Rozdział 3. "Nieoczekiwany rozwój wydarzeń..."
Wieczór w pokoju
wspólnym Slytherinu był niezwykle spokojnym czasem. Szczególnie podczas trwania
tygodnia szkolnego. Wszyscy młodsi uczniowie odrabiali swoje, ewentualnie
starszych kolegów, prace domowe, a ci siedzieli na niezwykle wygodnych kanapach
przed kominkiem i rozmawiali. Brakowało wśród nich tylko jednej osoby, która
wprowadzała odpowiedni nastrój do towarzystwa. Otóż brakowało Dracona Malfoy’a.
Nikt nie wiedział,
gdzie podziewa się ich prefekt. Nie było go na lekcjach, na obiedzie pojawił
się chichy i jakby nieobecny. Nawet Pansy dała mu dziś spokój.
Oczywiście nikt nie
śmiał się spytać, bo skończyłby na ścianie po oberwaniu paskudną klątwą. Draco
nie był osobą wylewną, tym bardziej wyrozumiałą, jeżeli ktoś za bardzo
interesował się jego życiem prywatnym. Bardzo tego nie lubił. Nikomu to jednak
nie przeszkadzało. Każdy wiedział o nim i o jego życiu tyle, ile Draco chciał,
żeby wiedział. Jedni znali go lepiej inni gorzej, ale w takim stopniu, że nie
narzekali. Nie było im to potrzebne do szczęścia.
Jednak kiedy
przychodziły takie dni, każdy marzył o tym, by znać Dracona troszkę lepiej,
albo w ogóle cokolwiek o nim wiedzieć. Cokolwiek, co pomogło by się zorientować
gdzie teraz jest, co robi, kogo morduje, albo czy sam nie chce popełnić
samobójstwa.
***
W dalekiej i ciemnej
części zamku, do której od dawna nikt nie zaglądał, siedział na oko
szesnastoletni chłopak. Siedział bez ruchu od czasu do czasu jedynie
oddychając. Była to jedyna oznaka tego, że jeszcze żyje.
Siedział i rozmyślał.
Rozmyślał i marzył, czego nie robił od dobrych kilkunastu lat. Coś czego oduczyli
wychowujący go ludzie. Coś czemu niekoniecznie chciał się oddawać, bo
powodowało ból. Ból po straconym na zawsze dzieciństwie. Dzieciństwie, które
odebrano prawie po samych narodzinach. Narodzinach, które zdaniem rodziców
przyszły zbyt późno. Zbyt późno, bo teraz chodzi do szkoły z NIM. Nim, który
niszczy wszystko co napotka na swej drodze. Drodze, którą ma wyłożoną od małego
kwiatkami i poduszeczkami. Poduszeczkami, które chronią chodzącą katastrofę.
Katastrofę, która ma uratować czarodziejski świat. Świat, który chyli się ku
zagładzie. Zagładzie, która nieuchronnie się zbliża. Zbliża się, bo zbliża się
ON. Potwór, uzurpator, samozwańczy władca świata. Świata, którego nie da się
uratować bez NIEGO. Niego, który niszczy od pierwszego spotkania Ślizgona.
Ślizgona z krwi i kości od pokoleń. Pokoleń nieskażonych krwią mugoli i szlam.
Szlam, z której urodzony jest ON. Zbawca świata, Wybraniec, Złoty Chłopiec.
Chłopiec, który jest nadzwyczaj upierdliwy. Upierdliwy i nie znośny, ściągający
całą uwagę Dracona. Dracona, którego nigdy nic nie interesowało, bo miał
wszystko. Wszystko czego pragnął i czego nie chciał. A teraz o dziwo chciał
Złotego Wkurzającego Chłopca, którego nie potrafił usunąć z umysłu.
Powracającego jak bumerang, niedającego się zapomnieć. Natrętnego,
rozczochranego, o złym guście. Po prostu marzył o nim. Pierwszy raz marzył o
czymś konkretnie i o dziwo mu się to podobało.
***
Cholerny, zadufany w
sobie, Ślizgon! Biała, wijąca się, fretka. Malfoy, Śmierciożerca, arystokrata,
wywyższający się, skończony kretyn!
Harry przeklinał na
czym świat stoi, że dał się wkręcić z sprawę Malfoy’a. Pluł sobie w brodę, że w
ogóle zaczął się nim interesować. Ba, że w ogóle zwrócił na niego swą uwagę!
Przecież to nie dorzeczne. Gryfon, fakt, że miał być Ślizgonem niczego nie
zmienia. Gryfon od urodzenia, zainteresował się postacią Malfoy’a, swego
odwiecznego wroga. Od pierwszego spotkania, nie przypadł mu do gustu. Wiele
razy się zastanawiał, jak by to było, gdyby najpierw spotkał Dracona, a dopiero
potem Rona. Który z nich zyskałby sobie jego sympatie? W tedy, to chyba Draco,
ale nie mógł być tego pewien. Tak samo nie jest pewien tego, co teraz robi, co
się z nim dzieje. Ma ochotę uciec i nie wrócić. Zostawić za sobą wszelkie
problemy. Po prostu się nie przejmować sobą, innymi, a w szczególności Draconem
Malfoy’em.
Białowłosy chłopak
przewijał się przez myśli Harry’ego od jakiegoś czasu. Nie potrafił go
wyrzucić. Ostatnio nawet zauważył, że ich konflikt jakby się zmniejszył. Może
to przez to, że się rzadziej spotykają.
Jednak najbardziej
dobija go to, że mimo wszystko, na każdej lekcji, na każdym posiłku nie jest w
stanie oderwać od niego wzroku. Często się przez to głupio uśmiecha, a Draco
uśmiecha się drwiąco i z wyższością unosi sugestywnie brew. Normalnie jak znak
firmowy Malfoy’ów. Jakby miał to wyćwiczone przed lustrem. To jest po prostu
jednocześnie frustrujące i w pewien sposób pociągające.
Nie, to nigdy nie
będzie pociągające. Może być co najwyżej obrzydliwe, wstrętne, obleśne, może
trochę wyzywające, podrywające, dodające uroku, piękne, śliczne… Agrh…
Po prostu
frustrujące, nie móc zapanować nad swymi myślami i odruchami.
***
Harry miał za sobą
ciężkie dwa tygodnie. Dwa tygodnie pełne przemyśleń o Draconie, o ich
przeszłości, konflikcie i temu, co zrobił źle, dlaczego, kiedy miał jedenaście
lat, tak postąpił. Co go skłoniło. Cały czas nie dawała mu spokoju myśl, że
mogło być jednak inaczej. Że to wszystko mogło się dobrze skończyć i dla niego
i dla Draco. Nie zapomniał o swych wątpliwościach ani na chwilę.
Dręczyło go też
poczucie straty i samotności, pomimo tego, że spotykał się z kimś regularnie.
To z Krukonem z piątego roku, a to z Puchonką z szóstej klasy, czasem też ze
Ślizgonem. Ostatnio popadł w depresję, z której nawet wypad do Miodowego
Królestwa nie był w stanie go wyciągnąć. Zatracał się coraz bardziej w sobie,
rzadko gdzieś wychodził, snuł się po szkole pomiędzy lekcjami, nawet Nietoperz
nie był w stanie wytrącić go z równowagi, dużo myślał, nie pokazywał się w
Pokoju Wspólnym. Nie było z nim żadnego kontaktu. Nikt nie potrafił przemówić
mu do rozsądku. Hermiona próbowała, ale szybciej, niż zaczęła coś mówić,
została wyrzucona z jego pokoju, co zdarzyło się pierwszy raz od zawsze i
wzbudziło we wszystkich lęk o ich przyjaciela.
Jedynymi osobami,
które spokojnie mogły wejść do jego pokoju, byli kochankowie, których z resztą
tylko wykorzystywał, po czym też lądowali na progu. Nikt nie dał rady mu pomóc.
Pewnego dnia jednak
wszystko się zmieniło. Harry wrócił z Pokoju Życzeń radosny niczym skowronek
wiosną, niemal podskakując. Wszedł do Pokoju Wspólnego usiadł na kanapie i jak gdyby nigdy nic, zaczął rozmawiać z Ronem i zaproponował mu partyjkę Eksplodującego Durnia.
Zanim jednak zaczęli grać, Harry poczuł mocny ucisk ręki na karku. Pozwolił się
poprowadzić ku drzwiom swojego pokoju, domyślając się, kto go prowadzi.
- Hermiona - syknął,
kiedy przyjaciółka popchnęła go na krzesło, o które się potknął i wylądował na
podłodze.
Podniósł się powoli i
masując obolałe kolano, którym uderzył w podłogę usiadł na łóżku. Zaklęciem
przywołał butelkę Ognistej, paczkę papierosów i popielniczkę. Po chwili namysłu
machnął różdżką, a obok niego pojawiły się jeszcze szklanki i zapalniczka.
- Teraz możemy
rozmawiać - powiedział rozlewając alkohol, z fajką w ustach. Odpalił papierosa
sobie i Hermionie, po czym podał jej szklaneczkę. Hermiona w międzyczasie
usiadła naprzeciwko niego na fotelu i uważnie go obserwowała.
- Owszem -
powiedziała surowym tonem, na co Harry przybrał minę niewiniątka. - Mógłbyś mi,
cholera, wytłumaczyć, co cię napadło? Przez dwa tygodnie zachowywałeś się
niczym żywy trup, a tu nagle wracasz nie wiadomo skąd, wesoły niczym indyk,
któremu niemal obcięto głowę, ale w ostatniej chwili się wyratował. Wytłumacz -
zażądała i wychyliła szklaneczkę na raz.
- Oj, Hermi! - Harry
udał oburzenie. - Nie wierzysz we mnie? Już myślisz, że się w coś wplątałem!
Nie ładnie - pomachał paluszkiem przed jej twarzą. - Zwykła depresja! Minęło
mi. Już jest lepiej. Nie możesz mnie cały czas pilnować!
- Owszem, muszę. Nie
wiadomo, w co się tym razem wpakujesz. Już ostatnio, jak rozmawiałeś z L…
- Cicho - syknął
Harry zasłaniając jej usta ręką.
- Mghpffhm… -
próbowała coś powiedzieć Hermiona, ale przez rękę Harry’ego nie wiele mogła.
Sapnęła oburzona.
- Dobrze, już dobrze,
ale obiecaj, że będziesz cicho.
Hermiona pokiwała
głową i dopiero wtedy Harry zabrał dłoń z jej ust.
- Mógłbyś mi to
wytłumaczyć.
- Niestety nie.
Dowiesz się już niedługo.
- A co z… - nie dane
było jej dokończyć pytania, bo do pokoju wszedł Ron.
- Harry, mógłbyś mi
wytłumaczyć co się stało? - zapytał.
- Kurczę. Niestety
nie. Nawet Hermionie nie powiedziałem - odparł Harry i z przepraszającym
uśmiechem wstał z krzesła i wyszedł z pokoju zostawiając zdziwionych przyjaciół
za sobą.
***
- To na pewno jest
wina Malfoy’a - przekonywał Ron Hermionę.
Minęło pół godziny
odkąd Harry zostawił ich w swoim pokoju. Dyskutowali zażarcie o tym, co się
mogło przytrafić ich przyjacielowi. Ron oczywiście obstawiał Dracona, a
Hermiona oponowała i stwierdzała, że Harry musiał się w coś wplątać i pluła
sobie w brodę, że ona o niczym nie wiedziała i się niczego nie domyśliła. W
końcu, kiedy Ron trochę ochłonął i skończyły mu się argumenty odwrócił się w
stronę kominka, a Hermiona w zamyśleniu kręciła głową.
- Idziemy go poszukać
- rzucił w końcu Ron, ale Hermiona zdawała się go nie usłyszeć. - Dobrze, pójdę
sam - stwierdził i podniósł się z krzesła. Spojrzał jeszcze na siedzącą w
zamyśleniu Hermionę i wyszedł zostawiając ją samą.
Po kolejnych
trzydziesty minutach, kominek zaświecił się na zielono, a z jego płomieni
wyszedł postawny mężczyzna.
- Hermiona? - zdziwił się mężczyzna widząc przyjaciółkę Harry’ego
siedzącą z głową schowaną w rękach.
- Co ty tu robisz? - prawie krzyknęła Hermiona widząc, kto wyszedł z
kominka.
- Jestem umówiony z Harrym. Bardzo mu zależało na tym, bym przyszedł.
Podobno chodzi o coś bardzo ważnego.
- Nie wiem - wzruszyła ramionami Gryfonka. - Ostatnio bardzo dziwnie się
zachowuje. Przez dwa tygodnie nie było z nim kontaktu. Nie dopuszczał mnie do
siebie.
- Ciebie? - mężczyzna był szczerze zdziwiony słowami Gryfonki.
- Tak. Po czym dziś wrócił do Pokoju Wspólnego wesolutki i nie wiem
dlaczego. Nic mi nie chce powiedzieć.
- Och, nie przejmuj się. Wiem tyle co ty.
- Szkoda. Myślałam, że wiesz coś więcej.
- Niestety. Czekałem, aż się ze mną skontaktuje, bo musi podpisać ważne
dokumenty. Bez tego nic nie ruszymy dalej. Miał to zrobić w zeszłym tygodniu, a
tu cisza. Dopiero dziś dostałem od niego sowę, że musimy się spotkać i czy
mógłbym przybyć za jakąś godzinę. Jako, że mi na tym bardzo zależy, to się
zgodziłem, choć uważam, że jemu powinno zależeć na tym o wiele bardziej niż
mnie.
- To prawda - powiedział Harry, który właśnie pojawił się w drzwiach
pokoju. - Zależy mi na tym.
- To dlaczego tyle zwlekałeś? - dopytywał się mężczyzna.
- Musiałem przemyśleć parę spraw i dopracować plany.
- Tak? I zajęło ci to aż dwa tygodnie?
- Owszem. Hermiono, mogłabyś nas zostawić samych. Mam parę spraw do
omówienia w cztery oczy - powiedział Harry nie spuszczając wzroku z twarzy
mężczyzny.
- Oczywiście, tylko nie wpakuj się w kolejne kłopoty - warknęła Hermiona
wściekła, za takie traktowanie.
- Nic się nie bój, moja droga - powiedział czule mężczyzna. - Ja już
dopilnuję Harry’ego, by nie zrobił nic głupiego. - Mężczyzna uśmiechnął się
uspokajająco, co jednak zważając na jego posturę i wygląd zaowocowało nieco
przerażającym efektem.
- Nigdy niczego się nie boję - powiedziała już spokojnie i nie patrząc
na Harry’ego opuściła pokój.
- A więc, od czego zaczynamy? - uśmiechnął się niebezpiecznie Potter
siadając przy stole i kładąc na nim splecione dłonie.
***
- Ojcze, nie mówisz poważnie - jęknął blondyn.
W dużym salonie w Malfoy Manor, naprzeciwko swojego ojca siedzącego w
fotelu, stał Draco z głową lekko zwieszoną i oczami wpatrującymi się we wzory
na dywanie.
- Owszem. Ja zawsze jestem poważny - odparł Lucjusz.
- Ale to nie możliwe! - krzyknął blondyn.
- Nie dyskutuj ze mną. Mówię i tak ma być. Zrozumiałeś?
- Ale to jest wbrew mojej naturze - jęknął ponownie Ślizgon.
- Nie obchodzi mnie to! Masz to zrobić. Koniec, kropka. Nie chcę słyszeć
więcej twoich jęków. Jesteś Malfoy’em do cholery! - warknął Lucjusz, na co Draco
aż się wzdrygnął.
- Dobrze, ojcze. Jak sobie życzysz. Ale jak mam to zrobić. Jak mam się
do niego zbliżyć. Przecież on ma ciągle wokół siebie obstawę.
- Nie wiem. Wymyśl coś. Nie zależy ci na tym, byśmy się wzbogacili? To
będzie prestiż dla naszego rodu. Oczyścimy swe nazwisko. Wrócimy do łask! Nie
wiesz o tym, że odziedziczył znaczą sumę po swych rodzicach i ojcu chrzestnym?
Niedługo będzie miał do nich dostęp, a wtedy, kto wie…
- Dobrze, ojcze - mruknął Draco.
- Nie słyszałem - powiedział Lucjusz.
- Oczywiście, ojcze. Zrobię, co zechcesz - powiedział głośno wyraźnie
pokonany blondyn.
- I tak ma być. Możesz wracać do szkoły - rzekł Lucjusz i na jego usta
wypłynął uśmieszek, którego jego syn, odwrócony do niego plecami, nie mógł już
zobaczyć.
***
Kolejny tydzień
szkoły Draconowi minął zadziwiająco szybko. Niestety dla niego, za szybko. Nie
zdążył bowiem wymyślić żadnego planu zaprzyjaźnienia się z Potterem, albo
chociażby zbliżenia się do niego.
Dla niego ten pomysł
był obłędem. Jak w ogóle jego ojciec mógł wymyślić coś takiego? Skąd mu to
przyszło do głowy? Nie mógł się pogodzić z tym, że nie pracuje w ministerstwie?
Przecież całkiem dobrze mu idzie handel nieruchomościami w miastach mugoli dla
czarodziejów. Podobno jest całkiem dobry zbyt na tym rynku.
To czyste szaleństwo.
Jeszcze gdybym miał Feliks Felicis, to co innego, ale tak sam z siebie?
Musiałbym być umysłowo chory, albo mieć mózg rudzielca, żeby to zrobić.
W sumie, Draconowi
także zależało na tym by oczyścić imię rodziny, ale może nie tak drastycznymi
sposobami. Przecież to będzie hańba dla niego na całe życie. Nikt nigdy mu tego
nie zapomni. Będzie tym, który zaprzyjaźnił się z półkrwi. Przecież tak nie
może być. Jaki interes ma w tym jego ojciec?
Przez cały tydzień
próbował złapać Harry’ego jak będzie sam, ale wydawało się, że ten jakby go
unika, albo specjalnie nigdy nie jest sam. Przecież do tego czasu można było go
zobaczyć bez obstawy, ale nie teraz. Normalnie jakby się domyślał czegoś i miał
niezły ubaw z nieudolności Dracona. Ale przecież skąd on mógł to wiedzieć.
Przecież to był wymysł jego ojca. Jego prywatnego, jedynego ojca.
W końcu nadeszła
sobota. Draco siedział w pokoju i myślał nad tym, co by tu zrobić. Nic nie
przychodziło mu do głowy. Myśli krążyły, ale nie mogły uczepić się żadnej
konkretnej rzeczy. Normalnie miałby już ułożony cały plan ze szczegółami,
określony na poszczególne dni, godziny, wszystkie ewentualne poprawki, albo
nawet gdyby coś na szybko trzeba było zmienić. A tu? To nie jest normalna
sytuacja, więc plan nie może być normalny.
Nagle go olśniło.
Pokój Życzeń!
Draco szybko podniósł
się z łóżka, przebiegł przez Pokój Wspólny i wypadł na korytarz. Rzucił na siebie
zaklęcie niewidzialności i bocznymi korytarzami dotarł na siódme piętro.
Przeszedł trzy razy pod ścianą intensywnie myśląc nad tym, czego potrzebuje,
ale drzwi się nie ukazały. Przeszedł ponownie trzy razy, ale ściana ani myślała
ukazać drzwi.
Wkurzony zaczął
odchodzić, ale usłyszał za sobą dziwne dźwięki, więc odwrócił się i zobaczył,
że w ścianie ukazały się drzwi. Już chciał podejść, ale zobaczył, jak się
otwierają i zza nich ukazuje się sylwetka Pottera. Draco szybko uskoczył za róg
i obserwował poczynania swego celu.
Harry skierował się
ku schodom. Zszedł nimi na sam dół i wyszedł na błonia. Zanim jednak Draco
zdążył zobaczyć, w którą stronę poszedł, Gryfon założył na siebie Pelerynę
Niewidkę i zniknął.
Draco kopnął z całej
siły schodek wymyślając na siebie w myślach, że Potter mu uciekł. Z bezsilności
udał się nad jezioro.
Pogoda był idealna,
jak na początek listopada. Było nadzwyczaj ciepło, słońce świeciło. Oczywiście
nie było tak ciepło jak latem, ale nie można mieć wszystkiego. Draco usiadł na
piasku nad jeziorem i zapatrzył się w wodę. Wydawało mu się, że to idealne
miejsce na myślenie o sobie i o tym, co się robi. Woda uspokaja. Relaksuje
zmęczony umysł, pozwala zapomnieć i na chwilę odpłynąć. Zabiera ze sobą twe
problemy, sprawia, że są tak małe i nie ważne pośród ogromu natury.
Draco zapatrzył się
na wodę. Uśmiechnął się szeroko, wstał powoli i jakby się nad czymś głęboko
zastanawiając, popatrzył w niebo. Pojawiło się na nim kilka chmur, a jedna z
nich zjadła Słońce i nie chciała go oddać. Draco uśmiechnął się i ściągnął
z siebie kurtkę, buty, wyjął różdżkę z kieszeni spodni i wszedł do wody nie
przejmując się resztą. Jedno zaklęcie i będzie suchy.
Powoli wchodził coraz
głębiej, aż w końcu nie dotykał nogami dna. Pływał już jakąś godzinę, kiedy
zdecydował, że wypłynie na środek jeziora. Niebo zachmurzyło się całe i zaczął
wiać nieprzyjemnie chłodny wiatr, który zwykle pojawia się w filmach grozy w
najmniej spodziewanym momencie i zapowiada coś złego. Tym razem także nie
przyniósł dobrych wieści. Draco rozejrzał się wesoło dookoła i już miał wracać,
kiedy poczuł ukłucie bólu w lewej ręce. Pomyślał, że za chwilę przejdzie jak
każde poprzednie, ale nie tym razem. Ból nasilał się z każdą sekundą nie chcąc
dać za wygraną.
Tylko nie to -
pomyślał z rozpaczą i zaczął szybciej płynąć, ale woda jakby była przeciwko
niemu. Stała się gęsta jak smoła i ściągała go na dno. Palące niemiłosiernie
ramię także nie pomagało.
Akurat teraz Lord
wybrał sobie moment, żeby ich wezwać. Musi to być bardzo ważne spotkanie skoro
boli aż tak mocno - przeleciało mu przez myśl, ale nie był w stanie dłużej się
nad tym zastanawiać, bo jak kamień szedł na dno. Mokre ubrania dodatkowo
obciążały szczupłego chłopaka. Draco próbował się uspokoić, ale kiedy zabrakło
mu powietrza jego plany poszły w odstawkę. Miotał się pod wodą próbując
wypłynąć, ale bezskutecznie. Obraz powoli rozmazywał się, a wokoło zalegała
nieprzenikniona czerń. Ostatkiem sił otworzył oczy i zobaczył kogoś płynącego w
jego stronę. Uśmiechnął się z ulgą, ale potem czerń zasłoniła wszystko.
***
Nie wiedział ile
czasu przebywał w nieokreślonym miejscu, ale miał nadzieję, że niedługo. Poczuł
coś na kształt czyichś ust na swoich ustach, ale nie wiedział, czy to się
działo naprawdę, czy to tylko wytwór jego chorej wyobraźni.
Zakrztusił się,
przewrócił na bok i zaczął wypluwać wodę zalegającą w jego płucach na swojego
wybawcę. Na całe szczęście nie było jej zbyt dużo. Ten tylko zaśmiał się krótko
i podniósł z miejsca. Zdezorientowany Draco popatrzył w górę i zobaczył
zadowolonego z siebie Pottera. Spojrzał na niego nieprzychylnie i
przypomniał sobie, że jakiś czas temu, on też szczerzył się jak wariat. To
chyba to miejsce tak działało na ludzi. Przyjrzał się gryfonowi i stwierdził,
że on też jest mokry. Szybko połączył fakty i z niedowierzaniem w oczach
spojrzał na Złotego Chłopca. Przytknął dłoń do ust, żeby nie zwymiotować.
- Potter! - krzyknął
Draco zmagając się z mdłościami. Czy ten Wkurzający Złoty Chłopiec właśnie go…
um… pocałował?
- Tak? - zapytał
niewinnie zielonooki diabeł.
- Czy ty… Czy ty
mnie… Czytymniepocałowałeś - powiedział tak szybko, że sam nie zrozumiał jakie
słowa opuściły jego usta. Przeklinał się w duchu za jąkanie i niepewność w
głosie. Takie zachowanie nie przystoi Malfoy’owi. Wymierzył sobie mentalny
policzek i zaczął intensywnie wpatrywać się w swojego wroga.
- Nie - odpowiedział
krótko i zwięźle Potter i zaczął się obracać.
- Nie? - zapytał
Draco zanim zdołał się powstrzymać.
- Nie - powtórzył i
wzruszył ramionami.
- Jak to nie? -
drążył Ślizgon nie mogąc w to uwierzyć. Ten Przeklęty Złoty Chłopiec kłamał w
żywe oczy i nawet się nie zająknął. - W takim razie co zrobiłeś? - ciągnął
dalej przesłuchanie Draco. On już się dowie, co ten Potter takiego mu zrobił.
Wyprostował się dumnie, jak na Malfoy’a przystało, podniósł wysoko brodę, nawet
jeżeli teraz nie wyglądało to władczo, ponieważ siedział cały mokry, po turecku
na piasku przed Złotym Chłopcem, który próbował się nie roześmiać.
- Uratowałem ci
życie. Nie możesz po prostu podziękować i zapomnieć? - westchnął teatralnie
Harry.
- Ty. Mnie.
Pocałowałeś - upierał się przy swoim Draco.
- Zrobiłem ci coś, co
się nazywa usta-usta. Robi się to, kiedy ktoś się podtopił, tak jak ty, lub
przestał oddychać, z każdego innego powodu - powiedział Harry do Dracona, jakby
tłumaczył coś małemu dziecku. Popatrzył przez chwilę na Malfoy’a i uśmiechnął
się złośliwie.
A może by tak… - pomyślał zanim się odezwał.
- I nie łudź się
Malfoy. Nigdy nie pocałowałbym cię z
własnej woli - powiedział dobitnie Gryfon i sięgnął po różdżkę leżącą u
jego stóp na piasku.
Widocznie musiał ją
tu rzucić razem z Peleryną Niewidką, kiedy biegł mnie uratować - pomyślał
Draco, ale szybko pozbył się tej myśli.
Potter jednym
zaklęciem wysuszył ubrania i zarzucił na siebie błyszczący materiał. Po chwili
było widać jedynie jego głowę. Do Dracona dopiero teraz dotarło co powiedział Gryfon
i poczuł, że się rumieni. Zezłościł się i próbował wymyślić jakąś
odpowiedź, ale nie za bardzo mu wyszło.
- Co… Ja… Nigdy -
powiedział i odwrócił głowę. Usłyszał śmiech Pottera, a następnie jego ciche
„To dobrze” wypowiedziane jakby z lekkim smutkiem. Kiedy jednak Malfoy odwrócił
głowę nie zobaczył nic na twarzy zielonookiego.
Harry jeszcze przez
chwilę patrzył w jego oczy koloru burzowych chmur, potem odwrócił się i zniknął pod
peleryną. Czuł na sobie wzrok Dracona, ale nie pozwolił sobie odwrócić się.
Ślizgon siedział tam
przez kolejne dwie godziny, a różne myśli przelatywały mu przez głowę.
Zastanawiał się, czy to uczucie pustki wewnątrz niego zostało spowodowane przez
Cholernego Złotego Chłopca, czy może przez to, że przez chwilę był martwy.
Oczywiście drugą opcje wymyślił tylko dlatego, żeby nie dopuścić do siebie
pierwszej możliwości. Myślał nad tym, czego Lord mógł chcieć od sługusów…
Siedział ze spuszczoną głową i czuł każdą kropelkę wody spływającą
z włosów na kark, a następnie pod koszulkę. Tam leniwie wyznaczała drogę
po żebrach, a następnie wsiąkała w materiał spodni. Inne krople będące na
włosach opadających mu na twarz skapywały na ręce, które trzymał przed sobą.
Obserwowanie wody oderwało na chwilę jego myśli od poczucia straty czegoś,
czego może już nigdy nie odzyskać.
Dopiero po chwili do
jego umysłu zaczęły docierać bodźce ze świata zewnętrznego. Poczuł lekki wiatr,
który nieprzyjemnie spowijał jego ciało sprawiając, że jeszcze bardziej
odczuwał zimno. Nie zwracał jednak na to uwagi. Siedział tak czekając nie
wiadomo na co. Sam chyba nie wiedział.
Nagle jednak coś się
zmieniło. Otworzył szeroko oczy, bo zrozumiał. Zaraz jednak jego zapał osłabł,
ponieważ narodziło się więcej pytań niż odpowiedzi. Dlaczego Potter tak szybko
do niego dotarł? W sumie widział go, jak wychodził ze szkoły, ale nie wiedział
w którą stronę poszedł. Nie możliwe było, żeby szedł za Draco i czekał na to,
co on zrobi.
Przecież to idiotyzm.
A może… On też chciał się zaprzyjaźnić ze mną. To jeszcze większy idiotyzm. Więc…
Nie mogąc dość do
porozumienia z samym sobą Draco wstał, chwycił swoje rzeczy leżące
niedaleko niego na piasku i nie kłopocząc się wysuszeniem ubrań ruszył do
swojego pokoju.
***
Przekraczając próg
zamku dotarła do niego jeszcze jedna myśl, przed którą usilnie się bronił.
Potter uratował mu życie. Jest winny dług życia Gryfonowi! I to w dodatku
Harry’emu Potterowi! Warknął i skierował się do Pokoju Wspólnego. Stanął przed
ścianą, wypowiedział hasło „Ślizgońska zawiść” i drzwi się otworzyły. Kiedy
tylko do niego wszedł ujrzał Pansy siedzącą na kanapie obok Blaisa.
Usłyszawszy, że przejście się zamknęło odwróciła się i jej twarz
rozpromieniała, kiedy zobaczyła Dracona. Zabini wstał, ale trzymał się na
uboczu, natomiast Parkinson pobiegła uściskać swojego ukochanego. Przygotował
się mentalnie na zderzenie z jej magicznie powiększonym biustem, który
eksponowała kiedy tylko mogła.
- Och Dracusiu! Co ci
się stało? - zapytała, kiedy zatrzymała się jakiś metr przed nim. Ślizgon
odetchnął z ulgą. Parkinson zmierzyła go od stóp do głów i już chciała coś
powiedzieć, ale Draco ją ubiegł. Wiedział, że Mopsica nie jest zbyt
inteligentna i jej pytanie pewnie brzmiałoby „ Dlaczego jesteś mokry?”
- Nic Pansy. Pływałem
w jeziorze.
- W takie zimno? -
przeraziła się.
- Tak. Miałem ochotę,
to się wykąpałem - burknął i skierował się do swojego dormitorium chcąc wziąć
zbawienną, ciepłą kąpiel, lecz drogę zastąpił mu Blaise.
- Stary, jak ty
wyglądasz? - powiedział z rozbawieniem Zabini chcąc poprawić humor przyjaciela.
Faktycznie Draco wyglądał jak nie on. Zwykle idealnie ułożone włosy teraz
tworzyły na głowie bajzel godny Złotego Chłopca, ubrania były totalnie mokre i
przyklejały się do ciała. Chyba nie będą się więcej nadawały do użytku. Buty,
które niósł w ręce, były całe w piasku, podobnie jak kurtka.
- Blaise, nie mam
ochoty…
- Ależ Blaise tylko
się o ciebie martwi. Jako twój przyjaciel. - Pansy stanęła w obronie
czarnoskórego chłopaka. Przysunęła się powoli w stronę Draco chcąc go
przytulić, lecz ten się sprytnie wywinął.
- Pansy, proszę… -
zaczął Draco, lecz tym razem przerwał mu Zabini.
- Ostatnio cały czas
jesteś nieobecny. Zapytany, migasz się od odpowiedzi, ciągle gdzieś uciekasz,
nie tylko w nocy, ale też i w dzień, przez ostatni tydzień wyglądałeś
jakbyś nie sypiał i borykał się z ogromnym problemem, nie zajmujesz się Pansy,
która zasługuje na trochę uwagi z twojej strony, skoro jest twoją dziewczyną.
Musisz mieć na uwadze, że Parkinson jest ładna i większość chłopaków chętnie
położyłaby na niej swoje ręce - powiedział Blaise tak cicho, że tylko Draco był
w stanie to usłyszeć.
- Wiesz co? Nie wiem
kto ci takich bzdur nagadał, ale Pansy nie jest moją dziewczyną. To, że ona się
do mnie klei, to tylko i wyłącznie jej sprawa - mówiąc powoli zbliżał się do
przyjaciela, a jego głos zmieniał się w groźny syk, im bardziej robił się zły.
- Jakbyś jeszcze nie wiedział jestem gejem. Wydawało mi się, że od tej słynnej
nocy w zeszłym roku, już wszyscy o tym wiedzą, ale najwidoczniej myliłem się co
do inteligencji i przebiegłości Ślizgonów - dokończył nachylony do ucha
Zabiniego. Ten w odpowiedzi tylko wzdrygnął się i przepuścił Draco.
- Dziękuję - mruknął
Malfoy idąc do swojego pokoju.
Wszedł do dormitorium
i zamknąwszy za sobą drzwi oparł się o nie. Nie miał siły się z nikim kłócić.
Chciał tylko spokoju. Podszedł do szafy, wyjął z niej pierwsze lepsze ciuchy i
szybko się w nie przebrał. Następnie podszedł do nocnej szafki i po chwili
grzebania w niej, wyciągnął paczkę papierosów. Wyjął jednego i odpalił go
różdżką. Zaciągnął się głęboko i przez chwilę trzymał dym w płucach. Zaczął się
odprężać.
Zaraz jednak powrócił
myślami do wydarzeń nad jeziorem. Uzmysłowił sobie także, że stracił tak
idealną sposobność na zgodę z Gryfonem. Zaklął głośno ze swojego roztrzepania i
nieuwagi. Miał ku temu tak idealny moment! Nie wiadomo kiedy następnym razem
zdarzy się taka okazja. Ojciec go zabije, jak wezwie go jutro, a on powie,
że nie udało mu się nic zrobić przez cały tydzień! A jak się dowie o tym, co
się dzisiaj zdarzyło i że tego nie wykorzystał…
Po wypaleniu połowy
papierosa usłyszał pukanie do drzwi. Nie spodziewał się dzisiaj gości. Z
papierosem w ustach poszedł otworzyć drzwi. Uchylił je lekko i zobaczył twarz
Zabiniego.
- Mogę? - zapytał
niepewnie.
- Po co? - odparł.
- Chciałem pogadać -
spróbował otworzyć szerzej drzwi, ale Draco mu na to nie pozwolił.
- Pogadać powiadasz…
- Blondyn zaciągnął się papierosem i otworzył szeroko drzwi.
Kiedy Blaise wszedł
momentalnie je zamknął na zamek i usiadł na łóżku. Wpatrywał się z
nieprzeniknioną miną w przyjaciela. Sięgnął po poduszkę i położył ją sobie na
kolanach.
Blaise stał opierając
się o półkę nad kominkiem z lubieżnym uśmiechem i śledził każdy ruch Dracona.
- Więc gadaj - zachęcił
Blaisa Draco.
- Tak właściwie… to
nie przyszedłem, żeby gadać… - Zabini mrugnął do niego zalotnie.
Draco przyjrzał się
Blaisowi. Był przystojny, ale Malfoy nigdy nie patrzył na niego jak na
możliwego kochanka. Zdecydowanie uważał Zabiniego jedynie za swojego
przyjaciela, z resztą on, jak wiele innych chłopaków, uganiał się za Pansy.
Blondyn miał tak zły
humor, że miał ochotę zabawić się nawet kosztem swojego przyjaciela. Zmrużył
oczy i spojrzał na Blaisa.
- Och, wiec po to
przyszedłeś? - przeciągał głoski w Malfoy’owski sposób i spojrzał na
przyjaciela.
- A po co innego? -
zapytał Blaise. - Gdybym wiedział wcześniej, że gustujesz w chłopakach, to bym
przyszedł. Bylibyśmy już najsławniejszą parą w szkole. Wszyscy by o nas mówili,
każdy by się za nami oglądał. A wiesz dlaczego? Wszyscy byliby pod wrażeniem
tego, że okiełznałem taką bestię jak ty. Draco, nawet nie zdajesz sobie sprawy
ile razy słyszałem, jaki to dobry jesteś w łóżku… Chcę się przekonać na własnej
skórze, jaki jest Książę Slytherinu… - mówiąc to Blaise coraz bardziej zbliżał
się do Dracona siedzącego na łóżku. Czarnoskóremu zostało jeszcze jakieś dwa
metry do blondyna. - Zdziwiony? Jak zobaczą nas razem, to połowa szkoły będzie
zawiedziona, że ich Smok jest gejem, ale dla drugiej połowy, będzie to okazja
do wymyślania nowych plotek… - Blaise skończył mówić stojąc tuż przed
blondynem.
Malfoy podniósł lekko
głowę i popatrzył rozbawiony na Blaisa. Stał on w nonszalandzkiej pozie
z rękami w kieszeniach i patrzył na niego. Draconowi zrobiło się go
po prostu żal. Podniósł ręce z poduszki i położył je na biodrach
przyjaciela. Wstał powoli ocierając się o niego. Blaise przymknął powieki na
chwilę, a kiedy je otworzył patrzył w piękne, oczy koloru burzowych chmur.
- Nawet nie wiesz jak
bardzo się mylisz. Ja miałbym nie wiedzieć, że ktoś, coś o mnie mówi? Chyba
zapomniałeś z kim masz do czynienia… Ale wybaczę ci to. Jako mój przyjaciel
powinieneś jednak, mimo wszystko, poinformować mnie, o co ciekawszych plotkach.
Pośmialibyśmy się razem, a może parę wymyślili, żeby ubarwić historię moich
podbojów miłosnych. Hmm? Co ty na to? Ale to też ci wybaczam. Kiedy już
wszystko sobie wyjaśniliśmy, to możemy przejść do przyjemniejszej części
wieczoru - powiedziawszy to połączył ich usta w gorącym pocałunku. Rękami
przycisnął biodra Blaisa do swoich. Żaden nie chciał odpuścić. Draco upadł na
łóżko pociągając Zabiniego na siebie, a następnie odwrócił ich tak, że to on
leżał na drugim chłopaku. Ten zaczął rękoma błądzić po ciele Dracona próbując
znaleźć jego wrażliwe punkty. Niebezpiecznie szybko zbliżał się do guzika jego
spodni, ale w ostatniej chwili Draco złapał go za nadgarstki i zdecydowanym
ruchem położył je nad jego głową.
- Nie tak szybko... -
wydyszał w jego usta. - Skoro to ja jestem Księciem... - powiedział spokojniej
puszczając nadgarstki Zabiniego i przenosząc swoje ręce na pasek jego spodni.
Bez problemu uporał się z guzikiem i poczuł jak Blaise podnosi biodra w
geście zniecierpliwienia. Draco potrząsnął smutno głową i kładąc ręce na
biodrach, przycisnął je do materaca uniemożliwiając przyjacielowi jakiekolwiek
ruchy. Draco popatrzył mu w oczy i westchnął. Podniósł się do pozycji
siedzącej i popatrzył na Zabiniego z góry.
- Zachowujesz się gorzej niż dziwka. Wszedłeś mi do łóżka, jak tylko dowiedziałeś się, że jestem
gejem. Myślałeś, że co? Że po tej nocy stanę się twoim chłopcem na posyłki? Że
jeżeli dam ci się przelecieć, to znaczy, że mnie okiełznałeś? Wolałbym pieprzyć
Pottera, niż takie ścierwo jak ty - mówił to spokojnie, nie podnosząc głosu.
Widział strach w oczach byłego? Tak, byłego przyjaciela. - Myślałem, że
jesteśmy przyjaciółmi, ale myliłem się. Przecież wiem, że nie jesteś gejem.
Latasz za Pansy od drugiej klasy. Udajesz, że nie, ale ja to widzę. A dlaczego?
Bo jestem twoim przyjacielem, a raczej nim byłem. Tak jak ty dla mnie. Nie chcę
na ciebie patrzeć. Wynoś się! - ostatnie słowa wykrzyczał w zaskoczoną twarz
Blaisa. Nawet nie wiedział kiedy się do niego nachylił. Ten tylko rozejrzał się
zdezorientowany, ale kiedy zobaczył wściekłość na twarzy Draco wolał nie
ryzykować. Blondyn tak rzadko okazywał jakiekolwiek uczucia… Postanowił opuścić
pomieszczenie bez jakichkolwiek apelacji. Wstał, zapiął spodnie, żeby mu nie
spadły i ze spuszczoną głową czym prędzej wyszedł, zamykając za sobą cichutko drzwi.
Draco zaczął nucić
ulubioną piosenkę. Położył się na plecach na łóżku i zamknął oczy chcąc
całkowicie się skupić na muzyce. Nawet nie wiedział kiedy zaczął śpiewać.
„Do you know what's worth fighting for?
When it's not worth dying for?
Does it take your breath away?
And you feel yourself suffocating?
Does the pain weigh out the pride?
And you look for place to hide?
Did someone break your heart inside?
You're in ruins...”*
Powoli zapadał w sen,
kiedy nagle jakiś hałas go rozbudził. Podniósł głowę i spojrzał w kąt pokoju, z
którego dochodził ten niezidentyfikowany dźwięk. Jednak nic więcej się nie
stało, więc opuścił głowę i zamknął oczy. Znowu był na granicy snu, kiedy hałas
się powtórzył. Wstał pośpiesznie z łóżka i podszedł do tego miejsca. Nic tam
nie było. Wiedziony instynktem wyciągnął rękę i napotkał opór. Niezmiernie
zdziwiony zacisnął palce i pociągnął materiał w dół. Jego oczom ukazał się
zadowolony Harry Potter.
______________________________________________________________
*"Czy wiesz, o co warto walczyć?
______________________________________________________________
*"Czy wiesz, o co warto walczyć?
Kiedy nie warto
umierać?
Czy to Ci zapiera
dech w piersiach?
I czujesz, że się
dusisz?
Czy ból waży na Twej
dumie?
I szukasz miejsca do
ukrycia?
Czy ktoś złamał Ci serce?
Jesteś w rozsypce ...
"
Green Day „21 guns”
____________________________________________________________________________
Co sądzicie o rozdziale?
Jak myślicie, co się wydarzy dalej?
Następny rozdział za dwa tygodnie!
Do zobaczenia!
Draco Dormiens
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, czyżby ojciec Dracona chce aby ten był z Potterem, bo chodzi mu o majątek, żal mi Zabiniego, ale co dokładnie Harry robił w jego pokoju...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hello~to znowu ja. Zdałem sobie sprawę, że to, co napisałem w pierwszym komentarzu mogłoby zostać opacznie zrozumiane, dlatego spieszę z wyjaśnieniami. Otóż nie miałem na myśli tego, że jeśli komentuję, to znaczy, że spieprzyłaś sprawę, wszystko jest do kitu i należy to zabić, spalić, zniszczyć, a zwłoki schować aby nikt nigdy tego nie odnalazł. Bynajmniej! Pokazuj światu swoją twórczość i rozwijaj ją (np. korzystając z treści umieszczanych na Spisku Pisarzy).
OdpowiedzUsuńWyraz "niedorzeczne" istnieje tylko i wyłącznie w takiej formie! Niezależnie od kontekstu!
Dalej popełniłaś błąd w wyrażeniu "zyskać czyjąś sympatię" nie "czyjeś sympatie" (ogonki są ważne).
I znowu pojawia się błąd "wtedy".
"Podrywające"? Polecam słówko "kokieteryjne" - lepiej brzmi, lepiej wygląda, świetne do krzyżówek, a znaczenie podobne.
Dalej pojawia się pewna niezgodność.
"-Nie możesz cały czas mnie pilnować!
-Owszem, muszę."
Hermiona powinna zaprzeczyć Harremu, twierdząc, że musi go pilnować, lub użyć tego samego co on czasownika - "móc".
Brak przecinka: "[…] Ron trochę ochłonął i skończyły mu się argumenty [przecinek] odwrócił się […]"
Kolejna literówka, ale to się akurat często zdarza, zamiast "u" jest "y": "Po kolejnych trzydziesty minutach […]"
Zbyt częste powtórzenie wyrazu "sprawy". Polecam synonimy.
Zastanawia mnie, kim jest ten mężczyzna. Bo rozumiem, że Hermiona go zna (a przynajmniej kojarzy)?
Kolejne zaskoczenie. Myślałem, że to te syreny, które mieszkają w jeziorze, a to tylko (aż?) Mroczny Znak. Coś mi się jednak nie zgadza. Czy w pierwszym rozdziale nie było przypadkiem napisane, że Draco praktycznie przestał czuć ból, gdy Voldemort wzywał swoich popleczników? + Nigdzie w książce nie było informacji o osobistych pokojach uczniów. Raziło mnie to już wcześnoej, ale dopiero teraz przypomniałem sobie, żeby to napisać XDDD
Ale wracając, rozdział był świetny, bardzo mi się podobał. (Zakochałem się w wyrażeniu "pluć sobie w brodę" XDDDD). Koniec był fantastyczny!
Hej,
OdpowiedzUsuńczyżby Lucjusz chciał aby Draco był z Harrym, bo chodzi mu o majątek, żal mi Zabiniego, ale co dokładnie Harry robił w jego pokoju...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga