Rozdział 1. "Trudne są dobrego początki..."
Był sam w ciemnym lochu. Po jego bokach na ścianach niemrawo paliły się pochodnie. Ledwo rozpraszały panujący na korytarzu mrok. Szedł przed siebie, ale nie wiedział za bardzo dokąd. Wzdrygnął się na myśl, że znowu jest w lochu Voldemorta, ale właśnie wtedy obudził się ze snu. Oddychał ciężko i rozglądał się na boki. Uspokoił się dopiero kiedy ujrzał znajome elementy swojego pokoju. Palący się w kominku ogień przygasał i z trudem radził sobie z ciemnością panującą w pokoju. Wstał z łóżka i na lekko trzęsących się nogach poszedł do łazienki. Ochlapał twarz wodą i spojrzał na siebie w lustrze. Zmierzwione włosy, zaczerwieniona twarz, przyspieszony oddech na pewno nie pasowały do dziedzica Malfoy’ów.
Był sam w ciemnym lochu. Po jego bokach na ścianach niemrawo paliły się pochodnie. Ledwo rozpraszały panujący na korytarzu mrok. Szedł przed siebie, ale nie wiedział za bardzo dokąd. Wzdrygnął się na myśl, że znowu jest w lochu Voldemorta, ale właśnie wtedy obudził się ze snu. Oddychał ciężko i rozglądał się na boki. Uspokoił się dopiero kiedy ujrzał znajome elementy swojego pokoju. Palący się w kominku ogień przygasał i z trudem radził sobie z ciemnością panującą w pokoju. Wstał z łóżka i na lekko trzęsących się nogach poszedł do łazienki. Ochlapał twarz wodą i spojrzał na siebie w lustrze. Zmierzwione włosy, zaczerwieniona twarz, przyspieszony oddech na pewno nie pasowały do dziedzica Malfoy’ów.
Westchnął i opuścił łazienkę. Powlókł się do łóżka, położył na skotłowanej kołdrze i spróbował ponownie zasnąć. Sen jednak nie przychodził, a on był coraz bardziej sfrustrowany. Zdecydował, że pójdzie na Wieżę Astronomiczną. Wstał i wyszedł z dormitorium.
Pokój Wspólny był pełen ludzi. Na stole przed kominkiem stał alkohol, a większość obywateli domu Slytherina siedziała rozparta na kanapach i rozmawiała. Nikt nie zwracał na Dracona uwagi, dzięki czemu szybko przemknął przez niego i wyszedł na zewnątrz. Chłodne powietrze i zimno kamienia pod stopami uzmysłowiło mu, że nie ma żadnych butów na nogach, ani bluzy do założenia na górę. Westchnął, ale nie chciało mu się wracać, więc skierował się w stronę schodów wychodzących z lochu. Poszedł tak dobrze znaną mu ścieżką na Wieżę Astronomiczną. Lubił tam siadać i myśleć, że nic go nie dotyczy. Wtedy wszystkie zmartwienia i troski znikały, jak za dotknięciem różdżki. Kiedy jednak nawet to nie przynosiło ulgi, miał ochotę skoczyć. Wiedział jednak, że nie ma nawet co próbować, ponieważ pole ochronne wyczarowane przez Albusa Dumbledora, skutecznie mu to uniemożliwiało. Na wieży miał swoje ulubione miejsce. W cieniu, gdzie nikt nie miał prawa go zobaczyć.
Usiadł tam pod ścianą, oparł się o nią i zamknął oczy. Spróbował sobie przypomnieć szczegóły snu, lecz niestety bezskutecznie. Westchnął głośno.
Siedział tak przez około dwie godziny. Bardzo powoli niebo zaczynało się rozjaśniać, więc Malfoy stwierdził, że czas wracać do pokoju. Hałas na schodach powstrzymał go przed wykonywaniem gwałtownych ruchów. Poczekał, aż zobaczy głowę kogoś wspinającego się na schody, lecz nikogo tam nie było. Ślizgon otworzył oczy ze zdziwienia. Odsunął się dalej w stronę barierki i siedział cicho jak mysz pod miotłą. Nie musiał długo czekać, bo kroki znowu się powtórzyły, tym razem jakieś pięć metrów od niego. Spojrzał w tamtą stronę, ale znowu nikogo nie zobaczył. Był pewien, że ktoś tam był! Powstrzymał jednak swoją ciekawość, wstał i poszedł w kierunku schodów. Kiedy był już na pierwszym schodku usłyszał westchnięcie. Odwrócił się bezszelestnie i zobaczył osobę opierającą się o balustradę. Był to chłopak w jego wieku, szczupły i mniej więcej tego samego wzrostu. Na głowie miał burzę ciemnych włosów. Stał jednak tyłem do blondyna, więc nie był on w stanie stwierdzić, kto to był.
