piątek, 30 maja 2014

Rozdział 4.

Rozdział 4. "Honor, duma i Malfoy'owie."
- Co ty tu robisz? - zapytał zbity z tropu Draco.
- Aktualnie? Stoję, jeżeli nie widzisz - powiedział bezczelnie Harry nie przejmując się, że znajduje się w gnieździe węży.
- Ale co robisz tutaj, w moim pokoju? Czyżbyś mnie śledził? - odzyskał rezon Draco i się odciął.
- Chyba już ci powiedziałem, co tutaj robię. Czasem, Malfoy, umyj uszy. Przydatna umiejętność. - Potter pokiwał głową z miną znawcy.
- Tak? Zapamiętam - powiedział Draco zanim zdążył się powstrzymać. Naprawdę nie miał ochoty się kłócić, a tym bardziej z Potterem będącym w jego pokoju. Zaraz też przypomniał sobie ojca i jego rozkaz. Trybiki w jego głowie zaczęły obracać się w zastraszającym tempie i już kiełkował w jego głowie plan. Postanowił zepchnąć na dalszy plan swoją dumę i honor. Zrobi to, co chciał ojciec, ale mając z tego jakieś korzyści dla siebie. Nie spodziewał się jednak takiego obrotu sprawy, który za chwilę miał nastąpić.
- Tak w ogóle, to czemu tak potraktowałeś swojego przyjaciela? - zapytał z ciekawością Harry.
- Co? - zdziwił się Draco
- To co słyszałeś. Dlaczego?
- Aż tak długo tutaj siedziałeś… - bardziej stwierdził niż zapytał Draco, nagle robiąc się bardzo zmęczonym.
- Dobra. Nie chcesz, to nie mów - mówiąc to Harry zaczął iść w stronę drzwi. Malfoy w ostatniej chwili złapał go za rękę i pociągnął zdecydowanie do siebie. Niestety zrobił to za mocno. Potter wpadł na niego, obaj zatoczyli się do tyłu, Draco poleciał na podłogę, a Harry na niego. Potter podniósł sugestywnie brew.
- To nie to co myślisz… - zaczął się tłumaczyć Draco, a rumieniec wypływający na jego policzki, przeczył jego słowom.
- Na pewno? Wcześniej wydawało mi się, że słyszałem „Wolałbym pieprzyć Pottera, niż takie ścierwo jak ty.” - zacytował obserwując twarz Ślizgona. Draco tylko jeszcze bardziej się zmieszał, ale po chwili przypomniał sobie kim jest i zrzucił z siebie zadowolonego Gryfona i wstał szybko.
Przemierzył pokój i dopadł paczki fajek leżącej na stole. Wyciągnął jednego i odpali. Kiedy zaciągnął się głęboko dymem, tak jak lubił najbardziej, popatrzył się ze spokojem na podnoszącego się z podłogi Pottera.
Dopiero teraz zauważył, jak Gryfon był ubrany. Stylowe rurki podkreślające jego szczupłe nogi, na stopach czarne Conversy, koszulka z logiem Green Day’a i czarna bluza zapięta na około dziesięć centymetrów. Draco stał oniemiały patrząc na stojącego przed nim chłopaka z otwartymi ustami. Ten tylko spojrzał na niego jak na wariata i powiedział:
- Malfoy, zamknij buzię, bo nie wyglądasz zbyt... elokwentnie.
- Uuu… Potter nauczył się trudnego słowa - sarknął Draco.
- No wiesz, twój ulubiony nauczyciel zawsze się u mnie tego czepia, więc musiałem w końcu się dowiedzieć, czego on ode mnie chce, prawda? - powiedział i wywrócił oczami. - A tak z innej baczki. Ty palisz? Myślałem, że Malfoy’owie brzydzą się wszystkim, co jest wynalazkiem mugoli.
- A nie widać? Ale palę tylko w szkole, bo w domu jest ojciec i… - zamknął usta blondyn. Sam nie wiedział, dlaczego odpowiedział gryfonowi. Wściekł się na siebie i wymierzył mentalny policzek. Odetchnął głęboko i zobaczył utkwiony w sobie wzrok koloru Avady.
- I… - powiedział brunet czekając na ciąg dalszy, który niestety nie nastąpił.
- Nie ma żadnego i… - powiedział ostro Draco. Usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach. Policzył cicho do dziesięciu i spojrzał na swojego wroga. - A ty palisz? - zapytał.
- Co u ciebie taka zmiana w nastawieniu do mnie, co? Nie kłócisz się ze mną, nie wyzywasz mnie, ani moich przyjaciół… Pytasz czy palę i pewnie jeszcze będziesz chciał mnie poczęstować jeżeli powiem, że tak - jakby na potwierdzenie Draco wyciągnął do niego rękę z paczką. Harry wziął jednego, grzecznie podziękował i odpalił go od różdżki. Zaciągnął się, czym wprawił w osłupienie Ślizgona.
- Fiu-fiu… a myślałem, że Złoty Chłopiec faktycznie jest Złoty i nic nie może. A tu proszę. Taki wyzywający strój, koszulka z moim ulu… - przerwał, ale po chwili kontynuował. - Papierosy… To może dowiem się za chwilę, że Potter pije, ćpa i zalicza tak, jak to opowiadają w całej szkole - powiedział ze Ślizgońskim uśmiechem Malfoy.
Harry wysłuchał go w spokoju i pomyślał chwilę nad odpowiedzią. Podszedł do krzesła, przestawił je naprzeciwko Malfoy’a i usiadł. Kiedy się odezwał jego głos był spokojny i pewny.
- Domyśliłem się, że to twój ulubiony zespół, kiedy zacząłeś śpiewać ich piosenkę, palę, piję cholernie dużo, ale nikt o tym nie wie… Ćpać, nie ćpam, bo nie chcę sobie zniszczyć życia… Wystarczą mi od tego Dursley’owie - ostatnie zdanie powiedział tak cicho, że miał nadzieję, iż Draco tego nie dosłyszy, ale pomylił się. Widział szok na twarzy blondyna, ale nie zadał on żadnego pytania. Brunet zaciągnął się i kontynuował: - O tym zaliczaniu, to słyszałem, że jesteśmy razem na pierwszym miejscu w rankingu…
- Jakim rankingu? - wyrwało się znowu blondynowi. Tym razem Harry spojrzał na niego ze zdziwieniem, ale nie skomentował.
- No, takim szkolnym…
- Aha…
- No właśnie. - Pomiędzy nimi zaległa cisza. Jeden i drugi nie śmiał jej przerywać jakąś błahostką. 
Ta cisza nie ciążyła im, ale była przyjemna jak pomiędzy znajomymi, którzy rozmawiali, aż w końcu skończyły im się tematy. Draco zgasił papierosa w popielniczce i widząc, że Harry też kończy, podał mu ją. On popatrzył się na niego dziwnie, ale przyjął naczynie. Po chwili odłożył je na stół i zadał nurtujące go pytanie.
- Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? - Na to pytanie Draco prychnął, ale po krótkim zastanowieniu udzielił odpowiedzi. 
Nie zamierzał oczywiście wyznać prawdy, więc musiał zmyślać. Na szczęście kłamanie wychodziło mu idealnie, więc nie miał powodu, żeby martwić się o zdemaskowanie.
- W sumie nie wiem. Chyba dorosłem - ze zdziwieniem zauważył, że Złoty Chłopiec uśmiechnął się na to stwierdzenie, a w jego niesamowicie zielonych oczach zobaczył potwierdzenie.
- Ja chyba też - dodał Harry.
- Widać.
- Świat się wali! Malfoy prawi komplementy Złotemu Chłopcu!
- Tak. Powinni mnie zamknąć w oddziale dla czubków. Jest jeszcze druga sprawa. Uratowałeś mi życie, więc jestem ci winien Dług Życia, który jest wbrew woli mojej i twojej. Wiem, że ci się to nie podoba, uwierz, że mi też. Stwierdziłem więc, że skoro jesteśmy teraz na swój sposób połączeni, to nie będę się kłócić. Z resztą te kłótnie straciły jakikolwiek sens… - Draco zauważył, że to, co powiedział, było po części prawdą. 
Prawdą, której nie chciał powiedzieć i nie chciał jej zdradzić, ale już za późno. Skoro mieli być przyjaciółmi to trzeba było zacząć przyzwyczajać się do tego, że mówi mu wszystko i raczej prawdziwie.
- Zgadzam się - powiedział, a po chwili dodał - Przepraszam.
Draco podniósł zdezorientowany głowę.
- Za co? - zapytał.
- Za to, co się zdarzyło na początku pierwszego roku. Tak się czasami zastanawiam, jak by to było, gdybym wtedy ciebie spotkał pierwszego, a nie Rona. Na pewno byłbym w Slytherinie, a nie w Domu Lwa…
- Jak to? - zdziwił się Draco.
- Normalnie. W czasie przydziału poprosiłem Tiarę, żeby przydzieliła mnie do Gryffindoru razem z Hermioną, a nie z tobą w Domu Węża.
- No pięknie. Złoty Chłopiec Gryffindoru powinien być Srebrnym Chłopcem Slytherinu. No, no… ciekawych rzeczy się dowiaduję. - Draco odchylił się na krześle. Wszystko szło lepiej niż to sobie wyobraził.
- No widzisz. Coś czuję, że za chwilę, nie tylko ty będziesz o tym wiedział. Pewnie cały Slytherin tylko czeka na plotki o Harrym Potterze…
- A żebyś wiedział - powiedział zamyślony Draco. 
Głęboko się nad czymś zastanawiał, po czym wstał, podszedł do szafy, pochylił się, żeby po chwili wrócić do stołu i postawić na nim Ognistą i dwie szklanki.
- Skoro mówiłeś, że dużo pijesz, to przekonajmy się jak dobry w tym jesteś - mówiąc to w oczach Draco pojawił się niebezpieczny błysk…
- Dobrze. Mam nadzieję, że masz mocną głowę.
- Jak każdy Malfoy - oburzył się Draco słysząc wątpliwość w głosie Pottera.
- Zobaczymy…
Zaczęli powoli. Pierwsza szklanka, rozmowa, druga szklanka, bruderszaft, rozmowa, trzecia, a właściwie czwarta szklanka, rozmowa, śmiech, piąta szklanka, więcej śmiechu, papieros i tak dalej. W pewnym momencie skończyła się Ognista. Oczywiście tylko w tej butelce. Draco poinstruował Harry’ego gdzie ma iść, żeby wziąć drugą, a najlepiej, jeżeli weźmie jedną na zapas. Złoty Chłopiec, stwierdził, że nie da rady wziąć dwóch na raz, wrócił tylko z jedną butelką. Draco w między czasie stwierdził, że gryfon ma całkiem zgrabny tyłek i seksowne nogi, jednak jeszcze powstrzymał się przed głośnym komentarzem, choć wiedział, że jeżeli wypije jeszcze trochę, to nie wytrzyma.
***
Alkoholu lało się jeszcze trochę więcej i było wyraźnie widać, że Harry wygrywa. Draco ledwo co mówił, i nie był w stanie usiedzieć prosto na krześle. Harry w końcu się nad nim zlitował i przeniósł go na łóżko. Wrócił do stołu po papierosa i zapalił. Usłyszał niezidentyfikowane jęki od strony blondyna i spojrzał w tamtą stronę. Zobaczył Dracona, który usilnie starał się ustać bez pomocy ściany. Nie za bardzo mu się to jednak udawało, więc Harry podszedł szybko do niego, złapał go za tyłek i postarał się ustawić prosto. Malfoy wymamrotał coś jak dziękuję i przyssał się do jego szyi. Potter przymknął oczy z przyjemności i zamruczał. Ślizgon zachichotał i przestał opierać się o Gryfona. Nagle okazało się, że jest totalnie trzeźwy.
- Draco! - krzyknął oburzony brunet. - Przecież jeszcze przed chwilą nie byłeś w stanie samemu ustać!
- I ty Gryfonku mi uwierzyłeś… Oj, jaki ty naiwny. Za mało mnie znasz… - pokiwał z politowaniem głową.
- Byłeś tak cholernie przekonujący. Z resztą kiedy ci pomagałem mogłem nieopacznie złapać cię za tyłek.
- No wiesz. Twój też jest niczego sobie… - Na potwierdzenie swoich słów podszedł do niego i złapał ręką za pośladek. - Mrr… Kociaku. Mam ochotę też sprawdzić czy twoje usta są tak miękkie jak je zapamiętałem - powiedział i nie czekając na pozwolenie, lub jakąkolwiek odpowiedź złączył ich usta. 
Rozkoszował się tym uczuciem. Faktycznie były tak miękkie i rozkoszne, jak w tedy nad jeziorem. Powoli językiem torował sobie drogę, aż w końcu Harry uległ i rozchylił wargi. Smakował Ognistą i papierosami, ale Draconowi to nie przeszkadzało. Sam pewnie smakował tak samo. Kiedy oderwali się od siebie popatrzyli sobie nawzajem w oczy. Oczy koloru chmur burzowych wpatrywały się w Avadę i na odwrót. Nie widzieli nic poza drugą osobą. Byli tak blisko siebie, że ich oddechy się ze sobą mieszały.
To była magiczna chwila zmącona przez pukanie do drzwi. Odskoczyli jak oparzeni. Spoglądnęli na siebie zdezorientowani i dopiero po chwili dotarło do nich co się przed chwilą stało. Wpatrywanie się w siebie znowu przerwało pukanie, tym razem bardziej natarczywe.
- Nie odpuści - wyszeptał blondyn do Harry’ego.
- Wiem - odszepnął Gryfon.
Podszedł pod ścianę, gdzie zostawił pelerynę i szybko założył ją na siebie. Kiedy Draco był pewny, że Pottera nie widać poszedł otworzyć drzwi. Uchylił je lekko i zobaczył Blaisa.
Że ten chłopak nie ma jeszcze dość upokorzenia jak na jeden dzień - pomyślał Draco, ale wpuścił go do środka. Blondyn przybrał na twarz maskę Malfoy’a i popatrzył się z góry na chłopaka, który właśnie wszedł do pokoju.
- Czego chciałeś? - zapytał ostro Draco, a widząc strach w oczach Zabiniego uśmiechnął się wrednie.
- Prze-przeprosić.
- Po co?
- Żebyś mi wybaczył.
- Nie mam ci czego wybaczać. To, że nie masz szacunku do mnie i do siebie to twoja sprawa. Nie pogrążaj się jeszcze bardziej.
- Ale ja myślałem, że może jednak… - Blaise rozglądnął się dookoła i jego wzrok padł na Ognistą stojącą na stole. - Pijesz z rozpaczy? Gdybym wiedział, że jesteś taki smutny i że pijesz sam… - nie dokończył, bo zobaczył na stole dwie szklanki wypełnione do połowy.
- Właśnie nie piję sam - odparł z chytrym uśmieszkiem i poczuł na swoim pośladku rękę Pottera.
Wpadł mu do głowy pomysł, dzięki któremu mógłby wygrać konkurs na najbardziej szatański plan w historii świata. Był to pomysł tak dobry, genialny i prosty, że Lucjusz Malfoy sam by czegoś takiego nie wymyślił.
Draco sięgnął za siebie, zdjął pelerynę z Gryfona, pociągnął go obok siebie i objął ramieniem w pasie.
- Harry, to jest mój były przyjaciel Blaise Zabini, z resztą opowiadałem ci o nim. Blaise to jest Harry Potter, mój chłopak - blondyn przedstawił sobie chłopaków i obserwował zmianę na twarzy Ślizgona. Było to warte nawet tego, że będzie teraz musiał udawać parę z Potterem. Właściwie już go nie nienawidził, ale też go nie kochał. Będzie ciekawie. Modlił się tylko, żeby Harry nie zaprzepaścił tego będąc zdziwionym.
Harry jednak nie dał po sobie poznać zaskoczenia i jak na dobrze wychowaną osobę przystało, podszedł do oniemiałego chłopaka i wystawił rękę. Ten jednak popatrzył na nią jak na odrażającego stwora i wyszedł z pokoju.
- Zrobiłem coś nie tak? - zapytał Gryfon zdziwiony.
- Tak. Właśnie zostałeś moim chłopakiem - uśmiechnął się jak wariat.
Harry wrócił do swojego dormitorium koło trzeciej w nocy. Wcześniej jeszcze trochę pił z Draco i rozmawiali.
Draco stwierdził, że to była najlepsza noc jego życia. Mimo tego, że nie robili nic, to była ona najlepsza. Dopiero dziś zobaczył jak to jest mieć przyjaciela, kogoś, kto cię wysłucha i zrozumie. Nadal nie mógł uwierzyć, że po tym jak stracił nadzieję na zrobienie czegoś w kierunku Pottera, udało mu się to w przeddzień wizyty w Malfoy Manor. Nie wierzył, że można mieć takie szczęście. Tym razem fortuna uśmiechnęła się do Malfoy’ów i oby nie opuściła ich już nigdy.
***
Następnego dnia, kiedy Draco wchodził do Wielkiej Sali miał złe przeczucie. Myślał, że kiedy tylko przekroczy jej próg, wszyscy spojrzą się na niego z mordem w oczach, ale nic się nie stało. Nikt nic nie mówił, nikt się na niego nie patrzył. Czyli… Blaise nikomu nie powiedział, co się wczoraj stało. Odetchnął z ulgą i ruszył do swojego stołu. Po drodze nawiązał kontakt wzrokowy ze swoim niby chłopakiem i uśmiechnął się do niego. On odpowiedział tym samym. Zaraz jednak Harry został wzięty w krzyżowy ogień pytań dlaczego Malfoy się do niego uśmiecha. Ten tylko spojrzał na Rona jak na wariata i powiedział, że pewnie mu się zdaje.
Draco niewzruszony szedł w stronę swojego stołu. Usiał na swoim miejscu z satysfakcją zauważając, że Zabini się przesiadł. Było mu to bardzo na rękę. Z tego miejsca miał idealny widok na stół Gryfonów i siedzącego tam od początku szkoły Harry’ego, ale nigdy nie przyznałby się, że przyglądał my się już od pierwszej klasy. Znowu Gryfon spojrzał na niego, a w jego zielonych oczach było widoczne rozbawienie i coś jak szczęście, a może tylko się Draconowi wydawało. Po zjedzeniu śniadania, a właściwie jedynie wypiciu kawy, wstał i kiwną niezauważalnie do bruneta. Ten jednak zrozumiał i spotkali się za drzwiami Wielkiej Sali. Mieli jedynie kilka minut zanim szkoła zacznie wychodzić ze śniadania.
- Spotkajmy się nad jeziorem za dziesięć minut - powiedział w pośpiechu Ślizgon.
Gryfon skinął głową i puścił się biegiem w stronę Wieży Gryffindoru. Draco pokiwał z dezaprobatą głową, ale też rzucił się jak szalony w stronę schodów. Szybko porwał ze swojego pokoju kurtkę, różdżkę, zaklęciem zmniejszył swój ekwipunek i wybiegł z Pokoju Wspólnego. Chwilę później już był na błoniach i szedł znaną mu drogą nad jezioro. Jednak kiedy tam dotarł, nigdzie nie było śladu Harry’ego. Rozejrzał się dookoła, ale go nie zobaczył. Nagle ktoś zasłonił mu oczy rękoma. Chwycił nadgarstki drugiej osoby i odwrócił się z uśmiechem na ustach. Przez chwilę patrzyli się na siebie, ale kiedy usłyszeli kroki, Harry nałożył na siebie pelerynę i odsunął się krok od Dracona. Po kilku sekundach zobaczyli Blaise’a idącego w ich stronę.
- No, no, no… Draco Malfoy bez swojego ukochanego chłopczyka. Gdzie się podział twój sługa?
- Nie wiem. Nie rozmawiałem z nim jeszcze dziś. Jakbyś nie zauważył dopiero co było śniadanie. Z resztą, on nie musi mi się spowiadać z tego co robi. I to nie jest mój chłopiec na posyłki, tylko osoba, którą kocham - kłamał Draco bez mrugnięcia okiem.
- No nie wiem, czy on kocha cię tak, jak ty jego, bo przed chwilą widziałem jak całował się z Panną Wiem To Wszystko - powiedziawszy to uśmiechnął się perfidnie widząc zaskoczenie w oczach Malfoy’a, ale kiedy zamieniło się ono we wściekłość stracił całą swoją pewność siebie.
- Blaise, Blaise, Blaise… Czy ty niczego się nie nauczyłeś? Czy ty nie wiesz, że mnie nie można okłamać? Jak Potter mógł całować się z tą głupią szlamą - kiedy powiedział to słowo poczuł ból w miejscu, w które Harry go uderzył. Draco westchnął cichutko, ale kontynuował. - Jak on mógł się z nią całować, jeżeli to jest gej? Nie pomyślałeś o tym? A przepraszam, ty nie myślisz…
Draco nie spodziewał się, że Zabini może się tak szybko poruszać, i że jest zdolny do zrobienia czegoś takiego. Blaise wręcz doskoczył do niego i zdzielił Dracona w twarz. Ten zatoczył się do tyłu, ale w ostatniej chwili oparł się na Harrym, który nie wytrzymał. Poczuł jak magia opuszcza jego ciało, i kieruje się na Zabiniego. Czarnoskóry chłopak  popatrzył ze strachem w oczach na bruneta, który nagle wyrósł zza Draco. Poczuł, że nie może oddychać, a jego nogi nie dotykają ziemi. Zaczął się szarpać i jak przez mgłę słyszał krzyki Dracona.
- Harry, proszę! Zostaw go! Nie, Harry, on się dusi!
W końcu Zabini znalazł się na ziemi ciężko dysząc. Dziękował Merlinowi, że jednak może oddychać i popatrzył się z zawiścią na Pottera.
- Jeszcze zobaczysz, co to znaczy zadzierać z Wężami - syknął. Szybko podniósł się z ziemi, otrzepał ubranie i chwiejnym krokiem skierował się w stronę zamku. Zrobił kilka kroków i przewrócił się, ale szybko wstał i ponownie ruszył w stronę szkoły.
- Wiesz Harry, że to było głupie, prawda? - powiedział bardzo powoli Draco będąc nadal lekko w szoku pod wpływem wyczynu Gryfona.
- Wiem. Bardziej się teraz martwię co zrobi dyrektor.
- Dlaczego Dumbledore ma coś zrobić?
- No, a Blaise nie pójdzie do niego? - Harry zrobił głupią minę.
- To Ślizgon. Teraz będzie chciał się zemścić na tobie, ale na pewno nie pójdzie do Dyrka. Ma swój honor…
- Wy Ślizgoni… - westchnął Potter.
- Bo wy Gryfoni jesteście lepsi.
- No jasne - uśmiechnął się jak wariat Harry i zarobił w głowę.
Śmiejąc się usiedli na piasku.
- Właściwie dlaczego mu to zrobiłeś - zapytał Draco z ciekawości.
- No bo… On cię uderzył… - powiedział niepewnie Harry.
- Poradziłbym sobie. U Ślizgonów urażona duma to za dużo…
- Wiem, ale nie mogłem tego powstrzymać. Jak to zobaczyłem to się po prostu wściekłem i to nie było do końca zależne ode mnie. Raczej w ogóle nie było… - Potter spuścił głowę.
- Popatrz na mnie - powiedział stanowczo Draco. Harry jednak nie miał zamiaru posłuchać. Malfoy złapał go za podbródek i zmusił go do spojrzenia sobie w oczy.
- Pochlebia mi, że jak on mnie uderzył, to tak zareagowałeś. To oznacza, że jednak coś tam… Ciii - powiedział kiedy zobaczył, że Harry chce coś powiedzieć. - Teraz ja mówię i słuchaj mnie uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzać. Jednak coś tam dla ciebie znaczę. Jest to dla mnie bardzo ważne, ponieważ nikt nigdy mnie nie bronił i nikomu na mnie nie zależało. Zrozumiałeś? Jednak nie chcę, żeby tobie się coś stało, a jeżeli byś go zabił, to byłby problem z ukryciem zwłok. Moja szafa już więcej nie zmieści - nie mógł odmówić sobie lekkiego żartu, ale udało mu się rozbawić Gryfona. - Lepiej? - zapytał.
- Tak. Dziękuję - mruknął i przytulił się do Ślizgona. Draco lekko zaskoczony odwzajemnił niepewnie uścisk. Obiecał też sobie, że zabije ojca za to, że musi robić z siebie idiotę i kłamać cały czas. Przecież to nie przystoi Malfoy’owi. Oczywiście ten ród opiera się na kłamstwie, ale w wyższych celach, a nie po to, by zdobyć przychylność Pottera. Warknął w myślach, ale postanowił nie dać po sobie znać, że coś jest nie tak. Postarał odsunąć od siebie ponure myśli i choć raz korzystać z życia.
Przesiedzieli nad jeziorem cały dzień i nikt im więcej nie przeszkadzał. W porze obiadu Harry zawołał Zgredka, a skrzat był przeszczęśliwy mogąc zrobić coś dla Harry’ego Pottera. Trochę niechętnie popatrzył na swojego dawnego pana, ale zapewniony przez Gryfona, że Draco nic mu nie zrobi, odprężył się lekko i przyniósł pachnący obiad. Po obiedzie Draco wyciągnął z kieszeni dwie szklanki, Ognistą i paczkę papierosów.
- Fiu-fiu… przygotowany jak widzę.
- Oczywiście - blondyn uśmiechnął się jak wariat i zaczął rozlewać alkohol do szklanek…
***
- Chyba musimy wracać - mruknął sennie brunet do leżącego obok niego na plecach blondyna.
- No, robi się trochę zimno. - Jak na zawołanie zaczął wiać nieprzyjemnie chłodny wiatr.
- Ale mi się tak nie chce - wyszeptał Harry.
- Mi też - mruknął Draco.
Harry pogrzebał w kieszeniach i wyciągnął różdżkę. Jednym zaklęciem ogrzał ich obu.
- Że też wcześniej nie mogłeś tego zrobić - burknął Draco.
- Nie pomyślałem.
- I to jest wasz problem jako Gryfonów. Wy nie myślicie. Najpierw działacie, a potem ponosicie konsekwencje swoich czynów, ale nawet nie pomyślicie, że można było sobie tego oszczędzić.
- Mówisz? - zapytał się z diabelskim uśmiechem Harry i podniósł się z piasku.
- Co robisz? - zapytał Draco kiedy zobaczył, że brunet podchodzi do brzegu.
Po chwili został ochlapany lodowatą wodą. Szybko podniósł się z krzykiem. Harry za to tarzał się po ziemi ze śmiechu patrząc na to co robi blondyn. Ten uspokoiwszy się, z mściwym uśmiechem wziął butelkę Ognistej pełną do połowy i wylał wszystko na Harry’ego.
- Hej! - wydarł się Gryfon i momentalnie ucichł.
- Jaka cisza - ucieszył się Draco.
- No wiesz co? Jak ja teraz wyglądam?
- Miss mokrego podkoszulka - zawył Draco i zaczął uciekać widząc, że Harry bardzo powoli wstaje z piasku z morderczym uśmiechem na ustach.
Ganiali się po błoniach dobre dwadzieścia minut, aż w końcu Harry się zatrzymał, pochylił się i oparł ręce na kolanach. Draco stanął w bezpiecznej odległości od niego i uśmiechał się jak wariat.
- Co się szczerzysz? - warknął Potter patrząc na blondyna.
- Tak po prostu.
- Nawet przeprosić nie umiesz.
- Pff… A kto zaczął?
- Ale jest różnica między wodą a Ognistą. Zdajesz sobie sprawę z tego ile alkoholu się zmarnowało?!
- Oj nie marudź.
Draco powoli podchodził do Harry’ego. Kiedy był już na wyciągnięcie ręki, brunet chwycił go za ramię i przewróci na ziemię. Sam po chwili leżał na blondynie uśmiechając się zwycięsko.
- Wygrałem!
- Wcale nie. Sam się podłożyłem.
- Tak, tak. Może jeszcze sam się przewróciłeś i ściągnąłeś mnie na siebie.
- Nie, ale… - powiedział i obrócił ich tak, że teraz on leżał na brunecie. - Teraz ja jestem na górze - dokończył z uśmiechem i pozwolił, żeby ich usta połączyły się w pocałunku. Po chwili odsunęli się od siebie. To był ich drugi pocałunek. Pierwszy był po pijaku i w sumie mało co z tamtego pamiętali. Ten był tak samo elektryzujący i czuli się jakby to jakaś niewidzialna siła ich do siebie przyciągała.
- Jesteś niewygodny - mruknął Harry leżąc pod Draconem.
- Dlaczego. Mi jest wygodnie - westchnął sennie Ślizgon.
- Twoje żebra wbijają się w moje - stęknął i zrzucił z siebie niezadowolonego Malfoy’a.
- Hej! Nie godzi się rzucać Malfoy’em!
- Jak to nie? - zaśmiał się Harry, wstał i pomógł podnieść się Draconowi.
Pozbierali swoje rzeczy i powoli ruszyli w stronę zamku.
- To gdzie chcesz spędzić noc? - zapytał Draco z zadziornym uśmiechem.
- Myślałem o takim przytulnym pokoju… W ciemnych kolorach… Na siódmym piętrze…
- Siódme piętro? Mówisz o Pokoju Życzeń? - zdziwił się Draco przystając i odwracając się do Harry'ego.
- Owszem. - Harry też przystanął i przyjrzał się blondynowi. - Byłeś tam kiedyś?
- No jasne! Nie myślałem tylko, że Gryfoni o nim wiedzą - powiedział szczerze Draco.
- Wiedzą i dość często z niego korzystają. - Uśmiech, który wypłynął na usta bruneta na pewno nie był niewinny.
- Czyżbyście urządzali całonocne orgie? - zapytał z pełną powagą Draco. W głębi ducha próbował się nie roześmiać.
- A czy przypadkiem to wy tego nie robicie? Nie śmielibyśmy zabierać wam w tym sławy. My po prostu kulturalnie upijamy się do nieprzytomności, co tydzień w piątek. Dziwne, że jeszcze nikt o tym nie wie poza Gryfonami…
- Aha - tyle zdołał wykrztusić zaskoczony Draco. - Chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać.
__________________________________________________________________
Jest dziś, jako że jest początek weekendu ;)
Nie wiem czy dam radę wstawić następny za tydzień, ale postaram się.
Co sądzicie o rozdziale?
Może ktoś wstawi komentarz i podzieli się swoimi uwagami? Będzie mi bardzo miło ;)
Pozdrawiam i do zobaczenia!
Draco Dormiens

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 3.

Rozdział 3. "Nieoczekiwany rozwój wydarzeń..."
Wieczór w pokoju wspólnym Slytherinu był niezwykle spokojnym czasem. Szczególnie podczas trwania tygodnia szkolnego. Wszyscy młodsi uczniowie odrabiali swoje, ewentualnie starszych kolegów, prace domowe, a ci siedzieli na niezwykle wygodnych kanapach przed kominkiem i rozmawiali. Brakowało wśród nich tylko jednej osoby, która wprowadzała odpowiedni nastrój do towarzystwa. Otóż brakowało Dracona Malfoy’a.
Nikt nie wiedział, gdzie podziewa się ich prefekt. Nie było go na lekcjach, na obiedzie pojawił się chichy i jakby nieobecny. Nawet Pansy dała mu dziś spokój.
Oczywiście nikt nie śmiał się spytać, bo skończyłby na ścianie po oberwaniu paskudną klątwą. Draco nie był osobą wylewną, tym bardziej wyrozumiałą, jeżeli ktoś za bardzo interesował się jego życiem prywatnym. Bardzo tego nie lubił. Nikomu to jednak nie przeszkadzało. Każdy wiedział o nim i o jego życiu tyle, ile Draco chciał, żeby wiedział. Jedni znali go lepiej inni gorzej, ale w takim stopniu, że nie narzekali. Nie było im to potrzebne do szczęścia.
Jednak kiedy przychodziły takie dni, każdy marzył o tym, by znać Dracona troszkę lepiej, albo w ogóle cokolwiek o nim wiedzieć. Cokolwiek, co pomogło by się zorientować gdzie teraz jest, co robi, kogo morduje, albo czy sam nie chce popełnić samobójstwa.
***
W dalekiej i ciemnej części zamku, do której od dawna nikt nie zaglądał, siedział na oko szesnastoletni chłopak. Siedział bez ruchu od czasu do czasu jedynie oddychając. Była to jedyna oznaka tego, że jeszcze żyje.
Siedział i rozmyślał. Rozmyślał i marzył, czego nie robił od dobrych kilkunastu lat. Coś czego oduczyli wychowujący go ludzie. Coś czemu niekoniecznie chciał się oddawać, bo powodowało ból. Ból po straconym na zawsze dzieciństwie. Dzieciństwie, które odebrano prawie po samych narodzinach. Narodzinach, które zdaniem rodziców przyszły zbyt późno. Zbyt późno, bo teraz chodzi do szkoły z NIM. Nim, który niszczy wszystko co napotka na swej drodze. Drodze, którą ma wyłożoną od małego kwiatkami i poduszeczkami. Poduszeczkami, które chronią chodzącą katastrofę. Katastrofę, która ma uratować czarodziejski świat. Świat, który chyli się ku zagładzie. Zagładzie, która nieuchronnie się zbliża. Zbliża się, bo zbliża się ON. Potwór, uzurpator, samozwańczy władca świata. Świata, którego nie da się uratować bez NIEGO. Niego, który niszczy od pierwszego spotkania Ślizgona. Ślizgona z krwi i kości od pokoleń. Pokoleń nieskażonych krwią mugoli i szlam. Szlam, z której urodzony jest ON. Zbawca świata, Wybraniec, Złoty Chłopiec. Chłopiec, który jest nadzwyczaj upierdliwy. Upierdliwy i nie znośny, ściągający całą uwagę Dracona. Dracona, którego nigdy nic nie interesowało, bo miał wszystko. Wszystko czego pragnął i czego nie chciał. A teraz o dziwo chciał Złotego Wkurzającego Chłopca, którego nie potrafił usunąć z umysłu. Powracającego jak bumerang, niedającego się zapomnieć. Natrętnego, rozczochranego, o złym guście. Po prostu marzył o nim. Pierwszy raz marzył o czymś konkretnie i o dziwo mu się to podobało.
***
Cholerny, zadufany w sobie, Ślizgon! Biała, wijąca się, fretka. Malfoy, Śmierciożerca, arystokrata, wywyższający się, skończony kretyn!
Harry przeklinał na czym świat stoi, że dał się wkręcić z sprawę Malfoy’a. Pluł sobie w brodę, że w ogóle zaczął się nim interesować. Ba, że w ogóle zwrócił na niego swą uwagę! Przecież to nie dorzeczne. Gryfon, fakt, że miał być Ślizgonem niczego nie zmienia. Gryfon od urodzenia, zainteresował się postacią Malfoy’a, swego odwiecznego wroga. Od pierwszego spotkania, nie przypadł mu do gustu. Wiele razy się zastanawiał, jak by to było, gdyby najpierw spotkał Dracona, a dopiero potem Rona. Który z nich zyskałby sobie jego sympatie? W tedy, to chyba Draco, ale nie mógł być tego pewien. Tak samo nie jest pewien tego, co teraz robi, co się z nim dzieje. Ma ochotę uciec i nie wrócić. Zostawić za sobą wszelkie problemy. Po prostu się nie przejmować sobą, innymi, a w szczególności Draconem Malfoy’em.
Białowłosy chłopak przewijał się przez myśli Harry’ego od jakiegoś czasu. Nie potrafił go wyrzucić. Ostatnio nawet zauważył, że ich konflikt jakby się zmniejszył. Może to przez to, że się rzadziej spotykają.
Jednak najbardziej dobija go to, że mimo wszystko, na każdej lekcji, na każdym posiłku nie jest w stanie oderwać od niego wzroku. Często się przez to głupio uśmiecha, a Draco uśmiecha się drwiąco i z wyższością unosi sugestywnie brew. Normalnie jak znak firmowy Malfoy’ów. Jakby miał to wyćwiczone przed lustrem. To jest po prostu jednocześnie frustrujące i w pewien sposób pociągające.
Nie, to nigdy nie będzie pociągające. Może być co najwyżej obrzydliwe, wstrętne, obleśne, może trochę wyzywające, podrywające, dodające uroku, piękne, śliczne… Agrh…
Po prostu frustrujące, nie móc zapanować nad swymi myślami i odruchami.
***
Harry miał za sobą ciężkie dwa tygodnie. Dwa tygodnie pełne przemyśleń o Draconie, o ich przeszłości, konflikcie i temu, co zrobił źle, dlaczego, kiedy miał jedenaście lat, tak postąpił. Co go skłoniło. Cały czas nie dawała mu spokoju myśl, że mogło być jednak inaczej. Że to wszystko mogło się dobrze skończyć i dla niego i dla Draco. Nie zapomniał o swych wątpliwościach ani na chwilę.
Dręczyło go też poczucie straty i samotności, pomimo tego, że spotykał się z kimś regularnie. To z Krukonem z piątego roku, a to z Puchonką z szóstej klasy, czasem też ze Ślizgonem. Ostatnio popadł w depresję, z której nawet wypad do Miodowego Królestwa nie był w stanie go wyciągnąć. Zatracał się coraz bardziej w sobie, rzadko gdzieś wychodził, snuł się po szkole pomiędzy lekcjami, nawet Nietoperz nie był w stanie wytrącić go z równowagi, dużo myślał, nie pokazywał się w Pokoju Wspólnym. Nie było z nim żadnego kontaktu. Nikt nie potrafił przemówić mu do rozsądku. Hermiona próbowała, ale szybciej, niż zaczęła coś mówić, została wyrzucona z jego pokoju, co zdarzyło się pierwszy raz od zawsze i wzbudziło we wszystkich lęk o ich przyjaciela.
Jedynymi osobami, które spokojnie mogły wejść do jego pokoju, byli kochankowie, których z resztą tylko wykorzystywał, po czym też lądowali na progu. Nikt nie dał rady mu pomóc.
Pewnego dnia jednak wszystko się zmieniło. Harry wrócił z Pokoju Życzeń radosny niczym skowronek wiosną, niemal podskakując. Wszedł do Pokoju Wspólnego usiadł na kanapie i jak gdyby nigdy nic, zaczął rozmawiać z Ronem i zaproponował mu partyjkę Eksplodującego Durnia. Zanim jednak zaczęli grać, Harry poczuł mocny ucisk ręki na karku. Pozwolił się poprowadzić ku drzwiom swojego pokoju, domyślając się, kto go prowadzi.
- Hermiona - syknął, kiedy przyjaciółka popchnęła go na krzesło, o które się potknął i wylądował na podłodze.
Podniósł się powoli i masując obolałe kolano, którym uderzył w podłogę usiadł na łóżku. Zaklęciem przywołał butelkę Ognistej, paczkę papierosów i popielniczkę. Po chwili namysłu machnął różdżką, a obok niego pojawiły się jeszcze szklanki i zapalniczka.
- Teraz możemy rozmawiać - powiedział rozlewając alkohol, z fajką w ustach. Odpalił papierosa sobie i Hermionie, po czym podał jej szklaneczkę. Hermiona w międzyczasie usiadła naprzeciwko niego na fotelu i uważnie go obserwowała.
- Owszem - powiedziała surowym tonem, na co Harry przybrał minę niewiniątka. - Mógłbyś mi, cholera, wytłumaczyć, co cię napadło? Przez dwa tygodnie zachowywałeś się niczym żywy trup, a tu nagle wracasz nie wiadomo skąd, wesoły niczym indyk, któremu niemal obcięto głowę, ale w ostatniej chwili się wyratował. Wytłumacz - zażądała i wychyliła szklaneczkę na raz.
- Oj, Hermi! - Harry udał oburzenie. - Nie wierzysz we mnie? Już myślisz, że się w coś wplątałem! Nie ładnie - pomachał paluszkiem przed jej twarzą. - Zwykła depresja! Minęło mi. Już jest lepiej. Nie możesz mnie cały czas pilnować!
- Owszem, muszę. Nie wiadomo, w co się tym razem wpakujesz. Już ostatnio, jak rozmawiałeś z L…
- Cicho - syknął Harry zasłaniając jej usta ręką.
- Mghpffhm… - próbowała coś powiedzieć Hermiona, ale przez rękę Harry’ego nie wiele mogła. Sapnęła oburzona.
- Dobrze, już dobrze, ale obiecaj, że będziesz cicho.
Hermiona pokiwała głową i dopiero wtedy Harry zabrał dłoń z jej ust.
- Mógłbyś mi to wytłumaczyć.
- Niestety nie. Dowiesz się już niedługo.
- A co z… - nie dane było jej dokończyć pytania, bo do pokoju wszedł Ron.
- Harry, mógłbyś mi wytłumaczyć co się stało? - zapytał.
- Kurczę. Niestety nie. Nawet Hermionie nie powiedziałem - odparł Harry i z przepraszającym uśmiechem wstał z krzesła i wyszedł z pokoju zostawiając zdziwionych przyjaciół za sobą.
***
- To na pewno jest wina Malfoy’a - przekonywał Ron Hermionę.
Minęło pół godziny odkąd Harry zostawił ich w swoim pokoju. Dyskutowali zażarcie o tym, co się mogło przytrafić ich przyjacielowi. Ron oczywiście obstawiał Dracona, a Hermiona oponowała i stwierdzała, że Harry musiał się w coś wplątać i pluła sobie w brodę, że ona o niczym nie wiedziała i się niczego nie domyśliła. W końcu, kiedy Ron trochę ochłonął i skończyły mu się argumenty odwrócił się w stronę kominka, a Hermiona w zamyśleniu kręciła głową.
- Idziemy go poszukać - rzucił w końcu Ron, ale Hermiona zdawała się go nie usłyszeć. - Dobrze, pójdę sam - stwierdził i podniósł się z krzesła. Spojrzał jeszcze na siedzącą w zamyśleniu Hermionę i wyszedł zostawiając ją samą.
Po kolejnych trzydziesty minutach, kominek zaświecił się na zielono, a z jego płomieni wyszedł postawny mężczyzna.
- Hermiona? - zdziwił się mężczyzna widząc przyjaciółkę Harry’ego siedzącą z głową schowaną w rękach.
- Co ty tu robisz? - prawie krzyknęła Hermiona widząc, kto wyszedł z kominka.
- Jestem umówiony z Harrym. Bardzo mu zależało na tym, bym przyszedł. Podobno chodzi o coś bardzo ważnego.
- Nie wiem - wzruszyła ramionami Gryfonka. - Ostatnio bardzo dziwnie się zachowuje. Przez dwa tygodnie nie było z nim kontaktu. Nie dopuszczał mnie do siebie.
- Ciebie? - mężczyzna był szczerze zdziwiony słowami Gryfonki.
- Tak. Po czym dziś wrócił do Pokoju Wspólnego wesolutki i nie wiem dlaczego. Nic mi nie chce powiedzieć.
- Och, nie przejmuj się. Wiem tyle co ty.
- Szkoda. Myślałam, że wiesz coś więcej.
- Niestety. Czekałem, aż się ze mną skontaktuje, bo musi podpisać ważne dokumenty. Bez tego nic nie ruszymy dalej. Miał to zrobić w zeszłym tygodniu, a tu cisza. Dopiero dziś dostałem od niego sowę, że musimy się spotkać i czy mógłbym przybyć za jakąś godzinę. Jako, że mi na tym bardzo zależy, to się zgodziłem, choć uważam, że jemu powinno zależeć na tym o wiele bardziej niż mnie.
- To prawda - powiedział Harry, który właśnie pojawił się w drzwiach pokoju. - Zależy mi na tym.
- To dlaczego tyle zwlekałeś? - dopytywał się mężczyzna.
- Musiałem przemyśleć parę spraw i dopracować plany.
- Tak? I zajęło ci to aż dwa tygodnie?
- Owszem. Hermiono, mogłabyś nas zostawić samych. Mam parę spraw do omówienia w cztery oczy - powiedział Harry nie spuszczając wzroku z twarzy mężczyzny.
- Oczywiście, tylko nie wpakuj się w kolejne kłopoty - warknęła Hermiona wściekła, za takie traktowanie.
- Nic się nie bój, moja droga - powiedział czule mężczyzna. - Ja już dopilnuję Harry’ego, by nie zrobił nic głupiego. - Mężczyzna uśmiechnął się uspokajająco, co jednak zważając na jego posturę i wygląd zaowocowało nieco przerażającym efektem.
- Nigdy niczego się nie boję - powiedziała już spokojnie i nie patrząc na Harry’ego opuściła pokój.
- A więc, od czego zaczynamy? - uśmiechnął się niebezpiecznie Potter siadając przy stole i kładąc na nim splecione dłonie.
***
- Ojcze, nie mówisz poważnie - jęknął blondyn.
W dużym salonie w Malfoy Manor, naprzeciwko swojego ojca siedzącego w fotelu, stał Draco z głową lekko zwieszoną i oczami wpatrującymi się we wzory na dywanie.
- Owszem. Ja zawsze jestem poważny - odparł Lucjusz.
- Ale to nie możliwe! - krzyknął blondyn.
- Nie dyskutuj ze mną. Mówię i tak ma być. Zrozumiałeś?
- Ale to jest wbrew mojej naturze - jęknął ponownie Ślizgon.
- Nie obchodzi mnie to! Masz to zrobić. Koniec, kropka. Nie chcę słyszeć więcej twoich jęków. Jesteś Malfoy’em do cholery! - warknął Lucjusz, na co Draco aż się wzdrygnął.
- Dobrze, ojcze. Jak sobie życzysz. Ale jak mam to zrobić. Jak mam się do niego zbliżyć. Przecież on ma ciągle wokół siebie obstawę.
- Nie wiem. Wymyśl coś. Nie zależy ci na tym, byśmy się wzbogacili? To będzie prestiż dla naszego rodu. Oczyścimy swe nazwisko. Wrócimy do łask! Nie wiesz o tym, że odziedziczył znaczą sumę po swych rodzicach i ojcu chrzestnym? Niedługo będzie miał do nich dostęp, a wtedy, kto wie…
- Dobrze, ojcze - mruknął Draco.
- Nie słyszałem - powiedział Lucjusz.
- Oczywiście, ojcze. Zrobię, co zechcesz - powiedział głośno wyraźnie pokonany blondyn.
- I tak ma być. Możesz wracać do szkoły - rzekł Lucjusz i na jego usta wypłynął uśmieszek, którego jego syn, odwrócony do niego plecami, nie mógł już zobaczyć.
***
Kolejny tydzień szkoły Draconowi minął zadziwiająco szybko. Niestety dla niego, za szybko. Nie zdążył bowiem wymyślić żadnego planu zaprzyjaźnienia się z Potterem, albo chociażby zbliżenia się do niego.
Dla niego ten pomysł był obłędem. Jak w ogóle jego ojciec mógł wymyślić coś takiego? Skąd mu to przyszło do głowy? Nie mógł się pogodzić z tym, że nie pracuje w ministerstwie? Przecież całkiem dobrze mu idzie handel nieruchomościami w miastach mugoli dla czarodziejów. Podobno jest całkiem dobry zbyt na tym rynku.
To czyste szaleństwo. Jeszcze gdybym miał Feliks Felicis, to co innego, ale tak sam z siebie? Musiałbym być umysłowo chory, albo mieć mózg rudzielca, żeby to zrobić.
W sumie, Draconowi także zależało na tym by oczyścić imię rodziny, ale może nie tak drastycznymi sposobami. Przecież to będzie hańba dla niego na całe życie. Nikt nigdy mu tego nie zapomni. Będzie tym, który zaprzyjaźnił się z półkrwi. Przecież tak nie może być. Jaki interes ma w tym jego ojciec?
Przez cały tydzień próbował złapać Harry’ego jak będzie sam, ale wydawało się, że ten jakby go unika, albo specjalnie nigdy nie jest sam. Przecież do tego czasu można było go zobaczyć bez obstawy, ale nie teraz. Normalnie jakby się domyślał czegoś i miał niezły ubaw z nieudolności Dracona. Ale przecież skąd on mógł to wiedzieć. Przecież to był wymysł jego ojca. Jego prywatnego, jedynego ojca.
W końcu nadeszła sobota. Draco siedział w pokoju i myślał nad tym, co by tu zrobić. Nic nie przychodziło mu do głowy. Myśli krążyły, ale nie mogły uczepić się żadnej konkretnej rzeczy. Normalnie miałby już ułożony cały plan ze szczegółami, określony na poszczególne dni, godziny, wszystkie ewentualne poprawki, albo nawet gdyby coś na szybko trzeba było zmienić. A tu? To nie jest normalna sytuacja, więc plan nie może być normalny.
Nagle go olśniło.
Pokój Życzeń!
Draco szybko podniósł się z łóżka, przebiegł przez Pokój Wspólny i wypadł na korytarz. Rzucił na siebie zaklęcie niewidzialności i bocznymi korytarzami dotarł na siódme piętro. Przeszedł trzy razy pod ścianą intensywnie myśląc nad tym, czego potrzebuje, ale drzwi się nie ukazały. Przeszedł ponownie trzy razy, ale ściana ani myślała ukazać drzwi.
Wkurzony zaczął odchodzić, ale usłyszał za sobą dziwne dźwięki, więc odwrócił się i zobaczył, że w ścianie ukazały się drzwi. Już chciał podejść, ale zobaczył, jak się otwierają i zza nich ukazuje się sylwetka Pottera. Draco szybko uskoczył za róg i obserwował poczynania swego celu.
Harry skierował się ku schodom. Zszedł nimi na sam dół i wyszedł na błonia. Zanim jednak Draco zdążył zobaczyć, w którą stronę poszedł, Gryfon założył na siebie Pelerynę Niewidkę i zniknął.
Draco kopnął z całej siły schodek wymyślając na siebie w myślach, że Potter mu uciekł. Z bezsilności udał się nad jezioro.
Pogoda był idealna, jak na początek listopada. Było nadzwyczaj ciepło, słońce świeciło. Oczywiście nie było tak ciepło jak latem, ale nie można mieć wszystkiego. Draco usiadł na piasku nad jeziorem i zapatrzył się w wodę. Wydawało mu się, że to idealne miejsce na myślenie o sobie i o tym, co się robi. Woda uspokaja. Relaksuje zmęczony umysł, pozwala zapomnieć i na chwilę odpłynąć. Zabiera ze sobą twe problemy, sprawia, że są tak małe i nie ważne pośród ogromu natury.
Draco zapatrzył się na wodę. Uśmiechnął się szeroko, wstał powoli i jakby się nad czymś głęboko zastanawiając, popatrzył w niebo. Pojawiło się na nim kilka chmur, a jedna z nich zjadła Słońce i nie chciała go oddać. Draco uśmiechnął się i ściągnął z siebie kurtkę, buty, wyjął różdżkę z kieszeni spodni i wszedł do wody nie przejmując się resztą. Jedno zaklęcie i będzie suchy.
Powoli wchodził coraz głębiej, aż w końcu nie dotykał nogami dna. Pływał już jakąś godzinę, kiedy zdecydował, że wypłynie na środek jeziora. Niebo zachmurzyło się całe i zaczął wiać nieprzyjemnie chłodny wiatr, który zwykle pojawia się w filmach grozy w najmniej spodziewanym momencie i zapowiada coś złego. Tym razem także nie przyniósł dobrych wieści. Draco rozejrzał się wesoło dookoła i już miał wracać, kiedy poczuł ukłucie bólu w lewej ręce. Pomyślał, że za chwilę przejdzie jak każde poprzednie, ale nie tym razem. Ból nasilał się z każdą sekundą nie chcąc dać za wygraną.
Tylko nie to - pomyślał z rozpaczą i zaczął szybciej płynąć, ale woda jakby była przeciwko niemu. Stała się gęsta jak smoła i ściągała go na dno. Palące niemiłosiernie ramię także nie pomagało.
Akurat teraz Lord wybrał sobie moment, żeby ich wezwać. Musi to być bardzo ważne spotkanie skoro boli aż tak mocno - przeleciało mu przez myśl, ale nie był w stanie dłużej się nad tym zastanawiać, bo jak kamień szedł na dno. Mokre ubrania dodatkowo obciążały szczupłego chłopaka. Draco próbował się uspokoić, ale kiedy zabrakło mu powietrza jego plany poszły w odstawkę. Miotał się pod wodą próbując wypłynąć, ale bezskutecznie. Obraz powoli rozmazywał się, a wokoło zalegała nieprzenikniona czerń. Ostatkiem sił otworzył oczy i zobaczył kogoś płynącego w jego stronę. Uśmiechnął się z ulgą, ale potem czerń zasłoniła wszystko.
***
Nie wiedział ile czasu przebywał w nieokreślonym miejscu, ale miał nadzieję, że niedługo. Poczuł coś na kształt czyichś ust na swoich ustach, ale nie wiedział, czy to się działo naprawdę, czy to tylko wytwór jego chorej wyobraźni.
Zakrztusił się, przewrócił na bok i zaczął wypluwać wodę zalegającą w jego płucach na swojego wybawcę. Na całe szczęście nie było jej zbyt dużo. Ten tylko zaśmiał się krótko i podniósł z miejsca. Zdezorientowany Draco popatrzył w górę i zobaczył zadowolonego z siebie Pottera. Spojrzał na niego nieprzychylnie i przypomniał sobie, że jakiś czas temu, on też szczerzył się jak wariat. To chyba to miejsce tak działało na ludzi. Przyjrzał się gryfonowi i stwierdził, że on też jest mokry. Szybko połączył fakty i z niedowierzaniem w oczach spojrzał na Złotego Chłopca. Przytknął dłoń do ust, żeby nie zwymiotować.
- Potter! - krzyknął Draco zmagając się z mdłościami. Czy ten Wkurzający Złoty Chłopiec właśnie go… um… pocałował?
- Tak? - zapytał niewinnie zielonooki diabeł.
- Czy ty… Czy ty mnie… Czytymniepocałowałeś - powiedział tak szybko, że sam nie zrozumiał jakie słowa opuściły jego usta. Przeklinał się w duchu za jąkanie i niepewność w głosie. Takie zachowanie nie przystoi Malfoy’owi. Wymierzył sobie mentalny policzek i zaczął intensywnie wpatrywać się w swojego wroga.
- Nie - odpowiedział krótko i zwięźle Potter i zaczął się obracać.
- Nie? - zapytał Draco zanim zdołał się powstrzymać.
- Nie - powtórzył i wzruszył ramionami.
- Jak to nie? - drążył Ślizgon nie mogąc w to uwierzyć. Ten Przeklęty Złoty Chłopiec kłamał w żywe oczy i nawet się nie zająknął. - W takim razie co zrobiłeś? - ciągnął dalej przesłuchanie Draco. On już się dowie, co ten Potter takiego mu zrobił. Wyprostował się dumnie, jak na Malfoy’a przystało, podniósł wysoko brodę, nawet jeżeli teraz nie wyglądało to władczo, ponieważ siedział cały mokry, po turecku na piasku przed Złotym Chłopcem, który próbował się nie roześmiać.
- Uratowałem ci życie. Nie możesz po prostu podziękować i zapomnieć? - westchnął teatralnie Harry.
- Ty. Mnie. Pocałowałeś - upierał się przy swoim Draco.
- Zrobiłem ci coś, co się nazywa usta-usta. Robi się to, kiedy ktoś się podtopił, tak jak ty, lub przestał oddychać, z każdego innego powodu - powiedział Harry do Dracona, jakby tłumaczył coś małemu dziecku. Popatrzył przez chwilę na Malfoy’a i uśmiechnął się złośliwie.
A może by tak… - pomyślał zanim się odezwał.
- I nie łudź się Malfoy. Nigdy nie pocałowałbym cię z własnej woli - powiedział dobitnie Gryfon i sięgnął po różdżkę leżącą u jego stóp na piasku.
Widocznie musiał ją tu rzucić razem z Peleryną Niewidką, kiedy biegł mnie uratować - pomyślał Draco, ale szybko pozbył się tej myśli.
Potter jednym zaklęciem wysuszył ubrania i zarzucił na siebie błyszczący materiał. Po chwili było widać jedynie jego głowę. Do Dracona dopiero teraz dotarło co powiedział Gryfon i poczuł, że się rumieni. Zezłościł się i próbował wymyślić jakąś odpowiedź, ale nie za bardzo mu wyszło.
- Co… Ja… Nigdy - powiedział i odwrócił głowę. Usłyszał śmiech Pottera, a następnie jego ciche „To dobrze” wypowiedziane jakby z lekkim smutkiem. Kiedy jednak Malfoy odwrócił głowę nie zobaczył nic na twarzy zielonookiego.
Harry jeszcze przez chwilę patrzył w jego oczy koloru burzowych chmur, potem odwrócił się i zniknął pod peleryną. Czuł na sobie wzrok Dracona, ale nie pozwolił sobie odwrócić się.
Ślizgon siedział tam przez kolejne dwie godziny, a różne myśli przelatywały mu przez głowę. Zastanawiał się, czy to uczucie pustki wewnątrz niego zostało spowodowane przez Cholernego Złotego Chłopca, czy może przez to, że przez chwilę był martwy. Oczywiście drugą opcje wymyślił tylko dlatego, żeby nie dopuścić do siebie pierwszej możliwości. Myślał nad tym, czego Lord mógł chcieć od sługusów… Siedział ze spuszczoną głową i czuł każdą kropelkę wody spływającą z włosów na kark, a następnie pod koszulkę. Tam leniwie wyznaczała drogę po żebrach, a następnie wsiąkała w materiał spodni. Inne krople będące na włosach opadających mu na twarz skapywały na ręce, które trzymał przed sobą. Obserwowanie wody oderwało na chwilę jego myśli od poczucia straty czegoś, czego może już nigdy nie odzyskać.
Dopiero po chwili do jego umysłu zaczęły docierać bodźce ze świata zewnętrznego. Poczuł lekki wiatr, który nieprzyjemnie spowijał jego ciało sprawiając, że jeszcze bardziej odczuwał zimno. Nie zwracał jednak na to uwagi. Siedział tak czekając nie wiadomo na co. Sam chyba nie wiedział.
Nagle jednak coś się zmieniło. Otworzył szeroko oczy, bo zrozumiał. Zaraz jednak jego zapał osłabł, ponieważ narodziło się więcej pytań niż odpowiedzi. Dlaczego Potter tak szybko do niego dotarł? W sumie widział go, jak wychodził ze szkoły, ale nie wiedział w którą stronę poszedł. Nie możliwe było, żeby szedł za Draco i czekał na to, co on zrobi.
Przecież to idiotyzm. A może… On też chciał się zaprzyjaźnić ze mną. To jeszcze większy idiotyzm. Więc…
Nie mogąc dość do porozumienia z samym sobą Draco wstał, chwycił swoje rzeczy leżące niedaleko niego na piasku i nie kłopocząc się wysuszeniem ubrań ruszył do swojego pokoju.
***
Przekraczając próg zamku dotarła do niego jeszcze jedna myśl, przed którą usilnie się bronił. Potter uratował mu życie. Jest winny dług życia Gryfonowi! I to w dodatku Harry’emu Potterowi! Warknął i skierował się do Pokoju Wspólnego. Stanął przed ścianą, wypowiedział hasło „Ślizgońska zawiść” i drzwi się otworzyły. Kiedy tylko do niego wszedł ujrzał Pansy siedzącą na kanapie obok Blaisa. Usłyszawszy, że przejście się zamknęło odwróciła się i jej twarz rozpromieniała, kiedy zobaczyła Dracona. Zabini wstał, ale trzymał się na uboczu, natomiast Parkinson pobiegła uściskać swojego ukochanego. Przygotował się mentalnie na zderzenie z jej magicznie powiększonym biustem, który eksponowała kiedy tylko mogła.
- Och Dracusiu! Co ci się stało? - zapytała, kiedy zatrzymała się jakiś metr przed nim. Ślizgon odetchnął z ulgą. Parkinson zmierzyła go od stóp do głów i już chciała coś powiedzieć, ale Draco ją ubiegł. Wiedział, że Mopsica nie jest zbyt inteligentna i jej pytanie pewnie brzmiałoby „ Dlaczego jesteś mokry?”
- Nic Pansy. Pływałem w jeziorze.
- W takie zimno? - przeraziła się.
- Tak. Miałem ochotę, to się wykąpałem - burknął i skierował się do swojego dormitorium chcąc wziąć zbawienną, ciepłą kąpiel, lecz drogę zastąpił mu Blaise.
- Stary, jak ty wyglądasz? - powiedział z rozbawieniem Zabini chcąc poprawić humor przyjaciela. Faktycznie Draco wyglądał jak nie on. Zwykle idealnie ułożone włosy teraz tworzyły na głowie bajzel godny Złotego Chłopca, ubrania były totalnie mokre i przyklejały się do ciała. Chyba nie będą się więcej nadawały do użytku. Buty, które niósł w ręce, były całe w piasku, podobnie jak kurtka.
- Blaise, nie mam ochoty…
- Ależ Blaise tylko się o ciebie martwi. Jako twój przyjaciel. - Pansy stanęła w obronie czarnoskórego chłopaka. Przysunęła się powoli w stronę Draco chcąc go przytulić, lecz ten się sprytnie wywinął.
- Pansy, proszę… - zaczął Draco, lecz tym razem przerwał mu Zabini.
- Ostatnio cały czas jesteś nieobecny. Zapytany, migasz się od odpowiedzi, ciągle gdzieś uciekasz, nie tylko w nocy, ale też i w dzień, przez ostatni tydzień wyglądałeś jakbyś nie sypiał i borykał się z ogromnym problemem, nie zajmujesz się Pansy, która zasługuje na trochę uwagi z twojej strony, skoro jest twoją dziewczyną. Musisz mieć na uwadze, że Parkinson jest ładna i większość chłopaków chętnie położyłaby na niej swoje ręce - powiedział Blaise tak cicho, że tylko Draco był w stanie to usłyszeć.
- Wiesz co? Nie wiem kto ci takich bzdur nagadał, ale Pansy nie jest moją dziewczyną. To, że ona się do mnie klei, to tylko i wyłącznie jej sprawa - mówiąc powoli zbliżał się do przyjaciela, a jego głos zmieniał się w groźny syk, im bardziej robił się zły. - Jakbyś jeszcze nie wiedział jestem gejem. Wydawało mi się, że od tej słynnej nocy w zeszłym roku, już wszyscy o tym wiedzą, ale najwidoczniej myliłem się co do inteligencji i przebiegłości Ślizgonów - dokończył nachylony do ucha Zabiniego. Ten w odpowiedzi tylko wzdrygnął się i przepuścił Draco.
- Dziękuję - mruknął Malfoy idąc do swojego pokoju.
Wszedł do dormitorium i zamknąwszy za sobą drzwi oparł się o nie. Nie miał siły się z nikim kłócić. Chciał tylko spokoju. Podszedł do szafy, wyjął z niej pierwsze lepsze ciuchy i szybko się w nie przebrał. Następnie podszedł do nocnej szafki i po chwili grzebania w niej, wyciągnął paczkę papierosów. Wyjął jednego i odpalił go różdżką. Zaciągnął się głęboko i przez chwilę trzymał dym w płucach. Zaczął się odprężać.
Zaraz jednak powrócił myślami do wydarzeń nad jeziorem. Uzmysłowił sobie także, że stracił tak idealną sposobność na zgodę z Gryfonem. Zaklął głośno ze swojego roztrzepania i nieuwagi. Miał ku temu tak idealny moment! Nie wiadomo kiedy następnym razem zdarzy się taka okazja. Ojciec go zabije, jak wezwie go jutro, a on powie, że nie udało mu się nic zrobić przez cały tydzień! A jak się dowie o tym, co się dzisiaj zdarzyło i że tego nie wykorzystał…
Po wypaleniu połowy papierosa usłyszał pukanie do drzwi. Nie spodziewał się dzisiaj gości. Z papierosem w ustach poszedł otworzyć drzwi. Uchylił je lekko i zobaczył twarz Zabiniego.
- Mogę? - zapytał niepewnie.
- Po co? - odparł.
- Chciałem pogadać - spróbował otworzyć szerzej drzwi, ale Draco mu na to nie pozwolił.
- Pogadać powiadasz… - Blondyn zaciągnął się papierosem i otworzył szeroko drzwi.
Kiedy Blaise wszedł momentalnie je zamknął na zamek i usiadł na łóżku. Wpatrywał się z nieprzeniknioną miną w przyjaciela. Sięgnął po poduszkę i położył ją sobie na kolanach.
Blaise stał opierając się o półkę nad kominkiem z lubieżnym uśmiechem i śledził każdy ruch Dracona.
- Więc gadaj - zachęcił Blaisa Draco.
- Tak właściwie… to nie przyszedłem, żeby gadać… - Zabini mrugnął do niego zalotnie.
Draco przyjrzał się Blaisowi. Był przystojny, ale Malfoy nigdy nie patrzył na niego jak na możliwego kochanka. Zdecydowanie uważał Zabiniego jedynie za swojego przyjaciela, z resztą on, jak wiele innych chłopaków, uganiał się za Pansy.
Blondyn miał tak zły humor, że miał ochotę zabawić się nawet kosztem swojego przyjaciela. Zmrużył oczy i spojrzał na Blaisa.
- Och, wiec po to przyszedłeś? - przeciągał głoski w Malfoy’owski sposób i spojrzał na przyjaciela.
- A po co innego? - zapytał Blaise. - Gdybym wiedział wcześniej, że gustujesz w chłopakach, to bym przyszedł. Bylibyśmy już najsławniejszą parą w szkole. Wszyscy by o nas mówili, każdy by się za nami oglądał. A wiesz dlaczego? Wszyscy byliby pod wrażeniem tego, że okiełznałem taką bestię jak ty. Draco, nawet nie zdajesz sobie sprawy ile razy słyszałem, jaki to dobry jesteś w łóżku… Chcę się przekonać na własnej skórze, jaki jest Książę Slytherinu… - mówiąc to Blaise coraz bardziej zbliżał się do Dracona siedzącego na łóżku. Czarnoskóremu zostało jeszcze jakieś dwa metry do blondyna. - Zdziwiony? Jak zobaczą nas razem, to połowa szkoły będzie zawiedziona, że ich Smok jest gejem, ale dla drugiej połowy, będzie to okazja do wymyślania nowych plotek… - Blaise skończył mówić stojąc tuż przed blondynem. 
Malfoy podniósł lekko głowę i popatrzył rozbawiony na Blaisa. Stał on w nonszalandzkiej pozie z rękami w kieszeniach i patrzył na niego. Draconowi zrobiło się go po prostu żal. Podniósł ręce z poduszki i położył je na biodrach przyjaciela. Wstał powoli ocierając się o niego. Blaise przymknął powieki na chwilę, a kiedy je otworzył patrzył w piękne, oczy koloru burzowych chmur.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. Ja miałbym nie wiedzieć, że ktoś, coś o mnie mówi? Chyba zapomniałeś z kim masz do czynienia… Ale wybaczę ci to. Jako mój przyjaciel powinieneś jednak, mimo wszystko, poinformować mnie, o co ciekawszych plotkach. Pośmialibyśmy się razem, a może parę wymyślili, żeby ubarwić historię moich podbojów miłosnych. Hmm? Co ty na to? Ale to też ci wybaczam. Kiedy już wszystko sobie wyjaśniliśmy, to możemy przejść do przyjemniejszej części wieczoru - powiedziawszy to połączył ich usta w gorącym pocałunku. Rękami przycisnął biodra Blaisa do swoich. Żaden nie chciał odpuścić. Draco upadł na łóżko pociągając Zabiniego na siebie, a następnie odwrócił ich tak, że to on leżał na drugim chłopaku. Ten zaczął rękoma błądzić po ciele Dracona próbując znaleźć jego wrażliwe punkty. Niebezpiecznie szybko zbliżał się do guzika jego spodni, ale w ostatniej chwili Draco złapał go za nadgarstki i zdecydowanym ruchem położył je nad jego głową.
- Nie tak szybko... - wydyszał w jego usta. - Skoro to ja jestem Księciem... - powiedział spokojniej puszczając nadgarstki Zabiniego i przenosząc swoje ręce na pasek jego spodni. Bez problemu uporał się z guzikiem i poczuł jak Blaise podnosi biodra w geście zniecierpliwienia. Draco potrząsnął smutno głową i kładąc ręce na biodrach, przycisnął je do materaca uniemożliwiając przyjacielowi jakiekolwiek ruchy. Draco popatrzył mu w oczy i westchnął. Podniósł się do pozycji siedzącej i popatrzył na Zabiniego z góry.
- Zachowujesz się gorzej niż dziwka. Wszedłeś mi do łóżka, jak tylko dowiedziałeś się, że jestem gejem. Myślałeś, że co? Że po tej nocy stanę się twoim chłopcem na posyłki? Że jeżeli dam ci się przelecieć, to znaczy, że mnie okiełznałeś? Wolałbym pieprzyć Pottera, niż takie ścierwo jak ty - mówił to spokojnie, nie podnosząc głosu. Widział strach w oczach byłego? Tak, byłego przyjaciela. - Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, ale myliłem się. Przecież wiem, że nie jesteś gejem. Latasz za Pansy od drugiej klasy. Udajesz, że nie, ale ja to widzę. A dlaczego? Bo jestem twoim przyjacielem, a raczej nim byłem. Tak jak ty dla mnie. Nie chcę na ciebie patrzeć. Wynoś się! - ostatnie słowa wykrzyczał w zaskoczoną twarz Blaisa. Nawet nie wiedział kiedy się do niego nachylił. Ten tylko rozejrzał się zdezorientowany, ale kiedy zobaczył wściekłość na twarzy Draco wolał nie ryzykować. Blondyn tak rzadko okazywał jakiekolwiek uczucia… Postanowił opuścić pomieszczenie bez jakichkolwiek apelacji. Wstał, zapiął spodnie, żeby mu nie spadły i ze spuszczoną głową czym prędzej wyszedł, zamykając za sobą cichutko drzwi.
Draco zaczął nucić ulubioną piosenkę. Położył się na plecach na łóżku i zamknął oczy chcąc całkowicie się skupić na muzyce. Nawet nie wiedział kiedy zaczął śpiewać.
„Do you know what's worth fighting for?
When it's not worth dying for?
Does it take your breath away?
And you feel yourself suffocating?
Does the pain weigh out the pride?
And you look for place to hide?
Did someone break your heart inside?
You're in ruins...”*
Powoli zapadał w sen, kiedy nagle jakiś hałas go rozbudził. Podniósł głowę i spojrzał w kąt pokoju, z którego dochodził ten niezidentyfikowany dźwięk. Jednak nic więcej się nie stało, więc opuścił głowę i zamknął oczy. Znowu był na granicy snu, kiedy hałas się powtórzył. Wstał pośpiesznie z łóżka i podszedł do tego miejsca. Nic tam nie było. Wiedziony instynktem wyciągnął rękę i napotkał opór. Niezmiernie zdziwiony zacisnął palce i pociągnął materiał w dół. Jego oczom ukazał się zadowolony Harry Potter.

______________________________________________________________

*"Czy wiesz, o co warto walczyć?
Kiedy nie warto umierać?
Czy to Ci zapiera dech w piersiach?
I czujesz, że się dusisz?
Czy ból waży na Twej dumie?
I szukasz miejsca do ukrycia?
Czy ktoś złamał Ci serce?
Jesteś w rozsypce ... "
Green Day „21 guns”


____________________________________________________________________________
Co sądzicie o rozdziale?
Jak myślicie, co się wydarzy dalej?
Następny rozdział za dwa tygodnie!
Do zobaczenia!
Draco Dormiens