Minął prawie tydzień, a ja dodaje nowy rozdział... Co się ze mną dzieje?
Dziękuję za komentarze, nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak bardzo mnie one motywują do dalszego pisania.
Już nie marudzę więcej.
Miłego czytania!
________________________________________________________
Rozdział 5. „Ślub cz.2”
Podczas uczty wszyscy się na niego gapili jakby był
ufoludkiem. Banda starała się go zajmować rozmową, ale sami byli sfrustrowani
tymi natarczywymi spojrzeniami. Tylko śpiewający Semanthiel był w stanie go
uspokoić i wyciszyć. Kiedy feniks zaczynał śpiewać wszystkie jego troski
znikały, rozpływały się cudownej muzyce. Był mu za to niesamowicie wdzięczny.
Pełną piersią odetchnął dopiero, kiedy poszedł do
swojego pokoju, żeby się spakować. Nie przewidział tego, że Draco wynajmie
skrzaty w tym celu. Usiadł więc na łóżku i zapatrzył się przez okno. Słońce
właśnie zachodziło tworząc różowo-złotą łunę i odbijało się w jeziorze.
Oświetlało zwykle ciemny i nieprzebyty las. Wydobywało magię barw spośród traw.
W oddali majaczyło boisko. Westchnął i usiadł na parapecie podkurczając nogi na
tyle, na ile pozwalał mu brzuch. Warknął cicho i po chwili się zaśmiał.
- Co cię tak śmieszy? - spytał Draco podchodząc do
niego i opierając głowę o jego ramię.
- Wszystko. Dzisiaj, na jeden dzień przyjąłem
nazwisko Snape. Tylko po to, żeby jutro stać się twoim mężem z biologicznym
ojcem wśród gości.
- Czego się nie robi z miłości - powiedział Malfoy
uśmiechając się.
- Widziałem dzisiaj kogoś - zmienił temat
zastanawiając się jak przekazać swoje wątpliwości chłopakowi tak, by ten nie
wziął go za wariata. - Stał, a raczej stała w drzwiach nauczycielskich. Miała
rude włosy i miałem wrażenie, że się uśmiechała.
- Wrażenie?
- Miała na sobie kaptur. Nie widziałem jej twarzy.
Przez chwilę pomyślałem… - zawahał się i spuścił głowę.
- Pomyślałeś, że to twoja mama? - dokończył Draco
przypatrując się twarzy ukochanego.
- Tak. Ja wiem, że to głupie, że ona nie żyje, ale
kiedy zobaczyłem tę kobietę… Samo jakoś tak się pomyślało. I jeszcze byłem
pewien, że miała zielone oczy. Choć stała tak daleko - mruknął zrezygnowany.
Draco wspiął się na palce i pocałował go delikatnie
w policzek.
- Też pewnie bym tak pomyślał. Możemy spytać
Severusa, czy widział tam kogoś, a Dumbledore to już na pewno będzie wiedział.
- Dobrze - zgodził się, choć był pewien, że i tak
niczego się nie dowie.
***
Pozostała im tylko podróż pociągiem do Londynu, a
stamtąd miały ich zabrać skrzaty. Jakie więc było ich zdziwienie, kiedy cała
banda spotkawszy się przed szkołą, za pomocą świstoklika ofiarowanego przez
Snape, przedostała się od razu do Malfoy Manor. Profesor niestety miał dołączyć
później, ponieważ ktoś musiał przypilnować tych dzieciaków w pociągu.
W ten sposób noc spędzili w wygodnych łóżkach, a
nie w pociągu ściśnięci i wymięci. Z samego rana rozległ się dzwonek do drzwi,
a Narcyza jako dobra gospodyni przywitała wszystkich gości promiennym
uśmiechem. Rodzice członków bandy, którzy byli tu po raz pierwszy niepewnie
rozglądali się po dworze. Prowadzeni przez panią Malfoy do odpowiednich pokoi, przyglądali się malowidłom i ozdobom rozstawionym na stolikach w przejściu.
Bali się czegokolwiek dotknąć.
Kobiety rozmawiały rozentuzjazmowane z panią domu
pytając się, czy coś aby pomóc, ale ta grzecznie odmawiała i prosiła o
zrelaksowanie się przed uroczystością. Mężczyźni natomiast w swoim gronie
zastanawiali się nad ozdobami, ile mogą mieć lat.
Po rozlokowaniu wszystkich w pokojach, Narcyza
poszła obudzić swojego syna i swojego przyszłego syna. Uśmiechnęła się do
swoich myśli. Tyle czasu o tym marzyła.
- Draco - zawołała od progu, ale łóżko było puste.
Z łazienki za to dobiegał szum wody. Zadowolona udała się do kuchni.
Właśnie przechodziła obok drzwi wejściowych, kiedy
ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiona podeszła i uchyliła je. Na stopniach
wejściowych stała filigranowa kobieta w wieku około trzydziestu pięciu lat, o
rudych włosach i zielonych oczach. Nie były one tak intensywne jak u Harry’ego,
ale widać było w nich inteligencję i spryt. Rysy twarzy były przyjemne, kości
policzkowe odznaczały się od twarzy, ale bez wątpienia gość był urodziwy.
- Dzień Dobry. Nazywam się Lasandra Emet. Dostałam
zaproszenie na dzisiejszy ślub. - Wyjęła z kieszeni zaproszenie i kopertę z
napisanym na niej imieniem i nazwiskiem. Narcyza jednak dostrzegła, że nie było
to jej pismo. - Czy dobrze trafiłam?
- Tak, jednak nie przypominam sobie, żebym wysyłała
zaproszenie na takie nazwisko - powiedziała Cyzia cofając się i przymykając
lekko drzwi.
- To bardzo prawdopodobne, ponieważ dostałam
zaproszenie od Albusa Dumbledore’a. Miałam nadzieję, że przekaże, że się
pojawię.
- Nie przekazał - odparła i już miała zamknąć
drzwi, kiedy usłyszała, że woła ją Harry.
- Kogo nie chcesz wpuścić, Narcyzo? - spytał brunet
podchodząc do gospodyni.
- Lasandra Emet. Mówi, że dostała zaproszenie od
Albusa.
- Więc czemu nie chcesz… - zaczął, ale kiedy
podszedł do Narcyzy i zobaczył przez uchylone drzwi gościa, zaparło mu dech w
piersiach. Od razu rozpoznał ten kolor włosów i oczu. Podobna budowa i wzrost
upewniły go, że to ta sama kobieta, którą widział na zakończeniu roku. Teraz
przynajmniej wiedział, jak kobieta ma na imię, a przy okazji będzie mógł się
czegoś o niej dowiedzieć. - Narcyzo, proszę, wpuść ją - poprosił słabym głosem
starając się ukryć szok i swoje zdenerwowanie.
- Dziękuję - powiedziała kobieta, kiedy
przekroczyła próg ku niezadowoleniu gospodyni.
- Witam, nazywam się Harry Po… Snape i to przeze
mnie jest dzisiaj to zamieszanie - powiedział i potoczył ręką dookoła.
- Ja nazywam się Lasandra Emet, jak już wiesz -
podała mu rękę, którą ucałował z gracją i uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi.
- Zaraz powinien pojawić się… O właśnie. To mój
narzeczony, Draco Malfoy - powiedział do kobiety widząc nadchodzącego od strony
schodów blondyna. - Draco, to jest Lasandra Emet - powiedział i przekazał ją w
ręce Ślizgona.
To ta kobieta z
wczoraj - powiedział do niego w myślach nawet na chwilę
nie przestając się uśmiechać.
Nie jest podobna do
twojej matki. No może oprócz włosów i oczu - odparł Draco
po chwili.
Wiem. Musiało mi się
wydawać - powiedział ostrzej niż zamierzał po czym posłał
przepraszające spojrzenie blondynowi i spuścił wzrok.
- Miło mi - powiedział Draco uśmiechając się.
- A więc panno Emet…
- Mówcie mi Lasandra - poprosiła uśmiechając się.
- Oczywiście - przytaknął Harry i poprowadził ją na
piętro, by pokazać jej pokój. - A więc Lasandro, skąd znasz Albusa?
- Chodziłam do Hogwartu. Był dyrektorem. Potem
zostałam aurorem, a on ma niezwykle dużo wspólnego z ministerstwem. Należałam
także przez pewien czas do Zakonu Feniksa. Wtedy zaprzyjaźniliśmy się. Niestety
musiałam pilnie wyjechać jakiś czas temu i nasz kontakt osłabił się. Miesiąc
temu dostałam zaproszenie na wasz ślub. Nawet nie wiecie jak mnie to
zaskoczyło. Znałam twoją matkę. Jesteś taki do niej podobny. Nawet nie zdążyłam
się z nią pożegnać. Wyjechałam trzy dni przed jej śmiercią. Pamiętam jeszcze,
że obiecała mi, że pójdziemy na lody, jak wpadnę w odwiedziny - powiedziała w
rozmarzeniu, a w jej oczach pojawił się cień, którego Harry nie potrafił
zidentyfikować. - Byłam od niej młodsza o trzy lata. Może dlatego Narcyza mnie
nie poznała. Ona zwykle zadawała się tylko z osobami z jej rocznika lub
wyższego. A twój ojciec, Severus, gdzie jest?
- To ty wiesz, kto jest moim prawdziwym ojcem? -
spytał z niedowierzaniem przystając. Spoglądał na nią rozszerzonymi oczami
jakby była ufoludkiem.
- Masz jego nazwisko, więc zakładam, że nie bez powodu... Poza tym, Lily mi powiedziała. Byłam jej przyjaciółką -
powiedziała niepewnie. Znowu pojawił się ten sam cień. Przez chwilę Harry’emu
zdawało się, że przez jej twarz przebiegł wyraz strachu, jakby zdradziła jakąś
super ważną tajemnicę. - Wiedziałam tylko ja, ona, Severus i Dumbledore, choć nie
wiem, jak on się o tym dowiedział. Z resztą on zawsze wszystko wiedział -
zaśmiała się próbując rozładować atmosferę.
- Severus przyjedzie dzisiaj - powiedział Draco
widząc, że Harry’emu zajmie trochę nim dojdzie do siebie. Pociągnął gościa w
głąb holu i pokazał jej odpowiednie drzwi. Odetchnął głębiej dopiero, kiedy
drzwi za Lasandrą zamknęły się z głuchym trzaskiem.
- Harry? - spytał Draco podchodząc do chłopaka
nadal stojącego na środku przejścia. Zupełnie jakby był potraktowany zaklęciem.
- Coś jest nie tak - powiedział Potter i szybko
zbiegł na dół nawet nie zaszczycając chłopaka spojrzeniem. - Lucjuszu! -
krzyknął Harry wychodząc na błonia i przeszukując je wzrokiem.
- Coś się stało? - spytał Malfoy senior podchodząc
do roztrzęsionego chłopaka.
- Kiedy przybędzie tu Severus. Muszę natychmiast z
nim porozmawiać.
- Myślę, że powinien tu być lada chwila.
- Kto? - spytał Snape podchodząc do nich od strony
punktu aportacyjnego.
- Ty - powiedział Lucjusz wzruszając ramionami i
wskazując na Harry’ego.
- Co ci się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
- I tak się czuję. Gdzie możemy w spokoju
porozmawiać?
- Myślę, że moja pracownia, to idealne miejsce.
Parę minut później siedzieli z kubkami herbaty w
rękach, a Snape rozważał wszystkie rewelacje dostarczone przez syna.
- I mówisz, że była przyjaciółką Lily?
- Pomyślałem, że jako jej przyjaciel mogłeś o
takiej słyszeć. Albo choćby ją spotkać. Skoro spytała o ciebie.
- Lasandra Emet. Coś mi to mówi. Powiedziała, że
była w Zakonie Feniksa. I wiedziała, że jestem twoim ojcem. Rzekomo od Lily.
- Tak. Dostała zaproszenie od Albusa. I była
młodsza od mamy.
- O ile?
- Trzy lata. Poza tym była wczoraj na zakończeniu.
Stała w drzwiach za waszym stołem. Widziałem tylko jej włosy, ale mają podobną
budowę i wzrost. A skoro zna Albusa, to mógł ją zaprosić, jeżeli przyjechała
wcześniej.
- A mówiła ci dokąd wyjechała?
- Nie, tylko że wyjechała trzy dni przed jej
śmiercią. Nic więcej.
- Porozmawiam z nią, ale nie tak, żeby coś zaczęła
podejrzewać. Traktuj ją normalnie jak jednego z gości.
- Postaram się - mruknął.
- A teraz idź się przygotować. Niedługo ślub.
***
Skierował się do pokoju przeznaczonego dla niego
przed ślubem. Czarodzieje, podobnie jak mugole, wierzyli, że zobaczenie panny
młodej w sukni przed ślubem przynosi pecha. U nich nie było ani panny młodej
ani sukni, ale trzymali się tej zasady, by jeden nie zobaczył drugiego.
Harry wyciągnął z szafy garnitur zawinięty w
ochronną folię. Położył go na łóżku i delikatnie odwinął ubranie.
Odetchnął głęboko, kiedy zobaczył garnitur, który
kupili z Draco pięć miesięcy temu. Wiedział, że będzie musiał go powiększyć, bo
miał już spory brzuch, jak to w siódmym miesiącu. Nagle uświadomił sobie, że
sam tego nie zrobi, bo nie może czarować. Zaklął, a coś kopnęło go po lewej
stronie w brzuchu. Uśmiechnął się i usłyszał za sobą otwierane drzwi.
- Wiesz, że…
- Co wiem? - spytał Snape podchodząc do syna, który
przerwał w pół zdania.
- A nic. Właśnie miałem problem. Nie mogę czarować,
a potrzebuję pomocy w powiększeniu ubrań - uśmiechnął się słodko.
- Po to przyszedłem. Domyśliłem się, że możesz mieć
problemy. No już, przebieraj się.
Harry dość sprawnie zmienił ubranie, a Snape
machnięciem różdżki dopasowywał wszystko do odpowiedniego rozmiaru. Na koniec
zostały buty.
- Na co czekasz?
- Aż mi je zawiążesz.
- Sam nie możesz?
- Zawsze Draco mi pomaga.
Snape z westchnięciem machnął różdżką i buty były
zawiązane.
- Mam cię zaprowadzić do ołtarza? - spytał Severus
z ironią poprawiając kołnierzyk koszuli i wiążąc muszkę.
- Trochę dziwnie by to wyglądało - mruknął
wymijająco Harry nie chcąc nijak urazić ojca.
- Ale jestem twoim ojcem i mam do tego prawo -
przypomniał.
- Wiem, wolę jednak, żebyś usiadł w ławce koło
Narcyzy i Lucjusza.
- Jak chcesz - Snape wzruszył ramionami jednak
wydawał się nieco odprężyć tym, że nie będzie musiał prowadzić syna do ołtarza.
Po chwili zastanowienia cofnął się o krok i ocenił
wygląd syna.
- Jeszcze tylko się uśmiechnij i będzie genialnie -
mruknął posyłając synowi lekkie skrzywienie warg, które miało być pocieszającym
uśmiechem, odwrócił się i wyszedł zamykając za sobą cicho drzwi.
Harry został sam ze swoimi myślami. Nie chciał się
wycofać. Pragnął tego z całego serca. Wiedział jednak, że jego przyszłość nie
jest zbyt kolorowa i za chwile szczęścia będzie musiał słono zapłacić. A raczej
nie on tylko Draco. W przyszłości. Głosik w jego głowie podpowiadał mu, że w
bardzo niedalekiej przyszłości.
Objął się ramionami. Nagle zrobiło mu się zimno i
duszno. Spróbował przywołać pod powiekami twarz Dracona jednak na próżno. Łapał
spazmatycznie powietrze i czuł kropelki zimnego potu spływające po plecach.
Zamknął oczy.
Ocuciło go dopiero pukanie do drzwi. Pomogło mu to
uspokoić oddech i wziąć się w garść. Poprawił garnitur i przywołał na twarz
uśmiech. Po chwilowej panice nie pozostał najmniejszy ślad.
Uchylił drzwi i zobaczył zaniepokojoną twarz
Hermiony.
- Harry, wydawało mi się…
- Wszystko w porządku - powiedział wychodząc na
korytarz. - Wyglądasz przepięknie. Z resztą jak zwykle - uśmiechnął się.
Gryfonka ubrana była w sukienkę druhny czyli zwiewną
fioletową kreację sięgającą kolan. Wydawało się jakby była utkana z mgły.
Stroju dopełniały pantofelki na wysokim obcasie w kolorze perłowego różu.
Trzeba przyznać, że Hemiona zna się na modzie i wiedziała w czym druhny będą
prezentować się najlepiej.
- Draco już na ciebie czeka - mruknęła i ulotniła
się zapewne po to, by zając odpowiednie miejsce.
Harry westchnął i poszedł w stronę pokoju, z
którego było wyjście do ogrodu. Przed drzwiami czekał na niego Draco. Ubrany
był w biały garnitur, pod który ubrał czarną koszulę. Nie założył żadnego
krawata ani muszki, a dwa ostatnie guziki zostawił niezapięte. Włosy idealnie
ułożone pewnie jak zwykle były idealnie miękkie. Brunet miał ochotę to
sprawdzić. Musiał bardzo się starać, żeby nie patrzeć nigdzie indziej jak przed
siebie, bo miał ochotę rzucić się na swojego narzeczonego. Wiedział, że oczy
koloru burzowych chmur wpatrywały się w niego jak w jakieś bóstwo, chociaż
Harry wcale tak się nie czuł. Z ogromnym brzuchem czuł się bardziej jak
wieloryb.
- Myślałem, że stchórzyłeś - mruknął Draco kiedy
stanął obok niego.
- Gryfoni nigdy nie tchórzą.
- Ta, jasne - mruknął i podał mu ramię.
- Myślałem, że skoro ubrałeś biały garnitur, to ty
jesteś panną młodą - sarknął Harry.
- Już to ustalaliśmy. I nie marudź, bo mogłem stać
tam przy ołtarzu i czekać na ciebie - mruknął Draco, przywołał na twarz swój
idealny uśmiech i wraz z Harrym ruszył przed siebie.
Semanthiel usadowił się niedaleko ołtarza i śpiewał
przepiękną pieśń o miłości, oddaniu, rodzinie. Kobiety płakały, choć jeszcze
ceremonia się nie zaczęła. Chłopacy dopiero kroczyli przejściem. Byli swoim
przeciwieństwem, a jednocześnie byli tacy podobni. Harry, brunet, oliwkowa
cera, Draco blondyn o alabastrowej skórze. Tak bardzo różne charaktery, a
jednak podobieństwo w wychowaniu. Obaj wychowani z dala od uczuć, od rodziców,
potrafią kochać mocno i szczerze bez żadnej skazy. Tacy niewinni, tacy odważni,
tacy idealni w swej nieidealności. Kochają bezgranicznie miłością ofiarną i
głęboką.
W końcu para dotarła do podwyższenia. Ślubu
udzielał urzędnik ministerstwa, jednak na razie była to tylko ceremonia by byli
zaślubieni względem prawa. Ze względu na stan Harry’ego połączenie mocy nie
mogło odbyć się w tym terminie.
Urzędnik rozpoczął mowę, po co się zebrali, ale
Harry nie zwracał na niego uwagi. Dyskretnie starał rozglądać się po zebranych.
Za Draconem stały druhny. Hermiona, Ginny i Luna. Za nim zaś wiedział, że stoją
Fred, Neville i Serpens. Brat Dracona chciał się czuć potrzebny i dzięki
blondynowi załatwił sobie tę posadę. Potter jeszcze nigdy nie widział tak
szczęśliwego dziecka. A w garniturze wyglądał doroślej niż niejeden mężczyzna.
Wśród gości widział Narcyzę, Lucjusza, Severusa, stojących w pierwszych
ławkach i swoich przyjaciół, którzy stali miej więcej w środkowym rzędzie.
Najbardziej zaintrygowało go to, że Lasandra zajęła miejsce w pierwszej ławce
przeznaczonej dla rodziny młodego małżonka. Czyżby była z jego matką tak
blisko, że poczuwała się do tego, by zająć jej miejsce? Odetchnął i skupił się
na Draconie, który właśnie kończył mówić słowa przysięgi. Teraz nadszedł czas
na niego.
Powtarzał słowa dokładnie i dobitnie chcąc je wyryć
sobie w umyśle do końca życia. W zdrowiu i w chorobie, w szczęściu i w biedzie,
do końca życia razem. Na wieczność.
Jedną obrączkę trzymała Hermiona jako główna druhna
i Fred jako druh. Podali parze obrączki z uśmiechem. Ci odebrali je i włożyli
małżonkowi na serdeczny palec lewej ręki. Złoto błyszczało w świetle słońca.
A w końcu padły słowa, na które czekali od
początku.
- I ogłaszam was mężem i mężem.
Rozległy się brawa i okrzyki radości. Lecz oni nie
byli tego świadomi. Patrzyli sobie w oczy trzymając się za ręce. Draco pochylił
się i pocałował mocno Harry’ego przez co ten omal się nie przewrócił w porę
jednak złapany przez świeżo poślubionego męża. Uśmiechnął się i oddał
pocałunek. Kiedy oderwali się od siebie na zaledwie parę centymetrów zobaczył w
oczach blondyna dzikie światło, zapewne odbicie jego własnego uczucia
rozrywającego mu serce na drobne kawałki.
- Kocham cię - wyszeptał z mocą nie mogąc na niczym
innym się skupić.
- Też cię kocham - zapewnił Ślizgon i z zawadiackim
uśmiechem odwrócił się w stronę wiwatujących gości.
Kątem oka Harry zobaczył, że Narcyza stara się nie
rozpłakać. Obraz jednak przesłoniła mu burza brązowych włosów i znajomy zapach.
- Hermiona, udusisz mnie - jęknął i wyplątał się z
objęć przyjaciółki której po policzkach ciekły łzy. - Czemu płaczesz? - spytał
zdezorientowany.
- Wszyscy płaczą na ślubach - wzruszyła ramionami i
pociągnęła nosem. - Po prostu jestem taka szczęśliwa.
- Ja za to nie mogę w to uwierzyć - szepnął i
spojrzał na lewą rękę.
- Nie sądziłam, że tak wcześnie wyjdziesz za mąż -
stwierdziła i jeszcze raz go uściskała.
- Wiesz co? Ja może nawet brałem to pod uwagę, ale
że będę wtedy w ciąży i to w dodatku z nim - powiedział wskazując ręką
blondyna, który aktualnie stał plecami do nich i rozmawiał z Lucjuszem i jednym
z gości, którego Harry nie znał.
- Od zawsze was do siebie ciągnęło choć nie mogę
powiedzieć, że nie byłam zaskoczona - mruknęła.
- No już. Uśmiechnij się - szepnął jej do ucha i
pocałował w policzek.
- Hermi, odczepisz się od niego w końcu? -
zażartował Fred stojący za nią w kolejce do pana młodego.
- No już - warknęła, ale uśmiechnęła się promiennie
i zniknęła w tłumie.
- No stary. W końcu na swoim.
- Taa… - mruknął Harry.
- Nie cieszysz się? - zdziwił się Fred zerkając na
Dracona.
- Jestem przeszczęśliwy. Mógłbym skakać z radości -
powiedział przywołując na twarz uśmiech.
- No i od razu lepiej. Powiem po prostu gratulacje
i zwolnię cię dla następnych, bo mnie zjedzą - zażartował i skręcił w lewo,
żeby pogratulować Draconowi.
Następne w kolejce były Ginny i Luna. Wyściskały go
i życzyły szczęścia. Narcyza stojąca w kolejce za dziewczynami promieniała.
Trzymała na rękach Cecy, która lekko zaspana pocierała oczka piąstkami. Cyzia
była przeszczęśliwa, że jego syn znalazł szczęście i kogoś kogo pokochał z
wzajemnością. Cieszyła się, że od teraz może Harry’ego nazywać swoim synem,
czego nie omieszkała mu przypomnieć.
Harry poczuł, że w końcu znalazł prawdziwą rodzinę.
Taką, która go pokochała, zaakceptowała i nie chciała od niego więcej niż sam
zamierzał dać. A zamierzał ofiarować z siebie jak najwięcej.
- Nad czym tak dumasz? - spytał Draco obejmując go
ramionami od tyłu.
- Tak po prostu się zastanawiam - odparł i zobaczył
przeciskającą się w ich stronę Lasandrę.
- Gratulacje chłopaki - powiedziała uśmiechając się
promiennie.
Harry doznał uczucia deja vu. Już kiedyś gdzieś
widział ten uśmiech. Tak szeroki, piękny, szczery… Dawno temu.
- Dziękuję - rzucił Draco nie zwracając na nią
zbytniej uwagi tylko przypatrując się Harry’emu.
- A Harry. Byłabym zapomniała. Mam coś dla ciebie.
Coś co kiedyś należało do Lily.
Potter jakby obudził się ze snu. Potrząsnął głową,
przywołał na twarz uśmiech i wyciągnął ręce w stronę gościa. Na jego ręce
wylądowała koperta i małe pudełeczko. Kiedy złapał je w palce coś w nim
zagrzechotało.
- Dziękuję - powiedział cicho i odszedł kawałek by
w spokoju zerknąć na podarunki. Draco posuwał się za nim jak cień, ale nie
przeszkadzało mu to, bo nie miał przed nim żadnych tajemnic.
Znaleźli ławkę przed wejściem do ogrodu jakieś
piętnaście metrów od całego zamieszania.
Potter drżącą ręką rozerwał białą kopertę i
wyciągnął z niej zielony papier zapisany pajęczym pismem. Od razu skojarzyło mu
się z Severusem.
Drogi Harry
Mam nadzieję, że
jesteś szczęśliwy z kimkolwiek i gdziekolwiek jesteś. Choć, jak mniemam, skoro
czytasz ten list, to Lasandra Cię odnalazła.
W tym wielkim dniu
powinnam być z Tobą, wspierać Cię. Przykro mi, że musisz przechodzić przez to
sam. Oczekuję, że Severus dobrze się Tobą opiekuje i że znalazłeś z nim wspólny
język. To w gruncie rzeczy dobry człowiek. Mój jedyny przyjaciel.
W pudełeczku masz mój
medalion, który otrzymałam od ojca. To swego rodzaju amulet. Przekazywany z
ojca na syna, a że, jak wiesz, nie miałam żadnego brata, ostał się on mnie.
Wierzę, że przekażesz go swemu synowi.
Żałuję, że nie
poznałam Twojej wybranki lub Twojego wybranka. Uściskaj ją/go ode mnie.
Mam nadzieję, że
Twoje dzieci będą miały lepsze życie niż Ty. Zasługiwałeś na coś lepszego niż
dostałeś. Przepraszam Cię za to.
Dobra, już koniec
melodramatów. To Twój wielki dzień. Baw się i używaj życia.
Kochająca Lily
Nie potrafił powstrzymać łez płynących po
policzkach. Czuł, że moczą mu koszulę, ale nie dbał o to. Spojrzał na
pudełeczko leżące w ręce Dracona. Miał przemożną chęć chwycenia go i wyrzucenia
daleko poza granice posiadłości, a może nawet i świata. Nie chciał na nie
patrzeć. A mimo to nadal tam leżało. Czekało na jego ruch, a on nie był w
stanie go wykonać.
- Otwórz - poprosił blondyna, który wykonał
polecenie bez żadnego pytania. Zapewne czytał mu przez ramię. Powinien się za
to zdenerwować, ale nie miał na to siły ani ochoty.
W środku leżał błyszczący medalik o nieokreślonym
kształcie. Harry chwycił go w palce i obrócił. Było to małe serce ze złota
oplecione czarnym wężem najprawdopodobniej zrobionym z onyksu. Wężyk miał zielone
oczko wykonane ze szmaragdu. Pobłyskiwało w promieniach słońca. Medalik zawieszony
był na drobnym łańcuszku jednak całość prezentowała się dostojnie i była w tym
jakaś magia. Trudna do określenia, jakby ochronna, znacząca więcej niż
jakiekolwiek czary ochronne. Bez wahania Harry założył medalik na szyję i schował
go pod ubranie.
- Jesteś pewien? - spytał cicho Draco widząc
poczynania męża.
- Tak. Jak nigdy niczego - odparł z mocą czując
chłód bijący od medalika.
- Możemy wracać? - wskazał na tłum, który zaczął
przemieszczać się w stronę parkietu utworzonego między dwoma starymi dębami.
- Oczywiście - zapewnił chowając list do
wewnętrznej kieszeni marynarki wraz z pudełeczkiem.
Harry wstał, wyprostował ubranie i wyciągnął ręce w
stronę męża. Ten ujął je i podniósł się stając naprzeciwko niego.
- Kazała mi cię uściskać - powiedział i przyciągnął
go do siebie opierając głowę o jego ramię.
- Kazała ci zrobić coś jeszcze?
- Bawić się i używać życia - mruknął wiedząc, co
zaraz usłyszy.
- Pamiętaj, że jesteś w ciąży.
- Wiem, tylko soczek - burknął.
- No właśnie - zaśmiał się Draco i pociągnął go w
stronę gości, którzy czekali na nich aż zatańczą pierwszy taniec.
Nie byli świadomi tylko tego, że jeden z gości
oddzielił się od reszty i przez cały czas obserwował zachowanie Harry’ego. W
krzakach mignęły rude włosy i rozbłysły zielone oczy.