niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 2.

Rozdział 2. "Druga strona medalu."

Głupi, głupi, głupi!!! - krzyczał w myślach Harry idąc do Pokoju Wspólnego. Dlaczego po raz kolejny dałem się sprowokować? To miał być przełom w naszej nienawiści! A teraz znowu będzie tak samo, albo nawet gorzej. Wrr... Dlaczego to zawsze muszę być ja?
W końcu dotarł pod Portret Grubej Damy i po wypowiedzeniu hasła wszedł do środka. Nie wiedzieć kiedy został porwany do pokoju Hermiony i usadzony na fotelu, jakby był szpiegiem, którego należy przesłuchać. Istotnie po pierwszym pytaniu poczuł się przesłuchiwany.
- Gdzie byłeś? - zapytała ostro, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Nad jeziorem - odpowiedział spokojnie, czym wybij ją z rytmu.
- Tak? - zapytała zdezorientowana i popatrzyła na niego dziwnie.
- No - burknął i podniósł się z miejsca.
- Co myślisz, że robisz? - zapytała łapiąc go za ramie i ciągnąc z powrotem na siedzenie.
- Chcę wyjść, umyć się i ogarnąć, a co?
- Nigdzie nie idziesz! - krzyknęła i usiadła na nim okrakiem.
- Och, Hermiono - mruknął i położył ręce na jej udach i zaczął powoli przesuwać je w górę i w dół.
- Harry - jęknęła i złapała go za dłonie, kiedy były na biodrach. - Nienawidzę, kiedy tak robisz - nachyliła się i warknęła z ustami przy jego uchu.
- Wiem, ale zazwyczaj działa - szepnął i odsunął się lekko, żeby połączyć ich usta.
Smakowała cytryną i maliną. Całowała lekko, jak motyl muskający skrzydełkami. Zawsze tak zaczynała. Niewinnie, jakby robiła to pierwszy raz. Spokojnie, jakby chciała zatonąć, a przy okazji pociągnąć go za sobą. Nagle, nie wiadomo kiedy, zmieniała się z małego, bezbronnego motylka w groźną pumę, która w każdej chwili, za jeden zły ruch, jest w stanie pożreć cię bez obgryzania kości z mięsa. Jeszcze bardziej przylgnęła do niego nie pozostawiając ani milimetra wolnego miejsca między nimi. Objął ją w pasie, podniósł i zaniósł na łóżko. Położył ją ostrożnie, a ona pociągnęła go na siebie nie przejmując się niczym dookoła. Złapała jego koszulkę na plecach i pociągnęła, a ona z trzaskiem pękła i rozdarła się na całej długości. Harry warknął w jej usta, a ona zaśmiała się i przyciągnęła go do siebie wcześniej wyciągając resztę koszulki spomiędzy nich.
Harry po chwili poczuł jej paznokcie przejeżdżające mu po plecach. Pozostawiły one równoległe, czerwone kreski.
Jak zwykle - pomyślał i oparł się na łokciach obok jej głowy. Popatrzył na nią z góry i uśmiechnął się na widok jej zdezorientowanej miny.
- Co…? - zapytała lekko nieprzytomnie, a on spojrzał w jej zamglone z pożądania oczy. Po raz kolejny utonął w nich bez reszty. Pochylił się i musnął ustami zarys jej szczęki, powiódł nimi po obojczyku, na co Hermiona zareagowała odchyleniem głowy i zadowolonym mruknięciem.
Jego ręce błądziły po krzywiznach jej ciała. Badały ją kawałek po kawałku pragnąc kolejny raz ją odkryć tak, żeby nie miała przed nim tajemnic. Pochylił się nad jej brzuchem i zębami złapał koszulkę. Zaczął ją ciągnąć w górę, a Hermiona wygięła się umożliwiając mu jej ściągnięcie. Uśmiechnął się i powrócił nad brzuch. Pochylał się powoli oddechem muskając nagą skórę. Dmuchał na nią, pod wpływem czego drgał lekko. Kiedy zbliżył się dostatecznie polizał okolice pępka, a z góry usłyszał zniecierpliwione sapnięcie. Hermiona spięła się, ale gdy poczuła mokry język wodzący po jej ciele rozluźniła się lekko i czekała na rozwój wydarzeń.
***
Jakiś czas później leżeli wtuleni w siebie ciesząc się swoim towarzystwem. Harry szeptał jej miłe słówka, a jednocześnie pieścił jej ucho ciepłym oddechem.
Hermiona leżała wykończona, a oczy zamykały jej się sennie. Słyszała kojący głos Harry'ego i czuła jego oddech na szyi. Była spokojna i czuła się bezpiecznie.
Jedna myśl jednak nie dawała jej spokoju.
Nie są z Harrym parą, bo ona kocha kogoś innego, a Potter jest wolnym strzelcem. Wśród jego kochanków byli Ślizgon, Krukon, dwóch Puchonów, ale także dwie Ślizgonki i Puchonka. Tak, Harry jest bi. Uważa, że to znacznie ułatwia życie.
Mimo wszystko jednak się o niego martwiła. Widzi jego smutek, kiedy on nie patrzy, czuje jego potrzebę bliskości i czułości, której nigdy nie zaznał. Martwi się o niego, ale on nie chce tego słuchać. Uważa, że tak jest lepiej i bezpieczniej, że ludzie ranią, a on już został kiedyś przez kogoś zraniony i nie potrafi do końca zaufać. Jedyną taką osobą, której ufa bezgranicznie jest właśnie Hermiona. Jej powie wszystko, nie wstydzi się przy niej płakać. Choć nie chce się do tego przyznać, potrzebuje miłości. Bezwarunkowej, szczerej, odwzajemnionej miłości, która naprawi w nim to, co spaczone. Osoby, która wybaczy mu jego wybuchy złości, pomoże ukoić nerwy, przytuli bez pytania o powód smutku, pocieszy, wyjaśni, będzie. Niestety ona nie jest w stanie mu tego dać. Stara się, ale nie jej Harry potrzebuje. Traktuje ją jak przyjaciółkę i kochankę, ale nic więcej. Ona nie jest zła, ani smutna. Nie jest też zawiedziona. Ani trochę. Martwi się i boi o niego. Traktuje go jak brata. I tak ma zostać na zawsze.
***
- Hermiona! - głos dobiegający zza drzwi w akompaniamencie głośnych uderzeń w drewno w końcu otrzeźwił brązowowłosą dziewczynę zawiniętą w plątaninę rąk i nóg. Podniosła rozczochraną głowę i popatrzyła dookoła brązowymi, zaspanymi oczami. W końcu napotkała szmaragdowe spojrzenie chłopaka leżącego z nią w łóżku. Nachyliła się i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek.
- Cześć - szepnęła i odsunęła się widząc, że jego ręka wędruje w okolice jej szyi. Potrząsnęła głową i wskazała drzwi. - Dobija się - mruknęła nieszczęśliwa i zawinięta w narzutę wstała i poszła do łazienki.
Harry został sam ze swoimi myślami, które po każdej takiej nocy atakowały jego umysł. Nie potrafił pozbyć się wyrzutów sumienia, że wykorzystuje swoją przyjaciółkę, ale ona najwyraźniej nie miała nic przeciwko takiemu obrotowi sprawy przy każdym razie kiedy zaczynali się całować. Potrząsnął smutno głową i usiadł spuszczając nogi poza łóżko. Westchnął ciężko, bo nie mógł się ze sobą pogodzić. Wyrzuty sumienia jak i szczęście rozchodzące się po jego ciele ciepłą falą walczyły ze sobą o dominację. Nie wiedział co jest lepsze. Kochanie się z Hermioną, a jednoczesne szczęście i wyrzuty sumienia, czy niekochanie się z Hermioną, a brak wyrzutów sumienia i brak choć tego ulotnego ciepła przynależności do kogoś. Zdecydowanie wolał tą pierwszą opcję. Może był egoistą, ale kochał Hermionę jak siostrę, a ona go jak brata. Na pewno nie miała mu tego za złe, bo by mu powiedziała, prawda? Wspomniała by coś, albo go nie prowokowała.
On był tylko słabym chłopakiem, który potrzebuje kogoś. Potrzebuje miłości, ciepła, zaufania, a to wszystko, jak na razie, może znaleźć tylko u Hermiony. Czasem ma wrażenie, że jest w szkole ktoś bardzo podobny do niego. Z problemami, koszmarami, pragnieniem bliskości i szczęścia tak silnym, że zżera go od środka bez reszty. Kogoś totalnie różnego od Harry'ego, a jednocześnie z duszą tak podobną, że niemal taką samą jak jego. Można by powiedzieć, że kiedyś byli jedną osobą, którą ktoś dla zabawy podzielił na dwa ciała, żeby taka wspaniałość się nie zmarnowała.
Harry uśmiechnął się do swoich myśli. Musiał jednak przestać rozmyślać, bo walenie do drzwi się powtórzyło, tym razem jeszcze bardziej natarczywe. Towarzyszyły mu też zdesperowane krzyki. Głos zdecydowanie był męski i Harry domyślił się kto to mógł być. Ron.
No to mały problem. Ron nie mógł się dowiedzieć, że spędzili razem noc.
Harry zerwał się z łóżka, zgarnął wszystkie rzeczy z ziemi i wpadł do łazienki dokładnie w chwili, kiedy Ron użył zaklęcia i wszedł do pokoju Hermiony.
- Hermiona! - krzyknął rudzielec, ale kiedy usłyszał szum wody lekko się uspokoił i usiadł na fotelu.
Harry ubrał spodnie, zaklęciem naprawił rozdartą koszulkę, wciągnął ją przez głowę i stanął pod ścianą. Z łazienki nie było żadnego innego wyjścia. Wpadł w panikę.
A jeżeli Ron się dowie? Obedrze mnie ze skóry i poćwiartuje na małe kawałeczki. Ja miałem umrzeć bohatersko! To się nie może tak skończyć! Dlaczego nie wziąłem ze sobą peleryny niewidki?!
Mógłby się tak przeklinać jeszcze cały następny dzień, ale musiał coś szybko wymyślić, jeżeli chciał żyć.
W tej chwili kątem oka zobaczył burzę brązowych włosów. No tak. Przecież był u Hermiony razem z nią. Mogła zabrać ze sobą Rona, a on wyjdzie później bez żadnych problemów.
Uspokojony spojrzał na Hermionę, która spoglądała na niego podejrzliwie zawinięta w ręcznik.
- Co...? - zaczęła mówić, ale Harry powstrzymał ją gestem ręki.
- Twój ukochany czeka za drzwiami - wyszeptał podchodząc do niej powoli.
Położył jej ręce na biodrach i przyciągnął ją do pocałunku.
- Wiesz, że jak by tu teraz wszedł, to byś nie żył? - wyszeptała Hermiona po chwili.
- Wiem - westchnął i odsunął się od niej z przepraszającą miną. - Po prostu... - westchnął znowu i odwrócił się tyłem, żeby nie widziała wyrazu jego twarzy.
Chyba chciała coś powiedzieć, ale krzyk "Hermiona!" skutecznie ją powstrzymał.
Harry stanął w kącie za drzwiami, żeby nie było go widać, a Granger wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi od pokoju mając uśmiech na twarzy, a na ustach wesoły okrzyk "Ron!".
***
Harry usiadł pod ścianą i starał się nie słuchać rozmowy przyjaciół. Jak zwykle Ron przesłuchiwał ją czemu tak długo spała, co robiła w nocy i inne takie bzdety. Potem standardowo powyznawali sobie miłość, pościskali się, pomlaskali i poszli na śniadanie, dzięki czemu Harry miał wolną drogę do wyjścia. Odetchnął głęboko i wstał. Podszedł do drzwi łazienki i już miał sięgnąć do klamki kiedy za jego plecami rozległo się chrząknięcie. Powoli odwrócił się i staną twarzą w twarz z lustrem.
- No nie. Tylko nie to - westchnął i stanął przed taflą.
- Myślałeś, że się wymkniesz? - zapytało lustro.
- Szczerze mówiąc, to tak - odparł Harry i założył ręce na piersi.
- To ci się przystojniaczku nie udało - powiedziało szczęśliwie lustro.
Za każdym razem, kiedy Harry był u Hermiony w łazience, to lustro brało sobie za punkt honoru go wkurzyć i lekko upokorzyć. Czasem jednak, kiedy miało lepszy humor droczyło się z nim tylko i poprawiało mu humor. Dzisiaj zapowiadało się na szczęśliwe zakończenie.
- Co masz mi kochaniutkie do powiedzenia? - zapytał z odpowiednią dozą sarkazmu.
- Och, może to, że twoja ukochana Hermiona przespała się z tym obleśnym rudzielcem?
- Ale co mnie to może obchodzić? - odparł Harry wzruszając ramionami.
- No nie wiem. Może to, że jeżeli ją kochasz, to powinieneś walczyć? - zapytało zdziwione i zafalowało.
- Ale ja ją kocham jak siostrę! I nie chcę z nią być. Ona kocha tego rudzielca i nic mi do tego. To, że ja z nią sypiam, to nie znaczy, że się kochamy. Broń boże jej nie wykorzystuje - zaprzeczył przewidując, że lustro ma zamiar coś powiedzieć. - Jesteśmy... - zaciął się nie wiedząc co powiedzieć. Postanowił zamilknąć. Odwrócił się i wyszedł z łazienki nie oglądając się więcej.
***
Wielka Sala huczała od rozmów. Harry usiadł na swoim stałym miejscu, z którego miał idealny widok na stół Ślizgonów i Dracona Malfoy’a, który nie wyglądał jakby wczoraj stoczył bójkę. Tak właściwie, to patrzył on wprost na Harry’ego z chęcią mordu w oczach, a Potter nie pozostawał mu dłużny.
- Hej, Harry - szepnął mu na ucho Ron. - Czy mi się wydaje, czy wy się chcecie z Malfoy’em pozabijać wzrokiem?
- Tak jakby - odparł, nie spuszczając wzroku ze Ślizgona.
- Dobrze, ale mógłbyś mu przy okazji obić tę twarzyczkę pięścią? - zapytał słodko i złapał ręce Hermiony, która próbowała zasłonić mu usta ręką jednocześnie sztyletując wzrokiem. - Och Hermi… - westchnął rudzielec. - Przecież to Malfoy… - powiedział jakby to wszystko wyjaśniało.
Harry zignorował ich dalszą rozmowę, za to skupił się na Ślizgonie. On też nie spuszczał wzroku z Harry’ego. Zupełnie jakby próbował czytać mu w myślach. Potter potrząsnął głową chcąc pozbyć się wszystkich myśli. Oparł głowę na ręce i spojrzał uważniej na to, w co jest ubrany Draco. Zwykła szata szkolna, jednak miała inny odcień zieleni, niż u reszty Ślizgonów. Spod szaty wystawał kołnierzyk śnieżno białej koszuli. Krawat był idealnie zawiązany. Spojrzał z powrotem na twarz Malfoy’a, który także uważnie studiował jego ubiór. Po chwili znowu zwarli się spojrzeniami. Burzowe chmury przeciwko mocy zielonego promienia Avady. Żaden nie chciał odpuścić, żeby nie okazało się, że jest słabszy. Harry mruży lekko oczy, Malfoy odwzajemnił gest. Harry prostuje plecy, Malfoy także zmienia pozycję. Walka dwóch zwierząt, dla których reszta świata nie istnieje.
Nagle coś się zmienia w twarzy Malfoy’a. Jest to anomalia w zwykle idealnej postawie Ślizgona, czy tylko odwzajemnienie grymasu na twarzy Gryfona. Nie wiadomo i najprawdopodobniej nigdy się nie dowie, ponieważ po chwilowej skazie nie ma śladu. Harry lekko zdezorientowany zezuje na boki, ale nie zobaczywszy nic z powrotem zerka na stół węży, przy którym nie ma już Dracona Malfoy’a. Ulotnił się w dosłownie jedną sekundę.
Harry zaklął cicho i poderwał się od stołu. Odprowadzany zdziwionymi spojrzeniami przyjaciół i kolegów z domu wyszedł przez drzwi i zniknął w cieniu korytarza.
***
Błądził po korytarzach chyba z pół godziny nie przejmując się tym, że za chwilę rozpoczyna się pierwsza lekcja. Biegał po schodach, aż w końcu pomyślał o zaklęciu śledzącym. Wyjął różdżkę z rękawa i szepnął zaklęcie. Niebieska smuga wystrzeliła z różdżki i niczym lina prowadziła go do celu. Kończyła się przed drzwiami prowadzącymi do nieużywanej sali lekcyjnej. Zakradł się pod same drzwi i przyłożył ucho do drewna. Nie usłyszał nic poza ściszonym oddechem. Już chciał odpuścić nim go ktoś zobaczy, ale usłyszał głośne uderzenie. Odskoczył i w odruchu chwycił różdżkę pewnym uchwytem. Ponownie podszedł do drzwi, ale stojąc tam przez kolejne pięć minut i nie usłyszawszy nic dziwnego odpuścił i powlókł się korytarzem do sali zaklęć na pierwszą, w tym dniu, lekcję.
***
Zaklęcia latały dookoła niego zupełnie bez składnie nie osiągając żadnego zamierzonego celu. Najpierw miała zostać rozbita waza, ale zaklęcie nieopacznie trafiło w stojące w rogu sali lustro. Uderzone zaklęciem rozprysło się na tysiące kawałków mniejszych i większych, które pod wpływem siły uderzenia poleciały w stronę stojącego jakieś trzy metry od lustra chłopaka raniąc jego twarz i ręce. Mężczyzna zamknął odruchowo oczy, lecz otworzył je kiedy szum ustał. Chłopak syknął i poczuł coś ciepłego spływającego po policzku. Podniósł rękę do twarzy i przesunął nią po policzku. Popatrzył z niedowierzaniem na czerwone od krwi palce. Opuścił rękę i zacisnął pięści. Zamknął mocno oczy i poczuł opuszczającą go ponownie magię. Chwilę później usłyszał trzask, a potem huk upadających na ziemię połamanych krzeseł, stołów i stojącej wcześniej w rogu szafy pełnej kurzu. Nie będąc w stanie utrzymać się na nogach osunął się na ziemię.
***
- Harry! Harry!
Hermiona od dobrych kilku minut próbowała zwrócić na siebie uwagę swojego kolegi. Niestety bezskutecznie.
- Hej! Stary! - spróbował Ron, również z marnym skutkiem.
- Hermi, jak myślisz? Co mu jest? - zapytał rudzielec przyjaciółki odwracając się do niej.
- Nie wiem Ron. Cały dzień tak się zachowuje. Obawiam się, że to ma związek z Malfoy’em.
- Z Fretką?! - nie dowierzał Ron i ponownie spojrzał na pogrążonego w zadumie przyjaciela.
Od dobrych dwudziestu minut siedzieli w Wielkiej Sali na obiedzie i próbowali zwrócić na siebie uwagę Harry’ego, który zdawał się nie dostrzegać gdzie się znajduje, a już tym bardziej z kim i po co.
Nic nie zjadł, nawet nic nie nałożył sobie na talerz. Było to tym bardziej dziwniejsze dla Rona, który bez jedzenia nie wyobrażał sobie życia.
Nagle Harry lekko się ożywił, otworzył szerzej oczy i zaczął śledzić chłopaka o platynowych włosach, który właśnie wszedł do Wielkiej Sali i kierował się do swojego stołu.
Draco usiadł na swoim miejscu i spojrzał na wręcz szczerzącego się Pottera. Z pobłażliwością malującą się w oczach pokiwał z politowaniem głową i spojrzał na swój talerz.
Harry dopiero teraz rozejrzał się dookoła i uświadomił sobie jaki jest głodny. Rzucił się wręcz na sałatkę i nie kłopocząc się przekładaniem jej na talerz, zaczął jeść ją prosto z miski.
- Harry! - syknęła Hermiona widząc poczynania przyjaciela, ale kiedy spojrzał na nią z przepraszającym wyrazem twarzy i kawałkiem sałaty wystającym spomiędzy zębów, machnęła ręką i darowała sobie pouczenia.
Harry natomiast był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Gdyby się jednak głębiej zastanowić, było to bardzo irracjonalne uczucie. Irracjonalne i głupie. Tym bardziej głupie, że szczęście płynęło z zobaczenia przemądrzałej, arystokratycznej, zadufanej w sobie, boskiej, przystojnej, mleczno białej, idealnie alabastrowej twarzy fretki…
Zaraz, zaraz… Boskiej?! Przystojnej?! Mleczno białej?! Idealnie alabastrowej?! To nie miało tak iść! Nie ważne.
Co mu odbiło? Sam nie wiedział.
Po zjedzeniu połowy sałatki i odzyskaniu humoru całkowicie, znowu spojrzał w stronę Ślizgonów. Stwierdził ze zdziwieniem, że w wyglądzie Draco jest coś mocno nie w porządku. Przyjrzał się jego ubraniu. Niby to samo, ale koszula była jakby bardziej szara niż ta z rana. Szata bardziej zielona, włosy inaczej ułożone, bardziej zmierzwione, jakby właściciel przeczesywał je nerwowo ręką. I twarz. Odcień skóry nie pasował do odcienia skóry na rękach. A zawsze Draco szczycił się swą nienaganną skórą właśnie na rękach i twarzy.
Nagle Harry’ego olśniło. Zaklęcie maskujące ma takie efekty. Jeżeli ktoś się spieszy i nie dokładnie nałoży zaklęcie, to kolor skóry może się różnić nawet o kilka odcieni. Normalnie było by to niezauważalne, ale dla wprawnego obserwatora różnica wydawała się kolosalna.
Jedno pytanie nie dawało Harry’emu spokoju. Co takiego musiało się stać, że Draco używa zaklęcia maskującego?
_________________________________________________________________________________
Jest i drugi rozdział.
Jak wam się podoba?
Jak myślicie, co się stało Draconowi?
Postaram się kolejny rozdział zamieścić w przyszły weekend, ale nic nie obiecuję.
Miłego tygodnia!
Draco Dormiens

3 komentarze:

  1. Witam,
    och, Harry jest wolnym strzelcem czegoś takiego się nie spodziewałam, coś mi się wydaje, ze Draco jest jego drugą częścią duszy, no i właśnie co Draco robił w tamtej sali i czemu się poranił...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! Mam tempo :D Już drugi rozdział ci komentuję, mam nadzieję, że mnie jeszcze nie znienawidziłaś p.q Jestem Grammar Nazi i wiem o tym ^^"
    Od razu przechodzę do błędów :P
    Po pierwsze: literówka w zdaniu "[…] czym wybij (?!) ją z rytmu". Powinno być chyba "wybił" ;)
    I u nastąpił szok! Czytałem kiedyś kilka opowiadań, w których Harry nie jest wcale tak dobry, jak wszyscy myślą i jakoś nigdy nie było to dla mnie zaskoczeniem, ale w tym przypadku tak! Jeśli chciałaś osiągnąć taki efekt, to ci się udało (albo ja jestem po prostu naiwny).
    Ale krew mnie zalewa, gdy widzę, że - zazwyczaj właśnie po seksie - jedna ze stron traktuje drugą jak rodzeństwo. Czytuję czasem fiki ze związkami kazirodczymi, ale temu schematowi mówię absolutne "NIE!" >…<
    "Nie" z przymiotnikami piszemy łącznie, tak samo "nieważne".
    Progress, brawo! O wiele mniej błędów niż w poprzednim rozdziale. I do tego ciekawsze. Nie, to złe określenie. Ten rozdział jest... inny. W żaden sposób gorszy, ale po prostu inny. Ale podobał mi się już mniej (sorry! Q.Q)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    och, Harry okazuje się wolnym strzelcem, czegoś takiego się nie spodziewałam, wydaje mi się, że Draco jest jego drugą częścią duszy, no i właśnie co Draco robił w tamtej sali? i czemu właśnie się poranił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń