złapała się za serce i
jęczała z bólu. Nikt oprócz Severusa nie wiedział, co to oznacza. Jak
najszybciej podbiegł do Hermiony i obrócił ją na plecy.
- To… Harry -
wycharczała, a z kącika jej ust pociekła stróżka krwi.
- Wiem - szepnął i
pogłaskał ją po głowie.
- On… umiera.
- Nie - powiedział
cicho i coś w jego głosie kazało jej zamilknąć. Patrzyła tylko na niego z
bólem w oczach i strachem czającym się w kącikach. - On będzie żył - powiedział
i zaklęciem uśpił dziewczynę, żeby dłużej nie cierpiała.
***
- Potter zaginął -
odezwał się głos w ciemności.
- Wiem, słyszałem -
odezwała się druga osoba dużo niższym głosem.
- Co mamy zrobić?
- Znaleźć i zabrać.
Ugościć i uleczyć. Wiecie jaki jest dla nas ważny?
- Oczywiście,
Mistrzu.
- Możesz odejść -
powiedział po chwili i zatopił się z powrotem w swych rozmyślaniach.
***
W pomieszczeniu
rozległ się śpiew. Najpiękniejsza melodia na świecie. Dająca nadzieję i radość.
Była jednak w niej nutka melancholii i smutku. Wprowadzała lekki niepokój w
dusze zgromadzonych osób. Ktoś podniósł głowę i dostrzegł czarnego ptaka
szybującego ponad ich głowami.
- To Semanthiel -
powiedział któryś z chłopaków, kiedy ptak wylądował na ramieniu Snape’a.
- Harry żyje -
powiedział przyglądając się błyszczącym w świetle świec czarnym piórom feniksa.
***
Draco powoli odzyskiwał
świadomość i słyszał nad sobą podniesione głosy. Nie potrafił rozpoznać do kogo
one należały, ale ewidentnie chodziło o Harry’ego. Nie mógł zrozumieć, czemu
rozmawiają o jego narzeczonym skoro zaraz mają brać ślub. Nagle wspomnienia
powróciły. Zaatakowały jego umysł chmarą i nie chciały odpuścić.
Poszukiwanie
Harry’ego, pełna napięcia cisza, kartka.
Usłyszał krzyk,
wysoki i nieludzki i dopiero po chwili zorientował się, że to on tak krzyczy.
Zaraz poczuł na czole
delikatne ręce i słowa matki nie trafiające do jego umysłu. Nie potrafił sobie
wyobrazić, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży. To było takie nie realne.
Czuł ból w okolicy
serca. Nie znał jego pochodzenia ani przyczyny, ale na dnie świadomości
wiedział, że to nic przyjemnego.
Otworzył oczy i
spojrzał na Narcyzę. Miała zaczerwienione oczy i bladą twarz. Chciał się
odezwać, ale nie potrafił jej przerwać cichego monologu.
- Draco! - Pomiędzy
słowa jego matki wdarł się krzyk dziecka, a po chwili w ramiona Dracona wpadł chłopczyk
z burzą platynowych włosów i niesamowitymi, niebieskimi oczami.
- Hej - Draco
spróbował się uśmiechnąć i wziął brata na ręce nie przejmując się matką.
- Coś się stało? -
zapytał malec widząc zaczerwienione oczy brata.
- Nie… - powiedział,
ale zawahał się. - Tak. Harry zaginął.
- Gdzie? - dopytywał
się.
- Został porwany.
Przez złych ludzi.
Serpens, nic nie
powiedział tylko przytulił się do jego szyi. Ślizgon nieświadomie zaczął
głaskać go po włosach.
Narcyza patrzyła na
nich ze smutkiem w oczach zdając sobie sprawę, że Draco niedługo zrobi coś
bardzo głupiego. Bała się. Jak nigdy. Bała się nie tylko o niego, ale również o
Lucjusza i siebie. Wiedziała, że nadchodzące dni pełne będą smutku, cierpienia
i śmierci. Chciała temu zapobiec, ale zdawała sobie sprawę z upartości i
zawziętości syna.
Powoli wstała i
podeszła do męża stojącego kawałek dalej z Severusem i za plecami usłyszała
cichy głos Dracona mówiący, że będzie dobrze. Potem wyszedł zabierając brata do
bawialni.
Draco patrzył jak
Serpens układa wieżę z klocków. Uwielbiał się z nim bawić i słuchać jego
długich i nadzwyczaj inteligentnych wywodów na najróżniejsze tematy. Czasem
Serp prosił go, by mu opowiedział o Hogwarcie, jego przyjaciołach, zajęciach,
nauczycielach. Ostatnio tak rzadko bywał w domu, że utracił ten kontakt.
- Serp?
- Hm…? - mruknął
chłopiec nie odrywając wzroku od zabawki.
- Opowiedz mi o czymś
- poprosił Draco.
- O czym? - zapytał
zaciekawiony patrząc na starszego brata rozłożonego na kanapie.
- Może jakąś bajkę z
dobrym zakończeniem? - zaproponował Ślizgon.
- Dobrze - zgodził
się Serp i usiadł obok brata z przytulanką w ręku.
Trzeba przyznać, że
jak na tak młody wiek, Serpens był nad wyraz inteligentny i pomysłowy.
Opowiedział historię o księciu, który szukał szczęścia. Do złudzenia
przypominał on Dracona, z czego ten przez chwilę się uśmiechał. Ten książę
szukał czegoś, dzięki czemu będzie miał spokój i szczęście. Poszedł więc do
wróżki i powiedziała mu, że jest to coś, czego pragnie jego serce. Poszedł więc
książę w świat. Po dwóch latach włóczęgi i poszukiwania danego przedmiotu
zrezygnował. Usiadł pod drzewem i żył czekając na cud. Pewnego dnia przechodził
tamtędy myśliwy. Zabrał pół przytomnego księcia do domu, nakarmił, napoił i
zajął się nim. Książę kiedy odzyskał siły ujawnił, kim jest. Nie chciał jednak
współczucia myśliwego i czym prędzej uciekł z nową siłą i wiarą. Po zaledwie
dwóch dniach wędrówki zatęsknił za myśliwym. Wrócił więc i przeprosił.
Zrezygnował z bycia księciem i zamieszkał z nim. Znalazł wówczas swe miejsce w
świecie. Był spokojny i szczęśliwy. Razem chodzili na polowania, do rzeki po
wodę. Myśliwy jednak znany był w całym państwie jako najlepszy łowca. Królowi
tej krainy nie podobało się, że myśliwy znalazł sobie kogoś. Kazał porwać
łowcę. Przetrzymywał go i torturował by ten wyrzekł się księcia. Nie chciał
tego zrobić. O mało wtedy nie zginął. Przy życiu trzymała go w tedy ta jedna
myśl, że ktoś tam jest i chce żeby wrócił cały. Czekał dwa miesiące, aż w końcu
pewnego dnia przyjechał po niego jego książę na białym koniu i uwolnił go z
niewoli przy okazji zabijając złego króla. Wiedząc, że nie mogą zostać, uciekli
w świat szukając swojego miejsca.
Głos Serpa jeszcze
przez chwilę brzmiał w uszach Dracona. Przygarnął on go do siebie i przytulił.
- Pamiętaj, że nie
pozwolę cię skrzywdzić. Nikomu - wyszeptał Ślizgon.
Serpens nic nie
odpowiedział, tylko zarzucił rączki na szyję brata i usiadł mu na kolanach.
***
Harry znalazł się w ciemnym pokoju bez okien i doszedł do wniosku, że chyba nie powinno tak być. Okręcił się wokół siebie, ale nic nie zobaczył. Spróbował mentalnie wywołać Hermionę albo Severusa, ale po chwili stwierdził, że to nie ma sensu.
Poczuł, że robi mu się gorąco i duszno. Zdjął więc marynarkę i rozpiął pierwszy guzik koszuli.
Jego myśli pędziły jak oszalałe.
To jakiś test? - pomyślał ironicznie. Rodzaj gry?
Spróbował ponownie połączyć się z przyjaciółką lecz na próżno. Usłyszał za to głos, którego miał nadzieję nie słyszeć jeszcze długi czas. A najlepiej już nigdy więcej.
- Na nic się to nie zda Harry. - Bez wątpienia był to głos Voldemorta.
- Czego chcesz? - rzucił pytanie w przestrzeń.
- Głupie pytanie. Chcę ciebie, oczywiście.
Harry prychnął i usiadł na ziemi.
- Po tym, jak zrobiłem z ciebie idiotę? - parsknął śmiechem.
- Może właśnie dlatego pragnę cię bardziej. A może dlatego, że nosisz w sobie potomka dwóch silnie magicznych rodów? - pytanie zawisło w powietrzu i Harry już wiedział, że nie ma tu miejsca na żarty.
- Do rzeczy, Tom.
- Oczywiście. Jednak najpierw musimy nieco cię urobić, nie sądzisz?
Nagle koło niego pojawiło się dwóch Śmierciożerców, którzy chwycili go za włosy i siłą postawili na nogach. Syknął z bólu i chwilę później stał już w dużej, niezbyt oświetlonej sali, w której centrum stał wysoki, zrobiony z obsydianu tron, na którym siedział on. Voldemort, ubrany w prawdziwie czarną szatę, przy której jego czarne spodnie i czarna koszula zdawały się ledwie ciemno szare. Nawet szaty Śmierciożerców zebranych dookoła niego wydawały się o odcień jaśniejsze niż szata ich Pana.
W pomieszczeniu nie było żadnych innych mebli, tylko kolumny i gobeliny na ścianach, a czasem świece. Nad nim wisiał ogromny żyrandol zdolny pomieścić z tysiąc świec, jednak aktualnie było w nim może mniej niż sto.
Przymknął powieki i spróbował się rozluźnić i wyciszyć.
- A więc Harry - zaczął Voldemort. - W końcu spotykamy się na mojej ziemi. Cieszysz się?
- Jak cholera - mruknął Harry i upadł na kolana pod wpływem zaklęcia, które uderzyło go w plecy. Zacisnął zęby i udało mu się w ciszy wytrwać klątwę.
W tym samym czasie usłyszał syk.
- Jak śmiesz się tak odzywać do Czarnego Pana! - Bez wątpienia była to Bellatrix.
- Będę się odzywał tak, jak na to zasługuje - odpowiedział spokojnie, nawet nie odwracając się w jej stronę.
Zachwiał się lekko od uderzenia w policzek. Krew z rozciętej wargi pociekła mu po brodzie, ale nawet nie podniósł ręki, żeby ją zetrzeć. Po chwili jednak żałował, że tego nie zrobił, bo poczuł czyjś język zlizujący czerwoną strużkę z jego twarzy. Wzdrygnął się, ale nie odwrócił głowy. Po chwili usłyszał śmiech od którego przeszły go ciarki po plecach.
- Widzę, że lubisz takie rzeczy. - Głos Voldemorta niósł się po pomieszczeniu, wkradając się w każdy zakamarek pokoju i duszy przebywających tu osób.
Harry rozpatrzył wszystkie za i przeciw otworzenia oczu, ale miał dość tej ciemności. Pomyślał, że będzie miał tej ciemności pod dostatkiem, więc uchylił powieki, a pierwsze co zobaczył, to twarz Lorda tuż przed jego. Dzieliło ich zaledwie kilka cali.
- Och, postanowiłeś otworzyć te wspaniałe oczy koloru Avady - mruknął Tom nieznacznie się pochylając. Oddech Czarnego Pana owiewał mu twarz.
- Chciałem zobaczyć, czy faktycznie jesteś tak samo brzydki z bliska jak z daleka - szepnął tak cicho, że tylko Riddle był w stanie go usłyszeć.
Przez chwilę, na twarzy Toma pojawił wyraz niepohamowanej furii, ale zniknął tak szybko, że Potter pomyślał, że musiał sobie coś ubzdurać.
Riddle odsunął się nieco i przyjrzał się krytycznym spojrzeniem Złotemu Chłopcu.
- Tak, - powiedział jakby do siebie Lord - faktycznie jesteś taki… pociągający jakim się opisują. - Pokiwał w zamyśleniu głową i z zadowoleniem zauważył, że na twarz Pottera wypełza rumieniec. Jednak twardo patrzył Lordowi w oczy i ani myślał odwrócić wzrok. Nie chciał okazać słabości.
Po kilku minutach przestał interesować się tym gdzie jest i co z nim robią. Słyszał strzępki zdań, które jedynie muskały jego umysł, ale nie docierał do niego nawet sens usłyszanych słów. Przeniósł się w swoją rzeczywistość, w swój idealny, wolny od Voldemorta i jego piesków, świat. Rozmarzył się, jak by to było, gdyby tam mieszkał z Draconem, Hermioną i ojcem. Było by cudownie. Zero przemocy, walk, nienawiści. Byłby… szczęśliwy.
Z rozmyślań wyrwało go dopiero uderzenie w twarz. Spojrzał przytomnie na twarz Voldemorta, z której zszedł uśmieszek. Jego miejsce zajął grymas ledwo hamowanej wściekłości. Kątem oka zauważył, że Śmierciożercy wycofali się pod ścianę i nie ruszają się choćby o milimetr, żeby nie rzucać się w oczy.
Harry uśmiechnął się wiedząc, że to on doprowadził Toma do takiego stanu. Cieszył się też tym, że w końcu widzi ich bojących się i bezsilnych.
Poczuł drugie, a zaraz potem trzecie uderzenie w twarz. Odetchnął i splunął krwią. Podniósł głowę i napotkał turkusowe tęczówki z czerwonymi plamkami wpatrujące się w niego z furią.
- No dalej Tom. Zabij mnie. Zawsze tego chciałeś… - mówił wiedząc, że podsyca ten ogień jeszcze bardziej.
Rozsądek krzyczał „Dość!”, ale usta, jakby nie należały do Harry’ego.
Kopnięcie w brzuch. Celne. Zgiął się w pół i runą na ziemię. Przez myśl przebiegło mu jedno słowo „dziecko”, ale nie miał czasu, żeby zatrzymać na nim swoją uwagę dłużej.
Kolejne uderzenie, tym razem w okolice wątroby. Zakrztusił się i z ust poleciała odrobina krwi. Wzruszył ramionami i objął się rękami.
Kopnięcie w klatkę piersiową zaowocowało krztuszeniem się i większą ilością krwi na ziemi. Dwa uderzenia w korpus później leżał w swoich wymiocinach. Poczuł, że Tom nie jest sam. Dwa kopnięcia na raz uzmysłowiły mu, że ktoś zdecydował się przerwać patrzenie i wziąć czynny udział w torturach. Zaśmiał się ironicznie i zatracił w sobie. Po kilku kolejnych kopnięciach i klątwach dostał w głowę i ten jeden cios wybawił go od bólu i koszmarnej rzeczywistości. Przynajmniej na jakiś czas.
***
- Porwał go Czarny
Pan, Mistrzu - odezwał się mężczyzna stojący przed tronem swojego mistrza w
wielkim, zamczysku. Ubrany był w czarne szaty koloru smoły i tego samego koloru
buty. Blond włosy wystające spod obszernego kaptura odbijały zbłąkane
promienie, które zdołały przedostać się przez ciężkie, bordowe zasłony.
- Domyśliłem się.
Jaki mamy plan? - zapytał niby od niechcenia mężczyzna siedzący na tronie. Ten
z kolei ubrany był w szaty koloru czerwonego, przetykane złotymi i czarnymi
nićmi. Szata wyglądała niezwykle bogato, a dzięki runom na niej wyszytym, czuło
się bijącą od mężczyzny moc.
- Musimy go odbić,
zanim będzie za późno - odpowiedział zwięźle mężczyzna w czerni.
- Owszem. Zastanawiam
się tylko, dlaczego jeszcze tego nie zrobiliście - syknął mężczyzna nazwany
Mistrzem. W ciemności spowijającej tron błysnęły niebezpiecznie złoto-błękitne
oczy.
Na sali zaległa cisza
przerywana jedynie oddechem stojącego mężczyzny.
- Dobrze, możesz iść
- powiedział jakby z litością Mistrz.
- Mistrzu -
powiedział jednocześnie klękając na jedno kolano i czym prędzej udał się do
wyjścia z sali.
Mistrz odczekał, aż
jego sługa opuści pokój. W końcu zrzucił kaptur z głowy. Potrząsnął głową żeby
pozbyć się natrętnych myśli z głowy. Platynowe włosy podskakiwały dookoła jego
głowy.
- Już niedługo
odzyskamy to, co do nas należy - powiedział do siebie z nutką szczęścia w
głosie. - Już niedługo nasz Pan wróci na zamek i odda nam należną władzę nad
światem. Już niedługo upomnimy się o swoje dziedzictwo. - Jego głos niósł się
po sali unosząc w powietrzu obietnicę zemsty.
***
Draco poczekał, aż
Serpens zaśnie w jego ramionach. Siedział przytulony do swojego brata jak do
miśka i myślał o tym, co planował zrobić. Szkoda było mu matki, ojca i brata.
Ta trójka nigdy mu tego nie wybaczy. Zaraz potem była Hermiona. Polubił ją. Nie
była taka, za jaką zawsze ją uważał. Okazała się… normalna. Zaskakująco
normalna. Wzruszył ramionami wiedząc, że jest to ryzyko, które musi ponieść.
Ryzyko śmierci. Zdawał sobie sprawę, że jest to jego obowiązek, bo kocha tego
głupka. Kocha jego oczy, włosy i wszystko co jest nim, albo jego. Chce znowu go
przytulić, wkurzać się na niego, wkurzać się z nim. Pić, śmiać się, bawić,
wariować, krzyczeć, płakać, droczyć się. On zwariuje. Jeżeli miałby już nigdy
nie zobaczyć tych hipnotyzujących szmaragdowych oczu, to mógłby już umrzeć.
Otrząsnął się i
spojrzał na zamknięte oczka brata. Wstał powoli i ostrożnie zaniósł go do jego
łóżeczka. Pocałował go w czoło i pogłaskał po głowie. Będzie mu go brak.
Odwrócił się, żeby
zobaczyć Hermionę, Severusa i ojca stojących w drzwiach sypialni Serpa.
Szybko przeszli do
salonu, ale nikt jakoś nie kwapił się, żeby cokolwiek powiedzieć.
- Więc… nie puścicie
mnie samego? - zapytał w końcu Draco domyślając się do jakich wniosków doszli.
- Nigdy - odezwali
się zgodnie i patrzyli na niego przenikliwym wzrokiem.
- Wolicie narazić
cztery osoby, a nie jedną. I to w dodatku tak mało znaczącą?
Lucjusz prychnął, ale
spojrzał na swojego syna z uznaniem.
- Tak - powiedział
spokojnie. - Wolimy narazić cztery osoby, niż jedną dużo znaczącą osobę.
- Poza tym, jesteśmy
bardziej wyszkoleni od ciebie, a nawet od Hermiony - dodał Severus patrząc to na
Dracona, to na Hermionę. Ta jednak zamiast zaprzeczyć, kiwnęła w zamyśleniu
głową.
- No więc. Jaki
miałeś plan? - zapytał Lucjusz patrząc z uwagą na syna.
- Poczekać na sygnał
od Voldzia i teleportować się na zebranie. Najpewniej będzie to jakieś w stylu:
„Patrzcie, jam jest Lord Voldemort, zdobyłem Harry’ego Pottera i jestem
najgłupszym i najbrzydszym gadem na ziemi” - powiedział Draco z pełną powagą i
marsem na twarzy. Lucjusz uśmiechnął się lekko, ale chwilę później znów miał na
twarzy maskę typowego, opanowanego Malfoy’a.
- Dobrze, ale co
będzie jak deportujemy się wprost do Sali?
- Dlatego musimy
załatwić sobie szatki. Znaczy Hermionie - uściślił zerkając w lewo na twarz
Granger, która nie wyrażała żadnych emocji. Może dlatego, że Hermiona była
myślami tryliardy kilometrów stąd. - No nic - Draco wzruszył ramionami. -
Trzeba je jakoś zdobyć, albo uszyć. Cokolwiek.
- Coś się wymyśli -
mruknął Severus.
- A co potem? -
zapytał Malfoy Senior.
- Trzeba będzie
wykombinować coś, żeby go deportować. Jeżeli będziemy wiedzieć, gdzie jesteśmy,
możemy ściągnąć innych z bandy, prawda? Za pomocą tatuażu.
- Faktycznie -
ożywiła się Hermiona. - Oni mogliby pracować nad polem antydeportacyjnym.
- I moglibyśmy się
deportować nawet z głównej sali - dodał Draco i uśmiechnął się lekko.
- Musimy wziąć pod
uwagę, że to zebrania mogą być organizowane dla Wewnętrznego Kręgu.
- A zebranie dla
wszystkich może być ostatnim… - nie zaważył się dokończyć, bo wszyscy
uświadomili sobie jedną rzecz.
W pokoju zapadła
cisza przerywana jedynie ich oddechami. Oczywiście nikt nie wpadł na to, że to
spotkanie może być także egzekucją ich drogiego Złotego Chłopca. Cztery osoby
intensywnie myślały nad wyjściem z sytuacji. „Co będzie jeśli…” Nie znali
odpowiedzi na to i inne z wielu pytań.
Bali się. Cholernie
bali się tego że nie dadzą rady, że zawiodą, że nie będzie dało się go
uratować. A co jeśli w tedy zobaczą go po raz ostatni. Nie będą mogli nawet się
z nim pożegnać, porozmawiać. Będą zmuszeni patrzeć jak ginie za nich, za lepsze
życie, za lepszą przyszłość. Może jak się poświęci, to obejmie ich ochroną taką
jaką miał sam od matki. Nikt nie wiedział jak to wszystko się potoczy.
Przeżyje, zginie, będzie kaleką…
Tysiące myśli
przelatywało przez ich głowy w tej chwili. Nie byli w stanie zdecydować co jest
lepsze, nie potrafili oddzielić racjonalnych decyzji od tych szalonych.
Wszystko zlewało się w jedną rzeczywistość, która jakby ich nie dotyczyła,
jakby działa się obok nich, a oni nie mieli na nią żadnego wpływu. Zdawali
sobie sprawę, że jedna decyzja może zaważyć na ich życiu lub śmierci. Jeden
błąd mógł przekreślić szansę na zwycięstwo w tej, jak i przyszłych bitwach.
W końcu ciszę
zdecydował się przerwać Severus.
- Myślę… - zawiesił
na chwilę głos zastanawiając się jak najlepiej ubrać to w słowa. - Myślę, że
musimy chociaż spróbować.
- Zgadzam się. Czy
się powiedzie, czy nie, nie będę w stanie spojrzeć w lustro jeżeli chociaż nie
spróbuję - powiedział Lucjusz cicho, ale zdecydowanie.
- Ja też - dodała
Hermiona patrząc zdecydowanym wzrokiem na Dracona.
- Oczywiście, że idę
z wami - powiedział.
- Dobrze - skwitował
Severus i nachylił się lekko do przodu. - Zdaje się, że mamy do obgadania plan.