Powoli przyglądał się drugiemu chłopakowi. Ubrany był w czarną, skórzaną kurtkę i czarne spodnie idealnie pasujące do jego nóg, jednak z lekko opuszczonym krokiem. Na stopach nosił nowiutkie, czerwone Conversy. Nikt w Hogwarcie nie ubierał się tak stylowo.
Na Merlina, niestety nikt! - pomyślał sfrustrowany i potrząsnął głową, żeby pozbyć się tej natrętniej myśli z głowy.
Wiedział wszystko o każdym chłopaku w tej szkole. No może prawie każdym. Wyjątek, jak zwykle stanowił Złoty Chłopiec. Pomimo tego, że był on najsławniejszy w całej szkole i magicznym świecie, był najmniej znaną osobą. Wszyscy wiedzieli na jego temat wszystko, a tak naprawdę nie wiedzieli o nim nic. Jaki był? Na pewno nie taki jakim opisują go gazety. Jak spędza wakacje? To jest największa tajemnica. Draco nigdy nie widział go w ciągu lata na Pokątnej. Dlaczego ubiera się w workowate ubrania? Hmm… Może po prostu brak mu wyczucia stylu, albo jest gruby i chce to ukryć, albo przeraźliwie chudy, ale to przecież Harry Potter, który ma wszystko czego zapragnie.
Draco westchnął cicho stwierdzając, że jak będzie tu stał i patrzył się na nieznajomego, to przewierci mu dziurę w czaszce. Zrezygnowany zszedł cicho po schodach i udał się do swojego pokoju. Nie miał siły, żeby się denerwować, że ten nieznajomy zajął jego prywatne miejsce…
Przechodząc przez Pokój Wspólny cieszył się, że nie uczestniczył w tej imprezie. Tylko on nie będzie miał kaca, a jako jedyny miał na niego lek. To jednak nie poprawiło jego humoru. Przygaszony i zły wszedł do pokoju, nie zważając na nic walnął się na łóżko i zasnął.
Kiedy następnego dnia się obudził była sobota, czyli weekend. Było gdzieś około pierwszej po południu i postanowił odpuścić sobie odrabianie prac domowych i przejść się po błoniach. Może zobaczy gdzieś nieznajomego i przyjrzy się jego twarzy? Wiedział, że są raczej małe szanse, bo większość uczniów chodzi w szatach szkolnych, ale nadzieja matką głupich.
***
Była piękna jesienna pogoda. Początek października w tym roku był nadzwyczaj przyjemny. Słońce świeciło, ale nie grzało już tak jak latem. Wiał lekki wiaterek, a drzewa powoli kolorowały krajobraz odcieniami brązu, żółci i czerwieni. Draco usiadł pod największym drzewem i wystawił twarz do słońca. Przymknął oczy w geście przyjemności na ciepło rozpływające się po jego twarzy. Westchnął smutno wiedząc, że niedługo przyjdzie zima i zniknie sielanka. Wszyscy będą się kisili w bibliotece lub pokojach wspólnych, chcąc się przygotować do zajęć, OWTM- ów, lub po prostu odrobić zaległe i przyszłe zadania domowe. Uchylił powieki i zobaczył głowę Pottera lewitującą na tle zamku. Mrugnął, a głowa zniknęła. Przetarł oczy w bardzo nie Malfoy’owskim geście myśląc, że jest po prostu zmęczony po ciężkiej nocy i tylko mu się zdawało. Wtedy zobaczył znienawidzony stempelek na swoim przedramieniu, który był doskonale widoczny, ponieważ Draco podwinął rękawy kurtki. Podniósł się szybko z ziemi i ruszył zdecydowanym krokiem w stronę jeziora. Zatrzymał się dopiero kiedy poczuł pod butami sypki piasek. Usiadł ciężko i ukrył twarz w dłoniach.
Nie mógł się pogodzić z tym, że kiedykolwiek robił coś dla Voldemorta.
Jak ja mogłem być tak głupi - pomyślał ze złością. - Co ja sobie w tedy myślałem? Chyba chciałem tylko zadowolić ojca i być taki jak on. Niezwyciężony. Chciałem być szanowanym, poważanym, znanym Malfoy’em. Bezwzględnym. Po prostu chciałem być nim. Nieważne jak i jakim kosztem. To nie było ważne. W końcu cel uświęca środki. Teraz zbuntowałem się tak, jak on. Wypowiedziałem wojnę Lordowi, tak jak Lucjusz i muszę żyć z tą decyzją. Cholera, ja naprawdę chcę być taki jak on!
Przypomniał sobie jak chciał zmazać tą skazę ze swojej mleczno białej skóry, ale bezskutecznie. Skończyło się na ranie, krwi i bólu, ale Znak pozostał na swoim miejscu. Czasami bolał, w tedy wiedział, że jest zebranie, jednak z każdym kolejnym uczucie słabło. Ostatnim razem, ledwo co to czuł.
Opuścił ręce i zapatrzył się w hipnotyzującą toń. Przyciągała go swoim spokojem. Tylko co jakiś czas fala zagarniała kawałek plaży, ale po stwierdzeniu, że może jednak jej nie chce, oddawała piasek lekko mokry, lecz z grubsza w nienaruszonym stanie.
Blondyn podsunął się do brzegu i zaczął palcem ryć w piasku wzory. Nie wiedział, czy kiedykolwiek je gdzieś widział, czy tak o przyszły mu do głowy. Podniósł głowę kiedy usłyszał hałas w lesie po lewej stronie, ale nic nie zauważył. Wzruszył ramionami i powrócił do przerwanej czynności. Za każdym razem kiedy woda zbliżała się do niego, to zmazywała jego dzieło, moczyła palce i zostawiała miejsce puste jakby czekając, co jeszcze namaluje. Powtórzyło się to koło dziesięciu razy, a Draco poczuł się radosny jak małe dziecko, które dostało coś słodkiego. Wypełniało go uczucie spokoju i jakby radości. Nie był szczęśliwy, ale jedynie chciał się uśmiechnąć i pokazać, że wcale nie jest źle.
Obok siebie usłyszał parsknięcie i chwilę później stał na nogach z wyciągniętą przed siebie różdżką, ale nie za bardzo wiedział w co celować, ponieważ przed nim nikogo nie było. Obejrzał się dookoła i zmrużył oczy. Coś było wybitnie nie tak. Dla pozoru wzruszył ramionami i schylił się opierając ręce na piasku jakby chciał usiąść, ale zamiast tego chwycił piasek w garść i sypnął przed siebie. Piasek powinien opaść na ziemię, ale napotkał opór. Chwilę później Draco siedział na lekko zdezorientowanym Potterze.
- Co ty tu robisz? - warknął ostrzegawczo przykładając różdżkę do szyi wroga.
- Spacerowałem - odpowiedział Złoty Chłopiec bez zająknięcia. Powoli odzyskiwał opanowanie i uśmiechnął się ironicznie. Draco już otwierał usta, żeby powiedzieć jakąś kąśliwą uwagę, ale nie zdążył, ponieważ ręce Harry’ego złapały go za szyję i przetoczyli się po piasku w stronę jeziora.
Każdy wymachiwał pięściami, bo miał choć małą przestrzeń obok siebie, a Draco z zadowoleniem stwierdził, że jego pięść w większości trafia w cel, a ręka Pottera unika kontaktu z jego ciałem. Uśmiechnął się z wyższością i już miał zadać ostateczny cios, który pozbawiłby przytomności Złotego Chłopca, który aktualnie siedział mu na biodrach, ale bardziej usłyszał niż poczuł chrzęst łamanych kości i na koszulkę pociekła fontanna krwi z jego własnego arystokratycznego nosa. Przeklął siarczyście i złapał się za podstawę nosa. Pchnął na oślep i zrzucił z siebie Pottera. Wstał jednym płynnym ruchem i nie odwracając się pobiegł do zamku.
Harry siedział na piasku i patrzył za oddalającą się sylwetką Malfoy’a. Poczuł coś na kształt żalu, że to ich spotkanie skończyło się tak… źle. Nie miał w planach bić Malfoy’a ani nawet zaczynać bójki. Chciał… no właśnie… co chciał? Myślał, że mogą normalnie porozmawiać? Jeżeli tak, to grubo się pomylił…
***
Dlaczego! - pomyślał sfrustrowany Malfoy idąc w stronę szkoły z krwią ze złamanego nosa cieknącą pomiędzy palcami. - Nienawidzę! - krzyczał w myślach otwierając wrota szkoły i starając się być niewidzialnym.
Szybko przemknął do lochów, a potem kryjąc się w cieniu korytarzy zmierzał do Pokoju Wspólnego. Szybko przeszedł przez mur z ulgą przyjmując to, że nikt będący w pomieszczeniu nie zwrócił na niego uwagi. Od razu skierował swe kroki do dormitorium. Tam zrzucił z siebie kurtkę i zakrwawioną koszulę na ziemie i poszedł do łazienki. Nachylił się nad zlewem opierając ręce na krawędziach umywalki. Zaklął znowu i po wyciągnięciu różdżki i mocnym ustawieniu nóg rzucił zaklęcie nastawiające kości. O dziwo bolało bardziej, niż przy złamaniu. Może była to kwestia tego, że wtedy w żyłach krążyła mu adrenalina i krew szumiała w uszach. Kopnął stojący obok jego nogi kubeł na brudne rzeczy tak mocno, że uderzył on w ścianę i przewrócił się wysypując swą zawartość na kafelki.
Tym razem z ust Dracona poleciała wiązanka przekleństw przeplatana słowami po francusku. Po uspokojeniu się i zatamowaniu krwawienia wyprostował się i przyjrzał sobie krytycznym wzrokiem w lustrze. Na to spojrzenie zareagowało ono westchnięciem.
- Och Draco! - lamentowało lustro patrząc na zakrwawioną twarz i klatkę piersiową mężczyzny.
- Zamknij się - burknął blondyn od niechcenia i zdjąwszy spodnie razem z bokserkami wszedł pod strumień gorącej wody.
W zadowoleniu przymknął oczy poddając się ciepłu i relaksując mięśnie. Sięgnął ręką po szampon, a kiedy go otworzył po pomieszczeniu rozlał się zapach cytryny, limonki i lawendy. Westchnął i nalał sobie płynu na rękę. Powoli wmasował szampon we włosy, które leniwie przesuwały mu się pomiędzy palcami. Spłukał pianę i nałożył odżywkę o intensywnym zapachu cytrusów. Wtarł ją we włosy i sięgnął po płyn do mycia o tym samym zapachu.
Dwadzieścia relaksujących minut później Draco wyszedł spod prysznica z ręcznikiem przewiązanym w biodrach i jednocześnie wycierając włosy innym ręcznikiem.
- Mrrau - zamruczało lustro i zaparowało.
- Dzięki - mruknął Draco przecierając taflę ręką. - Też uważam, że jestem bogiem - powiedział i patrzył na siebie w lustrze krytycznym wzrokiem. Obrócił się tyłem i zerknął przez ramię stwierdzając, że tył jest tak samo dobry jak przód.
Po poprawieniu sobie humoru kąpielą i kontemplowaniem swego piękna w lustrze, przeszedł do sypialni i skierował się od szafy. Przez chwilę patrzył na spodnie i koszule, ale zdecydował się na czarne materiałowe spodnie oraz dopasowaną, ciemnozieloną koszulę ze srebrnymi spinkami do mankietów i srebrnym haftem na kołnierzu.
Powrócił do łazienki, a lustro zareagowało tak, jak zwykle.
- Och, Draco. Jak ty pięknie wyglądasz.
- Nie uważasz? - zapytał zaczepnie i sięgnął do szafeczki po jego prawej stronie. Wyciągnął z niej żel do włosów.
- Mówiłem ci już kiedyś, że go nie potrzebujesz, prawda? - zapytało lustro.
- Owszem, ale jesteś tylko lustrem - skwitował Malfoy i nałożył sobie sporą ilość na rękę i wtarł go lekko we włosy sprawiając, że stały się puszyste, ale nie były przez to mniej opanowane. Stwarzały wrażenie, jakby było ich więcej i były jeszcze bardziej miękkie. Aż chciało się ich dotknąć.
- Mój boże! - krzyknęło lustro i ponownie zaparowało.
- Ej! - krzyknął Malfoy, kiedy jego obraz w lustrze się rozmazał. - Głupie lustro - warknął i odwrócił się na pięcie. - Co mnie podkusiło, żeby zabrać ze sobą lustro o skłonnościach homoseksualnych - mruknął i powlókł się dormitorium.
Padł na łóżko i po omacku obszukał je. Kiedy jego ręka natrafiła na małe prostokątne pudełko uśmiechnął się i drugą ręką sięgnął po różdżkę. Z pudełka wyciągnął jednego papierosa, a różdżką odpalił go i zaciągnął się dymem. Pozwolił swoim myślom pływać swobodnie nie przejmując się niczym.
Pierwszą myślą był znienawidzony Potter. Jego twarz wyryła się w podświadomości Draco lepiej niż twarze jego rodziny. Oczywiście nad podobizną Pottera wyświetlał się kolorowy, neonowy napis „Wróg publiczny nr 1”. Draco westchnął i ponownie zaciągnął się papierosem. Jedna myśl nie dawała mu spokoju. Dlaczego Potter był dziś nad jeziorem. Dlaczego był tam w tym samym czasie co on i dlaczego się śmiał. Może widok szczerzącego się Draco był czymś nietypowym i zadziałał na niekorzyść Złotego Chłopca. Może ten dostał urazu psychicznego. Chociaż bił się nadzwyczaj dobrze jak na osobę upośledzoną umysłowo i trzeba przyznać, że jego prawy prosty trafia do celu lepiej niż słowa Wybrańca. Było to oczywiście kłamstwo, ale dumny Ślizgon nie dałby po sobie poznać, że jedno słowo wypowiedziane przez Pottera do niego nawet miłym tonem, bez tej zwykłej złośliwości i wściekłości na niego zadziałało. W tamtej chwili czuł, jakby te wszystkie kłótnie i bójki to była jedynie niemiła przeszłość. Przez myśl przeleciał obraz jego i Pottera idących ramię w ramię jako przyjaciele.
Potrząsnął głową i odgonił tę absurdalną myśl od siebie. Roześmiał się z samego siebie, ale jednocześnie wymierzył mentalny policzek.
Ja i Potter przyjaciółmi... Chyba w snach. Prędzej dam sobie odciąć moją męskość, niż zaprzyjaźnię się z Potterem, albo chociaż spojrzę na niego przychylnym wzrokiem. Nie ma mowy.
Draco odwrócił się na plecy i spojrzał na baldachim wysokiego łóżka. Oczywiście był on ciemno-zielony ze srebrnymi wzorami i obszyciem.
Narzuta na łóżku była z czarnego jedwabiu, który przepływał miękko pomiędzy jego palcami. Malfoy przymknął swoje oczy koloru burzowych chmur i ponownie zatopił się w myślach i nawet nie wiedział kiedy zasnął.
Narzuta na łóżku była z czarnego jedwabiu, który przepływał miękko pomiędzy jego palcami. Malfoy przymknął swoje oczy koloru burzowych chmur i ponownie zatopił się w myślach i nawet nie wiedział kiedy zasnął.
_______________________________________________________________________________________
Pierwszy rozdzialik.
I jak Wam się podoba? Czekam na Wasz odzew!
Myślę, że drugi rozdział pojawi się w weekend ;)
Do zobaczenia!
Draco Dormiens
Pierwszy rozdzialik.
I jak Wam się podoba? Czekam na Wasz odzew!
Myślę, że drugi rozdział pojawi się w weekend ;)
Do zobaczenia!
Draco Dormiens
Witam,
OdpowiedzUsuńciekawe, czy na tej wieży to był Potter, a to lustro, och wspaniałe, sama chciałabym mieć takie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Cuuudowne *.* Życzę weny i biorę się za kolejny rozdział! Cudowne ;)
OdpowiedzUsuńBasia
Jak już zacząłem, to nie mogłem zrezygnować. Ciekawe i jednocześnie wyróżniające się w fandomie. Ortografia i gramatyka trzymają poziom (w interpunkcji uważam się za przeciętnego, aczkolwiek nadal jestem lepszy niż przeciętny Kowalski), jednak znalazło się kilka rzeczy, które nie osobiście się nie spodobały. Głównie błędy logiczne, m.in. gdy Draco wrócił z Wieży Astronomicznej i poszedł spać (rano!), obudził się nadtępnego dnia w południe (tak napisałaś). Wynika z tego, że przespał cały piątek i jeszcze pół soboty! 36 godzin!
OdpowiedzUsuńNie podobał mi się też fragment "Może zobaczy gdzieś nieznajomego i przyjrzy się jego twarzy? Wiedział, że są raczej małe szanse, bo większość uczniów chodzi w szatach szkolnych, ale nadzieja matką głupich." Rozumiem, że to "nadzieja matką głupich" (A kysz, wstrętne powtórzenia!) odnosi się do poprzedniego zdania, ale zdanie, którym się znajduje jest przez to... dziwne...
Dalej jest jeszcze "Draco […] przymknął oczy w geście przyjemności". "Gest przyjemności"?
Niedaleko znajduje się też kolejny błąd odnośnie gestu, ale dotyczy jedynie jego określenia. Mam tu na myśli wyraz "Malfoy'owski". Pomijając już to, że określenia piszemy z małej litery (najlepszy przykład: "język polski"), słowo o znczy tyle, co "należący do Malfoy'ów", a nie to chyba miałaś na myśli. (Ale to jeszcze sprawdź. Sam mam wątpliwości,a niepotrzebne wprowadzanie cię w błąd nie leży w mojej intencji).
Rozumiem, że "stempelek" to pogardliwe określenie na Mroczny Znak? Przyznam, że nie od razu załapałem. Powinno być chyba w cudzysłowie, ale jest jak najbardziej w porządku i mnie osobiście się podoba.
*wtedy
"Wypowiedziałem wojnę Lordowi - tak jak Lucjusz - i […]" lub "Wypowiedziałem wojnę Lordowi, tak jak Lucjusz, i […]". "Tak jak Lucjusz" jest wtrąeniem, więc musi być oddzielone od zdania głównego (tutaj akurat dwóch zdań złożnych współrzędnie). Łatwo zapamiętać tę regułę, porównując to wtrącenie do "za przeproszeniem", albo, co jeszcze łatwiejsze do zapamiętania, do "kurwy" (np. "Znowu się, kurwa, gówniarz spóźnił").
"[…]zbliżała się do niego to zmywała jego dzieło, […]" lub zamiast "to" przecinek (druga opcja wydaje mi się lepsza).
Dalej pojawia się kolejny błąd, ale znowu logiczny: "kontemplował [wielki plus za to słowo] spodnie i koszule, ale wybrał spodnie i koszulę"? Coś tu jest chyba nie tak? Zamiast "ale" powinno się tam pojawić "i".
O! A tutaj zjadłś "do"! "[…] mruknął i powlókł się dormitorium".
A na samym końcu, w opisie łóżka, który był całkowicie niepotrzebny, zapomniałaś o jednym przecinku. "[…] i ponownie zatopił się w myślach i nawet nie wiedział, kiedy zasnął". Tylko przed pierwszym "i" nie stawia się przecinka (ale to już głębsza sprawa i warto się z czymś takim zapoznać).
Była siekierka, to teraz posłodzę. Rzadko, ale to naprawdę rzadko, zdarza się, aby taka ilość błędów nie zniechęciła mnie do dalszej lektury, jednak w tym przypadku popełniłbym błąd, gdybym tutaj skończył. Masz naprawdę dobry pomysł i fantastyczny styl pisania. Zazdroszczę talentu, zazdroszczę wyobraźni i zazdroszczę wytrwałości w pisaniu bloga. Postaram się szybko przeczytać pozostałe rozdziały i je również skomentować.
Pozdrawiam i życzę sukcesów.
~PsycheDelic
PS. Oh, jeśli w mojej wypowiedzi znalazły się jakieś błędy, nie obawiaj się mnie o tym powiadomić.
PPS. I ostrzegam, że zazwyczaj, gdy piszę komentarze, to tylko dlatego, że coś mi się nie spodobało, więc jeśli pod jakimś rozdziałem nie będzie nic ode mnie (kocham podwójne zaprzeczenia w języku polskim), to znaczy, że wykonałaś kawał dobrej roboty.
[Wow, cały koment bez ani jednej emotki, straszne.]
Hej,
OdpowiedzUsuńto lustro fajne, mieć takie u siebie... było by cudownie, na tej wieży był Harry?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga